Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 482, 483, 484 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:13, 08 Lis 2013    Temat postu:

Rozdział 5 na dzień dobry :)
EDYTKA: zabieram się za THURSDAY CHILD. Życzcie mi szczęścia...

Rozdział 5

- Ja też! – wykrzyknęła Becky, klaszcząc w dłonie.
Wszyscy na nią spojrzeli.
- No dobra… nie jestem – poprawiła się. – Ale MOGŁABYM być! – otwarła szeroko oczy w niepowstrzymanym podekscytowaniu. Każdego dnia zachowywała się i mówiła niczym dziecko w świąteczny poranek. Castiel uważał to za konfundujące. W jej maleńkiej postaci mieściło się zbyt wiele energii.
- Typowe – stwierdził Dean. Oparł się o futrynę, wsadzając ręce w kieszenie. – Wyglądasz o wiele za młodo, aby mówić tak, jak mówisz.
- Co jest złego w tym, jak mówię? – spytał Castiel, gdy już pomógł Annie wstać.
- Nic – powiedział Dean. – Po prostu brzmisz jak czterdziestoletni prawiczek.
Castiel uniósł brwi, a Anna cichutko zachichotała. Brat spojrzał na nią.
- Zgadzasz się z tym?!
- Faktycznie brzmisz na starszego, niż jesteś, Castiel – odparła i skrzywiła się. – Muszę przez chwilę posiedzieć. Paskudnie boli mnie głowa.
Castiel pomógł jej usiąść na jednym z wyściełanych krzeseł w poczekalni i poprosił Becky o przyniesienie szklanki wody oraz wilgotnej szmatki. Dotknął ciepłego czoła Anny.
- Za parę minut nic ci nie będzie – powiedział i zbadał jej puls. – Twoje ciało już naprawiło to, co musiało.
- Więc… co się stało? Mózg jej eksplodował? – zapytał Dean, zerkając na Becky, kiedy ta przeszła obok niego. Anna z wdzięcznością przyjęła przyniesione rzeczy i starła sobie krew z nosa i szyi.
- Krwotok mózgowy oznacza krwawienie na lub w mózgu – wyjaśnił Castiel. – Zazwyczaj jest wywoływany pęknięciem arterii, a to powoduje obrzęk mózgu. U zwykłych ludzi może to prowadzić do udaru, a nawet śmierci, ale, ponieważ Anna jest SzybkoLeczącą, jej ciało naprawiło arterię i usunęło nadmiar krwi, zanim doszło do trwałego uszkodzenia.
- Czy SL naprawdę może to zrobić? – spytał Dean sceptycznie.
- Szybkie leczenie nie ogranicza się do gojenia rozdartej skóry i złamanych kości. To złożona mutacja.
- Szczyt ewolucji – wymamrotała Anna, a Castiel uśmiechnął się do niej.
- I SL łatwo się podniecają! – wydyszała Becky.
Skąd ona zdobyła tę informację?
- Becky, to nie jest prawda… - zaczął Castiel.
- Ależ jest, doktorze Novak! Zostało to udowodnione. SzybkoLeczący mają duży popęd płciowy. – Zachichotała, a Castiel wreszcie zrozumiał, czemu Gabriel uważał ją za dziwną. – Dlatego postaci w moich fanfikach zawsze są SL – westchnęła radośnie, gapiąc się w przestrzeń z nieco nieprzytomnym wyrazem twarzy.
Wyraz odrazy na twarzy Deana wyglądał komicznie.
- Wow – powiedział. – Tak, już się zbieram.
Podczas gdy Becky wtajemniczała Annę w szczegóły swoich historii, Castiel poszedł za Deanem do wąskiego korytarza wyłożonego drewnianymi deskami. Dean uniósł brew, kiedy Castiel otwarł przed nim drzwi.
- Wyrzuty sumienia? – spytał wojownik, schodząc w dół po trzech kamiennych stopniach i odwracając się do niego. Słońce już wyszło. Jego jasne promienie rozświetlały złote pasma w brudno blond włosach Deana, a ponieważ mężczyzna patrzył w górę na Castiela, jego zielone oczy żywo odcinały się na tle opalonej skóry.
- Czemu miałbym mieć wyrzuty sumienia? – spytał Castiel.
- Nigdy mi nie powiedziałeś, że jesteś SL.
Castiel uśmiechnął się.
- Jedna na 10.000 osób jest SL. To nie jest wielka rzadkość.
- Jesteś pierwszym, którego spotkałem, a który nie walczy.
- Co z twoim bratem?
- Nie. Sammy jest po prostu zwyczajnym gościem – odparł Dean i jego usta wygięły się w pięknym, autentycznym uśmiechu. Nie krył się za nim żaden sarkazm ani kpina.
Castiel zachichotał, podziwiając kształt i wygięcie tych ust oraz to, jak wyglądał uśmiech na twarzy Deana. Uznał, że chciałby to częściej widywać.
- Gabriel będzie zadowolony. Jest bardzo próżny. Nie chciałby, aby jego chłopak nie starzał się w zauważalny sposób, podczas gdy on tak.
Ku wielkiemu niezadowoleniu każdej próżnej osoby na świecie niemożliwym było odtworzyć mutację SL, czy też, mówiąc dokładnie, zdolność do ciągłej produkcji kolagenu, utrzymującego elastyczność skóry i powodującego brak zmarszczek. Wbrew powszechnemu przekonaniu SzybkoLeczący nie byli nieśmiertelni; mogli umrzeć z powodu takich chorób, jak rak, czasami infekcji i ciężkich obrażeń. Wszystko zależało od tego, jak silna była mutacja w przypadku danej osoby i jak daleko mogło się posunąć ciało, aby przeżyć. Castiel nie był pewien swego stopnia mutacji, ponieważ nigdy nie był tak poważnie ranny, by to sprawdzić. Jednak fakt, iż Anna przeżyła krwotok mózgowy, kazał mu wierzyć, że u obojga mutacja była dość silna.
- Chłopacy? Czy teraz tym są? – spytał Dean. Miał intrygujący wyraz twarzy, którego Castiel nie miał nadziei przeniknąć.
- Tak myślę.
Dean kiwnął głową i odkopał kamień z wąskiej ścieżki.
- Lepiej już pójdę.
- Zobaczymy się w przyszłym tygodniu? – zapytał Castiel.
- Prawdopodobnie – rzucił Dean przez ramię. – Jeśli przeżyję następną walkę.
- Dean – zripostował Castiel. – Nie powinieneś tak mówić.
Dean zaśmiał się.
- Nie martw się. Ciężko mnie zabić.

Anna została namówiona, by po wypadku zostać u Castiela na kilka dni. Brat nie martwił się o nią jako taką, po prostu chciał ją mieć w pobliżu, gdyby trzeba było zwrócić uwagę na jakieś problemy zdrowotne. Miał tylko jedną sypialnię, którą oddał Annie, więc musiał spać na sofie, ale nie przeszkadzało mu to. Nie widział jej od jakiegoś czasu i miło było mieć towarzystwo w małym mieszkaniu.
W czwartek rano, w czasie śniadania, Anna spytała o Deana. Był to pierwszy raz, kiedy go wspomniała od czasu jego bytności w sobotę, a Castiel był zaskoczony, że nie zapytała o niego wcześniej.
- Przypuszczam, że mu doradzam – powiedział. Jajka leżące mu na talerzu były zbyt przysmażone, ponieważ nie mógł się skupić na gotowaniu, myśląc o Deanie. Jego zajęcie zaczynało mu coraz bardziej przeszkadzać i nie pomagał mu fakt, że ujrzał walkę na własne oczy. Jego komentarze o przeżyciu następnego meczu w założeniu miały być żartem, ale Castiela to wciąż kłopotało. Oczywiście, że Deana trudno było zabić, ale nie było to niemożliwe, a co by się stało, gdyby umarł? Co wtedy?
To Castiela gniewało. Walki SL były niewłaściwe. Prosto i zwyczajnie. Gdyby już nie były nielegalne, to złożyłby w tej sprawie petycję.
Chichot wyrwał go z zamyślenia. Anna uśmiechała się do niego z drugiej strony stołu.
- Jesteś bardzo zdekoncentrowany – zauważyła.
- Czyżby?
- Czy to chodzi o Deana?
Castiel westchnął i odsunął talerz. Nawet nie próbował kłamać.
- Tak.
Siostra kiwnęła głową, jakby już wiedziała.
- Ty coś do niego czujesz.
- Nie! – krzyknął Castiel, być może trochę zbyt żywiołowo.
Anna patrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Nie – powtórzył i była to prawda, nie czuł. – Ja… jego zawód nie jest szczególnie legalny – powiedział Castiel niejasno. – I to mi przeszkadza.
- Rozumiem… - siostra urwała. – Nie zrozum mnie źle, Castiel, ale nigdy nie uważałam cię za amatorskiego stróża prawa. – Castiel zrobił minę, a ona roześmiała się. – Chcę powiedzieć, że nigdy wcześniej nie przeszkadzały ci nielegalne zajęcia, więc czemu teraz zaczęły?
- Ponieważ to jest niebezpieczne – wymamrotał Castiel.
- Martwisz się o jego bezpieczeństwo?
- Przypuszczam, że tak.
- Więc powinieneś mu powiedzieć.
- Nie bądź śmieszna – powiedział Castiel, wstając i zabierając talerze.
- Tak, ponieważ mówienie komuś o tym, co czujesz, jest CAŁKOWITYM idiotyzmem, tak?
- Jeśli tym kimś jest Dean Winchester? Wtedy tak, to jest idiotyzm.

Przed swoim spotkaniem z Deanem Castiel udał się na spotkanie z Gabrielem w ich ulubionej kafejce i z zaskoczeniem ujrzał siedzącego obok Sama.
- Witaj – powiedział Castiel, kiedy już usiadł naprzeciw nich obu ze swoją wrzącą herbatą, a Sam uśmiechnął się z wahaniem, machając do niego słabiutko.
Gabriel zarechotał.
- Spójrz na to dziecko, Sammy! Czuje się niezręcznie i jest zawstydzony.
Sam, krzywiąc się, bawił się saszetką z cukrem, mając opuszczony wzrok.
- Gabe, zamknij się.
- Zatem dobrze się wam układa? – spytał Castiel, zaśmiewając się. Był ekstremalnie zdziwiony, że Gabriel i Sam przetrwali dłużej, niż dzień, a sądząc po wyrazie czystego szczęścia na twarzy Gabriela wydawało się, że Sam miał zostać na dobre. Castiel cieszył się w ich imieniu. Pewnie, że na początku nie był pewny, ale Gabriel wydawał się szczęśliwy i nie było mowy, aby Castiel mógł na to narzekać.
- Och, taaak – powiedział Gabriel. – Rżniemy się jak króliki.
Sam oblał się czerwienią.
- Gabriel!
- Co? – odparł tamten niewinnie i poklepał swego chłopaka po ręce. – Chcesz, żebym się rozwodził nad twoją wielką męskością?
- O, dobry Boże, zabij mnie teraz – wydyszał Sam, zakrywając sobie twarz dłońmi.
- Gabriel, myślę, że możemy oszczędzić Samowi wstydu – powiedział Castiel, choć musiał przyznać, że upokorzenie Sama było zabawne. – Co u Deana?
- W porządku, jak sądzę – powiedział Sam, wciąż czerwony jak burak. – We wtorek roztrzaskał swoją Impalę, ponieważ przegrał walkę. – Sam westchnął. – Nie jest z tego powodu szczęśliwy.
- A Impala to…?
- Samochód – podpowiedział Sam.
- Cassie, to nie fiut – Gabriel nie okazał się pomocny.
- Tak, domyśliłem się, dziękuję. Czemu był taki wściekły po przegranej? Już wcześniej przegrywał.
Sam zacisnął usta.
- W tym przypadku… uch, od tej walki zależało dużo pieniędzy. Zakłady i inne takie…
Castiel musiał się zastanowić, ile pieniędzy Dean był winien. Skoro był zmuszony robić coś, czego wyraźnie nienawidził, musiało to być potwornie dużo.
Nie chcąc zabierać Gabrielowi jego wydzielonego czasu na pysznienie się nowym chłopakiem i zawstydzanie go od nowa, Castiel skierował rozmowę z dala od Deana. Gadali przez dobrą godzinę, zanim Castiel musiał się zbierać. Ucieszył się, że Sam się rozluźnił i przyjmował kłopotliwe wynurzenia Gabriela jak leciało, odwzajemniając się nawet swoimi. Żegnając ich, lekarz ruszył do swego gabinetu zastanawiając się, w jakim nastroju będzie Dean.

Jak się okazało, był w autodestrukcyjnym. Powitali się nawzajem wystarczająco grzecznie i siedzieli może przez pięć sekund, kiedy, ku przerażeniu Castiela, Dean zaczął łamać sobie palce jeden po drugim.
- Co ty wyprawiasz?! – wykrzyknął Castiel, rzucając się przez biurko, by powstrzymać te chore trzaski.
Dean cofnął się od niego.
- Spokojnie, Jezu, wyleczą się znowu.
- Ale robisz sobie krzywdę! – krzyknął Castiel.
Dean wzruszył ramionami.
- To mi pomaga nie myśleć.
Castiel nie chciał nawet ZACZĄĆ myśleć o tym, co znaczyło dla umysłu Deana, jeśli uważał, że niszczenie siebie było najlepszym sposobem na nie myślenie.
- Patrz – powiedział Dean, wymachując prostymi już palcami. – Znowu je poskładałem. Są jak nowe.
Castiel, krzywiąc się, obszedł biurko i stanął przed Deanem, wyciągając dłoń wnętrzem do góry.
- Daj mi ich dotknąć. Muszę się upewnić, że kości są proste.
Dean przewrócił oczami.
- Teraz! – zażądał Castiel.
Dean niechętnie wcisnął rękę w dłoń lekarza i Castiel przez chwilę poklepał się mentalnie po plecach. Nie spodziewał się, że Dean mu na to pozwoli.
Palcem wskazującym i kciukiem delikatnie pocierał i ściskał każdy z palców Deana, szukając jakichś nieprawidłowości. Na szczęście Dean miał rację. Kości były proste i równie idealne, co przedtem. Dean miał szczęście, będąc tak silnym SL, inaczej mógłby sobie wyrządzić poważną krzywdę.
W chwili, w której Castiel drugi raz sprawdzał środkowy palec mężczyzny i zsunął opuszek swojego w zagłębienie pomiędzy palcem a dłonią Deana, usłyszał czyjś rwący się oddech. Castiel podniósł wzrok i ze zdumieniem ujrzał, iż Dean miał zamknięte oczy i nieznacznie rozchylone usta. Oddychał głęboko i drżąco i Castiel mógł się tylko gapić. Nie wiedział, co myśleć lub co powiedzieć.
Wyraźnie wyczuwając brak ruchu Dean otwarł oczy i zaróżowił się. Szybko wyrwał rękę i Castiel odczuł tę stratę jak fizyczny ból.
- Mówiłem ci, że nic im nie jest – wymamrotał Dean, odwracając się.
Castiel oblizał suche usta.
- Tak, miałeś rację. Przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 10:47, 08 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:13, 08 Lis 2013    Temat postu:

Rozdział 6 :D

Rozdział 6

- Witaj, Sam. Tu Castiel.
- OCH, HEJ, PRZEPRASZAM, ALE TERAZ NIE ZA BARDZO MOGĘ ROZMAWIAĆ. JESTEM W PRACY.
- Tak… p-przypuszczałem, że będziesz. Zabiorę ci tylko chwilkę. Chciałem jedynie o coś spytać. O Deana.
- OKEJ – powiedział Sam powoli. – O CO CHODZI?
- Czy Dean jest… w jakimkolwiek związku?
Nastała zauważalna przerwa.
- UCH… ŻADNYM, O JAKIM BYM WIEDZIAŁ. CZEMU?
- On nie… - Castiel skrzywił się wewnętrznie – nie sypia, z kim popadnie?
- NIE, SPĘDZA WIĘKSZOŚĆ CZASU ZE MNĄ LUB SAMOTNIE.
- Rozumiem.
- CASTIEL, O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI? CZY Z DEANEM DZIEJE SIĘ COŚ NIEDOBREGO?
- Nie, nie, wszystko jest dobrze. Byłem ciekaw. To wszystko.
- JASNE, UM, SŁUCHAJ, MUSZĘ KOŃCZYĆ. WKRÓTCE POGADAMY, DOBRA?
Castiel pożegnał go i opadł na miękką skórę swojego krzesła, z zamyśleniem pocierając sobie kciukiem usta. W zeszłą sobotę zaczął podejrzewać, że reakcja Deana na dotyk była krzykiem o trochę uwagi. Ktoś, kto znał jedynie przemoc i nic poza tym przez jakikolwiek dłuższy czas, byłby wręcz głodny uczucia. Zszokowało go, gdy się dowiedział, że Dean nie szukał go aktywnie w żadnym ciepłym ciele, jakie mógł spotkać. W końcu żadną miarą nie był nieatrakcyjny. Nie miałby problemu ze znalezieniem chętnej randki, a mimo to nawet nie próbował.
W czasie tygodnia Castiel rozmyślał nad tym, jak dotknąć Deana tak, by to nie wyglądało na rozmyślny ruch. Gdyby mógł mu okazać trochę uczucia i uwagi, których tamten tak wyraźnie łaknął, to może to by mu pomogło radzić sobie z tą potworną pracą.
W pustym gabinecie rozbrzmiał dzwonek do drzwi i Castiel podniósł się z krzesła.
- Dzień dobry, Dean – powiedział uprzejmie, otwierając drzwi.
- Doktorku – odparł Dean, salutując mu leniwie.
Weszli do biura Castiela i zajęli swoje zwykłe miejsca.
- Jak się miewasz? – spytał Castiel.
- Dobrze.
- Miałeś lepszy tydzień? – w zeszłą sobotę rozmawiali trochę o walce, którą tamten przegrał, ale przez większość czasu Dean krążył wokół tematu i absolutnie nie chciał rozmawiać o łamaniu palców. Z pewnością nie był to najbardziej produktywny tydzień w życiu Castiela.
- Tak sądzę.
- Czy od naszego ostatniego spotkania nie wydarzyło się nic interesującego?
- Nie.
Castiel ściągnął brwi. Albo Dean był zdekoncentrowany, albo celowo unikał rozmowy. Nie był to pierwszy raz, kiedy się to zdarzało, ale Castiel przypuszczał, że w ich relacji nastąpiła pewna poprawa i że Dean by go przynajmniej rozśmieszył rozmową, nawet, jeśli nie był w nastroju.
- Czy chciałbyś się nauczyć sposobu na odprężenie? – zaofiarował lekarz.
- Cokolwiek.
Kiedy Dean był taki, nieporuszony i uparty, wszystko wydawało się być próbami zmiękczenia kamienia gołymi dłońmi. Castiel wstał i Dean spojrzał na niego, wyglądając jak pies, który zwęszył królika.
- Co robisz? – spytał wojownik, kiedy lekarz podszedł bliżej.
- Mogę cię wziąć za rękę?
- Czemu?
- Chcę ci pokazać, jak się odprężyć.
- Nie muszę się odprężać. Nic mi nie jest.
- Każdy musi się czasami zrelaksować – powiedział cierpliwie Castiel. Oparł się tyłem o biurko, stając przed mężczyzną, i wyciągnął dłoń. – Proszę?
Dean burknął coś pod nosem i ostro machnął prawą dłonią. Castiel ujął ją ostrożnie obiema rękami, jakby była zrobiona ze szkła. Na twarzy Deana już wykwitał rumieniec i mężczyzna zdecydowanie patrzył w przeciwną stronę.
Cóż, pomyślał Castiel, przynajmniej pozwalał mi się dotknąć.
Potarł palcami wnętrze dłoni Deana i patrzył zafascynowany, jak kolejny raz Dean zamknął oczy.
- Pomiędzy twoim kciukiem a palcem wskazującym – zamruczał Castiel, starając się brzmieć tak usypiająco, jak mógł – znajduje się punkt uciskowy. – Delikatnie potarł omawiany obszar. – Punkty uciskowe znajdują się na całym ciele, a masowanie tych miejsc może zmniejszać napięcie oraz pomóc ci się odprężyć. Jeśli wykonywać to poprawnie, może nawet usuwać bóle głowy, pleców i przeziębienia. – Castiel przesunął palcami po krawędzi najmniejszego palca Deana i ucisnął miejsce, w którym nadgarstek łączył się z dłonią. Pocierał i ściskał, stosując odpowiednio silny nacisk. Za dużo i zaczęłoby boleć; za mało i okazałoby się niewystarczająco.
Castiel ciągnął przechodzenie od punktu do punktu postanawiając, że przerwie, kiedy i jeśli Dean go o to poprosi, i stopniowo, odrobina po odrobinie, ze sztywnej postaci zaczęło schodzić napięcie, oddech mężczyzny zwolnił i zniknęły nawet te twarde, pełne złości linie z jego przystojnej twarzy. Castiel automatycznie poruszał rękami, obserwując, jak Dean zasnął.
Odarty z sarkazmu, gniewu i smutku, Dean był piękny. Miał silną szczękę, pełne, różowe usta, a rzęsy, tworzące miękkie jak piórko cienie na wysokich kościach policzkowych, były długie i niemal kobiece. Dean miał silne, a jednak eleganckie ciało; szkoda było, że musiał je każdego dnia rozdzierać.
Castiel, wzdychając, rozplątał ich dłonie i wrócił do biurka, po drodze biorąc z półki sczytaną już porządnie książkę. Otwarł ją na pierwszej stronie, usadowił się do lektury i zaczął czekać, aż Dean się obudzi.

Będąc na trzecim rozdziale BOGA UROJONEGO Castiel poczuł osobliwe wrażenie, że ktoś go obserwował. Podniósł wzrok znad książki i żołądek mu przeskoczył, kiedy napotkał spojrzenie Deana. Jak długo tamten nie spał?
- Zasnąłem, co? – wybełkotał Dean.
Castiel sprawdził staroświecki zegar wiszący nad drzwiami.
- Na trochę ponad 1,5 godziny.
Czas przeleciał. Castiel mógł godzinami wsiąkać w książkę i uciekać przed rzeczywistością, była to jedna z kilku jego metod na odprężenie, ponieważ jego umysł nigdy nie przestawał pracować.
Dean, chichocząc lekko, przetarł sobie oczy.
- Dziwię się, że mnie stąd nie wyrzuciłeś.
- Czemu miałbym to zrobić? Dobrze pasujesz do moich mebli – odparł żartobliwie Castiel. – Jak się czujesz?
- Dobrze – Dean uśmiechnął się. – Naprawdę dobrze. Od paru dni… machnął ręką - …miałem ten ból głowy. Nie mogłem spać – ziewnął potężnie i przeciągnął się, opierając ręce na oparciu krzesła. Rozsunął nogi i koszulka podjechała mu nieco w górę, ukazując wąski pasek napiętego brzucha.
Castiel musiał zwalczyć niespodziewany przypływ pragnienia. Zdecydowanie ignorując przyjemne ciepło w dole ciała, zaznaczył książkę i odłożył ją na bok.
- Czy często masz trudności ze snem? – spytał, próbując nie okazywać wyraźnie, że było mu trudno patrzeć Deanowi w oczy.
- Nie – odparł tamten i wreszcie opuścił ramiona. – Tylko wtedy, kiedy jestem zestresowany.
- Byłeś zestresowany?
- Tak. Trochę. Bela cały tydzień dawała mi w kość. – Castiel przypuszczał, że była to przenośnia. – Wciąż wkurza się o to, że przegrałem w zeszły wtorek.
- Lubisz Belę?
Dean parsknął, pocierając sobie szczękę.
- To kompletna sucza, ale robi to, co ma robić.
- Czyli?
Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie.
- Płaci mi i trzyma gliny z daleka.
- Więc to nie Beli jesteś winien pieniądze?
Uśmieszek zniknął, zastąpiony wahaniem.
- Nie… - Dean zerknął na twarz Castiela i kontynuował, jakby znalazł poczucie bezpieczeństwa w tym, co zobaczył. – Nie. To dług Sama. Rok temu wpakował się w masę gówna z laską imieniem Ruby. Przekręciła go i uciekła z miasta, zostawiając go po uszy w długach. – Skrzywił się. – Suka mogła mu równie dobrze wymalować tarczę strzelecką z tyłu głowy.
Nie odbiegało to zbytnio od tego, co Castiel już przypuszczał, choć zaskoczył go fakt, iż był to dług Sama, nie zaś Deana.
- Jak rozumiem, twój brat jest zadłużony u… nieprzyjemnych ludzi?
- Nieprzyjemnych? – spytał Dean z pozbawionym rozbawienia śmiechem. – Ci ludzie nie wiedzą nawet, co to są zasady moralne. Są wystarczająco bezwzględni, żeby spalić cholerną fabrykę szczeniaczków, i na tyle sprytni, żeby nigdy nikt ich nie złapał.
Castiel zastanowił się, który z dwóch okolicznych gangów Dean miał na myśli. Syndykatów przestępczych, takich mniej znanych, było więcej, ale najbardziej prawdopodobnymi były te dwa, o których Castiel słyszał i z którymi pracował. Prowadził prywatną praktykę – i miał doświadczenie – oraz nie zadawał pytań; był idealnym lekarzem dla tych, którzy niechętnie odwiedzali szpitale. A ci nieprzestrzegający prawa również nieźle płacili gotówką.
Dzięki swej pracy zyskał niechętny rodzaj szacunku ze strony gangu Crowleya – grupy ok. 50 ludzi specjalizujących się w drobnych przestępstwach i ustawianiu zakładów. Castielowi nie przeszkadzali. Nigdy nie zrobili nic szczególnie okrutnego, jeśli nie liczyć okradania bogatych z potwornych ilości pieniędzy.
Jednak drugi gang reprezentował całkowicie inny poziom brutalności i, jak dotąd, był najgorszy.
- Rozmawiamy o gangu? – spytał Castiel z drżeniem. – O którym? – dodał, kiedy Dean potaknął.
- Gangu Pellegrino.
Castiel skrzywił się, sprawiając, że Dean się roześmiał.
- Wiem. Kurwa. Wierz mi, że wiem – stęknął wojownik.
- Rodzina Pellegrino to…
- Bydlaki? Chuje? Okrutne pojeby?
- Cóż, tak – powiedział Castiel, rozcierając sobie skroń. Poczuł nagły ból głowy. – Przepraszam, że tak wprost o to pytam, ale jak ci się udało tak długo przeżyć?
Rodzina Pellegrino była grupą bezwstydnych lichwiarzy, a za opóźnienia ponosiło się zapłatę: śmierć.
- Nie było łatwo, ale zawarłem z nimi umowę. Powiedziałem, że co tydzień przez rok będę im dawał 20 000 dolców, a oni w zamian darują Samowi życie.
- Jak możesz sobie na to pozwolić?
- Walki w klatkach – powiedział Dean, wzruszając ramionami. – Obstawiam sam siebie. Dlatego MUSZĘ wygrywać.
Castiel nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Ilość presji, pod jaką musiał znajdować się Dean, była niewyobrażalna. Żeby cały czas mieć to na myśli, dźwigać ŻYCIE brata na barkach i wychodzić co wieczór, by dać się rozrywać na strzępy… Cóż za nieopisana udręka.
- Dean, ukręciłeś sobie potwornie gruby sznur na szyję – powiedział Castiel z rozpaczą.
Dean zaklikał językiem.
- Jakbym, kurwa, nie wiedział. – Zmusił się do uśmiechu. – Jestem chodzącym trupem.
Gapili się na siebie przez biurko. Castiel czuł troskę i żal wykrzywiające mu twarz, zmartwienie od niego promieniowało, a fałszywy uśmiech Deana pozostał taki sam. Tylko jego oczy zdradzały, co naprawdę czuł. Castiel widział w jego wzroku każdą odrobinę przerażenia i z całego serca pragnął móc to zabrać.

To był absolutny idiotyzm.
Powrót do ROZPRUWACZY z zamiarem ponownego oglądania walki Deana był durnym pomysłem. Nie mógł uwierzyć, że przekonał sam siebie do tego. Problem tkwił w tym, że nie był w stanie wybić sobie Deana z głowy. Martwił się o niego od chwili, w której tamten wyszedł z gabinetu, i nie był w stanie przeżyć poniedziałku, nie upewniwszy się, że wszystko było w porządku.
Stał dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio, mając nadzieję ujrzeć Deana przed jego wejściem na ring.
Walka wcześniejsza już się skończyła i nastąpiła zwyczajowa przerwa, podczas gdy ring był czyszczony z krwi, a widownia obstawiała zakłady na ostatnią chwilę.
W chwili, w której pomyślał, że przegapił Deana, usłyszał szept przy uchu.
- Wiesz, gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że masz skłonności sadystyczne.
Castiel dosłownie zadygotał z rozkoszy. Walcząc z chęcią odchylenia się w tył, tam, gdzie, jak wiedział, zastałby nagą pierś Deana, odwrócił się.
Tak, jak się tego spodziewał, Dean był nagi od pasa w górę, ale tym razem się uśmiechał.
- Co tu robisz, doktorku?
Castiel miał gorące policzki, a dłonie mu się pociły. Nie wiedział, czemu się tak działo – czy to z powodu bliskości, tego, jak niewiele Dean miał na sobie, gorąca, muzyki, przygaszonego światła – ale w ponurych granicach ścian ROZPRUWACZY żądza Castiela poszybowała wysoko. Może działo się tak dlatego, że nie znajdowali się na stopie lekarz-pacjent. Castiel mógł być, kimkolwiek chciał.
- Nie trzeba mnie nazywać doktorkiem – powiedział, oblizując usta. – Nie jestem w pracy.
Dean zmrużył oczy, a jego uśmiech przeszedł w uśmieszek.
- Przepraszam – wskazał na swoje ucho. – Nie słyszałem cię.
Castiel powtórzył to głośniej, ale Dean tylko potrząsnął głową.
- Nie, widzisz… - wkroczył w przestrzeń osobistą Castiela, spychając go do barierki tak, że prawie się dotykali. Dean złapał za metal po obu stronach talii Castiela i pochylił się. – Musisz podejść bliżej – wymruczał. Jego oddech połaskotał miękką skórę ucha lekarza. Fiut Castiela zaczął bezwstydnie twardnieć, i to po tak niewielu staraniach! Jakie to żenujące.
- P-powiedziałem… - zająknął się Castiel, ponieważ policzek Deana ocierający się o jego twarz bardzo go rozpraszał. – Powiedziałem, że nie musisz mnie nazywać doktorem, nie jestem w pracy.
Dean odsunął się i uśmiechnął szeroko.
- Ochh, jasne. Więc jak powinienem cię nazywać?
- Cas-castiel? – do diabła z jego jąkaniem! Do diabła z tym żałosnym pociągiem!
- Cas Castiel? – zażartował Dean. – Myślę, że będę cię nazywał Cas. Tak jest łatwiej, co?
- Winchester! – zawołał ktoś na prawo od nich. – Twoja kolej, chłopie.
Dean uniósł kciuki w stronę wołającego, ktokolwiek to był, i odwrócił się do Castiela, patrząc na niego łagodnie.
- Cas, zrób sobie przysługę. Nie chcesz tego widzieć.
Ponownie wywołano imię Deana i Castiel nie miał czasu odpowiedzieć, zanim wojownik od niego nie odszedł.
Patrzył na walkę Deana, ale nie żałował tego, ponieważ, gdy tylko się skończyła, wiedział, że Dean żył i że nie został poważnie ranny. Ta wiedza mu wystarczyła, aby pomóc mu spać w nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:09, 08 Lis 2013    Temat postu:

(usunęłam dubelka :3)

Aww <3 nie spodziewałam się dwóch rozdziałów, ale dla takich niespodzianek można żyć XD A po lekturze czuję się zwalona z nóg, bo - rozumiecie - ta chemia tak działa na człowieka. Tak więc zacieram ręce i czekam na więcej <3
Also, po czym można poznać, że zbliża mi się okres? Po tym, jak byłam o krok od poryczenia się na scenie w gabinecie. Sniff, sniff @_@

Pat, a wrażeniami z fika dziel się od razu i na bieżąco, bo nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że się zań wzięłaś :3 Wspaniale! :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 08 Lis 2013    Temat postu:

Na razie jestem na początku, kiedy Cas postanowił odszukać Deana, który zniknął po zabiciu Lucyfera. A na lekturę w ciągu dnia nie za bardzo mam czas, więc za ciąg dalszy wezmę się na dobranoc. No i chwilowo obrabiam rozdział 7, więc spodziewajcie się go wieczorem :)
Aha, kolejne urocze i zabawne maleństwo. Chyba przyjrzę się autorce nieco uważniej :D

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 18:05, 08 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:05, 08 Lis 2013    Temat postu:

Ach, to dopiero początek tego słodkiego, słodkiego angstu <3 nie myśl, że wszystko będzie miód-malina jak już go znajdzie. Ehehehe :D Czerpię z tego fika masochistyczną wręcz przyjemność XD Ale serio. Nie zniechęcaj się. Fik jest pierwsza klasa.

A do słodkiego, uroczego maleństwa zajrzę z pewnością :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:21, 08 Lis 2013    Temat postu:

Nie sądziłam. W końcu, jakby nie patrzeć, Dean musiał zabić brata. Nawet, jeśli to już nie był jego brat. Niemożliwe, żeby na widok Casa żałoba mu przeszła.

Rozdział następny :hamster_explain:

Rozdział 7

Castiel przyjrzał się ranie doświadczonym wzrokiem. Jego pacjent był 64-letnim, emerytowanym murarzem, który zdołał spaść z drabiny i zedrzeć sobie sporo ciała z nogi, odsłaniając piszczel. Była to rana stworzona do opatrywania jej na pogotowiu, a jednak jego pacjenci wciąż woleli szukać pomocy u niego. Nie skarżył się – czuł się zaszczycony tym, że uważali go za godnego zaufania – poza tym dysponował wszystkimi niezbędnymi środkami, aby dać sobie radę z poważnymi urazami, ale tutaj czekało się dłużej, niż w szpitalu, i dlatego Castiel uważał to za dziwne. Być może pacjenci woleli tę bardziej osobistą usługę oferowaną przez kliniki prywatne, zadumał się. W każdym razie cieszył się, że nigdy nie brakowało mu pacjentów.
- Myślę, że najlepiej byłoby prześwietlić nogę, a potem zaszyć ranę. Ale zdaje się, że nie jest to coś, o co powinniśmy się martwić.
- Nie licząc faktu, że brakuje mi części nogi – stwierdził burkliwie mężczyzna.
Castiel zachichotał.
- Cóż, tak, nie licząc tego. – Podjechał krzesłem do komputera i włączył swój niewielki rentgen.
Ogółem na parterze znajdowały się dwa gabinety zabiegowe, jedno biuro, jedna poczekalnia i toaleta. Gabinety zabiegowe były jedynymi pomieszczeniami sterylnymi i klinicznie czystymi, ale, oczywiście, musiały być.
- Jeśli mógłby pan stanąć za ekranem – powiedział Castiel, pomagając mężczyźnie wstać. – A ja zrobię prześwietlenie.
Kiedy lekarz usiadł za szkłem ochronnym, rozległo się podekscytowane stukanie do drzwi.
- Wejść – odpowiedział Castiel.
- Doktorze Novak – wysapała Becky. Znowu robiła tę dziwnie entuzjastyczną minę, która kazała Castielowi zastanowić się ponownie nad teorią spiskową Gabriela. – Pan Winchester przyszedł się z panem zobaczyć!
Castielowi stanęło na chwilę serce.
- Pan Winchester? Który – odchrząknął – który z nich?
Becky uśmiechnęła się głupio.
- Dean Winchester.
Chociaż Castiel odczuł potężną chęć, by pisnąć jak dziecko, które właśnie dostało górę cukierków, i zatańczyć na stole w bardzo nieprofesjonalny sposób, to w trakcie odpowiedzi jego głos pozostał równie spokojny, co zawsze.
- Proszę mu powiedzieć, aby zaczekał, a ja zajrzę do niego, gdy tylko będę mógł.
Powoli i równo prześwietlił, oczyścił i zaszył nogę pacjenta. Musiał się zmuszać do starannej i ostrożnej pracy. Niemal przytłaczała go pokusa, aby się pospieszyć i zobaczyć Deana wcześniej.
Gdy tylko skończył, odprowadził pacjenta do drzwi, a potem do poczekalni, gdzie Dean rozwalił się na siedzeniu, z nogami w górze i gazetą na twarzy. Castiel ukrył uśmiech. Kazał Deanowi czekać prawie dwie godziny, a mężczyzna mimo to nie wyszedł.
Usiadłszy na niskim stoliku przy drzemiącym wojowniku Castiel zerwał mu gazetę z twarzy, a Dean poderwał się zaskoczony.
- W czym problem, panie Winchester?
Dean spojrzał na niego zmrużonymi, sennymi oczami.
- Zawsze każesz swoim pacjentom tak długo czekać?
- Tylko tym, których lubię – odparł Castiel, nie trudząc się dłużej ukrywaniem szerokiego uśmiechu. Wyciągnął rękę i pomógł Deanowi wstać.
- Lubisz mnie, co? – Dean posłał Castielowi bezczelny uśmiech. – Dobrze wiedzieć.
- Nie jesteś całkiem paskudny – powiedział Castiel. Podniecenie i oczekiwanie szumiały mu w żyłach. Stali niemal tak blisko siebie, jak w klubie. Jeden krok bliżej i Castiel byłby w stanie go dotknąć, poczuć gorąco jego skóry, bicie jego serca i jego czysty, naturalny zapach, zamaskowany mydłem i skórą.
Nie zdawał sobie sprawy, że w milczeniu gapili się na siebie, dopóki nie usłyszał wyszeptanego „Aaach…” na lewo od siebie.
Co nie zaskakiwało, ich widownią była Becky. Ściskała w dłoniach faks, trzymając go blisko twarzy i patrząc na nich rozpromienionym wzrokiem.
Castiel poczuł gorąco na twarzy i z zakłopotaniem potarł sobie kark, cofając się o krok.
- Dean, jeśli mógłbyś pójść ze mną – powiedział. Gdyby dziewczyna nie była taka efektywna, lojalna i godna zaufania, to Castiel na serio rozważyłby znalezienie nowej recepcjonistki. Jednak Becky robiła wszystko, o co mógł poprosić, i nigdy go nie zawiodła. Za wyjątkiem tego, kiedy przejechała mu siostrę, przypadkowo skserowała sobie twarz, wysłała zdjęcie rentgenowskie palca pana Uriela jego dentyście i czytała porno w poczekalni, po czym zostawiła je na wierzchu tak, że biedna, niczego nie podejrzewająca panna Moseley podniosła je i przejrzała. Becky miała swoje wady, ale kto ich nie miał?
- Twoja recepcjonistka jest dziwna – szepnął mu Dean do ucha, kiedy szli korytarzem do jego biura. Castielowi zamrowiła skóra, kiedy omiótł ją oddech mężczyzny. Świadomość, że Dean był za nim tak blisko, sprawiała, że żołądek fikał mu koziołki. Niemal rozważał, by się nagle i „przypadkowo” zatrzymać-
- Uf! – Dean wpadł mu na plecy i złapał go za ramiona. – Czemu stanąłeś? – spytał i puścił go o wiele za szybko.
Pociąg Castiela do Deana naprawdę wymknął się spod kontroli, jeśli sekunda kontaktu cielesnego z mężczyzną sprawiła mu tak wiele przyjemności.
- Przepraszam, potknąłem się – skłamał lekarz bezwstydnie. Choć mogło to być żenujące, to dotyk bioder Deana uderzających go w tyłek był tego wart.
Jakie to żałosne.
Castiel westchnął – musiał zacząć chodzić na randki.
- W czym mogę ci pomóc? – spytał, kiedy już usiadł za biurkiem.
- Mam zjebane ramię – powiedział Dean, zrzucając swoją skórzaną kurtkę i podwijając rękaw.
- Znowu je złamałeś? – zapytał Castiel, marszcząc się z dezaprobatą. Wziął podane sobie ramię i przebiegł wzrokiem po pięknej, opalonej skórze w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zranienia.
Dean przewrócił oczami.
- Cas, praktycznie każdego dnia ktoś łamie mi ramię. Nie, chodzi o coś-
- Co to jest? – przerwał szybko Castiel. Ucisnął skórę i jakieś obce, twarde ciało przesunęło mu się pod opuszkiem kciuka.
- O tym właśnie mówię – powiedział Dean.
Castiel poruszył to coś, pchając i szturchając. Było to coś wyszczerbionego. Ostrego. Przesunął palcami po reszcie przedramienia Deana w poszukiwaniu czegoś więcej, kiedy natrafił na kolejny taki obiekt, a potem jeszcze jeden.
- Muszę ci prześwietlić rękę – wymamrotał Castiel bardziej do siebie, niż do Deana.
- Hej, to nie jest nic… - Castiel podniósł wzrok, kiedy Dean się zawahał. Brwi miał ściągnięte ze zmartwienia. – To nie jest nic żywego, co? Bo widziałem ten, kurwa, dziwny program o facecie, któremu PAJĄK mieszkał pod skórą! I złożył jajeczka, chłopie. Kurewskie JAJECZKA!
Castiel zacisnął usta. Nie wypadało śmiać się z pacjenta.
- Myślę, iż mogę bezpiecznie powiedzieć, że to nie jest pająk. Prawdę mówiąc żywię silne podejrzenie, że to jest kość.
- Kość?
- Yhym – powiedział Castiel, kiwając głową. – To jest ramię, które miałeś złamane, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, prawda?
- Uch, tak, ale to było całe tygodnie temu.
- To bez znaczenia. Myślę, że kiedy złożyłeś je poprawnie na powrót, kość się rozszczepiła, a twoje ciało SL wypchnęło kawałki na powierzchnię. Prawdopodobnie aż do teraz tego nie zauważałeś.
- Och… - powiedział Dean, wypuszczając wstrzymywane powietrze.
Castiel zachichotał.
- Nie trzeba walczyć z żadnymi wielkimi, przerażającymi pająkami.
Dean naprawdę wydawał się zażenowany. Miał różowe policzki, ale się uśmiechał.
- Słuchaj, ty nie widziałeś tego programu, tak? To coś było wielkie! Miało nogi dłuższe od moich! – dodał, słysząc śmiech Castiela.
- Dean, wątpię w to… - mruknął Castiel. Z roztargnieniem wodził kciukiem po ramieniu wojownika i nie zauważył tego, dopóki Dean nie spojrzał. Puściwszy jego ramię, jakby się paliło, Castiel wstał.
- Wobec tego przyjrzyjmy się bliżej twojemu ramieniu – powiedział, wskazując na drzwi.

- Cóż – odrzekł Castiel, podnosząc zdjęcie rentgenowskie do światła. – To jest kość i niestety, tych odłamków jest całkiem sporo.
- Co zamierzasz zrobić? Wyciąć je?
- Sądzę, że to by było mądre – odpowiedział Castiel. Odjechał krzesłem do tyłu, by uzyskać dostęp do dolnej szuflady w metalowej szafce pod biurkiem, i wyciągnął ekran świetlny z własną podstawką. Postawił go na biurku, podłączył i położył kliszę na wierzchu. – Widzisz te ciemne odłamki?
- O kurwa, wszystko to jest kość?
- Tak, myślę, że nie wyrządziłyby poważnych szkód, gdyby zostawić je nieruszone, ale dla bezpieczeństwa wolałbym je usunąć.
- Jak długo to potrwa?
- Kawałków jest ponad czternaście. Przyznam, że trochę to potrwa, ale decyzja należy całkowicie do ciebie. Jeśli nie chcesz nic z tym robić, to jest to całkowicie akceptowalna decyzja.
Dean przez chwilę przygryzał sobie wargę, wreszcie wzruszył ramionami.
- Cokolwiek – powiedział. – Zrób to. W końcu znosiłem już gorszy ból.
Castiel uniósł brwi niemal do linii włosów.
- Dean, ja nie zamierzam tego robić bez znieczulenia! – wykrzyknął.
- Och – powiedział Dean. – Och… okej, świetnie.
Czy mężczyzna naprawdę myślał, że Castiel otwarłby mu ramię bez uprzedniego znieczulenia? Jaką działalność, jego zdaniem, prowadził? Nie torturował swoich pacjentów!
- Koleś, obraziłem cię? – Castiel podniósł wzrok i napotkał parę rozbawionych zielonych oczu. – Wyglądasz, jakby ci miała pęknąć żyłka – powiedział szczerze Dean.
Lekarz zrobił minę, kręcąc głową.
- Jesteś tak przyzwyczajony do bólu, że mnie to przeraża.
Uśmiech Deana złagodniał.
- Cas, nie chciałem cię przerazić. – W jego tonie pobrzmiewała szczerość, choć w założeniu miał to być żart, i Castiel poczuł, że serce mu urosło.
- Naprawmy cię, dobra? – westchnął.
- W tym jesteś najlepszy – odparł Dean.

W metalowym naczyniu obok Castiela leżało dziewięć zakrwawionych odłamków kości. Było się do nich łatwiej dostać, niż Castiel początkowo przypuszczał, ponieważ znajdowały się blisko powierzchni. Dean był idealnym pacjentem i siedział cicho, podczas gdy lekarz pracował, chociaż Castiel czuł na sobie jego ciężki wzrok i to go trochę rozpraszało.
Drzwi gabinetu zabiegowego otwarły się z trzaskiem.
- Cassie, jestem w depresji – powiedział Gabriel, wkraczając do środka i rzucając się na kozetkę. – Potrzebuję leków.
- Gabriel – rzucił Castiel. – Ja tu pracuję!
Jego najlepszy przyjaciel podniósł się na łokciu i pobieżnie spojrzał na Deana.
- To tylko Deano. Jego to nie obchodzi, prawda?
- Ani trochę.
- Widzisz?
Castiel zaklął pod nosem. Ponownie zwrócił uwagę na ramię Deana, ostrożnie wyciągając odłamki.
- Czemu masz depresję? – spytał z rezygnacją w głosie.
- Sammy mi odmawia.
- Czego ci odmawia?
- Swego penisa.
Castiel spojrzał na niego ostro.
- Gabriel, tu jest chirurgia, nie możesz-
- Powiedziałem „penisa”! Nie fiuta!
- Zaraz zwymiotuję – stęknął Dean.
- Przepraszam, Dean – powiedział Castiel. – Gabriel, powstrzymaj się, proszę, od wypowiadania się na temat Sama w tak poniżający sposób. Jego brat siedzi tuż obok.
- Do.Bra – sapnął Gabriel. – Ale i tak mam depresję.
- Pokłóciłeś się z Samem? – spytał Castiel. Czasami miał cierpliwość świętego.
- Uch! Powiedział, że muszę przestać wszczynać burdy w ROZPRUWACZACH. To nie moja wina, że robię się trochę zazdrosny, jasne?
Castiel poderwał głowę.
- Wszczynasz bójki w… - zamknął oczy i wypuścił powietrze nosem. – Gabriel, ROZPRUWACZE to klub, w którym walczą w klatkach. Proszę, pomyśl rozsądnie!
- Oni do niego uderzali!
- On jest barmanem – przekonywał Castiel. – Barmani cały czas muszą sobie radzić z nadmiernie poufałymi klientami.
Gabriel westchnął posępnie.
- Mój tyłek czuje się pusty bez jego fiuta w środku.
- Koniec z tym! Wynocha! – krzyknął Castiel i zerwał się na nogi.
- Dobra, dobra, już idę! – powiedział Gabriel, unosząc poddańczo ręce. – Ale jeśli zobaczysz mnie kupującego długą linę, to będziesz mógł tylko siebie obwiniać.
Castiel odprowadził go tyłem do drzwi i wypchnął na zewnątrz.
- Nie bądź śmieszny. Nigdy byś nie popełnił samobójstwa. Za bardzo siebie kochasz.
- Ach, to prawda – powiedział Gabriel. – To by była tragedia.
Castiel zamknął mu drzwi przed twarzą, a potem przekręcił klucz. Gabriel mógł być jego najlepszym przyjacielem, ale miał w zwyczaju pojawiać się w możliwie niesprzyjających chwilach.
- Przepraszam za to – powiedział, siadając ponownie. Z powodu tego najścia musiał znowu umyć ręce, zmienić rękawiczki i jeszcze raz otworzyć ramię Deana.
- Hej, jest spoko.
- Gabriel zawsze przypuszcza, że chcę usłyszeć o każdym szczególe jego erotycznych wyczynów – wymamrotał Castiel. – Sądzi, że to mnie skusi do randkowania.
Nastąpiła długa przerwa. Kiedy Castiel podniósł wzrok, Dean patrzył na swoje ramię.
- Ty, uch, nie chodzisz na randki? – spytał, wciąż mając opuszczone oczy.
Castielowi zadrżało serce.
- Nie… ja, cóż, ja… - poruszył się niespokojnie. – Przypuszczam, że nie spotkałem właściwego mężczyzny.
Spotkali się wzrokiem.
- Więc jesteś gejem?
Czy on naprawdę musiał pytać? Castiel nadskakiwał Deanowi tak żałośnie, że zakrawało na cud, iż jeszcze nie dostał zakazu zbliżania się.
- Tak – powiedział.
Dean kiwnął głową, oblizał się i najwyraźniej był to koniec rozmowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 19:25, 08 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:36, 08 Lis 2013    Temat postu:

Jestem! Rozdzialiki, tyyyle rozdzialików, taaak niebiesko @.@
Zgrywam na komórkę i lecę czytać pod jakimś krzywym kocykiem, bo padam.
(Deeean, słońce moje, daj się zaczytać cioci Lin do samych majtek :3)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:21, 08 Lis 2013    Temat postu:

Rozdzialik 8 :) Na dzisiaj mam dość...

Rozdział 8

Zanim Dean w ogóle otwarł usta, było wyraźnie widać, że działo się coś nie tak. Był zamknięty w sobie, przygarbiony, miał ściągnięte brwi i zaciśnięte usta. Znakiem tego, jak daleko zaszli w tak krótkim czasie, był fakt, że Dean w ogóle odpowiedział, kiedy Castiel spytał go o samopoczucie. „Jest dobrze”, powiedział. Nie była to zbyt długa odpowiedź – w każdym razie nie wiarygodna – ale jednak odpowiedź.
Castiel nie był pewien, co robić dalej. Coś mu kazało uważać, podpowiadało, że Dean był wrażliwy i nie byłby w stanie stawić czoła jego zwykłemu strumieniowi pytań. Wobec tego lekarz popatrzył na niego przez biurko i postanowił obrać inną drogę.
- Chciałbyś gdzieś wyjść?
Dean zamrugał.
- Czemu?
- Żeby zmienić scenerię – powiedział Castiel. – W końcu to piękny dzień. Nie powinniśmy go marnować.
- Cokolwiek powiesz, doktorku.
Na skutek nalegania Deana wzięli jego ostatnio wyremontowaną Impalę i pojechali zgodnie ze wskazówkami Castiela aż do granic miasta. Rozmowa była ograniczona, ale Castiel już widział zmianę w Deanie. Mężczyzna opuścił szybę i wystawił rękę na zewnątrz, a wiatr przewiewał mu krótkie, brązowo-blond włosy. Castiel był ciekaw, kiedy ostatnio Dean uciekł z miasta. Odrobina słońca i świeżego powietrza potrafiła zdziałać cuda na ciele i umyśle; Castiel czasami musiał się wyrwać.
- Tu skręć w lewo.
- W tę piaszczystą drogę?
- Tak.
Pojechali błotnistym traktem, dopóki nie przeszedł w małą polanę usłaną kamieniami i żwirem oraz ukrytą za starymi drzewami i ich wiszącymi nisko konarami. Castiel wysiadł z samochodu. Usłyszał szum wiatru w gałęziach i płynącą wodę.
- Czy to… - Dean przechylił głowę. – Czy to rzeka?
Castiel przelotnie dotknął jego łokcia.
- Tędy.
Za barierą drzew droga prowadziła do szerokiej, stalowoszarej rzeki, której silny prąd przecinał krajobraz. Castiel podreptał w dół łagodnego zbocza i odwrócił się do Deana, który patrzył na rzekę z powątpiewaniem.
- Idziesz?
- Cas, nie mam za bardzo nastroju na wizytowanie łona przyrody – burknął Dean, ale i tak do niego dołączył na wydeptanej ścieżce wiodącej wzdłuż rzeki. Ścieżka była wystarczająco szeroka, by pomieścić trzech lub czterech ludzi, ale kiedy szli, ich ramiona i tak się stykały.
- To by ci mogło pomóc się odprężyć – podrzucił Castiel.
Dean sapnął.
- Nie muszę się odprężać.
- Nie. Masz rację. Jesteś uosobieniem człowieka zrelaksowanego. Celowe łamanie sobie palców jest tylko nawykiem, którego nie umiesz porzucić.
Dean zagapił się na niego z niedowierzaniem.
- Co to, u licha, było?
- Sądzę, że to był sarkazm – odparł Castiel z uśmieszkiem.
- Teraz się umniejszasz, w tym było też trochę temperamentu.
- Czy pan ze mnie kpi, panie Winchester?
- Tylko trochę – powiedział Dean, szturchając ramię Castiela swoim. Uśmiechnęli się do siebie. - Od jakiegoś czasu nie byłem poza miastem – rzekł Dean. Odetchnął głęboko i wypuścił powietrze. – Sądzę, że nie miałem czasu.
Castiel wiedząco kiwnął głową.
- Rozdzieranie ludzi na strzępy musi ci dawać dużo zajęcia.
- I znowu to suche poczucie humoru – stwierdził Dean, potrząsając głową. – Nie wiedziałem, że to w tobie siedzi.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Ooo, pan tajemniczy.
Castiel zaśmiał się.
- Zatem, Cas, kim naprawdę jesteś? Seryjnym zabójcą? Superbohaterem? Palantowaty lekarz to tylko przykrywka, co?
- Przypominam, że ten palantowaty lekarz uratował ci ramię – powiedział oburzony Castiel.
- Przeżyłbym – wymamrotał Dean. Kopnął kamień, który podskoczył dwa razy na ścieżce i zsunął się do rzeki.
- Dean, dobrze jest prosić o pomoc. To nie czyni cię słabym.
Poirytowany Dean pokręcił głową.
- Czemu wszyscy uważają, że potrzebuję pomocy?
- A czemu zawsze tak szybko twierdzisz, że nie?
- Ponieważ nie potrzebuję! – rzucił.
- Skoro tak, to czemu tu jesteś? – spytał Castiel, przystając. – Czemu się ze mną widujesz? I nie mów, Dean, że robisz to dla brata, bo to kłamstwo. Nie byłoby cię tutaj, gdybyś jakąś częścią siebie nie pragnął pomocy, pragnął uwagi.
- Uwagi – parsknął pogardliwie Dean. – Cas, nie jestem jakimś, kurwa, PSEM.
- Nie, nie jesteś – odparł Castiel, patrząc mu w oczy. – Jesteś istotą ludzką, a mimo to otaczają cię ludzie, którzy myślą inaczej. Uważają, że wystarczą ci trzy posiłki dziennie i poklepanie po plecach po „dobrej” walce. Dean, nie jesteś robotem. Musisz czuć coś innego, nie tylko ból.
- Może ja to lubię! – wykrzyknął Dean. – Może lubię ból. Może lubię rozdzierać ludzi rękami na strzępy. Myślałeś kiedyś o tym? A może to zbyt przerażające? Przeraża cię to, że mógłbym być TAK pojebany, Cas?
- Nie lubisz tego – powiedział Castiel. – Ponieważ z nikim się nie umawiasz.
- Co to, u licha, ma z czymkolwiek wspólnego?!
- Gdybyś się umawiał – powiedział Castiel, podchodząc bliżej Deana i dalej patrząc mu w oczy – to wtedy uprawiałbyś seks – nie umknęło mu to, jak Dean drgnął – byłbyś towarzyski, piłbyś i wychodził z domu, ale zamiast tego zostajesz w nim, skrywasz się samotnie przed światem, mając jedynie brata do towarzystwa. Nie dotykasz i z nikim nie nawiązujesz intymnych stosunków-
- A co ty, kurwa, wiesz?
- …ponieważ dotykanie celem okazania komuś uczucia stało się dla ciebie czymś obcym. Nie wiesz już, co to jest.
Dean zacisnął usta. Gapili się na siebie, stojąc praktycznie nos w nos. Castiel słyszał w uszach swój puls. Instynkt kazał mu dalej naciskać. To było teraz albo nigdy. Dean przypominał parskającego byka, nozdrza mu falowały, a oczy lśniły gniewem, ale Castiel się nie wycofał.
- Kiedy dotykasz ciała… - Castiel uniósł rękę, wykorzystując okazję, która, jak miał nadzieję, nie eksplodowałaby mu w twarz, i złożył ją Deanowi na karku. Krótkie włosy łaskotały go w opuszki. Dean nie ruszył się ani o cal, wyraz jego twarzy też nie uległ zmianie. - …widzisz gniew. Krew. Ból i nic poza tym. – Stali tak blisko, że oddychali tym samym powietrzem. – Boisz się – skończył lekarz cicho.
Deanowi drgnęła szczęka.
- To wszystko? Rozszyfrowałeś mnie.
- Myślę, że byłem dość dokładny – Castiel opuścił rękę, ale Dean złapał go za nadgarstek, a jego dłoń paliła skórę Castiela niczym żelazo do znakowania. Mężczyzna ściskał mu nadgarstek tak mocno, że bolało.
- Nie jesteś tak bystry, jak ci się wydaje, wiesz o tym – szepnął Dean.
Castiel oblizał się.
- Nie słyszę, byś temu zaprzeczał.
Nastąpił moment ciszy, zaledwie sekunda, wystarczająca na to, by omiótł ich przelotny wiaterek, po czym Dean rzucił się do przodu, pokonując ostatnie kilka cali, i pocałował Castiela.
Pocałunek był gorący, i to dosłownie, ale także w taki sposób, jaki wzbudził mu prąd w żyłach, podniósł włosy na karku i wręcz oszołomił pragnieniem. Dean całował go jak zdesperowany; gorączkowo i bardzo lubieżnie, a Castiel otwarł się dla niego, pozwolił, by język mężczyzny wsunął mu się w usta i splątał z jego własnym. Zderzyli się biodrami i Castiel przywarł do silnego, rozgrzanego ciała Deana.
W jego umyśle panowała całkowita i absolutna, rozkoszna pustka. Gdyby myślał, zdałby sobie sprawę z tego, jaki to był błąd. Dean był jego pacjentem, który zarabiał na życie łamaniem kości i tkwił po uszy w kłopotach związanych z grupą przestępców, których Castiel aktywnie próbował unikać. Z drugiej strony Dean był też mężczyzną, który z własnej woli wziął na siebie przyciskający go do ziemi ciężar, aby ocalić życie brata, i nigdy nie poprosił nikogo o odrobinę pomocy. Jeśli to nie było wystarczającym powodem, aby stać przy nim pomimo kłopotów, w jakie mógł się wpakować, to Castiel nie wiedział, ci mogło być.
Ich usta poruszały się jednocześnie, języki przyjemnie ocierały o siebie, zęby skubały. Dean całował Castiela po policzku, po szczęce, po szyi, wreszcie objął go i złożył mu głowę na ramieniu.
Stali tak przez długą chwilę i jedynie ćwierkanie ptaków oraz szum rzeki dotrzymywały im towarzystwa. Castiel poczuł, jak Dean się poruszył, i już miał się odsunąć, kiedy, ku swemu zdumieniu i przerażeniu, poczuł wilgoć spływającą mu po szyi. Deanowi trzęsły się ramiona, a z ust wyrwał mu się cichy, łamiący serce szloch. Castiel zastanawiał się, jak długo Dean trzymał w sobie ten stres.
Nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić, Castiel objął go mocniej i czekał, by mężczyzna przestał płakać.

Podróż powrotna mijała spokojnie. Dean cały czas ściskał Castiela za rękę. Wyglądał lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż raz nie miał grymasu na twarzy. Miał otwarte spojrzenie i nie wydawał się dusić w sobie żadnych sekretów i krzywd.
- Zostały mi dwa miesiące do końca tego wszystkiego – powiedział Dean, łamiąc panującą w samochodzie ciszę.
Castiel spojrzał na niego.
- Wkrótce się to skończy. Po prostu pamiętaj, że nie jesteś sam. Nie musisz robić tego samotnie.
- Tak, wiem… - mruknął Dean i ścisnął dłoń Castiela.
Słońce już zachodziło, jaskrawe pomarańcze i czerwienie malowały się na ciemniejącym niebie. Świeciło nisko nad horyzontem, rozświetlając drzewa i trawę. Castiel wyjrzał przez okno i rozkoszował się tym nowo odkrytym połączeniem między nimi. Bariera pękła, ta, z której istnienia Castiel nie zdawał sobie sprawy, dopóki nie zniknęła. Było tak, jakby powietrze nic nie ważyło. Nic więcej nie trzeba było mówić. Panowało zrozumienie i przynajmniej na jakiś czas wszystko było jasne.
Wibracja w kieszeni wyrwała Castiela z zamyślenia. Wyłowił go, zerknął na imię na wyświetlaczu i odebrał.
- Witaj, Gabriel – powiedział i zmarszczył się natychmiast, gdy usłyszał zbolałe stękanie podobne do jęków rannego zwierzęcia. – Gabriel? W porządku z tobą? – dało się słyszeć sapnięcie i Castiel zaczął się martwić. – Gabriel, jesteś tam? Coś cię boli? Halo?
W słuchawce zazgrzytały jakieś zduszone dźwięki, jakby ktoś przesunął telefonem.
- Ach, h-halo!
Castiel zrobił minę.
- Gabriel, co-
- Cassie?! Och, ach, heeej!
Dean spojrzał na Castiela, unosząc brew. Gabriel dyszał ciężko, a w tle wyraźnie coś skrzypiało. Castielowi powoli zaświtało zrozumienie i nie było to objawienie, jakiego chciał doznać.
- Gabriel, powiedz mi, proszę, że ty nie-
- Ja i Sammy się, ach, pogodziliśmy!
Rozległ się głośny, bolesny jęk.
- Gabriel, czy ty uprawiasz SEKS?! – wrzasnął Castiel. Jego siedzący za kierownicą towarzysz ryknął histerycznym śmiechem.
- Przepraszam, szybkie wybieranie, usiadłem na mojej… mojej komórce. Ooooch, tak, więcej! Ale skoro już jesteś, to chciałbym zapytać-
Castiel parę razy nacisnął na „zakończ” i rzucił telefonem przez ramię, trzęsąc się z obrzydzenia. Spodziewał się po tym koszmarów. Wielu koszmarów. Wciąż słyszał przerażający dźwięk skrzypiącego łóżka Gabriela. A może to było łóżko Sama? CZEMU W OGÓLE O TYM MYŚLAŁ?!
- O, chłopie, to jest bezcenne – zarechotał Dean, wycierając łzy z oczu.
- Nie wiem, czemu się śmiejesz. To był twój brat uprawiający pojednawczy seks z Gabrielem – Castiel zadygotał ponownie.
- Nie słyszałem tego – oznajmił Dean z zadowoleniem. – Więc nie jestem okaleczony.
- Och, mogę do nich oddzwonić, jeśli chcesz – powiedział ponuro Castiel. – Nie chciałbym, żebyś to przegapił.
Dean tylko się wyszczerzył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:22, 09 Lis 2013    Temat postu:

9x06 Sneak Peek - Heaven Can't Wait :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:06, 09 Lis 2013    Temat postu:

Pat napisał:
W końcu, jakby nie patrzeć, Dean musiał zabić brata. Nawet, jeśli to już nie był jego brat. Niemożliwe, żeby na widok Casa żałoba mu przeszła.

Ach kochanie, masz racje i jednocześnie tak strasznie nie masz racji. Ale nic to. Czytaj, czytaj, ciocia antique zaparzy Ci potem herbatki uspokajającej i podetknie duuuuuużą tabliczkę czekolady :3

A co do rozdziału~ yep, to ten czas kiedy beczę, jak Dean beczy. Chociaż chwilkę wcześniej miękły mi kolanka. Ach, cóż to za fantastyczny, fantastyczny fik. I ma w sobie wszystko, co dobry fik mieć powinien. Wspaniałą chemię, dobre tło, ciekawą fabułę, super charakteryzację postaci, tajemniczość, boski seks, odpowiednią dawkę fluffu i angstu, idealny happy end i Gabe <3 Gabe jest boski :D

(ale ja rozumiem doskonale co czuł Cas podczas tej rozmowy. Mojemu kumplowi też udało się kiedyś, um, usiąść na telefonie i zadzwonić do mnie XD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:29, 09 Lis 2013    Temat postu:

Ok. Minificzek polecany przez Pat jest boski! Dla wszystkich nieprzekonanych- fotel ginekologiczny. Dłuższy ficzek- dopiero zaczęłam, na razie wyszło, że Dean ma... Miewa amnezję. Nie wiem jeszcze, co czuję względem tego fica.
I najważniejsze. WRZUTA. Dean wyłamujący sobie palce doprowadza mnie na szczyt szybciej niż Ferrari (i moja waga łazienkowa) rozpędza się do setki. Mrrrah! Troskliwy Cas później też jest boski, ale Jezu, uwielbiam takie... Rzeczy. Wiecie. I ich wyjazd i bogowie, WSZYSTKIE ich interakcje- w niewielu ficach są tak cudnie opisane. Nie przesadzone, urocze i słodkie, trochę ciężkie, ale wyważone. No. I GABRIEL. Jezzu, Gabe, Odstaw cukier. Jedz połowę, nie wiem. Kocham cię. Swoja drogą, Deanowa wizja pająka. Kto choć raz miał nieszczęście być świadkiem, jak ukąsił mnie komar albo dorobiłam się małego siniaka, albo mam plamę z tuszu na ręku. Coś w ten deseń. "Pacz. Mam tu coś. Myślę, ze coś jest pod skórą. Tak, pod skórą. To larwa. Albo coś złożyło jajka. Coś tam żyje. RUSZYŁO SIĘ TAK WIDZIAŁAM RUSZYŁO. Wytnij to. WYTNIJ ZARAZ WYT... Ojej, pacz, zeszło, plamka (n.n)" Czuję się tu głęboko duchowo połączona z biednym Deanem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:35, 09 Lis 2013    Temat postu:

Czytaj, Linek, nie pożałujesz :)
Na razie robię przerwę od nieznajomego angstu, dostałam okres, a przede mną pięć dni ciężkiej orki... Nie wiem, kiedy następna wrzuta, niczego nie obiecuję :(


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:44, 10 Lis 2013    Temat postu:

Wah, Pat, ale Ci się złożyło wszystko :/ Trzymaj się, Kochanie!
Also, ja tylko na chwilę- znalazłam arta z Deanem w kapeluszu a'la Indiana Jones i dostałam kociokwiuku, bo KOCHAM wszystkie filmy z doktorem Jonsem, nawet nowy (trochę jak dziecko- dupka. Niby kawał gnojka z niego, ale i tak kochasz.) I okazało się- okazało się, ŻE JEST DO TEGO FANFIC. Przygodowy. Chrystusie.
"It’s the 1940’s, the war is tearing Europe in half, and the Nazis have a plan to uncover an ancient weapon belonging to the Egyptian gods that can tip the scale in their favor. With the help of a librarian named Castiel, it’s up to Sam and Dean Winchester, respectively a professor of archaeology and treasure hunter, to get to the Lost City of Amun-Ra and stop the Third Reich from achieving world domination. But with a missing father, secret societies, and an unexpected romance, things get more than a little complicated in this race against time. Loosely based on the Indiana Jones franchise."
Nie sprawdzałam tylko, czy na pewno ma happy ewnd, nic nie sprawdzałam, bo trzy minuty temu powinnam już wyjść z domu, ale musiałam napisać no.
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:09, 10 Lis 2013    Temat postu:

Trzymaj się, Patuś ^^;

Na myśl o ficzku zapaliłam się jak choinka na Boże Narodzenie. Łah~! @_@ I pośpieszyłam sprawdzić: happy end jest :3 Ach, jak ja uwielbiam DCBB, to na tą okazję powstają takie przewspaniałe twory :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:56, 10 Lis 2013    Temat postu:

antique napisał:
Na myśl o ficzku zapaliłam się jak choinka na Boże Narodzenie. Łah~! @_@ I pośpieszyłam sprawdzić: happy end jest :3 Ach, jak ja uwielbiam DCBB, to na tą okazję powstają takie przewspaniałe twory :3

Wah, waaah! Kończę The stroy i ach, zabieram sie za to @.@ Pacz jeszcze na to...! Wszystkie do tego fica.










Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Nie 15:57, 10 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 482, 483, 484 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 483 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin