Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 456, 457, 458 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:22, 24 Wrz 2013    Temat postu:

Spoko, odżywka do wyrzucenia, i tak była znaleźna :)
Dzięki, ty swoją mamę też ode mnie pozdrów :D
Z prosiaczkiem ciekawie wyszło :) A co do piwnic - oj, dopiero zrobi się ciekawie. Zaś później, jak bohaterowie się pokłócą i potem zaczną godzić, spodziewaj się seksu przez telefon. Mrrrau, świntuszący Cas robi mi dobrze w człowieka. A zwłaszcza w niektóre części @///@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:37, 24 Wrz 2013    Temat postu:

... dziwnym trafem, kiedy tylko uda mi się na chwilę odstawić DG, wchodzę w interakcje z Pat i tyle mojej wolności.
Um, gdyby ktoś mnie szukał, to ja sobie czytam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 24 Wrz 2013    Temat postu:

I nie zapomnij dzielić się wrażeniami :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:10, 24 Wrz 2013    Temat postu:

Nie omieszkam, Słońce. Chociaż teraz to mi się nawet dobrze napisanego seksu odechciało...
Cytat:
Pojawiła się informacja, że aktorka Shannon Lucio dołączy do obsady SPN w 9. sezonie serialu.
Ze spoilerów wynika, że Lucio wcieli się w April Kelly, która stanie się obiektem zainteresowania Castiela. Pierwszy raz spotkamy ją w odcinku 9x03 I'm No Angel, który swoją premierę ma przewidzianą na 22 października.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:31, 24 Wrz 2013    Temat postu:

Ja tu nowe promo podlinkować Castiel & Crowley, a tu wieści psychozałamujące :( Rany, babę Casowi dadzą...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:19, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Ja bym od razu nie panikowała :) Zainteresować można się kimś na wiele sposobów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:47, 25 Wrz 2013    Temat postu:

na poprawę humoru - KRÓTKIE SPIĘCIE, część 1.

KRÓTKIE SPIĘCIE

Bar KSIĘŻYC W NOWIU cieszył się wśród wilkołaków popularnością za swoją akceptację watah spoza miasta. Miał wspaniałą atmosferę i chociaż prowadził usługi dla gatunku słynącego z niezdolności do trzymania emocji na wodzy, to rzadko dochodziło w nim do konfliktów.
Partnerem Castiela był Dean, przywódca watahy Winchesterów. Liczyła ona sobie siedmioro członków, czyli nietypowo mało, jak na watahę, oraz miała tylko jedną parę – co było zjawiskiem jeszcze dziwniejszym. Chodzili do KSIĘŻYCA W NOWIU prawie co weekend i znali ich już stali goście, barmani oraz manager.
Wataha Deana była lubiana. Tak bardzo, że ci, którzy ich znali, byli albo dobrymi przyjaciółmi, albo żywili pewien respekt w stosunku do Deana i jego wilków. Tenże respekt zapewniał im wyrozumiałość oraz przywileje, jakimi nie cieszyły się inne watahy, choć nie zawsze tak było.
Dean zyskał sobie opinię zaraz pierwszej nocy, której odwiedził bar. Jakiś biedaczyna, który nie uświadomił sobie, że Castiel był wzięty, próbował go poderwać. Oczywiście, Castiel odsunął się i spokojnie wyjaśnił, że był czyimś partnerem, kiedy Dean się wtrącił i prawdopodobnie rozerwałby łakowi gardło, gdyby Sam go nie powstrzymał. Ale nie oznaczało to, że wielbiciel Castiela umknął nieuszkodzony. Na podłodze i ścianach nadal widniały plamy krwi po tym, jak Dean rozerwał mu ramię.
Co nie zaskakiwało, manager KSIĘŻYCA W NOWIU chciał ich wszystkich wyrzucić, ale Dean był zły, bardzo zły, i przemocą doprowadził do tego, że zostali. Na własną rękę uporał się z jednym z ochroniarzy, managerem, a nawet barmanami, a po takim pokazie siły mogli mu już tylko podać drinka.
W późniejszym czasie to, co początkowo było niechętnym szacunkiem dla siły Deana jako wilkołaka-alfy, zmieniło się w sympatię, a w końcu w lojalność. Klienci widzieli, że Dean był porządnym wilkiem i porządnym człowiekiem; troszczył się o swoją watahę i swojego partnera, i zawsze miał czas dla przyjaciół. Ciężko było go nie szanować, nawet mimo jego wad, z których nadopiekuńczość wobec Castiela była najgorsza, szczególnie w oczach Castiela, który musiał znosić to, że każdy wilk w promieniu stu mil traktował go jak księżniczkę.
Jednak nawet mimo to musiał przyznać, że miało to swoje dobre strony. Na przykład w piątkowe wieczory, kiedy KSIĘŻYC W NOWIU bywał szczególnie zatłoczony i obsłużenie zakrawało na koszmar, był w stanie bez przeszkód podejść do baru i poprosić o to, co zwykle.
- Castiel, cała wataha tu jest? – zapytał barman, Adam, uśmiechając się. Podał mu lodowato zimne piwo i przyjął zapłatę.
- Tak, powinni tu być – odparł Castiel, ciągnąc za krawędź swojej koszulki. Musiała się skurczyć w praniu, ponieważ była przynajmniej o dwa rozmiary za mała. Przywierała mu ściśle do ciała, a on czuł się niezręcznie nosząc coś tak obcisłego.
Adam wręczył mu resztę i nieoczekiwanie wyszczerzył się, spoglądając Castielowi przez ramię.
- Dean, dobrze cię widzieć.
- Ciebie też, chłopie – wymruczał ciepły głos.
Castielowi rzucił się żołądek, kiedy para stanowczych dłoni spoczęła mu na biodrach, a seksowny, znajomy, zapraszający zapach wypełnił jego płuca.
Alfa.
Dean.
Z nutką drewna, pikantny, uzależniający. Od tego zapachu Castiel czuł zawroty głowy, a serce mu dudniło. Nawet nie próbował ukrywać uśmiechu i wtulił się w ciepło przy swoich plecach.
- A jak ty się masz, skarbie? – szepnął Dean wprost w jego ucho.
Pierś Deana była twarda, ale przytulna i gorąca. Castiel wtulił się w to ciepło, otaczając się ramionami Deana w talii i wzdychając. Zawsze czuł się przy swoim partnerze niewiarygodnie bezpiecznie, jakby nic na świecie nie mogło go skrzywdzić, a biorąc pod uwagę siłę Deana, nie było to prawdopodobnie aż tak dalekosiężne przypuszczenie.
- Wszystko w porządku – odparł.
Jego partner zachichotał gardłowo, od czego Castiel poczuł motyle w żołądku. Byli razem już od ponad dwóch lat i Dean wciąż tak na niego działał.
- Nie wydajesz się być szczególnie pod wrażeniem. O co chodzi? – zapytał, wodząc nosem po gardle Castiela.
- Noszę koszulkę, która mogłaby uchodzić za gorset – powiedział Castiel.
- Mmm, wyglądasz świetnie – powiedział Dean, a jego dłonie zaczęły błądzić, gładząc Castiela po brzuchu i piersi.
- Nie sądzisz, że to źle wygląda?
- Nie – partner skubnął go w ucho. – Jesteś cholernie seksowny. Jak zwykle.
Castiel westchnął.
- Byłbyś najszczęśliwszy, gdybym wszędzie chodził nago – wymamrotał.
Dean ponownie zachichotał i stanął prosto, kiedy Castiel odwrócił się w jego ramionach, by na niego popatrzeć. Był przystojny jak zwykle, w koszuli i rozdartych dżinsach, pełne usta wykrzywiał lekki uśmieszek, łagodne zielone oczy patrzyły na Castiela z aprobatą. W takich właśnie chwilach, kiedy serce mu się ściskało i miał wrażenie, że zaraz wybuchnie mu w piersi, Castiel żywił niemal pochłaniające go pragnienie, by powiedzieć Deanowi, jak bardzo go kochał.
Ale nie mógł tego zrobić.
Nigdy sobie tego nie powiedzieli, ale Castiel rozpaczliwie tego pragnął, ponieważ nie robiąc tego czuł się, jak gdyby kłamał, jakby omijał jakąś ważną prawdę. Jednak nie chodziło tylko o to. Chciał, by Dean wiedział, by naprawdę zrozumiał, ile dla niego znaczył, ale to nie wchodziło w grę, ponieważ Dean nie był typem łaka rozmawiającym o uczuciach; dlatego też Castiel nigdy nie ryzykował poruszania tego tematu. Miał też inne zmartwienie, że może Dean jednak go nie kochał, że nigdy by nie pokochał. A co, jeśli Dean znalazłby innego partnera? Co on miałby wtedy zrobić?
Ciężko było patrzeć partnerowi w oczy i próbować przełykać serce, które jakimś sposobem zawędrowało mu do gardła, i nic nie mówić.
Dean musiał zauważyć zmianę w twarzy Castiela, ponieważ jego własna rozbawiona mina zniknęła.
- Co to za spojrzenie? – wymruczał, dotykając Castielowi policzka.
Wygładzając już i tak gładką koszulę swego partnera i wodząc mu dłońmi po piersi, Castiel wzruszył ramionami i zabrał swoje piwo.
- Pójdę usiąść z watahą, zobaczymy się za chwilę – powiedział i odwrócił się, ruszając przez tłum do ich zwykłego stolika, znajdującego się w kącie na tyłach baru.
Był już w połowie drogi, kiedy nagle wmaszerował prosto na pierś, która mniej przypominała pierś, a bardziej mur. Zatoczył się, przepraszając, gdy dwie niemile widziane ręce złapały go za bicepsy, by trzymać go prosto.
Castiel zerknął na nieznajomego, a serce biło mu szybciej. Stojący przed nim wilkołak był ubrany w zwykłe dżinsy i koszulkę. Miał jasnoniebieskie oczy, jasnobrązowe włosy i nieogoloną twarz. Silny i nie całkiem przyjemny zapach alfy wypełnił mu nozdrza i Castiel natychmiast próbował się wycofać. Może i Dean go ochraniał, ale wciąż był omegą i instynkt nakazywał mu ostrożność.
- Przepraszam – powiedział Castiel ponownie, próbując wydostać się z uścisku łaka.
- Nie przepraszaj – powiedział alfa spokojnym, cichym głosem. Nie puścił Castiela i boleśnie ściskał mu ramiona. – Pachniesz w unikalny sposób – skomentował. Castiel został przyciągnięty bliżej, na tyle blisko, by łak mógł mu obwąchać gardło, i nic nie mógł zrobić; położył dłonie na piersi łaka i pchnął w nadziei odsunięcia się od niego, ale bezskutecznie. Zupełnie, jakby usiłował się wyrwać z uścisku imadła.
- Daj mi odejść – szepnął Castiel nagląco. Gdyby Dean ich zobaczył, to ktoś dosłownie straciłby głowę. – Mam PARTNERA.
Nieznajomy uśmiechnął się.
- Wydaje się, że to nie jest problem.
Castiel na chwilę przestał walczyć i zmierzył go niepewnym spojrzeniem.
- Co masz…
- Castiel! – zawołał Sam, obejmując go za ramiona i subtelnie odciągając. Castiel aż obwisł z ulgi, kiedy łak zwolnił uścisk, a on mógł się swobodnie oprzeć o wielkiego brata Deana. – Myślałem, że mieliśmy świętować urodziny Gabriela – powiedział. Rzucił nieznajomemu wymuszony uśmiech. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale obowiązki wzywają.
Alfa nie zareagował na słowa Sama. Dalej miał na twarzy lekki, nieco nierzeczywisty uśmiech, kiedy patrzył, jak się oddalali.
- Nie lubię go – szepnął Castiel do Sama, który skrzywił się i potrząsnął głową.
- Bądźmy po prostu wdzięczni, że Dean nic z tego nie widział – wymruczał.
W wieku 20 lat Castiel był jednym z najmłodszych łaków w barze. Oznaczało to również, że w porównaniu do alf, które miały aż nadto testosteronu i dzięki temu były masywniejsze, wyższe i bardziej temperamentne, Castiel był raczej niski, szczupły i zasadniczo całkowicie bezbronny. Naprawdę było dobrze, że miał aż tylu obrońców.
- Nie spieszyło ci się – skomentowała Jo, kiedy Castiel usiadł obok niej przy stole.
- Mieliśmy niewielkie kłopoty – wymruczał Sam, rzucając jej ponure spojrzenie.
- Z nazbyt przyjaznym alfą – podpowiedział Castiel.
Gabriel ożywił się natychmiast, zapłoniony od ciepła i pod wpływem alkoholu.
- Ooo, czy Deano pokazał kły?
Crowley prychnął.
- Czujesz wnętrzności? Nie? No to Dean jest w dobrym nastroju.
Ash spojrzał krzywo na swój kieliszek z tequilą.
- Zdaje się… że w mojej tequili mucha usiłuje pływać na plecach.
- Taaa… muchy nie umieją pływać – wybełkotał Gabriel.
- Ha, wobec tego… w mojej tequili topi się mucha – powiedział Ash.
Gabriel wybuchnął śmiechem.
- Szybko! Poślijcie po ratownika – szturchnął Baltazara i powtarzał to dopóty, dopóki blond łak nie spojrzał na niego z obrzydzeniem.
- Jesteś idiotą – powiedział Baltazar.
- Co się stało? – zapytała Jo, ignorując resztę watahy na rzecz skupienia się na Castielu.
- Nic – odparł. – Skomentował mój zapach i nie chciał mnie puścić. – Oderwał nalepkę z butelki. – Na szczęście Sam tam był.
Kiedy ani Sam, ani Jo nic nie powiedzieli, Castiel spojrzał w górę. Oboje szeroko otwartymi oczami gapili się na jego ramiona, a kiedy podążył za ich spojrzeniem, aż sapnął.
- On cię posiniaczył – szepnął Sam niedowierzająco.
Castiel przejechał palcami po sino czerwonych znakach. Skóra była wrażliwa i bolesna.
- Nie rozumiem – wydyszał. Czuł w uszach dudnienie serca. – Wilkołaki nie mogą mieć siniaków.
Łaki nie mogły mieć siniaków z tego samego powodu, z jakiego się nie starzały: ze względu na ich wciąż zmieniające się komórki. Leczyły się szybko i po określonej liczbie lat przestawały się również starzeć. Siniak był tak nieznacznym obrażeniem, że zaleczyłby się, zanim by w ogóle wypłynął na skórę. Jedyną okazją, przy której można było skaleczyć lub posiniaczyć łaka, było…
- Castiel, ty nie… LUBISZ tego gościa, co? – szepnęła Jo.
- Nie! – zawył Castiel. Całą trójką rozejrzeli się wokół, krzywiąc się po jego wybuchu. Najwyraźniej przeszedł niezauważony, nawet przez resztę watahy, która kłóciła się teraz o muchy i o to, skąd wzięła się ich nazwa. – Oczywiście, że nie – ciągnął Castiel pospiesznym szeptem. – Dean jest moim partnerem! Dean i nikt inny.
Sam ściągnął brwi.
- Rozumiem, Castiel, że tak to odczuwasz, naprawdę, ale twoje ciało mówi co innego.
Ciało omegi było podatne na permanentne zranienie wyłącznie w obecności potencjalnego partnera, dzięki czemu skóra mogła być oznakowana ugryzieniem. Niezależnie od tego, czy omega została wcześniej ugryziona, czy też nie, jeśli znalazła się w towarzystwie alfy odpowiedniejszej od poprzedniego partnera, jej ciało robiło się podatne na następne znakowanie. Castiel został już przez Deana ugryziony w udo, miał bliznę na dowód tego i był to jedyny znak, jaki pragnął nosić.
- Nie, nie mówi! – zasyczał Castiel, czując w oczach gorące kłucie. Nie dbał o to, na co wskazywało jego ciało. Pragnął Deana i nikogo innego.
- Mówi – powiedziała łagodnie Jo. – Możesz zostać ugryziony.
Castiel mruganiem odpędził łzy.
- Co to znaczy? Czy Dean nie…
- To bez znaczenia – powiedział Sam. – Dojdziemy do tego. W tej chwili to Dean jest twoim partnerem i tylko to się liczy.
Jo kiwnęła głową.
- Dean jest twój. A jedyne, co może to zmienić, to gdy ten wielki fiut cię ugryzie – powiedziała. – Do czego nie dojdzie. Dopilnujemy tego.
Castiel wierzył, że mogli próbować go ochronić, ale wciąż nie czuł się bezpiecznie. Wystarczyłoby jedno ugryzienie i już należałby do kogo innego. Chciał po prostu iść do domu.
- Nie możemy wyjść? – poprosił.
- Nie możemy, musimy się zachowywać normalnie. Jeśli Dean pomyśli, że coś jest nie tak, i zacznie zadawać pytania, mamy przesrane – powiedział Sam. Zrzucił z siebie kurtkę i wręczył ją Castielowi. – Załóż to, by ukryć siniaki. Jeśli cię zapyta, to po prostu powiedz, że ci było zimno.
Castiel założył kurtkę, otulił się i zmartwił. Jak to się mogło stać? Dla niego nie istniał nikt poza Deanem. Nie CHCIAŁ nikogo innego. Czemu jego ciało musiało go zdradzać?
- A przy okazji, gdzie jest Dean? – zapytała Jo.
- Poszedł pogadać z Bobbym o zmianie terytoriów. Wkrótce wróci.
Dziesięć minut później Dean wrócił z piwem w dłoni i uśmiechem na twarzy. Castiel czuł się tak winny i zdenerwowany, że ledwo mógł na niego patrzeć.
- Aż TAK się wstydzisz z powodu tej koszulki? – spytał Dean, skubiąc kurtkę, którą podał mu Sam. Przysunął się do Castiela tak, jak zwykle, obejmując mu barki ramieniem i gładząc mu palcami obojczyk. Wcześniej Castiel uważał to za pocieszające, ale teraz ten gest skręcał mu żołądek w bolesne supły. Próbował się od Deana nie odsuwać.
Walecznie próbując być nonszalanckim, Castiel wzruszył ramionami.
- Zimno mi.
Dean zmarszczył w zatroskaniu brwi.
- Naprawdę? – spytał i przyciągnął omegę bliżej do swego gorącego niczym lawa torsu. – Tu nie jest aż tak zimno, czy ty…
- Dean! Gabriel chce wiedzieć, czemu nie dostał tortu urodzinowego – zawołał Ash.
Jo walnęła butelką w stół.
- Zrobiłam mu ten cholerny tort i zjadł wszystko, zanim wyszliśmy!
- Już o tym zapomniał? – zapytał niedowierzająco Sam.
Noc mijała powoli, wataha Winchesterów robiła się z każdą minutą głośniejsza i bardziej kłótliwa, co było dobre, ponieważ Castiel nie musiał gadać. Próbował nie myśleć o tamtym alfie, na którego zareagowało jego ciało, i potajemnie obserwował niechcianego łaka. Miał już paniczne wizje tamtego alfy znienacka pojawiającego się przy ich stole, gryzącego go, po czym uprowadzającego go do jakiegoś nieznanego miejsca i przetrzymującego go w jaskini.
Jak długo jego ciało miało zostać w takim stanie? Jak długo miał trzymać to w sekrecie przed Deanem?
- Cas! – przed twarzą pstryknęły mu palce i Castiel gwałtownie wrócił do rzeczywistości. Dean szczerzył się. – Chryste, Cas, gdzieś ty był?
- Ja… um… - Dean był tak blisko i taki ciepły, że serce Castiela aż mu brzęknęło z miłości.
- Myślałeś o mnie? – powiedział z uśmieszkiem.
Castiel zaśmiał się niemrawo i nie odpowiedział. Dean nie mógł mieć większej słuszności.

Następnego dnia, kiedy reszta w domu odsypiała swoje kace, Castiel opowiedział Samowi o swej decyzji, by udać się do najbliższej kliniki dla łaków, i choć brat partnera pozostawał sceptyczny co do tego, czy wizyta u lekarza w ogóle pomoże, zgodził się, że będzie to najlepszy sposób działania, i nawet zaofiarował się z nim pójść. Jednak Castiel odmówił, uważając, że najlepiej było, aby poszedł sam. Skoro mieszkali wszyscy razem, jak większość watah, w wielkim domu z mnóstwem terenu wokół dla swojej dyspozycji, Dean by zauważył, gdyby jednego z nich brakowało. Zatem, im mniej członków watahy było nieobecnych, tym lepiej.
Udzieliwszy zaspanemu Deanowi bardzo wiarygodnej wymówki o konieczności długiego biegu, wyruszył do kliniki, mając wbrew wszystkiemu nadzieję, że lekarz, odkrywszy, czym dokładnie była Castielowa „nagła sytuacja”, nie wyrzuci go na zbity pysk za marnowanie czasu.
Na szczęście nie musiał czekać długo, zanim został przyjęty, i, kiedy usiadł naprzeciw lekarki, ta odwróciła się do niego, uśmiechając się łagodnie.
- Castiel, w czym mogę ci pomóc?
Doktor McKeon albo Tessa, jak wolała być nazywana, zachowywała się w bardzo uspokajający i cichy sposób, który koił zdenerwowanie u większości rozedrganych pacjentów. Niestety, nie pomogło to uspokoić wewnętrznego przerażenia Castiela.
- Ja… - oblizał się, z drżeniem wypuszczając powietrze. – Jestem podatny. Znowu.
Tessa ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Czy ostatnio kontaktowałeś się z jakąś inną alfą poza Deanem?
- Tak, ale… ale nie chcę nikogo innego. Nie rozumiem, czemu moje ciało reaguje w taki sposób. Nawet mnie nie pociągał. Ja chcę Deana, TYLKO Deana – wykrzyknął Castiel, jak gdyby nalegając na to wystarczająco mocno mógłby zmusić ciało do wyrażenia zgody.
Tessa uniosła brwi.
- Castiel, uspokój się. Twoja podatność niekoniecznie musi oznaczać, że potrzebujesz zmiany partnera.
- Ni-nie musi? – wydyszał.
- Z pewnością nie. Podatność może wskazywać na zmiany hormonalne, stres, depresję… na wiele rzeczy – wstała i wzięła z pojemnika na ścianie parę jednorazowych rękawiczek. – Chciałabym cię zbadać, aby sprawdzić, czy musimy zwrócić uwagę na jakieś problemy, a potem pomówimy o możliwościach. Pasuje ci to?
Uzyskawszy zgodę Castiela, Tessa zbadała ślad po ugryzieniu Deana na jego lewym udzie i potwierdziła, że blizna była dobrym, porządnym znakiem. Sprawdziła też jego wagę, ciśnienie krwi, temperaturę, uszczypnęła go w palec, aby zbadać jego podatność, oraz pobrała próbkę moczu.
- Cóż, myślę, że znaleźliśmy powód – powiedziała, gdy tylko skończyła wpisywać informacje dotyczące Castiela w komputer. Castiel nerwowo pochylił się do przodu, kładąc spocone ręce na lśniącej powierzchni biurka. Lekarka kliknęła na ENTER i odwróciła się do niego z uśmiechem. – Będziesz miał szczeniaczka.
Castiel zamrugał. W jego umyśle brakowało jakichkolwiek myśli, jakby ktoś postanowił go przemeblować, usunął wszystko i pomalował na biało. I wtedy, z prędkością topienia się w ruchomych piaskach, zaczął przetwarzać dokładnie to, co mu powiedziała.
- Ale ja jestem samcem – jako pierwsze padło mu z ust. Głos miał zaskakująco równy.
- Omegi-mężczyźni też mogą rodzić dzieci. Zdarza się to ekstremalnie rzadko, ale się zdarza. Tu są pewne ulotki, które mógłbyś uznać za przydatne. Ta konkretnie…
Dzwonienie w uszach stawało się coraz głośniejsze, aż wreszcie Castiel nic już nie mógł słyszeć. Czy właśnie mu powiedziano, że był w ciąży? To było niemożliwe. Był mężczyzną. Był… w ciąży? Bez zastanowienia położył sobie dłoń na brzuchu, spocona skóra przylegała do koszulki, którą nosił. Ciężko było wyjaśnić Deanowi, czemu właściwie chciał spać w koszulce z długim rękawem, ale pomogło mu to, że jego partner po ostrym chlaniu całą noc z trudem zachowywał przytomność.
Dean.
O NIE.
Jak Dean zareaguje? Nie spodoba mu się to. Oczywiście, że się nie spodoba. Dean nawet go nie kochał, jak Castiel mógł oczekiwać, że tamten chciałby dziecka?
O NIE, O NIE, O NIE…
Dean się na niego wścieknie. Jak mógłby nie? Castiel był mężczyzną-omegą, nie MIAŁ mieć dzieci, a Dean go wybrał, co oznaczało, że nie chciał szczeniaczka. Gdyby chciał, sparowałby się z kobietą.
I co miał teraz zrobić? Jeśli Dean się dowie, już nigdy więcej nie będzie chciał z nim sypiać. A co, jeśli już by go nie chciał? Co, jeśli… Co, jeśli…
O NIE!
- Castiel, oddychaj, uspokój się – powiedziała Tessa, która bez jego świadomości zdołała kucnąć przy nim. Zagapił się na nią szeroko otwartymi oczami, oddychając szybko o bezradnie, a twarz mu mrowiła, czuł się, jakby świat wypadł z osi. – Castiel, posłuchaj mnie, hiperwentylujesz. Musisz się skupić na oddychaniu – powiedziała spokojnie. – Zwolnij, spójrz na mnie, naśladuj mnie – Tessa powoli wciągnęła powietrze, przez co pierś się jej zapadła, po czym równie powoli wypuściła powietrze. – Bardzo dobrze – pochwaliła, gdy Castiel zmusił się do skupienia i próbował ją naśladować. – Wdech… i wydech… wdech… i wydech. Bardzo dobrze, Castiel, było wspaniale.
Trzeba było kilku minut, aby się w pełni uspokoił lub przynajmniej na tyle, jak to miało być. Do czasu, kiedy Tessa dała mu ulotkę z niezbędnymi informacjami dotyczącymi ciąż u męskich omeg i spytała, czy nie miał jakichś pytań, Castiel osiągnął już dziwne, nieme delirium. A gdzieś pomiędzy informacją o tym, że ważna była zdrowa dieta z dużą ilością mięsa oraz że przez nastepne kilka miesięcy będzie kruchy, narażony na siniaki i rozcięcia, nabrał przekonania, że był to sen, straszny, okropny sen i że się zaraz obudzi. Niestety, zimne powietrze na twarzy, kiedy opuścił klinikę, zakpiło sobie z tej nadziei. Castiel stanął, gapiąc się na chodnik, ściskając w dłoni ulotki, i próbował nie płakać.
Drżącymi palcami sięgnął do kieszeni, dżins drapał go w skórę. Był teraz aż nazbyt świadom tego, jakie miał wrażliwe ciało, co go w niczym nie uspokajało. Odblokował telefon, przewinął do numeru Sama i nacisnął mały, zielony guziczek.
Po czterech dzwonkach znajomy głos Sama przesączył się do słuchawki. Brzmiał, jak gdyby szeptał.
- Hej, Castiel. Jak poszło? Dużo czasu ci to zajęło. Dean pyta, gdzie jesteś. Chyba zamierza wysłać kogoś na poszukiwania.
Castiel objął się ramieniem w talii.
- Ja… Sam, musisz po mnie przyjechać – do kliniki przyszedł na piechotę, ale nie sądził, że da radę wrócić w ten sam sposób, nie w obliczu tych wszystkich zmartwień i strachów wirujących mu w głowie.
- Co się stało? – spytał prędko Sam, tym razem głośniej. – Co jest nie tak? – w tle rozległy się dźwięki otwieranych drzwi oraz kroków na schodach. – Wciąż jesteś w klinice?
- Sam, jest źle – wydyszał Castiel, wreszcie czując łzy w oczach. W gardle czuł gulę wielkości cegły.
- Castiel, gdzie jesteś? Wciąż w klinice?
- Tak – szepnął.
- Jadę tam teraz, dobra? Będę za pięć minut. Po prostu tam czekaj. Nigdzie nie idź.
Zgodnie z obietnicą Sam przyjechał zaledwie kilka minut później i z piskiem opon zatrzymał swojego srebrnego SUV-a. Wyskoczył z pojazdu, wyglądając na spanikowanego.
- Co się dzieje?
Castiel zagapił się na brata Deana, czując w oczach gorące łzy, i zawahał się na ułamek sekundy – co, jeśli Sam uzna to za obrzydliwe? – chociaż wiedział, że naprawdę nie mógł zachować tej tajemnicy dla siebie, i bez słowa podał mu zgniecione ulotki, jakie dała mu Tessa.
Sam wziął je od niego ostrożnie, jakby się martwił, że miały wybuchnąć, i przeczytał pierwszą: CIĄŻA U MĘSKICH OMEG – CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ.
Sam niemożliwie szeroko otwarł oczy. Przejrzał resztę sterty ulotek gapiąc się na pozostałe tytuły.
- Castiel… ty jesteś…
Castielowi zadrżała broda i łzy popłynęły mu tak, jakby w środku pękła mu jakaś tama. Nigdy wcześniej nie był aż tak emocjonalny i z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, że to były HORMONY. Poczuł kolejną falę paniki.
- C-co mam teraz zrobić? – wychrypiał. – Dean się wścieknie.
Jego załamanie zdawało się wyrwać Sama z jego własnego szoku.
- CO? Cas, nie! – powiedział, przyciągając Castiela do siebie i obejmując. Castiel nie zauważył, jak bardzo było mu zimno, dopóki naturalne ciepło ciała Sama nie przesączyło się przez jego ubrania, sięgając do wrażliwej skóry. – Dean nie będzie wściekły – upierał się Sam. – Nie ma mowy, żeby się wściekł.
- Ale co, jeśli się tak stanie?
Sam odsunął się, by na niego spojrzeć, z zatroskaniem ściągając brwi.
- Cas, przysięgam ci, że on nie będzie zły. Obiecuję. – A potem, ku zaskoczeniu Castiela, uśmiechnął się. – To jest DOBRE!
Castiel nie był taki pewien.
- Nie mów mu. Jeszcze nie.
Brat Deana westchnął ciężko i odsunął się.
- Nie powiem, ale… wkrótce, Castiel, twój zapach się zmieni. Lepiej by było powiedzieć mu prędzej, niż później.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:41, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Okej, dziewczyny, mam kilka ogłoszeń parafialnych.

Po pierwsze, do niedzieli nocuję u mojej i pewnie niezbyt często będę na forum. Będę tęsknić @_@ Po drugie, fragmencik jest... ach, jakże ja lubię tego ficzka @_@ i jakże mi szkoda, że autorce się znikło z ao3 TT_TT tak, jak mpreg to nie moja bajka, tak w tym wydaniu mogę czytać i czytać, i nigdy nie mam dość. Coś wspaniałego :3 Po trzecie, jakoś mnie nie dziwi, że Casowi rzucą laskę, coby mu pomogła w odkrywaniu uroków bycia człowiekiem. Pomimo mojej rozbuchanej nadziei (um, naiwności?) od początku wątpiłam, że zrobią panseksualnego Casa. Nie w tym życiu. Po czwarte, czas odśledzić nekosmuse na tumblrze. Nie pamiętam, czemu zaczęłam w ogóle dziewczę śledzić, ale czas z tym skończyć, bo ona skończyła z serialem i zaczyna coś gadać o tym, że bez Edlunda wszystko się sypnie a ósmy sezon to jeden wielki queerbaiting. Wierzę, że Carver poradzi sobie bez Edlunda (chociaż to prawda: strata Bena jest nieodżałowana), bo pokazał ósmym sezonem, że potrafi. A co do queerbaitingu... Nawet jeśli to prawda, nie muszę czytać takich rzeczy na tablicy, chcę się cieszyć z nowego sezonu. Chociaż prawdę mówiąc im bliżej do premiery tym mocniej sobie uświadamiam, że pomimo najszczerszych chęci i całej tej chemii jak będziemy chciały Destiela, to trzeba będzie sobie poczytać fiki, bo serial nam tego nie da. Yep. Tak będę sobie mówić i wybaczcie mi czarnowidzenie, ale ja widzę to tak, że jeśli mam racje, to się zbytnio nie rozczaruje, a jak nie mam racji, to rozczaruje się w najlepszy możliwy sposób. Po piąte: śniło mi się wczoraj, że Cas z Deanem się w czwartym odcinku spotkają XD Chociaż z tego, co czytałam, Jensen i Misha mają wspólne sceny w siódmym. Oby @_@

Lecę, odezwę się jak tylko dam radę :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:34, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Na zdrowy rozsądek to i ja wiem, że kanoniczny Destiel graniczy z niemożliwym. Dlatego czytam ficzki.
Co do autorki powyższego - ona dalej funkcjonuje na AO3, ale pod innym nickiem. Potem podeślę ci linka :)
Po trzecie - reszta ficzka za jakieś 1,5 godziny :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:06, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Ale i tak jest bardziej prawdopodobny od kanonicznego Wincestu, który w zasadzie opiera się na urojeniach pewnej części fandomu :P

Wilkołaki... Serio? SERIO? Jak mi już zdziwienie przeszło, coś po drugim akapicie, to mpreg mnie nie skasował, bo posta antique wcześniej niż fragment fica przeczytałam. Mpregi mnie przerażają, mówiłam już, trauma poarnoldowa... Ok, że alfy, omegi, ale męska ciąża...@.@ Fajnie, że niedługo patusinkowa wrzuta:) Bo, pomimo powyższego, fajny ten fic, serio:D I Sammy działa jak balsam na skołatane nerwy. Zresztą, nie nowina, że Sammy wymiata. On często za głos zdrowego rozsądku robi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Śro 20:14, 25 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:40, 25 Wrz 2013    Temat postu:

*Lin chciała napisać dużo rzeczy, ale dotarła do "Będziesz miał szczeniaczka" i spontanicznie przeszła w lotny stan skupienia. Such a fluff whore.*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:40, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Proszę bardzo, reszta ficzka :)

Kiedy przyjechali do domu, Castiel trzymał się blisko Sama, a w żołądku skręcały go mdłości i nerwy, gdy wchodzili do środka. Podążył za Samem do kuchni, pomimo iż słyszał telewizor w salonie oraz głosy watahy. Sam spojrzał przez ramię i uśmiechnął się smutno.
- Chcesz czegoś do picia? – zapytał i na szczęście nie skomentował wyglądu Castiela przypominającego zagubionego szczeniaka.
- Tak, poproszę – wymamrotał omega, siadając przy barze śniadaniowym na jednym z wiśniowo czerwonych stołków.
Milczeli, kiedy Sam nalał dwie szklanki soku pomarańczowego, postawił jedną przed Castielem i usiadł obok niego.
- Jak się czujesz? – zapytał, spoglądając na niego z zatroskaniem.
Castiel naciągnął rękawy koszuli na swoje zimne ręce.
- Niedobrze mi – szepnął.
Otwarły się kuchenne drzwi i przez potworną minutę Castiel myślał, że wparuje tam cała wataha i zażąda odpowiedzi. Albo gorzej, spojrzą na niego i ODGADNĄ.
Na szczęście była to tylko Jo, skradająca się do środka na paluszkach, po czym zamknęła za sobą drzwi.
- Hej – powiedziała cicho. – Sam mi powiedział, że poszedłeś do kliniki.
Castiel kiwnął głową.
- I?
- I… ja… - spojrzał na Jo, potem znowu odwrócił wzrok. – Jestem… - niezdolny tego powiedzieć, spojrzał na Sama, prosząc go o pomoc, który kiwnął głową i pochylił się nad barem, wskazując Jo, by podeszła bliżej. – Castiel będzie miał szczeniaczka – powiedział.
Jo wybałuszyła oczy.
- O cholera – sapnęła. – Jesteś pewien?
Castiel zmarszczył brwi i skinął głową, ostrożnie obserwując jej twarz. Nie wyglądała na pełną obrzydzenia. Prawdę mówiąc… wyglądała na szczęśliwą.
- To świetnie! – wykrzyknęła. – Nasz pierwszy szczeniaczek!
- Jo, ciszej trochę – skrzywił się Sam. – Castiel chce to trzymać w tajemnicy.
Zmarszczyła się.
- Czemu? To najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek dostaliśmy.
Słaba nadzieja zapłonęła Castielowi w brzuchu. Otwarł usta, aby odpowiedzieć, ale w domu rozbrzmiał potworny ryk i zatrzymał go gwałtownie. Cała trójka spojrzała na siebie i wypadła z kuchni do salonu, gdzie znaleźli Asha, Baltazara i Crowleya stojących ostrożnie z boku, podczas gdy wielki, piaskowo brązowy wilk trzymał gardło Gabriela w zębach.
- Co się, do cholery, stało? – wrzasnęła z wściekłością Jo.
- To była wina Gabriela – powiedział Baltazar z grymasem.
- Nie, nie była… Au! – poskarżył się Gabriel, na szczęście używając zdrowego rozsądku i nie ruszając się. Po pokoju walały się rozrzucone resztki podartych ubrań należących do Deana.
- Gabriel, coś ty ZROBIŁ? – rzuciła Jo.
- Nic! Jestem całkowicie niewinny!
Crowley zachichotał.
- Jasne. Zatem sugerowanie Deanowi, że Castiel wyskoczył pobaraszkować z kimś innym, było przypadkiem?
- Och, ty głupku! – powiedziała Jo. – Czemu zamiast tego nie wyzwałeś Deana do walki? Byłby to szybszy sposób na rozdarcie ci gardła. – westchnęła. – Dean, puść go. Wszędzie roznosisz krew.
Dean nie posłuchał, tylko poruszył się nieznacznie, wbijając łapy w dywan po obu stronach ramion Gabriela.
- Dean – powiedziała Jo, wyciągając do niego rękę – no wiesz, on jest…
Wilk spojrzał na nią zielonymi oczami, gdy tylko zbliżyła dłoń, i zawarczał nisko, wyraźnie nakazując jej się odsunąć.
- Castiel – powiedział Sam – musisz go uspokoić. On nie słucha.
Omega bez wahania wystąpił naprzód. Nigdy nie bał się Deana, nigdy, nawet wtedy, gdy tamten warczał, kłapał zębami i kapał krwią na dywan. Było wiele rzeczy w życiu, których Castiel był niepewny, ale uczucie bezpieczeństwa przy Deanie nigdy nie było jedną z nich.
Podszedł bliżej i usiadł na piętach. Nie musiał nawet nic mówić. Dean zauważył go i natychmiast puścił Gabriela, skomląc cicho, po czym przeszedł nad betą i polizał Castiela po całej twarzy.
- Sądzę, Castiel, że się o ciebie martwił – powiedział Ash, padając z powrotem na siedzenie, kiedy dramat się już skończył.
- Odrobina zmartwienia o MNIE też by się przydała – burknął Gabriel. Jego pomniejsze rany już się zaleczyły, ale ku jego zdenerwowaniu została jeszcze krew na szyi. Wytarł ją, krzywiąc się i przeszukując koszulę w poszukiwaniu rozbryzgów czerwieni.
- Gdzieś ty w ogóle był? – spytał Ash.
- Biegałem – odparł Castiel cichym głosem, głaszcząc Deana po miękkich uszach. Głowa wilka była niemal dwukrotnie większa od jego własnej. Widział, czemu tak wielu ludzi oraz łaków uważało wilkołaki za najbardziej onieśmielający gatunek na ziemi.
- Kto biega przez trzy godziny? – powiedział Crowley, siadając z powrotem na sofie.
- Hej! – warknęła Jo. – Tylko dlatego, że ty biegasz głównie wtedy, kiedy ścigasz jakąś omegę z gorącym tyłkiem!
Crowley uniósł ręce w geście poddaństwa.
- Mówiłem tylko, że to jest dziwne, to wszystko.
- Tak? Cóż, twoja twarz jest dziwna – powiedziała Jo. – Rusz się i zabieraj nogi z kanapy.
Castiel przygryzł uśmiech, w milczeniu posyłając jej swoje uznanie, a kiedy złapała jego spojrzenie i mrugnęła, stwierdził, że zrozumiała.

Później tego samego dnia Castiel siedział w gabinecie pod pozorem czytania, podczas gdy w rzeczywistości próbował wymyślić, jak najlepiej podejść do Deana z tymi niechcianymi wiadomościami. Pomyślał o tym, aby zostawić jedną z ulotek – które ukrył na dnie pudełka po swojej stronie szafy – leżącą na wierzchu tam, gdzie Dean z pewnością by ją zobaczył. Rozważał też myśl o namówieniu do tego Sama lub Jo, ale wątpił, by to zrobili.
Zaplanowanie mądrego sposobu na przekazanie tych nowin Deanowi było podwójnie trudne, ponieważ znajdował się pod presją. Nie miał wiele czasu. Castiel nie miał pojęcia, kiedy zmieni mu się zapach, nie mógł wciąż chodzić spać w koszuli z długimi rękawami, i, co prawdopodobnie było najpilniejsze, Dean miał chcieć seksu, zaś wilkołaczy seks nie był najłagodniejszą z czynności. Nie, że nie mógł być. Dean umiał być łagodny, ale problemem było to, że lubił gryźć, i z pewnością nie przegapiłby faktu, że Castiel nie mógł się uzdrawiać.
Westchnął, zamykając książkę, którą otwarł na wypadek, gdyby ktoś wszedł, i znowu usiadł w wygodnym krześle przy oknie, gapiąc się na dobrze utrzymane tereny na pół ukryte w zmierzchu. Dalej, na krawędzi lasów, widział masywną postać Crowleya w wilczej formie, biegającego wśród drzew. Castiel uśmiechnął się. Może wziął sobie komentarz Jo do serca…
Castiela zaskoczył fakt, że żaden inny członek watahy nie miał partnera. Chociaż, jak przypuszczał, wciąż byli młodzi, wszyscy byli. Poradzili sobie nieźle, dając się poznać w mieście i poza nim jako wataha, z którą należało się liczyć, ale stało się tak w większej części dzięki Deanowi i Samowi, którzy cieszyli się reputacją, zanim utworzono watahę. Kiedy Dean stał się w pełni alfą i rozeszła się wieść, że tworzył własne stado, chętnych łaków znalazło się aż nadto. Jednak Dean ufał bardzo niewielu ludziom, co było powodem, dla którego wataha pozostawała względnie mała.
Stado Winchesterów miało się koniec końców rozrosnąć, na pewno, kiedy inni znajdą sobie partnerów i będą mieć… szczeniaczki.
Castiel przełknął. Zamknął oczy, wsuwając sobie dłoń pod koszulę i kładąc ją na swoim płaskim brzuchu. Tak się martwił o to, jak Dean zareaguje na wiadomość, że nie pomyślał o tym, jak ON sam się w tej sytuacji odnajdywał.
Może mu się to podobało, podobał mu się pomysł czegoś rosnącego w nim, co było po części Deanem, a po części nim, szczeniaczek z ich połączonym charakterem. Ze skupieniem Castiela oraz temperamentem Deana.
Castiel prychnął.
Nastolatek z temperamentem Deana byłby niszczycielską siłą, mówiąc oględnie.
- Zastanawiałem się, gdzie jesteś.
Castiel z walącym sercem wyrwał rękę spod koszuli i odwrócił się, zauważając podchodzącego do niego Deana. Partner oparł się o parapet i skrzyżował ramiona. Chociaż Castiel był jeszcze całkiem pewien, że Dean nie mógł niczego innego wyczuć, to jednak usiadł sztywno, czekając, by Dean coś powiedział, by przyłapał go.
Dean gapił się na niego z lekkim grymasem na twarzy. Castiel odchrząknął.
- Czy czegoś chciałeś?
Dean jeszcze silniej się zmarszczył. Najwyraźniej nie to powinien był powiedzieć.
- Co się dzieje, Cas? Coś jest… inaczej.
- I-inaczej? – wydyszał Castiel. Pociły mu się dłonie i ześlizgiwały z drewnianych poręczy krzesła, kiedy próbował się ich trzymać.
Dean zmrużył oczy. Podszedł bliżej i oparł dłonie na poręczach krzesła Castiela. Ich twarze były o cale od siebie.
- Tak – powiedział, przekrzywiając głowę i patrząc na niego bez mrugnięcia. – Inaczej.
Castiel zrobił wszystko, by się nie wiercić. W brzuchu kotłowały mu się emocje, podniecenie, zakłopotanie, pobudzenie i strach, strach, że Dean odkryje to, co on tak rozpaczliwie starał się ukryć. Alfa dalej się gapił, a Castiel nie miał śmiałości oderwać oczu. Gdyby przerwał kontakt wzrokowy, Dean by WIEDZIAŁ, że coś się działo.
Ale był tak blisko, że Castiel ledwo mógł myśleć. Jego zielone oczy wbijały się w niego, a jego cudowny zapach obezwładniał.
Castiel zamknął oczy, podniósł głowę i pocałował go miękko. Nie chodziło tu o rozproszenie go, a bardziej o potrzebę, by zrobić to, czego był spragniony.
Dean leniwie odwzajemnił pocałunek, całując go otwartymi ustami, a miękki dotyk jego warg sprawił, że puls Castiela przyspieszył. Partner naparł nieco silniej i polizał go między wargami, swoim znajomym językiem badając ich wnętrze. Rumieniąc się z gorąca i pożądania Castiel przeczesał mu palcami krótkie ciemnoblond włosy. Dean był taki doskonały, tak pewny siebie. Nie umiał sobie wyobrazić, że kiedykolwiek mógłby żyć bez niego. Z bolącym, drżącym sercem przyciągnął go bliżej, pierś do piersi, i jęknął cicho, kiedy Dean ściągnął go z krzesła na swoje kolana, na podłogę. Castiel objął go nogami w talii i zacisnął je wokół jego wyrzeźbionego torsu.
- Cudowny – wymruczał Dean w jego usta. Swoimi szerokimi dłońmi objął mu bicepsy i mocno ścisnął.
Castiel krzyknął, czując tak ostry ból, że łzy napłynęły mu do oczu.
Dean cofnął głowę, ale kiedy Castiel spróbował się odsunąć, przytrzymał go.
- Cas? – szepnął i brzmiał na nieco spanikowanego. – Skrzywdziłem cię?
- Nie, nic mi nie jest – Castiel zmusił się do uśmiechu.
- Zrobiłem to, prawda? Cholera, Cas, przepraszam – wymamrotał Dean, całując go po twarzy. – Nie sądziłem, że byłem aż tak ostry.
- Dean, w porządku…
- Nie, nie w porządku – powiedział Dean.
Castiel znowu zaczął panikować. Jeśli Dean nie porzuci tematu, to on będzie zmuszony mu powiedzieć, a jeszcze nie był na to gotowy.
- Castiel? – omega zerknął w górę i ujrzał Sama stojącego z wahaniem przy drzwiach. – Mam to DVD, którego chciałeś? – powiedział to jako pytanie, jako drogę ucieczki dla Castiela, i omega chwycił się tej możliwości obiema rękami.
- Masz? – zapiszczał Castiel, podnosząc się z kolan Deana. Pospieszył przez pokój do Sama, rzucając mu pełne wdzięczności spojrzenie, i właśnie mieli wychodzić, kiedy Dean się odezwał.
- Castiel, stój – warknął.
Jak gdyby Dean mógł kontrolować mu ciał, omega zamarł i odwrócił się, spoglądając na partnera, który skradał się w jego stronę, z zaciśniętą szczęką i ustami. Dean był wściekły, tyle było jasne.
Castiel zesztywniał. Partner spojrzał na niego, a potem na Sama, podejrzliwie mrużąc oczy.
- Zapomniałeś swojej książki – powiedział, wpychając powieść omedze, po czym przepchnął się obok brata na korytarz.
Sam odetchnął ciężko, kiedy Dean wyszedł.
- Castiel, będziesz musiał mu powiedzieć. I to szybko.
- Wiem – wysapał omega.

Trzy dni później Castiel zakradł się na dół po tym, jak Dean wyszedł pobiegać po ich terenie. To było ciężkich kilka dni. Nie tylko musiał odrzucać każdą próbę Deana zainicjowania seksu, hormony sprawiały, że robił się coraz bardziej napalony. Obudził się twardy jak skała i z bardzo śliskim tyłkiem. Znalazłszy chwilę na przestudiowanie jednej z ulotek, jaką dała mu lekarka, odkrył, ze jego zwiększone libido było czymś całkowicie normalnym i, niestety, miało przybrać w czasie ciąży na sile. Podniecenie cały czas rozgrzewało mu brzuch, było nieustającą potrzebą.
Czas przeciekał mu przez palce jak piasek, ale złość Deana nie pomagała Castielowi zebrać się w sobie i powiedzieć mu. Potrzebował do tego spokojnego Deana, nie zaś chodzącej bomby zegarowej.
Wydawało się jednak, kiedy Castiel zszedł do kuchni, zajętej wyłącznie przez Sama, i otwarł lodówkę, by zrobić sobie śniadanie, że decyzja nie będzie należeć do niego.
Castiel, mijając Sama, usłyszał, jak tamten ostro wciągnął powietrze. Jakaś dłoń wystrzeliła i złapała go za nadgarstek, obracając go.
- Kurwa – szepnął Sam, zacieśniając chwyt.
- Co jest? Co się dzieje? – zapytał Castiel, a serce boleśnie dudniło mu w piersi.
Sam miał szeroko otwarte oczy.
- Castiel – wydyszał – ty… twój zapach… - beta zarumienił się. – Pachniesz jak… jak samica łaka w rui.
- Co? – sapnął Castiel. – Nie mogę…
Sam przysunął się bliżej, wdychając, wodząc nosem po gardle Castiela.
- O Boże… - wymruczał. – Naprawdę dobrze pachniesz… - odsunął się, by spojrzeć omedze w oczy, i Castiel ze zdumieniem zauważył w jego wzroku odrobinę żądzy.
- Pachnę jak w rui? – wykrzyknął.
Sam przygryzł sobie wargę.
- To podobny zapach, ale… - przysunął się ponownie – to nie to samo – powiedział z ustami przy jego szyi. – Jest słodszy… - odetchnął głęboko – i jeszcze… - Sam wydał dziwny dźwięk; bardzo wilczy. Spojrzał na Castiela i lekki uśmiech rozjaśnił mu twarz, wszelkie ślady żądzy zniknęły. – Jest jeszcze jeden zapach – szepnął.
Serce Castielowi stanęło.
- Jest?
Sam kiwnął głową.
- Należy do kogoś, kto nie jest tobą.
Castiel nie mógł nic na to poradzić, wyszczerzył się i poczuł radość w piersi.
- Do mojego szczeniaczka?
Sam rozpromienił się.
- Jest słaby i ciężko go wyłapać, bo jesteś taki… - odchrząknął - …taki, uch, podniecony, ale… ale jest – beta znowu obwąchał Castielowi szyję, tuż pod szczęką. – To niewiarygodne – sapnął, a Castiel zachichotał.
Oczywiście w tej właśnie chwili, kiedy Sam trzymał Castiela za biodra, węszył mu przy szyi i kiedy całe pomieszczenie wręcz cuchnęło podnieceniem omegi, Dean postanowił wejść do kuchni.
Niski warkot, głębszy i groźniejszy niż wszystko, co Castiel wcześniej słyszał, rozległ się w pokoju. Sam sapnął i odskoczył od Castiela, jakby tamten się palił. Obaj gapili się na Deana, który lśnił z gniewu, trząsł się od tego. Spojrzenie utkwił w Samie.
- Dean – powiedział Sam, unosząc poddańczo ręce. – Dean, zaczekaj, to nie to, co myślisz. Ja i Castiel… my nie…
Ale Dean nie słuchał. Był tak blisko swej zwierzęce strony, że Castiel dosłownie widział, jak wydłużały mu się siekacze. Zapach alfy zalewał pokój i pierwszy raz w życiu Castiel się zmartwił. Nie o własne bezpieczeństwo, ale o bezpieczeństwo Sama.
Dean był uosobieniem wściekłości.
Sam zaczął odsuwać się od Castiela, unosząc dłonie wnętrzem do góry i spuszczając wzrok.
- Dean, ja nie chcę twojego partnera. Nie czuję do niego pociągu. To nie to, co ci się wydaje.
Reszta watahy wybyła; Castiel nie mógł nikogo zawołać do pomocy. Nie miał pojęcia, co robić. Istniała spora szansa, że mówienie czy wykonywanie jakichś gwałtownych ruchów mogłoby jedynie pogorszyć sytuację. Ale z drugiej strony, ciągłe zapewnienia Sama i zaprzeczanie pociągowi też nie zdawały się odnosić rezultatu.
- Alfo, przysięgam…
Było za późno. Dean ryknął i, zanim Castiel w ogóle zdołał mrugnąć, eksplodował w swoją wilczą postać, a czysta siła przemiany zniszczyła mu ubrania. W odruchu obronnym Sam zmienił się również, gdy tylko Dean skoczył na niego, tłukąc naczynia i kubki, waląc w szafy. Garnki i patelnie z łoskotem padały na twardą kuchenną podłogę, kiedy Dean i wielki kasztanowobrązowy wilk, Sam, walczyli.
Castiel cofnął się z drogi toczącym się wilkom. Ruchy Sama były obronne, zawsze tylko pchanie i uniki, podczas gdy Dean usiłował go dorwać swoimi pięciocalowymi zębami i rozszarpującymi wnętrzności pazurami. Pomieszczenie wypełniały warkoty i pomruki, w powietrzu fruwała sierść. Dopiero, gdy Castiel usłyszał przyprawiający o ciarki TRZASK oraz skowyt, zdał sobie sprawę, że Dean poważnie skrzywdzi Sama, jeśli on czegoś szybko nie zrobi.
Odetchnął głęboko, kładąc dłoń na brzuchu, i przemienił się w, jak wiedział, dużo mniejszego czarnego wilka. Skoczył na blat, patrząc na rzucające się na siebie wilki, i gdy zauważył między nimi szczelinę, skoczył w nią. Skądś wyskoczyła jakaś łapa i uderzyła go w bok. Dla jego wrażliwego ciała ból był potworny, silniejszy, niż przywykł. Musiał krzyknąć.
I, tak po prostu, krzyk Castiela okazał się być dla walki jak kubeł zimnej wody. Dean natychmiast odskoczył do tyłu, jego wilcze ciało zesztywniało i wciąż jeszcze było w trybie walki, ale wzrok skupił się na Castielu i nie było w nim żadnej złości; była tam krzywda i smutek.
Oddychając z wysiłkiem Castiel z powrotem zmienił się w człowieka. Stanął nago przed Deanem, wiedząc, że widać mu było siniaki. Wilk szerzej otwarł oczy, zauważając obrażenia, i zaskomlał boleśnie; wyraźnie uważał, że Castiel był podatny, ponieważ znalazł innego partnera.
- Dean – powiedział Castiel. – Zmień się dla mnie.
Dean-wilk pokręcił głową, bardziej niedowierzająco, niż z innego powodu, po czym wycofał się. Usiadł na tylnych łapach, odchylił głowę i zawył, długo i głośno. Był to tak rozpaczliwy, samotny i smutny krzyk, że Castiela zabolało serce.
- Dean – poprosił – zmień się. Mogę to wyjaśnić.
- Dean, to nie to, co myślisz – powiedział Sam, dokuśtykawszy do omegi. Na twarzy i torsie miał krew, a noga wyglądała na złamaną, ale zaczynała się leczyć.
- W porządku z tobą? – zapytał Castiel, spoglądając na Sama.
Brat Deana uśmiechnął się słabo.
- Zostawiam ci to – wymruczał i wyszedł z kuchni, przestępując gruzy.
Kiedy Castiel się odwrócił, zastał Deana w ludzkiej postaci gapiącego się na niego ze ściągniętymi brwiami i wyglądającego ostrożnie.
Z, miał nadzieję, uspokajającym uśmiechem, Castiel wyciągnął rękę.
- Chodź tu, Dean – powiedział.
Bez względu na konsekwencje Castiel zamierzał je zaakceptować. Zamierzał zaakceptować nawet to, że Dean mógłby kazać mu odejść. Przynajmniej… tak sobie w myślach powtarzał, gdy serce łomotało mu pod żebrami i gdy Dean podszedł do niego.
Castiel wziął partnera za rękę i pociągnął w objęcia. Na poły oczekiwał, że Dean go odepchnie, ale tak się nie stało. Partner złapał go i odwzajemnił uścisk tak, że prawie odbierało oddech. Dean wydał z siebie jakiś zdławiony dźwięk, a jego szerokie ramiona, jedno wokół pleców Castiela, a drugie wokół talii, przyciągnęły go mocno do jego piersi, jakby chciał ich na stałe stopić razem.
Nieoczekiwanie Castiel doszedł do wniosku, a to objawienie przypominało promień słońca przedzierający się przez chmury w deszczowy dzień, że Dean go NAPRAWDĘ kochał. Kochał, ponieważ nikt, żadna alfa, nie mógł trzymać omegi tak, jak Dean robił to teraz, nawet myśląc, że Castiel zamierzał go opuścić dla kogoś innego, i błagać go, by został, co też akurat robił. Szeptał Castielowi w ucho „nie odchodź, nie odchodź”, mamrotał całą litanię próśb.
Castiel nie odpowiedział, po prostu pogładził Deana po plecach i czekał, by tamten to zrozumiał, by to WYCZUŁ. Wiedział, kiedy to nastąpiło, bo Dean zesztywniał i przestał oddychać. Omega stał nieruchomo, gdy po jakiejś minucie partner niepewnie powąchał go pod szczęką. Jeden niuch, potem drugi, aż wreszcie węszył niczym tygodniowy szczeniak poznający świat. Dean ruszał głową w przód i w tył, obwąchując Castielowi całe gardło. Omega zaśmiał się, kiedy włosy Deana połaskotały go w twarz.
Dean cofnął się gwałtownie, z zachwytem patrząc Castielowi w oczy. Oblizał się.
- Was jest dwoje – szepnął.
Castiel ze słabym uśmiechem na twarzy kiwnął głową i położył sobie dłoń na płaskim brzuchu.
- Tak.
Dean wydał jakiś zszokowany dźwięk, będący mieszanką prychnięcia, sapnięcia i śmiechu. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając białe zęby, i swoją ciepłą dłonią dotknął dłoni Castiela na jego brzuchu.
- Dlatego jesteś podatny? – zapytał, a jago oddech omiatał twarz omegi gorącem.
Castiel ponownie skinął głową.
- Czemu mi nie powiedziałeś?
Czerwieniąc się ze wstydu Castiel spuścił wzrok; wiedział, że powinien był mu powiedzieć wcześniej, i czuł się z tego powodu winny.
- Bałem się…
- Nigdy się nie bój – powiedział Dean cicho. – Już nigdy się nie bój. Nie masz powodu się bać. Zawsze tu będę, zawsze, zawsze będę cię pragnął, zawsze cię ochronię – szepnął i delikatnie pocałował Castiela w usta. – Zawsze.
Jeśli zostałyby jeszcze jakieś wątpliwości co do miłości Deana, to teraz zniknęłyby całkiem, unicestwione.
Dean zaczął go lizać tak, jak ich matki robiły ze swoimi młodymi, jak łacze rodziny postępowały wobec swoich. Polizał Castiela po twarzy całym językiem, drapiąc nim o zarost omegi. Liznął go w ucho, wzdłuż szczęki, pod szczęką, po gardle, po obojczyku.
Pobudliwa skóra Castiela zapłonęła pod wpływem tych zabiegów i to żarzące się podniecenie, z jakim już się borykał, gwałtownie wróciło do życia. Pełen miłości gest zmienił się w coś bardziej gorączkowego, kiedy Castiel jęknął cicho, przeczesał palcami krótkie włosy Deana i zakołysał biodrami w stronę partnera; jego twardy fiut błagał o uwagę.
Ostrożne ręce złapały Castiela za talię i poprowadziły w tył, dopóki krzyż nie trafił mu na krawędź blatu – jedną z niewielu wciąż stojących rzeczy w kuchni. Dean był uparty, adorował ciało Castiela swoim językiem. Omega odchylił głowę, odsłaniając gardło, i Dean polizał je po całej długości, czule skubiąc skórę. Był wobec niego niewiarygodnie ostrożny i to podkręciło Castiela bardziej, niż by sobie mógł wyobrazić.
Język Deana przejechał mu po niesamowicie wrażliwym sutku i Castiel otwarł usta, oddychając nierówno i dysząc, pierś falowała mu ciężko. Śliski, gorący język okrążał i dotykał sutka, wywołując w Castielu dreszcze rozkoszy. Dotyk był za lekki, za łagodny, czuł, że podkurczały mu się od tego palce u stóp.
Dean zsuwał się coraz niżej, całując i liżąc, przejechał językiem po biodrze Castiela i wreszcie po lśniącej główce jego fiuta. Nie wziął go w usta tak, jak Castiel miał na to nadzieję. Zamiast tego polizał go długimi, leniwymi ruchami, które robiły za dużo, a jednocześnie nie dość. Castiel trząsł się z pragnienia, z bolącej dziurki po nogach płynęła mu wilgoć, jego ciało rozpaczliwie, DESPERACKO pragnęło więcej tarcia, większej szybkości, więcej swojej alfy, a mimo to Dean trwał przy równym tempie. Nieustępliwie polizał fiuta Castiela po całym trzonie, zagarniając stamtąd wilgoć. Castiel krzyknął, czując powolne przeciąganie językiem po swoich jądrach; musiał się oprzeć o ladę, rozsuwając nogi, by zachęcić Deana do działania.
Dłonie alfy delikatnie dotykały mu ud, Dean wodził palcami w górę i w dół, pod kolanami, gładził mu łydki. Castiel od tych doznań miał zawroty głowy, wreszcie nie mógł już znieść więcej.
- Dean – wychrypiał błagalnie.
Dean wstał, spojrzał mu w oczy, pocałował i, zaledwie go dotykając, nakazał mu się odwrócić. Posłuchawszy, Castiel naparł w tył na Deana, swoim nazbyt mokrym tyłkiem ocierając się o długiego, twardego fiuta swojej alfy. Dean stęknął mu w szyję i ich przegrzane, śliskie od potu ciała przywarły do siebie.
Gorące dłonie błądziły w górę po bokach Castiela, a szorstkie kciuki pocierały mu sutki silnymi, powolnymi, kolistymi ruchami. Fiut Deana wsunął się w gorącą przestrzeń za jądrami Castiela. Omega uniósł się i dotknął twarzy Deana, wciągając go w pocałunek.
- Dean – wydyszał mu Castiel w usta. – Proszę…
Dean złapał Castiela za kark i pchnął go w dół, dopóki jego pierś i twarz nie dotknęły blatu, spocone dłonie omegi płasko opierały się o szokująco zimną powierzchnię. Castiel sapnął i poczuł, że sutki mu się napięły. Wygiął plecy, prężąc się w stronę Deana i rozsuwając nogi.
- Jesteś piękny – wymruczał Dean, błądząc dwoma palcami po kręgosłupie Castiela aż do tyłka, w który zanurkował bez ostrzeżenia. – Taki mokry…
Castiel był omegą, więc nie trzeba go było przygotowywać, ale Dean lubił się bawić, zginając palce głęboko w środku i pocierając to miejsce, które sprawiało, że Castiel kwilił i rzucał się. Poczuł usta Deana na swoim ramieniu, podczas gdy kolejny palec znalazł się w jego ciele, z łatwością przesuwając się przez krawędź.
Dean polizał go po gardle, swoją gorącą i lepką od potu piersią przyciskając się do jego pleców, i wtedy bez ostrzeżenia z jego gardła dobiegło głębokie warczenie.
Wykręcając szyję Castiel spróbował na niego spojrzeć. Alfa uniósł nieco głowę z jego ramienia i skupiał wzrok na czymś w pobliżu drzwi. Podążywszy za jego spojrzeniem Castiel ujrzał zamarłego w miejscu Gabriela, patrzącego na nich szeroko otwartymi oczami.
CO ON WYPRAWIA? CZYŻBY CHCIAŁ UMRZEĆ?!
Castiel szaleńczo pokręcił głową i machnął ręką, każąc Gabrielowi odejść. Dean był na granicy załamania. Po walce z Samem i przypuszczeniu, że straci partnera, nie potrzeba by było wiele, aby znowu wyprowadzić go z równowagi, a zwłaszcza teraz, gdy Castiel był wrażliwy i ciężarny. Nadopiekuńczość Deana miała się jeszcze zwiększyć, więc Gabrielowi z pewnością groziła śmierć, jeśliby się szybko nie wycofał. Warczenie za Castielem robiło się coraz gorsze, głośniejsze i groźniejsze.
- Gabriel – syknął Castiel i młody beta wreszcie wyrwał się z transu, rzucając głową tak, jakby śnił na jawie, po czym wycofał się z kuchni. Castiel mógł jedynie przypuszczać, sądząc po wyjaśnieniu i pełnym żądzy spojrzeniu, jakie Sam posłał mu wcześniej, że Gabriel dał się zwabić zapachem podniecenia wypełniającym pomieszczenie.
- Dean… - zaczął Castiel, ale Dean uciszył go nieznacznym warkotem, od którego wibrowała mu pierś. Wydawało się, że spotkanie z Gabrielem skierowało alfę w stronę jego zwierzęcej natury.
Alfa powęszył mu w szyję, zdjął z niej rękę i złożył ją na biodrze Castiela. Drugą ręką złapał go za fiuta, pocierając kciukiem główkę.
Castiel zadygotał. Każdy gest był pełen zaborczości. Wiedział, że Dean będący blisko swojej wilczej strony nie trzymał mu fiuta po to, aby sprawiać mu przyjemność, ale robił to i bawił się nim dlatego, że mógł, że Castiel należał do niego.
Dean jeszcze szerzej rozsunął mu nogi i Castiel poczuł szturchnięcie fiuta swego partnera przy tyłku.
- Mój… - wymamrotał Dean, przygryzając mu kark.
- Jestem twój – uspokoił go Castiel i pchnął w tył na grubego fiuta. Dean zasyczał i stęknął, kiedy duża, śliska główka wdarła się w dziurkę Castiela.
Castiel odetchnął, co sprawiło, że na blacie osiadła para, a Dean wsunął się w niego do końca. Następnie wysunął się i ostro wdarł z powrotem, sprawiając, że Castiel sapnął i od siły tego pchnięcia przesunął się po blacie. Szerokie ramię objęło go mocno i Castiel odwrócił się, by pocałować go, podczas gdy Dean zaczął się porządnie ruszać.
Ich języki splątały się i Castiel jęknął Deanowi w usta. Poruszył się i wygiął jeszcze bardziej, aż wreszcie poczuł cudowne ciągnięcie w brzuchu; dawał Deanowi lepszy dostęp, pozwalając mu pchać głębiej i mocniej.
Fiut Deana był wielki i dobrze go wypełniał. Castiel poczuł przesączające się przez niego fragmenty swej wilczej strony, kiedy po szczególnie silnym uderzeniu bioder Deana przejechał piersią po krawędzi blatu. Zakłuło, ale Dean trzymał go ciasno i rżnął go cudownie mocno, pokazując swoją moc, swoją siłę, a Castiel to lubił.
Dean stanowczo złapał młodego łaka za fiuta i zaczął go obciągać do rytmu swoich pchnięć. Ciało Castiela było teraz tak wrażliwe i podatne, jakby jego skóra za bardzo naciągnęła się na nerwach, a każde pchnięcie bioder Deana, od których jego twardość wciskała się w niego, omywało go rozkoszą. Czuł, jaki fiut Deana wsuwał się w niego w całości, pocierając jego wrażliwe miejsca, wpychając się głęboko. Skórę miał rozpaloną i spoconą i cały się trząsł. Castiel nigdy nie był specjalnie głośny, jeśli chodziło o seks, ale nie mógł powstrzymać rozpaczliwych jęków i krzyków wylewających się z niego w tej chwili. Były to takie dźwięki, że nie wierzył, iż je wydawał, dźwięki, które by go zawstydziły, gdyby jego mozg był wystarczająco świadomy, aby to zauważyć.
Usiłował się czegoś złapać, gdy poczuł zbliżający się orgazm. Ale Dean mu na to nie pozwolił; bez ostrzeżenia szarpnął nim do tyłu i zatopił zęby w jego gardle.
Z Castiela uszedł oddech jak po uderzeniu. Bliźniacze spirale rozkoszy i bólu przedarły mu się przez ciało i omega doszedł, ochlapując nasieniem bok blatu.
Biodra Deana drgnęły w nierównym rytmie, po czym alfa stęknął w szyję Castiela i zalał go swoim orgazmem.
Castiel leżał płasko na blacie, wciąż mając Deana w sobie, dysząc i czując pobolewanie, ale z pewnością zaspokojony. Kiedy otrząsnął się z ciężaru drugiego ciała, jego alfa poruszył się i pociągnął go na podłogę, na swoje kolana. Leniwie polizał ranę na szyi Castiela, potem jego szczękę, potem policzek, a wreszcie usta.
Castiel zachichotał, rumieniąc się pod wpływem tych zabiegów. Czuł się jak na haju. Unosił się – nie umiał wymyślić nic wspanialszego, niż akceptacja i uczucie ze strony Deana.
- Przepraszam – powiedział Dean, wciąż liżąc ciało omegi. Mocniej objął Castiela w talii, kiedy młody łak spojrzał na niego zdumiony.
- Za co? – zapytał Castiel.
Zielone oczy Deana patrzyły łagodnie i ze smutkiem.
- Za to, że myślałeś, iż nie mogłeś mi powiedzieć, co było nie tak.
- To nie była twoja wina – odparł Castiel. – Po prostu nie chciałem cię stracić.
- Nigdy mnie nie stracisz.
- Tego nie wiedziałem.
Dean ponuro kiwnął głową.
- Wiesz, że cię kocham… tak? Znaczy się, trochę bez sensu jest to mówić, ponieważ to oczywiste, że tak jest, ale…
- Nie jest – przerwał omega. Bawił się z palcami Deana spoczywającymi mu na brzuchu. – To nie jest bez sensu – zerknął na Deana spod rzęs, niezdolny stłumić pojawiający się uśmiech. – Miło usłyszeć, jak to mówisz.
Dean odwzajemnił uśmiech.
- Okej… kocham cię – przewrócił oczami. – Oczywiście.
Castiel wyszczerzył się.
- Ja też cię kocham – powiedział i zaśmiał się. To była ogromna ulga. Wszystkie jego zmartwienia, jakie się od jakiegoś czasu nawarstwiały, wreszcie się skończyły. Z piersi zniknął mu wielki ciężar i wreszcie mógł oddychać.
Dean go KOCHAŁ.
- Wiesz, że przez następne dziewięć miesięcy nie wyjdziesz z tego domu bez ochrony, tak? – zapytał Dean nieoczekiwanie.
Castiel stęknął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:16, 25 Wrz 2013    Temat postu:

Patuś, że ona nie zniknęła? @_@ i że jest jakiś link do jej fików? @_@ będę płakać ze szczęścia, jak dostanę namiary, serio, dostałam okres i jestem na granicy załamania XD (serio, szłam wieczorem do mojej i ryczałam - na środku ulicy - słuchając angielskiego Pottera. Jak nisko można upaść? XD)

Hash, a ci od winchestu myślą, że to MY mamy urojenia XD
Patuś... ja to wszystko wiem, ale po ósmym sezonie trudno nie mieć rozbuchanych nadziei XD

A co do fragmentu... streszczać się muszę, więc na szybko: bosssssko jest. Ale naprawdę, ufff, wspaniale jest :3 i ten biedny, wystraszony Cas, i ten niuchający Sam, i ten zrozpaczony Dean. Aww :3 Uwielbiam tą scenę, kiedy się orientuje, że ich jest dwóch. Seksu nie liczę, bo boski jak zawsze (pogadajmy o ugryzieniu w szyję, które przenosi człowieka przez krawędź orgazmu, hmmmm? XD), ale emocjonalnie scena z "was jest dwoje" jest moją ulubioną :3

Ach, dziewczyny, no i przypominam. All the way. Boski, boski angst i jeszcze bardziej smakowity happy end :3 Warto to przeczytać chociażby dla wszystkich damskich postaci, jakie się pojawiają. Szczególnie dla Ruby :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:02, 26 Wrz 2013    Temat postu:

Na miły początek dnia - kolejny krótasek :)

PODWIEŹĆ CIĘ?

Dean miał wielbiciela w postaci ciemnowłosego, bladego nastolatka z szeroko otwartymi niebieskimi oczami, różowymi ustami i, częściej niż nie, policzkami ozdobionymi rumieńcem. Widywał dzieciaka dwa razy na tydzień, chodzącego do i ze szkoły, z plecakiem zwisającym mu z ramienia, w nieskazitelnie czystym i schludnym uniformie.
Kiedy pierwszy raz przeszedł obok jego miejsca pracy, AUTO NAPRAW SINGERA, Dean miał akurat przerwę. Siorbał zimną colę i wystawiał twarz do słońca, kiedy poczuł przepalające go czyjeś spojrzenie. Otwarł oczy i zmierzył swego obserwatora nieustępliwym wzrokiem. Dzieciak naprawdę zatrzymał się po to, aby gapić się na Deana, i mężczyzna w każdej innej sytuacji prawdopodobnie uznałby to za dziwne czy podchodzące pod stalkowanie, ale nastolatek wyglądał na autentycznie zawstydzonego tym, że ktoś go przyłapał na gapieniu się, i nosił wyraźne podobieństwo do jelenia przebiegającego na światłach. Wyglądał, jakby chciał się ruszyć, ale nie mógł. Dean uśmiechnął się złośliwie. Nawet mu się podobała władza, jaką miał nad dzieciakiem. Kpiarz jak zwykle, Dean wziął długiego łyka z butelki coli i oblizał się lubieżnie, uśmiechając się jeszcze szerzej, kiedy nastolatek nieświadomie powtórzył gest.
- W czym mogę ci pomóc? – rozległ się zza Deana jakiś głos.
Dzieciak zerwał się jak porażony prądem i wystartował, potykając się przy okazji o własne stopy.
Dean zacykał językiem.
- Aj, człowieku, spłoszyłaś go – poskarżył się, odwracając się do Jo, która akurat starą szmatą wycierała sobie brud z twarzy.
- Jest dla ciebie za młody.
- Ma przynajmniej szesnaście lat – uzasadnił Dean.
Jo posłała mu spojrzenie i wykradła mu butelkę z dłoni, po czym wzięła łyka.
- Tak, jak mówiłam, jest dla ciebie za młody.
Dean skrzywił się.
- Od kiedy taki z ciebie sztywniak?
- Od kiedy ty stałeś się ludożercą – odcięła się. – Rany, gapiłeś się na tego dzieciaka jak na kawał mięsa.
- Ale tym właśnie jest.
- Dean.
- Żartowałem. To był żart.
Jo oparła się o Chevroleta, nad którym właśnie Dean pracował.
- Masz ochotę na chudzinę, idź do PINK.
Dean prychnął.
- Czy to ich slogan?
- Powinien być.
- Nie, ja mam dość – powiedział Dean, podnosząc się i przeciągając. – Po prostu miałem trochę frajdy, to wszystko – skradł jej butelkę z powrotem, wysączył resztki i posłał ją łukiem do najbliższego kosza, bekając przy okazji. – Zdziwię się, jeśli jeszcze raz przejdzie obok po tym, jak na niego zawarczałaś.
- Nie zawarczałam – stwierdziła oburzona Jo.
Dean zachichotał.
- No dalej, rusz tyłek, żebym mógł się wziąć do pracy.
Ku zaskoczeniu Deana zaledwie kilka godzin później dzieciak przeszedł tam ponownie, zmierzając w przeciwną stronę. Nie miał już tak porządnej fryzury, jak poprzednio, włosy sterczały mu pod dziwnymi kątami. Widok sprawił, że Dean zapragnął je przeczesać palcami. Wyobrażał sobie, jakie by były miękkie.
Ponownie spotkali się wzrokiem, ale tym razem nastolatek przeszedł dalej bez zatrzymywania. Czując lekkie rozczarowanie Dean oparł się o maskę samochodu i patrzył, jak chłopak się oddalał.
- Hej, ty – zawołał, krzyżując sobie ręce na piersi i uśmiechając się z pewnością siebie. Musiał zdławić śmiech, kiedy po jego okrzyku nastolatek drgnął całym ciałem. Dzieciak zachowywał się jak nerwowy kot. Było to zabawne i jakby trochę słodkie. – Jak się miewasz? – dodał.
Dzieciak zawahał się, zarumienił ogniście, otwarł usta, zamknął je, przełknął, wydukał „Cz-cześć” i oddalił się pospiesznie. Przez resztę popołudnia Dean się szczerzył.

Przez następne dwa tygodnie działo się to samo. Dzieciak przechodził obok, spotykali się wzrokiem, Dean mówił „hej”, a dzieciak się rumienił i w zamian wyjąkiwał powitanie. I choć wydawało się to smutne, to wysłuchiwanie tych przelotnych, zakłopotanych „witaj” było dla Deana ulubioną częścią dnia. Widok tych znajomych, rozczochranych ciemnych włosów, niebieskich oczu i zarumienionych policzków sprawiał, że uśmiechał się i w pracy śpiewał razem z radiem. Co nie przeszło niezauważone.
- Co? – zapytał Dean po tym, jak zauważył zaniepokojone spojrzenie Sama.
Sam podał Deanowi kanapkę.
- Ty śpiewasz – oświadczył.
- Tak – powiedział Dean, rozwijając folię i biorąc wielkiego gryza. – I? – zaczął głośno żuć, nie starając się zamykać ust, ponieważ wiedział, jak bardzo to Sama wkurzało.
- Ty nie śpiewasz. Nie umiesz śpiewać.
Dean przewrócił oczami.
- Cóż, sądzę więc, że to dobrze, iż pracuję w ciągu dnia, co?
Sam skrzywił się, obserwując go.
- Od czego masz taki dobry nastrój?
- Niczego! Chryste, to człowiek już nie może sobie pośpiewać?
- Nie, jeśli to ty.
- Zakochał się – wtrąciła się Jo, szczerząc się mimo morderczego spojrzenia Deana.
Podejrzliwość na twarzy Sama zmieniła się w autentyczne rozbawienie.
- Naprawdę?
- Nie – westchnął Dean. – Nie zakochałem się.
- Zakochał. A ja cieszyłabym się w jego imieniu, gdyby obiekt jego uczuć nie nosił wciąż pieluch.
- Fuj, Dean, ohyda, ile on ma lat? – zapytał Sam.
- Ma przynajmniej szesnaście – upierał się Dean. – W tym wieku już raczej nie nosi się pieluch, prawda?
- Chwila, to on wciąż jest w szkole średniej? – wypytywał Sam. – Do której chodzi?
- Nie do twojej, jeśli o tym myślisz – powiedział Dean. – Nosi mundurek.
- I wygląda elegancko – dodała Jo.
- Och, to pewnie Liceum Milton – Sam ściągnął brwi. – Ale to jakąś godzinę drogi stąd. Na pewno nie chodzi codziennie w te i z powrotem?
- Kto wie – powiedziała Jo, wzruszając ramionami. – Dean, nie zapomnij zmienić oleju w Toyocie pani Fynne.
Dean na znak zrozumienia kiwnął głową, ale w żołądku czuł ucisk. Co, jeśli dzieciak naprawdę musiał tak daleko chodzić?

Dwa dni później w słoneczne czwartkowe popołudnie zobaczył nastolatka ponownie i uśmiechnął się, przygotowując się, by go powitać, ale zauważył, że tamten nie szedł sam. Towarzyszył mu inny dzieciak, niższy, o przydługawych, brązowych włosach i złośliwym uśmiechu. Ciemnowłosy nastolatek ani razu na niego nie spojrzał, gapiąc się zdecydowanie na ziemię i rozmawiając z przyjacielem.
Dean westchnął, z niechęcią odwracając się w stronę silnika. Gapienie się na jednego nastolatka było ryzykowne, ale więcej niż to, i wyrobiłby sobie opinię u ludzi. Wciąż jednak żałował-
Przeszywający gwizd sprawił, że rozbił sobie głowę o maskę samochodu. Krzywiąc się i pocierając obolałe miejsce odwrócił się i odkrył, że nastolatek o brązowych włosach szczerzył się.
- Mój przyjaciel myśli, że jesteś seksowny! – zawołał.
Dean uniósł brew. Przeniósł spojrzenie na dzieciaka obok, obiekt swego zadurzenia, który wyglądał, jakby pragnął, by go ziemia pochłonęła. Ciągnął szczerzącego się nastolatka za ramię i miał najczerwieńszą twarz, jaką Dean w życiu widział.
To było, kurwa, słodkie.
Niezdolny się powstrzymać, Dean uśmiechnął się.
- Czyżby?
- Tak. On jest Castiel, a ja Gabriel.
Więc miał na imię Castiel.
Castiel…
Zdecydowanie nie to, czego Dean się spodziewał, ale czy miało to znaczenie? Wreszcie zdobył imię, które mógł dodać do tej wspaniałej twarzy. Castiel. Taki trochę łamaniec językowy. Zagapił się na ciemnowłosego nastolatka i przechrzcił go na Cas.
- A tobie jak na imię? – zapytał Gabriel, kiedy Dean nie odpowiedział.
- Czemu miałbym ci powiedzieć? – zapytał Dean z uśmieszkiem. Podobała mu się pewność siebie tego dzieciaka, ale stojąc obok Casa był zaledwie punkcikiem na mapie.
- Ponieważ on potrzebuje CZEGOŚ, co mógłby krzyczeć, kiedy sobie obciąga z twojego powodu.
Deanowi podskoczył żołądek i nawet z odległości, w jakiej się znajdowali – dobrych parę metrów – wciąż usłyszał, jak Cas szybko wciągnął powietrze.
- Gabriel! – wysapał nastolatek zdumiewająco szorstkim głosem, absolutnie stworzonym do dosadnego seksu przez telefon. Gabriel tylko zachichotał i pozwolił, by Castiel go odciągnął.

Następnego dnia Dean czuł się faktycznie podekscytowany tym, że zobaczy Castiela i pierwszy raz wypowie jego imię, ale ku jego wielkiemu rozczarowaniu nastolatek się nie pokazał. Minęło popołudnie, potem dzień, potem następny, wreszcie upłynął cały tydzień i wciąż nie było śladu ani jego, ani jego przyjaciela.
Tego popołudnia Dean skończył wcześnie, jakieś pół godziny przed czasem, w jakim Castiel zazwyczaj się pojawiał, i zaczęło padać, najpierw kropiło, a potem wykluła się z tego burza, błyskawice oraz ciężka ulewa.
Dean zerknął na niebo po drodze do domu, wycieraczki ścierały z szyby strumienie wody.
Co, jeśli Cas musiał w takiej ulewie iść do domu?
Czy zaproponowanie podwózki do domu byłoby dziwne?
Dean rozmyślał o tym przez całe pięć sekund, po czym przewrócił oczami. Miał 23 lata, nie 60, a Castiel nie był dziesięciolatkiem. A nawet, jeśli istniała spora różnica wieku, to w podwożeniu do domu nie było nic złego.
Mając to na myśli, Dean zawrócił samochód i ruszył w stronę Liceum Milton. Tylko dlatego wiedział, gdzie to było, ponieważ skorzystał z Google Maps, aby się zorientować, jak daleko Castiel musiał chodzić. TO już było podejrzane, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele. Na szczęście ten szczególny sekret to była sprawa między nim, Google i historią jego przeglądarki.
Z powodu ulewy ulice były całkiem puste i kiedy dojechał do szkoły, nikogo w pobliżu nie było.
Może jednak Castiela ktoś podwiózł.
Próbując nie czuć się zbyt nieszczęśliwym z powodu faktu, że przegapił dzieciaka, ruszył z powrotem, wybierając inną trasę w porównaniu z tą, którą przyjechał, i ucieszył się, że to zrobił, ponieważ natychmiast zauważył niebiesko-czarny plecak Castiela na ramionach przygarbionej postaci wlokącej się przez deszcz.
Z walącym sercem zwolnił, a kiedy znalazł się równo z nastolatkiem, nacisnął na klakson.
Castiel aż podskoczył, co nie zaskakiwało, po czym, zaalarmowany, odwrócił głowę. Szczęka mu opadła, gdy spojrzał na Deana.
Opuszczając szybę Dean pokonał chęć, by się wyszczerzyć.
- Podwieźć cię? – zaproponował pewnie zamiast tego.
Castiel oddychał ciężko. Przygryzł sobie usta i rozejrzał się wokół, jakby się zastanawiał, wreszcie, kiwnąwszy raz głową, podszedł do siedzenia pasażera i wślizgnął się do samochodu. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, we wnętrzu Impali pojawiło się dziwne napięcie. Wyczuwał zapach zmoczonych deszczem włosów i ubrań Casa.
Skóra Deana zalała się gorącem.
- Więc, um, dokąd to?
Niewiarygodnie wspaniałe, niebieskie oczy napotkały jego wzrok i Dean przełknął. Z bliska Castiel był jeszcze atrakcyjniejszy, niż on początkowo myślał. Był absolutnie piękny. Ciemne włosy sterczały mu z przodu w miejscu, w którym musiał je przeczesać palcami, by odgarnąć je z twarzy, policzki miał zaróżowione, oczy mu lśniły, usta miał mokre od deszczu, a… jego koszula była przemoczona do nitki i faktycznie przezroczysta. Widział pod materiałem twarde sutki chłopaka.
Castiel poruszył się na siedzeniu i Dean oderwał wzrok, spoglądając w szeroko otwarte oczy nastolatka.
- Um, Greenway Drive 162 – wymamrotał i dodał – proszę.
Proszę.
Chryste, Dean mógł pomyśleć o aż nazbyt wielu rzeczach, o które chciałby, by Cas błagał, ale to nie był najlepszy kierunek dla jego myśli. Musiał się skupić na czym innym. Na przykład na zdechłych szczeniakach i kociakach. Na czymś mniej stójkogennym. Zdecydowanie nie na kształcie ust Castiela czy jego mokrej od deszczu skórze czy na tym, jakby mu smakowała na języku.
Do cholery!
Z oszałamiającym wysiłkiem skupił się na drodze. Deszcz ze wszystkich stron uderzał w samochód, sprawiając, że widoczność spadła niemal do zera, i dając im iluzję bycia na osobności, jakby ukryli się gdzieś, całkowicie sami razem, a ponieważ ulice były praktycznie puste, to byli. Nie pomogło to w niczym zdławić tego dziwnego napięcia, które zdawało się jedynie budować z każdą sekundą.
Żołądek Deana fikał koziołki. Słyszał nierówny oddech Castiela ponad przyciszoną muzyką ACDC grającą w tle. Kątem oka widział, że Castiel go obserwował, bezskutecznie starając się zachowywać niepozornie. Usłyszał szelest i zauważył, jak Cas wciągnął sobie plecak na kolana.
- Przy okazji, jestem Dean – powiedział, próbując przerwać ciszę.
Zerknął na swego pasażera, gdy nie dostał odpowiedzi, i odkrył, że Castiel przykleił się wzrokiem do jego piersi. Zmieszany Dean zerknął w dół, spodziewając się zobaczyć plamy z jedzenia albo coś, na co warto się było gapić, ale tam nic nie było, tylko jego pierś. Wciąż miał na sobie robocze ciuchy, rozpięty do pasa niebieski kombinezon, a pod spodem czarną podkoszulkę. Nie było za wiele do zobaczenia, ale Castiel zdawał się być oczarowany.
Dean odchrząknął.
- Uch, więc chodzisz do Liceum Milton?
Pytanie zdawało się przywołać dzieciaka z powrotem do rzeczywistości. Zaczął się znowu wiercić, ciągnąc za rękawy swojego mundurka.
- Tak, ja… - odetchnął. – Tak.
Dean uśmiechnął się, miał nadzieję, przyjaźnie.
- Podoba ci się?
Castiel oblizał się.
- T-tak, podoba – odpowiedział, bez przerwy wodząc wzrokiem po twarzy Deana, jego ciele i z powrotem.
- To dobrze – wymruczał Dean. Na światłach Castiel wykręcił się i próbował pociągnąć za pas bezpieczeństwa, aby go założyć, ale zrobił to za szybko i pas nie chciał się ruszyć.
- Chwila – powiedział Dean, sięgając przez niego, by mu pomóc. Kiedy to zrobił, nastolatek zamarł. Dean wyczuwał jego oddech łaskoczący go w bok twarzy. Spojrzeli sobie w oczy i nieoczekiwanie cała sytuacja stała się szokująco intymna.
Dean czuł gorąco w dole brzucha. Oderwał wzrok, ostrożnie naciągnął pas na pierś Casa, mokry materiał koszuli nastolatka dotknął mu palców i Castiel zadrżał.
- Yyy, zimno ci? – zapytał Dean łamiącym się głosem, zapinając pas.
Castiel znowu się oblizał i pokręcił głową.
Widząc zielone światło Dean ciężko usiadł z powrotem na swoim miejscu, opierając się chęci, by pogłaskać sobie swoją rosnącą erekcję. Castiel pachniał ładnie, naprawdę ładnie. Powietrze zgęstniało od jego zapachu i dziwnego napięcia, które szarpało mu nerwy i od którego serce mu waliło.
Umysł bez pozwolenia podsuwał mu kolejne obrazy najbardziej obscenicznych i dosłownych wyobrażalnych scenariuszy, tego, że rżnął Casa i jego ciasny tyłek. Wyobrażał sobie, że kazał mu się pochylić nad Impalą, że otwarł go palcami, że zwilżył go ładnie swoim językiem i że cal po calu wsunął w niego swojego fiuta. Zerżnąłby go mocno. Upewniłby się, że tamten czułby to następnego dnia, siedząc w klasie.
Dean przygryzł usta i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Teraz, gdy już zaczął o tym myśleć, nie mógł przestać. Zalały go myśli, obrazy i fantazje tak pornograficzne, że żałował, iż nie mógł ich nagrać, a potem odtworzyć, ku swemu zadowoleniu, na wielkim ekranie i z dźwiękiem przestrzennym. W wysokiej rozdzielczości. Chciał to zobaczyć, zobaczyć różowość tego tyłeczka rozciągniętą wokół jego fiuta, i chciał usłyszeć, jak Cas jęczy, prosi i błaga o więcej. Jak by to było czuć usta Casa obejmujące mu fiuta, ten różowy język wysuwający się i liżący mu główkę, widzieć rumienieć na twarzy, kiedy by ją ssał?
Tak się zatracił w tych myślach, że kiedy usłyszał sapnięcie, które niebezpiecznie podchodziło pod jęk, całe jego ciało drgnęło równie mocno, jak jego fiut.
Zerknął na Castiela. Nastolatek gapił mu się na kolana, a dokładniej na jego twardego jak skała fiuta, nad którym naciągały się jego robocze ubrania.
Podniósł wzrok i napotkał nieoczekiwanie pociemniałe oczy Castiela, zaczerwienione policzki oraz rozchylone usta. Wyglądał, jakby DOPIERO CO został zerżnięty, a nie WŁAŚNIE miał być zerżnięty.
Miał być zerżnięty? Co, do cholery?
Dean spoliczkował się mentalnie. Nie zamierzał rżnąć Castiela. Nie zamierzał-
Jakaś drżąca dłoń pogładziła go po kolanie.
Dean ostro wciągnął powietrze, gapiąc się na dłoń przesuwającą mu się w górę uda. Zagapił się na nią, a potem na Castiela, który wciąż się wściekle czerwienił; oczy miał pełne zdenerwowania, ale czaiły się pod nim pragnienie i żądza. Teraz jego torba leżała na podłodze u jego stóp i Dean mógł zobaczyć erekcję Casa, wydymającą mu spodnie.
- Kurwa – syknął Dean. Wjechał w najbliższą uliczkę i wdepnął hamulec. W chwili, w której Castiel miał już złapać jego fiuta, Dean złapał go za nadgarstek. – Ile masz lat? – zapytał, oddychając ciężko.
- Ja… w przyszłym tygodniu skończę osiemnaście – wysapał Castiel.
Dean kiwnął głową.
- Mnie to pasuje – powiedział i wbił palec w klamrę pasa, odrzucając go na bok, po czym bez uprzedzenia wciągnął sobie Castiela na kolana. Nastolatek w naturalny sposób usiadł na nim okrakiem i kiedy Dean złapał go za kark i przyciągnął do siebie, by pocałować, Castiel zszokowany sapnął cichutko, ocierając się biodrami o Deana i dygocząc.
Cas całował go jak wygłodzony, napierając wargami, przesuwając je, ssąc je. Dean wsunął mu się do ust, wolną ręką obejmując go w talii, ściskając mu tyłek i przyciągając go bliżej, ciasno do piersi. Nastolatek jęknął, łapiąc Deana za pierś, swoim gorącym, ciężkim fiutem ocierając się o jego fiuta.
Tarcie, dotyk i ciężar Casa były niewiarygodne. Przywierał rozpaczliwie do Deana, wsuwając mu gorący język w usta, a palce we włosy. Dean zdjął mu blezer i podniósł koszulę, a potem wsunął mu ręce w spodnie, by ścisnąć mu tyłek. Materiał jednak za bardzo ograniczał ruchy, więc odsunął się na tyle, by rozpiąć guzik i zamek.
Dean zaczął ssać język Castiela, obiema dłońmi zsuwając mu denerwujące ubranie, w tym bieliznę, na uda. Twardy fiut nastolatka zakołysał się między nimi, ociekając wilgocią.
Zacisnąwszy dłoń, która przeczesywała ciemne włosy Castiela, na karku nastolatka, Dean pociągnął, zmuszając go, by ten spojrzał mu w oczy. Drugą ręką pogładził szczelinę wzdłuż tyłka Castiela, zataczając palcem kółeczka wokół suchej dziurki.
- Miałeś tam kiedyś cokolwiek?
Nastała chwila ciszy, w której tylko ich ciężkie oddechy wypełniały samochód; okna już całkowicie zaparowały.
- Tak – wychrypiał Castiel.
Dean uniósł brwi i na chwilę zerknął na usta Castiela.
- Co?
- Moje… moje palce.
Kurwa. Dean mógł to sobie wyobrazić. Mógł wyobrazić go sobie, leżącego nago na łóżku, otwierającego się palcami.
- Nic więcej?
Castiel pokręcił głową.
Przerywając, by przez chwilę pomyśleć, Dean szarpał się ze schowkiem, dopóki się nie otwarł. Wymacał na ślepo małą butelkę lubrykantu, o której wiedział, że tam była, i kiedy ją już miał, wycisnął sobie sporą ilość na palce. Przyciągnął Casa bliżej, ciasno do siebie tak, że fiut nastolatka przycisnął mu się do brzucha.
Oddychali sobie w usta, gdy Dean ostrożnie, jednym palcem, pogładził dziurkę chłopaka. Bawił się, wsuwając się przez krawędź i wyciągając palec znowu, i patrzył, jak zmieniała się twarz Castiela. Miał przymknięte oczy i oddychał z drżeniem.
- Tak dobrze? – wymruczał Dean.
Castiel szybko pokiwał głową.
- Więcej – szepnął.
Dean przejechał mu językiem po szczęce i wsunął kolejny palec. Po drugim nastolatek jęknął, ale on ich nie wyjął, tylko trzymał je tam dalej, dopóki Castiel nie zaczął się kołysać w przód i w tył, zachęcając go do kontynuacji.
- Unieś biodra – wydyszał Dean, drugą ręką łapiąc Castiela za cieknącego fiuta. – No dalej… - polizał go po wrażliwym uchu. – Zrób sobie dobrze.
Castielowi zaparło dech, ale zrobił, co mu kazano, unosząc się i opadając na palce Deana, najpierw powoli, podczas gdy on mu obciągał.
- Właśnie tak – wymruczał Dean z aprobatą, gapiąc się w pociemniałe oczy Casa. – Właśnie tak. Lubisz to?
Castiel oblizał się i kiwnął głową. Jego tyłek ciasnym, mokrym gorącem otaczał palce Deana; chłopak gładko przesuwał się po jego palcach w górę i w dół. Dean był tak twardy, że aż bolało, fiut błagał go o ulgę, mógłby prawdopodobnie dojść po zaledwie kilku ruchach, ale nie było mowy, aby miał sobie odpuścić bieżącą pozycję. Widok na pół ubranego Casa, wciąż w swoim mundurku, czerwonego z podniecenia, podczas gdy ujeżdżał mu palce i pchał fiutem w jego dłoń, był prawdopodobnie najseksowniejszą rzeczą, jaką w życiu widział.
- Lubisz się posuwać moimi palcami? – zapytał Dean.
Nastolatek ponownie skinął głową, teraz już oddychając chrapliwie, i przyspieszył, opierając się ręką o ramię Deana.
- Powiedz to – zażądał Dean, całując go w szyję. – Chcę słyszeć, jak to mówisz…
- Ja… - wydyszał Castiel. Dean odchylił się, aby patrzeć, jak te lubieżne słowa popłyną z ust. Zaczął mu szybciej obciągać, wciąż obserwując twarz nastolatka.
- Powiedz to… - szepnął.
- Lubię się p-posuwać twoimi palcami – wysapał Castiel.
Dean wsunął mu język w usta i mocniej wepchnął palce w tyłek, dotykając tego wrażliwego miejsca, po czym Castiel krzyknął. Dean pchnął ponownie, jeszcze mocniej, i jeszcze raz, i jeszcze, wydzierając z nastolatka cudowne dźwięki, aż wreszcie, po muśnięciu kciukiem główki i po kilku silnych ruchach doszedł mocno. Cas otwarł usta, zacisnął powieki i pokrył ciepłym nasieniem dłoń Deana oraz jego brzuch.
Był wspaniały, absolutnie piękny.
Castiel padł na Deana, przyciskając mu się spoconym czołem do szyi, przy czym wsunął rękę w kombinezon Deana i objął nią jego boleśnie twardego fiuta. Trzeba było dokładnie trzech pociągnięć, aby osiągnął orgazm, pokrywając swój zniszczony podkoszulek jeszcze większą ilością nasienia.
Dean z powrotem naciągnął Castielowi spodnie i siedzieli tak przez chwilę w swoich ramionach, czekając, by oddechy im zwolniły. Próbował nie myśleć za wiele o tym, jak zareaguje Jo na to, że chciał się umawiać z Castielem, ale z drugiej strony Castiel okazał się starszy, niż oboje myśleli, więc, tak naprawdę, nie była to jej sprawa.
Co jednak nie oznaczało, że nie zamierzała mu zrzędzić.
Ku zadziwieniu Deana to Castiel przerwał tę wygodną ciszę.
- Ja już znałem twoje imię – wymruczał Deanowi w szyję.
- Znałeś?
- Yhym, usłyszałem, jak ktoś cię zawołał, kiedy przechodziłem obok.
- Ha – urwał Dean. – Gdzie byłeś?
- Co masz na myśli?
- Nie widziałem cię przez tydzień. Gdzie byłeś? – zapytał Dean.
- Och… - Dean czuł, jak twarz Castiela przy jego skórze zaczerwieniła się. – Ja… chodziłem do szkoły inną trasą.
Dean zmarszczył się i przechylił głowę, by Castiel mógł spojrzeć na niego.
- Czemu? – spytał, kiedy te wielkie niebieskie oczy napotkały jego wzrok.
- Byłem zawstydzony… po tym, co powiedział Gabriel.
Dean zachichotał.
- Cas, właśnie pozwoliłeś, bym ci zrobił palcówkę, i mówisz mi, że nie miałeś odwagi przejść obok warsztatu po takim komentarzu?
Castiel zaczerwienił się jak burak.
- To co innego – wymamrotał.
- A to czemu? – zaśmiał się Dean.
- Nie byłem… ja… - zawiercił się Deanowi na kolanach, wyciągając mu luźną nitkę z kombinezonu. – Kiedy jestem… w nastroju… staję się nieznacznie bardziej pewny siebie.
- Znaczy się, kiedy jesteś napalony, stajesz się przestępcą seksualnym?
Castiel westchnął, ale uśmiechnął się, kiedy ujrzał wyraźne rozbawienie na twarzy Deana.
Dean przeczesał palcami ciemne włosy Casa. Nastolatek naprawdę był cudowny.
- Więc… mogę cię podwieźć jutro?
- M-masz na myśli…? – zająknął się Castiel.
- Nie! Nie – powiedział szybko Dean, chichocząc. – Chodziło mi o to, czy mógłbym cię zawieźć do szkoły albo zabrać do domu, cokolwiek.
Cas przekrzywił głowę.
- Czemu?
- Czemu? Bo cię lubię i chciałbym cię znowu zobaczyć.
Castiel uśmiechnął się niepewnie.
- Naprawdę?
Dean przewrócił oczami. Jak Castiel mógł w ogóle myśleć, że on nie chciałby go zobaczyć jeszcze raz? W ogóle nie chciał go wypuszczać z samochodu.
- Zdecydowanie – powiedział i pocałował go w czoło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:21, 26 Wrz 2013    Temat postu:

Okej, na dokładkę królicze uszka :)

KRÓLICZE USZY

Gniew Deana zaczynał powoli przechodzić z ponurego rozbawienia w zwyczajną wściekłość. Brzydki drewniany zegar wiszący na ścianie, który Cas znalazł dwa lata temu w sklepie z antykami i w którym się zakochał, pokazywał posępną godzinę 18.50, a każde głośne tyknięcie małej wskazówki podnosiło gniew Deana o kolejny stopień. Skrzyżowawszy ramiona i zacisnąwszy pięści zagapił się na swojego chłopaka siedzącego na kanapie z jakąś wymyślną książką w dłoni i zgrzytnął zębami. Chociaż Dean wiedział, że Cas był w pełni świadom napięcia, to jego ciemnowłosy towarzysz udawał, że nie odczuwał tego śmiercionośnego spojrzenia wypalającego mu właśnie dziurę z boku głowy.
To było głupie. Cała kłótnia była głupia, ale Deanowi kończył się czas i musiał nakłonić Casa do przebrania się.
Przyjęcie zaczynało się o 20.00 i Dean musiał zrobić dobre wrażenie, jeśli chciał mieć jakąś nadzieję na awans, na jaki w BMW tak ciężko pracował. Castiel wiedział, jakie to było dla niego ważne, a jednak siedział na sofie wyłącznie w za wielkiej bluzie Deana z kapturem (zazwyczaj uwielbiał go w tym widzieć), ponieważ uważał, że Dean zapomniał o jego urodzinach.
Nie zapomniał. Prawdę mówiąc zaplanował wielką imprezę-niespodziankę w domu po przyjęciu, z balonami i tortem, a nawet cholernym dmuchanym zamkiem, co było prawdopodobnie bardziej dla niego, niż dla Casa, ale wciąż… nie zapomniał. Jednak nie zamierzał się do tego przyznawać. Planowanie tego, ukrywanie się i kłamanie zajęło mu tygodnie, a on nie zamierzał pozwolić, by jego wysiłek poszedł na marne.
Ale, gdy czas uciekał, zaczął rozmyślać, że chyba będzie musiał, skoro Cas nie zamierzał się ugiąć. Dean nie spodziewał się, że Castiel poczuje się tak zraniony, gdy udał, że zapomniał o jego urodzinach. Nie do tego stopnia, by się nietypowo i dziecinnie nadąć, tupać i trzaskać drzwiami.
Dean mlasnął językiem.
- Więc po prostu każesz mi to przegapić?
Castiel przewrócił stronę i nie podniósł wzroku znad tekstu.
- Jak już wcześniej mówiłem, Dean, możesz iść. Nie zatrzymuję cię.
- Cas, ja cię tam potrzebuję!
- Niezbyt dbam o to, czego potrzebujesz – wymamrotał Castiel.
Dean zacisnął szczękę i wstał, a jego cieniutka jak wafel cierpliwość właśnie zmieniła się w proch.
- Przestań pierdolić i ubieraj się! – wrzasnął.
Te wielkie, niemożliwie niebieskie oczy zwęziły się. Castiel zmierzył go wzrokiem.
- Nie – warknął.
- Cas, przysięgam na Boga, jeśli nie zabierzesz tyłka na górę i nie założysz czegoś innego, to powiem Samowi, co zrobiliśmy w jego kuchni ostatnim razem, kiedy go nie było.
Castiel rozchylił różowe usta, a Dean nie mógł powstrzymać zadowolonego wyszczerzu na twarzy.
- Zamierzasz mnie szantażować? – wykrzyknął Cas.
- Jeśli się nie ruszysz? Tak.
Minęła minuta gapienia się – Castiel usiłował wybadać, czy Dean naprawdę by to zrobił, a Dean posłał mu milczące „tak, do licha, zrobiłbym” – zanim jego chłopak zatrzasnął książkę.
- Dobra – powiedział.
Gdy tylko Cas pomaszerował na górę, Dean odetchnął i sprawdził godzinę.
19.06.
W porządku.
Mieli czas. W porządku, naprawdę mieli czas.
Dean krążył po pokoju, zamartwiając się, czy ruch na drogach nie będzie problemem i czy garnitur mu się nie pogniótł, kiedy usłyszał znajome kroki Casa na schodach.
Podniósł wzrok i szczęka mu opadła.
Cas przebrał się za królika, czy też, mówiąc dokładniej, za zdzirowatego króliczka. Nie było tam dość ubrania, aby faktycznie nazwać to kostiumem. Wielkie, zwisające uszy wystawały mu z grzywy ciemnych włosów, a jego jędrny tyłeczek opinały ciasne, różowe szorty z puchatym króliczym ogonkiem przyczepionym z tyłu. Był to strój, jaki Dean kupił mu w ramach żartu. Cas nigdy go nie założył, a Dean nigdy mu nie powiedział, że myślał, iż Castiel wyglądałby w nim seksownie.
I miał rację. Wyglądał tak, że tylko go rżnąć.
Widząc niewielki zadowolony uśmiech Casa Dean szybko zamknął usta i skrzyżował ramiona na piersi, posyłając swemu chłopakowi własny uśmiech, szeroki i wilczy.
- Cas, gdybym był tobą… to bym tego nie założył.
- Czemu? – rumieniec rozkwitający Castielowi na policzkach w niczym nie złagodził jego uporu. – Kazałeś mi założyć coś innego… - Cas zaczerwienił się bardziej i wydawało się wkurzać go to, że nad tym nie panował. Zacisnął mocno usta. - …więc założyłem coś innego.
Dean uniósł brew i przeciągnął spojrzeniem po ustach swego chłopaka, jego gardle, po nagiej piersi i brzuchu, aż do rozciągniętego, cienkiego materiału, podkreślającego mu miękkiego fiuta.
Castiel zawiercił się pod tym spojrzeniem i cofnął się o krok. Chociaż wyglądał wspaniale, to zawsze był niepewny swego ciała, dlatego też Dean zachwycił się tym, że miał on odwagę założyć ten króliczy strój, chociaż chciał go tym wkurzyć.
- Pójdziemy? – zapytał Castiel z fałszywą pewnością siebie.
Dean wyszczerzył się i podszedł bliżej.
- Chcesz iść w tym stroju? – gdyby to było coś choćby nieznacznie mniej ważne, niż przyjęcie, Dean trzymałby go za słowo i zmusiłby go do pójścia tak ubranym. Niestety, aż nazbyt ważne było to, żeby nie spieprzył.
Castiel odsunął się, wyglądając niepewnie.
- T-tak – przełknął głośno, a Dean podążył wzrokiem za tym ruchem, podchodząc bliżej. – Co w tym złego? Martwisz się, że twojemu szefowi się – przełknął znowu – się nie spodoba?
- Och, nie – powiedział Dean, obniżając głos aż do pomruku, kiedy był już o parę kroków dalej – myślę, że wszyscy będą zachwyceni. Martwię się, że na przyjęciu nie będziesz w stanie siedzieć po tym, jak już zerżnę cię do bólu.
Szybki wdech Castiela posłał w ciało Deana strzałę gorąca.
Jego chłopak wycofał się pod ścianę.
- Dean, ja wciąż jestem zły – ostrzegł Cas, jak gdyby to mogło go powstrzymać.
Dean zakradł się bliżej, opierając rękę o ścianę obok głowy Castiela.
- No, nie wiem, Cas, jak dla mnie wyglądasz na całkiem napalonego – powiedział i pogładził bardzo gorące i bardzo wyraźnie sztywniejące wybrzuszenie w różowych szortach swojego chłopaka.
Castiel sapnął, a rumieniec z policzków zaczął mu się rozlewać na szyi i piersi.
- Dean… - szepnął, oddychając ciężko, kiedy odległość między nimi zmniejszyła się.
Powiódłszy nosem po jego gardle, Dean wciągnął w nozdrza znajomy zapach swego chłopaka, a jego bolący już fiut zadrżał.
- Mmm, tak, Cas? – zapytał, pocierając mocniej.
- Ja… ja… o Boże…
Dean powiódł ustami wzdłuż obojczyka Castiela.
- Tak?
Ku jego ogromnemu zdumieniu Cas zanurkował mu pod ramieniem i uciekł za sofę, unosząc ręce.
- Dean – wysapał. – Jestem zły… - wypuścił powietrze – um… na ciebie.
Szok wywołany tym, że Cas faktycznie przed nim uciekł, przetrwał tylko chwilę.
- Jesteś zły – oświadczył Dean sceptycznie.
- Tak – powiedział Castiel, różowiejąc.
- Więc… nie chcesz, abym zerżnął cię tak mocno, że zaczniesz krzyczeć? Nie chcesz mojego grubego fiuta w swoim tyłku?
Jego chłopak odetchnął nierówno i nie odpowiedział.
Wskutek milczenia Castiela wilczy uśmiech Deana powrócił i mężczyzna spojrzał na erekcję Casa tam, gdzie ciasny, różowy materiał napinał się, by ją okryć. Ruszył się, by obejść kanapę, ale Castiel drgnął w przeciwną stronę.
Dean zatrzymał się.
- Znowu będziesz próbował uciekać?
Jego chłopak nic nie powiedział, ale wyraźnie o to błagał, i Dean zaczął się nagle zastanawiać, czy nie była to jego fantazja erotyczna. Dean już wcześniej pytał, czy tamten nie chciał czegoś spróbować, ale Castiel zawsze się rumienił i mówił „nie”.
A potem przypomniał sobie, że to właśnie Cas jako pierwszy zażartował sobie z kostiumu króliczka, kiedy przeszli obok niego w seks-shopie, do odwiedzenia którego Dean go namówił.
Ha, kto by pomyślał? Cas chciał, by polować na niego jak na króliczka. Cóż, w takim razie mógł też sobie jak króliczek poskakać na jego fiucie.
Oparł się o oparcie kanapy i z łatwością je przeskoczył, zaskakując Castiela, który zaczął uciekać, ale Dean był za szybki; złapał go w talii i przerzucił sobie przez ramię; Castiel krzyknął zszokowany, kiedy ruszyli w górę po schodach.
- Dean! Puść mnie!
- Jeszcze nie – powiedział Dean. – Myślę, że najpierw zerżnę cię do utraty rozumu, potem cię ubiorę, żebyś ładnie wyglądał, a po przyjęciu cię puszczę.
- Nie jestem ja-akąś… lalką, którą możesz się bawić!
- Masz rację. Nie jesteś lalką, ale jesteś mój, a ja… - rzucił Castiela na łóżko; chłopak podskoczył na materacu raz i padł do tyłu na ręce, rozsuwając nogi, królicze uszy wisiały mu krzywo - …chcę się z tobą bawić – skończył Dean, wpełznąwszy mu między nogi, po czym pocałował go mocno.
Castiel natychmiast posłuchał, dysząc i jęcząc mu w usta, objął go nogami w talii i przyciągnął go bliżej.
Wiedział. Castiel chciał tego cały czas.
Dean uderzył ręką w komódkę po prawej i wymacał lubrykant, który, jak wiedział, leżał w środku. Ręce Castiela były wszędzie, palce wkręcały się w ubrania i włosy Deana, a usta otwierały się szeroko, aby bezlitośnie wsunąć w niego język.
Dean, nie przerywając pocałunku, wycisnął sobie żel na palce i bezceremonialnie zdarł szorty z Castiela lewą ręką, zaś prawą wcisnął dwa palce prosto w dziurkę swojego chłopaka.
Castiel krzyknął i wbił mu paznokcie w ramię.
Dean naparł w ciasny żar i patrzył na zarumienioną, spoconą twarz Castiela, kiedy wspólnie oddychali gorącym, wilgotnym powietrzem, a on szukał tego miejsca w środku, które sprawiało, że jego chłopak całym ciałem rzucał się z rozkoszy. Kiedy zaś je znalazł, Castiel go nie rozczarował. Jęknął głośno i zmiażdżył mu usta, gryząc je i liżąc i kołysząc się na palcach Deana.
To był najostrzejszy seks, jaki kiedykolwiek uprawiali, i ciało Deana płonęło. Prawie stracił panowanie nad sobą i na pewno nigdy by tak krótko nie przygotowywał Castiela, gdyby nie dał się tak bardzo porwać chwili i gdyby ta potrzeba w jego ciele nie była tak potężna.
Dean rozpiął sobie pasek i szarpnął zamek w dół, i zanim Cas (albo nawet on) się zorientował, jednym ostrym pchnięciem wdarł się w chłopaka. Nie miał nawet pewności, kto wrzasnął. Wiedział tylko, że to było niewiarygodne. To była ekstaza. Cas był tak ciasny i gorący, że wszelkie wyższe funkcje umysłowe Deana zniknęły.
Ledwo dając Casowi szansę na odetchnięcie Dean wbił się w niego, za mocno pchając biodrami, wiedział o tym, ale nie mógł przestać. Cas prężył się pod nim, napotykając jego pchnięcia swoimi.
Koszula smokingu lepiła mu się do spoconych pleców, Cas miał wilgotne, różowe usta, niebieskie oczy przymknięte i pociemniałe, i patrzył na niego z miłością i pożądaniem. Dean i całe jego ciało mógł tylko krzyczeć „więcej!”
Ugiął biodra i wbił się w Casa tak mocno, że jego chłopak musiał się przytrzymać ramy łóżka, aby w nią nie uderzyć.
- Dean! Ja zaraz… o Boże… mocniej! – krzyknął Cas.
- Kurwa – zaklął Dean, podłożył ramiona pod plecy Castiela, zacisnął mu dłonie na barkach i pchnął ostatni raz, po którym Castiel krzyknął zduszonym głosem, a Dean zalał mu tyłek swoją spermą.
Stęknął, rzucając biodrami, po czym opuścił głowę ma ramię Casa, dysząc ciężko. Czuł lepką wilgoć nasienia Casa na swoim brzuchu, kiedy się wysuwał.
- Hej – szepnął i szturchnął chłopaka nosem, by tamten otwarł oczy. Kiedy się tak stało, Dean się wyszczerzył. – Cóż, to było coś nowego… - zmarszczył się, kiedy Cas nie zareagował. – Wciąż jesteś na mnie wściekły? – wymruczał Dean, gładząc go po zarośniętej szczęce, a potem pocałował w kącik ust. – Bo mi się to nie podoba.
Castiel westchnął.
- Dean, nie jestem wściekły. Po prostu chciałbym, żebyś pamiętał o moich urodzinach.
Dean uśmiechnął się.
- Wynagrodzę ci to.
Mając dziesięć minut w zapasie obaj byli już ubrani i gotowi do wyjścia. Właśnie schodzili na dół, kiedy z hukiem otwarły się drzwi i przez próg wmaszerował Sam oraz z tuzin innych ludzi, obładowani pudełkami i prezentami.
- Dobra, Dean powiedział, żeby rozstawić wszystko na tyle, więc zabierzcie piwo do kuchni i pamiętajcie, że to ma być niespodzianka. Więc żadnych balonów przy… - zamarł w miejscu, kiedy ujrzał Deana i Casa znieruchomiałych na schodach. – Och… um… Cas… niespodzianka!
Casowi rozjaśniły się oczy, a Dean walnął się w czoło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 456, 457, 458 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 457 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin