Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 444, 445, 446 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:11, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Znajdę każdego jednego człowieka, który pracuje w Netii, zabiję go, jego rodzinę i najbliższych sąsiadów, domostwa spalę, a zgliszcza przysypię ługiem. Przeczytałam wczoraj wrzutę i przeprowadziłam werbalny atak trzęsawicy, którego czytanie zapewnieałoby podobne wrażenia estetyczne, co wizyta u dentysty. Ale był szczery i z serca i SEKS...! I ANGST...! I "Castiel, kocham cię. Proszę, powiedz coś." Dx I wysłałam i oczywiście nie miałam netu i tak się wkurzyłam, ze nawet tego nie zapisałam do porannego powtórnego wysłania, tylko odłączyłam kompkowi zasilanie i poszłam w pizdu. Spać, znaczy,.
A każdy (łypie znacząco w kierunku konkretnej osoby) kto zostawia wrzutę zakończoną słowami "Zasnął z twarzą zagrzebaną w poduszce Baltazara i zaszlochał, gdy sobie uświadomił, że już nim nie pachniała." winien mieć pełną świadomość, że okaleczył mnie psychicznie xD Jessu, ten FIC. W MT było fluffaśnie, potem JEB angstem po zwojach i fluff. Znaczy, ok, Dean spanikował i odszedł, ale tylko do wypadku Casa i może to nie był ZWIĄZEK, ale byli ze sobą szczęśliwi, w łóżku i na kanapie z pizzą i w pracowni plastycznej i... No. Potem Meg, angst KOSZMAR, do dzisiaj budzę się zlana zimnym potem, ale ogólnie było... No. Um. A tutaj jest pieprzony, angstowy rollercoaster @.@ Kocham go. KOCHAM. I cierpię. Ale kocham.
Gagreel jest boskie :D Jak każde. Może były już zabawniejsze, ale i tak rozkłada mnie zestawienie tych poważnych, czasem bolesnych scen, z tym, co działo się na niewykorzystanych ujęciach. No Jessu :'D I krypta @.@ A pornobloga podrzucałam parę gifów po tym, jak powstał :D I ZAPOMNIAŁAM o nim, bo nie ogarnęłam jeszcze gdzie odblokować pokazywanie mi NSFW na wallu. Ile nadrabiania <3 Ubóstwiam Was, Dziewczęta...!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:55, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Wiesz, Lin, chciałabym przeczytać tamtą oryginalną wersję komentarza... Jestem ciekawa, jakiego rodzaju werbalną sraczkę popełniłaś :) I przepraszam, że skończyłam w takiej chwili :D Pociesz się, że następna wrzuta BYĆ MOŻE już dziś wieczorem :) Szykujcie się na so much drama... :hamster_evil:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:54, 07 Wrz 2013    Temat postu:

A czy następna wrzuta obejmować będzie te trzy rozdziały, o których mówiłaś? @_@ Nie zostawisz nas tak w samym środku angstu, prawda? @_@

Linek, jestem pewna, że panowie z neostrady, wiedząc czego pozbawili ludzi wszystkich i świat cały, sami by wzięli i położyli swe puste, udręczone główki na pniaku w celu ich ucięcia i odpokutowania za swe zbrodnie. Duh.

Muszę sobie gag reele obejrzeć raz jeszcze, żeby stwierdzić, który jest najzabawniejszy, bo na razie, na świeżo, ósemka jest gdzieś na szczycie top eight XD Ósemka jest dobra również dlatego, że ma dużo Mishi, młahahaha :D

A co do pornobloga... przyśledziłam camuizuuki i teraz mam samo porno na ścianie XD Ale nie wiedziałam, że da się je zablokować, żeby się nie wyświetlało. Da się? oO

Przeczytałam kolejnego fika kobitki od Melting. Tym razem Hummingbirds. Abstrahując od faktu, że Thursday's Child nic nie pobiję, utwierdziłam się w przekonaniu, że autorka uwielbia torturować Casa. Owszem, lubię jak chłopcy pięknie cierpią, ale to trochę niepokojące, że w każdym jednym fiku Cas ma urwane skrzydełka/znajduje się na granicy śmierci/jest torturowany godzinami/gwałcony przez demona/splugawiony w ten czy inny sposób. Gdyby nie happy endy zaczęłabym się zastanawiać, czy autorka naprawdę lubi Casa XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:02, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Tak, następna wrzuta to te trzy rozdziały :)
Chyba założe sobie tumbler, żeby mnie nic nie omijało. Zaproponujcie mi jakąś fajną nazwę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:29, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Fantastycznie :D kochanie, lecisz jak burza :D Ile rozdziałów jest do tej pory? ^^;

Łah, Pat z tumblrem! :D Ja Ci słońce nazwy nie zaproponuję, bom kiepska w te klocki, ale ludzie mają najdziksze nazwy, więc nie pozwól, żeby cokolwiek Cię ograniczało XD

Przy okazji. Będę całować po stopach TPTB za to, że zatrudnili Osrica. Może i był to chwyt mający na celu przyciągnięcie młodszej publiczności, ale Osric jest fantastyczny, boski i kocha nas ze wzajemnością XD
[link widoczny dla zalogowanych]

//Dziś jest siódmy, co oznacza, że PP ma swoją premierę, co oznacza, że można dostać darmową kopię, co oznacza, że trzeba smarnąć recenzję :3
[link widoczny dla zalogowanych] są wszelkie informacje :3

///Hop hop?

Siem tylko chciałam podzielić moją kolejną ulubioną sceną z gag reel. Um :3





Ostatni gif to idealne przedstawienie stwierdzenia, że ktoś spąsował po czubki uszu. Awww <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Sob 16:07, 07 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:17, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Boskie gify :) A ode mnie - wrzuta ;D

Rozdział 13
Zrywanie jest trudne (szczególnie wtedy, kiedy szef ci nie pozwala)

Weekend był chaosem i mówiąc zwyczajnie, Dean nie wiedziałby nawet, jaki był akurat dzień tygodnia, gdyby nie Ellen. Rano cicho zapukała do jego drzwi, niosąc tacę ze śniadaniem oraz dzisiejszą gazetę, po czym postawiła ją na jego nocnym stoliku. Przez jakiś czas nie mówiła zbyt wiele, tylko nalała mu kawy i nałożyła trochę jajecznicy i bekonu. Ostatecznie to Dean przerwał ciszę, biorąc ją za rękę, by przestała pracować, i lekko pokręcił głową.
- Mamo, już nie jestem dzieckiem. Sam umiem sobie zrobić kanapkę, wiesz?
Zdziwił się, kiedy w zamian nie dostał w twarz. Ellen nie była typem osoby, która lubiła, jak inni jej pyskowali. Zamiast tego odłożyła widelec i łyżkę i spojrzała na niego z zamyśleniem.
- Skarbie, co się, do diabła, z tobą dzieje? I pamiętaj, jestem twoją matką, więc nie próbuj mi ściemniać.
Dean nie mógł ukryć niewielkiego uśmiechu, który po tym stwierdzeniu wypełzł mu na usta, słysząc Ellen mówiącą w taki sposób, jakby był przyzwyczajony do jej pouczania swoich dzieci, swojego męża, praktycznie każdego, na kim jej zależało i/lub z kim się nie zgadzała. Westchnął więc, ściągnął usta i zaczął mówić, Nie wiedział za bardzo, jak przestać, więc powiedział jej wszystko. Jak wiedział, że Cas był wyjątkowy, od chwili, gdy tylko pierwszy raz na niego spojrzał, jak pomyślał, że byłoby zabawnie trochę się z nim zabawić i że sobie uświadomił, iż był samolubny i okrutny. Opowiedział jej o Baltazarze i jak wszystko, co robił, wszystko, co powiedział, i wszystko, czym było, zawsze było porównywane do niego, jak nigdy nie był w stanie być takim, jak on, czy nawet choć trochę ważnym dla Castiela. Przez chwilę milczał, po czym zebrał się na odwagę i powiedział jej o ich porozumieniu, o umowie, która, jak Dean wiedział, od początku była skazana na niepowodzenie. Jak uświadomił sobie swoje uczucia dla drugiego mężczyzny i jak Cas zareagował.
Ellen słuchała w ciszy cały czas - prawdopodobnie był to dla niej kolejny pierwszy raz - i na koniec wyciągnęła rękę, by pogładzić nią Deana po ramieniu. Kilka razy odetchnęła głęboko i wtedy łagodnie poklepała go po ręce.
- Kochanie, wdepnąłeś w głębokie gówno - powiedziała i Dean parsknął gorzkim śmiechem. - Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak się czujesz... ale nie wiem, Dean, co ci powiedzieć. Jego intencje były tość jasne, prawda? Powinieneś był pogadać ze mną, skarbie, powinieneś był pozwolić, byśmy ci pomogli. Może, gdybyśnie wpuścił go do swego życia tak bardzo, jak to zrobiłeś... może nie cierpiałbyś tak bardzo...
Wiedział, że chciała dobrze, wiedział, że próbowała jedynie zająć się swoim załamanym synem. Ale każde jedno słowo Ellen niczym nóż wbijało mu się w pierś, rozcinając mu płuca i jeszcze bardziej utrudniając oddychanie. Wreszcie uniósł rękę, by ją powstrzymać, przewiesił nogi przez łóżko i wstał.
- Mamo, to bez znaczenia, i nie miałoby znaczenia. Nawet, gdybyśmy nigdy nie zostali partnerami, gdybyśmy pracowali na innych posterunkach, wiedziałbym to w chwili, w której bym go zobaczył. On jest wyjątkowy, mamo, i wiem, że mu na mnie również zależy. On jest po prostu... zbyt cholernie złamany i smutny i nie ma nikogo, kto by się nim zajął tak, jak on tego potrzebuje... Po prostu nie mogę sobie go odpuścić, nie teraz.
Ellen milczała dalej, a Dean wziął jakieś ciuchy i wyszedł z pokoju, mijając Sama z "dzień dobry" i "na razie", po czym wyszedł z mieszkania. Musiał się przejść, poukładac myśli - znaleźć drogę do serca Castiela...
Nadszedł poniedziałkowy ranek i Dean minąl niezliczoną liczbę ciekawskich spojrzeń, z westchnieniem ulgi zamykając za sobą drzwi do biura. Odłożył torbę i rozpiął marynarkę, po czym oparł się o krawędź biurka, patrząc na drzwi i czekając na przybycie swego partnera. Nie włączył światła, kiedy więc Cas wszedł do środka jakieś 10 minut później, obecność Deana przez chwilę go zaskoczyła.
- Dzień dobry - powiedział Dean; widział, że Cas odzyskał równowagę, jego ramiona opadły, po czym obszedł biurko i w milczeniu usiadł na swoim krześle.
Dean odwrócił się również, oparł się jedną ręką o biurko i próbował pchwycić spojrzenie Castiela, zanim odezwał się znowu.
- Myślę, że będzie najlepiej, jeśli sobie odpuścimy.
Cas nic nie powiedział, tylko dalej patrzył na niego z ledwo dostrzegalnym zmieszaniem na twarzy.
- Zamierzam poprosić o przeniesienie. Im szybciej, tym lepiej. Znowu będziesz miał to twoje duszne biuro dla siebie... i nie będziesz się musiał więcej ze mną użerać... - urwał i odchrząknął, bo czuł narastające w sobie znowu frustrację i żal. - To tego chcesz, prawda?

Kiedy Castiel wszedl do biura w poniedziałek rano, nie spodziewał się, że zastanie tam Deana. Oczekiwał, że Dean ucieknie, gdzie pieprz rośnie; ale szczerze mówiąc, i myśląc o tym ponownie, nie było to tak wielkie zaskoczenie, jak początkowo uważał. Dean był równie mocno upartym sukinsynem, jak on, jeśli czasami nie bardziej. Oczywiście, że by się postawił i walczył o to, czego pragnął.
Ale wtedy Dean zaczął mówić i te myśli rozleciały się na kawałki, a Castiel przez chwilę nie mógł oddychać. Nawet, jeśli planował udać się do szefa i poprosić, by Deana przeniesiono do innej sprawy, do innego partnera, to nigdy się nie spodziewał, że Dean się na to zgodzi, co doprowadziło go do konkluzji, że zarówno oczekiwał, iż Dean od niego ucieknie, jak i tego, że zostanie i będzie walczył. Zamknął oczy i potarł dłonią swoją zarośniętą już twarz, po czym kiwnął głową i westchnął.
- Myślę, że tak będzie najlepiej - skłamał, zrzucil swój płaszcz, po czym poprawił krawat i poprowadził ich na zewnątrz biura, które przywykł uważać za "ich". Szef był już na miejscu i rozmawiał przez telefon, więc Dean i Castiel czekali na zewnątrz, dopóki im nie kiwnął, kiedy odłożył słuchawkę.
- Czego wy dwaj chcecie tak cholernie wcześnie rano w poniedziałek? Jeśli to nie jest przełom w sprawie i nie macie Azazela na zewnątrz, to nie wiem, czy chcę to słyszeć! - szczeknął do nich Rufus, a Castiel wyprostował się trochę i odchrząknął.
- Zdecydowaliśmy, że byłoby najlepiej, gdyby przeniósł pan D-... Winchestera do innej sprawy i do innego partnera.
Bolało nawet powiedzenie tego, wypuszczenie słów w świat na głos, że mieli ze sobą skończyć. Castiel przełknął zdenerwowanie, mdłości kotłujące mu się w brzuchu i czekał na odpowiedź szefa.
Nie musiał długo czekać. Mężczyzna zagapił się na nich zmrużonymi oczami, składając przed sobą dłonie. Ciemne oczy przez chwilę biegały od jednego detektywa do drugiego, po czym komendant przemówił.
- Nie.
Oszołomiony Castiel otwarł szeroko oczy i usta.
- CO?
- Powiedziałem NIE, Novak. N. I. E. Co w tym słowie jest niezrozumiałe? - spytał szef powoli, unosząc brew i patrząc na swego starszego detektywa, jakby mężczyźnie brakowało piątej klepki. Castiel, zaczerwieniony, gapił się przez chwilę.
- Ale, proszę pana... - wyrzucił z siebie.
- Żadnych ALE, Novak! Ty i Winchester bardzo dobrze ze sobą oracujecie. Albo pracowaliście, kiedy was ostatnio widziałem, czyli w piątek. Zatem, jeśli w ciągu ostatnich dwóch dni nie wydarzyło się coś, co wam uniemożliwia pracowanie razem, a lepiej, Novak, żeby się nic nie stało, albo TAK MI DOPOMÓŻ BÓG, że cię zawieszę, zanim zdążysz powiedzieć "romans wewnątrzwydziałowy", to lepiej, żebyście pogodzili się ze sobą i, kurwa, znowu zaczęli dogadywać. Teraz. Wypierdalać mi z biura i złapać tego sukinsyna, do którego OBAJ zostaliście przypisani.
- Tak jest.
Castiel wyprowadził ich z biura i wstrząśnięty wrócił do niewielkiego pokoju, gdzie od piątku leżały rozrzucone papiery. Zdał sobie sprawę, że Dean był od niego lepszy w organizowaniu, i że jakoś w czasie ostatnich paru miesięcy zaczął polegać na tym, że drugi mężczyzna podnosił to, o czym on zapomniał lub zostawił. W piersi go ściskało, kiedy usiadł na swoim krześle za biurkiem, po czym uniósl dłoń i zakrył nią usta, by nie powiedzieć tego, co tak rozpaczliwie pragnął - i nie mógł - powiedzieć.

Tak naprawdę to nie było to zaskoczenie. Jakby tak o tym pomyśleć, to powinni się byli spodziewać, że szef tak zareaguje, Wciąż jednak dla Castiela wydawał się to być szok i przez chwilę Dean nie wiedział, czy iść za nim, czy nie. Dlaczego, do cholery, wszystko musiało być tak kurewsko skomplikowane? Został z tyłu, by zamienić słowo z Rufusem, i choć mężczyzna gapił się na niego tak, jakby chciał, by rozpuścił się natychmiast, to zrobił po swojemu.
Piętnaście minut później dwaj faceci pomogli Deanowi wynieść zakurzone biurko z magazynu i wnieść je do jego i Casa biura. Nie spojrzał na drugiego mężczyznę, dopóki drzwi się nie zamknęły i znowu nie zostali sami, i nawet wtedy tego unikał.
- Mogę równie dobrze mieć własne biurko - wymamrotał i odepchnął z drogi kilka pudeł opisanych jako "dowody".
Nie dał Casowi szansy na sprzeciw i po prostu zaczął sprzątać, zbierać kawałki papieru i materiały biurowe, wkładać je z powrotem do pudeł i rozdzielać je na dwa biura. Panowała niezręczna cisza i Dean aboslutnie nie miał pojęcia, co robić, jak się zachować, czuł się bezradny. Każde włókienko jego ciała krzyczało do drugiego mężczyzny, błagało o to, bymóc go dotknąć, objąć go, powtarzać mu bez przerwy, że był kochany. Ale Dean już tego próbował; zrobił, co mógł, aby przekonać Casa, że zasługiwał na życie, że zasługiwał na ponowne szczęście, ale to nie zadziałało. A Dean nie czuł się na tyle silny, by tak szybko zacząć tę rozmowę, tę dyskusję od nowa. Więc sprzątał.
Na lunch poszedł z Andym i Ashem, nawet się nie oglądając ani nie trudząc się pytaniem Castiela, czy chciałby dołączyć. Oczywiście, inni zauważyli. Było boleśnie oczywiste, że coś było nie tak. Nikt jednak nie powiedział ani słowa i Dean był za to wdzięczny. Pomimo tego, co powiedział swojej matce, nie był pewien, czy zdoła to zrobić, wciąż pracować u boku tego wkurzająco pięknego mężczyzny, który skradł mu serce i nie chciał mu w zamian oddać swojego.

Własne biurko dla Deana było prawdopodobnie dobrym posunięciem, ale Castiel nic nie powiedział, tylko lekko skinął głową i zszedł drugiemu mężczyźnie z drogi. Usiadł i skupił się na pracy, ponieważ kiedy tkwił zagrzebany po nos w szczegółowych opisach tego, jak wielu ludzi co roku Azazel przemycał do Stanów oraz jak wielu z nich umierało czy kończyło na ulicy... cóż, było dużo łatwiej ignorować, jak dobrze pachniał Dean w tym małym pokoju.
Kiedy Dean poszedł bez niego na lunch, Castiel uświadomił sobie, że Dean naprawdę trzymał się swojej decyzji i dawał mu spokój. O co dokładnie prosił. Castiel nie mógł się tylko zorientować, czemu wydawało mu się czymś złym to, iż Dean dawał mu spokój, którego, jak wiedział, potrzebował.
Po lunchu nabazgrał Deanowi liścik, mówiący, że zamierzał udać się na rutynowe sprawdzanie miejsc, o których wiedzieli, że odwiedzał je Azazel z ludźmi, i że wróci za godzinę. Niestety, tylko to się wydarzyło. Kiedy tam podjechał, nikogo nie zastał, opuszczone domy i budynki dalej stały puste. Wydawało się, że eliminacja Alistaira zepchnęła Azazela do podziemia jeszcze głębiej, niż zwykle.
Wrócił na posterunek trochę po 15.00, wszedł do biura i zastał je wyglądające wręcz nieskazitelnie. Castiel uniósł brew, ale znowu nic nie powiedział; odwiesił płaszcz i w drodze do swego biurka obszedł Deana szerokim łukiem, po czym usiadł, wzdychając lekko. Było czymś zdumiewająco wyczerpującym przeżywać taki konflikt wewnętrzny, jednocześnie nienawidzić czyjejś obecności, a zarazem pragnąć być tak dużo bliżej tej osoby.

W ten sposób minął tydzień i był on dręcząco bolesny. Cas zachowywał dystans i Dean, głęboko zraniony i niepewny, jak sobie radzić z tą nową sytuacją, robił to samo. Ich dni wypełniała głównie robota papierkowa, odtwarzanie akt, które stracili po tym, jak Meg Masters okazała się kretem. Pierwszy raz w życiu Dean nienawidził chodzić do pracy. Czuł się bezużyteczny i bez znaczenia, niczym pusta skorupa. Zawsze chciał być policjantem, od kiedy tylko obejrzał "Zabójczą Broń", i nigdy nie żałował tego wyboru. Jego praca zawsze była jedyną rzeczą, o którą mógł się założyć, jedyną rzeczą, co do której nie miał wątpliwości, że był w niej dobry.
Praca z Casem była uciążliwa, wręcz niemożliwa; ostatnimi czasy nie rozmawiali wiele, nie licząc "Dzień dobry" oraz "więcej kawy?" ich rozmowy ograniczały się do monosylabowych wymian odnośnie przeszłych wydarzeń i możliwych powiązań, jakie mogli przeoczyć. Pomimo wszystko Dean nie mógł całkowicie ukryć swoich uczuć. Częściej niż nie podnosił głowę znad pracy, zerkając na przygarbioną postać Castiela naprzeciwko niego i gapił się. Dopóki Cas tego nie zauważal i nie spoglądał na niego, a wtedy Dean szybko odwracał wzrok. Jak gdyby mógł kogokolwiek oszukać, a co dopiero Casa...
Bywały też chwile, kiedy Cas spoglądał na niego, a on nie był w stanie odwrócić wzroku. Cas otwierał usta, by powiedzieć jego imię i Dean przez chwilę zapominał o oddychaniu - oczywiście, nigdy nie było to to, co chciał usłyszeć. Były to tylko pomniejsze zdania, jak "masz coś?" albo "podaj mi zszywacz", i za każdym jednym razem Dean czuł się, jakby część jego umierała.
Dwa tygodnie po tym, jak Dean wyznał swemu partnerowi, że go kochał, komendant Turner wezwał ich do swego biura na aktualizację informacji. Dean wszedł pierwszy i stwierdził, że z Rufusem był w środku już inny mężczyzna, opierający się o dalszą ścianę w gabinecie i uważnie obserwujący dwóch mężczyzn. Dean i Cas spojrzeli szybko na siebie i niechętnie usiedli, podczas gdy nieznajomy mężczyzna zamknął za nimi drzwi.
- Novak, Winchester, oto detektyw Webster z Wydziału Policji w Sacramento.
Dean odwrócił sie w krześle, by spojrzeć na przybysza, i zauważył, że tamten obserwował go z wyraźnym zainteresowaniem. Facet był wysoki i szczupły, miał dłuższe po bokach ciemne włosy, a jedno pasmo zwijało mu się tuż nad prawym uchem. Był nieskazitelnie ubrany, jego szary garnitur i zwykła biała koszula wyglądały na kosztowne. Z pewnym roztargnieniem pogryzał wykałaczkę i Dean aż uniósł brew na widok tego opanowania. Wreszcie detektyw Webster odsunął się od ściany, podszedł do siedzących i najpierw wyciągnął dłoń do Casa, jednocześnie nie spuszczając z Deana wzroku.
- Proszę, mówcie mi Patrick - powiedział, zabierając rękę i Dean poczuł przyjemny dreszcz w kręgosłupie na dźwięk jego akcentu: szkocki? brytyjski? Nie umiał do końca powiedzieć, ale można było za to umrzeć!
Szef odchrząknął i odchylił się w krześle, czekając, by trzej mężczyźni ponownie zwrócili na niego uwagę, i odezwał się.
- Oszczędzę wam wstępu i przejdę od razu do rzeczy: na południe od Sacramento wykryto gang handlujący ludźmi i detektyw Webster myśli, że to może się wiązać z Azazelem. Chcę, chłopaki, byście wymienili się wszystkimi informacjami, jakie zebraliście, i byście razem pracowali tak blisko, jak to możliwe. Musimy szybo zrobić postępy, jeśli chcemy złapać tego bydlaka.
Żaden z nich nie powiedział ani słowa, dopóki nie znaleźli się na zewnątrz i dopóki drzwi się znowu nie zamknęły. Patrick przeszedł kilka kroków i odwrócił się, patrząc wyczekująco na dwóch mężczyzn.
- Przedyskutujemy to przy lunchu?

Castiel podążył za Patrickiem i Deanem, jako że tamci dwaj zdawali się porozumieć od chwili, w której Dean zaproponował cheeseburgery i ciasto, a oczy Patricka rozświetliły się, gdy odparł "Jeśli to jabłkowe, to jestem za."
Castiel go nienawidził.
Jechał na tylnym siedzeniu nieoznakowanego samochodu Patricka, ignorując ten niezbyt subtelny flirt rozgrywający się na przednim siedzeniu między jego partnerem i nowym detektywem; przekomarzali się w sprawie samochodów, czyli w temacie, na ktory Castiel nigdy dużo nie wiedział. Nie mógł śledzić rozmowy i nie był pewien, co go bardziej wkurzało: to, że istniało coś, czego nie dzielili wspólnie z Deanem, a Patrick i Dean tak... cz to, że w ogóle był wściekły.
Castiel wiedział, że nie miał absolutnie najmniejszego prawa być zazdrosnym czy wściekłym w jakikolwiek sposób. Dean otwarł przed nim serce, a on odtrącił go w niekoniecznie miły sposób. Więc ignorował ich pogawędkę najlepiej, jak mógł to zrobić z odległości dwóch stóp, zesłany do tyłu jak dziecko, choć z nich trzech w samochodzie to on był starszym detektywem.
Kiedy Patrick zerknął w tylne lusterko i uśmiechnął się do niego, Castiel uprzejmie skinął głową, po czym znowu wyjrzał przez okno.
Castiel go NAPRAWDĘ nienawidził.
Dojechali do ulubionej knajpki Deana, a sądząc po tym, jak Patrick się rozjaśnił, miała to również wkrótce być jego ulubiona knajpka, i usiedli w loży na tyle. Castiel zdumiał się, gdy Dean usiadł obok niego, zamiast obok Patricka, ale wkrótce sobie uświadomił, że było tak tylko dlatego, aby łatwiej im było ze sobą rozmawiać. Serce mu opadło i zmarszczył się nad menu, kiedy przyniosła je kelnerka, gapiąc się na tekst opisujący zdjęcia normalnie apetycznego jedzenia.
Teraz jednak niczego nie chciał, nie, kiedy słuchał śmiechu Deana i wiedział, że kto inny doprowadzał go do tego. Kątem oka widział szeroki uśmiech Deana i z ciężkim sercem zdał sobie sprawę, że nie widział tego uśmiechu od ponad dwóch tygodni.
Castiel siedział cicho, podczas gdy Dean i Patrick rozmawiali, a kiedy kelnerka wróciła, zamówił mrożoną herbatę oraz kanapkę z kurczakiem, ignorując Patricka, kiedy mężczyzna dla żartu szturchnął go pod żebra za zamówienie "babskiego żarcia".
- No wiesz, Novak... to nie jest jedzenie dla mężczyzn... co, jesteś na diecie? - powiedział Patrick, uśmiechając się szeroko, a Castiel zaczerwienił się, gdy Dean parsknął śmiechem, po czym wytrajkotał kelnerce swoje zamówienie. Patrick wyszczerzył się do Deana i wygłosiwszy gładko "Biorę to, co on" oddał menu kelnerce, która pomaszerowała alejką do kuchni. Kiedy Patrick nie obciął wzrokiem tyłka odchodzącej dziewczyny, Castiel uświadomił sobie, że flirt, jaki uprawiali między sobą dwaj inni siedzący przy stole mężczyźni, mógł znaczyć coś więcej niż poznawanie się dwóch kolegów... i serce opadło mu jeszcze niżej, niż uważał za możliwe, po czym wylądowało gdzieś na podłodze, aby później ktoś je podeptał, był tego pewien.
Gorszą częścią tego wszystkiego było to, że sam to sobie zrobił - i kiedy wcześniej mógłby mieć pewność, że Dean tylko uprzejmie przekomarzał się z Patrickiem, ponieważ była to część tego, kim Dean był - ale teraz? Teraz Castiel żywił niepokojące przeczucie, że była to po części zemsta, a po części Dean dający sobie z nim spokój. Musiał wstać i iść do łazienki, by zrobić kilka głębokich wdechów, kiedy na myśl o tym ROZBOLAŁO go w piersi. Dean nie przyszedł sprawdzić, czy wszystko z nim było w porządku, pomimo jego pospiesznego odwrotu, i Castiel dumał z rotargnieniem, czy mógłby tu spędzić całą godzinę lunchu, a Dean by tego nie zauważył... albo się nie przejął. Ta myśl sprawiła, że ściągnął brwi i zdołał ponownie wrócić do stołu oraz usiąść z Patrickiem i Deanem, śmiejącymi się i uśmiechającymi, nie czując dużo więcej poza poirytowaniem.
Przynajmniej na zewnątrz.

Rozdział 14
Droga do serca mężczyzny prowadzi przez Jamesa Deana.

Patrick był niesamowity. Nie chodziło tylko o to, że zdawał się znać na pamięć każdy najmniejszy szczegół zbrodni na obszarze Sacramento czy to, że wydawał się mieć pewność odnośnie złapania przestępców. Był zabawny i czarujący, delektował się swoim burgerem zamykając oczy i wzdychając z zadowoleniem, i Dean nie mógł nie uśmiechać się, gdy na niego patrzył lub go słuchał. Od czasu do czasu przypominał sobie o wciąż siedzącym tam Casie, tuż obok niego, ale mężczyzna zdawał się być gdzieś daleko, a Dean nie wiedział, co o tym myśleć. Cas zniknął kilka razy w łazience, chociaż ledwo tknął swój napój, i Dean zastanawiał się, o co tu chodziło. Ale wtedy Patrick ukradł mu trochę frytek z talerza i Dean za bardzo zajął się śmianiem i rewanżowaniem, aby dłużej myśleć o Castielu i jego dziwnym zachowaniu. Na koniec podzielili się wielkim kawałkiem ciasta jabłkowego i kiedy Patrick poprosił o rachunki, pierwszy raz od tygodni Dean poczuł się dobrze, poczuł się zadowolony. Jego nieczyste sumienie odnośnie Castiela i tego, jak nie odezwał się słowem przez przynajmniej ostatnią godzinę, tylko raz czy dwa się zbuntowało w drodze powrotnej na posterunek i Dean niemal był w stanie je ignorować. Patrzył, jak drugi mężczyzna wysiadł z samochodu i pospieszył do budynku, nie oglądając się za siebie, i Dean zmarszczył się, z lekkim westchnieniem odwracając się do Patricka.
- Przepraszam za niego, zazwyczaj taki nie jest...
Ale Patrick tylko wzruszył ramionami i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął paczkę papierosów. Podał jednego Deanowi, który przyjął go z wdzięcznością i zaczekał, by Patrick go zapalił, po czym zaciągnął się głęboko.
- Nie winię go - powiedział powoli, wodząc wzrokiem po ciele Deana, który poczuł, że zrobiło mu się gorąco. - Gdybym miał takiego partnera, jak ty, też bym był zazdrosny i opiekuńczy - rzekł, a Dean szerzej otwarł oczy po tym, jak przypadkowo nałykał się dymu.
Schylił się i kaszlał przez dobre 30 sekund, zanim ponownie spojrzał na Patricka, który obserwował go z uniesioną brwią i lekkim, ale wiedzącym uśmiechem na ustach. I, cholera, Dean nie mógł tego uśmiechu nie odwzajemnić, pomimo łez w oczach i chrypki w gardle.
- Zazdrosny, co? - powiedział, a Patrick kiwnął głową, wydychając małe kółka dymu w ciepłym popołudniowym powietrzu. - Cóż, nawet gdyby był, to nie ma prawa być zazdrosnym. To nie tak, że jesteśmy małżeństwem.
- Więc... jesteś singlem? - uśmiech na twarzy Patricka wciąż był lekki, ale tak cholernie pełen nadziei, że Dean po prostu nie mógł go dłużej zostawiać w niepewności.
- Co ty na to, byśmy się później spotkali? Możesz mi postawić kolację, a ja odpowiem na twoje pytanie...
Pięć minut później Dean wszedł na posterunek, z powrotem wpychając telefon w kieszeń, niezdolny pozbyć się uśmiechu z twarzy.
"Piątek wieczór, godz 20.00, reszta to niespodzianka", powiedział Patrick, kiedy już wpisał swój numer w telefon Deana, a dzikie mrugnięcie, jakie mu posłał, sprawiło, że Dean niemal drżał z podekscytowania.
Castiel już był pochłonięty pracą i nawet nie podniósł wzroku, kiedy Dean zamknął za sobą drzwi, przedefilował do swojego biurka i hałaśliwie padł na krzesło. Po południu niezbyt wiele zrobił; Patrick zostawił im akta podobnych spraw i Dean nie mógł do końca wykluczyć, że miały związek z organizacją Azazela, ale nie miał też 100% pewności, że ten związek istniał...
Ok. 17.00 zabrzęczała mu komórka i twarz Deana rozjaśniła się na widok wiadomości od Patricka.
PATRICK: Zamierzałem cię poprosić, byś się ładnie ubrał, dopóki sobie nie uświadomiłem, że musisz wyglądać niesamowicie w praktycznie wszystkim. Nie mogę się doczekać spotkania. - P.
Dean został w biurze, dopóki wszyscy, włączając Casa, nie wyszli, i kiedy wreszcie poszedł do domu, czuł się odprężony, lekki i było mu ciepło.
Następne parę dni minęło bez incydentów; Castiel wciąż był odległy, może nawet bardziej, niż przedtem, i pomimo okazjonalnego bolesnego dźgania w piersi Dean coraz bardziej się z tym oswajał. Bardzo pomagały mu wiadomości od Patricka. Przysłał tylko dwie, ale Dean czytał je bez przerwy, a miłe słowa zawsze poprawiały mu humor.
Kwestia była tego typu: nie był przyzwyczajony do bycia uwodzonym, w każdym razie już nie. Pewnie, ludzie zawsze zerkali na niego z zainteresowaniem, czy to w barze, czy w dziale z nabiałem w supermarkecie. A Dean cieszył się tą uwagą, ale to nie było nic poważnego, nic prawdziwego. Patrick był inny. To, jak otwierał mu drzwi samochodu czy pozwalał mu wybierać, co zamówić... to były drobiazgi, ale uszczęśliwiały go wręcz idiotycznie. Patrick był miły, hojny i uprzejmy i pierwszy raz od dawna Dean nie czuł się tolerowany; czuł się doceniany.
Nie był jednak dłużej pewien, jak się czuć w stosunku do Castiela. Drugi mężczyzna ledwo na niego patrzył, a kiedy to robił, jego oczy lśniły czymś, czego Dean nie umiał odczytać. W czasielunchu, kiedy zapytano go o plany na weekend, Dean wspomniał o swojej randce, a chłopaki dosłownie zaatakowały go pytaniami oraz niezbyt subtelnymi wskazówkami odnośnie tego, czego spodziewali się, że osiągnie. Castiel nic nie powiedział, ale Dean pomyślał, że mógł zobaczyć, jak twarz pociemniała mu od czegoś, co mogło być rozczarowaniem.
Deanowi wciąż rwał się oddech, kiedy pomyślał o tym, co dzielili, jak Cas go trzymał, jak go dotykał, jak go całował. Tęsknił za byciem z nim, rozmawianiem z nim tak, jak kiedyś. A potem wrócił myślami do tamtej nocy, do czasu spędzonego w przystani, tego, jak Cas wziął go za rękę i jak później przysunął się bliżej, by błagać Deana, aby ten go wziął. Twierdzenie, że przebolał Casa, byłoby kłamstwem, i Dean nienawidził siebie za to, że nie mógł zapomnieć, że nie mógł iść dalej.
Wciąż jednak, kiedy nadszedł piątek, a Cas ponownie wszedł do biura nie przynosząc kawy również jemu, Dean postanowił, by to go dłużej nie dołowało. O 18.00 wziął swoją torbę i marynarkę i wyszedł z biura ze zdawkowym "Do zobaczenia w poniedziałek".
Pojechał prosto do domu i spędził prawie godzinę na grzebaniu w szafie, dopóki nie znalazł zestawu ubrań, który mógł się nadawać. Punktualnie o 20.00 zadzwonił dzwonek i Dean pognał schodami w dół, gdzie zastał Patricka czekającego na zewnątrz, opierającego się o swój samochód i ponownie gryzącego wykałaczkę.
- Wow - wykrzyknął drugi mężczyzna, kiedy za Deanem zamknęły się drzwi do mieszkania, i młodszy mężczyzna nie umiał ukryć bezczelnego uśmiechu.
Faktycznie czuł się całkiem dobrze w obcisłych czarnych dżinsach, zwykłej białej koszulce polo i czarnej skórzanej kurtce. Podróż upłynęła w wygodnej ciszy, a Dean starał się z całych sił udawać, że nie zauważał, jak Patrick patrzył na niego, kiedy tylko miał okazję.
Niespodzianką obiecaną przez Patricka okazało się kino samochodowe. Wyświetlali "Buntownika bez powodu" i Dean zastanawiał się, jakim cudem Patrick odgadł, że to był jeden z jego absolutnie ulubionych filmów. To było tandetne, wiedział o tym, ale kiedy gdzieś w połowie filmu Patrick wziął z jego rąk torbę z popcornem i objął go ramieniem, Dean po prostu popłynął z prądem i nawet wtulił się w te objęcia.
Potem zjedli kolację w miejscu, o którym Dean wcześniej nigdy nawet nie słyszał. Było wymyślne i spróbował dobrać się do rachunku, ale Patrick do tego nie dopuścił. Około północy pozwolił, by Patrick zawiózł go do domu, i po części spodziewał się, że mężczyzna go pocałuje. Ale Patrick odsunął się, uściskawszy go mocno, po czym odwrócił się, by wrócić do samochodu. Dean przez chwilę czuł się niepewny, ale wtedy ręka uniosła mu się niemal automatycznie; złapał Patricka za ramię i odwrócił go z powrotem, znalazł ustami wargi drugiego mężczyzny i pocałowali się, i było ciepło, łagodnie i doskonale. Tej nocy zasnął, czując na języku smak dymu i wina, i w ostatniej przytomnej chwili był szczęśliwy.

Castiel nie był ślepy. Widział, co się działo między Patrickiem a Deanem; po prostu starał się z całych sił mieć klapki na oczach i ignorować to, bo w chwili, kiedy tylko widział na twarzy Deana roztrzepany uśmiech po tym, jak Patrick zażartował, brzuch ściskał mu się boleśnie i przez wiele minut potem miał kłopoty ze skupieniem się. Tam, gdzie Dean widział między nimi dystans, Castiel widział przepastną pieczarę, ogromną przepaść, która po prostu pochłaniała wszystko, co zbudowali razem w ciągu tych trzech miesięcy (Boże, to już były trzy miesiące?), kiedy pracowali razem. Bolało go to w każdej sekundzie, ale wiedział, że nie tylko była to jego sprawka, ale że na to zasługiwał. Nie miał prawa do tej bliskości z Deanem, nie po tym, jak odrzucił go w, jak to teraz wiedział, niewiarygodnie kruchej chwili. Sam to sobie zrobił, więc musiał się po prostu z tym pogodzić i pozwolić Deanowi na to coś z Patrickiem... cokolwiek to było. Jedyny problem pojawił się, kiedy Dean odsunął sie jeszcze bardziej, niż zwykle, i Castielowi została w życiu ogromna dziura. Zupełnie, jakby w chwili, w któej zniknął uśmiech Deana, zniknęło również słońce, i Castielowi było jeszcze zimniej niż zazwyczaj.
Nie miał pojęcia, kiedy zaczął tak polegać na tym, że ten uśmiech pomagał mu przetrwać dzień, i rozpaczliwie pragnął to odzyskać.
Zamiast tego skupił się na pracy, rozciągając swoje zwykłe 10-godzinne dni do 12, 14 godzin, a czasami zostawał na posterunku całą noc. W weekend, kiedy szef zmuszał go do pójścia do domu, spędzał czas z Anną, pomagając jej naprawiać dom, oraz z Gabrielem. Bracia zbliżyli się do siebie, co nie przydarzyło się od czasu, gdy byli nastolatkami, Castiel stwierdził, że zaśmiał się więcej niż raz, i, co zaskakujące, nie był to śmiech wymuszony.
Tęsknił za tym, za rodziną. Kiedy w jego życiu pojawił się Baltazar, odsunął się od bliskich, czując chorobliwe poczucie winy, kiedy tylko jego partner patrzył z zazdrością na bożonarodzeniowe i dziękczynne obiady, choć będąc dla Castiela kimś ważnym, był na nie zapraszany. Baltazar nigdy nie pozwalał sobie na zbliżenie się do Gabriela czy Anny i stosunki między nimi były zawsze napięte. W końcu oni obaj zaczęli obchodzić swięta tylko w swoim towarzystwie i do czasu śmierci Baltazara rodzeństwo Castiela stało mu się praktycznie obce.
Zdziwili się, że spędzał weekend z nimi, i zapytali o Deana, który szybko stał się centralną częścią życia Castiela. Castiel nie umiał się zmusić do tego, by wyjawić im brzydką prawdę, więc opowiedział półprawdę; że Dean znalazł kogoś i wydawał się być szczęśliwy. Gabriel zmarszczył się, a Anna zagruchała współczująco do Castiela, który tylko wzruszył ramionami i pozwolił sobie na niewielki uśmiech. "Dean zasługuje na szczęście", powiedział im i wierzył w każde słowo.
Kiedy przyszedł poniedziałek, Castiel pojawił się w biurze o 7.30 z trzema kubkami kawy na biurku i czekał na pojawienie się Deana i Patricka. Nawet, jeśli uśmiech mężczyzny sprawiał, że Castiel chciał mu przywalić w twarz.
Patrick pojawił się pierwszy i nawet nie próbował ukryć zaskoczenia na twarzy, kiedy powitały go pączki i kawa oraz własne krzesło przed biurkiem Castiela.
- Myślę, że źle zaczęliśmy - powiedział miękko Castiel, powoli sącząc swoją kawę. Patrick usiadł i kiwnął głową, biorąc ten kubek, na który wskazał Castiel.
- Myślę, że tak... czy to ma związek z moim pociągiem do Deana?
Castiel stęknął, po czym westchnął i nieznacznie potrząsnął głową.
- Nie... i tak. Dean jest... pełen entuzjazmu. To najbystrzejszy nowicjusz, jakiego w życiu widziałem, i nie chcę, by ktokolwiek przeszkodził mu w karierze... albo skrzywdził go w jakikolwiek sposób.
Patrick kiwnął głową.
- Rozumiem.
Castiel zmrużył oczy.
- Nie sądzę. Kiedy powiedziałem ktokolwiek, miałem na myśli KOGOKOLWIEK. Dean... to dobry człowiek. Zbyt ufny, aby mu to wyszło na dobre. Po prostu... nie skrzywdź go.
- Nie planowałem tego, Castielu... Mogę cię tak nazywać? - Castiel kiwnął w odpowiedzi głową i jeszcze raz łyknął swojej kawy, po czym niemal się nią zakrztusił, kiedy Patrick odezwał się ponownie. - Myślę, że zrobiłeś to wystarczająco na nas dwóch.
Castiel szerzej otwarł oczy i walnął kubkiem o biurko w chwili, w któej Dean wszedł do pokoju. Obie pary oczu spojrzały na zielonookiego mężczyznę w drzwiach i zapanowała niezręczna cisza, zanim Patrick się nie uśmiechnął.
- Dzień dobry, Dean!

Dean, przybywając na posterunek, był trochę spięty; w weekend był dość mocno zajęty, ponieważ rodzina brzęczała wokół niego praktycznie 24/7. W sobotę Sam i Jo zaciągnęli go do Malibu i pomimo niechęci Deana uparli się, by przynajmniej spróbował wrócić na deskę. Spędzili tu wiele letnich miesięcy, dopóki Dean nie poznał Lisy i nie opuścił z nią Kalifornii, aby zamieszkać u jej kuzyna w Lawrence. Dean nigdy nie żałował wyjazdu z nią, nie tylko dlatego, że to właśnie tam postanowił spróbować sił w policji. Wciąż jednak okropnie tęsknił za LA; za pogodą, za ludźmi, za atmosferą oraz, oczywiście, za przyjaciółmi i rodziną. Jednak w jakiś sposób w pewnym sensie oduczył się surfingu i najwyraźniej jego rodzeństwo uznało to za absolutne mowy-nie-ma. Kiedy wrócili do mieszkania Sama, Dean był absolutnie wyczerpany i niemal zemdlał pod prysznicem. Niedziela była trochę spokojniejsza, ale wcale nie mniej zajęta. Wieczorem szykował się kolejny rodzinny obiad i Sam - zamierzając odwieść brata tak bardzo, jak mógł, od okrutnych wspomnień - skazał go na siekanie warzyw oraz ubijanie śmietany na deser. Długo siedzieli na zewnątrz na balkonie, patrząc w gwiazdy i Dean czuł się coraz bardziej zdezorientowany, ponieważ jego myśli wciąż krążyły pomiędzy Casem a Patrickiem.
W poniedziałek rano był zdumiewająco sprawny, ale gdy mijał kolegów w głównym pomieszczeniu biurowym, czuł się zdenerwowany i niespokojny. Spóźnił się, więc nie zdziwiło go to, że jego partner i Patrick już byli w środku. Były też trzy kubki kawy i pudełko pączków, każdy jeden ozdobiony kolorowym, dekadenckim lukrem. Wzrok Deana automatycznie minął Castiela i spoczął na Patricku, który uśmiechał się do niego tak promiennie, że to nie ulegało wątpliwości.
- Chłopie, to są moje ulubione, skąd wiedziałeś?
Nie czekał jednak na odpowiedź; rozczarowanie spowodowane tym, że Castiel coraz mniej dbał o ich związek, nawet, jeśli byli "tylko" partnerami; to, jak go ignorował za każdym razem, kiedy tylko sobie przynosił kawę, wszystko to spadło na niego, zostawiając w nim tylko uczucie wdzięczności i ulgi na widok wyraźnej uprzejmości Patricka. Rzucił się naprzód, jedną dłonią objął brodę mężczyzny i przyciągnął do siebie, całując go szybko, ale głęboko. Jakoś nie liczyło się, że byli obserwowani, Dean nie czuł się zakłopotany nawet tym, że to ciemnoniebieskie oczy Castiela patrzyły na niego, kiedy ponownie oderwał się od Patricka. Przynajmniej przez chwilę, dopóki Dean nie zobaczył wyrazu twarzy partnera i mógłby przysiąc na Boga, że były to ból i absolutna rozpacz. Spróbował przełknąć gulę w gardle i szybko opuścił wzrok, odwrócił go od Patricka i Castiela i na slepo sięgnął po pączka.

Nie planował płynąć z prądem. Rany, w chwili, w której Dean się pokazał, on czuł tylko szczęście i podekscytowanie, widząc go znowu po tym, jak rozmyślał o nim cały weekend. Wydawał się dobrze wypoczęty i entuzjastyczny; jego skóra była jeszcze ciemniejsza - bez wątpienia w efekcie opalania się godzinami w ciągu minionych dwóch dni - a jego włosy po porannym prysznicu sterczały jak igły. I tak, Patrick czuł się tym wszystkim rozpraszany. Kim więc był, aby powstrzymać drugiego mężczyznę przed pochyleniem się i pocałowaniem go? Nawet, jeśli powód po temu nie był dokładnie jego sprawką...
Później na twarzy Castiela widniała tylko niechęć i ból i Patrick mu współczuł, naprawdę. Ale po prostu nie mógł się zmusić, by powiedzieć prawdę, by zniszczyć tę chwilę szczęścia dla Deana i siebie. Przez resztę dnia czuł na karku wzrok Castiela, wiedział, że drugi mężczyzna płonął prawym gniewem. Wciąż jednak Castiel nie zarzucił mu wyraźnego kłamstwa - lub przynajmniej ukrywania prawdy - i Patrick nie był pewien, czemu.

Rozdział 15
Wścibstwo nigdy nie jest dobrym pomysłem

Minął kolejny tydzień i Dean był w siódmym niebie. Wciąż mieszkał z Samem i choć młodszy brat nie wydawał się zbyt szczęśliwy z faktu, że Dean widywał kogoś innego niż Castiel - rycerz w lśniącej zbroi, który uratował jego bratu życie - tak szybko, to przynajmniej w tej kwestii robił dobrą minę do złej gry. Patrick dwa razy wpadł na obiad, zaniim Dean uznał, że nie będzie go więcej wystawiał na ciekawość swojej rodziny, i coraz więcej czasu spędzali w mieszkaniiu drugiego mężczyzny. W którymś momencie przenieśli się z zagraconego biura do starego pokoju do przesłuchań, z jednej strony dlatego, że biuro robiło się za ciasne z trzema mężczyznami i wszystkimi aktami, które Patrick przywiózł z Sacramento, w środku, a z drugiej Dean po prostu nie mógł znieść spojrzeń, jakie, jak wiedział, posyłał im Castiel za każdym razem, gdy pochylali się do siebie, by szeptać sobie nawzajem do ucha lub gdy pod biurkiem trzymali się za ręce. Byli więc sami przez większość czasu i spotykali Castiela tylko kilka razy dziennie, by wymienić się szczegółami łączącymi kilka akt i spraw. Dean absolutnie nie miał pojęcia, jak się z tym wszystkim czuć. To coś pomiędzy nim a Patrickiem wydarzyło się bardzo szybko i chociaż, tak, drugi mężczyzna naprawdę go uszczęśliwiał, to przez większość czasu nie był nawet pewien, czy to się działo naprawdę lub czego naprawdę chciał.
Dwa tygodnie po ich pierwszej randce siedział w mieszkaniu Patricka, skulony na kanapie przy drugim mężczyźnie; Patrick łagodnie gładził go po włosach i oglądali jakiś późny talk show. Był to ostatni wieczór przed powrotem Patricka do Sacramento, ostatni raz, kiedy mieli się widzieć przez przynajmniej tydzień, kiedy tylko Patrick znalazłby czas, by tu wrócić, lub Dean zdołałby go odwiedzić. Kiedy Patrick zaczął się wiercić, Dean zamrugał i podciągnął się w górę, by na niego spojrzeć. Patrzyły na niego oliwkowe oczy drugiego mężczyzny, a jego twarz była tak poważna, jak Dean nigdy wcześniej nie widział. Wrócił wspomnieniami do tamtej nocy, do chwili, kiedy Cas odsunął się od niego i przypomniał mu tak zdecydowanie o ich umowie oraz o tym, że to, co ich łączyło, było wyłącznie cielesne. Ale wtedy Patrick ujął jego dłonie w swoje i Dean czuł, jak one drżały, kiedy mężczyzna przysunał się bliżej, by go pocałować, i szepnął te same słowa, które zniszczyły to, co łączyło Deana i Castiela...
Tym razem to Dean się odsunął, szeroko otwierając oczy w uczuciu, którego nie umiał sam za bardzo nazwać.
- Kocham cię, Dean - powtórzył Patrick, unosząc dłonie kochanka do ust i całując opuszki. A Dean chciał mu odpowiedzieć tym samym. Tak bardzo chciał sobie pozwolić na to, by to mieć. Ale słowa nie nadeszły, a Patrick nie naciskał ani niczego nie oczekiwał, ale Dean widział w jego oczach błysk rozczarowania. Nie został na noc i wiedział, jak w oczach Patricka musiało to wyglądać, ale teraz nie mógł być w pobliżu niego.
Następny poranek był szary, strumienie deszczu spływały mu po szybie i chociaż Dean z samochodu pobiegł na posterunek, to wślizgując się do środka był przemoczony do nitki. Minął Andy`ego i Asha, wymamrotał półziewające "cześć", po czym zniknął w biurze. Biurze swoim i Castiela. Spędził w innym pokoju tylko dwa tygodnie i biuro juz wyglądało inaczej, dziwnie i nieznajomo. Castiela jeszcze tam nie było, więc Dean położył na jego biurku drugi kubek kawy, po czym klapnął na swoje krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
"Kocham cię, Dean", zamruczał mu w uszach głos Patricka i Dean lekko potrząsnął głową.
Czemu musiało tak być? Czemu wszystko było takie trudne, takie skomplikowane? CZemu po prostu nie mógł odpowiedzieć tym samym, czemu nie mógł pozwolić sobie na szczęście?

Rozległ sie jakiś dźwięk, gdy otwarły się drzwi, i Castiel przystanął w drzwiach, po czym bez słowa wyszedł ponownie. Wrócił kilka minut później i bez jakiejkolwiek finezji rzucił Deanowi na głowę ręcznik.
- Kapiesz - powiedział w ramach wyjaśnienia, po czym powiesił własny mokry płaszcz i usiadł przy biurku. Przez chwilę gapił się na kawę na swoim biurku, po czym odwrócił się, by nacisnąć guzik; sygnał uruchamiającego się komputera rozbrzmiał głośno w cichym pokoju. Burza na zewnątrz była niczym biały szum, na szczęście czyniąc atmosferę mniej niezręczną, niż by była normalnie. Nie wymienili między sobą więcej, niż kilka słów w czasie, kiedy Patrick najechał ich biuro oraz życie Deana, przynosząc ze sobą beztroskie podejście, którym Castiel nauczył się pogardzać. Jednak pudła pełne informacji na temat handlu ludźmi z większego obszaru Sacramento były mile widziane, a Castiel przeglądał je przez niezliczone godziny; z niechęcią przyznawał, choć tylko przed samym sobą, że Patrick był tak naprawdę niewiarygodnie dobrym detektywem. Zalogował się do systemu i zaczął przeglądać maile, wciąż od nowa zerkając na kawę na swoim biurku, wreszcie odchrząknął i po prostu zapytał.
- ...Czy to dla mnie? - niemal zaskoczył sam siebie tym, jak głośny wydawał się jego głos; przy zamkniętych drzwiach do biura reszta wydziału wydawała się oddalona o wiele mil, ddzwoniące telefony oraz ruch schodzącej późnej zmiany i przychodzącej porannej zeszły do tła. Castiel przełknął i spojrzał na Deana znad kawy, otwierając szeroko oczy w czymś zbliżonym do uznania i być może nadziei.

"Kapiesz", powiedział Cas i Dean podążył wzrokiem za drugim mężczyzną spod drapiącego służbowego ręcznika, aż wreszcie uniósł ręce, wytarł sobie włosy i zawiesił ręcznik na szyi.
Nie wiedział, jak zinterpretować ten gest, to, że chociaż słowa Castiela wciąż brzmiały odlegle i rozsądnie, to jego czyny mówiły o czymś innym, czymś... ważniejszym, bardziej emocjonalnym... Dean również był zaskoczony pytaniem Castiela i mimo wszystkiego zaśmiał się lekko i wzruszył ramionami.
- Pewnie, że tak. Widzisz tu kogoś innego? - pokręcił głową i wskazał drugiemu mężczyźnie, by się częstował, po czym wziął swój kubek i uniósł go w stronę Castiela, a następnie łyknął kawy. Na parę sekund zapanowała cisza, a potem Castiel wreszcie postąpił zgodnie z sugestią i Dean poczuł, jak odrobina napięcia zniknęła. Wciąz jednak było to trochę dziwne, być z Casem sam na sam po dwóch tygodniach spędzonych z Patrickiem niemal bez przerwy mamroczącym mu teorie i/lub słodkie słówka do ucha. Dean podniósł wzrok znad komputera tylko po to, by odkryć, że Castiel spoglądał na niego, i obaj szybko odwrócili wzrok, gapiąc się z powrotem na pracę. Liczby i litery rozmazywały się Deanowi przed oczami i znowu usłyszał w głowie głos Patricka, dzwoniący, wibrujący, przynaglający.
- Jak ci minął weekend? - spytał tylko po to, by uciszyć głosy w głowie.

Castiel cicho westchnął z rozkoszy, smakując wciąż gorącej kawy. Była idealna, zrobiona dokładnie tak, jak lubił. Postanowił zignorować kłucie w piersi i po prostu kiwnął głową w podziękowaniu w stronę Deana, zanim odstawił kubek.
- Było dobrze - powiedział powoli, unosząc nieznacznie jedną brew, gdy usłyszał pytanie. Dean nie pytał go o to od czasu, gdy pojawił się Patrick. Castiel wiedział, że Patrick wrócił do Sacramento tego ranka, a może późną nocą, nie miał pewności. Może to było powodem, dla którego Dean nieoczekiwanie znowu zwracał na niego uwagę. - ...Jak minął twój? - zapytał po długiej chwili, przenosząc spojrzenie z kubka na ręcznik wciąż zawieszony na ramionach Deana, a wreszcie na twarz mężczyzny. Castiel odkrył, że się przez chwilę gapił, i znowu odwrócił wzrok, z zakłopotaniem szurając papierami po biurku.

Dean nie odpowiedział natychmiast; ściągnął usta, rozmyślając o tym, co się wydarzyło i co miał chęć, co miał odwagę powiedzieć Castielowi.
- Dobrze - tylko tyle ostatecznie powiedział, przełykając gulę, która wróciła mu do gardła. - Po prostu dobrze.
Pracowali w ciszy przez kilka godzin i Dean z calych sił próbował ignorować pięć maili, które Patrick przysłał mu od zeszłej nocy, jednocześnie próbując unikać spoglądania na Castiela co dziesięć sekund. Przyszła i minęła pora lunchu i Dean bez słowa wyszedł z biura, pięć minut później wracając z dwoma burgerami i frytkami. Castiel był wyraźnie zaskoczony, ale nie odrzucił tego gestu, choć nie był fanem burgerów (Dean przyniósł mu burgera z kurczakiem, co najbardziej podchodziło pod zdrowe jedzenie, a co musiało coś oznaczać, prawda?). Zjedli przy swoich biurkach i po jakiejś chwili zaczęli rozmawiać. Nie za wiele, niezbyt osobiście. Castiel spytał Deana o rodzinę i w zamian opowiedział mu o spędzaniu czasu ze swoją. W jakiś sposób sprawiło to, że Deana zabolało serce.
Kiedy się... umawiali, z braku lepszego słowa, jako że "bzykanie się" brzmiało o wiele zbyt słabo na to, co robili, Cas nigdy nie opowiadał o swoim rodzeństwie, Dean nie miał nawet pojęcia o ich istnieniu. To, jak opowiadał o tym, jak kreatywna była Anna i jak Gabriel mógł być denerwujący, ale wspaniały, sprawiło, że Dean poczuł, jakby znał ich od zawsze. Przez resztę dnia pracowali cicho ramię w ramię, choć cisza zdawała się być trochę mniej kłopotliwa, niż wcześniej. Było nawet kilka razy, kiedy Dean zdołał zapomnieć o Patricku, a fakt, że za każdym razem, gdy sobie przypominał, czuł zimne dreszcze w krzyżu, był większym problemem, niż chciał przyznać przed sobą. Po prostu żałował, że nie mógł opowiedzieć o tym Castielowi, choć to było tak popierdolone, jak mogło być. Czuł się, jakby jego partner był jedyną osobą, któa go rozumiała, jedyną osobą, przed którą chciał się otworzyć.
Było już po 18.00, kiedy Dean przeczytał wreszcie pierwszą wiadomość od Patricka.
PATRICK: Wróciłem spokojnie do domu, dzięki za wiadomość. Już tęsknię za tobą jak cholera.
Dean odetchnął głęboko i skubnął sobie dolną wargę, po czym otwarł drugą wiadomość.
PATRICK: Boże, chciałbym, żebyś tu był. Chcę ci pokazać Sacramento, jest tu fantastyczny sklep ze słodyczami, gdzie możesz kupić wszystko na wagę. Tęsknię za tobą.
Trzecia wiadomość była dużo krótsza, ale bezpośrednia.
PATRICK: Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Dean.
Dean nie mógł się zmusić do tego, by otworzyć pozostałe, zerwał się z krzesła, wymamrotał "Potrzebuję powietrza", po czym wypadł z biura. Wyszedł z posterunku i przeszedł na tył, gdzie zapalił sobie papierosa i oparł się o zimną kamienną ścianę.
- Chłopie, co ty wyprawiasz - wymamrotał do siebie, wciąż od nowa kręcąc głową. - Możesz to zrobić, Dean... do cholery, co się, kurwa, z tobą dzieje?

Dzień mijał... dobrze. Zaskakująco dobrze, zważywszy na okoliczności, i pomimo bólu w piersi, kiedy tylko dobiegał go zapach wody kolońskiej Deana albo kiedy Dean naprawdę się powoli uśmiechał, pod koniec dnia Castiel był zadowolony. Naprawdę rozważał kupienie im obiadu, kiedy Dean zerwał się z krzesła i wybiegł z biura, ledwo dając Castielowi znać, że wychodził.
Castiel przez chwilę gapił się na drzwi, zastanawiając się, o co tu, do diabła, chodziło, a potem zadzwonił telefon jego partnera. Zapalił się i przesunął po biurku, zbliżając się coraz bardziej do krawędzi. Castiel wstał i szybko tam podszedł, łapiąc go w chwili, w której spadał, ale dzwonienie ustało i ledwo wychwycił imię na ekranie, zanim wyświetlacz ponownie ściemniał.
PATRICK, widniało na nim grubymi literami. Castiel ścisnął telefon, po czym odłożył go, ściągając usta i spinając ramiona. Już miał wrócić do swojego biurka, kiedy jakiś ruch na ekranie komputera Deana zwrócił jego uwagę - nowy mail.
Zmarszczył się i poczuł się chorobliwie winny, kiedy jego oczy drgnęły w stronę maila, jaki przed nimi widniał.
"Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Dean"
Castiel nie musiał nawet patrzeć na nadawcę, by wiedzieć, że to było od Patricka, i czuł gotujący się w sobie gniew; nie zdołał się powstrzymać i kliknął, by przeczytać pozostale wiadomości.
Inne maile były proste, coś o tęsknocie za Deanem i pragnieniu, by tamten przyjechał do Sacramento, inny o tym, że Patrick bezpiecznie wrócił do domu. Castiel zawahał się przez chwilę, po czym kliknął i otwarł dwie pozostałe, te, któych nawet Dean jeszcze nie przeczytał, a kiedy to zrobił, zszokowany szeroko otwarł oczy.
PATRICK: Aha, pozdrów ode mnie swego stoickiego, zgryźliwego partnera, dobra? Nie miałem okazji podziękować mu za pomoc.
PATRICK: Nie mogę przestać myśleć o tym, jak wyglądałeś zeszłej nocy, kiedy doprowadziłem cię na szczyt. Boże, Dean, jesteś piękny.
Castielowi dudniło w głowie, a pierś się ściskała, pokój wirował, kiedy to, czego się obawiał, pojawiło się tuż przed jego oczami. Dean i Patrick nie tylko znaleźli się na stopie intymnej, ale się umawiali. I byli zakochani.
Castiel poczuł się nagle gwałtownie chory, kiedy sobie uświadomił, z jaką łatwością został zastąpiony. Nie... nie zastąpiony, bo on i Dean nigdy się naprawdę nie umawiali. Nie w ten sposób, co Dean i Patrick. Zamknął mocno oczy, zaciskając na chwilę powieki, by powstrzymać pieczenie, jakie oznaczało nadchodzące łzy, po czym otwarł je znowu i zamknął dwa okna. Już miał kliknąć na maile, by oznaczyć je jako nieprzeczytane, kiedy Dean wrócił do biura.

Potrzebował tylko pięciu minut, zanim wrócił do biura, mijając Asha i obiecując mu niemrawo spotkanie później. Otworzywszy drzwi zastał Castiela pochylającego się nad jego, Deana, komputerem i przez chwilę wyłącznie gapili się na siebie. Na twarzy Castiela widniał szok i wyraźne zakłopotanie, a Dean nawet nie chciał zaczynać sobie wyobrażać, jak wyglądał, zważywszy na to, jak się teraz czuł. Postąpił do przodu, cicho zamknął za sobą drzwi i wciąż patrzył na swego partnera, który jeszcze nie odważył się odsunąć od biurka.
- Co ty robisz? - zapytał, chociaż odpowiedź na to pytanie była bardzo jasna. - Co, więc teraz... mnie szpiegujesz?

- Twój telefon - zaczął Castiel, po czym wyprostował się i odchrząknął, zabrał ręce z komputera Deana i cofnął się o krok. - Zadzwonił. Zapobiegłem temu, żeby spadł... i... ja nie... nie zamierzałem, Dean... - wyjąkał, po czym zmarszczył się, a gniew zaczął brać górę nad szokiem i zakłpotaniem, jakie odczuwał - ale naprawdę nie powinieneś używać służbowego maila do wysyłania erotycznych wiadomości swojemu chłopakowi.
Przeszedł w stronę swojego biurka, a policzki wciąż płonęły mu czerwienią na skutek mieszanki absolutnego zażenowania i poczucia zdrady, co było po prostu głupie. On i Dean nie byli razem. Nigdy nie byli razem, Castiel tego dopilnował. Było czymś całkowicie irracjonalnym i głupim z jego strony czuć się w taki sposób, a wyżywanie się na Deanie było jeszcze gorsze, skoro to on zawinił przede wszystkim. Usiadł jednak i nie powiedział nic więcej, chociaż częścią siebie rozpaczliwie chciał przeprosić. Castiel nie przeprosił i zamiast tego wrócił do pracy.

Erotyczne wiadomości? Dean zachwiał się. A potem Cas faktycznie minął go i usiadł z powrotem. Coś w Deanie zerwało się po prostu, więc poszedł za nim, złapał go za kołnierz koszuli i szarpnął w górę, po czym pchnął na ścianę.
- Nie miałeś prawa - warknął, zaciskając mocno dłoń na tanim krawacie, który Castiel dzisiaj nosił. - Nie miałeś prawa tego czytać! Co robię, z kim sypiam - to nie twoja sprawa, Castiel!

Castiel zdumiał się nagłą wściekłością Deana i szeroko otwarł oczy, kiedy wylądował pod ścianą; pinezki wbijały mu się w plecy, a papiery spadły na podłogę z miejsca, z którego spadły, kiedy on się tam oparł. Skrzywił się słysząc wrzaski Deana i był wdzięczny, że było na tyle późno, iż oprócz nich nikogo innego nie było w budynku, jeśli nie liczyć ekipy sprzątającej oraz kilku pracujących do późna, tak jak oni.
- Masz rację - powiedział miękko, nie czyniąc żadnego wysiłku, by wyrwać się z uścisku Deana. - To nie moja sprawa, z kim się widujesz czy w kim się zakochujesz... ale, Winchester, mam tylko jedno pytanie - jego głos był tak spokojny, że prawie nie brzmiał mu jak należący do niego, dopóki przy następnych słowach nie usłyszał w nim lekkiego szyderstwa. - Ile czasu zajęło ci ZAKOCHANIE się w nim? Pewnie nowy rekord, co? Na pewno bije mnie na głowę.

I to było to. Po prostu było to. Dean poczuł, jak uniósł rękę, wiedział, że rzucił się naprzód, a jednak nie mógł się powstrzymać. Jego dłoń zderzyła się z policzkiem Casa i Dean widział zaskoczenie na twarzy partnera, ale nie zatrzymał się, nie dał mu nawet szansy na roztrząsanie tego.
- Pierdol się! - teraz już wrzeszczał, a oczy lśniły mu furią; obiema rękami pchał Castiela za ramiona, mocniej przyciskając go do ściany, a ich twarze były ledwo cale od siebie. - Nic nie wiesz, Castiel. Nie znasz mnie, więc nie waż się zachowywać, jakbyś znał!

Castiel przez sekundę widział gwiazdy, a głowa eksplodowała mu bólem po policzku od Deana. Ból jednak szybko zbladł, ustępując przed piekącym gorącem i pulsowaniem w twarzy, podczas gdy Dean dalej się na niego darł. Padały wściekłe, rozzłoszczone do ostateczności słowa, a mimo to nie sprowokowały u Castiela żadnej reakcji. Po prostu gapił się na Deana, stwierdzając, że to uczucie szczęścia w piersi było prawie deliryczną reakcją. Dean go dotykał, patrzył mu w oczy i rozmawiał z nim, nawaet, jeśli w gniewie, pierwszy raz od dwóch tygodni. Pierwszy raz od zbyt dawna znowu był w centrum uwagi Deana i czuł się, jakby słońce wróciło, choć było tak blisko, że go spalało.
Castiel nie walczył, kiedy Dean nim potrząsał, zamiast tego po prostu stał absolutnie nieruchomo, po prostu gapiąc się na niego; oczy miał szeroko otwarte w zachwycie, a usta lekko rozchylone ze zgrozy. Był tak szalenczo głupi odtrącając Deana. Miał naprawdę szczęście, że zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz, akurat w chwili, kiedy miał pewność, że Dean nie tylko już go nie kochał, ale że aktywnie nienawidził.

Cas się nie poruszał, zdawał się nawet nie oddychać, a to, jak jego niebieskie oczy zdawały się patrzeć dokładnie przez niego, było bardziej niż denerwujące.
- Co jest z tobą nie tak? - wychrypiał Dean słabym z gniewu i zdenerwowania głosem, zaciskając palce na materiale koszuli Castiela i podświadomie przyciągając go bliżej. - Powiedz coś... zrób coś, czemu ze mną nie walczysz, czemu...
Wtedy głos mu się załamał; spojrzał w nieustępliwie lśniące, smutne oczy Castiela i nie był w stanie odwrócić wzroku. Jego chwyt przybrał na sile. Znajdowali się od siebie o włos, oddychali tym samym gorącym powietrzem i Dean znowu poczuł to znajome przyciąganie, jakby grawitacja przyciągała go do innego mężczyzny, a on nie mógł się dłużej opierać. Było to zaskakująco łatwe, pochylić się i pochwycić usta Casa swoimi. Drugi mężczyzna stał przy nim nieruchomo, jego usta również się nie poruszały więc Dean uniósł ręce i objął twarz Castiela, przechylając ją na bok i liżąc go wzdluż warg, dopóki Cas nie sapnął, a on nie znalazł jego języka. Nic nie zostało zapomniane, ani ból, ani upokorzenie, jakich przysporzył mu ten mężczyzna. Jednak nic i nikt, nawet słodki, łagodny Patrick, nie mógł zaprzeczyć temu, co naprawdę czuł do Castiela. Uniósł kolano, wcisnął je Castielowi między nogi i potarł nim jego krocze. Ciche jęki smakowały jak miód, splywający mu w obolałe gardło; Dean smakował dymem i popiołem i wiedział, że Castiel tego nie lubił, ale się nie odsuwał ani nie kazał mu przestać, więc Dean nie przestał. Zamiast tego złapał Castiela za biodra i zsunął ręce tak, że zdołał podnieść drugiego mężczyznę, który automatycznie objął go swoimi długimi nogami, po czym odwrócił ich i rzucił Casa na biurko. Zerwali z siebie ubrania i żaden z nich nie miał pewności, kto zaczął kogo rozbierać. To było bez znaczenia. A potem ich nagie piersi otarły się o siebie, Dean szamotał się z paskiem Casa, a ich usta zamknęły się w żarłocznym pocałunku, dzikim i nieustępliwym, pełnym zębów, języków, pragnienia i potrzeby.

Castiel chciał odpowiedzieć Deanowi. Chciał temu mężczyźnie przed sobą powiedzieć wszystko; jak bardzo mu zależało, jak bardzo się mylił, jak absolutnie oszałamiająco Dean wyglądał, i to pod każdym względem. Jednak nie mógł się zmusić do mówienia, słowa uwięzły mu w gardle za jego lękami obawami, więc trwał w milczeniu i bez ruchu. Dean mocniej złapał go za koszulę, a potem pochylił się i Castiel nie mógł nie zachłysnąć się oddechem po pierwszym dotyku jego ust na swoich.
Roztopił się, rozpłynął pod gorącym dotykiem Deana, palce na twarzy kształtowały go tak, by idealnie pasował do drugiego mężczyzny. Castiel jęknął cicho i ze zdziwieniem, kiedy Dean go podniósł, i całe powietrze wyleciało mu z płuc, kiedy mocno wylądował na biurku. Papiery poleciały na boki i oto znowu robili to w ich biurze, tylko w odwrotnym układzie. Castiel wreszcie ruszył rękami, przesunął nimi po barkach Deana i przeczesał palcami jego włosy i skórę głowy, wciąż od nowa dysząc jego imię.
- Dean... och... Dean, DEAN... - szepnął, a głos łamał mu się tak z emocji, jak i z powodu suchości w gardle. Zadygotał, gdy Dean pogładził go przez spodnie, i Castiel wiedział, że to pójdzie szybko. Usiłował się czegoś chwycić, objął nogą ciało Deana, by przyciągnąć go do siebie, i w pokoju rozbrzmiały dwa jednakowe stęknięcia, gdy ich erekcje zderzyły się ze sobą przez warstwy materiału. Castiel naparł w górę, ciągnąc Deana w dół do kolejnego rozpaczliwego, gryzącego pocałunku, przez ułamek sekundy podziwał jego czerwone jak wiśnia usta, a potem nie był w stanie nawet myśleć. Wszystko stało się płynną rozkoszą, która rozlewała mu się w kręgosłupie, w nozdrzach czuł gęsty zapach Deana, a on wzdychał i jęczał jego imię jak modlitwę. - Dean... KURWA, proszę, ach!... - wysapał Castiel, ściskając i puszczając koszulę Deana i całując go raz za razem. To było coś szalonego i desperackiego, ocierali się o siebie jak licealiści, a biurko pod nimi urywanie posuwało się do przodu, kiedy Dean pchał w jego biodra. Mężczyzna dyszał mu w ucho i Castiel tak bardzo chciał posunąć się dalej, ale wiedział, że by nie wytrzymali. Zamiast tego objął ramionami barki Deana i przyciągnął do siebie, by pocałowac go znowu, po czym poczuł gwaltownie narastający w sobie orgazm.
- Cas - wychrypiał Dean przy jego ustach i Castiel pocałował go jeszcze raz, miękko mrucząc jego imię i patrząc mu w oczy, jednocześnie zaciskając mu ręce na plecach. W tej właśnie chwili doszedł, zdyszany i milczący, zamykając z drżeniem oczy, a głowa poleciała mu do tyłu, choć biodra wyprężyły się w stronę bioder drugiego mężczyzny. Dean podążył za nim, mamrocząc cicho "niech to szl...aach, kurwa!", co mogłoby być zabawne, gdyby nie było takie gorące. Dean padł Castielowi na pierś i żaden się nie poruszył, zbyt zmęczony i zbyt zdyszany, by zrobić coś innego.

Minuty po tym wypełniło ciężkie dyszenie, lekkie sapanie oraz szelest ich ubrań. Ich lędźwie wciąż przywierały do siebie, spodnie mieli wilgotne od rozkoszy, jaką sobie nawzajem sprawili. A Dean czułby się winny, jak zdradzający dupek, którym był, ale po prostu nie mógł. Ponieważ to był Cas. On i Cas. Cas. Dean czuł przy swojej piersi bicie serca partnera, trzepoczące niczym uwięziony otak, a jego dłonie na ramionach Deana drżały, wciąż trzymając go ostrożnie. Pomimo tego, jak szybkie i chaotyczne były te minuty, Cas ani razu nie dotknął go gwałtownie i Dean był za to niewiarygodnie wdzięczny. Wrócił myślą do swojego pierwszego razu z Patrickiem, tego, jak tamten mężczyzna odwrócił go i złapał za nadgarstki, podciągając mu je nad głowę, i Dean znowu przeżył lekki napad strachu. Oczywiście, Patrick się nie zorientował. Cas nie ośmielał się go dotknąć inaczej, niż całując i prowadząc go, łagodnie przyciągając go do siebie. Dean zaszlochał cicho, ukrył twarz w szyi Castiela i zaciągnął się jego zapachem. Kiedy się odsunął, Castiel spoglądał na niego półprzymkniętymi oczami. To było dziwne, ale nie tak niezręczne, jak Dean sobie wyobrażał, że będzie. Po prostu było coś w nich, coś w tej sytuacji - znajomość, bliskość, której zwyczajnie nie dało się porownywać z czym innym. Dean starł pasmo ciemnych włosów z czoła Castiela i łagodnie pogładził go po boku twarzy.
- Do cholery, Cas - szepnął, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok spojrzenia, jakie posłał mu Castiel. - Co teraz? Co to jest?

Castiel wciąż oddychał z wysiłkiem, oszołomiony tym, co się właśnie między nimi wydarzyło. Zagapił się na Deana, mając kłopoty ze skupieniem wzroku, bo oczy mu nieznacznie łzawiły, i musiał odchrząknąć, zanim zaczął mówić; to, jak Dean zgarnął mu włosy z czoła, poruszyło go głębiej, niż chciał przyznać nawet przed sobą.
- ...Ja... Ja nie wiem, Dean - powiedział miękko, wciąż trzymając Deana, wciąż mając go blisko siebie. Usiadł powoli, odpychając Deana, aż wreszcie siedział na krawędzi biurka, a drugi mężczyzna tkwił mu między udami, wciąż tak blisko, jak tylko mógł być, pozostając w pełni ubranym. Oblizał się, a suchość warg powiedziała mu, że rano znowu je będzie miał spękanę po tych brutalnych pocałunkach, jakie właśnie wymienili. - Nie wiem - powtórzył równie miękko, ale objął twarz Deana, lekko, ledwo go w ogóle dotykając, po czym pogładził mu kciukami piegowate policzki. - Wiem, że tęskniłem za tobą... tęskniłem za tym... - przyznał, zerkając w dół między nich, po czym spojrzał znowu w górę i uniósł się nieco, by pocałować Deana jeszcze raz, mocno i nieustępliwie. - Tęskniłem za nami.

Chociaż bardzo się cieszył, że Cas go tak dotykał, że wypowiadał te słowa, to one również cięły go do głębi, a ich niepewność była zbyt wyraźna, aby Dean mógł to zignorować. Odsunięcie się wymagało więcej siły wewnętrznej, niż byłby się spodziewał, a było mu jeszcze trudniej, kiedy Cas przywierał do niego, wyraźnie nie będąc w stanie go puścić. Dean wziął dłonie Castiela i poprowadził je między nich, po czym łagodnie objął swoimi.
- Cas, ja nie mogę zrobić tego jeszcze raz - powiedział, i nie było to coś, co chciał powiedzieć, było to przeciwieństwo tego, co jego ciało, cała jego istota krzyczały, o co płakały i czego łaknęły, ale powiedział to i nie zamierzał tego cofać. - To... chcę tego bardziej, niż czegokolwiek innego, wiesz o tym... ale... Patrick mnie kocha... - urwał, spuszczając wzrok na ich splecione dłonie, i poczuł, jak ciało Castiela pod nim napięło się. Kiedy wrócił wzrokiem do oczu partnera, te były szkliste, i Dean pomyślał, że to, co widział, mogło naprawdę być strachem. - Zrobiłbym wszystko, by cię mieć... ale... nie mogę wciąż czekać, Cas, aż się zdecydujesz... Z Patrickiem mógłbym coś mieć, moglibyśmy coś razem zbudować. Ale ja wciąż myślę o tobie, a próbowałem zapomnieć, naprawdę... - ucichł jeszcze raz i przygryzł sobie usta, próbując znaleźć odpowiednie słowa. - Nie zakochuję się we wszystkich moich partnerach, Cas... tylko w tobie...

Kiedy Dean mówił, Castiel szukał wzrokiem jego oczu, patrzył, jak jego źrenice rozszerzały się i kurczyły, na to, jak usta rozchylały się po każdym wydechu. Zadrżał lekko, kiedy Dean wziął go za rękę, i zesztywniał, kiedy usłyszał, jak Dean mówił, że Patrick go kocha.
Jak Patrick mógł poznać Deana wystarczająco dobrze, by go naprawdę kochać? Znali się od dwóch tygodni. To się po prostu nie wydawało możliwe. Castiel potrzebował niemal roku, zanim powiedział "Kocham cię" do Baltazara, roku, zanim wystarczająco zaufał temu, co czuł, by to powiedzieć, by odwzajemnić uczucia, które tamten mężczyzna udowadniał mu od początku. Pokręcił lekko głową i usiadł bardziej, mocno ściskając dłonie Deana.
- Dean... musisz wiedzieć, że zajęło mi prawie rok... by powiedzieć Baltazarowi, że go kocham. Ja... przy tym, jak pracuję, muszę być absolutnie pewien, bez żadnych wątpliwości - powidział miękko, wyciągając jedną rękę z tego uścisku. Pogładził kciukiem posiniaczone usta mężczyzny, westchnął i przyciągnął Deana do siebie, opierając się czołem o jego czoło. - Nie mogę ci niczego obiecać... ale spróbuję. Chcę spróbować, Dean... - szepnął, mocno ściskając go za szyję i trzymając go tam. Boże, pragnął Deana. I bylo to samolubne i złe, pragnąć go, skoro wiedział, że gdzieś tam był dobry człowiek, który wyznał, że naprawdę go kochał... Było czymś złym ze strony Castiela, że pragnął Deana tylko dla siebie, nie wiedząc, czy mógłby być dla niego dobry i czy po prostu skrzywdziłby go ponownie. Castiel zamknął oczy i przełknął ciężko, czując w spodniach zimną wilgoć, niewygodną i już zaczynającą się kleić. Otwarł oczy i pozwolił im szukać ponownie wzroku Deana, usiłując nazwać emocje, które widział migające w zielonych głębinach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Sob 16:18, 07 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:19, 07 Wrz 2013    Temat postu:

I reszta, bo na raz nie weszło :)

To nie tak, że słowa Castiela go zaskoczyly czy zszokowały; w świetle tego, co się między nimi wydarzyło w ciągu tego krótkiego czasu, od kiedy się poznali, miały one nawet sens w jakiś dziwny, okrutny sposób. Dean prawdopodobnie spoliczkowałby Casa ponownie, gdyby tamten natychmiast odpowiedział mu wyznaniem miłości, wiięc sądził, że w jakimś sensie było to najlepsze, na co mógł mieć nadzieję. Wciąż jednak bolało go to, wiedząc, że to, na co ostrożnie próbował liczyć, było prawdą. Dean przypomniał sobie, co kiedyś powiedział Castielowi, a co zdawało się zdarzyć milion lat temu.
"Jesteś tylko przerażonym małym chłopcem, ktory nie wie, jak żyć samemu."
A Castiel był przerażony, Dean wiedział to teraz. Przerażony odpuszczeniem sobie Baltazara, przerażony przyznaniem tego, że to wspomnienie nie robiło nic dobrego, tylkko ciągnęło go w dół, po samotnej, pełnej nieszcześcia drodze. Ale przede wszystkim był przerażony tym, że mógłby znowu pozwolić sobie na to, aby kochać, choć Dean nie miał jeszcze pewności, czy było tak dlatego, że myślał, iż przyznanie się do uczuć wobec kogoś innego sprawiłoby, ze zapomniałby o tym, co on i Baltazar wspólnie przeżyli, czy po prostu uczyniłoby go słabym i wrażliwym.
Głęboki oddech omiótł skórę warg Castiela, a Dean zamknął oczy, własną dłonią obejmując dłoń spoczywającą mu na policzku. Stali tak przez chwilę, po czym Dean odsunął się, puszczając go niechętnie, ale aż nazbyt świadom sytuacji, jaka obecnie panowała im w spodniach. Pomógł Casowi podnieść się, uśmiechając się krzywo, podniósł z podłogi ich koszule i wręczył Castielowi jego własną. Ubrali się w ciszy i Dean nie miał pojęcia, czy była to cisza wygodna, czy niezręczna. Kiedy wyszli z biura, na miejscu było tylko paru gości z nocnej zmiany, pochylających się nad biurkami, którzy bez entuzjazmu wymamrotali "na razie", kiedy dwaj mężczyźni przeszli obok nich. Na zewnątrz zatrzymali się tuż przy krawężniku i Dean stanął przed partnerem, biorąc jego dłoń w obie swoje i unosząc ją do swojej piersi.
- Ja też chcę tego spróbować - powiedział, odpowiadając na pytanie, którego Castiel nawet nie zadał, z pewnością, która zaskoczyła jego samego. - Ja... obok mojej rodziny, Castiel, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Do licha, ocaliłeś mi życie, ono praktycznie już jest twoje - zaśmiał się po tym, lae cicho i niepewnie, szukając w oczach Castiela jakiegoś znaku, mając wbrew wszystkiemu nadzieję, że to się zakończy tak, jak sobie życzył.

Dłoń Castiela zacisnęła się na koszuli Deana i mężczyzna przełknął z trudem, szeroko otwierając oczy ze strachu i zachwytu. Dean dawał mu drugą szansę, a on wiedział, że nie mógł sobie pozwolić na to, by wszystko spieprzyć jeszcze raz. NIe, jeśli miał mieć jakąkolwiek nadzieję na uczynienie tego czegoś między nimi czymś prawdziwym, czymś wartym miłości, jaką Dean powiedział, że do niego czuł.
Nawet się nie obejrzał, kiedy rzucił się i pocałował Deana jeszcze raz, próbując zawrzeć w tym pocałunku wszystkie uczucia, które się w nim gromadziły; było tam pragnienie i desperacja, nadzieja i ulga, a także coś jeszcze pod tym wszystkim, ciepłe i rozkwitające po każdym spojrzeniu, jakie Dean mu posyłał.
- Dobrze - wychrypiał, kiedy się rozdzielili, oblizując usta i czując na nich smak Deana. - To dobrze - powiedział Castiel, i choć próbował wydawać się pewnym siebie, to niemal zabrzmiało to jak pytanie, bo przy okazji uniósł brwi, a głos nieco mu się zawahał.

Wtedy Dean uśmiechnął się, skinął głową i pochylił się, by znowu pocałować Castiela, by scałować grymas i zmartwienie z jego przystojnych rysów. Kiedy się rozdzielili, kiedy Cas podszedł do swojego samochodu, a Dean przeszedł przez jezdnię tam, gdzie zaparkował Impalę, najwyraźniej nie mogli przestać patrzeć na siebie przez dłużej, niż sekundę. Na twarzy Deana widniał uśmiech, kiedy wsiadł do swego samochodu i kolejny raz napotkał wzrok Castiela.
- Na razie - szepnął bezgłośnie i zapuścił silnik, po czym wyjechal swoją dziecinką na ulicę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:00, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Łaah. Pogadajmy o przemocy w rodzinie. Wiem, że Ellen nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale żeby dziwić się, że komuś nie przywaliła za pyskowanie? Tsk, tsk.
Aww, komendant <3

Okej. Podsumowanie. Baltazar. Castiel. Dean. Detektyw Webster z Sacramento. Wiem, że zasada don't ask don't tell już nie obowiązuje, ale ile jeszcze gejów można zmieścić na jednym metrze kwadratowym na komisariacie? XD

Ach, zazdrosny Castiel to wspaaaaniały widok. I te jego rozterki <3
Nope, już mi się to przestało podobać (znaczy nie przestało, ale hush!), bo jak tak Casowi serce opada do podłogi, żeby ktoś mu je podeptał, to moje też opada.
Mam ochotę przypalić Deanowi papierosa na czole. Uch.
A potem rzucić w niego zszywaczem.
I wcisnąć ciasto jabłkowe w tchawicę.
Na koniec utopić go w kieliszku wina, gdyby jeszcze jakimś cudem dyszał.
Nope, po tym jak skończyli randkę zrobiłabym jego trupowi jeszcze kilka rzeczy. Nie podoba mi się to. Żaden z fików dziewczyn mnie na to nie przygotował. Wyszkoliły się w wymyślnych formach emocjonalnych tortur. To nieludzkie i niemoralne. Sniff. Patuś, powiedz mi, że przywłaszczenie sobie zasługi w postaci zakupu ulubionych pączków Deana to najbardziej wyrafinowany z ich sposobów dręczenia ludzi, bo autentycznie się rozryczałam, jak Dean Patrickowi podziękował za coś, co zrobił Cas ^^;

I seks był piękny. Ale po tym, co działo się jeszcze chwilę wcześniej, to był taki słodko-gorzki seks. Boszz, co ten fik mi robi @_@
Patrick jeszcze namiesza, prawda? Nie zejdzie ze sceny bez wielkiego bumu, prawda? Nie lubię Patricka. *sniff sniff* Nie mogę się zdecydować, czy ten fragment zrobił mi dobrze, czy też nie. Jedno jest pewnie: emocjonalnie to wziął i wyrżnął mnie jak ścierkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:08, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Nie, Patryczek już nie namiesza, ale jeszcze się parę razy pokaże. Mówiłam - przygotujcie się na SO MUCH DRAMA w tych rozdziałach :hamster_evillaugh:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:15, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Mówiłaś kochanie i po Twojej zapowiedzi spodziewałam się czegoś w ten deseń, ale rzeczywistość przerosła moje najdziksze oczekiwania. Jeszcze nie przebolałam tego, co przeczytałam. Uch.
Dobrze, że Patrick już nie namiesza, ale powiedz mi słońce, że ktoś rzuci w niego zgniłym pomidorem za tą kawę, co? Najlepiej Dean :hamster_bigeyes: Nope. Fakt, że Patrick będzie cierpiał z powodu odrzucenia nie wymaże jego winy i nie usprawiedliwi jej. Niech ktoś mu wbije jeszcze jedną szpileczkę, proszę :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:25, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Zasadniczo mam gości, którymi się dla odmiany muszę trochę pozajmować, ale smsy od Pat osiągnęły wyższą metafizykę magnetyzmu. I jeszcze wypowiedź antique... Poczytać choć trochę i wrócić na dół wkurwiona/ zapłakana/ zapiszczana, czy czekać do nie wiadomo której...?
...
...
... czytam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 20:27, 07 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:27, 07 Wrz 2013    Temat postu:

Nie, zgniłego pomidora nie będzie, ale Patrick się przyzna Deanowi, jak to naprawdę było. Już wkrótce :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:44, 07 Wrz 2013    Temat postu:

...okej. Jakoś się z tym pogodzę. Skoro się przyzna. A ile będzie trzeba na to czekać? Moje nowo odkryte poczucie sprawiedliwości domaga się prawdy, najlepiej na początku kolejnego rozdziału XD

Powodzenia Linek! :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:16, 07 Wrz 2013    Temat postu:

"Castiel podążył za Patrickiem i Deanem, jako że tamci dwaj zdawali się porozumieć od chwili, w której Dean zaproponował cheeseburgery i ciasto, a oczy Patricka rozświetliły się, gdy odparł "Jeśli to jabłkowe, to jestem za."
Castiel go nienawidził."
:D :D :D <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:18, 07 Wrz 2013    Temat postu:

czytaj dalej, będzie lepiej (albo gorzej, zależnie od punktu widzenia).
Założyłam sobie tumblera, jakby co, to nazwa użytkownika taka sama, jak tutaj :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 444, 445, 446 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 445 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin