|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 16:04, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Trzymam kciuki! :)
Podrzuć linka do tego ficzka z udręczonym Casem, jestem ciekawa...
Antique, wyszukaj camuizuuki na tumblerze, to powinno wystarczyć :)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 16:06, 05 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 17:48, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Nie jestem przesądna, więc dziękuję :D Dobrze, że rozmowa jest rano, nie będę się stresować pół dnia ^^;
Fik to [link widoczny dla zalogowanych] i mam ochotę go skasować XD
Wystarczyło, dzięki słońce :D
//Ach, dziewczyny, na co dziś wpadłam przeglądając tumblra @_@
http://www.youtube.com/watch?v=RskV5KgS9js#t=40
FANTASTYCZNY fanvid i te wszystkie porównania, i te wszystkie sceny z ósmego sezonu... nie wiedziałam, że potrzebowałam czegoś takiego dopóki tego nie obejrzałam @_@ XD
Jest jeszcze jeden fajny vid, ale pierwszy lepszy :3
http://www.youtube.com/watch?v=rjivVzJ7jS0
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Czw 19:40, 05 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:20, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Antique, zapalę parę świeczek w intencji, będę trzymała kciuki tudzież słała pozytywne fluidy. Nie muszę mówić, żebyś dała znać, jak poszło!
Może już w sobotę... @.@ Fic tak wciąga, że to CHORE. Mam nadzieję, że autorki nie na długo do osierociły, swoją drogą :X
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:30, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Lin, może już jutro, mam 3,5 strony do końca rozdziału 12 :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:50, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Dzięki Linek, dam jutro znać :D
Patuś, jakoś mnie to nie dziwi XD
Also. [link widoczny dla zalogowanych] nie należy przeglądać tumblra w miejscach publicznych, w obecności rodziny i homofobów XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:27, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Pięęęękne gify *ma ślinotok i mentalną stójkę* Aż mi się gorąco zrobiło *wachluje się*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:37, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Haaa... all kinds of dirty XD
Also, [link widoczny dla zalogowanych] @_@ XD
//Um. Żeby była jasność. To nie jest fanowska przeróbka (a przynajmniej nie w 100% XD). Lubię Kanadę XD
Moja tablica jest tego peeeeeeełna. I cytatów z wywiadu. Od razu widać, że premiera zbliża się wielkimi krokami XD
///Nie wiem doprawdy, co się ze mną kaman, ale ktokolwiek wsadził go w prążkowany garniak, powinien dostać nagrodę
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Czw 21:46, 05 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:54, 05 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Z powodu tegoż wymiatania - rozdziały 11 i 12 :) Dobranoc :D
Rozdział 11
Wspomnienia nie zawsze są miłe
Castiel położył się z powrotem, ale nie mógł spać. Mrugający na czerwono budzik powiedził mu, że minęły cztery godziny, zanim się wreszcie poddał i wstał. Wziął prysznic, założył czystą parę spodni, białą koszulę i niebieski krawat. Zostawił beżowy płaszcz na wieszaku, wziął kluczyki i wyszedł.\
Pięć sekund później wrócił do mieszkania, wziął płaszcz i założył, po czym wyszedł ponownie.
Castiel poszedł do pracy, nie dlatego, że mu się wolne skończyło, ale dlatego, że nie mógł znieść siedzenia samotnie w domu, no i wiedział, że Dean odbywał fizykoterapię w budynku w pobliżu biura. Może chciałby wyskoczyć na lunch.
Ta myśl towarzyszyła mu do południa i wtedy Castiel wysłał Deanowi zwykłe pozdrowienie.
CAS: dzień dobry, Dean. Lunch?
Dean zasnął gdzieś około 8 rano, powieki ciążyły mu od łez i zmęczenia. Obudził go dźwięk telefonu wibrującego na stole w salonie i przez kilka minut czuł sie zdezorientowany oraz zwyczajnie wkurzony z powodu nagłego, niemile słyszanego brzęczenia. Kiedy sprawdził telefon i zobaczył wiadomość, poczuł jednak zupełnie innego rodzaju emocje. Ostatecznie to z powodu prostej, zwykłej tęsknoty przełamał się i odpisał "Wpadnę po ciebie za godzinę".
Próbował nie spędzić zbyt wiele czasu przed lustrem, decydując się na zwykłą ciemnoczerwoną koszulę i dżinsy, kiedy wreszcie wyszedł z mieszkania. Spotkanie z terapeutą miało się odbyć później po południu, więc Dean nie musiał pędzić tam zaraz po lunchu. Cas wysłał mu kolejną wiadomość, aby dać mu znać, że był w biurze, i dokładnie godzinę później zaparkował Impalę przed posterunkiem. Siedział za kierownicą dobre pięć minut, zastanawiając się, czy drugi mężczyzna pokaże się wkrótce, czy on musiałby po niego iść.
Na szczęście Cas wyszedł z budynku minutę później, przeszedł ulicę i wsunął się do samochodu.
- Hej - przywitał się Dean, próbując brzmieć możliwie normalnie. "Nie patrz na niego", powiedział sobie. "Zobaczy... domyśli się..." - Gdzie chcesz jechać?
- Do "Harvey`s" - odparł Cas, zapinając pasy i odwracając się, by spojrzeć na Deana. - I witaj, Dean.
Poranek Castiela wypełniło reorganizowanie biura, które zostało praktycznie splądrowane dzięki międzywydziałowemu sledztwu, jakie wszczęto w sprawie Meg Masters oraz jej związków z Azazelem i handlem ludźmi. Przeszedł już przez z grubsza połowę hałdy papierów, jakie wręczył mu Ash, wydruków cyfrowych kopii, które zrobił z oryginałów, jakie skradła Meg, zanim Castiel nie uświadomił sobie, że po prostu miał... dosyć. Potrzebował przerwy, a burgery i gorący napój w "Harvey`s" wydawał się doskonałym sposobem na to, by się nią cieszyć.
Dean kiwnął głową i zapuścił silnik samochodu. Knajpka znajdowała się niedaleko i dojechali tam w mniej niż pięć minut. Dean wysiadł pierwszy, zamknął drzwi, gdy tylko Cas również wysiadł, i przez ulicę ruszył do restauracji. Wnętrze było zapchane i kiepsko oświetlone, więc Dean i Cas usiedli na zewnątrz, na patio, pod wielkim parasolem. Zanim któryś z nich zdołał zacząć rozmowę, kelner przyniósł wodę i menu, i Dean ukrył twarz za kartą.
Zamówili burgery i frytki i podczas gdy Cas wybrał piwo, Dean zdecydował się na wodę. Nigdy wcześniej nie czuł się tak niepewny, tak słaby. Po prostu nie miał pewności, co by powiedział lub zrobił, gdyby choć trochę się upił.
Wkrótce Cas zaczął mówić o swoim biurze, o tym, że ich biuro było w nieładzie i jak frustrujące było musieć wszystko znowu porządkować, a Dean słuchał, naprawdę słuchał, ale tak potwornie rozpraszały go usta Casa sklejające się w kąciku i jego język, oblizujący je co jakiś czas. Skupił się więc na własnych frytkach i grzebał sobie na talerzu, podczas gdy Cas wciąż mówił. Minęła godzina i Dean ledwo się odezwał.
Jedzenie, kiedy Dean siedział cicho, było... dziwne. Castiel czuł się nerwowy, zmartwiony, że coś cały czas było nie tak, i wreszcie, kiedy jedzenie już zniknęło, a Dean naprawdę nie chciał CIASTA, Castiel odchrząknął i pochylił się nad stołem, marszcząc się i składając przed sobą ręce.
- Dean, co się dzieje?... Na miłość Boską, właśnie odmówiłeś ciasta... - wymamrotał Castiel, rzucając wzrokiem w kierunku znikającej kelnerki, po czym wrócił do postaci partnera. - ...Ramiona cię dzisiaj bolą? - zapytał miękko, w zatroskaniu prostując się nieco bardziej. Jeśli swoją brutalnością skrzywdził Deana... Aż ścisnęło go w piersi na myśl o tym i przełknął całą wiązkę pytań, jakie chciał zadać.
Pytania wyrwały Deana z oszołomienia i zmieszany zamrugał.
- Nie - powiedział w końcu, marszcząc brwi, jakby sugestia Castiela była najgłupszą rzeczą na świecie. - Nie, nic... nic mi nie jest, naprawdę. - Wiedział, że to, co widział na twarzy Castiela, było troską, zmartwieniem, a nawet poczuciem winy, a on nie chciał niczego z tego widzieć, więc wbrew sobie wyciągnął rękę i dotknął nią dłoni Castiela na stole, ostrożnie gładząc kciukiem jego szorstką skórę. - Przepraszam, po prostu... byłem gdzie indziej - uśmiechnął się możliwie najbardziej uspokajającym uśmiechem, na jaki go było stać, po czym odsunął się z powrotem na krzesło, przy okazji cofając ręce.
Opuścili restaurację pół godziny później i Dean wysadził Casa przy posterunku, po czym zaparkował swój samochód przed gabinetem lekarza. Terapia była wyczerpująca i Dean nie za bardzo wiedział, czemu.
Pozostałe cztery dni chorobowego minęły szybko. Cas dwa razy wpadł z zakupami, a na wieczór poprzedzający powrót Deana do pracy, Cas i Sam ugotowali mu obiad. Cas wciąż wydawał się być nieco skrępowany obecnością młodszego brata swego partnera, ale gdy Dean ubłagał Sama, by ten zachowywał się w jego obecności bardziej jak dorosły, nie zaś porażony nastolatek, to całkiem nieźle się dogadali. Obiad był fantastyczny i dzięki Casowi nie tak pełen sałatek, jak zwykle, a kiedy Sam i Cas około północy wyszli, Dean wślizgnął się do łóżka i zasnął natychmiast.
Wstał, wziął prysznic, ubrał się i był gotów do wyjścia przed 7 rano, więc postanowił, że zamiast krążyć po domu, mógłby równie dobrze iść już do pracy. Posterunek wciąż był prawie opuszczony i ta atmosfera boleśnie przypomniała Deanowi o tamtym dniu... Otrząsnął się z niewygodnych myśli i ruszył do biura, ośmielając się odetchnąć dopiero wtedy, gdy zamknęły się za nim drzwi.
Dean zachowywał się bardziej niż trochę dziwnie i zamiast zwykłym, bezczelnym "Wpadniesz później?" Castiel został pożegnany bezosobowym "Na razie, Cas". Resztę dnia spędził zmieszany tym, co się, u diabła stało, że Dean w ciągu jednej nocy zmienił się z rozpalonego do czerwoności w zimnego jak lód.
Do 20.00 zawęził swe przemyślenia do dwóch opcji:
1) Dean zmęczył się Casem
2) Dean był wkurzony, że Casowi nie zależało na nim bardziej.
Castiel miał praktycznie pewność, że chodziło o to drugie, zważywszy, że Dean tamtej nocy poprosił go, by został, a on był tym tak zszokowany, że tylko się na niego gapił, i wreszcie Dean zbył tę propozycję, zanim on mógł w ogóle odpowiedzieć.
Następne kilka dni było dla Castiela swego rodzaju torturą. Wciąż miał ten sam sen, ale wydawało się, że w jego umyśle Dean na stałe zastąpił Baltazara jako ten, kto otrzymywał postrzał i umierał mu w ramionach. Za każdym razem budził się chory i czuł się źle; czuł się tak, jakby z jednej strony zdradzał pamięć Baltazara, ale z drugiej, Dean UMIERAŁ mu w ramionach. Jak bardzo mógł mieć przejebane?
O poranku dnia, kiedy Dean miał wrócić na posterunek, Castiel przybył tam o 8.15 z dwiema kawami i tuzinem pączków, które bez słowa zwyczajnie postawił przed Deanem. Widać było wyraźnie, że Castiel się postarał, ponieważ 2/3 pączków należało do ulubionych Deana, a resztę stanowiło zwykłe ciasto, czyli udział Castiela.
Usiadł naprzeciwko Deana i odchrząknął, unosząc brew.
- Gotów namierzyć tego dupka?
Dean spojrzał w górę dopiero wyedy, kiedy Cas usiadł naprzeciwko niego i przesunął mu pudełko pączków. Sięgnął po jednego, wepchnął w usta i zwyczajnie skinął głową. W ciągu następnych 20 minut postanowił spróbować zachowywać się normalnie, a przynajmniej tak normalnie, jak to było możliwe w zaistniałych okolicznościach. Ukradł nawet Casowi kawałek pączka i uśmiechnął się do niego szeroko, kiedy Cas zaczął protestować. Do czasu, kiedy Andy zajrzał do ich biura i zapytał, czy chcieli dołączyć do innych na lunchu, Dean i Cas stali już ramię w ramię za biurkiem, pochylając się i dyskutując nad listami, które Ash zdołał ocalić. Spojrzeli na siebie pospiesznie i bez przekonania wzruszyli ramionami, po czym uprzejmie odmówili. Gdy tylko zostali sami, Dean wyprostował się, lekko szturchnął ramieniem ramię Castiela, a potem zamknął drzwi na klucz.
- Myślę, że potrzebujemy przerwy - powiedział niskim, cichym głosem, po czym podszedł do wciąż stojącego Casa. Stanął za nim, złapał go za kołnierz marynarki i powli ściągnął ją z ramion Casa. Pogładził palcami gładkie połacie jego pleców, ubrane jedynie w białą koszulę, a rwący się lekko oddech Castiela, kiedy Dean złapał za krawędź jego spodni i wsunął dłoń pod spód, był dla młodszego mężczyzny wystarczającym potwierdzeniem.
- Dean... nie powinniśmy tego robić - szepnął miękko, rzucając spojrzenie na drzwi i upewniając się, że Dean faktycznie je zamknął. Nawet przy zasuniętych roletach na oknach i nieprzezroczystych szybach, dzięki czemu nie można było zajrzeć do środka, Castiel nie czuł się bezpiecznie. Jednak emocje z tego płynące szybko dały o sobie znać i przeważyły jego wątpliwości każdym dotykiem, jakim obdarzał go Dean.
Cas zadygotał, kiedy Dean rozpiął mu pasek, i zatrzymał go ręką zaciśniętą wokół jego nadgarstka.
- Dean - zaczął, odwracając się twarzą do partnera i marszcząc się, ale został uciszony desperackim, głodnym pocałunkiem, który szybko odwzajemnił i wtopił sie w niego, jęcząc lekko. - Będziemy musieli być cicho - wymruczał, szybko wyciągając Deanowi koszulę ze spodni, a palce miotały mu się gorączkowo. Castiel wpił się w usta Deana, skubiąc i ssąc jego dolną wargę, po czym stęknął nisko, kiedy Deanowi zaczął sie rwać oddech i gdy młodszy mężczyzna przywarł swoją rosnącą erekcją do jego dłoni. Cas rozpiął Deanowi spodnie i wsunął dłoń do środka, by objąć partnerowi fiuta, a potem uniósł brew, kiedy Dean otwarł usta, ale nie dobył się z nich żaden dźwięk. Uśmiechnął się i zaczął całować Deana po szyi, uważając, by nie zostawić śladów.
Dean zaśmiał się lekko i przysunął bliżej; dłoń Casa na jego długości paliła go nawet przez cienki materiał oddzielający skórę od skóry.
- Cóż, postaram się - wydyszał Castielowi w szyję, a wtedy dłoń starszego mężczyzny znalazła się w jego spodniach i młodszy natychmiast zapomniał o dopiero co złożonej obietnicy. Opuścił głowę na ramię Castiela i odetchnął przeciągle, dygocząc pod wpływem nieznacznie chłodnej skóry na swym ciepłym fiucie. Poczuł, że Cas lekko potrząsnął głową, i polizał go po szyi. - Powiedziałem, że się postaram - szepnął kpiącym tonem.
Wtedy Cas go uniósł, otoczył się jego nogami wokół torsu i poniósł ich tyłem, dopóki Dean nie poczuł, że uderzył w biurko kolanami. Położył się na nim, jednocześnie odsuwając z drogi papiery i materiały biurowe, a potem rozłożył się na ich pracy. Ołówki stoczyły się z biurka, dołączając do jego leżących na podłodze spodni i bielizny. Dean uśmiechnął się do drugiego mężczyzny, wiedząc cholernie dobrze, jak smakowity widok sobą przedstawiał, i rozsunął nogi, z premedytacją pozwalając Casowi widzieć wszystko lepiej.
Castiel szerzej otwarł oczy, patrząc, jak Dean celowo rozłożył nogi, pokazując mu wszystko, co miał. Poczuł ukłucie gorąca w kręgosłupie i szarpnął się, by rozpiąć sobie spodniedo końca, wyjąć swego fiuta i potrzeć go.
- To będzie szybkie - wymruczał miękko, wyciągając rękę, by pogładzić również Deana. Puścił swoją erekcję i sięgnął do kieszeni spodni Deana, leżących na podłodze; kąt był bardziej niż trochę niewygodny. Uśmiechnął się złośliwie, prostując się z powrotem i trzymając w ręce saszetkę lubrykantu oraz gumkę. Uniósł brew, rzucając obie rzeczy na biurko obok mężczyzny. - Jesteś zarozumiały, Dean - mruknął, po czym pochylił się i wsunął sobie główkę fiuta Deana do ust. Rozdarł pospiesznie pakiecik z lubrykantem i pokrył śliskim płynem dwa palce u dłoni, po czym przycisnął je do dziurki Deana i wsunął w niego, napotykając niewielki opór. Stęknął, nadal trzymając go w ustach, poruszając głową i jednocześnie pchając palcami do środka; obserwował twarz Deana spod spuszczonych powiek. Zakrawała na szaleństwo myśl o tym, że zaledwie na zewnątrz tych drzwi przechodzili ich współpracownicy, rozmawiając o prowadzonych sprawach i złej kawie, nieświadomi tego, co się działo za drzwiami ich biura. Castiel zadygotał, gdy Dean zacisnął się wokół niego, i ukarał mężczyznę, zginając palce i przesuwając je w górę, by znaleźć jego prostatę. Zastanawiał się, czy Dean zdołałby być cicho, gdyby on nacisnął dokładnie na nią.
Co, oczywiście, okazało się absolutnie i całkowicie niemożliwe. Dean poderwał dłonie i zacisnął je na swoich ustach, podczas gdy Cas wciąż gładził jego czułe miejsce, zginając palce i pchając jednocześnie, a jego grzeszne usta w dalszym ciągu otaczały mu fiuta. Parokrotnie rzucił biodrami nad biurkiem i za każdym razem Cas karał go za to, pchając do środka jeszcze głębie i rozsuwając palce przy wyciąganiu. Nie potrwało długo, by Dean się podkręcił, a dziurka rozciągnęła mu się wystarczająco, by Cas mógł się w niego wsunąć z niewielką trudnością, o ile z jakąś w ogóle. Rozsunął nogi jeszcze trochę szerzej, aby pozwolić Casowi stanąć między nimi i przez chwilę dać mu się ocierać o swoje krocze, a potem mężczyzna wsunął się wreszcie w niego, silniej, ale ani trochę mniej ostrożnie, niż za pierwszym razem. Dean zamknął oczy, nie z powodu bólu - ponieważ to faktycznie bolało, zawsze miał istnieć ten początkowy rozbłysk bólu w ciele i łaknął go równie mocno, co zawsze następującej po nim rozkoszy - ale dlatego, że musial się uspokoić, musiał przestać myśleć o tym, że Cas mógłby zmienić zdanie; że to, że oni wystarczyliby mu, aby dostrzegł, że nie chodziło tylko o seks. Dean musiał pamiętać, że zgodził się na taki układ, że to nigdy nie będzie więcej niż wymienianie się rozkoszą.
Castiel z ledwością założył sobie gumkę, tak bardzo chciał znaleźć się w Deanie. Jakoś tego dokonał i pierwsze wsunięcie się w niego było niebiańskie; ściskający niczym imadło żar był tak dobry, że musiał się zatrzymać i złapać oddech, kiedy już wszedł w Deana całkiem. Od tej chwili już było łatwiej i jego ruchy przyspieszyły, nabierając tempa po każdym pchnięciu. Rozpraszał go dzwoniący, wiszący mu przy spodniach pasek, ale nie bardziej niż usta Deana, otwarte, dyszące i kwilące; Castiel nie zdołał się powstrzymać, wyciągnął rękę i wsunął w nie dwa palce.
- Ciii, Dean - szepnął niskim, chrapliwym głosem i pomyślał, że w ogóle nie brzmiał na siebie, kiedy to robił, kiedy otaczał się Deanem. Ten cudowny mężczyzna wił się pod nim, prężąc się po każdym pchnięciu, a Castiel odkrył, że chciał więcej tego... więcej ich. Ale nie w taki sposób. Choć raz chciałby wziąć Deana w łóżku, łóżku, które nie drapało od nadużywania bleacha i krochmalu, w takim, które pachniało domem i było tak wygodne, że mogli po prostu paść na nie po tym, jak już zerżnęli się do nieprzytomności.
Wyrwał się zaskoczony z tej fantazji, w szoku szeroko otwierając oczy i gapiąc się na Deana. Castiel wiedział, że się do tego nie nadawał, nie do przygodnego seksu. On i Baltazar zaczęłi tak samo... i szybko stali się czymś więcej.
Cas zamknął oczy i wysunął się, gestem nakazując Deanowi przekręcić się, wepchnął się w niego z powrotem w chwili, w której tamten to zrobił, wciskając Deana twarzą w biurko, po czym zaczął pchać znowu, tym razem mocniej. Sięgnął pod nich i zaczął młodszemu mężczyźnie obciągać, niemal się od tego odcinając. Złapał jedną z rąk Deana, obejmując ją mocno w nadgarstku, i odciągnął w tył, aby mieć się na czym oprzeć, na tyle, by po każdym pchnięciu nabijać Deana na swojego fiuta.
- Dean... - szepnął, dysząc lekko, kiedy Dean zacisnął się wokół niego - t-teraz... proszę, Dean...
Kiedy Cas go odwrócił, Dean poczuł się dziwnie. Niemożność widzenia go wydawała się niewłaściwa i Dean ściągnął usta w obliczu narastającej niedyspozycji. A wtedy Cas złapał go za nadgarstek, pociągnął mocno do tyłu i Dean poczuł dreszcze w kręgoslupie, gdy zimne wspomnienia rozbłysły mu w ciele, zaciskając mu gardło i każąc walczyć o oddech. Nieskazitelna, otwarta przestrzeń biurowa, światło wpadające przez wielkie, ciągnące się od sufitu do podłogi okna i dźwięk krwi kapiącej na wyłożoną płytkami podłogę. Drżenie nie ustawało, dłoń na jego nadgarstku nie puszczała i Dean zaczął łapczywie chwytać powietrze, krzywiąc się i szarpiąc. Ciężar zniknął, gdy Cas zatoczył się do tyłu, a Dean odpełzł od niego, potykając się o własne nogi, i padł na podłogę, zwrócony plecami do ściany, po czym objął nogi ramionami. Wciąż drżał, teraz nagi i zmarznięty, a jego szeroko otwarte oczy nic nie widziały.
Castiel miał już w życiu wystarczająco dużo przebłysków wspomnień, by wiedzieć, co się stało, w chwili, w której Dean przestał reagować i po prostu zaczął się rzucać niczym dzikie zwierzę w klatce, rozpaczliwie próbując od niego uciec. Wysunął się i oddalił tak szybko i ostrożnie, jak umiał, pozwalając Deanowi iść, i patrzył, jak ten silny, bezczelny mężczyzna, którego przez ostatnie trzy miesiące nauczył się niechętnie nazywać partnerem, stał się cieniem człowieka.
Ostrożnie podciągnął sobie bieliznę i spodnie, po czym przykucnął przed Deanem, próbując złapać jego wzrok i nie przestraszyć go.
- Dean?... Dean, wróć do mnie... - uspokajał go słowami, nie poruszając się, by go dotknąć, z obawy, że tamten mógłby spanikować jeszcze raz.
Początkowo głos Castiela do niego nie dotarł; stałe, ostre dzwonienie w uszach nie pozwalało mu słyszeć niczego innego. Kiedy mgła zrzedła i pojawiła się przed nim zmartwiona twarz drugiego mężczyzny, Dean zamrugał; jego zeschłe na wiór gardło utrudniało mu wypowiedzenie choćby jednego słowa.
- ...C-Cas...
"Tak", powiedział sobie, "to on". Ponieważ to był Cas, a on był bezpieczny, był w pracy, w swoim biurze. Był bezpieczny. Ale nie mógł przestać sie trząść, nawet wtedy, kiedy Cas wziął z szafy swój płaszcz i ostrożnie udrapował go wokół jego ramion. Nie dotknął go i Dean był za to wdzięczny, nie mógł... nie zdołałby mu na to pozwolić, choć bardzo chciał. Ukrył twarz w dłoniach, zaciskając palce na policzkach, i starał się odpędzić te obrazy, powtarzając jak mantrę "jesteś bezpieczny, nic ci nie grozi".
Później nie pamiętał, jak pozbierał się na tyle, by wstać i ubrać się. Myślał, że Cas musiał zadzwonić do jego rodziny, ale nie pytał o to, kiedy jego młodsza siostra pojawiła się i wyprowadziła go na zewnątrz, podczas gdy Sam ściszonym głosem najpierw pogadał z Casem, a potem z komendantem. Dean przygryzł sobie wargę, siadając z tyłu samochodu Sama z Jo u boku, nie dotykającą go, ale patrzącą na niego z miłością i zmartwieniem. Nienawidził tego. Nie chciał ich współczucia, nie chciał być traktowany jak chory czy załamany, ponieważ nie był. Nie mógł patrzeć na Casa, nawet wtedy, gdy drugi mężczyzna stanął na zewnątrz samochodu i pochylił się, by mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że on się wszystkim zajmie. Ośmielił się zerknąć we wsteczne lusterko dopiero wtedy, gdy Sam wyjechał na ulicę, i patrzył, jak postać drugiego mężczyzny malała coraz bardziej, aż wreszcie skręcili i Cas zniknął mu z oczu.
Castiel wciąż był w szoku, kiedy Deana odwieziono; nie miał okazji porządnie przyswoić tego, co się wydarzyło, bo był zbyt zajęty upewnianiem się, że Dean się ubrał i nie załamał nerwowo. Castiel usiadł z komendantem i wyjaśnił, co się stało, że złapał Deana za nadgarstek, kiedy tamten chciał chwycić zbyt gorącą kawę, i że to wyzwoliło swego rodzaju wspomnienia. Mógł stwierdzić, że ani Sam, ani komendant tak naprawdę nie uwierzyli, iż była to cała historia, ale na szczęście odpuścili sobie.
Dean i tak nie miał prawa się wykłócać.
Castiel przed spotkaniem wysłał swemu partnerowi szybką wiadomość, mając nadzieję, że Dean będzie w stanie odpisać i da mu znać, jak sobie radził.
CASTIEL: powiedziałem szefowi, że sięgnąłeś po kawę, że złapałem cię za nadgarstek, abyś się nie poparzył. Nie wiem, czy mi uwierzył. U ciebie w porządku? Masz wolne do końca tygodnia. Szef chce dla ciebie dalszej terapii.
Wiedział, że Dean nie przyjmie tego dobrze... ale uznał, że lepiej było wysłuchiwać od niego, niż od innych. Już krążyły plotki o ataku paniki u Deana, ale głosy cichły, gdy tylko Castiel wchodził do pokoju. Nie potrwało to długo - wkrótce Castiel nie mógł tego dłużej wytrzymać i wybiegł z posterunku, by zaczerpnąć powietrza.
Rozdział 12
Zawsze jest dobra pora na watę cukrową
Przyjechali do domu, domu Sama, i na widok poważnej twarzy brata oraz łagodnej, ale zdecydowanej dłoni Jo na swoim ramieniu Dean zdusił wszelki protest. Rodzeństwo zaprowadziło go do pokoju gościnnego, gdzie nakazali mu usiąść na łóżku i zdjęli mu kurtkę i buty. Pozwolił im na to, nie będąc w nastroju i nie mając dość sił na powstrzymanie ich przed tym, i wciąż gapił się przed siebie. Położył się sam, pozwolił im naciągnąć kołdrę na swoje sztywne ciało i słuchał, jak wychodzili, po tym, jak już dali mu znać, że będą na zewnątrz. Jo zatrzymała się w drzwiach, spojrzała na brata, po czym cicho zamknęła za sobą drzwi.
Dean wiedział, że dla nich to też było trudne. Wiedzieli, co się stało, przynajmniej większość z tego, i Dean potrafił sobie wyobrazić efekt, jaki to na nich wywarło. Od czasu... gdy to się stało, starali się z całych sił zachowywać normalnie, wręcz radośnie, ale Dean nie był głupi i oni również nie. A ta mała szarada udawała się tylko do teraz, dopóki nie zobaczyli konsekwencji, jakie spowodowało porwanie i tortury ich najstarszego brata, na własne oczy nie zobaczyli stresu posttraumatycznego, w jakim żył Dean. Słyszał, jak cicho rozmawiali w salonie, padały takie słowa, jak "trauma", "potworne" i "przerażony". Dean naciągnął sobie narzutę na głowę, ukrył się poc cienką bawełną i miał nadzieję, chciał, żeby wszystko się po prostu skończyło.
Kiedy wyszedł z pokoju, by skorzystać z łazienki, Jo spała na kanapie, a Sam patrzył na niego, jakby Dean był chory, jakby roznosił wokół śmiertelną chorobę. Dean nic nie powiedział, ze stoickim spokojem mijając brata. W drodze powrotnej wziął swój telefon i kiedy wrócił do pokoju, zamknął za sobą drzwi na klucz. Cas wysłał mu wiadomość jakieś pięć minut po tym, jak on opuścił posterunek, i Dean nie mógł powstrzymać uśmiechu po stwierdzeniu, że Cas o nim pomyślał, że martwił się o niego, że chciał wiedzieć, iż on był bezpieczny. Skrzywił się po przeczytaniu ostatniego zdania i zirytowany opuścił telefon. Terapia. Więcej pieprzonej terapii. Oczywiście, przypuścił od razu, że to by było konieczne, chociaż z pewnością nie byłby nigdy w stanie przezwyciężyć tego przy sposobie, w jaki jego terapeuta do wszystkiego podchodził. Chciał tylko, by ludzie zostawili go w spokoju, by przestali go traktować jak dziecko i dali mu wrócić do tego, jak było wcześniej. Ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko, zanim wystukał odpowiedź.
DEAN: nie martw się, nic mi nie będzie. Przepraszam za wiesz co. I Cas? Jesteś okropnym kłamcą.
Castiel siedział w niewielkiej kawiarni, kiedy Dean wreszcie mu odpisał, i niemal przewrócił sobie kawę, kiedy zerwał się, by wziąć telefon, który wibrował mu na stole. Otwarł go i uśmiechnął się do siebie, po czym napisał szybką odpowiedź.
CASTIEL: Prawda. Większość ludzi uważa to za odświeżające. Czy twoje rodzeństwo jest nadopiekuńcze?
Wiedział, jak to było mieć nadopiekuńcze rodzeństwo, skoro był najmłodszy w rodzinie. Gabriel, jako najstarszy (a mimo to najmniej odpowiedzialny), wydawał mu polecenia odnośnie tego, co by było dla niego najlepsze, nawet, jeśli wiedział, że Castiel nie posłucha. A Anna praktycznie bez przerwy panikowała. Była w tym lekko neurotyczna i Castiel naprawdę nie tęsknił za ich rodzinnym obiadem później tego samego wieczoru. Już dwa razy zadzwoniła do niego, by spytać, czy na pewno mu nie przeszkadzała sałata masłowa w sałatce.
Castiel nienawidził sałaty masłowej, ale po prostu jej powiedział, że nie miał nic przeciwko. I tak miał ważniejsze rzeczy na głowie. Takie, jak Dean.
Dean ponownie się położył i skulił pod kocem, i wtedy dostał nową wiadomość od Casa. Parsknął śmiechem, kręcąc lekko głową, po czym odpisał: "NIE masz pojęcia. Chciałbym się stąd wyrwać i skończyć to, co zaczęliśmy."
Westchnął, wybrał "wyślij", przetoczył się na brzuch i nakrył głowę poduszką. Myślał, że było z nim dobrze, zważywszy, jak się czuł jakąś godzinę temu, ale w ciele wciąż czuł dziwny prąd i nie był pewien, czego się spodziewać. To go przerażało, ten brak kontroli nad ciałem, ta niemożność stwierdzenia, co zamierzałeś zrobić, powiedzieć, pomyśleć czy poczuć.
Castiel nie zdołał po tym powstrzymać lekkiego chichotu, ale myśl o skończeniu tego, co zaczęli, przywiodła mu na myśl powód, dla którego Dean w ogóle miał ten przebłysk.
Ściągnął brwi i wysłał mu dwie wiadomości, jedną po drugiej.
CASTIEL: Przepraszam, że to spowodowałem.
CASTIEL: następnym razem ty możesz wszystko kontrolować.
Przygryzał sobie dolną wargę, czekając na odpowiedź; dopił letnią kawę i skrzywił się z powodu jej smaku. Uświadomił sobie, że przyzwyczaił się do kawy, jaką przynosił mu Dean... i na myśl o tym wstał gwałtownie, wyrzucił pusty kubek i wypadł z kawiarni, wiedząc, że musiał się czymś rozproszyć. Nie mógł sobie pozwolić na roztrząsanie myśli o swoim zielonookim partnerze.
Dean przez długą chwilę patrzył na drugą wiadomość. Mówiła tak wiele, zarazem naprawdę nie mówiąc nic, i aż kłopotliwy był fakt, że tak mu to przeszkadzało. Napisał kilka odpowiedzi, kasując jedną po drugiej. Do czasu, aż Jo zapukała do drzwi, by mu powiedzieć, że obiad był gotów, Dean wciąż nie podjął decyzji. Ostatecznie wysłał krótkie, ale definitywne "chciałbym".
Chociaż dostał tydzień wolnego, Deanowi nie było dane odpoczywać zbyt wiele. Następnego dnia pojawiła sie Ellen, spoliczkowała go za to, że nikomu nie powiedział, jak źle z nim było, a potem uściskała go mocno i Dean znowu nie miał pojęcia, jak radzić sobie ze swoją matką. Zaciągnęła go na terapię i uparła się czekać na zewnątrz, by sprawdzić, że przejdzie przez całą godzinę. Było to równie bezuzyteczne, co zwykle, i oczywiście jak zwykle Dean okłamał w tej sprawie rodzinę. Zjedli w niezręcznej atmosferze obiad składający się z domowej pizzy i piwa, a Dean nie zdołał przekonać siostry do powrotu do jej własnego mieszkania, co zaś dopiero do zamiany miejsc i pozwolenia mu na spanie na kanapie.
Długo leżał przytomny, zanim wstał i usiadl na krześle przy oknie, gapiąc się na zewnątrz na migoczące światła lamp i słuchając wiatru szeleszczącego w drzewach.
Dni mijały boleśnie powoli; nadszedł i minął piątek i Jo wreszcie zgodziła się dać mu trochę przestrzeni, ale dopiero po tym, jak Sam obiecał jej, że co godzinę będzie ją informował o stanie i samopoczuciu Deana. Po tej ostatniej wiadomości, jaką wysłał Dean, nie było jeszcze żadnej odpowiedzi, i mężczyzna, mówiąc krótko, świrował. Jego terapeuta przypisał jego zdenerwowanie wspomnieniom i traumie, ale Dean wiedział lepiej. Te minione parę dni były najgorsze, ta niemożność ujrzenia Casa czy porozmawiania z nim, usłyszenia jego głosu czy poczucia jego skóry pod palcami.
Było sobotnie popołudnie, kiedy wreszcie udało mu się wymknąć z domu. Cicho przeszedł na paluszkach obok Sama, który zasnął przy kuchennym stole, z okularami na nosie i z głową na jednej ze swoich książek. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, wyjął swój telefon i wybrał numer Casa.
- Muszę cię zobaczyć - powiedział zaraz po tym, jak drugi mężczyzna odebrał. - Teraz.
- Gdzie jesteś? - odparł szybko Castiel, odkładając pędzel, którym pomagał Annie przemalowywać jej kuchnię. Wybrała słoneczną żółć i chociaż Castiel normalnie lubił ten kolor, to po spędzeniu całego poranka na malowaniu miał go na jakiś czas aż nadto dosyć. Uniósł dłoń, prosząc o ciszę, kiedy Dean odpowiadał na jego pytanie, po czym kiwnął głową, jednocześnie wycierając ręce w ręcznik; telefon spoczywał mu między ramieniem a uchem. - Zostań tam, gdzie jesteś, będę tam za 20 minut. Nie ruszaj się.
Zamknął telefon, zanim Dean zdołał cokolwiek powiedzieć, i zerknął na Annę, która tylko westchnęła i odprawiła go machnięciem dłoni.
- Idź... Jeśli to Dean, to wiem, że i tak nie zdołam cię powstrzymać - powiedziała wzdychając i chichocząc. Castiel postanowił tego nie sprawdzać, zamiast tego wybiegł z domu z kluczykami w ręce, aby móc po prostu wskoczyć do samochodu i pognać tam, gdzie Dean wymamrotał, że był.
Castiel potrzebował tylko 18 minut, żeby tam dotrzeć, i podjechał pod stację benzynową, o której mówił Dean, trąc oponami o krawężnik, tak się spieszył, by zostawić samochód na parkingu. Wysiadł pospiesznie z samochodu i pobiegł chodnikiem do budynku stacji, ze zmartwienia szeroko otwierając oczy i wciąż trzymając kluczyki.
- Dean?
Castiel wyglądał... niepodobnie do siebie. Nosił rozdarte dżinsy i znoszoną koszulkę, która otwierała się przy kołnierzyku, ukazując jego szyję i obojczyk. Włosy miał bardziej rozczochrane niż zwykle i pokrywały je kropki żółtej farby, na równi ze smugami na rękach i przedramionach, a nawet na szczęce, choć raz czysto wygolonej (Anna uparła się, że wyglądał jak bezdomny, więc zeszłego wieczoru faktycznie się ogolił, tuż przed obiadem. To ją zadowoliło i już go więcej nie nękała, ku jego wielkiej uldze).
Wyglądał... młodo. Zazwyczaj wydawało się, że Castiel dobijał do 35... 36 lat, ale teraz jego wiek był bardziej oczywisty i naprawdę wyglądał na te 31 lat, jakie miał, może nawet mniej. Zatrzymał się przed Deanem, zaledwie kilka stóp od drugiego mężczyzny, i dotknął jego policzka w geście, który był o wiele zbyt intymny jak na zwykłego współpracownika, partnera czy nie.
Czekanie na Casa wyczerpywało, mówiąc oględnie; każdy przechodzień zbliżający się do stacji na rogu, gdzie Dean obiecał zostać, dopóki Cas tam nie dotrze, sprawiał, że mężczyzna aż podskakiwał, spodziewając się zobaczyć brata, który zaciągnąłby go z powrotem do domu i zamknął w sypialni. Chyba by oszalał, gdyby miał tam spędzić kolejny dzień...
Kiedy Cas dotarł tam dobre 20 minut później, Dean odepchnął się od ściany, o którą się opierał, wyrzucił papierosa, którego z tych nerwów zapalił, i przydepnął. A wtedy Cas najechał jego przestrzeń osobistą, dotknął jego policzka i Dean nie miał innego wyjścia, jak wtulić się w ten dotyk, wzdychając miękko. Uśmiechnął się do drugiego mężczyzny, który patrzył na niego z wyraźnym zmartwieniem, po czym dotknął dłoni Castiela na swojej twarzy.
- Wynośmy się stąd - powiedział i zdołał się oderwać od Casa, nawet jeśli było to ostatnie, co teraz chciał robić. - Potrzebuję trochę przestrzeni.
Wsiadł do samochodu, czekając, aby Cas zrobił to samo, i dopiero, gdy silnik zamruczał, Dean poczuł, że znowu mógł oddychać. Cas nie pytał, dokąd jechać, i Dean był za to wdzięczny, więc przez prawie pół godziny po prostu jechali. Dean włączył radio, wyszukał stację grającą klasycznego rocka i, odchyliwszy się z powrotem w siedzeniu, zamknął oczy, słuchając znajomego brzmienia Led Zeppelin i Bad Company.
Wreszcie Cas zatrzymał samochód i Dean niechętnie otwarł oczy i przeciągnął się, zanim wysiadł. Z daleka rozbrzmiewała muzyka oraz radosne głosy. Wtedy Dean dostrzegł diabelski młyn i uśmiechnął się.
- Rany, Cas, nigdy nie myślałem, że lubisz wesołe miasteczko - powiedział lekko kpiącym tonem, ale wewnętrznie świrował.
Cas zabrał go na przystań w Santa Monica, do miejsca, o którym Dean mówił tyle razy, czy to w pracy podczas przerwy na lunch, czy to wtedy, kiedy Cas był u niego na obiedzie. Było to jedno z jego ulubionych miejsc w Kalifornii i nie mógł za bardzo uwierzyć, że Cas to zapamiętał i naprawdę go tu zabrał.
"Randka?", pomyślał Dean i natychmiast tego pożałował.
To nie byłoa randka, to było... prawdę mówiąc nie miał pojęcia, co to było, co Cas robił i jakie miał zamiary. Ale byli tutaj, niebo powoli ciemniało na horyzoncie, w oddali jedno po drugim pokazywały się migoczące światełka i Dean nie chciał o tym myśleć, ponieważ teraz było to wszystko, czego mógł chcieć. Podszedł bliżej do drugiego mężczyzny, który jeszcze ani słowem się nie odezwał, położył mu dłonie na piersi i pochylił się, by go czule pocałować.
Castiel nie miał naprawdę pojęcia, co robić, kiedy zobaczył, jak absolutnie wyczerpaany był Dean. Więc po prostu jechał i wyruszył z miasta na autostradę. Skończył w Santa Monica, nie z wyboru, ale, zdawałoby się, instynktownie, i wkrótce zaparkował przy przystani, w odległości spaceru od wesołego miasteczka, o którym Dean wcześniej mówił z takim przywiązaniem. Dean żartował sobie z niego w kwestii tego, gdzie ich zabrać, a Castiel zarumienił się, ale tylko coś burknął i wysiadł z samochodu, zamknął go, po czym schował kluczyki do kieszeni. Kiedy spojrzał na ręce Deana, uświadomił sobie, że wciąż nosił swoje ciuchy malarskie i musiał wyglądać absolutnie idiotycznie; ta myśl zniknęła mu jednak z głowy, gdy Dean go pocałował, a Castiel mógł tylko objąć go w talii i przyciągnąć bliżej, powoli odwzajemniając pocałunek.
Odsunął się, zanim faktycznie miał na to ochotę, i mając przymknięte oczy, po czym na długą chwilę zagapił się na Deana.
- Mam po prostu ochotę na watę cukrową - wymruczał, puścił Deana i kiwnął głową w stronę wejścia na przystań. Szli ramię w ramię, od czasu do czasu trącając się dłońmi, wreszcie Cas wyciągnął rękę i chwycił dłoń Deana, gdy tylko otoczyły ich tłumy. Mówił sobie, że robił tak tylko po to, aby się nie rozdzielili, w końcu nie spletli sobie palców; ale trudno mu było zaprzeczać, że dobrze było znowu trzymać kogoś za rękę. Była to prosta rzecz, ciepło czyichś palców wokół dłoni, jego dłoń ściskająca czyjąś w zamian. Nawet nieuniknione pocenie się, które nadeszło po paru minutach, nie przeszkadzało mu.
Castiel szybko odwrócił wzrok, kiedy ujrzał, że Dean gapił się na niego, i odchrząknął, zanim pokazał na budkę z fastfoodem.
- Kupisz mi coś do jedzenia. Wybiegłem bez portfela - powiedział, po czym zerknął na Deana wyłącznie wzrokiem, uśmiechając się kątem ust.
Kiedy ich ręce się dotknęły, to było niczym fajerwerki, niczym 4 lipca i Nowy Rok na raz, i Dean musiał się fizycznie powstrzymywać, aby nie ścisnąć dłoni Castiela mocniej lub nie spleść ich palców. To było coś wielkiego, a może po prostu on chciał, by to coś znaczyło. Może to była tylko jego wyobraźnia i Cas trzymał go tylko po to, by nie zgubić go w tłumie. Wciąż jednak nie potrafił powstrzymać głupiego uśmiechu, który rozlał mu się na ustach i nie chciał zniknąć, nawet, kiedy Castiel nakazał mu kupić im jedzenie. Cas zmarszczył się na widok wystawy, wyraźnie niezadowolony, że to przedsiębiorstwo nie sprzedawało zdrowych posiłków, więc Dean ostatecznie kupił dwa wielkie kawałki pizzy z masą sera i ostrego pepperoni. Ruszyli na niewielki, odosobniony teren i usiedli, jedząc pizzę w wygodnej ciszy.
Castiel nie lubił wysokości, Dean nauczył się tego tej nocy, kiedy praktycznie wyciągnął drugiego mężczyznę z kolejki górskiej i autentycznie tego pożałował, widząc, jak Cas pozieleniał. Pospacerowali trochę; Cas przeklinał cicho, a Dean przepraszająco klepał go po ramieniu. Cas potrzebował jakieś pół godziny, by poczuć się lepiej i wyglądac na względnie zdrowego. Do tego czasu Dean objął już Castiela ramieniem, zaborczo chwytając mu bark.
Próbował to określić cały wieczór, czemu drugi mężczyzna wyglądał dziś tak inaczej, ale dopiero teraz, kiedy spacerowali obok siebie i Cas z wahaniem objął Deana w talii, on to zobaczył. Zarost zniknął i choć Dean absolutnie uwielbiał go czuć po wewnętrznej stronie uda, kiedy Cas robił mu loda, czysto ogolona twarz wyprawiała z nim cudowne rzeczy. Cas nigdy nie wyglądał staro, ale dziś praktycznie lśnił i to w ogóle nie pomagało. Dean odwrócił wzrok, udając, że patrzył na wystawę po lewej, i zagryzł usta. Po tym wszystkim, pomyślał, po dzisiejszym wieczorze zakochał się w Casie jeszcze silniej.
Castiel miał wrażenie, że cała noc minęła mu w wirze tłustego jedzenia, zbyt głośnej muzyki, a serce rzucało mu się w piersi nie tylko z powodu cudownego uśmiechu Deana. Ostrzegł go, że jeśli jeszcze raz spróbuje go zaciągnąć na kolejną podobną przejażdżkę, to oberwie, i w zamian usłyszał piękny śmiech. Dean odrzucił głowę do tyłu i praktycznie zarechotał, a Castiel mógł tylko patrzeć w podziwie. Pochylił nieco głowę, kiedy Dean się odwrócił, i było to naprawdę głupie, po czym zaklął wewnętrznie, kiedy obaj spojrzeli w górę jednocześnie, mając jednakowe rumieńce na policzkach.
- ...Chcesz się stąd zabrać? - zapytał miękko, ściskając bok Deana i wodząc wzrokiem po twarzy drugiego mężczyzny. Kiedy Dean bez słowa skinął głową, Castiel wiedział, że ich myśli biegły tym samym torem.
Opuścili przystań w spacerowym tempie, co było absolutnym przeciwieństwem zamiarów Castiela, ale uznał, że bieg do samochodu, by szybciej dotrzeć do jakiegoś prywatnego miejsca, za bardzo by ujawniał, jak się naprawdę czuł w stosunku do tej sytuacji. Więc starał się zachowywać spokojnie i całą drogę powrotną z Santa Monica do swego mieszkania w LA jechał z przepisową prędkością, zaparkował na swym osłoniętym miejscu i przez chwilę siedział w ciszy, zanim zwrócił się do Deana.
- Wciąż mogę cię zabrać do domu, jeśli nie chcesz tego robić dzisiaj - powiedział miękko, trzymając ręce przy sobie, choć palce aż mu drgały z chęci, by przeczesać nimi krótkie włosy Deana.
Dean parsknął śmiechem, lekko potrząsnął głową, a kiedy spojrzał na Castiela, w jego zielonych jak mech oczach lśniła wyłącznie determinacja.
- Cas, nie chcę jechać do domu - powiedział cicho i sięgnął przez środek samochodu, powoli gładząc Castiela po nodze. - Proszę, nie zabieraj mnie tam...
Castiel przełknął z wysiłkiem, czując dłoń Deana na swoim udzie, i kiwnął głową, po czym wysiadl z samochodu. Dean poszedł za nim po schodach do jego mieszkania na drugim piętrze, i w chwili, w której Castiel otwarł drzwi, rzucili się na siebie. Dean przycisnął Casa do ściany, na ślepo próbując zamknąć drzwi. Castiel sapnął Deanowi w usta i pospiesznie szarpnął mu koszulę, pragnąc widzieć swego partnera nago teraz, nie zaś sekundę później. Szurając przeszli tyłem do salonu, na kanapę, bo Castiel znał rozkład już na pamięć, i padli na nią tak, że Dean usiadł okrakiem na kolanach Castiela. Pozbyli się najpierw koszuli Deana, a potem Casa, gładząc dobrze uformowane mięśnie na torsach i ramionach, Castiel uniósł się, by ssać i gryźć szyję drugiego mężczyzny, nie dbając o możliwe malinki, które mógł zostawić. Nie obchodziło go to, wiedział jedynie, że skóra mu płonęła wszędzie tam, gdzie Dean jej dotykał, i że po prostu potrzebował WIĘCEJ.
- Dean - wysapał, kiedy Dean potarł dłonią jego fiuta; znoszone cienkie dżinsy stanowiły niewielką przeszkodę. - O Boże... - chichot Deana nie powinien być nawet w przybliżeniu tak gorący, jak był, a Castiel nie powinien uważać za oszałamiające tego, jak łatwo zamienili się rolami, jak szybko Dean mógl przejąć kontrolę. - Proszę... Dean - jęknął miękko, kiedy Dean przycisnął mu ręce nad głową, pocałował go głęboko i razem zakołysał ich biodrami. - Weź mnie... proszę, weź mnie...
Dean spędził więcej niż jedną noc myśląc o tym, fantazjując o tym, jak Cas by wyglądał, rozciągnięty i chętny, ciepły i otwarty, wabiąc go, witając go. Wciąż jednak to, jak Cas go błagał, by go wziąć, jak jego głos ścichł i zrobił się wrażliwy, wszystko to na moment zbiło go z tropu. Ale wtedy spojrzeli sobie w oczy i wszystko, co się w nich odbijało, to była wyłącznie potrzeba i pragnienie, więc Dean zwyczajnie kiwnął głową, puścił nadgarstki Castiela i sięgnął w dół, by rozpiąć mu spodnie. Poplamione farbą dżinsy oraz własne dżinsy Deana dołączyły do ich koszul w nieporządniej stercie na podłodze, a Dean pochylił się, by zetknąć się z drugim mężczyzną pierś w pierś, przez chwilę zachwycając się uczuciem skóry na skórze. Potem popełzł z powrotem w dół, wodząc palcami po gładkiej płaszczyźnie brzucha Castiela i niemal przypadkowo gładząc żebra w drodze w tamtą stronę. Jego usta podążyły tą samą ścieżką, zostawiając po sobie gęsią skórkę, kiedy skubał, ssał i lekko przygryzał delikatną skórę. Dźwięki wydawane przez Castiela uzależniały i sprawiały, że Dean łaknął więcej, dużo, dużo więcej.
Zahaczył wreszcie palce o gumkę szortów partnera, ściągając je boleśnie powoli i obserwując każdą maleńką reakcję na twarzy Castiela. Drugi mężczyzna już dyszał, intensywnie obserwując każdy ruch Deana, rozchylając usta i przymykając oczy, które z pożądania zaszły mgłą. Jakoś zdołali pozbyć się również szortów Deana i kiedy ich fiuty otarły się o siebie pierwszy raz, było to tak cholernie dobre, że Dean miał ochotę płakać.
- Tak za tobą tęskniłem - szepnąl Casowi w szyję, smakując słonego potu - ...tęskniłem za tym... Boże, Cas...
Zmusił się, by usiąść ponownie, i złączył ich usta ponownie w tak głębokim i doskonałym pocałunku, że niemal zapomniał o wszystkim innym. Jednak czuł przy udzie boleśnie twardą erekcję Casa i Dean nie mógł zapomnieć tych słów, tego, jak Cas poddał się całkowicie jemu i jego woli.
Zanurzył język w pępku Casa, pieszcząc skórę w tamtym miejscu, dopóki mężczyzna nie zaczął wiercić sie pod nim, praktycznie błagając o więcej, i Dean posłuchał, zsuwając się jeszcze niżej, aż wreszcie jego gorący omiótł cieknącego fiuta Casa, wywołując u drugiego mężczyzny dreszcze. Zawisł tam o ledwo sekundę dłużej, po czym schylił się i połknął go, wsuwając go sobie do ust prawie w całości. Oczywiście nie był to pierwszy raz, kiedy to zrobili, ale Dean nigdy nie miał dość dźwiękow wydawanych przez Castiela, kiedy on brał go w siebie, kiedy zlizywał kropelki wilgoci z czubka i kiedy policzki mu się zapadały, gdy go ssał. Tym razem jednak było inaczej i Dean poczuł przypływ oczekiwania, kiedy odsunął się, by pokryć palce prawej dłoni śliną tylko po to, by skierować je wokół ciała Casa i jednym palcem łagodnie szturchnąć drgającą dziurkę mężczyzny.
Castiel szybko przeszedł od jęczenia i łagodnych błagań do żądania i dyszenia imienia Deana, kiedy ten połknął go do końca, zaczął się bawić z jego tyłkiem. Dygotał po każdym ruchu języka wokół główki swego fiuta, sapnął, kiedy Dean nieco bardziej stanowczo musnął go palcem.
- Kurwa... No dalej, Dean - warknął, ponieważ cała jego cierpliwość zniknęła, zlizana zdolnym językiem Deana. Próbował być skromny i cierpliwy, dać Deanowi całą kontrolę, ale to po prostu nie było w jego stylu. Sięgnął w dół i przeczesał mężczyźnie włosy, potem uświadomił sobie, że ten dotyk mogłby być niemile widziany, więc cofnął rękę i z powrotem założył sobie za głowę razem z drugą, tam, gdzie Dean zostawił je obie zaledwie parę chwil wcześniej. Rzucił biodrami w górę, w stronę ust Deana; te pełne wargi wyglądały tak zapraszająco za każdym razem, kiedy się od niego odsuwały. - Jak dobrze - westchnął, zamykając oczy i ze stęknięciem opuszczając głowę. Pragnął więcej i pragnął tego teraz. Miewał sny na jawie i fantazje o tym już od jakiegoś czasu, prawdopodobnie dużo dłużej, niż chciałby Deanowi powiedzieć, bo kiedy pierwszy raz pomyślał o rżnącym go Deanie, to nawet tego nie robili. Stało się to tamtej nocy, kiedy pocałowali się po pijanemu, a usta Deana nawet jeszcze nie dotknęły jego warg, ale Cas pomyślał o drugim mężczyźnie wpychającym go do barowej toalety i rżnącym go w kabinie, głośno i ostro. Boże, jak on tego pragnął. - No dalej... proszę, Dean, ja... ja nie mogę - usiłował się kontrolować, nie przejąć sterów i po prostu UJEŻDŻAĆ Deana tak, jak tego tak kurewsko mocno pragnął. - Potrzebuję cię w sobie - warknął zamiast tego, pchając biodrami w dół, w kierunku palca Deana.
To było niebezpieczne, angażować się, uwikłać się aż tak. Już raz się sparzył, stracił mężczyznę, wokół którego praktycznie obracał się jego świat, swego partnera, swego przyjaciela, swego kochanka. Oczy Deana w świetle księżyca były tak jasne, że prawie lśniły, a Castielowi zaparło dech w piersi, kiedy pomyślał, że robił to wszystko od nowa.
Partner. Przyjaciel. Kochanek.
DANGER... DANGER... rozbrzmiało mu w głowie, ale zanim zdołał otworzyć usta, zaprotestować głośno, przerwać to, co robili, Dean wziął go w siebie znowu, wpychając w niego sliski od śliny palec, i Castiel krzyknął z rozkoszy.
Wiedział, a przynajmniej przypuszczał, że Cas nie był do tego przyzwyczajony, do oddawania kontroli, i poczuł jeszcze większą wdzięczność do Casa, że to robił, że robił to dla niego. Kiedy więc drugi mężczyzna skurczył się do ciężkiego dyszenia i coraz głośniejszych jęków o "więcej" i "proszę, Dean", on wreszcie się zlitował. Odwrót nie został doceniony i Dean zaśmiał się słysząc, jak niezadowolony dźwięk wydał z siebie Cas po wyjęciu z niego palców, teraz już trzech.
- Lubrykant - wymruczał Casowi w usta, łapiąc je w łagodnym pocałunku. - Gumki...
Wiedział, że powinien był wcześniej poprosić o lubrykant, zdawał sobie sprawę z tego, że mógł przysporzyć Casowi niepotrzebnego dyskomfortu, ale teraz było już za późno, a Cas i tak nie wyglądał, jakby miał ochotę przedłużać początek ich erotycznej sesji.
- Łazienka - westchnął Cas i Dean stoczył się z niego obiecując "Zaraz wrócę", aby wziąć z szafki w łazience małą tubkę lubrykantu i gumkę.
Cas wciąż leżał tam, gdzie Dean go zostawił, obserwował każdy jego ruch, gdy on wrócił do kanapy i klęknął między jego rozsuniętymi nogami. Spojrzeli na siebie przeciągle i nagle Dean nie był już tak pewny siebie, jak się wcześniej czuł. Upuścił przedmioty, któe własnie przyniósł, pochylił się, objął twarz Casa i czule ucałował kąciki jego ust.
- Cas - szepnął, jakby to było wszystko, co musiał powiedzieć, jakby to wystarczyło, by Cas zrozumiał, co się w nim działo - Cas, jesteś pewien?
- Dean, zrób to - syknął Cas, rozsuwając nogi trochę szerzej i przechylając biodra tak, że jego tyłek był jeszcze bardziej na widoku. Był na krawędzi, aż nazbyt gotów, by go wziąć; tęsknił za bólem i tarciem w sobie, zapomniał już, jakie to było dobre. Potrzebował tego, pragnął, by Dean go wypełnił, rozciągnął go aż do końca.
Usiadł, by pocałować Deana mocniej, sięgnął po gumkę i na ślepo rozdarl pakiecik, nieco miotając się z palcami, zanim złapał ją poprawnie, i nasunął ją fiuta Deana. Cas uśmiechnął się pod pocałunkiem, kiedy Dean stęknął, i pogładził go, powoli i stanowczo, drugą ręką sięgając po lubrykant. Wycisnął trochę na dłoń Deana, a resztę na swoją, po czym potarł fiuta Deana, czekając, by mężczyzna użył swoich nawilżonych teraz palców w jego częściowo rozciągniętej dziurce. Nie musiał czekać długo. Saonął, kiedy Dean wsunął dwa z nich z powrotem w niego, stęknął i uśmiechnął się.
- Tak - wydyszał, mocniej ściskając Deana. Pragnął go w sobie TERAZ, ale wiedział, że nie mógł naciskać. Trzymał się więc dziko resztek swojej cierpliwości, stękając i pchając na palce Deana. Wydawało się, że Castiel miał dwie strony, stoicko spokojną i wściekle namiętną. Nie było niczego pomiędzy, a Dean zaklinował się w tej drugiej części życia Castiela, swędzący i nieustannie łaskoczący, dopóki nie zyskał jego uwagi. Castiel zawył z rozkoszy, kiedy Dean trącil palcami ten punkt w jego ciele, po czym dosłownie zobaczył gwiazdy, i już miał dość czekania. - Dean. Wejdź we mnie. TERAZ.
I Dean wszedł. Pomimo swoich obaw, pomimo zmartwienia, że jakimś sposobem byłby niewystarczający lub aż nadto, albo też po prostu niewłaściwy, Dean zrobił to, o co Cas prosił. Bezceremonialnie wyjął palce, złapał mocno nogi mężczyzny, by przysunąć go bliżej do siebie, i jego tyłek spoczął Deanowi na nogach. Potem przystawił się do dziurki Casa i wbił paznokcie w jego uda, wsiąkając w niego cal po calu, powoli i tak ostrożnie, jak mógł, nie śmiejąc choćby na sekundę odwrócić spojrzenia od twarzy mężczyzny. Chciał go widzieć, doświadczyć każdego najdrobniejszego szczegółu, ale chciał też wiedzieć, kiedy go zaboli; nigdy by nie mógł go skrzywdzić. Jednak Cas złapał go za biodra i wciągnął w siebie, zaciskając zęby i z wysiłku marszcząc brwi, a potem Dean wszedł w niego do końca i otoczył go ciasny żar i było absolutnie doskonale.
Został w tej pozycji przez chwilę, oddychając ciężko, jedną ręką puszcając talię Casa i sięgając w górę, by pogładzić go po spoconym policzku.
- Cas, Boże, Cas - powiedział wysokim, ledwo rozpoznawalnym głosem, ale było w nim słychać podziw i zachwyt i wiedział, że Cas też to słyszał.
Castielowi drżał głos, kiedy mówił; brzmiał nisko, miękko i potrzebująco, objął barki Deana i wbił palce w jego plecy.
- Rżnij mnie, Dean... Boże... potrzebuję tego - szepnął, prężąc biodra w próbie udowodnienia, jak bardzo tego faktycznie potrzebował. Castiel chciał tego mocno i szybko. Chcił dojść gwałtownie, zobaczyć błyskawice pod powiekami i iskry pędzące mu w kręgosłupie z szybkością pociągu towarowego. Po prostu musiał na chwilę oderwać się od wszystkiego, od zmartwień o zbytnim zaangażowaniu się z Deanem, od koszmarów i przebłysków wspomnień, jakie obaj mieli. Od Baltazara i o tego, jakie się to wydawało złe, być z kimś tak szybko po tym, jak stracił kogoś, kto był miłością jego życia. Musiał się na chwilę od tego wszystkiego uwolnić i wiedział, że mógł znaleźć tę wolność w ramionach Deana, gdyby się wystarczająco mocno postarał. - Dean!
Pierwsze pchnięcie było cudowne, powolny śliski suw skóry na skórze; jego fiut wysunął się prawie całkiem, by potem z powrotem pchnąć głęboko. A Castiel rozpadał się pod nim, całym ciałem rzucając się na kanapię, kiedy Dean zapoczątkował powolny, stały rytm, który szybko przeszedł w ostre pchnięcia. Gdy tylko znalazł ten punkt, który sprawiał, że Cas całkowicie wariował, nie odpuścił go sobie, tylko trafiał w niego za każdym razem i powodował, że Cas krzyczał, dosłownie krzyczał z rozkoszy. Niemal stracił świadoość wszystkiego, patrząc w dół na drugiego mężczyznę, na to, jak zdawwał się całkowicie przepaść, zagubić w rozkosznym śnie. Uczucie przedarło się przez tę rozgorączkowaną, pełną żądzy mgłę, wypełniło go i spowodowało, że trudno mu było oddychać. Czas mijał, choć żaden z nich tego nie zauważał; Dean czuł, że teraz Cas zaciskał się wokół niego po każdym pchnięciu, i wiedział, że mężczyzna był blisko, że obaj byli. Pochylił się jeszcze raz, pocałowal partnera wręcz rozpaczliwie, ponieważ słowa, których, jak wiedział, nigdy nie mógł powiedzieć, i tak mu uciekły.
- Castiel, kocham cię.
Pchnięcia Deana były doskonałe; Castiel nigdy by nie pomyślał, nawet za milion lat, że seks mógłby być tak nieskazitelny. Każde jedno pchnięcie trafiało we właściwy punkt, żaden chwyt nie był za silny czy za luźny. Było prawie tak, jakby Dean podłączył się do umysłu Castiela i wykorzystywał to, aby rżnąć go po prostu idealnie, każdy warkot drugiego mężczyzny rozświetlał centra rozkoszy Castiela niczym cholerną choinkę. Wyszlochał to, płacząc i krzycząc, kiedy Dean wbijał się w niego, obscenicznie uderzając skórą o skórę, a Castiel słyszał walących w ścianę sąsiadów, ale w tej chwili gówno go to obchodziło.
Dean pochylił się i pocałował go, a tarcie jego brzucha o fiuta Castiela było tak dobre, że mężczyzna zawył i uniósł się w górę, by odwzajemnić pocałunek, jeszcze mocniej łapiąc się poduszek kanapy za swoją głową, a mięśnie ramion napięły mu się i zadrżały.
I wtedy Dean się odezwał. A jego słowa uderzyły Castiela niczym młot, przetaczając go przez granicę. Krzyknął imię Deana, nie mógł się powstrzymać, nie mógł nawet spróbować, wyprężył się i doszedł tak mocno, ze na moment się zatracił.
Kiedy wrócił, Dean doszedł w nim, dygocząc i drżąc, i uderzyła go rzeczywistość tego, co się właśnie stało. Świat ucichł przerażająco po wyznaniu Deana, a Castiel nie mógł zrobić nic więcej, jak walczyć o oddech i gapić się na mężczyznę na sobie.
Na twarzy Castiela coś błysnęło, coś, o czym Dean nie ośmielał się myśleć, i wtedy Cas doszedł i wił się pod nim; całe jego cialo drgało i rzucało się w najpiękniejszym orgazmie, jakiego Dean kiedykolwiek był świadkiem. Sam szybko za nim podążył, niezdolny się dłużej kontrolować, spuścił się w gumkę i niemal padł na drugiego mężczyznę. W tej chwili były tylko ich połączone oddechy, wyłączne zdyszane wciąganie powietrza i nic więcej, i cisza wręcz ogłuszała. Dean ostrożnie wysunął się z Castiela, stanął na drżących nogach, zdjął gumkę i rzucił ją do śmietnika w pobliżu kuchennych drzwi. Castiel wciąż nie odezwał się ani słowem i nadal gapił się na Deana takim wzrokiem, jakiego młodszy mężczyzna nigdy wcześniej u niego nie widział. Wrócił do kanapy i opadł na nią, klękając tam, gdzie jeszcze minuty temu wbijał się w drugiego mężczyznę. Powoli wyciągnął rękę, by pogładzić Castiela po policzku, ale to się wydawało nie na miejscu, a Cas wzdrygnął się i dalej patrzył na niego z wyrazem twarzy, który mógł oznaczać jedynie szok.
- Proszę, powiedz coś - błagał Dean; usta mu drżały i czuł, że pochłaniał go czysty, absolutny strach.
Castiel był w szoku. Logicznie rzecz biorąc, wiedział to, ale wciąż nie mógł tego od siebie odsunąć.
Ostatnią osobą, która powiedziała mu "Kocham cię", był Baltazar.
Świadomość tego sprawiła, że poczuł się całkiem źle, w środku i na zewnątrz, jakby wszystko, co robił z Deanem, było zdradą Baltazara, pamięci mężczyzny, z którym był przez LATA. Mężczyzny, którego zawiódł.
Kiedy Dean przemówił, Castiel przełknął i odwrócił wzrok, a brwi mu zadrgały, jakby przez chwilę nie wiedziały, co robić, po czym ściągnęły się i opadły, a Castiel zamknął oczy i westchnął ciężko.
- Dean - zaczął, po czym urwał i otwarł oczy, by spojrzeć w oczy Deana, z całych sił próbując ignorować ściskanie w piersi na widok strachu na twarzy mężczyzny. Tu nie chodziło o Deana i niego... nie było Deana i niego.
- ...Powiedziałem ci, co to było. POWIEDZIAŁEM ci, kiedy zaczęliśmy - rzekł, miękko podkreślając to słowo i pochylając się nieznacznie w stronę Deana; głos mu zmiękł - ...że to nigdy nie będzie coś więcej, niż seks. Że nie może być - po tych słowach powoli wstał i odsunął się o krok, schylając się i podnosząc swoją bieliznę, po czym założył ją, tłumiąc posykiwanie z powodu kłucia w swoim porządnie zerżniętym tyłku. Odwrócił się, gdy tylko założył bokserki, czując się dużo mniej nagim, uzbrojonym, nawet, jeśli był to tylko kawałek materiału. Skrzyżował ramiona na piersi i zacisnął szczękę, przez chwilę gapiąc się na Deana. Jednak Castiel nie mógł tego wytrzymać, więc opuścił ręce i zacisnął mocno usta, po czym zaczął znowu mówić. - Dean... myślałem, że zrozumiałeś...
Było tak, jakby każde słowo Castiela uderzało go z niewymowną siłą, z nieustępliwością, która wydzierała mu powietrze z płuc i sprawiała, że czuł się całkowicie żałosny, nieszczęśliwy, bezwartościowy. Cas wstał, a Dean nie mógł nawet wyciągnąć ręki, by go zatrzymać, przez pełną minutę nie mógł się ruszyć. i nagle polały się słowa, oskarżenia i żądania wyjaśnień, wszystkie padały niefiltrowane, Dean nawet nie zastanawiał się nad żadnym z nich.
- Tu nie chodzi tylko o seks, Cas, nie możesz mi mówić, że dla ciebie to tylko to. Widziałem, jak na mnie patrzysz, wiesz, że to prawda. Przyszedłeś po mnie, uratowałeś mnie i się mną zająłeś. Zależy ci na mnie, Cas, zależy ci na mnie i jesteś przerażony i nie pozwolisz sobie znowu być szczęśliwym i ja to rozumiem, naprawdę. Sam doświadczyłem sporo nienawiści do siebie, wierz mi, ale to jest złe, Cas. Nie zasługujesz na to, ty... - urwał, odetchnął głęboko i również wstał. Złapał Castiela za nadgarstek i pociągnął go w tył, odwrócił go, by spojrzeć mu w oczym ale Cas nie chciał na niego patrzeć, więc Dean i tak kontynuował, głosem pełnym rozpaczy i miłości. - To nie twoja wina, że Baltazar zmarł, to niczyja wina. CAS... Cas, proszę, moglibyśmy być razem szczęśliwi, proszę... nie mów mi, że to wszystko było kłamstwem...
Castiel wyrwał nadgarstek z ręki Deana, zbyt ciepła skóra płonęła mu w miejscu, w któym mężczyzna go dotykał. Oddech rwał mu się w gardle na widok wyrazu twarzy Deana i przez chwilę zapragnął odwzajemnić to spojrzenie, poddać się żądaniom Deana i po prostu uwolnić się od wszystkiego, co w sobie dusił.
Chwila minęła i Castielowi została kolejna porcja nienawiści do samego siebie. Zamknął oczy i odetchnął, by się uspokoić, po czym ponownie spojrzał na Deana i tym razem był już całkowicie stoicki, jego głos brzmiał prawie monotonnie, a oczy pozbawione były wyrazu.
- Wiedziałem, że to nie powinno się było wydarzyć - powiedział spokojnie, po czym przystanął, by wziąć swoją koszulkę, i nałożył ją na siebie - ty mnie nie kochasz naprawdę, dean. Nie możesz. To nie było częścią umowy - odsunął się i poszedł do kuchni po szklankę wody, jak gdyby wszystko w tej rozmowie było normalne, nie zaś całkowicie raniące serce.
Odwracanie się plecami do Deana bolało, a pierś bolała Castiela tak, jakby naciskał na nią jakiś ciężar; ciężko mu było oddychać, kiedy nalał sobie wody i łyknął. Wrócił do salonu i wręczył szklankę Deanowi, unosząc brew.
Dean był oszołomiony. Powiódł wzrokiem za Castielem, mając na twarzy wyraz niezrozumienia, rozpaczy - i wściekłości. Kiedy Cas wręczył mu szklankę, Dean wytrącił mu ją z dłoni. Dźwięk rozbijanego szkła niemal wydawał się dobry, wręcz zadowalający, ale Dean nie mógł się przejąć. Jego wzrok skupiał się na Castielu; Castielu, który spokojnie odwzajemniał to spojrzenie, Castielu, który wyglądał tylko na nieznacznie niezadowolonego z powodu tego wszystkiego, Castielu, który zdeptał jego uczucia, ani trochę się nimi nie przejmując.
- PIERDOL się - wycedził Dean napiętym głosem, pełnym rozczarowania i słusznego gniewu. - Pierdolić umowę i pierdolić ciebie! - schylił się, by podnieść swoje ubrania, popędził przez salon i zatrzymał się dopiero w drzwiach, by spojrzeć na drugiego mężczyznę. - Wiem, co czuję, i wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale KOCHAM CIĘ. I nie przestanę cię kochać, Castiel, nie możesz mnie do tego zmusić - głos znowu mu zadrżał i Dean nie był pewien, czy z powodu oślepiającej wściekłości, czy głębokiego nieszczęścia, ale to i tak było bez znaczenia, ponieważ Cas tylko się na niego gapił, nawet nie kiwnąwszy palcem, by go pocieszyć czy powstrzymać.
Zamknęły się za nim drzwi i Dean został sam na słabo oświetlonym korytarzu apartamentowca Castiela, nagi i ściskający kupkę swoich ubrań, i czekał. Minutę. Pięć minut. Ale nic się nie wydarzyło. Cas nie wyszedł. Dwadzieścia minut później Dean opuścił budynek, ciasno otulając się kurtką, i złapał taksówkę do mieszkania Sama. Była tam, oczywiście, cała jego rodzina; jego brat był szczególnie wściekły, bo cały dzień zamartwiał się o to, gdzie on był. Jednak w chwili, w której zobaczył Deana, Sam zamilkł i żaden z nich nie odważył się już tego wieczoru z nim rozmawiać. Więc Dean padł na swoje łóżko, swoje zimne i puste łóżko, objął się ramionami i zacisnął powieki, szepcząc, modląc się, by to się nie działo, by to był tylko sen. By Castiel wybrał jego.
Castiel nie był całkiem zaskoczony, gdy Dean zareagował gwałtownie. Wiedział jakoś, że mężczyzna wybuchnie. I pozwolił, by tak sie stało, zachowując się biernie i kamiennie na zewnątrz, podczas gdy wewnętrznie, pod osłona swej beznamiętnej twarzy, chodził po ścianach. Dean wypadł z mieszkania niczym wściekła burza, trzaskając za sobą drzwiami i Castiel poczuł, że rzucił się za nim - ale zatrzymał sie na sekundę przed otwarciem drzwi. Coś kazało mu się zatrzymać, i nie umiał określić, co to było, jego instynkt samozachowawczy czy niechęć do siebie, ale nie poszedł za Deanem. Stanął po drugiej stronie drzwi, przyciskając czoło do drewna, i słuchał płaczu Deana czując, że coś w nim rozpadało się na kawałki.
Czekał, dopóki nie usłyszał szelestu i oddalających się kroków, po czym uchylił drzwi i patrzył za odchodzącym Deanem. Zdał sobie sprawę, że Dean nie miał jak dostać się stąd do swojego mieszkania, w końcu to on go odebrał; założył dżinsy i pobiegł za Deanem, wiedząc, że niezależnie od bólu, jaki obaj odczuwali, nie mógł pozwolić mu wracać po prostu do domu na piechotę.
Kiedy jednak wypadł przez drzwi mieszkania, ujrzał, że Dean wchodził do taksówki, podając kierowcy namiary i nie oglądając się. Castiel poczuł przebłysk czegoś chorego, pragnąc, by Dean się odwrócił, i jednocześnie będąc wdzięcznym, że mężczyzna tego nie zrobił.
To było dobre. Dla nich obu. W poniedziałek zamierzał pójść i pogadać z szefem o zmianie partnerów i odsunięciu Deana od sprawy. Mieli pójść osobnymi drogami tak, by Dean mógł ruszyć dalej ze swym życiem i zapomnieć o Castielu.
A Cas już nigdy by nie musiał się martwić, że go straci. Ponieważ Dean nie należał do niego, nieważne, jak bardzo część jego skrzeczała, że powinien.
Tej nocy Castiel poszedł do łóżka i pierwszy raz od śmierci Baltazara wyobraził sobie kogoś innego leżącego przy sobie, wyobraził sobie Deana. Zemdliło go na myśl o tym, jak bardzo tego pragnął, ponieważ nie zasługiwał na drugą szansę na szczęście, nie po tym, jak w pierwszym przypadku tak strasznie zawiódł.
Zasnął z twarzą zagrzebaną w poduszce Baltazara i zaszlochał, gdy sobie uświadomił, że już nim nie pachniała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:22, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Ach! :D Cały dzień nie mogę się dobrać do wrzuty (dzięki za wiadomość, Patuś :3) i jeszcze przez jakiś czas się nie dobiorę, bo wpadłam do domu coś zjeść i lecę dalej. Huh. Ale jak wrócę... @_@
Na razie chciałabym się podzielić dwoma rzeczami. Po pierwsze primo: ukazał się GAG REEL w całkiem niezłej jakości. Po drugie primo: udało mi się przeczytać króciutkiego fika, który mnie oczarował. Klimatem podobny do prac janie, choć troszkę smutny. Ale z happy endem! [link widoczny dla zalogowanych]. Urokliwy fik @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:47, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Czytałam VIOLIN HOUSE, piękny, ale tylko do jednorazowego czytania... Jak tam rozmowa?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 18:52, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Yep, jeśli czytałaś i się chwaliłaś lekturą, to bardzo możliwe, że stąd właśnie miałam w ogóle tego fika XD Ale wracać doń będę, bo straszliwie mi się spodobał :3
Ach, tu jest gag reel w lepszej jakości, jeśli ktoś zainteresowany. Osiem minut pysznej zabawy :3
Rozmowa poszła dobrze, ale chyba nic z tego ^^;
I nareszcie mogę się zabrać za czytanie... @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 19:13, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Bądź dobrej myśli, może nie będzie źle :) I dzięki za linka do tego tumblera z nieprzyzwoitościami, oglądam i się zachwycam :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pią 19:15, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Wróciłam od optyka. W okularach ._. Dziwnie widzę i w głowie mi dziwnie. Dziwniej niż zazwyczaj.
I wreszcie, WRESZCIE wrzuta...! @.@
I gag reel, w końcu. Jak dobrze być w domu :X
Kciuki trzymam, żeby jednak dobrze poszło z praca, Słońce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pią 19:16, 06 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 19:57, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Obejrzałam gag reel, ale sezonu 6 nic nie pobije...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:17, 06 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Nah, dzisiaj by dzwonili, gdyby mnie chcieli przyjąć na okres próbny. Nie dzwonili, więc nie chcą. Spoko, i tak dobrze nie płacili XD
Linek, ile ja bym dała za nowe okulary TT_TT Moje mają już siedem lat i... well, mają siedem lat, to wystarczy żeby się o nowe postarać XD
Gag reel jest boski :D Ale uwierzycie, że ludzie oskarżają Mishę o napastowanie Jensena (patrz scena w krypcie) i krępowanie go? Chryyyyste. Ludzie nie potrafią odróżnić wygłupów od rzeczywistości, to straszne oO (abstrahując od tego, że gdyby Jensen czuł się urażony zachowaniem Mishy, nie wrzuciliby tej sceny do gag reel, srsly, to ma ludzi rozśmieszać, nie wprawiać w zakłopotanie)
Nie powiem, ile razy przewijałam tą scenkę:
I tą:
I tą też:
I nie zapomnijmy o tej:
...nie zapomnijmy o Jensenie, który kroku nie zrobi bez potknięcia się o własne nogi XD
A teraz wrażenia z lektury :3
Ach, zaczyna się słodki angst, a antique się cieszy, jak wtedy kiedy dostała na gwiazdkę Tolkiena, chociaż mama jej powiedziała, że Tolkiena nie będzie.
Potem zaczęłam w niemym zachwycie ropzływać się nad seksem w biurze (seks w biurze zawsze jest boski), a potem wylano mi wiadro lodowatej wody na głowę, jak Dean dostał ataku paniki. Poor bby. Well, PTSD, seems legit ^^;
Na miejscu Deana też bym zwiała, ale, well~ będzie awantura, jak chłopaczyna wróci do domu ^^; (albo i nie będzie, jak pokazały dalsze wypadki)
Bossy Cas jest przewspaniały, a o seksie wypowiadać się nie będę, bo muszę ochłonąć. Papieros, balkon i szklanka whisky. Haa... @_@
Ale jak zwykle w tym fiku, nie może być seksu z idealnym afterglow. Papierosy są okropne; kogo próbuję oszukać, na balkonie pizga i nawet nie lubię whisky. Kiedy Cas przestanie się obwiniać o Baltazara i pogwałcenie jego pamięci związaniem się z Deanem? Aż boję się pomyśleć, co stanie się w tych następnych rozdziałach, ale mam nadzieję, że cokolwiek się stanie, trochę po tym ochłoną ^^;
//P-przez moment naprawdę myślałam, że to Dean/Jensen jest i porządnie się zdziwiłam oO
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pią 22:41, 06 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|