Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 441, 442, 443 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:26, 03 Wrz 2013    Temat postu:

I jak, Lin? MT zdetronizowane??? :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:53, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Czuję się taka zagubiona xD Moje MT... Przecież- no MT ! Ale... Cholera @.@

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:03, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Poczekaj na rozdział 9 :) Jest to jeden z przełomowych rozdziałów historii (potem są to 12, 15 i jeszcze jeden późniejszy, 24 lub 25). Zobaczysz, czemu :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:10, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Jeśli wcześniej nie zamkną mnie w wariatkowie na permanentną histerię xD Coś czuję, że z rozdziału na rozdział będzie coraz... Mocniej @.@
Cholera, zaczęły mi się trzykropki udzielać xD Ale wciąż jestem na dobroficowym haju. A skoro coś wypiera mi MT z serca, to musi być BARDZIEJ niż DOBRE. Huff.
... no przeżywam, no xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:22, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Po Was, to chyba nikt inteligentnego komenta z siebie nie wykrzesze:) Normalnie, klękajcie narody xD Pozostaje mi tylko potakiwać jak piesek z głową na sprężynie za tylną szybą samochodu na wybojach. Fic rewelacyjny! Serio, chyba lepszego nie czytałam... Nawet lepszy od MT, co nie sądziłam, że będzie możliwe. Cas w trybie badassowym całkowicie wymiata :3

Faktycznie, zaległości większe, ale nadrabiam:) Widzę też, że Patryczek się tu przewinął. To jeden z moich ulubieńców z całego bestiariusza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:37, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Patryczek pojawi się w rozdziale 13 i nieeeeźle namiesza :) W ogóle rozdziały 13-15 to moja ulubiona część ficzka. Ach, ten dramat uczuciowy, i Cas-pies ogrodnika<3 Kocham po prostu...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 0:10, 04 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:07, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Srsly??? To ja chyba sobie na zawał zejdę... Perła, a nie fic<3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:39, 03 Wrz 2013    Temat postu:

A mnie wciąż się imaginuje, że Patrick jest wampirem XD Skąd mi się to wzięło?

Kwestią stwierdzenia, że DD przebija MT~ mam taką ogólną refleksję, że się dziewczyny wyrabiają i piszą coraz lepiej. I nawet jakby wielokropków trochę mniej.
...albo ten fik jest tak fantastyczny, że I don't care. Tak czy inaczej. Haaa... @_@ Nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że to najlepszy fik jaki czytałam, nawet nie najlepszy spośród wszystkich, które Pat tłumaczyła, bo hello, Tripping. Poza tym. No. Są fiki i fiki.

W każdym razie. Um. Patuś... @_@ Serio, będzie jeszcze lepiej? Umrę z niecierpliwości, jak nic @_@

(Linek, ten szpital do którego idę to CSK MSWiA, nie spodziewałabym się po nim takich nowości i udogodnień, jak kafejka XD będę skazana na smartphona. Najlepsze jest to, że w sumie nie wiem, czy tego 9. mnie przyjmą, czy nie. Kazała mi doktorka zadzwonić rano, czy mam za dwie godziny się stawić na przyjęcie na oddział, czy jednak w innym terminie XD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:25, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Serialowy Patrick to czarownica płci męskiej :) Wampirem więc nie jest, chyba że energetycznym :D I tak, będzie LEPIEJ, same zobaczycie :DDD
antique, żeby nie mieć stuprocentowej pewności co do przyjęcia do szpitala??? bez komentarza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:43, 03 Wrz 2013    Temat postu:

Wiem słońce, pamiętam ten odcinek, wpisuje się w dłuuuuuugą listę nieszczęśliwych paraleli na linii człowiek/istota nadnaturalna XD
Ale mnie się jakoś wbiło, że to wampir. Wiem dlaczego, to przez Jamesa Patricka aka Dicka, który też nie jest wampirem, nieważne, skomplikowana historia XD
...w sumie wysysał coś Patrick z ludzi, więc można powiedzieć, że wampirzył :D

Będzie lepiej... Pat, kocham Cię <3

To jest tak, że ja idę na CITO, bo normalnych zapisów na ten rok już nie ma. Pani doktor długą chwilę przerzucała strony w kalendarzu szukając dla mnie miejsca. Zapisała mnie, ale uprzedziła, że coś się może zmienić. Więc mam dzwonić. Tylko dlaczego w dzień przyjęcia? Trzeba mieć końskie zdrowie, żeby się w tym kraju leczyć, serio dziewczyny oO

Chyba trochę się zmęczyłam RR. A przede mną trzy najbardziej emocjonujące rozdziały. Huff, huff. Program do ebooków mi podpowiada, że czytam już prawie 50 godz. Należy mi się odpoczynek XD Mam ochotę na jakiegoś fika dziejącego się około 8. sezonu. Szkoda, że same dłużyzny mam pod ręką, a fikowy tumblr nie pomaga ^^;

//To rozśmieszyło mnie zdecydowanie bardziej, niż powinno, serio - przepraszam XD





Oraz, coby mieć o czym myśleć do przyszłego miesiąca:







Polecam zwrócić uwagę na ostatniego gifa: "Emotional roller coaster drama". Ja, przepraszam bardzo, zapytuję grzecznie. Osiem ostatnich sezonów to co to do jasnej cholery było? Pikniki na plaży? Spacery po nadbrzeżu? Różowa wata cukrowa? (przy okazji waty cukrowej, ostatnio jak ją podjadałam siostrzeńcowi było tak gorąco, że się brała i topiła, dobrze że nadążaliśmy z jedzeniem XD) Ten serial mnie wykończy XD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Śro 0:21, 04 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:51, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Zapowiada się sezon, jakiego jeszcze nie było. I nie tylko dlatego, że jest nowy :)))
A oto prezencik ode mnie - rozdziały 9 i 10. Nie wiem, kiedy następne, więc się cieszcie. Od dzisiaj będę mieć mniej czasu na tłumaczenia :(

Rozdział 9
Poznaj moją rodzinkę
Następne kilka dni było trudnych, lekarstwa wkrótce przestały skutkować na ból, tak fizycznie, jak psychologicznie. Na drugi dzień przyszła do niego niewielka, siwa kobieta i usiadła w tym samym fotelu, w którym zasnął Cas, trzymając go za rękę, zadając mu pytania, na które Dean nie chciał odpowiadać. Wyszła z grymasem na twarzy, zapisując coś w małym dzienniku, i gdy tylko drzwi sie zamknęły, Dean naciągnął na swe splugawione ciało koc i zamknął oczy, czując w nich wzbierające łzy gniewu.
Pomimo tego, co powiedział Casowi i lekarzom, jego rodzina pokazała się na trzeci dzień, Jo trzymała się u boku Sammy`ego, a kiedy Dean spojrzał Ellen w oczy, ta nie mogła powstrzymać łez. Zostali dopóty, dopóki pielęgniarka im nie powiedziała, że już było po czasie odwiedzin, i Bobby musiał odciągać żonę od jej syna. Cas go nie odwiedził i Dean próbował ignorować to, jak skręcały mu się wnętrzności na myśl o nim.
Rano w dzień wypuszczenia Deana ze szpitala pojawił się tam Sam z naręczem ubrań. I kiedy brat pomógł mu rozebrać się ze sztywnej szpitalnej koszuli i wślizgnąć w koszulę na guziki i dżinsy, dean poczuł się bardziej ożywiony, niż to uważał za możliwe. Wyszli z pokoju nie oglądając sie za siebie, Sam maszerował obok brata, czuwając, by tamten nie potknął się czy przewrócił, co, zdaniem Deana, było idiotyczne. Pomimo wszystkiego jego nogi były w najlepszym porządku i jeśli nie liczyć zawrotow głowy, jeśli za szybko wstawał, to mógł chodzić całkiem dobrze.
Przechodzili przez lobby i wtedy Dean zauważył Castiela, stojącego przy wejściu i patrzącego na zbliżających się braci. Sam spojrzał na brata, a potem z powrotem na drugiego mężczyznę, wyciągając do Castiela dłoń.
- Detektywie Novak - powiedział, a w jego głosie było tyle zachwytu, że Dean zapragnął swemu młodszemu, kłopotliwemu braciszkowi przywalić - to p-pan go uratował, tak? Dziękuję, bardzo dziękuję, naprawdę...

Ostatnie kilka dni było dla Castiela niewiarygodnie stresujących. Musiał sie spotkać z nowym terapeutą; po tym, jak wszystko padło, Meg Masters zniknęła, razem ze wszystkimi aktami Deana i Castiela. Jego biuro zostało praktycznie wymiecione do czysta. Nie został nawet ślad dowodów, jakie razem pozbierali, za wyjątkiem tego, co Ash przetworzył cyfrowo. Castiel go niemal pocałował, kiedy odkrył, że Ash za jego plecami skanował wszystko; dzięki temu stracili tylko efekty pracy z ostatniego miesiąca.
Unikał Deana, choć z całego serca pragnął iść i odwiedzić partnera. Wciąż czuł ból w piersi, kiedy wracał wspomnieniami do widoku Deana rozciągniętego w taki sposób, jakby był szmacianką, ktorą Alastair mógł się bawić, nie zaś żywą, oddychającą, czującą osobą. Castiel więcej niż raz zwymiotował na to wspomnienie.
Nadszedł dzień wypuszczenia Deana ze szpitala i Castiel czekał u wyjścia ze szpitala z rękami luźno wiszącymi mu u boków. Wyprostował się nieco, kiedy wreszcie zobaczył Deana, i ściągnął brwi, kiedy sobie uświadomił, że tamten nie siedział na wózku. Ruszył naprzód, otwierając usta, by zapytać, czemu pozwolili mu wyjść bez zwyczajowego "wywozu", ale wtedy olbrzymi dzieciak o wiszących włosach idący obok Deana zaczął mówić i Castiel uświadomił sobie, że nawet chłopaka nie zauważył. Usłyszał coś o uratowaniu brata - i wtedy mu zaświtało. Tym olbrzymim dzieciakiem był Sam, młodszy brat Deana.
- Sam, tak? - powiedział Castiel, ściskając dłoń chłopaka i potem ją puszczając. Odwrócił się do Deana i uniósł brew, jak gdyby mówiąc "naprawdę?", ponieważ dzieciak był o dobre 4-5 cali wyższy od Deana. - Ufam, że lekarze, że lekarze powieddzieli ci wszystko, co musisz wiedzieć o opiece nad Deanem w trakcie jego powrotu do zdrowia? - zapytał, ale gapił się na Deana, wyzywając go swym stanowczym wzrokiem.
Nie zamierzał sobie tego odpuścić. Nie, dopóki nie był pewien, że Sam był w stanie zająć się bratem, i że Dean zamierzał przełknąć swoją głupią, upartą dumę i mu na to pozwolić.

Kiedy Sam rozmawiał z Castielem, uspokajał go i obiecywał zająć się wszystkim, Dean niezbyt tego słuchał, po prostu odwzajemniając spojrzenie partnera. W jego oczach widniała determinacja i upór, i to samo widział w niebieskich oczach Castiela. Opuścili szpital razem, Sam po jego prrawej stronie, a Castiel po lewej, idąc powoli, a każdy ostrożny krok wkurzał Deana niemiłosiernie. Doszli do samochodu Sama; Dean wsunął się do środka, zostawiając otwarte drzwi, i uśmiechnął się do Castiela.
- No dalej, Cas, właź do środka, mój wielki brat robi obiad.
Cas zawahał się tylko przez chwilę, po czym otwarł drzwi z tyłu i wsiadł. Dean przypuszczał, że wynikało to z faktu, iż nie znał Sama i wobec tego nie ufał jego słowom. Deanowi to naprawdę nie przeszkadzało. Widok Casa czekającego na niego uszczęśliwił go bardziej, niż chciałby się przyznać, i jeszcze nie był gotów powiedzieć "do widzenia". Poza tym, jeśli Sam nie zmienił się przez ostatnie parę tygodni, to wciąż robił za dużo jedzenia i nie, żeby Dean miał z tym problem, po prostu sałatka i warzywa nie były jego ulubionymi...
Podróż do jego mieszkania minęła w ciszy, jeśli nie liczyć niekończących się pochwał płynących od Sama w stronę Casa za uratowanie życia brata oraz okazjonalnych wyzwisk Deana w stronę "tych cholernych durniów, co nie wiedzą, jak jeździć". Dean sięgnął do klamki, ale skrzywił się z bólu, jaki wywoływał nawet ten niewielki ruch. Zanim Sam zdołał go dosięgnąć, Cas już tam był, otwierając mu drzwi i pomagając wysiąść. Kiedy wreszcie opadł na kanapę w swoim salonie, czuł się, jakby właśnie przebiegł maraton. To było idiotyczne, naprawdę.
Wtedy Sam zniknął w kuchni i zaczął podśpiewywać, siekając pomidory i ziemniaki oraz masę zielenizny, której Dean nie znał. Mężczyzna stęknął i przewrócił oczami, napotykając pytające spojrzenie Casa.
- Jego starszy brat cudem unika śmierci, a on myśli, że karma dla królików pomoże mi odzyskać formę - parsknął śmiechem i pokręcił głową.
To było dziwne... Sam znajdował się w innym pomieszczeniu, Dean słyszał go, jak szczękał garnkami i patelniami, ale on był na razie sam na sam z Castielem i czuł sie nieswojo. Było między nimi napięcie, tkwiło tam od czasu, kiedy całowali się w tamtej alejce, i Dean nieoczekiwanie poczuł się mały i słaby. Zupełnie, jakby spotkanie z Alastairem pozwoliło mu zapomnieć o wszystkich kłótniach z wcześniej, i cała tęsknota, jaką Dean tłumił, wróciła z pełną siłą. Nie pomagało też to, że Cas uśmiechnnął się po słowach Deana i usiadł obok niego, delikatnie dotykając kolanem jego kolana.

Podróż do mieszkania Deana była... kłopotliwa, i Castiel był tu uprzejmy. Z jakiegoś powodu przerośnięty młodszy brat był nim zafascynowany i praktycznie cały czas rozwodził się nad tym, jaki to Castiel był niesamowity ratując życie Deana, jaki był świetny pozbywając się tamtych drani i... i... i... Castiel wyłączył się po jakichś pięciu minutach, kiwając uprzejmie głową, i gapił się Deanowi na bok twarzy. Koniec końców jego mózg zaczął obsesyjnie rozważać, jakie Dean miał długie rzęsy, i kiedy dojechali do domu, Castiel odkrył, że nabawił się stójki... gapiąc się na pierdolone rzęsy Deana. Miał problem.
Przetransportowanie Deana do środka nie było na szczęście trudne, i gdy tylko zielonooki mężczyzna usiadł, Sam szczęśliwie zostawił ich samych w salonie i zabrał się w kuchni za obiad. Częścią siebie Castiel wiedział, że powinien zaproponowac pomoc; było to uprzejme ze strony niespodziewanego gościa, aby zrobić chociaż tyle. Zamiast tego usiadł obok Deana i zagapił się prosto przed siebie, pozwalając, by kolano szturchnęło mu nogę drugiego mężczyzny. Była to tylko męska solidarność, to wszystko, Castiel po prostu pokazywał, że nieważne, jak świrnięty był jego brat, on zamierzał mu pilnować tyłów.
Tak sobie przynajmniej powiedział.
Odwrócił sie do Deana, gdy tylko miał pewność, że Sam nie zamierzał w najbliższym czasie wrócić, i lekko ściągnął brwi.
- Meg Masters zniknęła. Zabrała ze sobą całą naszą pracę... gdyby Ash wszystkiego w tajemnicy nie kopiował, stracilibyśmy całość. A jak się okazało, straciliśmy niemal wszystko, co zrobiliśmy od czasu, gdy... gdy zostałeś moim partnerem.

Dean cicho kiwnął głową po słowach Castiela; na twarzach ich obu widniała frustracja. Kiedy wreszcie się odwrócił, by spojrzeć partnerowi w oczy, nie wiedział, co powiedzieć. To było dla Casa ważne, być może była to najważniejsza rzecz w jego życiu. A on go zawiódł.
- Kurwa, tak mi przykro - powiedział pod nosem i zignorował poirytowane sapnięcie, jakie w odpowiedzi usłyszał. - Zawiodłem cię, Cas, powinienem był zostać na posterunku, zadzwonić do ciebie stamtąd. Gdybym nie wyszedł...
Wtedy Castiel go powstrzymał, łapiąc go za ramię, i choć twarz nadal wykrzywiał mu gniew, to wciąż widniały na niej słabe ślady współczucia.
- Ty mnie... nie zawiodłeś, Dean.
Castiel wytrzymał przez chwilę jego spojrzenie, po czym puścił mu ramię i opuścił głowę, wzdychając z irytacją. Siedzieli kilka sekund w milczeniu, a kiedy wtargnął tam Sam w poplamionym fartuchu - skąd, do cholery, go wziął? - aby dać im znać, że do obiadu jeszcze jakaś godzina, obaj odskoczyli od siebie o parę stóp.
Po jakimś czasie Dean włączył telewizor, skacząc bez celu po kanałach i tak naprawdę próbując jedynie rozproszyć Casa, aby móc na niego patrzeć. Od czasu, gdy tamten przybył mu na ratunek, Dean nie mógł przestać myśleć. Pewnie, byli drużyną i Alastair zrobił, co mógł, aby Cas czuł się winny i odpowiedzialny za to, co mu się przytrafiło. Wciąż jednak nie wyjaśniało to, czemu, przyszedł tam całkiem sam, wycinając ludzi na lewo i prawo i ryzykując własnym cholernym życiem tylko po to, by odzyskać swego irytującego partnera-nowicjusza. Czym było to coś, co stało między nimi od tamtej nocy, od chwili, gdy ich usta spotkały się pierwszy raz i Dean poczuł się, jakby mógł przenosić góry?
"To nieistotne, czy to coś znaczyło, czy nie", powiedział Cas i że "to się więcej nie powtórzy".
Dean zmarszczył się i ukrył twarz w dłoniach. Bolała go głowa.
W porze obiadu zadzwonił dzwonek do drzwi i Dean niemal został zduszony ilością ludzi wpychających się do środka. Za Ellen i Bobbym szła Jo, po czym weszli do środka Lisa i Ben; na twarzy kobiety widniał lekki, przyjazny uśmiech, gdy jej ośmioletni syn pobiegł naprzód i uściskał Deana trochę za silnie, by to mogło być przyjemne.
Jakoś wszyscy weszli do jadalni, gdzie Cas pomógł już Samowi nakryć do stołu i teraz stał zakłopotany w kącie.
- Ludzie, chcę, żebyście poznali Castiela - powiedział.
- To on uratował życie Deana - dorzucił szybko Sam.
Dean widział, jak źle się czuł Castiel na skutek całej okazywanej mu uwagi, ale to naprawdę było w pewnym sensie słodkie, to, jak każdy członek rodziny Deana występował naprzód, by mu podziękować, uścisnąć mu dłoń i objąć go. Dean opierał się o framugę po drugiej stronie pokoju, patrząc na wszystko z lekkim uśmiechem.
Trochę dziwnie było przedstawiać Lisę i Bena, i obserwował uważnie twarz Castiela opowiadając mu, że chodzili ze sobą w szkole średniej i że mając po 16 lat uciekli razem, by się pobrać, kiedy Dean odkrył, że Lisa była w ciąży. Jednak przed drugimi urodzinami Bena stało się jasne, że Dean nigdy nie pokocha jej tak, jak na to zasługiwała, i zerwali. Wciąż widywał ich przynajmniej raz na tydzień, zabierając Bena na mecze baseballa, a Lisę na obiad.
Sam zaczął podawać jedzenie, najpierw sałatkę ziemniaczaną (sałatkę, oczywiście), a potem najostrzejszą i najlepszą jambalayę, jaką Dean miał kiedykolwiek przyjemność jeść. Cas wydawał się być na początku sztywny i wyobcowany, ale im więcej wina wlewała w niego Ellen, tym bardziej sie odprężał. Powoli, ale pewnie Cas zaczął się ocieplać w stosunku do rodziny Deana i nad lodami czekoladowymi zaczął naprawdę swobodnie rozmawiać. O 22.00 wszyscy już byli nieco nietrzeźwi, jeśli nie pijani, a Cas był całkowicie pochłonięty rozmową z Bobbym o czymś, czego Dean do końca nie ogarniał.
Kiedy więc Jo, obserwując przez większość wieczoru swego brata i jego partnera, usiadła prosto i zaczęła mówić, wszyscy potrzebowali chwili, aby sobie uświadomić, co mówiła.
- Więc, czy wy dwaj jesteście razem?
Dean zachwiał się, z głośnym łoskotem upuszczając trzymaną w dłoni łyżkę, a Cas wyglądał po prostu na całkowicie zmieszanego.
- Co masz na myśli - zapytał Dean ostrożnie; za dobrze znał swoją młodszą siostrę, by próbować jej ściemniać.
- No wiesz, Dean, nawet z kosmosu widać, jak bardzo się w nim durzysz!
Dean zerknął na Casa, który gapił się na Jo, jakby dziewczyna własnie ogłosiła III Wojnę Światową, i poczuł, że się zarumienił, a w głowie mu się kręciło. Widać było, że Cas był zbyt ogłupiony, by mówić, więc po kolejnej chwili pełnej wyczekiwania ciszy Dean po prostu wzruszył ramionami.
- Musisz przyznać, że jest całkiem gorący.

Castiel zaczerwienił się po pytaniu Jo, modląc się, by Dean zrobił unik, a potem poczerwieniał jeszcze silniej, kiedy zamiast zrobić tak, jak Castiel miał nadzieję, on jeszcze wszystko pogorszył. Zabełkotał coś i uniósł ręce, chcąc się odgrodzić od spojrzeń, jakie każdy mu posyłał.
- My nie... Ja, Dean i ja... Nie. Nie jesteśmy razem - zdołał wreszcie powiedzieć, kręcąc głową i przełykając z trudem. Może to był zły pomysł, aby tak tu siedział, otoczony rodziną i przyjaciółmi Deana. Do tej pory tak dobrze szło. Castiel stwierdził, że nawet polubił Lisę, pomimo natychmiastowej głupiej zazdrości o to, że kobieta była kiedyś dla Deana kimś ważnym; zazdrość przybladła, kiedy ujrzał, jacy byli wobec siebie przyjaźni, ale nie było między nimi zauważalnego napięcia seksualnego. Nie, żeby Castiel miał prawo być zazdrosnym. O kogokolwiek w życiu Deana.
Brak "prawa" do bycia zazdrosnym zdawał się jednak go nie powstrzymywać, kiedy tylko ktoś rzucił wewnętrznym żartem, a twarz Deana rozjaśniała się i mężczyzna śmiał się głośno i radośnie. Castiel odkrył, że zapragnął doprowadzić Deana do takiego śmiechu i by uśmiechał się równie szeroko i mocno. Koniec końców wypił dużo więcej niż zwykle, a po czwartej szklance wina doszedł do wniosku, że powinien zwolnić, ponieważ wdał się z Bobbym w dyskusję na temat renowacji starych samolotów z okresu II Wojny Światowej i nie maił pojęcia, jak do tego doszło. Castiel nawet nie lubił tych samolotów.
I wtedy wtrąciła się Jo, a Castiel przeszedł od zmieszania tą sytuacją do chęci schowania sie w mysią dziurę. Był pewien, że miał czerwoną twarz, czuł to, kiedy się jąkał, a potem wstał gwałtownie, z przerażoną twarzą. Musiał się stąd wydostać.
- Ja... muszę wracać do domu. Tam jest... Mój kot. Trzeba go nakarmić.
Mądrze, Castiel. Naprawdę mądrze. Skrzywił się na myśl o tym, jakim idiotą się wydał, ale pospiesznie wszystkich pożegnał, a potem wymknął się pomiędzy krzesłami i udał do frontowych drzwi, zabierając swoj płaszcz z wieszaka w pobliżu.
Ucieczka wydawała się dobrym wyjściem, ale wiedział, że jeśli nie wydostanie się stamtąd w tej chwili, to ktoś go namierzy i skłoni, by został dłużej. A Castiel nie był pewien, czy tego wieczoru zniósłby więcej zażenowania.

Oczywiście, Cas zareagował w jedyny rozsądny sposób - uciekł. Dean zerwał się na nogi zaledwie kilka sekund później i podążył za drugim mężczyzną bez oglądania się na resztę rodziny. Wiedział po prostu, że dokładnie w tej chwili zaczęli świrować i że będą go gnębić później tak długo, dopóki nie wyciągną z niego szczegółów. Więc i on pobiegł, choć boki bolały go po każdym ruchu, i kiedy go dogonił, mocno łapiąc Castiela za nadgarstek, już ciężko łapał powietrze.
- Ranyyyy... Cas, chłopie... - urwał, próbując łapać oddech, i poczuł na sobie ciężkie spojrzenie Castiela. - Już tak... nie dramatyzuj. Ja tylko żartowałem, jasne? - puścił ramię Casa i cofnął się o krok, po czym oparł o słup lampy, wciąż oddychając chrapliwie.

- Dean - sapnął Castiel, podchodząc bliżej i unosząc ręce, by podtrzymać drugiego mężczyznę, ale nie był pewien, gdzie dotknąć, jako że Dean miał rozcięcia na całym ciele, a on z całą pewnością nie mógł mu dotykać ramion. Ostatecznie po prostu tam stał, unosząc ręce nad ramionami Deana tak, jakby się bał, że tamten w każdej chwili się przewróci. - Nie powinieneś nawet stać, a co dopiero biegać - strofował, wzdychając i kręcąc głową. Castiel zacisnął usta, gapiąc się na partnera, ale po chwili ten wyraz twarzy złagodniał i wkrótce mężczyzna znowu był wyłącznie zmartwiony. - W porządku z tobą - zapytał miękko; był tak blisko, że czuł, jak skóra Deana promieniowała ciepłem w stronę jego dłoni.

- Oczywiście, że tak, w porządku ze mną, po prostu trochę nie mam formy - odciął się Dean i wreszcie wyprostował, aby spojrzeć drugiemu mężczyźnie w oczy. - Zawsze uciekasz, Cas... to znaczy... czego ty się boisz? - w tej chwili czuł tylko zmieszanie i rozczarowanie i pomino kłującego bólu uniósł ramię, niemal automatycznie sięgając do kołnierza płaszcza Castiela. - Czemu przede mną uciekasz? - spytał ponownie, a jego głos brzmiał cicho i z rozpaczą. Wtedy postanowił po prostu to zrobić, przestać się użerać z wymówkami Castiela, przyciągnął go do siebie i pochwycił jego usta w ostrym, wymagającym i konkretnym pocałunku. Cas zachwiał się, kiedy Dean odepchnął się od słupka i naparł na niego, wodząc mu językiem po ustach.

Castiel naprawdę nie wiedział, co odpowiedzieć na pytanie Deana. Czego się bał? Wszystkiego.
Był rozkojarzony i przerażony samą obecnością Deana; uśmiech, jaki pojawiał się na jego twarzy, kiedy mężczyzna był naprawdę szczęśliwy, sprawiał, że żołądek Castiela sam wiązał się w supły; śmiech, jakim wybuchał Dean, kiedy tylko ktoś rzucił nieprzyzwoitym dowcipem, był jeszcze gorszy. Nawet to, jak Dean wymawiał jego imię, krótkie i czułe "Cas" zamiast "Castiel", do niego trafiało; samo to słowo sprawiało, że pierś ściskała mu się z niepokoju, ze strachu, z potrzeby.
Pokręcił głową i otwarł usta, by odpowiedzieć, ale wtedy Dean go pocałował. Syk bólu mężczyzny, kiedy ten go pociągnął, nie przeszedł nie zauważony, więc Castiel poruszył się, ostrożnie układając kończyny Deana i obejmując mu obiema dłońmi twarz tak, by ten mógł się odprężyć. Tym razem Castiel nie zamierzał przed tym uciekać.
Nawet w obecności iskier rozkoszy, które zaczęły się na jego ustach i ześlizgnęły się prosto do jego fiuta, wciąż był przerażony, ale walczył z tym, odpychał to od siebie, aby móc się skupić na tym, jak dobrze było czuć Deana przy sobie. Drugie ciało było solidne i krzepkie, i tylko nieznacznie wyższe, Castiel bardzo nieznacznie odchylił głowę, by ich usta przywarły do siebie. Otwarł je pod naporem języka Deana, a z jego gardła bez pozwolenia wyrwał się nieprzyzwoity jęk, zdradzający Deanowi, jak bardzo Castiel się tym cieszył.
Słyszał w głowie głosy, piszczące mu o tym, jakie to było złe, że taka bliskość z Deanem narażała ich obu na niebezpieczeństwo; i że, co gorsza, zdradzał Baltazara.
Jednak ponad tym wszystkim rozbrzmiewał inny głos, głos Baltazara, mruczący tak miękko, jak Dean mruczał, wsuwając się Castielowi w usta, by smakować i brać. Mruczenie przeszło w piosenkę, w prąd, który przeszywał go tam, gdzie skóra dotykała skóry.
"Danger Danger…High Voltage!"
Piosenka otrzeźwiła go i odsunął się na tyle szybko, że stracił równowagę i z trudem zdołał stanąć prosto. Wszystko było wciąż nieco zamglone, i, Boże, Dean tak dobrze pachniał. Castiel oblizał się, czując na wargach smak partnera, i odchrząknął.
- Nie boję się, Dean - zaczął i spojrzał na Deana ostro, kiedy tamten już otwierał usta do kłótni. - daj mi skończyć. Powiedziałem... nie boję, się, Dean. Nie ciebie - rzekł miękko Castiel, gładząc twarz Deana opuszkami palców jednej z dłoni, tańcząc nad piegami, któymi był poważnie zafascynowany. - Nie chcę tego spieprzyć. Musisz wiedzieć, że nie mogę stracić kolejnego partnera. Po Bal... po... Musisz zrozumieć, jakie to było dla mnie straszne. On... - urwał Castiel, a oczy zaczęły mu łzawić, kiedy najpierw spojrzał w górę, choć uliczne lampy tylko go piekły i nasilały łzawienie, a potem z dala od Deana i intymnej sytuacji, w jakiej się znaleźli - ...był dla mnie wszystkim. Musisz zrozumieć, że nie mogę tego znowu zrobić. Jeśli tego chcesz, to może to być tylko to. Tylko... seks. Nic więcej. Będziemy partnerami w pracy i kochankami w łóżku... ale niczym więcej. I musi ci to pasować.
Castiel niespokojnie w oczy Deana, a twarz miał zmartwioną i poważną jednocześnie. To było coś, na co wielu ludzi rzuciłoby się natychmiast, gdyby tylko mieli okazję, ale on nie wiedział, czy Dean był jedną z takich osób.

Sugestia Castiela zaskakiwała, mówiąc oględnie. Dean wciąż trochę dyszał po tym, jak tamten tag gorliwie odwzajemnił pocałunek, ale pomimo całego wywołanego tym oszołomienia wiadomość była kryształowo czysta. On i Cas. Kochankowie. Musiał przyznać, że tak naprawdę nic poza tym oświadczeniem nie dotarło mu do mózgu; widoki na bycie wreszcie z Casem były zbyt cudowne, aby zostawić miejsce na coś innego. Wreszcie zmusił się do kiwnięcia głową; twarz miał zdumiewająco poważną, a głos cichy i spokojny.
- Nie stracisz mnie - powiedział i podszedł krok bliżej, czubkiem nosa gładząc szyję Castiela, a lekki wywołany tym dreszcz sprawił, że się uśmiechnął. - Ja tego chcę, Cas... chcę ciebie.
Żałował, że nie mógł teraz używać swich ramion, że nie mógł pogładzić Casa po bokach, odkryć, czy miał łaskotki, i dotykać go, po prostu dotykać wszędzie, gdzie mógłby dosięgnąć. Zamiast tego delikatnie pogładzil go ustami po miejscu, w którym szyja łączyła się z barkiem, zaledwie cale od bandaża pokrywającego ślad po pocisku.
- Cas, pragnę cię od chwili, kiedy cię zobaczyłem... - wydyszał mu w skórę.

Castiel zadygotał czując łagodność Deana, coś, do czego już nie był przyzwyczajony. Minęły miesiące, od kiedy był z kimś w taki sposób; nie umiał się nawet zdobyć na jednonocną przygodę z jakimś przypadkowym gościem z baru. Jednak dotyk skóry Deana na jego skórze był dobry, wspaniały, i on się temu poddał. Castiel objął Deana za barki, jedną dłonią naciskając mu na plecy, by trzymać go przy sobie, a drugą drapiąc go po głowie, przez jego krótko ostrzyżone włosy.
- Dean - westchnął, próbując z całych sił panować nad głosem, nie pozwolić mu drżeć tak, jak chciał. Musiał to sprowadzić do seksu, do dwóch mężczyzn spotykających się dla wygody i z powodu przyciągania seksualnego. Ponieważ to było tylko to. Między nim i Deanem panowała niezaprzeczalna chemia. Iskrzyło od samego patrzenia. Ale to było wszystko.
Castiel nie leżał w nocy rozmyślając nad bystrymi komentarzami wygłoszonymi przez Deana, zastanawiając sie, czy tamten wiedział w ogóle, jaki był inteligentny, ponieważ zdawał się tego nie okazywać, jeśli w pobliżu był ktoś inny. Nie rozmyślał o tym. To by oznaczało, że był zainteresowany trzymanym obecnie w ramionach mężczyzną bardziej niż jako partnerem w pracy i seks-kumplem. A nie był.
Wypieranie się było wspaniałym wynalazkiem...

Stali tak przez minutę, wdychając się nawzajem, i Dean zamknął oczy, delektując się tą chwilą. Całował Casa po obojczyku i szyi, delikatnie gryząc mu ucho i obsypując pocałunkami policzek.
- Potrzebuję cię. Teraz - szepnął z wciąż zamkniętymi oczami, opierając się o Casa czołem.
Przez chwilę trwała krótka, zduszona dyskusja o tym, że mieszkanie Deana było zbyt zatłoczone, a Casa zbyt daleko, i Cas uciszył Deana pocałunkiem. Złapali taksówkę i Dean zwyczajnie nakazał kierowcy zabrać ich do najbliższego hotelu. Czekał w ciemnym kącie małego i obskurnego lokalu, podczas gdy Cas płacił za pokój, a kiedy wreszcie wyszli z windy i Cas otwarł drzwi, Dean nie mógł się dłużej wstrzymywać. Cas był wobec niego taki łagodny, nie ośmielił się dotknąć go, dopóki koszula z niego nie zniknęła i mógł zobaczyć świeże znaki pokrywające jego ciało. Pocałowali się i ten pocałunek w niczym nie przypominał tego z ulicy. Był pełen pożądania, ale też łagodny i rozpaczliwy, a Dean nie mógł nic poradzić na ciche, spragnione jęki padające mu co jakiś czas z ust.
Było czymś aż nazbyt frustrującym, że nie mógł po prostu zedrzeć z Castiela ubrań, ale patrzenie, jak się rozbierał, klęcząc nad nim, wynagradzało to aż nadto. Pocałowali się znowu i Dean pozwolił Casowi brać się wedle woli; język starszego mężczyzny dotykał jego własnego i posyłał iskry przez całe jego ciało. Podłogę zaścielały ich ubrania, porzucone w chwili, gdy guziki ustąpiły, i wkrótce Castiel nagą piersią przylgnął do piersi Deana i mężczyzna mógł czuć sobą jego bicie serca.
- Cas... - wydyszał. - Cas, proszę...

Dean niecierpliwie chciał dostać się gdzieś, gdzie mogliby być sami, więc chociaż Castiel czuł się winny, odchodząc bez pożegnania, to wymknęli się stamtąd i ruszyli do najbliższego hotelu. Castiel uznał, że przyjaciele i rodzina albo się wszystkiego domyślą, albo nie, i w obu przypadkach to Dean będzie musiał wysłuchiwać, nie on, więc po prostu płynął z prądem.
Wkrótce znaleźli się w hotelu i po zostawieniu taksiarzowi dwudziestki Castiel załatwił im pokój z łóżkiem w rozmiarze King na samym końcu hotelu. Nie lubił osobiście słuchać innych ludzi uprawiających seks, kiedy skupiał się na osobie, z którą był; obraz pierwzego razu, kiedy to on i Baltazar zostani oderwani od miękkich szeptów w trakcie seksu przez krzyki i trzaskający zagłówek w pokoju obok, sprawił, że pierś ścisnęła mu się boleśnie. Jednak Castiel otrząsnął się ze wspomnień, teraz nie był czas na myślenie o Baltazarze. Nie, kiedy Dean gapił się na niego w taki sposób, zielonymi oczami pociemniałymi z głodu. Castiel przełknął z wysiłkiem, zaczynając żałować, że powiedział Deanowi "tak", że poddał się nieustannej presji drugiego mężczyzny; ale wtedy usta Deana spoczęły na jego ustach i mężczyzna wyszeptał w nie jego ksywkę, a wtedy Castiel przestał zauważać wszystko inne na świecie.
Zerwali z siebie ubrania, a Castiel był wobec Deana tak ostrożny, jak mógł; nie tarmosił mu ramion, kiedy kładł mężczyznę na łóżko, po prostu gapił się na niego przez dłuższą chwilę. W więcej niż jednym przypadku przebierali się w swojej obecności w szatni na posterunku, ale to było coś całkiem innego, praktycznie inny wszechświat. Błyskający na zewnątrz neon słabo oświetlał skórę Deana, niebieskości i róże tańczyły na mięśniach i wystających kościach; Castiel nie zdołał się powstrzymać, pochylił się i powiódł ustami w górę brzucha Deana, adorując nieznaczną miękkość w tamtym miejscu, prowadzącą do unoszących się w oddechu żeber.
- Cas - szepnął ponownie Dean i Castiel westchnął; po samym tym słowie jego ciało pokryło się gęsią skórką i miało to niewielki związek z zimnem wywołanym nagością. Powoli zdjął Deanowi dżinsy, zsuwając je po jego biodrach i całując partnera w usta, podgryzając je. Dean zakwilił żałośnie, kiedy Castiel zacisnął zęby na jego dolnej wardze, a Cas stęknął, gdy fiut drgnął mu w bokserkach. Szybko rozebrał Deana do końca i otwarł szeroko oczy, oszołomiony połaciami lekko opalonej, piegowatej skóry przed sobą.
- Dean... jesteś taki piękny - szepnął, po czym wpełzł z powrotem na łóżko, całując Deana po udzie i wodząc zębami po kościstym biodrze. Wyszczerzył się w ciepłą skórę pod swymi ustami, kiedy Dean automatycznie rozsunął nogi i pchnął w górę, w stanowczy uścisk Castiela. - Ciii... zajmę się tobą - mruknął miękko, przesuwając się, by lizać i całować już cieknącą główkę fiuta Deana. Nawet tam widniały piegi, kropki, które mówiły o czasie spędzonym nago na słońcu. Castiel stęknął i wziął Deana w usta, ssąc leciutko i liżąc, by zwilżyć ciepłą, lepką skórę. Wiedział, że mógł Deanowi zrobić dobrze, oszołomić go tym, więc zabrał się do dzieła, zsuwając się aż do podstawy i grzebiąc nos w szorstkich, kręconych włosach wokół trzonu.

Kiedy Cas wziął go w usta, z jego warg padł wysoki i zwyczajnie sprośny dźwięk, ale Dean w ogóle się tym nie przejął. Wszystko od tej chwili było mokrym żarem i umiejętnymi liźnięciami, a to, jak Cas kazał wić mu się na łóżku, sprawiło, że nie raz naciągnął sobie barki. Bolało jak cholera, ale Dean był zbyt zajęty nurzaniem się w ekstazie, którą obdarzał go drugi mężczyzna, każdy przebłysk bólu natychmiast zagłuszała oślepiająca rozkosz. Kiedy Cas przełknął, trzymając go w ustach, Dean z ochrypłym krzykiem poderwał się znad łóżka i poczuł, że jego partner się uśmiechnął. Nie mógł sie powstrzymać, by nie unieść jednej z rąk, które leżały mu luźno przy bokach, i wplótł ją w ciemne włosy Casa, delikatnie gładząc go kciukiem po skroni.
- N-nie przestawaj, nie przestawaj, Cas - wykrztusił pomiędzy kolejnymi sapnięciami. Pierwszy raz uniósł głowę tyle, ile musiał, aby zobaczyć siebie znikającego w ustach Casa, i ten widok prawie wystarczył, by doszedł. Mocniej złapał Castiela za włosy i opadł z powrotem na poduszkę.
Dyszenie Deana sprawiło, że fiut Castiela zaczął mu napierać na spodnie, a zamek niemal boleśnie wrzynał się przez bokserki we wrażliwe ciało. Stęknął i zsunął dłoń w dół, szybko rozpiął rozporek i wziął się w dłoń, dalej obrabiając Deana.
Castiel położył Deanowi dłoń na piersi, przyciskając go do materaca. Mógł stwierdzić, że mężczyzna chciał usiąść, ale nie było o tym mowy, nie bez opierania sie na rękach, a Castiel nie zamierzał do tego dopuścić. Im szybciej ramiona mu wyzdrowieją, tym szybciej Castiel będzie go mógł zerżnąć tak, jak tego pragnął.
Na samą myśl o wbiciu się w Deana Castiel jęknął z jego fiutem w ustach, ssąc mocniej i szybciej ruszając głową. Od jakiegoś czasu nie poddawał się myślom o drugim mężczyźnie, spychając je do ciemnego, ogrodzonego kąta w głowie, gdzie mógł udawać, że nie istniały. Jednak teraz, kiedy to robił, wszystkie wypłynęły ponownie, i Castiel stęknął, szybciej ruszając dłonią wokół swego fiuta i bezskutecznie starając się zaciskać usta wokół Deana. Pierś unosiła mu się ciężko, niemal tak samo, jak u drugiego mężczyzny, a to, jak Dean rzucał się pod nim i wołał jego imię, jakby to była modlitwa, jakby Castiel był Bogiem - Cas był pewien, że tym razem tak długo nie wytrzyma.

Cas poruszył się na nim, a Dean otwarł odrobinę oczy i ujrzał, jak drugi mężczyzna się dotykał. Jęknął na ten widok i znowu rzucił biodrami, bliżej, głębiej wsuwając się Castielowi w usta.
- Cas, Cas - wysapał, przygryzając dolną wargę i próbując stłumić kolejny przeciągły jęk.
Dean nie miał czasu ostrzec Casa, kiedy poczuł dreszcz biegnący mu przez ciało; jedynym znakiem były jego palce drapiące go po głowie. Był to najszybszy orgazm, jaki Dean pamiętał od czasów szkoły średniej, i powinien się czuć zawstydzony, ale zwyczajnie nie był. Czuł się szczęśliwy, rozgrzany i tak absolutnie zaspokojony, że mógłby umrzeć na miejscu.
Spojrzał w dół, gdzie Cas już się od niego odsunął, oblizując się i wciąż sobie obciągając, a Dean popatrzył mu w oczy i wytrzymał to spojrzenie, przymykając powieki w przyjemnym rozluźnieniu.
- No dalej, Cas - szepnął, oblizując się entuzjastycznie. - Boże, jesteś taki dobry, taki zdolny język, Jezu Chryste... - urwał dla nabrania oddechu i uniósł biodra na tyle, by otrzeć się o miednicę Castiela, wywołując z niego słodki jęk.

Castiel byłby się zadławił, kiedy Dean doszedł, tyle tylko, że kiedy poczuł wiele mówiący ostry zapach, to zsunął się w dół na całą długość i po prostu na to pozwolił; Dean doszedł mu w gardło, a on przełknął wszystko, co mógł, jęcząc miękko, kiedy się odsuwał. Wyraz twarzy Deana czynił każdą sekundę lepszą, ten rumieniec wysoko na jego policzkach sprawiał tylko, że Castiel jeszcze bardziej stwardniał we własnej dłoni.
- Tak dobrze smakujesz - wymruczał, pochylając się, by pocałować Deana, i wpychając odrobinę słono gorzkiego smaku w jego usta. Obciągał sobie mocno, drżąc i próbując jednocześnie całować i oddychać, a skończył unosząc się nad Deanem, kiedy robił sobie dobrze. Spodnie mu zaprotestowały, , kiedy nieznacznie rozsunął nogi, wciąż przywierając mu do ud, a jego bokserki, ledwo zsunięte poniżej jąder, dziwnie przyjemnie uciskały mu krocze. Castiel znowu pocałował Deana, a kiedy Dean ponownie przeczesał mu włosy, szarpnął za nie i jeszcze raz szepnął "Cas", Castiel doszedł z krzykiem.
Spuścił się na brzuch Deana, tworząc na nim kałuże nasienia, kiedy powoli skończył; opadł na mężczyznę, z drżeniem dysząc mu w szyję. Szybko zdał sobie sprawę, że w ogóle nie powinien był obciążać Deana, i odtoczył się, krzywiąc się, kiedy jego wrażliwy i powoli mięknący fiut otarł się o krawędź jego własnych spodni. Skopał je i poszedł do łazienki, nie trudząc się włączaniem światła, kiedy zmoczył dwie szmatki i przyniósł jedną Deanowi, aby obaj mogli się obmyć.

Patrzył na Casa wychodzącego z pokoju przez zaledwie sekundę, zanim tamten wrócił i łagodnie obmył szmatką nagie ciało Deana. Wciąż był bardzo wrażliwy, więc po każdym lekkim dotyku wzdychał, uśmiechając się pod wpływem delikatnych pieszczot. Cas położył się ponownie, tym razem nagi, i naciągnął na nich koc, kładąc jedną rękę na piersi Deana i opierając się czołem o bok jego twarzy. Leżeli tak przez chwilę, cicho i wygodnie. Dean obserwował cienie tańczące na suficie i słuchał, jak Cas przy nim oddychał. Odwrócił w końcu głowę na tyle, by pocałować Castiela w nasadę nosa, i zlizał mu kropelki potu z brwi, po czym zaśmiał się, a wibracje tego śmiechu wywołały u Castiela dreszcze w kręgosłupie.
- Warto było czekać - powiedział i naprawdę tak uważał. Uprawiał w życiu wiele seksu, ale to było coś innego. To był Cas.

Wtedy Castiel spojrzał na Deana, w szoku szeroko otwierając oczy i rumieniąc się powoli. To... to, jak Dean właśnie na niego spojrzał, tak nie patrzyło się na kogoś, kogo się właśnie zerżnęło. Tak się patrzyło na kogoś, na kim ci głęboko zależało, na kogoś, kogo się prawdopodobnie kochało. Ta świadomość wstrząsnęła Castielem i mężczyzna usiadł gwałtownie, a puls tak dudnił mu w głowie, że wkrótce słyszał tylko to. Odchrząknął i zsunął się z łóżka, sięgając po swoje ubrania.
- Ja... Powinniśmy cię odwieźć do domu - powiedział z wahaniem, nawet nie patrząc na Deana, kiedy się ubierał.

Dean pożałował swoich słów w chwili, w której padły. Wiedział, że to spieprzył. Kogo chciał oszukać? To, nieważne, jak wspaniały, był błąd. Teraz, kiedy już go miał, teraz, kiedy widział jego twarz dochodząc, kiedy poczuł na swoim ciele jego dłonie, Dean wiedział, że nie bylo odwrotu. Patrzył, jak drugi mężczyzna ubierał się, odwrócony do niego plecami, i to bolało bardziej, niż mogły kiedykolwiek boleć oparzenia, rozcięcia i złamane kości. Siadanie wymagało potężnego wysiłku, ale nie czekał, by Cas spojrzał na niego ponownie, nie poprosił o jego pomoc. To był seks, nic poza dwoma mężczyznami szukającymi pocieszenia w fizycznej bliskości, i jeśli chciał jeszcze kiedyś zobaczyć znowu tę twarz, poczuć te dłonie na sobie i usłyszeć ten szorstki głos wypowiadający jego imię, musiał się wziąć w garść i zacząć to traktować jak to, czym było.
Cas bez słowa pomógł mu się ubierać i Dean mógłby się zaśmiać z powodu idiotyzmu tej sytuacji. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, wydało się to czymś dziwnym iostatecznym, więc Dean zrobił kilka szybkich kroków, by dogonić Casa i ostrożnie musnął dłonią jego dłoń. Uśmiechnął się zachęcająco i po krótkim wahaniu ten uśmiech został odwzajemniony. Dean pierwszy wyszedł z hotelu, czekając przy chodniku, aby Cas wezwał im taksówkę i otwarł mu drzwi. Wrócili do mieszkania Deana w ciszy, ale była to wygodniejsza, rozważna cisza. Stali przez chwilę pod drzwiami, żaden nie wiedział, co powiedzieć, więc Dean przysunął się wreszcie bliżej i musnął usta Casa swoimi w słodkim pocałunku na do widzenia.
- To było miłe - szepnął w ciepłą skórę i uśmiechnął się, zmuszając się do tego, by uśmiech wyglądał sugestywnie, zamiast błogo. - Zróbmy to wkrótce jeszcze raz.
I nie czekając na odpowiedź wsunął się do środka, obawiając się wkurzonej rodziny, która bez wątpienia na niego czekała.

Castiel przez całą podróż do mieszkania Deana czuł ucisk w piersi. To było aż nazbyt niezręczne, patrzeć, jak Deanowi zmieniła się twarz, jak tę błogą minę niemal niechętnie zastąpiło coś dużo bardziej stoickiego. To dziwne, ale niemal pożałował, iż był przyczyną zmiany nastroju Deana, choć wiedział, że w ostatecznym rachunku miało to wyjść na dobre.
Pocałunek, kiedy Dean wysiadł z samochodu, zapierał dech w piersiach, nawet, jeśli trwał tylko chwilę, i wtedy Dean odsunął się, a jego zielone oczy migotały od czegoś, co wyglądało jak łobuzerstwo. Castiel wychrypiał miękkie "Zdecydowanie", zanim kierowca nie odjechał z niecierpliwością. Nie oglądał się na drzwi, patrząc, jak Dean wchodzi do środka, i upewniając się, że był bezpieczny. W każdym razie na niedługo.
Skierował taksiarza z powrotem do własnego mieszkania i bawił się telefonem, w roztargnieniu sprawdzając pocztę, wyniki baseballa, a nawet SMS-y od brata, które ignorował. Robił wszystko, by nie myśleć o tym, że wciąż czuł zapach Deana na skórze.

Rozdział 10
Najlepszy MOŻLIWY sposób na świętowanie

Minął tydzień bez słowa od obu mężczyzn. Po powrocie Dean musiał się użerać z Samem i Jo, jako że reszta rodziny już wyszła, którzy zażądali odpowiedzi, jakich nie mógł udzielić. Wyszli dopiero wtedy, kiedy Dean ich dosłownie wykopał i obiecał otworzyć im drzwi, kiedy następnego dnia wpadliby z zakupami. Sęk w tym, że mieć oba ramiona zwichnięte było maksymalnie do dupy. Nie móc się ruszyć, otworzyć drzwi czy zdjąć sobie spodni w toalecie było, kurwa, piekłem. Dean niechętnie prosił o pomoc, nawet, kiedy Sam powtarzał mu bez przerwy, że zachowywał się jak kompletny idiota. Do Casa też nie dzwonił. Próbował o nim nie myśleć, ale mu nie wychodziło; wydawało się, że prawie wszystko przypominało mu o drugim mężczyźnie, a fakt, że tamten przez całe dnie nie dawał znaku życia przez telefon, nie za bardzo mu pomagał.
Do czasu, aż Cas rzeczywiście zadzwonił, Dean był już bliski paranoi i nie do końca uwierzył partnerowi, kiedy ten obiecał wpaść później tego popołudnia z piwem i burgerami. Dopiero, gdy Cas wziął butelkę ze słabej ręki Deana i zastąpił szyjkę swoimi ustami, Dean westchnął z ulgą i zaczął spijać Castiela, czując wyraźny smak piwa na ich językach. Przez następne kilka tygodni spędzalirazem dużo czasu i niemal równie dużo seksu uprawiali, na kanapie, na dywanie czy przy lodówce, ale nigdy w łóżku Deana. Żaden z nich tego nie mówił, ale to się wydawało zbyt intymne i osobiste. Było to coś, co oznaczałoby przekroczenie wyznaczonych przez Castiela granic.
Dean chodził teraz na terapię dwa razy w tygodniu i było to tak paskudne, jak się obawiał. Facet musiał być już po 50-ce, był łysy, przemądrzały i mówiąc krótko, tylko tyle Dean musiał o nim wiedzieć. Mówił mu więc to, co tamten chciał usłyszeć, wyrzucał z siebie szczegóły swej udręki i choć bardzo próbował tego nie okazywać, to miało to na niego wpływ. Zamiast snu i marzeń pojaawiły się koszmary i gdzieś po drodze Dean w ogóle przestał sypiać. Nie przeszło to, oczywiście, niezauważone i jakiś tydzień później Ellen zaciągnęła go do kolejnego lekarza, który przepisał mu ziołową herbatę,tabletki nasenne i terapię. Więcej terapii.
Była, oczywiście, również fizykoterapia, która zaczęła się jakieś sześć tygodni po... "wypadku", a postęp, choć powolny, był niezaprzeczalnie motywujący. Wracając po kolejnej udanej sesji wysiadł z taksówki i poszedł na górę, skacząc co dwa stopnie. Gdy tylko dotarł na swoje piętro, wyciągnął komórkę i wybrał numer Casa.
- Hej, partnerze - powiedział, otwierając drzwi i wchodząc do środka. - Wpadnij, mam dla ciebie niespodziankę.

W miarę, jak czas mijał, a Dean wracał do zdrowia, Castiel czuł coraz większy pociąg do drugiego mężczyzny. Nie było mu łatwo zdusić uczucia, które gotowały się w nim za każdym razem, gdy Dean rzucił nieprzyzwoitym żartem albo kradł mu jedzenie z widelca. Wszystko, co robili, miało tak domową atmosferę, że powrót do domu po tym, jak już stękając i wzdychając doprowadzili się obustronnie do orgazmu, był jeszcze trudniejszy. Ale i tak to robił. Za każdym jednym razem, gdy już skończyli, Castiel zostawał tylko na tyle długo, by się umyć, a potem wychodził, wracał do swego samotnego, zbyt wielkiego mieszkania. W ten sposób było po prostu łatwiej.
Tak sobie przynajmniej mówił.
Kiedy więc zadzwonił mu telefon po długim dniu wypełnionym niczym poza Jerrym Springerem (zakazana przyjemność) oraz Benem&Jerrym (jeszcze bardziej zakazana), Castiel szybko zgodził się wpaść.
Najpierw wziął prysznic i pojechał w czasie godzin szczytu, potrzebując prawie godziny po telefonie, aby dojechać do mieszkania Deana. Na szczęście na ulicy znalazło się miejsce do parkowania, więc Cas zaparkował i wyskoczył na zewnątrz, zmierzając do drzwi w dżinsach, koszulce, jasnozielonej kurtce i z zarostem na brodzie. Zapukał, a kiedy Dean otwarł drzwi, wręczył mu sześciopak piwa prawie jak ofiarę, w drugiej ręce dźwigając torbę z zakupami, jakie zrobił poprzedniego wieczoru.
- Dean - przywitał się Castiel z nieznacznym uśmiechem na ustach, kiedy Dean wpuścił go do mieszkania.

Czekanie było zwyczajną torturą i Dean ponownie sobie uświadomił, że cierpliwość nie należała do jego cnót. Dlatego właśnie, kiedy Cas wreszcie zapukał, Dean nie był dłużej w stanie odwlekać nieuniknionego. Cas w zaskoczeniu szerzej otwarł oczy, kiedy Dean uniósł prawą dłoń, złapał go za kołnierz i wciągnął go do środka, a plastikowa torba z szelestem upadła na podłogę. Ich usta zawisły jedne nad drugimi i Dean uśmiechnął się, napotykając wzrok Castiela, a ich nosy zderzyły się ze sobą.
- Robię niezłe postępy - oznajmił rzecz oczywistą i kiedy poruszył biodrami, ocierając się nimi o biodra drugiego mężczyzny, uśmiech na jego ustach jeszcze przybrał na sile. - Chcę świętować.
Oblizał się i z tej odległości Cas mógł słyszeć śliski dźwięk języka sunącego po wargach. Powoli opuszczał rękę w dół, przez ciężko unoszącą się pierś Castiela, rysował przez koszulę kółeczka na umięśnionym brzuchu i wreszcie wsunął się pod nią, aby pogładzić cienkie, ciemne włosy rosnące tuż poniżej jego pępka. Sześciopak z głuchym łoskotem spadł na ziemię, czego żaden z nich nie zauważył.
Dean cofnął się o krok, śmiejąc się miękko, kiedy Castiel jęknął z niezadowoleniem, ale to, jak Deanowi pociemniały oczy, gdy cofając się szedł korytarzem do salonu, było wystarczająco obiecujące, aby Cas zapomniał o tym drażnieniu się i chętnie za nim poszedł. Dean odwrócił ich i ostrożnie pchnął drugiego mężczyznę na kanapę, po czym szybko na nim usiadł; ból, jaki przez ostatnie kilka tygodni odczuwał przy ruszaniu ramionami, był teraz wyłącznie uczuciem naciągania. Wciąż się uśmiechał, kiedy naparł lędźwiami na genitalia Casa i polizał go po szyi, zatrzymując się, by zawisnąć przy jego uchu.
- Pragnę cię, Cas - powiedział Dean i złapał go zębami za ucho. - Chcę, byś mnie zerżnął.

Castiel był po prostu trochę zszokowany. Aż do zeszłego tygodnia Dean krzywił się po każdym ruchu ramion, z wysiłkiem otwierając drzwi czy sięgając po cokolwiek. A teraz przyciągał go do siebie z dzikością, która rozpalała w Castielu pożar. Oblizał się, niemal zdenerwowany, kiedy Dean pchnął go na kanapę; otwarł szerzej oczy i zagapił się na Deana, kiedy ten wpełzł na niego, po czym automatycznie złapał go za biodra, pomagając mu ocierać się o swoje krocze. Jęknął od tego przeciągle i niemal zadławił się powietrzem, kiedy Dean odezwał się następnym razem.
Jak dotąd,w tym cokolwiek-to-było, wymieniali ze sobą tylko obciąganka i okazjonalne lodziki, ocierając się o siebie i dochodząc przy sobie jak nastolatki. Nie było penetrującego seksu i Castiel myślał, że na tym mieli poprzestać; zresztą w owym czasie nie czuł się gotów na więcej. Jednak w ciągu paru ostatnich tygodni budził się, spocony i twardy jak skała, ze snów o Deanie wykrzykującym jego imię, podczas gdy on wbijał go w materac.
Przełknął z wysiłkiem i znowu się oblizał, marszcząc brwi i gapiąc się na Deana.
- Jesteś pewien? - zapytał, krzywiąc się lekko. Castiel nie zamierzał rzucać się w to, jeśli Dean nie mógł sobie z tym poradzić. Ponieważ to nadal byli tylko oni, robiący sobie dobrze dla obustronnej korzyści. Nie istniał żaden podskórny, emocjonalny podtekst, który tylko czekał, aby wybuchnąć i zalać wszystko zdecydowanie zbyt wieloma uczuciami.
W żadnym razie.

Dean zaśmiał się w odpowiedzi, lekko szturchając Castiela łokciem w bok.
- Pewnie, że tak, głupku - mruknął i przywarł ustami do szyi Castiela, ssąc ją dopóty, dopóki na bladej skórze nie rozkwitł ciemny siniak. - Wiem, że się wstrzymywałeś, i wiem, że też tego chcesz. Więc przestańmy się wygłupiać i zacznijmy szaleć! - po ostatnich słowach uśmiechnął się szerzej, a oczy migotały mu czystą radością; przyjemne oczekiwanie wibrowało mu w całym ciele. - Więc, Cas, jak mnie chcesz?

Castiel przez sekundę gapił się na Deana, z podziwem patrząc na mężczyznę, który był zarówno całkowitym i absolutnym palantem, jak i najseksowniejszym stworzeniem, jakie w życiu widział. Warknął i przekręcił ich, kładąc Deana na kanapie wzdłuż siedzenia, po czym wpełzł na niego, biodrami przyciskając go do powierzchni pluszowych poduszek.
- Mocno, szybko, ostro - wyrzucił pomiędzy mocnymi pocałunkami, już zabierając się za koszulę Deana i podciągając ją w górę, by odsłonić gładki brzuch; niewielka miękkość nad twardymi mięśniami była idealna. Z jakiegoś powodu brak wyrzeźbionych mięśni po prostu wyskakujących na wierzch, gdy tylko Dean ściągał koszulkę, sprawiał po prostu, że Castiel twardniał bardziej i chętniej sam się rozbierał do naga, po czym rozkładał się przed Deanem, by tamtem po prostu brał, co chciał. Było coś cholernie erotycznego w tym kawałku skóry, ledwo porośniętym piękną ścieżką wiodącą od pępka aż do fiuta, miękkim i ustępującym tylko odrobinę, dopóki palce nie natrafiały na śpiące pod powierzchnią mięśnie. Castiel już kilka razy doszedł na ten brzuch i za każdym razem jego drganie oraz falowanie piersi Deana po prostu sprawiały, że chciał to robić jeszcze raz.
Zadygotał i złapał Deana za biodra, swoimi pchając w dół, aby otrzeć się o drugiego mężczyznę, po czym gwałtownie usiadł i zerwał z siebie kurtkę, a potem koszulkę. Jego własna, szczupło umięśniona postać niemal pasowała do postaci Deana, jednak, kiedy tak leżeli, przyciśnięci do siebie i poruszając się ze sobą, te małe różnice mówiły naprawdę wiele.
- Dean - szepnął, całując go po szczęce i przez dżinsy pocierając go na całej długości. - Jesteś taki twardy - powiedział, ale oczywistość tego stwierdzenia zgubiła się w czystej żądzy w jego głosie. Potarł Deana, objął palcami jego długość, nacisnął na główkę i stęknął, kiedy poczuł wilgoć. - Kurwa...

Od tej chwili Dean skurczył się do niskich jęków i zdyszanych oddechów; dłoń Casa obejmująca mu fiuta była początkowo zimna, ale szybko się rozgrzewała, kiedy mężczyzna ciągle go pocierał. Głos Castiela przedarł się jakoś przez mgłę pożądania i Dean chciał sie roześmiać, ale Cas miał rację- był cholernie twardy. Musiał sięgnąć w dół, powstrzymać Casa przed kontynuacją, te pewne siebie ruchy i ten zdeterminowany wyraz twarzy Castiela niemal wystarczyły, by już doszedł. Poruszył się pod drugim mężczyzną, pozwolił mu zdjąć sobie dżinsy i bieliznę i patrzył, jak Cas też się rozbierał. Pierwszy suw nagiej skóry na skórze był cudowny i Dean stęknął przeciągle.
- Mnh, Cas - wymamrotał, zaciskając zęby na dolnej wardze, kiedy poczuł na biodrze erekcję drugiego mężczyzny. - Potrzebuję tego, tak bardzo cię potrzebuję...
To, jak Cas trzymał go rozciągniętego, było wspaniałe, ale jednocześnie frustrujące. Chociaż mógł sprawniej korzystać z ramion, niż wcześniej, to nadal nie był w stanie obchodzić się z Casem tak, jak chciał. Innym razem, powiedział sobie i powiódł ustami po skórze nad sercem Casa. Jedną ręką pogłaskał partnera po boku i objął jego ciało, by położyć ją na pośladkach partnera, a to, jak Casowi zmieniła się twarz, powiedziało Deanowi, że to było dobre, że to było bardzo dobre. Przyciągnął go bliżej, dużo bliżej i uniósł biodra, gładząc palcami ciepłą skórę i drażniąc sie, ale nigdy nie znajdując tego punktu.
- Chcę twojego fiuta w sobie, Cas... no dalej...
Nie wiedział, jakim cudem zdołał się powstrzymać od dotykania Casa na wystarczająco długo, by sięgnąć do stolika, gdzie ze względu na skromność postawił butelkę lubrykantu, i wręczyć ją drugiemu mężczyźnie. Patrzył, jak Cas wylał sobie na ręce sporą ilość żelu, rozgrzał go, po czym sięgnął w dół, by go przygotować.
Pierwszy dotyk w dziurce był mieszanką rozkoszy, bólu i podekscytowania. Skłamałby mówiąc, że przez parę ostatnich tygodni i dłużej nie dotykał się, myśląc o swoim partnerze, i nawet przelotnie pomyślał o tym, by się przygotować, zanim Cas się pojawił. Ale to było coś szczególnego, za bardzo się zatracił, nie mógł nawet próbować temu zaprzeczać. To był Cas i Dean chciał poczuć wszystko, doświadczyć wszystkiego z nim.

Castiel był trochę oszołomiony tym, jaki Dean był gadatliwy. Zazwyczaj zachowywał się głośno, ale prawie zawsze było to stękanie lub inne dźwięki oznaczające rozkosz. I nie gadał tyle, kiedy Cas miał jego fiuta w ustach. Przygryzł sobie dolną wargę, by nie powiedzieć tego głośno, i wepchnął palec w Deanie głębiej, poruszając nim łagodnie w obie strony i dodając więcej lubrykantu, kiedy uznał to za konieczne. Wkrótce poruszał się z łatwością i Castiel pchnął nim w górę, szukając prostaty Deana.
Łatwo było stwierdzić, kiedy ją znalazł, ponieważ Dean krzyknął i wyprężyl się nad kanapą, dysząc ciężko. Cas wyszczerzył się i zrobił to znowu, śmiejąc się miękko, a jego uśmiech zrobił się złośliwy, kiedy zdał sobie sprawę, że prostata Deana wydawała się być dużo wrażliwsza, niż mógł mieć na to nadzieję.
- Jesteś taki wrażliwy - zakpił, ponownie muskając ten kłębek nerwów, i drugą dłonią potarł Deanowi fiuta, jednocześnie wsuwając w niego dwa palce; rozciąganie musiało piec. Dean był zbyt ciasny, aby mogło być inaczej.

Kurwa, to bolało. Dean czuł się rozdarty pomiędzy krzyczeniem z rozkoszy, gdy Cas wciąż gładził mu prostatę, a przeklinaniem pod nosem z powodu rozciągania.
- Bez j-jaj - wymamrotał, a reszta tego, co zamierzał powiedzieć, utonęła w głośnym jęku. Poruszył miednicą, wychodząc naprzeciw lekkim pchnięciom Castiela, rozpaczliwie pragnąc więcej. Jednego był pewien - że nie wytrzyma długo, nie przy tym, jak Cas uśmiechał się do niego i wciąż od nowa zginał palce. Wiedział już, że Cas lubił się z nim drażnić, lubił go podkręcać, a potem się wycofywał i powtarzał to, dopóki Dean nie miał innego wyboru, jak błagać go, by skończył. Teraz było tak samo, Cas wpychał w niego palce, ugniatał kłębek mięśni tylko na tyle długo, by Deanowi zaczął rwać się oddech, po czym wycofywał się, drugą ręką niemal z roztargnieniem pocierając fiuta swego młodszego partnera. - Cas, do cholery, rżnij mnie wreszcie! - krzyknął w końcu, łapiąc Casa za nadgarstek i gapiąc się na niego.

Castiel szerzej otwarł oczy, kiedy Dean na niego wrzasnął, po czym zmrużył je i odwzajemnił spojrzenie.
- NIE. Nie zamierzam cię skrzywdzić - powiedział ochryple, mocniej wpychając dwa palce w Deana. - Więc się z tym pogódź - pchnął mocniej, przy wyciąganiu rozsuwając palce; to, jak mięśnie nie chciały się rozciągać, było gorętsze niż cokolwiek, co Castiel w życiu czuł. Ostrożnie dołożył do środka trzeci palec i i oderwał Deana od bólu pochylając się i biorąc go w usta, małymi, narastającymi ruchami opuszczając się w dół. Od tej chwili nie zajęło to już dużo czasu, zanim drgające biodra Deana i pchające palce Castiela poluzowały go wystarczająco, tak, iż Cas miał wrażenie, że Dean nie będzie odczuwał zbyt wielkiego bólu, kiedy on w niego wejdzie.
Castiel poczuł zaskoczenie, kiedy pierwszy raz byli razem nago. Dean był o wiele grubszy, ale krótszy od niego o co najmniej cal. Cas wiedział, będąc ciekawym nastolatkiem, że sam liczył sobie prawie 8 cali, ale nie był aż tak gruby, jak Dean. Poza tym Dean był schludnie obrzezany, przez co główka jego fiuta zawsze była odsłonięta, kapiąca i różowa, a Castiel nie, co zafascynowało drugiego mężczyznę, kiedy pierwszy raz zrobił mu loda. Teraz była to po prostu kolejna z różnic między nimi, coś, na co można było patrzeć i katalogować, gdy tylko Castiel miał czas, gdy tylko myślał o Deanie. Co zdarzało się częściej, niż się nie zdarzało, w ciągu ostatnich paru tygodni.
Szybko wymacał gumkę, uśmiechając się pod nosem, kiedy zobaczył ich prawdziwy stos na stole tam, gdzie wcześniej stał lubrykant, po czym otwarł jedną i nałożył. Nie przeszkadzały mu, chociaż Dean nienawidził ich smaku, zapachu i dotyku. Castiel nie zamierzał robić niczego bez, nie bez wcześniejszych badań; nie chciał żadnego z nich w taki sposób narażać. Stęknął, nawilżając się, przesunął się na kanapie tak, że dla równowagi oparł jedną stopę o podłogę, po czym nachylił się nad Deanem i powoli musnął mu główką wejście.
- Dean, prowadź mnie... powiedz mi, jeśli to za dużo - nakazał poważnym, nie znoszącym sprzeciwu tonem, po czym zaczął się wpychać, jęcząc powoli pod wpływem absolutnie ciasnego gorąca, jakie otwierało się wokół jego fiuta.

Dean chciał mu się jakoś odciąć, coś w stylu "nigdy nie będę miał cię dość", ale wtedy Cas wepchnął się w niego i w oczach mu pobielało na kilka bolesnych sekund. Może to całe oszczędzanie się i nieprzygotowywanie się nie było aż tak dobrym pomysłem... Złapał się ramienia Castiela; mięśnie stabilnie poruszały się pod skórą. Odrzucił głowę z powrotem tak, skąd ją poderwał, kiedy Cas wsiąknął w niego, otwierając w milczącym krzyku usta. Wydało mu się, że usłyszał, jak drugi mężczyzna coś mówił, mamrotał pytania głosem grubym ze zmartwienia i z taką łagodnością, że Deana ścisnęło w piersi. Zdołał pokręcić głową, jeszcze ciaśniej chwytając Casa.
- ...dobrze... jest dobrze, Cas, po prostu... daj mi ch-chwilę...
Nie umiał powiedzieć, ile czasu jego ciało potrzebowało na dostosowanie, na przyzwyczajenie do rozciągania skóry, do grubego fiuta wypełniającego go, jakby był do tego stworzony. Kiedy znowu otwarł oczy, spojrzał na Casa wzrokiem zamglonym żądzą i bólem i kiwnął głową.
Pierwszych kilka pchnięć było powolnych i ostrożnych, od śliskiego tarcia skóry o skorę całe ciało Deana wibrowało. Wciąż trzymał się Castiela, drapiąc palcami jego ramię, podczas gdy drugi mężczyzna powoli wpadał w rytm, i Dean poczuł, jak z każdym ruchem ból ustępował, robiąc miejsce rozkoszy. Wybuchała iskrami w miejscu, w którym łączyły się ich ciała, płynęła Deanowi w górę kręgosłupa, do opuszków palców i wracała do stóp. Dean drżał, otwierając usta w chaotycznych pochwałach. Wtedy Cas znalazł jego prostatę i mężczyzna rzucił się nad kanapą z wyrazem niedowierzania na twarzy, a z ust dobiegł mu na poły śmiech, na poły płacz.
Stracił rachubę czasu, kiedy Cas robił to wciąż od nowa, teraz już się w niego wbijając, każdym pchnięciem trafiając w ten punkt i sprawiając, że Dean widział gwiazdy. Nie chciał, by to się skończyło, nie chciał, by Cas był gdziekolwiek indziej, niż w jego ciele, i bardzo chciał mu to powiedzieć, ale za każdym razem, gdy otwierał oczy, widział tylko błogi wyraz twarzy drugiego mężczyzny i przypominał sobie jego słowa, a każde z nich cięło mu skórę niczym zardzewiały nóż.
"Jeśli tego chcesz, to może to być tylko to", powiedział, "tylko... seks. Nic więcej."
Więc Dean trzymał dziób na kłódkę, jeśli nie liczyć nieuniknonych jęków, sapań i mówienia Casowi, jak mu było dobrze i że chciał go poczuć mocniej i szybciej. Próbował ignorować prawdę, jaką sobie uświadomił gdzieś po drodze, fakt, że to wszystko było kłamstwem, baśnią, którą postanowił wciąż opowiadać, aby tylko móc być blisko Castiela.
"Tylko... seks", pomyślał Dean i zamknął oczy, hamując nieuniknione łzy. "Nic więcej".
Gdzieś po drodze zmienili pozycję, teraz Dean klęczał nad Casem i opadał w dół na jego fiuta. Drugi mężczyzna podtrzymywał go, dbając o to, by on nie nadwerężał sobie ramion i rąk, i to było idealne. Kiedy Cas przekręcił ich znowu, stoczyli się z kanapy na dywan i dotyk szorstkiego nateriału na plecach sprawił, że Dean, jeśli to możliwe, stwardniał jeszcze bardziej.

Dean był cichszy, niż Castiel mógł sobie wyobrażać; biorąc pod uwagę, jak gadatliwy i niesforny był drugi mężczyzna, Castiel z jakiegoś powodu doszedł do wniosku, że Dean był tego rodzaju uległym partnerem, który siłą brał to, czego chciał. Zamiast tego Dean po prostu otwarł się pod nim niczym kwiat, wzdychając i przywierając, i Castiel więcej niż raz poczuł, że robiło się zbyt intensywnie, zbyt intymnie.
Co jakiś czas zmieniali pozycje, klepnięcie w biodro czy stęknięcie wystarczyło, by Dean się ruszył, i robili to znowu, Castiel wsuwał się z powrotem do środka, jakby to był dom i tam było jego miejsce. Stęknął, ponownie pchając w Deana tak, że jego plecy zadrapały o dywan; Castiel starał się możliwie najlepiej trzymać biodra drugiego mężczyzny, kiedy zaczął go rżnąć z całych sił. Stęknął, odrzucając głowę w tył, kedy Dean zacisnął sie wokół niego, uniósł biodra i zawył.
Dźwięki wydawane przez partnera trafiały do Castiela, wpełzały mu pod skórę i zagrzebywały się tam. Każdy jęk, każde wyszlochane "CAS!" sprawiały, że Castiel pragnął nigdy nie odchodzić, pragnął mieć to zawsze, i ta świadomość go przerażała.
Przekręcił Deana tak, że tamten wylądował na czworaka, i wszedł w niego znowu, ostro, a uderzenia skóry o skórę rozlegały się echem w pokoju.
- Kurwa, Dean... - Cas urwał, a biodra traciły mu rytm. - Dotknij się... zaraz dojdę, no dalej, no dalej - błagał, rozkazywał i kontynuował, teraz już szybciej, wypychając biodra do przodu. Dean pod koniec z pewnością będzie miał otarcia na kolanach i dłoniach, ale Castiel nie umiał się tym przejąć. Wbił palce w biodra Deana, wyciskając w nich siniaki; jeszcze raz ostro warknął imię Deana, po czym wepchnął się w niego ostrym, łamiącym się ruchem i doszedł mocno.
Na długą chwilę Castiel zatracił się, obmywany migoczącymi kolorami, tańczącymi mu w ciemności za zamkniętymi powiekami. Zadygotał, kiedy rozkosz przełamała sie nad nim, osłabiła go i sprawiła, że nie mógł utrzymać się w górze, wobec czego opadł, podtrzymując się obiema rękami na bokach Deana, od czego twarz mężczyzny niemal wcisnęła się w dywan pod nimi. Castiel wciąż dyszał, wydychając gorące, wilgotne powietrze w spocone plecy Deana, i nie mógł się powstrzymać, by go tam nie całować, zagłębienie pomiędzy jego łopatkami było tak piękne, że byłoby kpiną go nie dotykać.

Kiedy Cas doszedł, Dean poczuł to tak intensywnie, jakby to był on sam. Całe jego ciało się trzęsło, drgało nad nim, gdy drugi mężczyzna próbował zbliżyć się jeszcze bardziej, nawet teraz, gdy spuszczał się w gumkę głęboko wewnątrz Deana. Wysunął się i Dean niemal zaczął płakać z powodu straty, z powodu nagłej pustki. Cas zsunął się z niego, dalej całując go po szyi i łopatkach, a Dean przekręcił się, sięgnął ręką w dół i zaczął sobie obciągać. Czuł na sobie wzrok Castiela, nawet mając wlasne oczy zamknięte w skupieniu, a świadomość, że byl obserwowany, była zbyt gorąca, by ją znieść. Nie potrwało to długo, góra minutę szaleńczego ruszania dłonią, i również on doszedł, wykrzykując imię Castiela z mieszanką rozkoszy i żalu. Tak bardzo chciał, by Cas się pochylił, by dołączył do niego, gdy on leżał na dywanie, dysząc i lśniąc zadowoleniem. Chciał, by Cas go objął, by go trzymał, by całował go po skroni i szeptal mu słodkie głupstwa we włosy. Pragnął tego tak bardzo, pragnął tego... tak bardzo...
Ale Cas nie pochylił się, by go pocałować, nie położył się obok niego. Dean otwarł oczy i Cas wciąż na niego patrzył, a młodszy mężczyzna nie umiał zinterpretować wyrazu jego twarzy. Usiadł wreszcie, czując otarcia na ramionach i ból w tyłku z powodu tego, jak ostro Cas go wziął. Podpełzł do klęczącego mężczyzny i wspiął mu się okrakiem na kolana, po czym przechylili się i teraz to Cas leżał na plecach, a Dean unosił się nad nim. Młodszy mężczyzna wyszczerzył się do niego i pochylił, całując go lekko w usta.
- Mmm, to było dobre... - zamruczał i uśmiechnął się Casowi w usta.

Castiel wciąż był zbyt zszokowany, by się ruszyć, obraz, jakim był Dean, był o wiele za miły, by odwracać wzrok. Patrzył, jak drugi mężczyzna się poruszał, lśniący i spocony, jak prężył się we właną pięść, pocierając się aż do końca. Castiel musiał zdławić echo jęku, kiedy Dean doszedł, musiał się powstrzymać przed tym, by się nie schylić i nie wylizać go do czysta, by nie pocałować go mocno i nie poczekać tylko kilku minut, dopóki tamten nie byłby znowu gotowy.
Zamast tego trwał całkowicie nieruchomo, dopóki Dean nie wpełzł mu na kolana i praktycznie go nie przewrócił. Castiel wylądował na podłodze, sapiąc lekko, ale wtedy usta Deana wylądowały na jego ustach, więc nawet nie miał czasu się poskarżyć. Mruknął na zgodę, po czym miękko odwzajemnił uśmiech, obejmując plecy Deana i gładząc śliską skórę,
- Mmm... tak, było. I wydaje się, że z twoimi ramionami jest już prawie dobrze, biorąc pod uwagę, jak dobrze się dopiero co trzymałeś - powiedział kpiącym tonem, unosząc brew i uśmiechając się do Deana złośliwie. - Dobrze... jeszcze tylko kilka dni wolnego.

- Och, zamknij się - odpyskował Dean, ponownie uciszając go własnymi wargami. Boże, mógłby całować Casa godzinami i nie robić nic innego, nie ruszać się czy oddychać. Mógłby równie dobrze umrzeć, całując te spierzchnięte usta, smakując ten język i wdychając drugiego mężczyznę.
Później Dean wstał, choć nogi wciąż mu trochę drżały, i zaczekał, by Cas poszedł za nim do łazienki. Weszli razem pod strumień ciepłej wody, pozwalając jej zmyć ze swoich ciał pot i spermę. Cas zerżnął go znowu, tym razem powoli i w stałym tempie, i to Dean doszedł pierwszy, opierając dłonie płasko na szklanych drzwiach prysznica.
Patrzył, jak Cas ubierał się, i poszedł za nim do korytarza; oparł się o framugę patrząc, jak Cas wychodził na zewnątrz i zakładał swoją cienką kurtkę.
- Nie mógłbyś zostać? - słowa padły niespodziewanie i Dean pożałował ich w tej samej chwili. Cas wyglądał na potwornie zdezorientowanego i Dean nie umiał stwierdzić, czy tamten był wściekły czy zadowolony lub wystraszony, i to go doprowadzało do szału. - Przepraszam... przepraszam, zapomnij o tym - Dean odetchnął głęboko i zmusił się do uśmiechu, uśmiechu, który nie sięgał mu oczu. - Do zobaczenia, partnerze.
Drzwi zamknęły się, zanim Cas zdołał odpowiedzieć, zanim mógłby się wkurzyć, zanim mógłby wszystko odwołać... zanim mógłby powiedzieć Deanowi, by ten wynosił się z jego biura i z jego życia.
Dean leżał tej nocy bezsennie na szorstkim dywanie w swoim salonie, ubrany jedynie w bokserki, i gapił się na cienie tańczące na suficie, dopóki nie wstało słońce i nie przegoniło ich. Uświadomił sobie, że płakał, dopiero wtedy, kiedy dotknął twarzy i poczuł na policzkach zaschnięte łzy. I już wiedział. Wiedział, że to była pomyłka, że to go tylko krzywdziło, że ten zraniony, zdystansowany mężczyzna stał się dla niego najważniejszą osobą w życiu. Że zakochał się w Castielu.

- Do zobaczenia... Dean - powiedział Castiel do zamkniętych drzwi, unosząc w zmieszaniu brwi. O co tu chodziło? Gapił się na drzwi jeszcze przez sekundę, marszcząc się, gdy nie odpowiedziały na jego pytanie, po czym odwrócił się i poszedł ścieżką na ulicę, na której jego samochód na szczęście nadal stał zaparkowany. Wszedł do środka i pojechał do domu, po czym zasnął niemal w chwili, w której się położył. Jednak nie był to sen pozbawiony snów.
Castiel śnił ten sam sen, co zwykle. Był tam ciemny magazyn, echo butów na betonowej podłodze, a potem rozległy się strzały. Biegł, biegł przez ciemność, w stronę plamy światła, które sączyło sie w dół z zepsutego okna, a promienie oświetlały postać leżącą na zimnym betonie i wykrwawiającą się. Padł na kolana tuż obok mężczyzny i podniósł go, tak jak w każdym śnie przedtem, i Castiel już wiedział, że było za późno, że nie mógł go uratować. Jednak coś było inaczej i Castiel obudził się z krzykiem, otwierając szeroko oczy w ciemnościach nocy, wyrwany ze snu uświadomieniem sobie czegoś.
Mężczyzną w jego ramionach nie był Baltazar. To był Dean.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:55, 04 Wrz 2013    Temat postu:

*scroll, scroll, czytu czytu, scroll* CZY JA WIDZĘ CZERWONY TEK... O MÓJ BOŻE TAK, WIDZĘ O MÓJ BOŻE ROZDZIAŁY O MÓJ *jeb z krzesła*
Innymi słowy Lin nie zdążyła jeszcze wypić kawy.
Gify zwierzęco ciachowe widziałam wczoraj i zaaawowałam się jak głupia, za to prognozy do dziewiątki zmroziły mi resztki krwi w żyłach. JESZCZE dramatyczniej? Sammy będzie latał po kraju i się wykrwawiał, Dean znowu dostanie w rzyć od samego siebie, o Casie nawet nie wspominam... A to wszystko z dramą WIĘKSZĄ niż do tej pory? Do widzenia.
A co do szpitali- moim rekordem było osiem i pół godziny czekania, aż się zwolni łóżko, bo tak, przyjmą mnie dzisiaj, ale mam tu sobie posiedzieć i poczekać aż będzie miejsce. Także... Dobrze, że mimo wszystko potwierdzą telefonicznie ._.
A teraz... CZYTAĆ @.@ Słodki Thorze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:01, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Baw się dobrze :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:07, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Zapomniałabym na śmierć, zanim wezmę się za czytanie- dlaczego niby mam płakać SAMA...?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:20, 04 Wrz 2013    Temat postu:

Widziałam, czytałam, odwiedziłam devianta, na forum też już było, serducho ścisnęło mi sie boleśnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 441, 442, 443 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 442 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin