|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 16:46, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Ja tak na szybko, bo nie lubię z komórki pisać elaboratów (rozpiszę się w pełni, jak do domu wrócę). Zaiste, wspaniały był to pomysł, żeby te rozdziały wrzucić hurtem, bo - jak przypuszczałam - detalu bym nie przeżyła @_@ już musiałam gryźć paznokcie, żeby nie wyć, a scena pożegnania w mieszkaniu Casa totalnie mnie rozbiła. Zdążyłam zapomnieć, jak to łapie za serce. Ale na szczęście są takie sceny jak ta, w której Dean każe się ojcu odpierdolić, dzień od razu robi się lepszy :D
Pat, kochanie, jak zwykle doskonała robota :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:03, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Ok, Lin zobaczyła wrzutę, rzuciła się na nią jak szczerbaty na suchary, po czym uświadomiła sobie, jaka sceną ją teraz czeka i tak jakby zastopowała xD Hufff, trzy głębokie wdechy i czytamy.
Ty pieprzony DUPKU bez FIUTA, cholerna afirmacjo królika, idioto debilu tchórzu nienawidzę cię Dx
"Gdyby doszło do bójki, Castiel wiedział, że John mógłby mu naprawdę zrobić krzywdę, a nie był nawet pewien, czy Dean próbowałby powstrzymać swego ojca." Ty PIEPRZONY DUPKU. John jest chujem, ok, uberchujem, co nie zmienia faktu, że jeśli Cas w ogóle sobie tak pomyślał, to na niego, kurwa, nie zasługujesz.
JA PIERDOLĘ. Podobno inteligentni ludzie umieją wyrażać emocje bez użycia przekleństw, co dożywotnio dyskwalifikuje mnie z tej kasty, ale KURWA. Autentycznie, słowa Johna nie bolą mnie nawet w jednej setnej jak to, ze Dean nie reaguje i w jednej tysięcznej nie tak, jak reakcja Castiela. mvjknsvuawnvkwsngvubq eajfcnujvb ARRRRRRRGH.
Nie, bez kitu. Sammy w tym ficzku to po prostu
I Jess też. Dobrali się, Słonka ;_;
Caaassy ;_;
Dajcie mi nóż. Cholera, dajcie mi złamany plastykowy widelec, ja go kurwa zabiję. Zapętlę sobie moment śmierci Johna Winchestera z serialu i zrobię z niego gif, a potem ustawię go jako wygaszacz. mvknujujnbeoubn ujbenvbuo;eeauio
ARRRRRRRRRRRGH...!
Odnoszę wrażenie, ze wszystkie postaci w tym ficu oprócz dwójki najstarszych Winchesterów to słoneczka są. Dla równowagi chyba. No, może oprócz szefa. Ale Baltazar Dx
Och, Deano, biedactwo ty moje, jakżeż mi cię żal. Żebym się zaraz, cholera, nie rozpłakała.
Ok, jestem na ślicznej scenie seksu, kiedy łupnęła mnie myśl, ze ten fic mógłby się tu skończyć i zaliczyłam atak paniki :D To jeden z najsłodszych ficów, bo jedyna fabułą opiera się na romansie, jeden z najpiękniejszym, najbardziej uroczym zakończeniem, a mimo to BOLI JAK CHOLERA prawie cały xD Przecież 'Proszę, bądź szczęśliwy' i 'bez ciebie nie mogę', no od razu oblejcie mnie benzyną i podpalcie o.O
Słowa 'Przełącz na kanał 5.' już zawsze będą wywoływały u mnie motylki w jajnikach ._.
Wcale nie płaczę. Wcale nie płaczę. Kogo ja oszukuję, płaczę i piszczę Dx
"Cóż, zaraz dodamy do nich kolejnego." Waaaaah! :D :D :D Bogowie, dalej jesteś dupkiem, ale już cię nie nienawidzę xD
Jestem strzępeczkiem człowieka. Zaczęłam wyjąc ze złości, skończyłam spłakana jak bóbr.Mogłabym czytać to zakończenie sto razy i sto razy bym ryczała. A po polsku w ogóle, jak wrzątkiem przez zwoje o.O W PAtowym tłumaczeniu cały fic czyta sie zdecydowanie intensywniej. Po raz kolejny jestem w ciężkim szoku, ze przeżyłam xD Ale fic był cudowny, zresztą jeden z moich absolutnie ukochanych i dzięki Ci Pat, Kochanie, za to wspaniałe tłumaczenie. Jessu, jestem tak rozemocjonowana po tym zakończeniu i szczęśliwa i w ogóle, a od równoczesnego szlochania i śmiechu krok do histerii xD Cudowny, CUDOWNY ficzek. Fabuła, seks, wyraziste postaci, zakończenie, emocje, Dżizas
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 17:04, 01 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:38, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
A to przecież jeszcze nie całkiem koniec :) Ale cieszy mnie taka reakcja, bo na scenie pożegnania oczy mnie zapiekły...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:41, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Okej. Tako więc mnie nie zostało nic do powiedzenia, bo Lin powiedziała już wszystko XD
Ha! W czytaniu wersji oryginalnej i tłumaczeniu dobre jest to, że różne sceny odbiera się inaczej. I tak na przykład w oryginale przy pierwszym czytaniu najbardziej oberwałam w jestestwo sceną w sypialni Deana. Z Johnem zatańczę-na-twoim-grobie-jak-zdechniesz-w-samotności Winchesterem. Bo boszz, naprawdę bałam się, że dojdzie do rękoczynów i skończy się źle. A Dean będzie stał i patrzył, bo tatuś trzyma w garści jego jaja. Huff. Huff. Ale teraz przy czytaniu miałam święty spokój (sesja się skończyła i nie mam nic do roboty w robocie) i mogłam się we wszystkim wytarzać jak pies w błocku. Czy jakoś tak. W każdym razie. Na scenie pożegnania naprawdę ścisnęło mnie w gardle. Bo Chucku na wysokościach. Dean wie, że się nie ujawni. Cas wie, że nie chce był dirty little secret. Dean szepcze podczas seksu "nie zostawiaj mnie". Cas dopowiada po seksie, że bez Deana szczęśliwy nie będzie. I to była jedna z tych takich paradoksalnych scen seksu, która jest gorąca, ale na której człowiek płacze ze smutku, bo wie, że to seks na pożegnanie i żaden z nich nie sądzi, że drugiego kiedykolwiek zobaczy. I obaj wiedzą, że bez siebie nic nie ma sensu, bo szczęście jest w ramionach tego drugiego. I Cas, Cas biedactwo, który leży na kanapie i czeka, aż wywietrzeje z niej zapach Deana i nienawidzi się za to, że mu zejdą malinki z szyi. Ten fik napisany został po to, żeby nas wszystkie wpędzić do grobu.
Na szczęście Dean postanowił odzyskać jaja, posłać ojca w diabły i zawalczyć o swojego faceta. I Baltazar jest moim osobistym bohaterem, bo nie kazał się Deanowi odstosunkować, tylko mu pomógł :3 Maj hiroł <3
A to, co nas jeszcze czeka będzie cholerną wisienką na torcie i nic już nie boli <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:49, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Przy czym ja najpierw wrzucę tego oneszocika, a potem rozdział 18, żeby było chronologicznie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:47, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Zdycham szczęściem @.@ Tak się cieszę, że tego minifica też przetłumaczysz, Pat...!
A teraz zabieram się za Angelhawke. I będę się w nim tarzała jak pies w błocku xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:04, 01 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Lin napisał: | Zdycham szczęściem @.@ Tak się cieszę, że tego minifica też przetłumaczysz, Pat!] |
Jakże bym mogła inaczej?? Przecież ten ficzek czasowo znajduje się między rozdziałami 17 i 18. Poza tym, zostawić go odłogiem byłoby zbrodnią...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 9:00, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
No to zgodnie z obietnicą, reszta ficzka :) Momentami jest aż za słodko :DDD Ale to w ramach równoważenia wcześniejszego angstu; smacznego!
GDZIEKOLWIEK Z TOBĄ JESTEM
W kuchni grało radio, a Dean sobie do niego podśpiewywał, złożywszy nogi na stole i zdecydowanie ignorując wszystkie gazety zaśmiecające mu dom; pozwalał też, by telefon dzwonił. Pieprzyć teraz wszystko i wszystkich; Dean pierwszy raz od DAWNA był szczęśliwy i zamierzał ignorować wszystko, co mógł, aby utrzymać ten stan rzeczy.
Było już około 13.00, według zegara na ścianie, i Dean rozważał wyjście i kupienie jakiegoś jedzenia, zanim Cas się obudzi. Postanowił tego nie robić, kiedy skrzywił się na wspomnienie przedstawicieli prasy koczujących mu pod bramą, i wiedział, że w najbliższej przyszłości nie było mowy, aby umknął im wyłącznie nosząc czapkę z daszkiem oraz okulary przeciwsłoneczne.
Potem przypomniał sobie, jak dziś rano zostawił Casa, wtulonego w poduszkę i z włosami jeszcze bardziej rozczochranymi, niż zwykle, z ustami lekko rozchylonymi i delikatnie pochrapującego. Uświadomił sobie, że było to absolutnie warte bycia w najbliższej przyszłości w areszcie domowym, ponieważ Cas przesypiał porę lunchu z powodu cholernego WYCZERPANIA wywołanego tym, jak szybko i mocno robili to zeszłej nocy.
Po TYM szczególnym wspomnieniu w spodniach od piżamy drgnął mu fiut, ale Dean odpędził to siłą woli. Cóż, przynajmniej do chwili, dopóki Cas nie wstanie.
CAS, pomyślał znowu, wiedząc, że na samą myśl o nim szczerzył się radośnie i głupkowato. Nigdy naprawdę nie sądził, że będzie to miał; Casa w swoim łóżku, a przed nimi przyszłość, której nie zaciemniały kłamstwa i ukrywanie się. Ale teraz to miał, miał CASA, i chociaż utrata innych rzeczy bolała (na przykład taty, i pewnego dnia zamierzał o tym z Casem pogadać, ale akurat teraz był SZCZĘŚLIWY i nie chciał tego niszczyć), to obecna sytuacja była tego aż nadto warta.
Ostatnie siedem lat było, oględnie mówiąc, trudnych. Noc, kiedy to opuścił Casa, była jedną z najgorszych nocy w jego życiu, szczerze mówiąc porównywalna z nocą śmierci jego mamy. Samo MYŚLENIE o tym, co ujrzał we wstecznym lusterku, kiedy odjeżdżał, wystarczyło, by skręcało go w brzuchu, a krew lodowaciała. Widok Casa – silnego, dzielnego, IDEALNEGO Casa – opadającego na ziemię, kulącego się w sobie i wyglądającego na tak cholernie małego i bezbronnego, że oczy Deana zapiekły, bolał go bardziej niż jakiekolwiek słowa, jakie tamtej nocy rzucił w jego stronę Sam, bardziej niż ojciec, rozczarowany nim silniej, niż Dean uważał za możliwe, niemal NIENAWIDZĄCY go tylko za to, że się zakochał.
Resztę tamtej nocy spędził przewracając się bezsennie na łóżku. Usłyszał, jak brat Casa, Michael, przyszedł do nich pytając, gdzie był Cas, ale zanim Dean zszedł na dół, aby zapytać, czemu, u licha, wciąż nie było go w domu, jego ojciec zamknął Michaelowi drzwi przed nosem.
Dopiero godzinę lub półtorej później usłyszał samochód na sąsiednim podjeździe, ujrzał Michaela wyciągającego Casa z siedzenia pasażera i dosłownie niosącego go do domu. Ten widok prześladował go od tamtej nocy i był powodem, dla którego zamierzał następnego dnia iść do Casa i powiedzieć, że było mu przykro, że mogli być razem i że mogliby znaleźć sposób na przekonanie jego taty.
Ale gdy wreszcie zebrał się na odwagę, Cas zdążył już spakować wszystkie swoje rzeczy do samochodu swego kuzyna Gabriela i odjechać. Wtedy Dean uświadomił sobie, że był, kurwa, samolubnym dupkiem, który na Casa nie zasługiwał, i że dać mu odejść było prawdopodobnie czymś bardziej uprzejmym.
Potem poszedł do college`u, ciężko pracował i próbował udawać, że Harvard nie leżał tylko o godzinę drogi dalej, że może nie trzeba by było zaledwie krótkiej przejażdżki, aby może mieć szansę. Nigdy sobie na to nie pozwolił, ponieważ Cas, do cholery, zasługiwał na coś lepszego, a Dean zamierzał mu to umożliwić. Nie powstrzymało go to jednak od zauważenia, że Cas dostał pracę w Post. Nie powstrzymało go to od sprawdzania każdego numeru, czy Cas coś w nim napisał, a także wykupienia prenumeraty celem wspomożenia swego niezdrowego nawyku. Zaczął nawet zbierać napisane przez Casa artykuły i przechowywać je z tyłu swojej szafy, niczym w jakiejś chorej kapliczce.
Nikt o tym nie wiedział, a Dean zamierzał to utrzymać.
A potem… potem zaproponowali mu tam artykuł. Powiedzieli, że zrobią wszystko, by go namówić, ale wszystko, o czym Dean mógł samolubnie myśleć, to było JESZCZE JEDNO SPOTKANIE. Więc zgodził się i, cóż…
Zasadniczo rzecz biorąc skończyło się to tym, że Dean ujawnił się w telewizji krajowej, zwracając się do Casa za pośrednictwem jebanych KAMER i tymi samymi słowami, które wyrzekł Cas, mając szesnaście lat, pytając, czy wciąż miał jeszcze szansę, a potem niecierpliwie czekając z Baltazarem w swoim domu, podczas gdy prasa została wyprowadzona.
Mniej niż kwadrans później rozległo się wariackie brzęczenie u drzwi, a Dean był zbyt sparaliżowany strachem, by wstać i je otworzyć, więc musiał to zrobić Baltazar. Również on otwarł drzwi i Dean był tylko w stanie wstać, w chwili, w której Cas wpadł przez drzwi, wyglądając na wymiętego, zszokowanego i kurewsko PIĘKNEGO.
Praktycznie tylko o tym Dean miał czas pomyśleć, zanim Cas dosłownie nie RZUCIŁ mu się w ramiona i nie zaczął go całować, mocno, do bólu i uśmiechając się przy okazji. Dean odwzajemniał mu się tym samym, objąwszy go w talii. Podniósł go i zaśmiał się zdyszanym głosem w przestrzeń między ich ustami. Nie zauważyli, kiedy Baltazar się usunął, głównie dlatego, że następnie Dean rzucił Casa na kanapę i rozpoczął seks-maraton, którym była zeszła noc.
Cóż, wydawało się czymś właściwym, aby wynagrodzić sobie wszystko, co przeszli, by znaleźć się tutaj, poprzez uprawianie seksu na praktycznie każdej powierzchni w domu Deana.
Prawdę mówiąc jeszcze w kuchni tego nie zrobili, jak zauważył Dean wracając do teraźniejszości. Zamierzał to nadrobić, gdy tylko Cas do góry postanowi zwlec swój, prawdopodobnie bardzo obolały, tyłek z łóżka. W radiu zmieniła się piosenka, zaczęło z niego płynąć jakieś gówno w stylu Indie, o którym nigdy nie słyszał, ale był zbyt zadowolony, siedząc na swoim miejscu, aby wstać i zmienić stację, więc po prostu oparł się wygodnie i przymknął oczy.
- Czemu tego słuchasz?
Dean otwarł gwałtownie oczy i ujrzał w drzwiach Casa, z policzkiem pełnym odgnieceń i noszącego, o cholera, bokserki Deana i nic więcej.
Deanowi zaschło w ustach.
- Um – zaczął, wciąż skupiony na CASIE W SWOICH UBRANIACH, ponieważ wyzwalało to w nim coś zaborczego. Szczególnie, że skąpe odzienie pozwalało Deanowi zobaczyć malinki na jego szyi, wokół sutków, po wewnętrznej stronie ud. Musiał się fizycznie otrząsnąć z osłupienia, kiedy zauważył, że Cas wciąż się na niego gapił, uniósłszy jedną brew oraz kąciki ust w uśmiechu. – Zbyt leniwy, by wstać i to zmienić. A skoro o lenistwie mowa – to już popołudnie, księżniczko.
- Zamknij się, Winchester – odparł Cas, przewracając oczami. Na twarzy miał czuły uśmiech, a Deanowi niemal stanęło serce, kiedy pomyślał, że znowu TYM będą. Niemal już zapomniał, co to znaczy szczęście, ale wszystko pospiesznie do niego wracało, gdy tylko Cas się uśmiechał. – I przestań się tak na mnie gapić. Wpędzasz mnie w kompleksy.
Dean posłał mu uśmieszek.
- Nie moja wina, skarbie, że w moich bokserkach jesteś taki gorący – powiedział, ciesząc się ogromnie, że mógł zobaczyć, jak po tym komplemencie Casowi zaczerwieniła się szyja.
Cas parsknął śmiechem, odwrócił się i stanął na palcach, aby w poszukiwaniu jedzenia sprawdzić szafy wyżej. Z miejsca, w którym siedział, Dean miał, kurwa, FANTASTYCZNY widok na jego ciało, na zgrabne mięśnie pleców, miękką krzywiznę tyłka i blade połacie całej tej SKÓRY.
Skóry, której, jak sobie Dean uświadomił, miał teraz prawo dotykać, więc szybko wstał, aby się do niej dostać.
- Hej! – wykrzyknął Cas, kiedy Dean złapał go z obu stron za biodra. Odwrócił się w ramionach Deana, a mężczyzna podążył za tym ruchem i objął Casa w talii. Poczuł pod dłońmi ciepłą skórę i uśmiechnął się pogodnie. Cas uniósł brew, również się uśmiechając. – Co ci się wydaje, że robisz?
Wyszczerz Deana przeszedł w uśmieszek.
- Cóż, miałem tak jakby nadzieję, że cię przelecę.
Cas prychnął.
- Zabawne – odparł sarkastycznie, ale Deanowi ciężko było się tym przejąć, gdy Cas obejmował go za szyję.
- Tak myślałem – wymruczał Dean, pochylając się, by pocałować Casa, by wsunąć się między te różowe usta i spleść razem ich języki.
Nieświadomie postąpił krok naprzód, biodrami przypierając Casa do kuchennego blatu i przełykając jego jęk, gdy zetknęli się genitaliami. Zaczął krążyć miednicą, jedną dłonią wciąż mocno obejmując Casa w talii, a drugą przesunął mu na szczękę i zaczął ją gładzić kciukiem. Trwali tak przez nieokreślony czas i dopiero wtedy, kiedy fiut Deana stwardniał za bardzo, by go dłużej ignorować, kiedy również na swoim udzie poczuł erekcję Casa, to złapał mężczyznę za uda i posadził go na blacie.
Kiedy się to stało, Cas cicho pisnął.
- Dean! – zaprotestował, ale rozsunął nogi, by mężczyzna mógł między nimi stanąć, a Dean tylko się zaśmiał i skubnął mu szczękę.
- Skarbie, kolana po wczoraj wciąż mnie bolą – wyjaśnił, wciskając słowa w skórę Casa. – Chcę się dostać między te twoje śliczne uda nie wyrządzając im dalszych szkód, jeśli ci to nie przeszkadza. W końcu jestem sportowcem.
Kwilenie Casa zabrzmiało na nieco zdławione, a Dean uznał je zarówno za zgodę, jak i zwycięstwo.
Ponownie objął Casa w talii, ponownie wsunął mu język do ust i w odpowiedzi poczuł, jak Cas objął go nogami. Uśmiechnął mu się w usta, ujrzał, jak Cas odchylił głowę na szafkę z cichym łupnięciem, po czym potraktował oferowaną sobie bladą skórę szyi Casa jak prezent, jakim była, ssąc malinki, jakie już na niej były.
- Dean – wydyszał Cas, rzucając biodrami w powietrze w poszukiwaniu tarcia, którego Dean nie zamierzał mu dać. – Dean, PROSZĘ.
Dean tylko zachichotał, zahaczając kciukami o boki bokserek Casa, a właściwie to SWOICH, jak sobie z uśmiechem przypomniał.
- Jaki niecierpliwy – pouczył, całując Casa po piersi, aż wreszcie zawisł ustami nad ślicznym, różowym sutkiem, twardym i, kurwa, PYSZNIE wyglądającym. – Trzeba cię nauczyć trochę manier, co?
Stęknięcie Casa zagrzmiało mu w piersi, wibrując Deanowi przy ustach.
- DEAN – próbował ostrzec Cas, ale sądząc po tym, jak jego pierś gwałtownie się unosiła i opadała, Dean doszedł do wniosku, że mężczyzna lubił to bardziej, niż był teraz skłonny przyznać. – Dean, dotknij mnie.
Dean dmuchnął na sutek Casa sprawiając, że stwardniał jeszcze bardziej, i wydzierając z mężczyzny jęk. Zerknął mu na twarz i ujrzał, że Cas patrzył na niego szeroko otwartymi, niebieskimi, jasnymi oczami, zarumieniony i przygryzający sobie dolną wargę. Widok ten sprawił, że fiut Deana drgnął boleśnie mocno, i mężczyzna zapragnął sprawić, aby Cas jęczał tak ładnie, jak to wiedział, że potrafi.
- Nie wydaje mi się – wymruczał Dean, z powrotem spoglądając na pierś Deana. Cas wydał z siebie zdyszany, pełen frustracji dźwięk, a Dean uznał, że dostawał on dokładnie to, czego chciał. – Myślę, że tak ci przeze mnie stanie, że będziesz mnie BŁAGAŁ o mojego fiuta, skarbie. Nie dotknę cię, dopóki nie uznam, że jęczałeś wystarczająco ładnie i wystarczająco ładnie prosiłeś o mojego fiuta w swoim tyłku.
Dean podkreślił to zdanie liżąc twardy guzek, a Cas, kurwa, STRACIŁ nad sobą panowanie. Wbił Deanowi tępe paznokcie w plecy, wydrapując na nich znaki, które Dean postanowił uznać za przypomnienie, jakim był, kurwa, szczęściarzem. Z jego ust padały nonsensowne, zdyszane słowa, a w jego tonie pobrzmiewał szacunek za każdym razem, gdy Dean słyszał swoje imię.
Postanowił zareagować pozbawiając Casa wszelkich resztek rozsądku, jakie mu jeszcze zostały, zostawić go drżącego i roztrzęsionego i DOKŁADNIE takiego, jak lubił. Złapał sutek Casa między zęby, nieznacznie nacisnął i usłyszał syk mężczyzny, po którym nadeszło szeptane „Nie przerywaj”.
Szczerze? Dean nie planował niczego w tym rodzaju. Przygryzł sutek mocniej i przejechał po nim językiem, wciąż trzymając go między zębami. Poczuł, jak Cas się zatrząsł pod jego dłońmi, które Dean położył mu na żebrach. Utrzymał to nieustępliwe tempo i w ciągu kilku sekund Cas zaczął się wić, zaciskając pięści na włosach Deana i konwulsyjnie otaczając go nogami w talii.
Dean ciągnął to tak długo, jak zdołał wytrzymać (mogły to być minuty, mogły i godziny, Dean za bardzo zatracił się w Casie, by to w ogóle zauważyć), dopóki fiut nie zaczął mu za bardzo protestować z powodu braku zainteresowania i mężczyzna musiał przerwać.
Kiedy to zrobił, Cas zaprotestował i otwarł oczy. Spojrzał w dół na Deana, mocno zarumieniony i rozczochrany jak cholera.
- Proszę, Dean, zerżnij mnie – szepnął. – Tak bardzo chcę, żebyś to zrobił.
Deanowi zaparło dech.
- Tak, skarbie – wymruczał, unosząc się, by szaleńczo całować Casa w usta. – Właśnie tak.
Cas skorzystał z tej zachęty, mamrocząc pod nosem litanię składającą się z RŻNIJ MNIE, PROSZĘ, DEAN oraz TAK BARDZO TEGO POTRZEBUJĘ. Po tych słowach Dean jęknął głośno, a kiedy spróbował za jednym zamachem zsunąć w dół swoje spodnie od dresu i bokserki, odkrył, że trzęsły mu się ręce. Dokonał tego jednak, wyszedł z nich i kopnął je w jakimś nieznanym kierunku, po czym, nie marnując czasu, ściągnął również szorty Casa z jego szczupłych bioder. Żeby Dean mógł tego dokonać, Cas musiał podnieść tyłek, zaś myśli Deana pobiegły do tego, co wkrótce miał z tym tyłkiem zrobić.
- Cholera – wysapał, rzucając gdzieś bokserki Casa i łapiąc go za tył ud. Poczuł się przytłoczony tym, co się przed nim znajdowało: Cas był w jego kuchni, całkiem nagi i rozłożony tam dla niego, ufający, z tymi szeroko otwartymi, niebieskimi oczami, i wreszcie znowu JEGO, po wszystkich tych latach. Uniósł się nieco i mocno pocałował Casa w kącik ust, po czym jeszcze szerzej rozsunął mu uda. – Szerzej rozłóż dla mnie nogi, aniołku.
Cas posłuchał automatycznie, szerzej rozkładając nogi i przesuwając tyłek na krawędź blatu, aby Dean miał łatwiejszy dostęp. Jego fiut był twardy i ciekł mu na brzuch; wilgoć perliła się na czubku i gdyby Dean nie był tak skupiony na tym, aby praktycznie zaraz zacząć Casa rżnąć, byłby wsunął sobie główkę między wargi, liżąc dziurkę i smakując Casa w każdy możliwy sposób.
Dean wsunął sobie dwa palce do ust i ssał je dopóty, dopóki nie zrobiły się wystarczająco mokre. Cas przywarł spojrzeniem do tych ruchów; jego fiut drgał mu przy brzuchu i mężczyzna co chwilę oblizywał sobie usta. Dean wyjął sobie palce z ust i w odpowiedzi posłał mu uśmieszek, jednocześnie wodząc nimi po szparze między pośladkami Casa.
- Następnym razem – obiecał i włożył do środka dwa palce na raz.
Cas wciąż był luźny i otwarty po zeszłej nocy, zdolny przyjąć tyle, ile Dean miał ochotę mu dać. Dean stęknął, czując go wokół swoich palców, a fiut zadrgał mu ochoczo. Nie minęło dużo czasu i Cas zaczął błagać o trzeci palec, a Dean posłuchał z łatwością, zbyt blisko szczytu, aby teraz naprawdę czekać.
Wsuwał je i wysuwał, wyrywając Casowi z piersi jęki, które echem odbijały się po pokoju. Był to jedyny dźwięk, na jakim Deanowi zależało; całkowicie zapomniał o tej gównianej muzyce Indie. Zgiął palce i ustawił je pod odpowiednim kątem, a Cas drgnął. Zakwilił zduszonym głosem i tak mocno wbił Deanowi paznokcie w plecy, że mógł faktycznie zadrapać je do krwi.
- Jestem gotów – nalegał Cas, a Dean oderwał wzrok od widoku swoich palców poruszających się w ślicznej dziurce Casa i spojrzał mu w oczy. – Dean, rżnij mnie wreszcie. Proszę.
Dodał to ostatnie słowo jakby po namyśle, a Dean stęknął, gdy zdał sobie sprawę, że było tak dla jego własnego dobra, aby trzymać go w spokojności. Że Cas chciał się upewnić, iż fiut Deana w bliskiej przyszłości znajdzie się w jego tyłku.
Uderzyła go pewna myśl i Dean aż się skrzywił, przeklinając swój brak pomyślunku.
- Nie ma gumki – wycedził, walcząc z sobą, by nie powiedzieć po prostu WALIĆ TO i zrobić to mimo wszystko.
- Nie obchodzi mnie to – odparł Cas przez zęby. – Po prostu mnie przeleć, jest dobrze.
A kim był Dean, aby temu odmówić?
Stęknął, odsuwając jedną dłoń z talii Casa, by pokierować swoim fiutem, i szturchnął główką jego śliczną, różową dziurkę. Oczekiwanie drzemało mu pod skórą, brzęczeniem wpełzając mu do żył i sprawiając, że płonęły mu nerwy. Przerwał na sekundę, aby odetchnąć, aby pocałować Casa miękko w ramię, a potem cal po calu zaczął się wsuwać do środka.
Cas zasyczał pod wpływem tego doznania i objął Deana w talii, aby ten zaczął się ruszać szybciej, aby wsiąkł głębiej. Dean nie miał pojęcia, skąd wzięła się nagła siła Casa, ponieważ jako nastolatek ledwo był w stanie unieść kij do baseballu, a co dopiero wciągnąć głębiej w siebie dorosłego mężczyznę.
Ale z drugiej strony Cas nie miał powodu, aby kiedykolwiek naprawdę CHCIEĆ podnieść ten kij. Tego jednak wyraźnie chciał.
- Kurwa – powiedzieli obaj jednocześnie, kiedy Dean był już w pełni w środku. Odczekał kolejną sekundę i tylko oddychał, zamykając oczy i natychmiast odcinając się od wszelkich doznań, byle tylko nie dojść, zanim w ogóle zaczął.
- Rusz się, proszę – ciągnął Cas, wciąż trzymając Deana w talii, więc Dean wiedział, że w tej kwestii nie miał wyboru. Nie, żeby i tak nie zamierzał posłuchać, ale był całkiem pewien, że gdyby był umysłowo niepełnosprawny i postanowił tego nie zrobić, to Cas i tak zdołałby mu to wyperswadować.
Wobec tego Dean zaczął kołysać biodrami do przodu, radując się kwileniem Casa i robiąc mu więcej malinek na każdym skrawku nietkniętej skóry. Szczerze mówiąc, nie zostało jej zbyt dużo, ale wystarczająco, aby Dean mógł zaszaleć z ustami, językiem i zębami. Cas również kołysał miednicą, kontrując każde z pchnięć Deana własnym ruchem w dół. Dean ustanowił tempo, ostre i nieustępliwe, szybkie i oszałamiające.
Poruszali się płynnie razem, Dean obejmował Casa za żebra, wodząc dłońmi w górę i w dół jego bioder, obejmując nimi jego uda i pociągając go na siebie w trakcie niektórych pchnięć. Dean wiedział dokładnie, pod jakim kątem się ustawić, aby trafić Casa w prostatę, wiedział, jak ustawić mu biodra i wiedział, które jęki Casa oznaczały, że trafił.
To się nie zmieniło od czasu, gdy byli nastolatkami, a Dean czuł nieskończoną wdzięczność za to, że nie musiał się uczyć nowych ruchów.
Minął jakiś okres czasu, którego Dean nie był zbyt świadom, za bardzo się skupiwszy na rzucaniu biodrami o uda Casa, na odczuwaniu Casa, gorącego, ciasnego i IDEALNEGO, wokół swojego fiuta. Wkrótce ( a może nie wkrótce, w ogóle nie miał pojęcia i ledwo go to obchodziło, skoro wiedział, że Cas też był blisko) opuścił usta na spodnią stronę szczęki Casa. Zlizał pot, który gromadził się Casowi na obojczyku, na co mężczyzna jęknął głośno i mocniej, szybciej oraz bardziej chaotycznie naparł biodrami w dół.
- Proszę, Dean, dotknij mnie – błagał. – Jestem blisko, Dean, PROSZĘ.
Deanowi już dawno przeszła ochota na drażnienie się, więc puścił jedno z ud Casa i złapał jego fiuta, obciągając go w takim samym tempie, w jakim pchał. Cas znowu odchylił głowę do tyłu, na tyle mocno, że zabrzmiało to boleśnie, a Dean byłby go zapytał, czy nic mu nie było, ale był całkiem pewien, że wszystko było w porządku, sądząc po tym, jak mężczyzna otwarł usta w rozkoszy.
Trzeba było tylko tego, aby Dean raz pogładził kciukiem czubek jego fiuta, i Cas doszedł, a skoro Dean poczuł go zaciskającego się wokół siebie, to również i on doszedł. Razem dygotali w trakcie swoich orgazmów, przywierając do siebie nawzajem, gdy przez nie przechodzili, i dopiero kilka minut później Dean na tyle odzyskał rozum, aby się wysunąć.
Odsunął się tylko na tyle, by wziąć parę bokserek – tych, które sam nosił, nie zaś Cas – po czym wytarł nimi brzuch Casa i tył jego ud. Potem, trzymając go za biodra, pomógł mu zejść z blatu i puścił go potem tylko po to, by obaj mogli się choćby szczątkowo ubrać.
Gdy tylko Dean z powrotem miał na sobie spodnie od dresu, a Cas bokserki Deana, piłkarz z powrotem przyciągnął go do siebie, szturchnął nosem w szczękę i pocałował tam niezdarnie, otwartymi ustami. Na początku Cas próbował go niezbyt poważnie odepchnąć, ale wreszcie poddał się zabiegom Deana i oddał mu swoją skórę niczym nagrodę.
- Wprowadź się do mnie – poprosił Dean, ponieważ po prostu MUSIAŁ.
Wymamrotał te słowa Casowi w skórę, kryjąc twarz na wypadek, gdyby spotkał się z odrzuceniem, ponieważ, gdyby tak się stało, musiałby ukryć upokorzenie, które, jak był tego pewien, zalałoby mu twarz. Usłyszał, jak Cas lekko wciągnął powietrze, a potem poczuł na szczęce jego palce, odwracające mu twarz, aż znaleźli się oko w oko, oparci o siebie czołami.
- Powiedziałbym, że to szybko, ale myślę, że obaj wiemy, iż to nieprawda – odparł Cas z uśmiechem, a Dean nie mógł się nie odwzajemnić tym samym. Czekał na odpowiedź Casa, wciąż martwiąc się tym, że mężczyzna po prostu jej nie wypowiedział, ale w końcu nadszedł kres jego nieszczęścia. – Tak, okej. Moje mieszkanie i tak nigdy nie było naprawdę moim domem. Myślę, że gdziekolwiek miałoby być, to byłoby to gdzieś tam, gdzie mógłbym być z tobą.
Dean mógł odpowiedzieć tylko w jeden sposób: całując Casa mocno. Nigdy nie radził sobie ze słowami, ale mógł wcałować to porozumienie w usta Casa, powiedzieć mu poprzez pełne szacunku objęcie szczęki, że i Cas był jego domem.
Jutro mogli wszystko zaplanować. Jutro mogli zadzwonić do przyjaciół i rodziny, odbyć wywiady i wrócić do pracy. Jutro rzeczywistość mogła ich uderzyć z siłą pociągu towarowego, ale wiedzieli, że nic im nie będzie. Teraz na dobre mieli siebie nawzajem. A po siedmiu latach czekania Dean wiedział, że się pewnego dnia Casowi oświadczy, i zamierzał spędzić każdą sekundę reszty swojego życia na upewnianiu się, że był wystarczająco dobry.
Rozdział 18
ROK PÓŹNIEJ
Castiel Novak siedział w sobotni poranek na biurku. Nie nosił dziś swoich okularów, ponieważ Jess mu powiedziała, że miał na zdjęciach wyglądać nieskazitelnie, zaś jego okulary wyglądały najwyraźniej niczym zdarte z Elvisa Costello. Bawił się mankietami koszuli, prostował sobie krawat i bezskutecznie próbował przygładzić sobie swoje zbuntowane włosy.
Jeśli Jess tak zależało na tym, by jej ślubne zdjęcia wyglądały absolutnie idealnie, to jej jedyną opcją było nie pozwolić Castielowi znaleźć się na nich.
Kiedy drzwi się otwarły, Castiel uniósł głowę i uśmiechnął się automatycznie.
- Witaj – przywitał się.
- Cześć – odpowiedział Dean, podchodząc do Casa i pochylając się, by go pocałować. Zaczęło się od małego cmoknięcia, potem się przedłużyło, zawierając nieco języka, aż wreszcie Cas musiał się wycofać, zdyszany i rozchichotany, aby nie skończyło się to dla nich uprawianiem seksu na tyłach kościoła.
Castiel całym sobą popierał odważny seks, ale był dość pewien, że coś takiego gwarantowało ci pobyt w piekle.
- Jak radzi sobie Sam? – zapytał.
Dean zaśmiał się.
- Świruje, kurwa – odparł. – Wciąż gada o tym, że ona jest dla niego za dobra, że przy ołtarzu zda sobie z tego sprawę i ucieknie z niosącym pierścionek.
Castiel ściągnął brwi.
- Szczerze wątpię, by Jess mogła zrobić cokolwiek w tym rodzaju – powiedział. – Pierścionek niesie jej dziewięćdziesięcioletni dziadek.
Dean znowu szczeknął śmiechem.
- To prawda – przyznał, po czym pochylił się znowu, by pocałować Castiela, tym razem nie pozwalając mu się odsunąć przez przynajmniej pięć minut. – Przy okazji, wyglądasz, kurwa, gorąco. Zawsze uwielbiałem cię w garniturze.
- Ty też – odparł Cas, przygryzając Deanowi szczękę. – Nie mamy czasu na seks w jakimś mniej bluźnierczym miejscu, tak?
- Nie mamy – powiedział smutno Dean, przechylając głowę i pozwalając, by Cas obsypał mu szyję pocałunkami. – Jess będzie tu w każdej chwili. Ja też muszę wkrótce wracać do Sama. Upewnię się, że ta mała wredzizna nie wyjdzie przez okno czy nie zrobi czegoś innego, równie głupiego. Wpadłem jedynie po to, aby się upewnić, że nie sfrustrowałeś się prostowaniem swoich ubrań tak, aby je z siebie zedrzeć. Trochę to denerwujące, że tak faktycznie nie było.
Castiel wyszczerzył się, ostatni raz pocałował Deana w usta, po czym wstał.
- Później, kochanie – powiedział i mrugnął. – Ale teraz czeka na nas para mająca się połączyć na resztę wieczności. Ty pójdziesz znaleźć swojego brata i USPOKOISZ GO, nie zaś będziesz palantem jak zwykle. – Dean otwarł usta chcąc zaprotestować, ale zamknął je, gdy zdał sobie sprawę, że brak mu było argumentów. – Ja pójdę zająć swoje miejsce. Powodzenia, drużbo.
Przeszedł obok Deana, zarabiając sobie klapsa w tyłek i niski chichot. Wszedł do kościoła, zajął miejsce przy Jo i czekał, aby wszystko się unormowało. Po kilku minutach wyszli Sam i Dean; Dean obejmował barki Sama i musiał nieco się unieść, aby móc to zrobić. Zarówno Jo, jak i Cas zaśmiali się nieznacznie na ten widok, a Dean to najwyraźniej usłyszał, ponieważ się do nich wykrzywił. Zanim jednak mógł to robić za długo, otwarły się drzwi i weszła Jess.
Wyglądała absolutnie przepięknie, blond włosy w lokach opadały jej wokół twarzy, a jej uśmiech rozjaśniał całą salę. Kiedy Castiel zerknął na Sama, ujrzał, że całe poprzednie zdenerwowanie zniknęło mu z twarzy, zastąpione czystą, nieukrywaną radością. Castiel wyszczerzył się w odpowiedzi, ponieważ jeśli istniała dwójka ludzi przeznaczona dla siebie nawzajem, to byli to zdecydowanie Sam i Jess.
Potem podchwycił spojrzenie Deana, uśmiechnął się jeszcze szerzej, poczuł, że coś w piersi mu zatrzepotało, i zdał sobie sprawę, ze może była ich czwórka.
Po tym zaczęła się ceremonia, kapłan rozpoczął ją ustępami z Biblii i tym wszystkim, co jest nieodzowne na ślubach. Sam i Jess ledwo mogli oderwać od siebie wzrok, tacy byli pochłonięci sobą i swoim szczęściem. Od czasu do czasu Castiel zerkał na Deana i widział go trącego sobie oczy wierzchem dłoni, wycierającego, jak Castiel przypuszczał, łzy.
A ponieważ Castiel był dobrym chłopakiem, postanowił nie wspominać mu o tym później.
CHŁOPAK, pomyślał znowu Castiel. Mógł się teraz oficjalnie nazywać CHŁOPAKIEM Deana. Mógł o tym powiedzieć każdemu, kto by go zapytał, kiedy tylko chciał, ponieważ wszyscy już teraz wiedzieli i nie był to brudny sekret.
Pewnie, że było trochę potępiania. Musiało być. Zawsze gdzieś będą bigoci, ludzie, którzy nazywali ich wybrykami natury czy obrzydliwościami. Ale Dean nie stracił pracy, nie stracił jednej z najważniejszych dla siebie rzeczy w życiu. Zostało to uzasadnione tym, że Dean Winchester był świetny w piłkę – zrobił to głównie Dean, ale wszyscy się zgodzili – wobec czego każda drużyna pozwalająca mu odejść tylko z powodu tego, co robił w życiu prywatnym, okazałaby się drużyną największych idiotów pod słońcem.
Castiel nawet zdołał napisać swój artykuł. Tyle że zamiast wglądu w życie wewnętrzne Deana Winchestera okazał się on zawierać przedstawienie wszystkiego tego, co Dean Winchester ZA SOBĄ POCIĄGAŁ. Gdy Dean się ujawnił, podobnie uczyniły inne liczne gwiazdy sportu. Prawdę mówiąc Dean otwarł swego rodzaju tamę: nagle wszędzie okazali się żyć ludzie, reprezentujący każdą dyscyplinę sportu i każdą narodowość, którzy nie chcieli dłużej wieść życia w kłamstwie, którzy chcieli być dumni z siebie i swoich partnerów, dokładnie tak, jak Dean był.
Castiel napisał cały artykuł o homoseksualizmie i jego przedstawieniu we wszystkich nowoczesnych mediach, wykorzystując swoją świeżo zdobytą i świeżo znienawidzoną sławę, jaka nadeszła wraz z byciem osławionym chłopakiem Deana Winchestera, aby mieć dostęp do większej ilości danych. Użył wywiadów z Deanem, jego kolegami z drużyny i każdym, do kogo w owym czasie miał dostęp.
Zarówno u Deana, jak i u Castiela ich życia zawodowe nie ucierpiały, w przypadku Castiela można wręcz było mówić o rozkwicie, ale nie dało się tego samego powiedzieć o ich rodzinach.
Oczywiście, z rodziną Castiela było dobrze. Dzień po objawieniu, kiedy Dean uznał, że mógł im już pozwolić opuścić sypialnię, zjeść coś i odetchnąć powietrzem, które nie pachniało potem i seksem, Castiel oddzwonił do każdego, kogo do tej pory ignorował.
Pierwszy był Baltazar i pośród podziękowań Castiel zdołał też wcisnąć OCH, IDŹ SIĘ PIERDOL ZA SPISKOWANIE ZA MOIMI PLECAMI.
Potem byli wszyscy członkowie jego rodziny, którzy wymiarkowali Deana jako tajemniczego kogoś, przez kogo Castiel odszedł mając 18 lat. Luke pogratulował mu wciągnięcia bohatera Ameryki w życie w grzechu, Anna w większości piszczała niespójnie, Gabriel zadowolił się BARDZO DOBRZE, MAŁY KUZYNKU, TEN JEST GORĄCY, zaś Michael tylko stwierdził nadąsany CZEMU MI NIE POWIEDZIAŁEŚ?
Wszyscy zaakceptowali to dość łatwo, każdy powiedział, że i tak miał pewne podejrzenia, i to było to, Novakowie się dowiedzieli i wszyscy byli szczęśliwi.
Jednak z najstarszym Winchesterem nie poszło tak prosto. Od tamtego dnia nikt nie widział Johna ani z nim nie rozmawiał, nawet teraz. Wysłali mu zaproszenie na ślub, na które nie odpisał, i tylko dlatego wiedzieli, że żyje, ponieważ wciąż odbierał czeki, jaki co miesiąc wysyłał mu Dean, chcąc się upewnić, że ojciec nie umiera gdzieś na ulicy.
Castiel wiedział, że Dean nienawidził nie widywać się z ojcem, tego, że ojciec nienawidził jego za pójście wbrew jego życzeniom, ale wiedział też, że Dean wolał raczej prowadzić takie życie, niż te, które wcześniej było jego udziałem. Powiedział to raz, cicho wymamrotał to Castielowi w skórę, więc Castiel w odpowiedzi mógł go jedynie powoli i głęboko pocałować, aby mężczyzna znowu się uśmiechał.
Miniony rok zdecydowanie nie był łatwy, ale był tego absolutnie wart.
Był wart tego za to, jak Dean budził go herbatą i uśmiechem, tego, że wprowadzili Castiela do domu Deana, aby już zawsze być razem. Dean przyznał, że żyjąc samotnie w tak wielkim budynku nigdy się nie czuł, jakby miał dom. Castiel powiedział to samo o swoim mieszkaniu i obaj się zgodzili, że dzielenie się kuchnią, kanapą, łóżkiem sprawiało, iż wszystko było cieplejsze i bardziej kolorowe: obaj mieli dom.
Castiel wrócił do rzeczywistości, kiedy Sam i Jess wymienili się pierścionkami, oboje uśmiechali się szeroko, a w oczach mieli łzy. Wypowiedzieli wszelkie konieczne słowa i wtedy, zupełnie jakby żaden czas nie upłynął, kapłan ogłosił ich mężem i żoną i powiedział Samowi, że mógł on już pocałować pannę młodą.
Co też Sam uczynił. Bardzo entuzjastycznie. Prawdę mówiąc trwało to tak długo, że ludzie zaczęli ich wygwizdywać ze swoich miejsc, szczególnie Jo, i oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy Dean złapał Sama za barki i siłą odciągnął go od ust Jess.
Odsunęli się uśmiechnięci, zarumienieni, kurewsko szczęśliwi, gdy tak w zadziwieniu na siebie patrzyli, a potem ponownie zagrała muzyka i wyszli z kościoła na zewnątrz, gdzie zbierali się już ludzie, by ich obsypać confetti. Castiel wciąż stał z Jo, zbliżywszy się do niej stopniowo w ciągu minionego roku, i gdy tylko Sam i Jess weszli do ślubnego samochodu, który miał ich zawieźć na przyjęcie, Cas poczuł czyjeś ramię wokół bioder.
- Są dla siebie stworzeni, prawda? – oznajmił Dean, opierając się brodą o ramię Castiela, z ustami przy jego uchu.
Castiel odwrócił się nieznacznie i ich usta otarły się o siebie.
- Tak, są - odparł i uśmiechnął się, szeroko i szczęśliwie, ponieważ pomyślał MY TEŻ.
Potem wszyscy udali się na przyjęcie, wyprawiane w Californian Hilton Hotel, ponieważ Dean nalegał na opłacenie całego ślubu, wliczywszy w to miesiąc miodowy. Dean i Cas wsiedli do Impali, trzymając się za ręce nad drążkiem zmiany biegów, zdecydowani upić się i kpić sobie z Jess, że teraz już nie było od tego odwrotu.
Najpierw minęła godzina na koktajle, w czasie której Castiel znalazł Baltazara, aby z nim pogadać. Mężczyzna został zaproszony na przyjęcie po tym, jak zbliżył się do Sama, konspirując z nim celem połączenia Casa i Deana na dobre. Potem wszyscy usiedli i weszli Sam i Jess, zająwszy miejsce przy wysokim stole, przy którym siedzieli już Dean, Cas i rodzice Jess. Potem podano obiad, ozdobne jedzenie w małych porcjach, zawierające więcej rzeczy o nazwach, których Castiel nie umiał wymówić, niż wcześniej widział w jednym miejscu, jak sądził. W pewnej chwili Dean pochylił się do niego i obiecał, że w drodze powrotnej zahaczą o White Castle i kupią trochę burgerów, w odpowiedzi na co Castiel pocałował go MOCNO.
Po obiedzie nadszedł czas na przemówienia i mowa Deana jako drużby była tak idealna, że w sali nie został nikt, komu by oczy nie zwilgotniały. Kiedy już skończył, Sam go uściskał, potem zrobiła to Jess, zaś Castiel złapał go za udo i łagodnie pocałował w policzek.
- To było cudowne – powiedział.
- Tak, cóż, jestem niesamowity – odparł Dean, ale to narcystyczne stwierdzenie straciło nieco na sile przez rumieniec, jaki widniał na jego twarzy, oraz przez szkliste oczy.
Sam i Jess zatańczyli ze sobą pierwszy raz jako już małżeństwo, oboje niezgrabni i niezgrani poruszali się po parkiecie, mrucząc coś i śmiejąc się do siebie, wyglądając w tej chwili na szczęśliwszych, niż Castiel myślał, że kiedykolwiek wcześniej byli. Tańczyli do piosenki Edwarda Sharpe`a i Cas nigdy wcześniej jej nie słyszał, ale coś w niej rezonowało mu z ciałem.
W połowie piosenki zaproszono inne pary, by dołączyły do tańca. Castiel był idealnie zadowolony wyłącznie siedząc i patrząc, ponieważ NIE był naturalnym tancerzem i nie chciał się ośmieszać, ale wtedy Dean wstał, wyciągnął dłoń i uśmiechnął się do niego. Castiel nawet nie rozważał odmowy, więc wstał i wziął Deana za rękę, pozwolił się zabrać na parkiet, czując dwa ramiona obejmujące go w talii i mogąc w zamian swoimi objąć barki Deana. Ukrył twarz w szyi mężczyzny, szturchając go nosem w szczękę i całując tam w roztargnieniu, nieświadomy wszystkiego poza otaczającą ich piosenką, czując się bezpiecznie w ramionach Deana.
- Hej – wymruczał Dean, na tyle głośno, by przedrzeć się przez piosenkę, ale na tyle cicho, by tylko oni dwaj słyszeli. – Niezłe wesele, co?
Castiel kiwnął głową.
- Piękne. Są tacy szczęśliwi.
- Są. – Nastąpiła krótka pauza, a potem rozległo się ciche mruczenie. – My też jesteśmy.
- Oczywiście, że tak – odpowiedział Castiel, patrząc Deanowi w oczy i widząc sekret ukryty w jego tęczówkach.
Pochylił się do przodu, by pocałować Deana, miękko, obiecująco. Zostali tak przez jakiś czas, całując się delikatnie, poruszając się w rytm muzyki, kołysząc się z resztą tłumu, ale czując się od niego oddzielonymi.
Wtedy Dean szepnął coś Castielowi w usta.
- Pobierzmy się.
Castiel odsunął się, szeroko otwierając oczy.
- Co?
- Pobierzmy się – powtórzył Dean, uśmiechając się nieznacznie. – Tak bardzo cię kocham, Cas, i chcę spędzić z tobą każdy dzień reszty mojego życia, teraz, kiedy już mogę. Więc… co powiesz na ślub?
- Ja… - zaczął Castiel. Spojrzał Deanowi w oczy, w płatki złota pośród zieleni, będąc na tyle blisko, żeby widzieć każdy pieg na jego twarzy, które policzył całe miesiące temu, kiedy mieli czas, i dotarł do 73 pięknych plamek. Nie musiał się nawet namyślać. – Tak. Tak, oczywiście, że cię poślubię.
Dean uśmiechnął się oślepiająco, a potem zaczęli się całować, już nie poruszając się w rytm muzyki, zbyt pochłonięci sobą, by się przejąć tym, że zasadniczo całowali się na środku parkietu. Po minucie, a może dwudziestu (kto to w ogóle wiedział, piosenka się zmieniła, ale kto wie, co się działo w trakcie tego czasu, który Castiel spędził na badaniu wnętrza ust Deana swoim językiem, uśmiechając się tak bardzo, że miał wrażenie, że złamie sobie szczękę) odsunęli się od siebie.
Sam i Jess tańczyli przy nich, uśmiechając się do siebie i zachowując się praktycznie tak samo, jak Dean i Cas – jakby nic innego nie istniało. Tej nocy nikomu nie powiedzieli, pozwalając Samowi i Jess mieć ich wesele, ale zamierzali zadzwonić do nich następnego dnia, poinformować ich w trakcie miesiąca miodowego.
Ale nie znaczyło to, że nie wymieniali tajemniczych uśmiechów, przeciągłych pocałunków. Raz nawet Dean pochylił się do niego i szepnął „Przy okazji, pierścionek już mam. W domu.” Przez resztę nocy Castiel czuł, jak drga mu serdeczny palec, niecierpliwie chcąc poczuć na nim ciężar złotej obrączki.
Nie miało znaczenia, że jeszcze nikt nie wiedział; zamierzali to ogłosić rano. W każdym razie, mieli przed sobą wiele czasu, by do siebie należeć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 11:15, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Chryste, to zakończenie. Seks był cudowny, wszystko było cudowne, ale sama końcówka, naprawdę, czytając pierwszy raz człowiek nie wyobraża sobie, że jakieś zakończenie może faktycznie zrekompensować cały angst z tego fica. MOŻE. Jest tak cudownie idealnie, że nic więcej od życia już nie chcę xD Jak w Milton Manor, jak w MT, nie może być już lepiej, bo nie ma jak xD
Cudny, cudny, cudny fic.
Also, pozwolę sobie.
SUCK IT, JOHN WINCHESTER.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:17, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Przy okazji, Lin - zaczęłam wrzucać MT na bloga :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:49, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
A ja, dzięki temu fikowi, znalazłam się właśnie w krainie wiecznej szczęśliwości :D Nic nie boli, nic tylko miłość, gorący gejowski seks, epickie zakończenie i marsz weselny XD Lin ma rację. Kaliber tego happy endu jest tak wielki, że żadną mocą nie dałoby się go powiększyć. Jest... idealnie, z grubej rury i tak uroczo, że nie mogę przestać się szczerzyć :3 Ach, cóż to za wspaniały fik :D
Ale, żeby nie było tak wesoło, razem z Deanem mam gay panic. A właściwie Waves panic. Nudzę o tym ciągle, więc możecie spokojnie przewracać na mnie oczami, prychać i ignorować to, co zaraz napisze, nie obrażę się XD Ale serio. Im więcej wiem o tym fiku, tym bardziej się go boję. Jestem w 1/3 i mam kryzys. Chcę czytać, ale boję się czytać. Wiem co będzie dalej (w zarysach) i boję się tym bardziej, bo szykuje się angst rozmiaru Australii. Potrzebuję pociechy, bo jestem totalnie rozdarta T_T Może niepotrzebnie tak się nastawiam, może nie będzie tak źle, zakończenie będzie piękne, a i mało to angstów w życiu czytałam? Ale ten angst nie jest podobny do niczego, co w życiu czytałam. Pomieszanie "Jak ocalić życie" z koszulkowym fikiem, "Secluded Spot", "We're the cliche", trochę MT, trochę MM i parę jeszcze innych by się znalazło. I wszystko w jednym fiku. Źle mi, jak o tym myślę T_T Ale poza tym ten fik jest naprawdę, naprawdę fantastyczny, bo świetnie napisany, wciągający i postacie są niesamowite, ale angst mnie przeżuje, przetrawi, a na koniec wdepcze w chodnik. UCH. Okej, wyżaliłam się, idę kontemplować swoje cierpienie w samotności XD
//Że się tak wyrażę. Jezu. Kurwa. Chryste. @_@ Nigdy nie zwróciłam na to uwagi, ale...
Cytat: | Castiel’s introduction appreciation post.
I can’t get over the artistry in that shot. <3
I mean from the first time we “hear” Castiel, we know that he is not some black smoke, not a demon, that he has wings, that it’s a good thing coming.
People can say that Cas has been a jerk but the truth is here : the core of Castiel’s character is positive.
WING. POSITIVE. NO SMOKE.
these subtle nuances are perfect. |
O wow @_@
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 13:13, 02 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 13:32, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Ciekawie z tym kadrem... Proszę, czego się człowiek dowiaduje...
EDIT: zaczęłam tłumaczyć kolejnego ficzka, tym razem komedię :)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Wto 15:19, 02 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:21, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Yep, przydaje się umiejętność czytania między wierszami i zauważania niuansów :3
O, a co tym razem? Co? Co? Co? @_@ Znamy? Nie znamy? @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:34, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Znacie i czytałyście :) To PRANK... Ponieważ tytuł jest dość długi i specyficzny, przełożyłam go na DOWCIP. Wystarczy :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:16, 02 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Destiel *^* Rom-com *^* Rom-comowy destiel
A kadr mignął mi na Tumblrze. Nie liczę, ile razy oglądałam SPN i nigdy nie wpadają mi w oczy takie rzeczy. Zastanawiam się, czy ludzie mają oko do takich smaczków, czy oglądają Supernatural... Więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|