Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 387, 388, 389 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:07, 30 Cze 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Zdecydowanie wolę, żeby Cas odzyskał swoje anielskie mojo (chociaż bardzo odpowiada mi wizja antique, z Casem który świadomie rezygnuje ze swojej Łaski, podoba mi się). Uczłowieczenie Casa i jego emocji daje dużo większe pole rozwoju postaci, zgadzam się, ale jest też pójściem na łatwiznę (pozwolę sobie zignorować fakt, ze anioł Cas ma zbyt dużą moc, co jest niewygodne z punktu widzenia twórców, chodzi mi przede wszystkim o samą postać jako postać). Anna wybrała człowieczeństwo, została człowiekiem, żeby móc spróbować emocji, wolnych wyborów, buntu, samodzielnych decyzji, wątpliwości, przyjaźni i miłości. Została człowiekiem, żeby to osiągnąć, Cas jest jedynym Aniołem, który poznał to wszystko jako Anioł. Dzięki Winchesterom. To czyni ich więź- całej trójki, jeszcze silniejszą, bardziej niezwykłą. Team Free Will, z WYBORU. Wybory i decyzje Casa jako człowieka bedą relatywnie mniejsze. Mniej epickie. Znaczy, ludzkie wybory też są ważne, są wielkie, podniesienie się i walka czy rezygnacja i ucieczka, bedą ważne, bo Cas jako człowiek jest słaby i będzie sie jakby bardziej narażał, wiecie o co mi chodzi. Ale nic nie pobije wyboru przyjaciół (i miłości, a co) zamiast całego Nieba, losów świata, swoich niebiańskich przełożonych itd. Owszem, chcę zobaczyć, jak słaby (z naładowanego mocą Anioła w człowieka o sile przeciętnego urzędnika) Cas decyduje się jednak walczyć dalej, pomóc Winchesterom itd, ale chyba nie chcę go takim na zawsze. Chcę pierwszego Anioła, który emocjonalnie- sercem- stanie się jak najpiękniejsze dzieło jego Ojca :') Już stał Dx

Okej, okej, to ma sens. Fakt. Fakt. Nie wspominając już o tym, co Casowi powiedziała Naomi. Że wiecie, wadę fabryczną ma i dlatego tak się zawsze buntuje. Niektórym się to nie podoba, bo~ bo tak. Bo jak zacznę tłumaczyć, to żadna z nas nie zrozumie dlaczego, ze mną na czele XD Nieważne. Mnie się to podoba akurat. Znaczy... hm. Bóg jednak nie stworzył aniołów po to, żeby litowali się nad zranionymi szczeniaczkami, porzuconymi kotkami i małymi sierotkami, prawda? Mają być bezlitosnymi żołnierzami, które wykonują rozkazy. Z definicji nie mogą być w stanie odczuwać tak, jak ludzie. Do pewnego stopnia mogą, w końcu nie Cas jeden postanowił się wyłamać z szeregu i działać na własną rękę (chociaż wciąż w tym wyłamywaniu się dążyli do wykonania przeznaczenia, patrz -> Uriel), a Anna sama zauważyła przy którymś spotkaniu, że Cas się zmienił. I zmieniał się cały czas. Wystarczy porównać Casa z czwartego sezonu, a Casa z ósmego. Niebo a ziemia. (mówię jeszcze z sensem?) W każdym razie. Wydaje mi się, że każdy anioł w odczuwaniu emocji wpadnie w pewnym momencie na ścianę. A Cas, z tą swoją wadą fabryczną w tej ścianie znalazł dziurę, przez którą przeszedł na drugą stronę. Nie wiem, może krótkotrwałe bycie człowiekiem zniszczy kolejną ścianę, na którą niechybnie by wpadł wciąż będąc aniołem, może odzyskanie Łaski nie odetnie go tak do końca od człowieczeństwa, jeśli już raz go posmakuje.
Wydaje mi się, ale twórcy mają umiejętność przeskakiwania moich oczekiwań o całe mile, że zwrócą Casowi Łaskę. Bo Niebo nie może być pozostawione samo sobie. Może uda się jakoś odwrócić zaklęcie Metatrona? Teraz to nieistotne. Zastanawiam się, co zrobią. Oby tylko nie zagrali starą kliszą: Cas dostanie nową parę skrzydeł i z radością wróci w szeregi anielskie. To jest cholernie ekscytujące. I daje cholerne pole do popisu. Cas ma być ważną postacią w dziewiątce i nie mogę się doczekać, co takiego Cas znajdzie w byciu człowiekiem, jak się będzie zachowywał, jak będzie sobie radził w tych pierwszych chwilach. Nie mogę o tym myśleć @_@

Lin napisał:
Chociaż jeśli odda swoją Łaskę Deanowi do noszenia na szyi mogę podyskutować xD

Od czasów Overcome marzę, żeby tak się stało XD

Lin napisał:
Ja się zastanawiam, czy uczłowieczony Cas wybierze się z Deanem do baru i będzie mu zupełnie nieświadomie sprzątał laski sprzed nosa :X

Ale Ty czaisz słońce, jaka z niego będzie słodka pierdołka? @_@

Lin napisał:
Jaram się jak świeczuszka wszystkimi dywagacjami z Tumblra. A CO, JEŚLI i te sprawy. Jestem przekonana, ze dowalą jakimś angstem. W sensie, innym niż cała zgraja Aniołów bez Łaski i Cas z poczuciem winy wielkości Manhattanu.

Poza pytaniami o Casa i dywagacjami na jego temat, mnie najbardziej zastanawia cała ta zgraja aniołów. Co z nimi zrobią? Dżizas @_@ Dowalą angstem, to pewne. W końcu to nie jest serial rozrywkowy, tylko rozerwę-twoje-serce-na-kawaki-i-będę-patrzył-jak-ulatuje-z-ciebie-resztka-nadziei-na-przeżycie-tego-sezonu ^^;

Lin napisał:
Nie zdziwiłabym się. NAomi się zdobrzyła, Crowley się zdobrzył, niby jest Abbadon, ale za mało mi tu villainów jak na naszych Apokalipsy Jedzą Nam z Ręki chłopaków.

Nie zapominaj o Metatronie. Ten tu jeszcze nie skończył się bawić. Ale masz rację. Może na scenie pojawi się ktoś nowy? Albo zgraja rozwścieczonych, upadłych aniołów wystarczy? XD (o ile odcinek premierowy nie rozpocznie się informacją w gazecie, że przyrost naturalny na całym świecie gwałtownie wzrósł i brakuje miejsc na porodówkach XD)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Nie 12:51, 30 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:27, 30 Cze 2013    Temat postu:

Z tą porodówką to by ciekawie wyszło. Taka liczba aniołów zreinkarnowana na ziemi...
Obrabiam już rozdział 14, pogawędka z Baltazarem rozkleja mnie jak małża ;_;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:02, 30 Cze 2013    Temat postu:

Właściwie co by z Casem nie zrobili- jeśli scenarzyści dobrze to rozegrają, a rzadko nas zawodzą, to będzie epickie ._. A patrząc na liczbę odcinków, w któryc będzie... *wachluje się dłonią*

antique napisał:
Ale Ty czaisz słońce, jaka z niego będzie słodka pierdołka? @_@

Jezu, nic mi nie mów...! Ty to widzisz, siedzą w barze, jakaś dziewczyna, którą podrywał Dean mizia się do Casa a potem sobie idzie i wywiązuje się dialog z gatunku
- Dude, ja ją pierwszy zobaczyłem, a ty nie dość, że nie skorzystałeś, to jeszcze ją spłoszyłeś! Co się stało?
- Dean, tej pani chyba podobały się moje spodnie, bo powiedziała, ze chciałaby się do nich dostać. Ale kiedy powiedziałem jej, że to są właściwie twoje spodnie, które mi pożyczyłeś, to tylko się uśmiechnęła i sobie poszła. O co chodzi Dean? Dean? Dean...?
Jezu, PROSZĘ, żeby zagubiony, ludzki Cas przykleił się do Deana, żeby brać z niego przykład w temacie ludzkich zachować a także pytać o radę w trudnych sytuacjach, przez co wszyscy będą ich brać za gejów :'D

antique napisał:
Nie zapominaj o Metatronie. Ten tu jeszcze nie skończył się bawić.

Zastanawiam się, czy Metatron będzie pełnowymiarowym villainem, czy zamknie się w Niebie i będzie siedział. Znaczy, wiecie o co c'mon. Że będzie i że wywiąże się pewnie walka to pewne. Ale czy będzie się bardzo mieszał, czy faktycznie pojawi się ktoś nowy. Abbadon Lucka sprowadzi. Czy coś.

antique napisał:
Albo zgraja rozwścieczonych, upadłych aniołów wystarczy? XD (o ile odcinek premierowy nie rozpocznie się informacją w gazecie, że przyrost naturalny na całym świecie gwałtownie wzrósł i brakuje miejsc na porodówkach XD)

PAŹDZIERNIK URFFA...! Nie dostałam jeszcze na głowę tylko dlatego, ze w psychiatryku nie odbierają CW.

Pat, Słońce, a Ty nie miałaś zajmować się przeprowadzką/ odpoczywać...? Na samą myśl o całej reszcie fica na raz mam ślinotok, spazmy i strzał endorfin do krwioobiegu, ale miałaś o siebie dbać :X

Ach, antique- dostałaś mojego maila...?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Nie 14:03, 30 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:31, 30 Cze 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Właściwie co by z Casem nie zrobili- jeśli scenarzyści dobrze to rozegrają, a rzadko nas zawodzą, to będzie epickie ._. A patrząc na liczbę odcinków, w któryc będzie... *wachluje się dłonią*

Jak tego nie spierdolą, dziewiątka będzie moim ulubionym sezonem. Niech nie spierdolą, błagam @_@ Nie dość, że Cas będzie w większości odcinków, to jeszcze twórcy mają takie możliwości rozegrania jego postaci... @_@

Lin napisał:
Jezu, PROSZĘ, żeby zagubiony, ludzki Cas przykleił się do Deana, żeby brać z niego przykład w temacie ludzkich zachować a także pytać o radę w trudnych sytuacjach, przez co wszyscy będą ich brać za gejów :'D

Lin, kochanie, nie wkładaj mi takich obrazków do głowy, ja naprawdę chciałabym dożyć do tego sezonu XD
Pierdołowaty, zagubiony human!Cas to mój headcanon, ejmen. Tylko nie za pierdołowaty i zbyt zagubiony, może i jest naiwną istotą, ale ma kilka tysięcy lat, trochę wie o świecie XD

Lin napisał:
Zastanawiam się, czy Metatron będzie pełnowymiarowym villainem, czy zamknie się w Niebie i będzie siedział. Znaczy, wiecie o co c'mon. Że będzie i że wywiąże się pewnie walka to pewne. Ale czy będzie się bardzo mieszał, czy faktycznie pojawi się ktoś nowy. Abbadon Lucka sprowadzi. Czy coś.

Nie ma na ten temat żadnych informacji, prawda? Czy Curtis Armstrong pojawi się w wielu odcinkach? Dammit, pewnie nie. Nieważne. Ciężko cokolwiek stwierdzić, ale chyba nudno mu będzie siedzieć samemu w Niebie. Chyba, że będzie spędzał czas na wyciąganiu od ludzi historii ich życia, kto go tam wie XD
Abbadon niech Lucka nie sprowadza. A jak już bardzo chce, to niech w trakcie go wyciągania wyciągnie też Adama, się chłopakowi należy.
I Gabe. Strasznie, strasznie chcę zobaczyć Gabe'a w kolejnym sezonie @_@ Chociaż to będzie nieładnie z jego strony. Że niby w końcu wybrał swoją stronę, a potem zabunkrował się gdzieś na cztery sezony X: Ale nie narzekam, wybaczę mu, byleby się tylko pokazał @_@

Lin napisał:
Na samą myśl o całej reszcie fica na raz mam ślinotok, spazmy i strzał endorfin do krwioobiegu, ale miałaś o siebie dbać :X

Właśśśśśnie. Raduje się serce moje na samą myśl o ciągu dalszym, ale sumienie mnie kłuje, bo miałaś Pat o siebie dbać i trochę odpuścić. Mentalnie grożę Ci palcem, rzucam się z radości na szyję i dostaje rozdwojenia jaźni oO

Lin napisał:
Ach, antique- dostałaś mojego maila...?

Nope D:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:55, 30 Cze 2013    Temat postu:

Znaczy, ja tłumaczę w przerwach między sprzątaniem :) A że chwilowo mam wolne od pracy, to nie czuję się przemęczona. Poza tym te rozdziały są króciutkie :) To i idzie szybciej :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:03, 30 Cze 2013    Temat postu:

antique napisał:
Pierdołowaty, zagubiony human!Cas to mój headcanon, ejmen. Tylko nie za pierdołowaty i zbyt zagubiony, może i jest naiwną istotą, ale ma kilka tysięcy lat, trochę wie o świecie XD

Tak, ale z drugiej strony imaginujesz sobie więcej takich sytuacji jak zakupy? Albo rozmowa z kelnerką na temat kawy? Że najpierw żuliśmy ziarna zamiast ich parzyć, bo podpatrzyliśmy to od kóz? :D Więcej takich scen w dziewiątce i zostanę permanentnie czerwona na twarzy xD

antique napisał:
Ciężko cokolwiek stwierdzić, ale chyba nudno mu będzie siedzieć samemu w Niebie. Chyba, że będzie spędzał czas na wyciąganiu od ludzi historii ich życia, kto go tam wie XD

Z drugiej strony, bramy Piekła otwarte jak szeroko, a Niebo 'chronione' (...zamieszkane) przez jednego pizdowatego Anioła zdaje się być cokolwiek łatwym celem, just sayin...

antique napisał:
I Gabe. Strasznie, strasznie chcę zobaczyć Gabe'a w kolejnym sezonie @_@ Chociaż to będzie nieładnie z jego strony. Że niby w końcu wybrał swoją stronę, a potem zabunkrował się gdzieś na cztery sezony X: Ale nie narzekam, wybaczę mu, byleby się tylko pokazał @_@

Widziałaś tablicę Robbyego? Widziałaś? @.@ Rich wrzuciła zdjęcie na Twittera, tablicy na któej zapisywał pomysły na odcinki do dziewiątki i jak byk pisało "TRICKSTER?" @.@ A wiemy, że to pojedyncze stworzenie, Gabe go wymyślił. Że niby był wcześniej jeden i John go zabił, ale guzik, to cały czas był Gabe. Ach, sezonie Dx

antique napisał:
Nope D:

Dammit, naprodukowałam się xD Ale może to i lepiej, usnęłabyś w połowie. W skrócie- bardzo Ci dziękuję za Angelhawke Kochanie! Fic jest tak byczy, że musiałam pociąć na 5 plików, bo mój program do czytania go nie łykał i świecił ERRORem xD Cieszę się, że jest jako .doc, bo mój tablet zapamiętuje w którym miejscu skończyłam czytać .doc i tam leci jak odpalam program, a w .pdf muszę szukać ręcznie gdzie przerwałam czytanie. Przy tysiąc osiemdziesięciu stronach ciężko :X
Also: mam nadzieję, ze Pat nie obrazi się, ze piszę o tym publicznie, ale we wrześniu będzie w Polsce. I ja bardzo, bardzo, bardzo chciałabym obie Was do siebie ściągnąć na dłużej. Odebrałabym Was z Poznania, cobyście się w drodze do mojej byczej metropolii nie pogubiły. Daję znać teraz, żebyśmy się czasowo wszystkie zgrały, gdybyś miała ochotę. Znaczy, ja się do Was totalnie dostosuję, terminowo mnie wsio. No. Pat w każdym razie obiecała przyjechać :3 Za jakość wyżywienia nie odpowiadam, bo sama gotuję :D ale można pić na tarasie nocną porą, co jest całkiem zajebistym równoważnikiem innych braków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:41, 30 Cze 2013    Temat postu:

Lin, pomysł mi się podoba, a jeśli już nie jesteś na Dukanie, to i ja mogłabym coś upichcić :) Antique, zgódź się :hamster_bigeyes:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:27, 30 Cze 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Tak, ale z drugiej strony imaginujesz sobie więcej takich sytuacji jak zakupy? Albo rozmowa z kelnerką na temat kawy? Że najpierw żuliśmy ziarna zamiast ich parzyć, bo podpatrzyliśmy to od kóz? :D Więcej takich scen w dziewiątce i zostanę permanentnie czerwona na twarzy xD

Nie mogę sobie imaginować takich scen kochanie, bo do wczorajszej plamy po herbacie zdobiącej moją ścianę dołączy również plama z mózgu XD Ale cholernie mi się ta wizja podoba XD

Lin napisał:
Z drugiej strony, bramy Piekła otwarte jak szeroko, a Niebo 'chronione' (...zamieszkane) przez jednego pizdowatego Anioła zdaje się być cokolwiek łatwym celem, just sayin...

Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jaki będzie główny arc tego sezonu, bo i tak się zdziwię XD

Lin napisał:
Widziałaś tablicę Robbyego? Widziałaś? @.@ Rich wrzuciła zdjęcie na Twittera, tablicy na któej zapisywał pomysły na odcinki do dziewiątki i jak byk pisało "TRICKSTER?" @.@ A wiemy, że to pojedyncze stworzenie, Gabe go wymyślił. Że niby był wcześniej jeden i John go zabił, ale guzik, to cały czas był Gabe. Ach, sezonie Dx

Coś mi świta... jezusie, ale byłoby naprawdę, naprawdę fantastycznie, gdyby wrócił @_@ Może i wróci, w końcu wszyscy Gabe'a strasznie lubią. Co w sumie dziwne, zważywszy na fakt, że pojawił się w czterech odcinkach, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie da się nie kochać tego drania @_@

Lin napisał:
Dammit, naprodukowałam się xD Ale może to i lepiej, usnęłabyś w połowie. W skrócie- bardzo Ci dziękuję za Angelhawke Kochanie! Fic jest tak byczy, że musiałam pociąć na 5 plików, bo mój program do czytania go nie łykał i świecił ERRORem xD Cieszę się, że jest jako .doc, bo mój tablet zapamiętuje w którym miejscu skończyłam czytać .doc i tam leci jak odpalam program, a w .pdf muszę szukać ręcznie gdzie przerwałam czytanie. Przy tysiąc osiemdziesięciu stronach ciężko :X

A buuu! Szkoda, że nie doszedł, nie usnęłabym! XD Cieszę się, że na coś Ci się plik przydał, serio :D
Mój program dla odmiany nie zawsze zapamiętuje gdzie się kończyło czytać pliki .doc, poza tym wieszał się niemiłosiernie przy większej ilości tekstu, poza tym wyczyniał z nimi różne dziwne rzeczy i dlatego w końcu przerzuciłam się na PDFy XD

Lin napisał:
Also: mam nadzieję, ze Pat nie obrazi się, ze piszę o tym publicznie, ale we wrześniu będzie w Polsce. I ja bardzo, bardzo, bardzo chciałabym obie Was do siebie ściągnąć na dłużej. Odebrałabym Was z Poznania, cobyście się w drodze do mojej byczej metropolii nie pogubiły. Daję znać teraz, żebyśmy się czasowo wszystkie zgrały, gdybyś miała ochotę. Znaczy, ja się do Was totalnie dostosuję, terminowo mnie wsio. No. Pat w każdym razie obiecała przyjechać :3 Za jakość wyżywienia nie odpowiadam, bo sama gotuję :D ale można pić na tarasie nocną porą, co jest całkiem zajebistym równoważnikiem innych braków.

Och! Och! Och! @_@ Ja się piszę~! Znaczy chciałabym, chciałabym strasznie, ale nie wiem jak by to logistycznie wszystko wyszło, bo we wrześniu będę się bronić X: Ale przyklaskuje pomysłowi z całych sił @_@
(a gdyby się - odpukać - nie udało, to będę nalegać na długą posiadówę za pośrednictwem skype'a, jassssne? :D)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grau_Wespe



Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:16, 30 Cze 2013    Temat postu:

antique, jasne, przepraszam.

Mnie się jednak bardziej podoba, gdy Cas jest aniołem. Jednak musze się zgodzić z tym, że jego człowieczeństwo faktycznie może się przyczynić do ciekawego rozwoju jego postaci.

Ahh, jak zwykle jestem w tyle ;)

Czytam wasze wypowiedzi, acz po ich namnożeniu się, sama już potem nie wiem na co odpowiedzieć :>

Nie przeszkadza mi to, właściwie wolę słuchać, choć w tym wypadku czytać, niż sama się produkować, nie chcę być tylko odebrana jako osoba która wszystko ignoruje.

Owszem, Gabryś jest cudowny <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Grau_Wespe dnia Nie 18:17, 30 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:42, 30 Cze 2013    Temat postu:

Czyli na razie zakładam z całą stanowczością, że mam Was obie u siebie we wrześniu, i tego się trzymamy. O. Also, bosko Pat! Co prawda jestem na diecie cały czas, ale oczywiście zarzucę ją w cholerę na czas Waszej wizyty xD Zrobimy z kuchni jesień średniowiecza :D

Przeczesałam wszyściuteńko. Jedyny spojler do 9 sezonu do cholerny tytuł jednego z epów ._. Serio, mamy LIPIEC. Prawie. Za parę godzin. Kiedy chcecie dać promo, we wrześniu? ;_;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:26, 30 Cze 2013    Temat postu:

Ale wiesz Lin, że gdzie kucharek sześć...? XD Co prawda nas by były trzy, ale cóż... XD

Lin napisał:
Przeczesałam wszyściuteńko. Jedyny spojler do 9 sezonu do cholerny tytuł jednego z epów ._. Serio, mamy LIPIEC. Prawie. Za parę godzin. Kiedy chcecie dać promo, we wrześniu? ;_;

Nie wiem na ile nasz rodzimy portalik o SPN jest wiarygodnym źródłem informacji, ale stoi tam jak byk, że na lipcowym Comic Conie zazwyczaj pojawiają się już pierwsze zwiastuny nowych sezonów. Zastanawiam się tylko, czy zdążą coś nakręcić, skoro w lipcu dopiero ruszą się do roboty XD
Tak czy inaczej... mamy przechlapane ._.

//Okej. Waves zaczyna się... obiecująco.Ale tak, że ryje ze śmiechu, bo Cas to mistrz ciętej riposty, a Dean to Dean w najlepszym wydaniu. Szkoda, że wkrótce wszystko się spierdoli, Dean dostanie poważnego ataku gay panic, prześpi się z kim nie trzeba, będzie sex, drugs i próba samobójcza. Chwała Bogu za happy end. Znaczy po tym wszystkim, co się stanie będzie taki słodko gorzki, ale będzie T_T


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pon 9:33, 01 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:43, 01 Lip 2013    Temat postu:

A ja właśnie zaczynam rozdział 17. Oficjalnie jeszcze nie wstałam :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:11, 01 Lip 2013    Temat postu:

Okej, na razie przedstawiam wam rozdziały od 11-17, reszta później :) Chociaż na pewno nie dzisiaj.

Rozdział 11


- CHOLERA – zasyczał Dean, pospiesznie wychodząc z łóżka, podczas gdy Castiel zamarł w szoku. Zaczął zbierać po pokoju swoje ubrania i zakładać je, aż wreszcie był całkowicie ubrany, jedynie rozporek miał otwarty, zaś Castiel zaczął doświadczać uczucia déjà vu, od którego robiło mu się niedobrze.
Dean skończył się ubierać i zerknął na telefon; zaklął, kiedy ujrzał wiele nieodebranych połączeń od Sama. Brat próbował prawdopodobnie ich ostrzec, że John był w mieście, nie wiedząc, co mogli robić, ale w pełni świadom, że sama obecność Castiela w domu Deana wystarczyłaby, aby napędzić jego gniew. Wtedy Dean spojrzał na Castiela przerażonymi, szeroko otwartymi oczami, otwierając też usta. Desperacko rozglądał się po pokoju i Castiel wiedział, że mężczyzna szukał dla niego jakiejś logicznej kryjówki.
- Właź do szafy – postanowił, wydając polecenie ochrypłym szeptem a Castiel byłby się zaśmiał z powodu tej ironii, gdyby nie wrażenie, że serce ściskało mu imadło. – Proszę, po prostu się ukryj. Pozbędę się ojca, a wtedy będziemy mogli jakoś cię stąd wykraść i jutro się z tobą zobaczę, okej? Ale teraz musimy cię ukryć.
Dean zaczął zbierać ubrania Castiela, rzucać je na łóżko obok niego i patrzeć na niego znacząco. Castiel wciąż siedział nagi na łóżku, do tego zrobiło mu się zimno, bo był sam; słyszał z dołu wściekły, głośny głos i zdał sobie sprawę, że znalazł się w jakże sztampowej sytuacji, w której nie sądził, że znajdzie się ponownie.
Wziął swoje ubrania, założył wszystkie oprócz koszuli, gdy już wygrzebał się z łóżka, zaś na twarzy Deana zagościł wyraz czystej ulgi. W niczym nie pomógł on ugasić rosnącego w ciele Castiela gniewu. Gdy tylko znowu był ubrany, stanął naprzeciwko Deana po przeciwnej stronie pokoju i spojrzał na niego ostro.
- Czy ty sobie, kurwa, jaja ze mnie robisz? – zapytał bezcelowo.
Dean wyglądał na cierpiącego.
- Wiem, wiem, skarbie, tak mi przykro, ale nie mogę pozwolić mu myśleć, że znowu się sobie poddałem.
Castiel przeczuwał wewnętrznie, że i tak nigdy nie czekało ich szczęśliwe zakończenie. Ale i tak większą częścią siebie pragnął wrzeszczeć i krzyczeć i łamać wszystko, co do Deana należało, tak, jak Dean złamał mu serce, teraz już dwukrotnie.
- Nie mów do mnie skarbie – zasyczał Castiel, a Dean się skrzywił. – Więc o co chodziło z tą wcześniejszą gadką? Wszystko, co powiedziałeś o tym, że żałujesz, że się za mną nie ująłeś, że żałujesz, iż pozwoliłeś swemu ojcu nas rozdzielić, czy to było gówno prawda? Nie mogę, kurwa, UWIERZYĆ, że pozwoliłem sobie pomyśleć, że faktycznie moglibyśmy być razem, że zmieniłeś się na tyle, aby tym razem nie stało się tak, jak wtedy.
- Nie, Cas, ja…
Ale Castiel nie pozwolił mu dokończyć.
- Daruj sobie. Nie mogę czekać, byś stał się osobą, którą obiecujesz, że będziesz. Nie mogę, kurwa, czekać, i być twoim brudnym sekretem, czymś, czym NAJWYRAŹNIEJ nie chcesz podzielić się ze światem, skoro nie chcesz nawet swemu cholernemu OJCU powiedzieć, że znowu jesteśmy razem. Nie, wiesz co? Pierdol się. Odchodzę.
Założył koszulę nie trudząc się jej zapinaniem, wsunął krawat w kieszeń i ruszył w stronę drzwi, zamierzając przez nie wypaść i do diabła, czy John by go zobaczył, ponieważ Dean mógł sam to wyjaśnić. Dean stał za nim, nieruchomy i milczący, i Castiel doszedł do wniosku, że to mówiło tomy o tym, jak by zawsze funkcjonował ich związek. Był już o jakąś stopę od otwartych drzwi, kiedy nagle drogę zastawiło mu coś wielkiego i wściekłego.
Stał tam John, zauważając skotłowane łóżko, niezapiętą koszulę Castiela, rozpięty rozporek Deana, malinki na szyi Castiela. Nie trzeba było geniusza, aby zgadnąć, co się działo, zaś John Winchester z pewnością nie był idiotą.
Castiel zamarł w miejscu, unieruchomiony wypełnionym wściekłością wzrokiem Johna. Usłyszał za sobą ciche przekleństwa Deana, spanikowane i przerażone, ale mógł teraz tylko patrzeć na Johna, mężczyznę, który zabrał mu wszystko i który właśnie robił to drugi raz.
Ale Castiel był teraz starszy. Nie był już tym samym osiemnastolatkiem, którego świat obracał się wokół Deana, więc tym razem zaatakował jako pierwszy.
- Proszę się nie martwić – wyrzucił sarkastycznie z siebie. – Wychodzę. Pański drogi syn może sobie zachować karierę ulubionego heteroseksualisty Ameryki.
Ruszył, by obejść Johna, ale stwierdził, że nie mógł, ponieważ John zrobił krok na jego prawo, jeszcze pełniej blokując drzwi i więżąc Castiela pomiędzy sobą a Deanem.
- Nigdzie nie idziesz – odgryzł się John, zwijając ręce w pięści w sposób, który Castiela przerażał. Gdyby doszło do bójki, Castiel wiedział, że John mógłby mu naprawdę zrobić krzywdę, a nie był nawet pewien, czy Dean próbowałby powstrzymać swego ojca.
Castiel wciągnął powietrze.
- Proszę zejść mi z drogi – powiedział, zmuszając się do spokojnego tonu. – Proszę dać mi odejść, a już nie wrócę. Proszę mi wierzyć, nie ma mowy, bym wrócił po tym.
- Myślałem, że już, kurwa, miałeś za sobą ten obrzydliwy etap – powiedział John do Deana, ignorując Castiela, ale nie wypuszczając go. – Myślałem, że już skończyłeś z posuwaniem małej cioty z sąsiedztwa. Więc czemu, kurwa, gdy w zeszłym tygodniu zadzwoniłem do Sammy`ego, aby zapytać o odwiedziny, ten zaczął się jąkać i gadać, że to zły pomysł? Czemu, kiedy zadzwoniłem do twojego agenta pytając o następny sezon, on mi powiedział, że obecnie wplątałeś się w raport pisany przez Castiela pieprzonego Novaka?
W tym miejscu urwał, a Castiel nie musiał odwracać się, aby wiedzieć, że Dean przygryzał sobie dolną wargę, w obliczu gniewu swego ojca wyglądając na dwadzieścia lat mniej, niż w rzeczywistości. W pokoju zrobiło się jakby chłodniej; zimne powietrze muskało nagą skórę Castiela, przypominając mu, jak to było wtedy, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy. Zaczął odczuwać mdłości i zapragnął, kurwa, wyjść z pokoju natychmiast, ponieważ miał wrażenie, że ściany się wokół niego waliły.
- Nie będzie żadnego raportu – zwrócił się Castiel do Johna, przez co ten znowu spojrzał na niego swym szklistym wzrokiem. – Powiem im, że dłużej nie mogę tego robić. Albo Dean nie może. Nie obchodzi mnie to. Ale już nigdy więcej nie chcę widzieć żadnego z was, podobnie jak wy nie chcecie widzieć mnie, więc po prostu… po prostu dajcie mi, kurwa, WYJŚĆ.
John zaśmiał się szyderczo i zrobił krok naprzód, zmuszając Castiela do kroku w tył.
- Nie mogłeś się trzymać z daleka, co? Nie mogłeś się powstrzymać, aby znowu zrobić ciotę z mojego syna, każąc mu myśleć, że pragnie takich jak ty. Mam dla ciebie wieści: on cię nie chce. Jesteś obrzydliwy.
Castiel zacisnął szczękę, czując, jak zadrgały mu mięśnie. Dean milczał. Wciąż, znowu, zawsze.
- Daj mi odejść – zażądał ponownie.
- Nie – odpowiedział John, robiąc jeszcze kilka kroków do przodu, aż wreszcie stanął nad Castielem, wielki, wściekły i okrutny, zgrzytając zębami i wyglądając, jakby chciał Castielowi przywalić.
Castiel stanął i przyjął to, nie zamierzał się znowu uchylać. Był już starszy, był dorosły, wiedział, że odchodzi i że nie wróci, i zamierzał przez to przejść tak, jak ostatnim razem.
Wtedy odezwał się Dean.
- Puść go – powiedział cicho. Castiel zamarł. – Po prostu… puść go, tato. Proszę.
John spojrzał na syna, a potem znowu na Castiela. W tęczówkach błyskał mu gniew, czysty i niezmącony oraz kurewsko przerażający, ale potem mężczyzna się cofnął, zwolnił przejście i drogę wyjścia Castiela z całej tej sytuacji.
Castiel przyjął ją z radością. Wybiegł z domu, zostawiając Johna wrzeszczącego na Deana przy pomocy słów PODDAĆ SIĘ, PASKUDNA CIOTA i MYŚLAŁEM, ŻE Z TYM SKOŃCZYŁEŚ. Wsiadł do samochodu i przejechał całą drogę do domu nie myśląc o tym, co się wydarzyło. W mieszkaniu rozebrał się powoli, zdecydowanie nie patrząc w lustro, aby się przekonać, czy siniaki na jego skórze po palcach i ustach Deana były jaskrawe i wiele mówiące, po czym wszedł do łóżka. Nie płakał. Po prostu czuł się martwy.
Nie był już pewien, co z dwojga złego było gorsze.


Rozdział 12


Następnego ranka Castiela obudziło ciężkie walenie do drzwi. Usiadł nieprzytomny i przetarł sobie oczy. Przez kilka rozkosznych sekund nie pamiętał poprzedniej nocy, ale nagle świadomość powróciła, przytłaczająca i wpełzająca mu do brzucha, sprawiając, że poczuł się chory z gniewu i wstydu. Walenie w drzwi nie ustępowało, więc przewiesił nogi przez krawędź łóżka, poszedł powoli w stronę drzwi i poczuł panikę narastającą mu w ciele. Co, jeśli to był Dean? Albo John? Castiel nie sądził, aby mógł znieść więcej konfrontacji, więc zatrzymał się przed drzwiami i oparł o drewno.
- Kto tam? – zawołał, lękając się odpowiedzi. Ale kiedy nadeszła, panika ustąpiła.
- Cas? Tu Sam. I Jess. Czy możemy wejść?
Castiel zastanawiał się przez chwilę, rozważał, czemu Sam miałby być tutaj, czy wiedział, czy zamierzał go skłaniać do gadania o TYM. Castiel nie mógł nawet o tym MYŚLEĆ, więc jego wahanie było uzasadnione, jeśli chciał zachować spokój ducha. Ostatecznie jednak wpuścił Sama, ponieważ Sam był jego przyjacielem, nieważne, co się działo, i nie powinien się od niego odcinać. Wobec czego cofnął się o krok, odetchnął głęboko i otwarł drzwi.
Sam i Jess stali ramię w ramię, trzymając się za ręce i patrząc na niego z takim żalem, że Castiel po prostu wiedział, że oni wiedzieli. Zastanawiał się przelotnie, czy dla Jess była to nowa informacja, czy może też Sam powiedział jej od początku, ale zmartwienie nie pozwalało mu się na tym za bardzo skupiać.
- Cześć – powiedział Sam niepewnie.
- Jak się dowiedzieliście, gdzie mieszkam? – zapytał Castiel, trzymając ich na progu.
Sam pochylił głowę.
- My, uch, poszliśmy do twojego biura i powiedzieliśmy, że to w sprawie raportu. Przy okazji, twój szef to niezły dupek. Nie chciał uwierzyć, że jestem bratem Deana – Castiel drgnął nieznacznie na wspomnienie imienia Deana i znienawidził siebie za to, gdy tylko Sam i Jess zaczęli wyglądać bardziej współczująco. – Więc poprosiłem kogoś innego. Baltazara? On nam go podał.
- Och – odparł Castiel, ponieważ nie był pewien, co jeszcze mógłby powiedzieć. Z pewnością nie zamierzał zaczynać rozmowy o czymkolwiek, co się wydarzyło, i wciąż nie był też całkiem pewien, że nie trzaśnie im drzwiami przed nosem, gdyby oni spróbowali zacząć.
- Czy moglibyśmy… - zaczął Sam, po czym urwał i przygryzł sobie usta. – Może moglibyśmy wejść?
Castiel przełknął.
- Ja… nie sądzę, by to był bardzo dobry pomysł. Jestem zmęczony i po prostu… po prostu naprawdę nie chcę myśleć o czymkolwiek, okej? Więc przepraszam i może moglibyście wpaść innego dnia, to wtedy z radością was wpuszczę, ale po prostu… nie dzisiaj, dobra?
Sam nieznacznie kiwnął głową i cofnął się o krok. Ale nie Jess. Zamiast tego zrobiła krok do przodu, puściła dłoń Sama i zaczęła gadać.
- Cześć, Cas. Znaczy, Castiel. Dobra. To tylko, że wiemy, co się stało zeszłej nocy, i że to było okropne, i OCZYWIŚCIE rozumiemy, że nie chcesz o tym rozmawiać, i nie będziemy cię zmuszać. Ale nie chcemy, byś był dzisiaj sam. Więc … może byś nas wpuścił, wypijemy sobie herbaty, pogadamy o pogodzie i inne takie?
Castiel uśmiechnął się wbrew sobie.
- Um – zaczął, a potem zerknął w górę. Tamci oboje patrzyli na niego z, jak sobie uświadomił, bardziej życzliwością niż współczuciem, za co Castiel był nieskończenie wdzięczny. Wobec tego ich wpuścił. – Okej. Wchodźcie.
Ustąpił na bok na tyle, aby mogli wejść, a kiedy to zrobili, ujrzał, jak rozejrzeli się po mieszkaniu. Ledwo wyglądało na zamieszkane, ponieważ ledwo takie było: Castiel spędzał większość czasu w pracy i jego dom odzwierciedlał jego niezdolność do udomowienia się. Stali całą trójką w pokoju, patrząc na siebie przez, zdawałoby się, wieczność ciszy, zanim Sam się odezwał.
- Więc – zaczął i urwał w tym miejscu. Najwyraźniej nie wymyślił nic poza wstępem.
Castiel uśmiechnął się słabo.
- Wspominaliście coś o piciu herbaty?
Jess się zwyczajnie rozpromieniła.
- Tak – wysapała. – Ja poproszę jedną. Sam też wypije, nie pozwól mu wygadywać tych bzdur, że kawa jest o tyle lepsza.
- Hej – stwierdził obronnie Sam, szturchając ją łokciem w żebra – ja nigdy nie gadam bzdur.
Uśmiechnęła się do niego z uwielbieniem.
- Jasne, słonko. Myśl tak dalej.
Castiel zaczął czuć się niewygodnie widząc, jak na siebie patrzyli, co aż nadto przypominało mu o wszystkim, na co miał nadzieję, kiedy zasnął z głową na piersi Deana. Poszedł więc do kuchni i zajął się czajnikiem, dopóki nie stały przed nim trzy kubki kawy. Sam pojawił się przy nim, by pomóc mu je nieść, po czym rozsiedli się w salonie, Cas na fotelu, a Sam i Jess dzielili większą kanapę.
- Więc – powiedział znowu Sam, a Jess parsknęła śmiechem.
- Musisz przestać tak mówić – powiedziała, zarabiając sobie kolejnego szturchańca w żebra, i Castiel również się zaśmiał. Ten dźwięk go zaskoczył, ponieważ mężczyzna nie spodziewał się, że tak szybko będzie w stanie się śmiać, ale uśmiech trwał dalej, kiedy Castiel ujrzał, że Sam i Jess wyglądali na takich szczęśliwych, iż wydawało mu się, że było okej. Nie świetnie, ale okej.
I od tego miejsca zrobiło się łatwiej. Rozmowa płynęła, Castiel dowiadywał się więcej o Jess i dzięki temu zaczynał ją naprawdę lubić. Była miła i rozważna, zabawna, kiedy łagodnie żartowała sobie z chłopaka. Castiel widział między nimi związek, widział, że to wyraźnie było TO, że może Sam znalazł to w tak młodym wieku, że zamierzał się tego trzymać i nie odpuszczać.
Castiel zapragnął, by w tym względzie Dean okazał się podobny do brata, a potem zrugał się mentalnie za to, że pozwolił myślom o związku utrzymywać się w głowie.
Goście zostali u niego kilka godzin, zwyczajnie gadając, opijając Castiela z całej jego herbaty i nikt nie wspomniał o niczym, czego Castiel nie chciał wspominać, aż nie nadeszło z grubsza południe. Oczywiście, to Sam z tym wyskoczył, ponieważ Sam zawsze próbował być zbyt pomocny, niż wydawałoby się właściwe, i uważał, że o wszystkim należało porozmawiać, że nikt nie powinien dźwigać takiego ciężaru samotnie. Ale Castiel chciał go dźwigać samotnie, chciał to ignorować i nienawidzić się za to. Może i nie było to zdrowe, ale zawsze radził sobie w ten sposób, kiedy chodziło o Deana Winchestera.
- Więc, um. Zeszła noc? – kiedy Sam powiedział to tak, jakby to było pytanie, Castiel tylko stanowczo pokręcił głową.
- Nie – oznajmił, patrząc Samowi prosto w oczy. – Obiecaliście, że nie będę musiał o tym rozmawiać. Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę o TYM zapomnieć, zapomnieć o NIM i ruszyć z moim życiem do przodu tak, jak to robiłem przez ostatnie siedem lat. Więc, proszę, nie.
Jess złapała Sama za nadgarstek, gładząc go po wewnętrznej stronie. Gest był kojący i pomocny, przypominał, że Sam nie mógł zmusić Castiela do robienia czegoś, czego tamten nie chciał, nie mógł zmusić go do stawienia czoła czemuś, na co nie miał ochoty.
Sam odetchnął.
- Okej, dobra. Nie będę. Chcę tylko, byś wiedział, że Jess i ja nie mieszkamy już u Deana. Na resztę pobytu tutaj wynieśliśmy się do hotelu. Nie chciałem być w pobliżu taty czy Deana po tym, jak odkryliśmy, co się stało.
Castiel zacisnął palce na kubku.
- Okej. Dzięki?
Sam zaśmiał się i pokręcił głową, ale brzmiało to smutniej, niż cokolwiek innego.
- Cas, nie musisz nam dziękować. Nie mogę, kurwa, uwierzyć, że to się wydarzyło, że Dean WCIĄŻ, kurwa, niczego nie zrobił. Wyobrażam sobie, co wygadywał tata, ale po prostu… przepraszam. Przepraszam, że tata jest taki, jaki jest, że Dean jest takim pierdolonym dupkiem. Po prostu przepraszam za wszystko, na co naraziła cię moja rodzina.
- W porządku – powiedział Castiel, nawet, jeśli tak nie było. – Mogę iść dalej. Już raz to zrobiłem. Mogę to zrobić jeszcze raz.
Nie dodał, że teraz będzie go to boleć bardziej, niż kiedykolwiek, teraz, gdy wiedział, że Dean stał się lojalnym, czułym, zabawnym mężczyzną, jak zawsze podejrzewał, że się stanie, gdy wiedział, że ich ciała nie tylko wciąż współgrały ze sobą, ale wręcz LATAŁY, zapewniając mu doznania, jakich nigdy się po sobie nie spodziewał.
Zamiast tego siedział cicho i pozwolił, by ponownie objął go całkowicie ból odrzucenia.
Wkrótce potem Sam i Jess poszli do domu, a kiedy Castiel wieczorem otrzymał wiadomość głosową od szefa głoszącą, że jutro rano o 9.00 miał się stawić w rezydencji Winchestera, aby kontynuować z raportem, uświadomił sobie, że do tej pory nie załamał się jedynie dlatego, iż myślał, że już nigdy nie będzie musiał oglądać Deana.
Ale teraz musiał, więc poradził sobie z tym w sposób, w jaki nie mógł, kiedy miał 18 lat: wziął prysznic, poszedł do najbliższego baru i uderzył do pierwszego gościa, jakiego zobaczył. Upił się w ciągu godziny, wykorzystując czas pomiędzy piciem na całowanie i podgryzanie ust tego faceta; nawet się nie kłopotał pytaniem go o imię, a może spytał, tylko tego nie pamiętał; to doprowadziło do tego, że bezimienny oraz celowo pozbawiony twarzy facet zerżnął go w toalecie.
Próbował nie zauważać zielonego odcienia oczu tego faceta, ale nie był tak dobry w okłamywaniu się.


Rozdział 13


Castielowi łupało w głowie, jakby coś ze środka usiłowało z niej uciec. Przy każdym mrugnięciu widział białe światła, w ustach miał sucho i czuł tam mieszankę smaków, nad którymi nie chciał się zbytnio roztrząsać. Ale obudził się tak czy owak, w końcu był profesjonalistą, ubrał się w swój zwykły garnitur, wsiadł do samochodu i pojechał do domu Deana, jakby się nigdy nic nie wydarzyło.
Taki styl obrony sobie zaplanował: udawać, że nic się nigdy nie stało, zachowywać się tak, jak MIAŁ się zachowywać od początku. Może wtedy będzie się dobrze czuł.
Przyjechał na czas, siedział w samochodzie prawdopodobnie o kilka minut dłużej, niż to było konieczne, po czym zachęcił się do wyjścia. Zadzwonił do drzwi, czekał, czuł swędzenie skóry, a mózg niemal mu płonął, każąc mu myśleć o tym, co zdarzyło się zaledwie parę dni temu, o tym, kto będzie czekał na niego w środku i jak, kurwa, ma sobie w ogóle z tym poradzić?
Kiedy drzwi się otwarły, stanął w nich John. Castiel fizycznie powstrzymał się od tchórzenia. John gapił się na niego i Castiel mógł zrobić tylko jedno.
- Dlaczego? – zapytał.
Ponieważ DLACZEGO? Dlaczego został poproszony, aby tu wrócić? Powiedział, że nigdy nie wróci, i naprawdę tak myślał: chciał odpuścić sobie artykuł, nieważne, jakie by to było dobre dla jego kariery, ponieważ znowu wszystko spierdolił i chciał teraz tylko trzymać się od tego możliwie najdalej.
Ale najwyraźniej Winchesterowie nie byli chętni, by tak łatwo mu odpuścić.
- Agent Deana powiedział, że raport przydałby się dla jego przyszłych kontraktów – wyjaśnił John, niemal warcząc przez zęby. – A twój szef powiedział, że nie ma nikogo innego, kto mógłby to przejąć. Więc będziesz ciągnął z tym idiotycznym pierdolonym raportem, ale na tym koniec, słyszysz mnie? Nie chcę, byś rozmawiał z moim synem o CZYMKOLWIEK, co nie ma z tym związku.
- Dobrze – odparł Castiel, wkładając w głos całą swoją siłę, nie zdradzając oznak słabości. – To będzie wyłącznie profesjonalne.
John pokiwał głową, wciąż zgrzytając zębami, ale pozwolił Castielowi wejść. Skinął głową w stronę jadalni.
- On jest tam. Nie będę daleko, zrozumiałeś? – wymamrotał i odszedł, zostawiając Castiela samego w holu. Castiel długo gapił się na drzwi, zaciskając i rozwierając palce oraz powoli oddychając. Wreszcie do nich podszedł, otwarł je i wszedł do środka.
Dean już siedział przy stole, złożywszy przed sobą ręce, i rzucił głową, gdy tylko Castiel wszedł. Otwarł usta i Castiel mógł niemal ZOBACZYĆ słowa, jakie tamten miał na języku, przeprosiny, wyjaśnienia i SKARBIE, PROSZĘ, MUSISZ ZE MNĄ POGADAĆ. Ale Castiel nie chciał tego słyszeć.
- Nie – ostrzegł, siadając. Dean zamknął usta, ale nie przestał patrzeć na niego błagalnie, więc Castiel spuścił wzrok na stół. – Omówiliśmy już większość ważnych wątków artykułu, więc myślę, że od teraz wystarczy, abyśmy spotykali się co drugi dzień na parę godzin, aby wygładzić niektóre rzeczy. Ale oprócz tego nie musimy się już tak często widywać.
Dean odchrząknął.
- Zatem nie chcesz mnie już widzieć, co?
Castiel uniósł głowę i spojrzał na niego płomiennie.
- Nie – odparł lodowatym tonem. – Nie chcę cię więcej widzieć. A teraz, czy moglibyśmy kontynuować? Muszę się gdzieś udać.
- Och, tak? – zapytał Dean wyzywającym tonem. Wyraźnie nie zamierzał dziś grać miło, Castiel mógł to już stwierdzić. – A gdzie?
Castiel westchnął i odłożył długopis. Potarł sobie palcami skronie, siłą woli odpędzając dudniący ból głowy i wspomnienie bycia całowanym i rżniętym, bycia nazywanym ŚLICZNYM przez kogoś, czyjego imienia nawet nie pamiętał, i wysysania malinek na swojej skórze.
Było to głupie i o tym wiedział, ale przynajmniej miał teraz dwie rzeczy, które ostatnio zrobił i których mógł żałować. Oznaczało to, że mógł się mniej skupiać na tym, jakie to było głupie ponownie znaleźć się pod urokiem Deana.
- Nie twoja sprawa – Castiel pochylił głowę nad pracą, zdecydowany w swojej chęci skończenia tego możliwie najszybciej. – A teraz, proszę, czy mógłbyś zerknąć na te stwierdzenia i powiedzieć mi, co ci pasuje, bym użył tego w pierwszym szkicu artykułu.
Wtedy zaryzykował spojrzenie w górę i ujrzał, że Dean ledwo zwracał uwagę na słowa, które on wypowiadał. Zamiast tego skupił wzrok na jego szyi, a kiedy Castiel podniósł dłoń do obserwowanego miejsca, poczuł znajome ukłucie bólu, gdy opuszki przejechały mu po malince.
Tej, której nie zrobił mu Dean.
- Kto… - zaczął Dean, ale przerwał, a potem przełknął. Castiel dalej trzymał dłoń przy siniaku i czuł, że twarz zaczyna mu płonąć. W odpowiedzi Dean zaśmiał się posępnie, na co Castiel poczuł, że żołądek zwinął mu się w supeł. – Nie tracisz, kurwa, czasu, co?
Castiel poczuł w gardle oburzenie narastające mu niczym gula.
- Nie tracę czasu na co? – splunął w odpowiedzi i poczuł jadowite uczucie zwycięstwa na widok tego, jak Dean drgnął po jego słowach.
- Kto to był? – zapytał Dean, a Castiel wkurzył się jeszcze bardziej, ponieważ co kazało mu myśleć, że miał, kurwa, do tego PRAWO? – Czy to był Baltazar?
Castiel wstał, przy okazji szurając krzesłem po podłodze.
- Powiedziałem NIE, Dean. Nie masz prawa zadawać mi tego pytania.
Dean również wstał.
- Co, kurwa, nie mam! – odparł tonem bliskim krzyku. – Spaliśmy ze sobą, co, dwa kurewskie dni temu? I od tamtego czasu zdołałeś wyjść i znaleźć sobie kogoś innego do rżnięcia? Czym ty jesteś, jakąś pieprzoną zdzirą? Czy kujonowaty mały Castiel Novak jest teraz pieprzoną ZDZIRĄ?
- Zamknij się – ostrzegł Castiel, ale Dean nie słuchał. Zamiast tego zrobił krok do przodu i osaczył Castiela pod ścianą.
- Jeśli taka z ciebie szmata, to co ty na to, żeby znowu się ze mną przespać, co? Jeśli, kurwa, taką masz CHĘĆ, by być rżniętym, to może zrzuć portki jak mała dziwka, którą jesteś, i pozwól się przelecieć?
CHCĘ O TOBIE ZAPOMNIEĆ, pomyślał Castiel. CHCĘ RŻNĄĆ WSZYSTKO, CO NIE JEST TOBĄ I MIEĆ NADZIEJĘ, ŻE MOŻE KTÓREGOŚ DNIA ZNAJDĘ KOGOŚ, KTO BĘDZIE MÓGŁ SIĘ Z TOBĄ RÓWNAĆ CHOCIAŻ ODROBINĘ.
Jednak nie powiedział tego na głos. Zamiast tego pchnął Deana w pierś; Dean wycofał się z łatwością, a oczy lśniły mu okrucieństwem i nienawiścią.
- Wychodzę – oznajmił Castiel i ruszył do drzwi, ale zanim dosięgnął klamki, usłyszał za sobą wołanie Deana.
- Tak, idź – szydził tamten głośniej, niż powinien. – Idź i znajdź sobie jeszcze kogoś, kto cię będzie posuwał, ty pieprzona wywłoko!
Castiel obrócił się wokół, zaciskając dłonie w pięści.
- Lepsze to niż ukrywający się przypadek, który żyje według przykazań tatusia i poświęca życie temu, by jego nieżywa mamusia była z niego dumna!
Pożałował tych słów, gdy tylko je wypowiedział. Dean zmartwiał i cofnął się o krok, niczym fizycznie uderzony, a Castiel poczuł wstyd wpełzający mu na skórę niczym potępienie. W tej chwili nienawidził Deana, ale wiedział też, że Mary była dla niego WSZYSTKIM, i nie mógł uwierzyć, że pozwolił sobie powiedzieć coś takiego.
- Wynoś się – powiedział Dean niskim, groźnym tonem.
Castiel tylko skinął głową, pozbierał swoje rzeczy i wybiegł z pokoju, mając wciąż przed oczami wyraz rozzłoszczonej, zdekoncentrowanej twarzy Deana, i z krwią dudniącą mu w uszach. W korytarzu ujrzał Johna, stojącego przy drzwiach i uśmiechającego się złowrogo.
- Wow – powiedział, zbliżając się do Castiela i blokując mu przejście do drzwi. – Martwiłem się, że zamierzałeś z powrotem zaleźć mu za skórę, ale po tym pokazie sądzę, że mogę być całkiem cholernie pewien, że mój chłopiec już nigdy nie zechce cię dotknąć ponownie. Więc dzięki, tak sądzę.
Castiel postanowił go zignorować i przepchnął się obok Johna, zostawiając go śmiejącego się okrutnie w korytarzu. Dotarł do swego samochodu i popędził do domu, aby tylko jak najszybciej się od nich oderwać. Pobiegł schodami w górę do swojego mieszkania, rozdarty między ponowną chęcią wyjścia i upicia się a zwinięciem się w łóżku i udawaniem, że to gówno nie przydarzało się jemu, ale kiedy wszedł do mieszkania, ujrzał Baltazara siedzącego mu na kanapie. Przez chwilę pozwolił sobie na zastanowienie, jak Baltazar w ogóle dostał się do środka, ale potem uderzyła go inna myśl.
- Czemu tu jesteś? – zapytał bezpośrednio, ale to było w porządku, ponieważ Baltazar był do tego przyzwyczajony.
Okazał to, w odpowiedzi wstając, uśmiechając się miło i patrząc Castielowi prosto w oczy.
- Ponieważ nie widziałem cię od tygodnia, a ty nie odbierasz żadnej z moich rozmów – Castiel drgnął w poczuciu winy. – Więc teraz zamierzam cię osaczyć i dowiedzieć się, co się, do diabła, działo, ponieważ żywię podejrzenie, iż ma to związek z tymi malinkami na twojej szyi i tym, że wyglądasz, jakbyś się miał w każdej chwili załamać i rozpłakać.
- Och – sapnął Castiel.
- Nie wykręcisz się od tego – zapewnił go Baltazar i usiadł ponownie. – Więc, kurwa, siadaj i przez chwilę zachowaj się jak normalna istota ludzka, opowiadając mi, co się, do diabła, z tobą dzieje.
Castiel stwierdził, że jeśli nie mógł powiedzieć Baltazarowi, najlepszemu przyjacielowi, to komu, do diabła, mógł? Wobec czego usiadł i pozwolił sobie WRESZCIE o tym pogadać.


Rozdział 14


- Powiedz mi – rozkazał Baltazar, i chociaż Castiel bardzo chciał, słowa utkwiły mu w gardle, suche, ciężkie i potworne.
Usiadł na kanapie przy Baltazarze, splótłszy razem dłonie na kolanach; skrzyżował nogi w kostkach i spojrzał w dół, jakby nie musząc nigdzie patrzeć zdołałby zebrać się na odwagę. Baltazar westchnął i złapał Castiela za rękę, dla dodania otuchy gładząc mu skórę kciukiem i przypominając, że to był BALTAZAR i że Castiel chciał mu powiedzieć.
Tak też zrobił.
- Wiesz o tym raporcie, do którego napisania zostałem ostatnio wyznaczony, profilu Winchestera? – zaczął i uniósł głowę, po czym ujrzał, jak Baltazar ostrożnie skinął głową. – Cóż, ja, uch, ja już znałem Deana, z czasów, gdy byliśmy młodsi.
Tam urwał i na tyle mocno przygryzł sobie dolną wargę, że go zabolało. Baltazar dalej kojąco pocierał mu kciukiem skórę.
- I? – podpowiedział.
- I – zaczął Castiel, rozglądając się wokół. Nigdy tak naprawdę nie powiedział tego wcześniej na głos, nigdy odpowiednio i szczegółowo nie rozmawiał o tym, co wydarzyło się tamtej nocy, o wszystkim, co stracił. Sam pomysł ROBIENIA tego był mu obcy, tak przywykł do ukrywania kłamstw Deana przez całe swoje życie. – Od dziecka byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, praktycznie się nie rozstawaliśmy, a kiedy skończyliśmy po 16 lat, to stało się czymś… więcej. – Urwał znowu i spojrzał Baltazarowi w twarz, spodziewając się szoku, przerażenia czy CZEGOŚ, ale napotkał tylko neutralne spojrzenie, czułe i pocieszające. – Byliśmy razem w sekrecie przez dwa lata, oprócz nas wiedział tylko jego brat, i wszystko miało być dobrze: mieliśmy iść do niezbyt oddalonych od siebie college`ów i utrzymać nasz związek, ponieważ ja… tak bardzo go kochałem. Boże, nie masz pojęcia, jak go kochałem. Był dla mnie WSZYSTKIM, a ja nigdy nawet nie pomyślałem o związku czy czymś takim, aż do dnia, kiedy mnie pocałował.
- Dobra – powiedział Baltazar po krótkiej ciszy, kiedy to Castiel dalej gapił się na swoje kolana, nie wiedząc, co powiedzieć dalej, żeby głos nie zaczął mu pękać, a oczy piec. – Cóż. Tyle… tyle przypuszczałem, szczerze mówiąc. Jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś cię peszył, szczególnie nie wtedy, kiedy dotyczy to pracy, ale nie spodziewałem się, że to pójdzie aż tak daleko w przeszłość. Co stało się później?
Castiel odetchnął głęboko i wziął się w garść, by to po prostu POWIEDZIEĆ.
- Zostawił mnie – przyznał i usłyszał, jak w odpowiedzi Baltazar wciągnął powietrze. – Mieliśmy po 18 lat, było to tuż po skończeniu szkoły średniej, a jego ojciec znalazł nas razem. Nie… nie powiedzieliśmy mu, ponieważ taki był skoncentrowany na tym, aby Dean stał się zawodowcem, i… obaj wiedzieliśmy, że byłoby niedopuszczalne, aby Dean był gejem i miał chłopaka. Patrząc wstecz, to było głupie, ponieważ mieliśmy przed sobą przyszłość, myśleliśmy, że nigdy nie zerwiemy i że jakoś Dean będzie mógł mieć wszystko, że będziemy mieli siebie. Ale ojciec Deana, dowiadując się, zniszczył wszystko. Cóż, to, że się dowiedział i zaczął mnie wyzywać od najgorszych, nie pomogło, ale przede wszystkim zniszczył to Dean, postanawiając iść z ojcem i mówiąc, że wolał karierę zamiast mnie.
Po tych słowach nastała głęboka, pochłaniająca wszystko cisza, wsiąkając Castielowi w kości i sprawiając, że wiercił się niewygodnie. Gdzieś w sobie zawsze przypuszczał, że rozmowa o tym mogłaby mu pomóc, że przyznanie na głos tego, iż to, co zrobił mu Dean, skrzywdziło go bardziej, niż uważał za możliwe, naprawiłoby wszystko, pozwoliłoby mu naprawdę przejść nad tym do porządku dziennego, tak, jak to wcześniej nie było możliwe.
Ale zrobiwszy to teraz zdał sobie sprawę, że nie o to chodziło. Nie było nagłego, przytłaczającego poczucia dokonania czegoś, nie było żadnego BRZDĘK w mózgu, pozwalającego mu zapomnieć, wybaczyć i zamiast tego znaleźć kogoś innego. Czuł w żyłach tę samą posępną pustkę, tę samą rozpaczliwą potrzebę, aby Dean wybrał jego, by powiedział, że go kocha, by wszystko dla niego porzucił.
Co było kurewsko SAMOLUBNE, wiedział o tym, naprawdę, ale nie to go nie powstrzymało od pragnienia tego tak bardzo, że to pragnienie stało się jego częścią.
- Och, Cassie – sapnął Baltazar, brzmiąc tak smutno, że Castiel musiał zamrugać, aby zachować suche oczy. Przyjaciel przesunął się na kanapie i objął Castiela w ramionach, po czym przytulił go do swojej piersi, na której Castiel złożył głowę, ściskając przy okazji kurtkę Baltazara. – Czemu mi nigdy nie powiedziałeś?
Castiel zaśmiał się ponuro.
- Jak mogłem? – zapytał. – Zostawił mnie, aby mieć swoją karierę, a ja milczałem i pozwoliłem mu na to. Po tym wszystkim wciąż go kochałem.
I WCIĄŻ GO KOCHAM, NAWET PO TYM WSZYSTKIM, pomyślał i wiedział, że Baltazar też to wyłapał.
- I – zaczął Baltazar z wahaniem, uspokajająco głaszcząc Castiela jedną dłonią po włosach – co się stało, skoro musiałeś się z nim znowu widywać?
Castiel zamknął oczy i mocniej zacisnął pięści na ciuchach Baltazara.
- Nie zamierzałem – powiedział cicho. – Miałem się zachowywać czysto profesjonalnie, wykonać pracę tak szybko i bezboleśnie, jak się dało, ale Dean jest po prostu… DEANEM i nie zdołałem się powstrzymać.
Baltazar dalej gładził go po włosach, drugą ręką gładząc go po ramieniu. Castiel czuł się ciepło i bezpiecznie, otoczony kokonem w postaci najlepszego przyjaciela, siedząc w swoim kiepskim mieszkaniu i rozmawiając o tym, jak rozpadało się jego życie. Ale nie płakał ani nie czuł się otępiały: BOLAŁO go, oczywiście, że tak, ale Baltazar będąc tam sprawiał, że wszystko było nieco bardziej w porządku.
- Przespałem się z nim znowu – wyznał Castiel, a dłoń Baltazara znieruchomiała jedynie na chwilę. – Byliśmy parę dni temu u niego w domu, tylko my dwaj, on chciał mi coś pokazać, więc poszedłem za nim do jego sypialni i wtedy… Wtedy zobaczyłem tamten sweter, który nosiłem jako nastolatek, ten, który zostawiłem w jego samochodzie tej nocy, kiedy zerwaliśmy, który leżał obok jego łóżka, i po prostu… uderzyło mnie, że Deanowi wciąż zależało na mnie na tyle, by to zachować, że myślał o nas razem, ponieważ sweter leżał obok jego ŁÓŻKA, jakby z nim spał czy coś równie durnego. Potem on wrócił i zobaczył, że to zobaczyłem, zaczął gadać o tym, jak bardzo żałował, że mnie zostawił, jak bardzo mnie kochał i że o mnie myślał, wszystkie moje zastrzeżenia puściły i… pocałowałem go. A potem się przespaliśmy. I to było… coś tak kurewsko idealnego, że aż BOLAŁO myśleć, że przegapiłem siedem lat czegoś takiego.
- Cholera – wymamrotał Baltazar, całując Castiela w czubek głowy. – Więc te malinki to od niego?
Castiel poczuł, że zapłonęła mu twarz.
- Um – zaczął. – Nie. Cóż, niektóre z nich. Jego ojciec nas nakrył. Znowu. Wiem, wiem, to jest, kurwa, idiotyczne, ale… dowiedział się, że piszę artykuł, przyleciał tu i zastał nas razem w sypialni Deana. Wyraźnie oszalał, zaczął mnie wyzywać i znowu nazywać małą ciotą, a Dean… Dean stał obok i pozwolił, by to się zdarzyło.
Castiel usłyszał, jak Baltazar zazgrzytał zębami.
- Skręcę mu ten cholerny kark – wymruczał z gniewem, a Castiel uśmiechnął się wbrew sobie.
- Dzięki, ale to nie jest konieczne – odpowiedział i poczuł we włosach ciepłe powietrze śmiechu Baltazara. – Po prostu… chciałbym go nienawidzić.
W ramionach Baltazara łatwo było przyznać się do rzeczy, które tak długo w sobie tłumił. Było zupełnie inaczej, niż być z Deanem: w brzuchu nic mu nie pęczniało z podniecenia, w mózgu nie miał spięć i puls mu nie przyspieszał przy dotyku. Bycie z Deanem ogłupiało Castiela, sprawiało, że robił głupoty i podejmował złe decyzje. To był niezdrowy rodzaj miłości, zbyt pochłaniający i stanowiący za dużo, by Castiel mógł sobie faktycznie z tym poradzić.
Ale z Baltazarem? Może to by było odpowiednie.
Baltazar go pragnął. Pokazywał to każdego dnia, flirtując z nim i klepiąc go po tyłku, będąc wszystkim, czym Castiel POWINIEN pogardzać, ale czym zamiast tego czuł się zaintrygowany i rozbawiony. Pod całym tym sarkazmem Baltazar był słodki, przyjazny, lojalny i, ponad wszystko, OTWARTY w stosunku do siebie. Nigdy nie sprawiał, że Castiel musiał kłamać czy się kryć, nigdy nie musiał dokonywać wyborów między czymś LUB Castielem. Castiel nie żywił złudzeń, że kiedykolwiek zdoła kogoś pokochać tak, jak kochał Deana, ale może mógłby być… zadowolony, będąc z kimś innym, gdyby tylko spróbował..
Wobec tego wyplątał się z jego objęć, usiadł prosto i spojrzał Baltazarowi prosto w oczy.
- Pomóż mi – powiedział i dał mu tylko sekundę na bycie zmieszanym, zanim go pocałował.
Z tym również nie było jak z Deanem. Usta Baltazara były ciepłe i suche; Castiel zamknął oczy i objął szczękę mężczyzny, pocierając ją kciukami. Baltazar wydał z siebie zaskoczony, gardłowy dźwięk, zaś Castiel wciąż usiłował przekonać samego siebie, że to było dobre i w porządku, kiedy przyjaciel odepchnął go od siebie.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz? – zapytał osłupiały.
Castiel zamrugał.
- Ja… ty… pomóż mi – powiedział bezradnie, niezdolny prawidłowo wyjaśnić logikę wszystkiego, o czym myślał minutę wcześniej. Baltazar usiadł i odsunął się nieznacznie, na tyle jednak daleko, by dłonie Castiela opadły i by mężczyzna poczuł rosnące w sobie zimno odrzucenia. – O Boże, tak mi przykro, ja tylko… zawsze przypuszczałem, ze może mnie pragniesz, bo… tak dużo flirtujesz. Ale ty flirtujesz z każdym, prawda? Więc to nie tak, że jestem wyjątkowy, i… bardzo przepraszam, moglibyśmy udawać, że to się nigdy nie zdarzyło?
Castiel był świadom, że brzmiał niedorzecznie, mamrocząc coś bez związku i kuląc się w sobie. Baltazar pozwolił mu skończyć, wciąż szeroko otwierając oczy, po czym znowu pochylił się do przodu i złapał Castiela za nadgarstki.
- Cassie – zaczął rozkazująco, upewniając się, że Castiel spojrzał mu w oczy. – Ja cię faktycznie pragnę – ciągnął, a kiedy Castiel znowu ruszył się do przodu, wykorzystał swój chwyt na jego nadgarstkach, by go od tego odwieść. – ALE wiem, że ty nie pragniesz mnie.
- Owszem – zaczął protestować Castiel, choć kłamstwo w jego głosie było ewidentne. Baltazar przerwał mu, kręcąc głową i śmiejąc się.
- Nie, nie pragniesz – zripostował, nie przerywając, by pozwolić Castielowi ponownie dojść do głosu. – Jesteś zdenerwowany, a ja jestem pod ręką. Widzę, jak bardzo jesteś zakochany w tym durniu Winchesterze, i nie zamierzam w tym przeszkadzać. Ponad wszystko chcę, byś był szczęśliwy, a ze mną by ci nie wyszło. W każdym razie nie tak, jak na to zasługujesz. Wiem, że to teraz bardzo boli, ale potrzebujesz czasu, nie zaś skoczyć do łóżka z najlepszym przyjacielem tylko dlatego, że jest on starym zboczeńcem, który za dużo z tobą flirtuje.
Castiel parsknął śmiechem i odprężył się.
- Dziękuję – powiedział w końcu, sprawiając, że Baltazar się uśmiechnął i pozwolił mu ponownie ułożyć się na swojej piersi. – I tak jesteś dla mnie za dobry.
- Proszę – zripostował Baltazar z uśmiechem w głosie – zasługuję na jakąś cholerną nagrodę za to, że zdołałem cię odrzucić.
Castiel znowu zaprotestował, Baltazar się odciął, i tak leżeli wspólnie zwinięci na sofie. Castiel dalej ciągnął opowieść o tym, jak to przespał się z kimś innym, jak Dean się o tym dowiedział i wkurzył na niego, jak go zezwał, jak Castiel odciął mu się możliwie najboleśniej, w sposób, który, jak wiedział, najbardziej na niego wpłynie. W trakcie tej opowieści Baltazar go pocieszał, uspokajał i uśmiechał się sporadycznie, powstrzymywał go od wyjścia na popijawę czy szukanie kogoś do rżnięcia.
Sprawiał, ze czuł się, może nie DOBRZE, ale zdecydowanie okej.
Kiedy Baltazar wyszedł, pocałował Castiela w czoło.
- Będzie lepiej, obiecuję – zapewnił, a Castiel mógł się jedynie słabo uśmiechnąć i pożegnać. Nie był całkiem pewien co do lepiej, ale może w końcu wszystko ułożyłoby się okej.
Okej było dla niego wystarczająco dobre. Nigdy nie oczekiwał więcej.



Rozdział 15


Poprzedniego wieczoru Castiel nie otrzymał od szefa żadnego telefonu wzywającego go do stawienia się w gospodarstwie Winchestera, zatem przypuszczał, że dostał dzień wolny, aby się pozbierać. Postanowił pójść do swojego biura, ponieważ, oprócz artykułu o Deanie, zaniedbywał inne swoje obowiązki. Minęło trochę czasu, od kiedy Castiel ostatnio był w biurze, a kiedy tak stał w windzie, wszystko zdawało się być dużo normalniejsze, bardziej rutynowe, bardziej coś, do czego Castiel przywykł, więc łatwiej było wtedy trzymać rękę na pulsie.
Opuścił windę na właściwym piętrze, poszedł w stronę swojego niewielkiego narożnego biurka i usiadł na swoim krześle. Wyjął laptopa z torby, podłączył i przygotował się do pracy nad innymi zadaniami. MOŻE ARTYKUŁ O SPRAWACH PUBLICZNYCH, pomyślał z niewielkim uśmiechem. Dziś czuł się o wiele lepiej, Baltazar pomógł mu bardziej, niż choćby zdołał to docenić dzień wcześniej.
Przez jakiś czas wszystko było okej: zaczął pracować nad porzuconym projektem i nie pozwolił sobie w trakcie pracy myśleć o czymś innym. Bezustannie klepał w klawisze i mruczał coś pod nosem, jakąś starą piosenkę, której melodię znał, ale tytuł już nie, a wtedy usłyszał jakieś głosy dobiegające z biura pana Adlera. Jeden z nich należał do jego szefa, a drugi – już nie.
- Dziękuję panu za pański czas – powiedział Dean, uśmiechając się uprzejmie i potrząsając jego dłonią.
Uśmiech rewanżowy pana Adlera był fałszywy i nieznacznie złowieszczy, całkiem, jak zwykle.
- W porządku, panie Winchester. Dziękuję, że pan wpadł.
Wtedy Dean cofnął dłoń i po kryjomu wytarł ją w połę kurtki, a Castiel byłby się zaśmiał, gdyby nie przytłoczyła go panika, właśnie wracająca do niego w pełnym pędzie, choć zdołała na dzień ustąpić.
Dean był ubrany jak zwykle, w skórzaną kurtkę, dżinsy i buty, i zdawał się tu być bardzo nie na miejscu, tu, gdzie wszyscy nosili garnitury i gadali o polityce, jakby byli światowymi liderami. Całe poczucie normalności i regularności, jakie towarzyszyło Castielowi wcześniej, zniknęło w obliczu obecności Deana tutaj, gadającego i wyglądającego tak cholernie DOBRZE, że Castiel zapragnął mu przywalić.
Wtedy zarówno Dean, jak i pan Adler odwrócili głowy, prosto w stronę kojca Castiela. Nie miał czasu spuścić głowy i ukryć się, schować i uniknąć sytuacji jak dziecko, któremu czuł się teraz podobny. Zauważyli go niemal równocześnie; wyraz twarzy Deana zmienił się minimalnie, zanim mężczyzna znowu zaczął wyglądać neutralnie, zaś na twarzy pana Adlera wciąż widniał ten rekini wyszczerz.
- Panie Novak – przywitał się szef, idąc w stronę Castiela. Dean trzymał się blisko z tyłu, opuściwszy ręce na poły, i bardziej spoglądał na własne stopy, niż na cokolwiek innego. – Obecny tu pan Winchester właśnie rozmawiał ze mną o projekcie.
Szef odniósł się do tego jako PROJEKTU, w przeciwieństwie do TWOJEGO projektu, i Castiel natychmiast zrozumiał, o co tu chodziło. Jednak tego nie powiedział.
- Dobrze – zaczął, uśmiechając się przelotnie i słabo. – Czy o czymś powinienem wiedzieć?
Pan Adler otwarł usta, patrząc na niego o wiele zbyt złośliwie radosnym wzrokiem, jak na coś, co, jak Castiel wiedział, zamierzał właśnie powiedzieć, ale wtedy Dean mu się wtrącił.
- Czy… czy mógłbym mu o tym powiedzieć? – zapytał cicho. Pan Adler, nieco oszołomiony, zamilkł, ale wreszcie kiwnął głową, wzruszył ramionami i wyszedł. Gdy już zniknął, Dean raz przelotnie spojrzał na Castiela, ledwo je na nim zatrzymując, a na szyi wykwitł mu rumieniec. – My, uch, to znaczy, JA uznałem, że może byłoby lepiej zmienić dziennikarza na potrzeby tego artykułu.
Castiel zdawkowo kiwnął głową.
- Okej – wymamrotał, po czym spojrzał prosto na Deana i uśmiechnął się, miał nadzieję, bardziej szczerze, niż to w rzeczywistości było. – Tak będzie prawdopodobnie najlepiej.
Dean spojrzał mu w oczy, ale nie uśmiechnął się. Jego twarz wyglądała na dziwnie wypraną z emocji: żadnego zaciśnięcia ust, żadnego drgania szczęki. Jedyne, co go zdradzało, to fakt, że jego tęczówki wyglądały na przyćmione, nie lśniły jak zwykle, a złote płatki w zieleni wydawały się mniej kolorowe. Stał tuż przy kojcu Castiela, po prostu PATRZĄC, a palce mu drgały. Zachowywał się, jakby miał więcej do powiedzenia, ale nie mógł się do tego zmusić.
Po minucie czy dwóch przedłużonej ciszy, kiedy biuro wokół nich dalej niezauważenie brzęczał, a oni się po prostu na siebie gapili, Dean przemówił.
- Przepraszam za to, co powiedziałem – przyznał cicho, a Castiel ledwo musiał pomyśleć, zanim sobie uświadomił, że Dean odnosił się do wcześniejszego nazwania go zdzirą. – Miałeś rację: nie miałem prawa tego powiedzieć. Nie jesteśmy razem i jest to moja wina, więc… więc po prostu chcę, byś był szczęśliwy. Przepraszam.
Jego słowa ledwo przekraczały barierę szeptu i Castiel nie umiał stwierdzić, czy było tak dlatego, że był zbyt zdenerwowany, czy zbyt zmartwiony, że ktoś jeszcze mógłby usłyszeć. I czy to nie niepewność była tu problemem?
- Ja też przepraszam – powiedział Castiel absolutnie szczerze.
Dean pokręcił głową.
- W porządku – zapewnił, uśmiechając się przelotnie, a w oczach pojawiło mu się nieco więcej ciepła. – Zostałem przydzielony do twojego przyjaciela… Baltazara, tak?
- Och – sapnął Castiel. Baltazar i Dean. Cholera, co Dean zrobi, kiedy się dowie, że Baltazar wiedział? Postanowił chwycić byka za rogi i po prostu mu powiedzieć. – Ja… powiedziałem Baltazarowi. O wszystkim. On wie.
Dean raz skinął głową.
- Okej – powiedział, a Castiel miał nadzieję, że neutralność jego tonu oznaczała, iż było z nim okej i nie zamierzał się odciąć. – Sądzę, że komuś musiałeś powiedzieć. Nie mogłeś, jak zgaduję, trzymać tego w tajemnicy w nieskończoność. – Castiel postanowił nie wspominać, że przez ostatnie siedem lat robił dokładnie to, zaś Dean zrobił głęboki wdech i mówił dalej. – Ja, uch, powinienem iść. Pozwolić ci kontynuować pracę i wszystko inne.
Do Castiela dotarło, że po tym wszystkim prawdopodobnie nie ujrzy Deana ponownie. Przełknął sucho.
- Racja – wydyszał, a skóra mu się ściągała. Ale tego właśnie potrzebował i chciał, to właśnie musiało się wydarzyć, aby móc ruszyć dalej z życiem. Nie mógł mieć Deana tak, jak tego pragnął, więc ciągnięcie z nim jakiegokolwiek związku byłoby szkodliwe pod każdym względem. – Tak, powinienem. Um. Zatem żegnaj.
Dean spojrzał na niego, zaciskając usta, wbijając paznokcie w dłoń.
- Tak – powiedział cicho. – Żegnaj.
Patrzył na niego jeszcze przez sekundę, po czym odszedł, wsiadł do windy i zniknął z życia Castiela.
Tym razem była chwila graniczna, tak? Tym razem Castiel powinien być w stanie iść dalej. Dean nie zostawił go samotnie na środku boiska, nikt nie wrzeszczał ani się nie złościł. Byli dorosłymi ludźmi, którzy przeprosili się za wcześniejsze ostre zachowania i uznali, że tak by było najlepiej. Więc czemu serce się Castielowi ściskało, gdy patrzył na odchodzącego Deana, patrzył na zamykające się za nim metalowe drzwi i uświadamiał sobie, że właśnie stracił ostatnią szansę na powiedzenie czegokolwiek?
Oczy zaczęły go szczypać, nie był już dłużej taki otępiały, jaki chciał być. Teraz miał wrażenie, że skóra za bardzo mu się napięła i że zbyt wielkie serce waliło mu o żebra. Musiał wyjść, i to ZARAZ, więc spakował się i pospieszył z powrotem do domu, czując się podobnie jak wtedy, kiedy się pierwszy raz dowiedział, że znowu zobaczy Deana.
Znalazłszy się samotnie w windzie, oddychając ciężko i z zaczerwienionymi oczami, odebrał telefon. Od Baltazara, głosiło nazwisko, i Castiel odebrał tylko dlatego, że to był on.
- Jadę do domu – powiedział Castiel na rozpoczęcie rozmowy. – Dean odszedł, a ja jadę do domu i… nie wiem, co robić.
- Wiem – odparł Baltazar, brzmiąc spokojnie i kojąco. – Szef zadzwonił do mnie wcześniej, by sprawdzić, czy pasowałoby mi od teraz pisać ten artykuł. A czy tobie to pasuje?
Castiel nieznacznie skinął sobie głową.
- Tak – powiedział, ale wiedział, że w głosie słychać mu było niepewność. – On wie, że ty wiesz, a ja… nie mogę go więcej widywać. Nie mogę znowu pójść tą drogą i zostać skrzywdzonym jeszcze raz, a dokładnie to by się stało, gdybym wciąż go musiał widywać. Po prostu nie radzę sobie ze sobą, kiedy jestem blisko niego, więc… więc tak. To w porządku, że teraz ty to będziesz robił. Tak będzie najlepiej.
- Tak długo, jak długo jesteś tego pewien.
- Zdecydowanie. Po prostu… myślę, że pojadę do domu i przez jakiś czas spróbuję o niczym nie myśleć.
- Jak dla mnie to dobry pomysł – powiedział Baltazar, próbując wcisnąć trochę radości do głosu. – Czy pasowałoby ci, gdybym jutro rano wpadł i odebrał wszelkie notatki, jakie do tej pory zrobiłeś? Zrozumiem całkowicie, oczywiście, jeśli nie będziesz chciał.
Castiel nie musiał się nawet zastanawiać.
- Nie, to w porządku. Przyjedź o 10 rano. Dam ci to, co do tej pory zrobiłem, i po prostu… upewnij się, że ukażesz tę jego stronę, która zasługuje na pokazanie. Wiem, że popełnił wiele błędów, może nawet wiem bardziej, niż ktokolwiek inny, ale to dobry człowiek. Kocha swoją rodzinę, jest zabawny, autentyczny i miły. Upewnij się, proszę, że to będzie widać, dobrze? Dla mnie?
- Oczywiście – odparł Baltazar szczerzej i poważniej, niż Castiel przypuszczał, że kiedykolwiek wcześniej to ujrzał. – Ale tylko dla ciebie. Bóg jeden wie, że walczyłem ze sobą, aby nie walnąć tego chuja w twarz za każdym razem, kiedy pomyślałem o tym, co ci zrobił.
Castiel parsknął śmiechem.
- Nie wal mu, proszę, jest na to za ładny – poprosił, a w odpowiedzi otrzymał parsknięcie.
- Na to mogę przystać - powiedział Baltazar. – Okej, teraz powinienem pozwolić ci odejść. Do zobaczenia jutro.
- Cześć – odparł Castiel i zamknął telefon.
Wyszedł już na parking, więc wdrapał się do swojego samochodu i przez kilka minut po prostu siedział za kółkiem, pocierając dłońmi o skórę i oddychając głęboko. nigdy więcej nie chciał zobaczyć Deana jeszcze raz, a na samą myśl o tym skóra go zaswędziała bardziej, niż to powinno być teraz.
Najwyraźniej nie było mowy o czyimś zwycięstwie, jeśli zakochiwałeś się w Deanie Winchester. Ale, z drugiej strony, Castiel wiedział o tym od samego początku.


Rozdział 16


Następnego dnia Castiel był na nogach i gotów przed 9.30, poprzedniej nocy bowiem nie spał szczególnie dobrze. Ubrał się bardziej normalnie, w stary sweter i parę dżinsów, ponieważ była sobota i mógł zostać w domu, aby pracować. Był gotów tak wcześnie, że postanowił zrobić sobie herbaty i zjeść jakieś śniadanie – co mu się rzadko zdarzało robić rano – i już był w połowie kubka oraz talerza jajecznicy, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Idę! – zawołał, wiedząc, że był to Baltazar. Umieścił resztę jajek na kuchennej ladzie, wysączył resztę herbaty i odłożył kubek do zlewu, po czym podszedł do drzwi, zaczynając rozmowę, zanim je jeszcze otwarł. – Chcesz czegoś do picia czy cze…
Zamarł w miejscu, kiedy ujrzał, kto stał po drugiej stronie drzwi.
Był tam, oczywiście, Baltazar. Ale Dean również. Stał obok niego z rękami w kieszeniach, gapiąc się na podłogę, jakby myślał, że nie wchodząc z nikim w kontakt wzrokowy stanie się niewidzialny.
- Witaj – powiedział Baltazar ostrożnie radosnym tonem.
- Ja… - zaczął Castiel, niepewny, jak to kontynuować. Wybrał wreszcie: - Baltazar, co jest, kurwa?
Baltazar skrzywił się.
- Wiem – przyznał, wyglądając niepewnie. – Zdaję sobie sprawę, że wyglądam teraz na prawdziwego dupka, ale… ale po prostu chciałem, byście wy, dwaj idioci, pogadali, okej? – Castiel nie był nawet w odpowiednim stanie, aby skomentować tych IDIOTÓW. – Więc dzisiaj ten durny Jankes pojawił się przy moim biurku, mówiąc, że nie chce tego artykułu, że teraz to bezcelowe, a ja po prostu… po prostu pomyślałem, że wy dwaj musicie naprawdę POGADAĆ, to znaczy odbyć rozmowę, w trakcie której nikt nie rozkłada nóg, a dzisiaj macie po temu okazję.
- Co… nie… nie mogę – zająknął się Castiel, właśnie przechodząc wewnętrzny atak paniki.
Baltazar spojrzał mu tylko prosto w oczy.
- Tak – powiedział tonem nie podlegającym dyskusji. – Możesz.
Castiel odetchnął.
- Ja… - zaczął, ale potem spojrzał przelotnie na Deana. Tamten uniósł głowę i przygryzał sobie dolną wargę, na policzkach miał słaby rumieniec, oczy ciemne i zmęczone. Wyglądał kurewsko OKROPNIE, szczerze mówiąc, a mimo to Castiel wciąż myślał, że było to najpiękniejsze, co w życiu widział. – Okej. Okej, dobra.
- Wspaniale! – wykrzyknął Baltazar, a twarz rozjaśniła mu się jak choinka świąteczna. – Wobec tego zostawię was samych. Zadzwoń do mnie, dobrze, Cassie?
Castiel raz skinął głową.
- T-tak, okej. Zadzwonię do ciebie. Na razie.
Wtedy Baltazar odwrócił się, poszedł korytarzem i zniknął na klatce schodowej, pogwizdując sobie do rytmu. Castiel potrzebował chwili, by zebrać się na odwagę i spojrzeć na Deana ponownie, ale kiedy to zrobił, odkrył, że tamten patrzył prosto na niego, z poczuciem winy na twarzy.
- Nie powinienem był przychodzić – powiedział.
- Nie, nie powinieneś – odparł Castiel i ujrzał, jak Dean się skrzywił. – Ale jesteś tu teraz, więc. Więc wejdź.
Dean z wahaniem postąpił do przodu, potem jeszcze raz, aż wreszcie znalazł się w środku. Wciąż trzymał ręce w kieszeniach, kiedy rozglądał się wokół. Castiel zdał sobie sprawę, że Dean pierwszy raz ujrzy wnętrze jego mieszkania, i jakaś głupia, zdradziecka część niego zapragnęła się dowiedzieć, co by tamten pomyślał o tym, jak Castiel dorósł.
Stali tak przez kilka minut, Dean przeczesywał wzrokiem ledwo zamieszkane mieszkanie, stanowiące odbicie życia osobistego Castiela, a Castiel czuł się bardziej odsłonięty teraz, kiedy Dean był w jego domu, niż kiedykolwiek wcześniej. Ciągnęło się to dopóty, dopóki coś nie przeskoczyło Castielowi w mózgu i dopóki nie pomyślał o czymś, o co musiał zapytać.
- Dlaczego artykuł nie miałby teraz sensu? – zapytał i w odpowiedzi Dean posłał mu nierozumiejące spojrzenie. – Wcześniej Baltazar mówił, że nie chciałeś dalej ciągnąć z artykułem, ponieważ teraz byłoby to bezcelowe. Co to w ogóle znaczy?
Dean pochylił głowę, rumieniąc się na szyi silniej, niż wcześniej.
- Pamiętasz, że mówiłem, iż, uch, wiedziałem, że pracujesz w Post? – Castiel potaknął, zaś Dean ostro wciągnął powietrze, jak gdyby się uspokajając. – Cóż, moim warunkiem na udzielenie zgody było to, że to ty go napiszesz. Byłem samolubny i chciałem cię zobaczyć, więc powiedziałem im, że zgodzę się jedynie wtedy, jeśli skłonią ciebie do napisania go.
- Och – odparł logicznie Castiel. – Och, okej. Ja… przypuszczam, że to ma sens. Jeśli dobrze pamiętam, nigdy nie lubiłeś być na świeczniku.
Dean parsknął lekkim śmiechem.
- Tak, prawdę mówiąc dziwię się, że wcześniej tego nie zgadłeś. Zawsze byłeś bystry.
Castiel z roztargnieniem pokiwał głową.
- Tak, cóż, ty też byłeś; nikt w mieście tak jak ty nie znał się na mechanice. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy prosiłem cię o naprawianie tego rozklekotanego stereo, które stało w moim pokoju.
- Tak – odetchnął Dean, uśmiechając się nostalgicznie. – Wciąż to masz?
Castiel mógł jedynie pokręcić głową.
- Nie, zepsuło się, gdy wciąż byłem w college`u. Ja… nie miałem już wtedy nikogo, kto by mi je naprawił.
- Racja – powiedział Dean, a uśmiech znikł mu z twarzy niemal natychmiast. – Tak, oczywiście.
Nastąpiły kolejne dwie minuty ciszy, po czym Castiel odetchnął cicho.
- Dlaczego tu jesteś, Dean? I nie mów, że to z powodu Baltazara, ponieważ nie przyszedłbyś, gdybyś nie miał własnych powodów.
Dean zdawał się być zaskoczonym bezpośredniością pytania. Zamrugał raz, potem drugi, wreszcie przełknął.
- Wszystko spieprzyłem – powiedział miękko, patrząc smutnym wzrokiem. – Dwukrotnie, prawdę mówiąc. Kurwa, ja… miałem cholerną szansę, by ci udowodnić, że się zmieniłem, i ją, kurwa, zniszczyłem. Każdego dnia swego dorosłego życia FANTAZJOWAŁEM o odkręceniu tamtej nocy, o tym, że mogłem do ciebie podejść, wziąć cię za rękę, pocałować cię i powiedzieć ojcu, że tylko ty się liczyłeś. A potem dostałem taką możliwość i zachowałem się jak tchórz, dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem. Cas, tak bardzo mi przykro.
Castiel miał już na języku automatyczne W PORZĄDKU. Ale nie powiedział tego, bo to w porządku nie było.
- To bolało, Dean – odparł, zwijając dłonie w pięści. – Przechodzenie przez to dwa razy… to bolało.
Dean skrzywił się.
- Wiem. Tak mi przykro. Sammy z tego powodu nie chce ze mną rozmawiać. Jess też. Ja ich też nie winię. SAM SIEBIE nienawidzę, więc to zrozumiałe, że i wy powinniście. A ty najbardziej ze wszystkich.
Dean ponownie zaczął przygryzać sobie wargę, a Castiel czuł, jak drżały mu nogi. Mieszkanie było za małe, by pomieścić to wszystko, co się między nimi działo, wszystkie niewypowiedziane słowa i niewykorzystaną przyszłość. Było tak, jakby tego czegoś było tyle, że ich to otaczało, że nie mogło zostawić ich w spokoju, a jednak nie dało się tego rozwiązać, więc Castiel postanowił być tu, kurwa, SZCZERYM, albo nigdy niczego nie zakończy.
- Ja cię nie nienawidzę – przyznał cicho, a Dean ostro wciągnął powietrze. – CHCĘ cię nienawidzić, wierz mi, ale nie mogę. Kiedy jesteśmy tylko my dwaj… BOŻE, to jest, kurwa, fantastyczne. Uśmiechasz się i śmiejesz, i patrzysz na mnie tak, jak tego zawsze chciałem, jakbym był najważniejszy na świecie. Ale świat zewnętrzny istnieje, Dean, a ty za bardzo boisz się tego, jak jesteś postrzegany. Boisz się swojego ojca, mediów, fanów, a ja tracę na znaczeniu, kiedy oni wchodzą w grę. Więc… Dean, ja cię naprawdę kocham, i to się nie zmieni, ale nie możemy być razem.
Dean zaczął potakiwać, ale potem przerwał w pół ruchu. Ostrożnie zrobił krok do przodu, wyciągając ręce z kieszeni, i uniósł je tuż nad talią Castiela. Spojrzał na nie, potem na Casa, przeniósł wzrok z jego ust na oczy i z powrotem na dół. Oblizał sobie usta, rzucił wzrokiem na lewo i z powrotem, wiercąc się i wyraźnie był tak zdenerwowany, że Castiel również się zdenerwował.
- A co, jeśli… jeśli moglibyśmy być razem?
- Dean… - zaczął Castiel, już zbolały, ponieważ nie mógł przechodzić przez to PONOWNIE. Dean przerwał mu, zanim tamten zaprotestował porządnie.
- Nie – powiedział, zginając palce i przerywając. Castiel milczał, gdy Dean opuścił ręce do jego talii, luźno chwytając go za sweter, tak, że Castiel, gdyby chciał, mógł się uwolnić. – Nie chcę być z dala od ciebie. Kurwa, Cas, nawet nie sądzę, że bym mógł. Przeszedłem jakoś przez ostatnie siedem lat, ponieważ myślałem, że może byłeś gdzieś z kimś szczęśliwy, a tylko tego zawsze chciałem. Ale… kiedy przyszedłeś do mnie tamtego dnia z tymi pierdolonymi malinkami, które zrobił ci jakiś inny dupek, zdałem sobie sprawę, że nawet nie mogę myśleć o tobie z kimś innym, nie pragnąc rozerwać temu komuś gardła.
Castielowi zaparło dech.
- Mogę być, z kim chcę.
Dean westchnął i zrobił krok bliżej, po czym oparł się czołem o czoło Castiela. Castiel był ostro świadom tego, jak blisko siebie były ich usta, że wystarczyłoby tylko pochylić się do przodu i mógłby pocałować Deana ponownie, dopasować się do niego w sposób, który tylko oni znali, będąc w stanie odseparować się od reszty świata.
Powstrzymał się przed tym, zaś Dean przemówił.
- Wiem, że możesz – wymruczał. – Oczywiście, że możesz, ale… ale chcę, byś był ze mną.
Castiel wydał z siebie cichy, gardłowy dźwięk, niebezpiecznie zbliżony do kwilenia. Zamknął oczy i silniej oparł się o Deana, pozwalając sobie objąć go za barki i przywierając do niego ciałem, po czym ukrył mu twarz w szyi.
W tym miejscu mógł wąchać Deana: zapach słabo utrzymującego się potu, taniego mydła, drogiej wody po goleniu. Zapach był ciepły, pocieszający i do obrzydzenia dawał wrażenie domu, jakby skóra Castiela już nigdy nie miała być normalna, jeśli do TEGO nie będzie wracał co wieczór, jeśli tego nie będzie całował na dobranoc.
- Nie ujawniłbyś się. – Nie było to nawet pytanie.
Dean nieznacznie bardziej zesztywniał.
- Nie – odparł niechętnie. – Ale powiedziałbym mojemu ojcu. Oraz Sammy`emu i Jess, Baltazar też wie, i… i czy naprawdę byśmy musieli?
Castiel zamknął mocno powieki. NIE, chciał powiedzieć. NIE, JESTEŚ WSZYSTKIM, CZEGO POTRZEBUJĘ. WSZYSTKIM I TAK NAPRAWDĘ WIĘCEJ, I NIE CHCĘ NAWET ODDAWAĆ TEGO, JAK CHRAPIESZ, CZY TEGO, JAK CAŁUJESZ.
Zamiast tego powiedział to, co musiał.
- Nie mam już 18 lat – powiedział ze smutkiem. – Nie mogę być czyimś sekretem. Nie będę się ukrywał i skradał. Ja… wiem, że nie możesz powiedzieć światu, ale wiem też, że nie dam rady utajnić się znowu na Bóg wie, jak długo. Przepraszam, Dean, ale naprawdę nie możemy być razem.
- Więc to jest to? – spytał Dean zduszonym głosem. – Kochamy się, ale to się nie uda?
Castiel pokiwał głową.
- Tak – odparł zwyczajnie i poczuł w odpowiedzi, że Dean objął go ciaśniej.
- To nie fair – wycedził mężczyzna. – To jest, kurwa, nie FAIR.
Castiel uśmiechnął się słabo w jego skórę.
- Nikt ci tego nie powiedział? Nic w życiu nie jest.
Dean w łamiący serce sposób parsknął śmiechem. Dał sobie jeszcze kilka sekund, mocno obejmując Castiela w talii i ukrywając twarz w jego włosach, po czym poluzował uścisk, odsunął się. Przetarł sobie oczy, zamrugał ze zmęczeniem i uśmiechnął się ponuro.
- Sądzę więc, że powinienem pójść, zanim któryś z nas zacznie wrzeszczeć – powiedział żartując, zawsze, kurwa, żartując, nawet w obliczu złamanego serca. Już się zbierał, kiedy ręce Castiela zadziałały samodzielnie i złapały go za nadgarstek.
- Zaczekaj – wydyszał Castiel, po czym zrobił krok do przodu i scałował zmieszanie z twarzy Deana. Dean stęknął ze zdziwieniem, a Castiel żarłocznie pochłonął ten dźwięk: jeśli to był ostatni raz, to zamierzał się upewnić, że było to warte zapamiętania.
Dean odsunął się po minucie, patrząc mu w oczy i gorąco dysząc w usta.
- Czy to jest dobry pomysł? – zapytał, a Castiel zaśmiał się.
- Prawdopodobnie nie – przyznał, po czym uniósł się, by pocałować Deana jeszcze raz, tym razem delikatniej. – Ale ja po prostu… po prostu muszę odejść z tym wspomnieniem, wiesz? Więc może zróbmy tak, jak wtedy, gdy byliśmy nastolatkami, uprawiając seks na kanapie?
Uśmiech, jaki przelotnie zagościł na ustach Deana, zdawał się być nagrodą.
- Tak – wydyszał mężczyzna, cofając się i obejmując szczękę Castiela; był tak blisko, że mógł mu wcałowywać słowa w usta. – Czemu, kurwa, nie? Odejdziemy z łomotem.
Castiel parsknął.
- To był okropny kalambur – oznajmił.
W odpowiedzi Dean go pocałował. Jego usta były słodkie i ciepłe, a gorący język wsunął się Castielowi do ust. Dłonie Deana były mocne i zostawiały siniaki, wsunęły się Castielowi pod sweter, wbijając opuszki w jego skórę. Dean przyciągnął Casa bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej, jego ręce nalegały rozpaczliwie na kontakt, ponieważ wiedział, podobnie jak Castiel, że to jest ostatni raz, kiedy będzie mógł to zrobić.
Intensywność tego wszystkiego, świadomość ostateczności ich gestów sprawiły, że w kilka minut rozebrali się do bokserek. Dłonie błądziły po płaszczyznach i konturach skóry, usta łączyły się ze sobą pospiesznie, chaotycznie, szaleńczo i z pragnieniem, a Castiel wymanewrował Deana na kanapę, pchnął go na nią, po czym sam za nim podążył. Położył się na nim okrakiem, obejmując kolanami uda Deana, a fiuty ocierały się o siebie przez cienką tkaninę bokserek.
- Cas – wymamrotał Dean, trzymając Castiela za włosy i kołysząc biodrami w górę w poszukiwaniu tarcia.
Castiel wycofał się na sekundę i spojrzał w dół, ujrzał Deana pod sobą. Na jego policzkach malował się słaby rumieniec, róż pod gromadą piegów, które Castiel zawsze chciał dotknąć, jakby bawił się w połącz-kropki. Wcześniej, kiedy jeszcze byli tacy młodzi, próby Castiela zawsze były udaremniane, odsuwane w cień dłonią Deana i jego pocałunkami. Teraz, jak sobie ze smutkiem Castiel uświadomił, już nigdy nie będzie miał faktycznie okazji tego zrobić.
Ukrył twarz w ramieniu Deana, mruganiem odpędził kłucie w oczach. Został tak, dopóki Dean nie objął mu szczęki, dopóki ich twarze znowu nie znalazły się blisko, gapiąc się na siebie nawzajem i zawierając w tym spojrzeniu każde słowo, jakie powinni sobie powiedzieć.
- Przepraszam – szepnął Dean, gładząc kciukami skórę Castiela. – Kocham cię.
Castiel pochylił się do przodu, przywierając ustami do ust Deana w czymś, co nie do końca było pocałunkiem.
- Kocham cię – odszepnął, po czym zmiażdżył wargi Deana swoimi.
Wściekle wsunął mu język do ust, napierając tyłkiem na fiuta Deana i wywołując głośny jęk mężczyzny. Gładził mu delikatnie boki, w górę i w dół, jednocześnie zaprzeczając tej niepewności ruchem bioder, wywołującą siniaki siłą ust. Dean zdawał sie rozumieć, co Castiel próbował tu osiągnąć, ponieważ odwzajemniał się równie mocno, ostro i wściekle.
Padała litania kołyszących się bioder i gwałtownych pocałunków, rozbrzmiewała symfonia jęków Deana i kwilenia Castiela. Poruszali się razem szybko i płynnie, wiedząc, że nie powinni się spieszyć, że powinni nauczyć się swoich mięśni i skrawków skóry, wycałować każdą część ciała, o której kiedykolwiek pomyśleli, i wcisnąć wspomnienia w zarysy kości.
Ale Castiel wiedział, że nie mógł tego zrobić, i myślał, że Dean też to wiedział.
Gdyby mieli to zrobić w taki sposób, na łóżku, gdzieś tradycyjnie, normalnie, w oczekiwany sposób, to jeszcze bardziej bolałaby świadomość porzucenia tego wszystkiego. To przynajmniej zdawało się być równie niedołężne i nieuczciwe, jak powinno być, dawało wrażenie kradzionych chwil, które nigdy nie były im pisane, i wszystko to łatwiej byłoby zostawić, kiedy byłoby już po wszystkim.
Normalność zaliczała się do fantazji, marzeń i pragnień przyszłości, w której byliby razem, szczęśliwi ze sobą. To, ze swoją gwałtownością i niemoralnością, dawało wrażenie końca romansu, a czy Castiel nie był zawsze tym trzecim w obliczu kariery Deana?
Castiel pocałował Deana i naparł na niego w dół, czując, jak jego twardy fiut szturcha go w tyłek, czuł, jak jego własny wygląda mu z szortów, mokry na czubku. Dean trzymał go za tyłek, każąc mu się ruszać coraz szybciej, jednocześnie jęcząc i dziko rzucając biodrami. Jedną dłonią nieznacznie ściągnął Castielowi szorty i złapał go za fiuta, po czym zaczął obciągać w rytm ruchu własnych bioder.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 11:28, 01 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:29, 01 Lip 2013    Temat postu:

Właśnie zauważyłam... tutaj reszta

Poruszali się w tandemie, zbliżając się coraz bardziej w miarę upływu minut, w miarę, jak zbliżał się koniec. Dean dalej ruszał dłonią w górę i w dół, gładząc kciukiem czubek, na którym gromadziła się wilgoć, a Castiel kwilił, obejmując Deana za szczękę i przywierając ustami do jego ust, nawet, chociaż się nie całowali.
Bardziej czuł niż słyszał szeptane przez Deana słowa, czuł, jak wsiąkają mu w usta i trafiają w sedno, jak gnieżdżą się tam i zostają dopóty, dopóki od nich nie oszaleje.
Dean rzucał pieszczotliwymi słowami, takimi, które zwykle padały z jego ust w takich sytuacjach, jak SKARBIE, KOCHANIE czy ANIOŁKU, których nigdy w życiu by nie powiedział, gdyby nie byli sami, nadzy i wtuleni w siebie.
Ale były też nowe słowa, nieznane, takie jak KOCHAM CIĘ, POTRZEBUJĘ CIĘ i PROSZĘ, PROSZĘ, NIE ZOSTAWIAJ MNIE.
Castiel zacisnął powieki i mocniej zatoczył biodrami, dławiąc słowa Deana, ponieważ nie mógł ich dłużej słuchać. Nie minęło dużo czasu i poczuł, że był blisko, na krawędzi, usta Deana były przy jego ustach, fiut Deana przy jego tyłku, serce Deana w jego dłoniach.
- Dean – wymruczał Castiel i poczuł, jak tamten kiwnął głową.
- Tak, ja też – odpowiedział, ugniatając Castielowi tyłek i przysysając mu się do szczęki.
Dean zaczął z premedytacją ssać malinki na szyi Castiela, te, których sam nie zrobił, te, które zostawił ktoś, czyjego imienia Castiel nawet, kurwa, nie pamiętał. Gryzł i lizał, ściągając krew pod powierzchnię i znakował, znakował swoją własność, chociaż nawet nie byli razem, wiedząc już na dobre, że nie mogli być.
Castiel doszedł drżąc, brzuch i bokserki mu się kleiły, skóra wszędzie była wrażliwa, szczególnie zaś we wszystkich miejscach, których dotykał Dean. Dean podążył za nim i Castiel miał na tyle przytomności umysłu, aby na niego patrzeć, aby ujrzeć, jak jego źrenice niemal zakryły zieleń tęczówek, jak usta rozchyliły się nieznacznie w sapnięciu. Castiel całował go w trakcie orgazmu, zaczekał, dopóki drżenie nie ustało, dopóki Dean ponownie przy nim nie znieruchomiał.
Ich usta wciąż spoczywały przy sobie, oddychali gorąco i wilgotnie, pokój śmierdział seksem i potem. Po chwili Castiel uświadomił sobie, że to było to, że musiał odsunąć się od Deana i że gdzieś w tym tkwiła jakaś pieprzona metafora, której nie czuł się na siłach rozszyfrowywać. Uniósł jedną nogę, przeniósł ją nad Deanem i usiadł na kanapie obok niego, w lepiących się bokserkach i z wrażliwym fiutem, czując się zimnym, nagim i samotnym.
Wtedy Dean wstał, poprawił swoje przypuszczalnie klejące się szorty i szybko się ubrał. Cały ten czas Castiel po prostu siedział i patrzył, w mieszkaniu panowała cisza, choć mózg Castiela brzęczał od błagań, by Dean został.
Dean zatrzymał się, gdy już się ubrał, rozejrzał znowu wokół, wreszcie spojrzał na Castiela. Otwarł usta, a potem znowu je zamknął, mrugając konwulsyjnie, i po prostu patrzył.
- Proszę, bądź szczęśliwy – powiedział wreszcie Dean.
BEZ CIEBIE NIE MOGĘ, pomyślał Castiel.
- Ty też – odpowiedział zamiast tego.
Dean skinął raz głową, ociągając się nieznacznie, po czym wyszedł. Kliknięcie zamykających się drzwi w ciszy mieszkania zabrzmiało ogłuszająco, a Castiel skulił się w sobie. Mieszkanie było puste i zimne, a Castiel czuł to w sobie: czuł w swoich żyłach echo własnej przyszłości, skazującej go na życie ze zbyt dużą ilością pracy, niedostateczną ilością śmiechu. Pozbawione Deana.
Pewnie, wciąż miał Baltazara, swoją rodzinę, a nawet Sama i Jess, gdyby tego chciał. Wszystko to go, oczywiście, uszczęśliwiało, kochał wszystkich tych ludzi, nawet, jeśli z rodziną już zbyt wiele nie rozmawiał.
Ale, jakimś sposobem, to po prostu nie wystarczyło. Bez Deana nic nigdy nie mogło być dobrze. Ale nie mógł go mieć.
Nigdy tak naprawdę nie mógł.


Rozdział 17


Przyszło kolejnych pięć dni. Castiel odmawiał opuszczania mieszkania, zmuszał Baltazara do zabierania z pracy niezbędnych rzeczy i każdego dnia dzwonił po chorobowe. Wyczuwał, że szef chciał się kłócić, ale musiał mu odpuścić, ponieważ Castiel przez cały okres pracy w gazecie nie opuścił nawet jednego dnia, więc nazbierało mu się wystarczająco.
Przez większość czasu tkwił zwinięty na kanapie, ukrywając w niej twarz, dopóki nie przestała pachnieć Deanem. Nienawidził tego, że nie zostało mu po nim nic poza znakami na szyi, nienawidził, że one też któregoś dnia znikną i pozbawią go wszystkiego oprócz wspomnień w głowie. Baltazar, Sam i Jess wpadali sporadycznie, upewniając się, że jadł, mył się i nie pił zbyt wiele.
Zawsze witał ich uprzejmie. Zapraszał ich do środka, robił im coś do picia, gotował dla nich. Byli jego przyjaciółmi i próbowali mu pomóc; nie było ich winą, że nie dało się tego zrobić.
W trakcie jednej z wizyt Sam i Jess usiłowali wyglądać na smutnych i pocieszających. Castiel zwymyślał ich za to, gdy tylko zobaczył diamentowy pierścionek zaręczynowy na palcu Jess.
- Oświadczył się na szczycie Statuy Wolności! – zapiszczała dziewczyna, podając dłoń Castielowi.
W odpowiedzi Castiel się naprawdę uśmiechnął, szczęśliwy z powodu swoich przyjaciół, ponieważ wolno im było być zakochanymi, wolno im było mieć siebie nawzajem, i chociaż on nie mógł tego mieć, to nie zamierzał popadać w rozgoryczenie. Nawet sobie z nich zakpił, że zachowali się jak typowi turyści, robiąc to w tak paskudnym miejscu, na co oboje się roześmiali.
Nie wszystko było dobrze, a jemu nie za bardzo się poprawiało, ale tamta trójka dotrzymywała mu towarzystwa, i było to wszystko, na co obecnie mógł mieć nadzieję.
Kiedy nadszedł piątek, już przynajmniej brał prysznic przed 10 rano, ubierał się normalnie w dżinsy i koszulę, odżywiał się normalnie, nie będąc do tego zmuszanym. Siedział nieruchomo na kanapie, z książką na kolanach, ale myśli krążyły mu gdzie indziej.
Poprzedniego dnia Sam i Jess wrócili do Kalifornii. Na skutek nalegań Castiela Sam pogodził się z Deanem. Castiel dostał telefon, zanim weszli do samolotu, mówiący, że gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebował, to musiał tylko zadzwonić. Castiel podziękował im i życzył bezpiecznego lotu.
Baltazar siedział w biurze, nie pracując nad artykułem o Deanie, ponieważ prace przerwano. Dean nie zażądał wynagrodzenia za jego napisanie, więc dość łatwo było zerwać kontrakt. Castiel wiedział, że miał dzień dla siebie, ponieważ Baltazar przychodził zazwyczaj w drodze powrotnej z pracy, upewniał się, że Castiel nie wyglądał na zbyt zmęczonego i całował go w czoło, mamrocząc DAJ SOBIE CZAS.
Wobec tego Castiel po prostu siedział, myśląc o tym, o czym nie powinien, jak Dean i przyszłość z nim, której nigdy nie mogli mieć. Był głupim masochistą, ale myśli mu błądziły i czasami nic nie mógł na to poradzić.
Leżący na stoliku do kawy jego telefon zadzwonił, a kiedy Castiel zerknął na wyświetlacz, rozbłysnął tam numer, który znał już z głębi serca, choć nauczył się go ledwie parę tygodni temu.
Oddech zaczął mu się rwać, a umysł wpadł w panikę. Otwarł go i powoli przycisnął sobie do ucha.
- Dean?
Nastąpiła mała pauza, a potem…
- Przełącz na kanał 5.
Głos Deana był zdławiony, brzmiał odlegle, i czym, kurwa, było to uporczywe klikanie w tle?
- Dean, co…
- Po prostu… - przerwał mu Dean – przełącz na kanał 5, dobra? Wszystko się wyjaśni, obiecuję.
- Ja… - zaczął Castiel, po czym urwał. – Okej.
Zapadła niewielka cisza i tuż przedtem, zanim połączenie się urwało, Castielowi zdało się, że Dean wymamrotał pod nosem DZIĘKUJĘ.
Gdy tylko rozmowa się skończyła, Castiel odłożył telefon z powrotem na stół, wziął leżącego obok pilota i włączył telewizor, po czym znalazł kanał 5. Na ekranie widniała scena, wyposażona jedynie w podium, mikrofon i kilka krzeseł po lewej stronie.. Przed sceną ciągnęły się rzędy siedzeń, wypełnione, jak Castiel przypuszczał, dziennikarzami, jeśli sądzić po dyktafonach i błyskających aparatach fotograficznych.
Castiel zaczął się zastanawiać, czy może nie była to jakaś historia, w którą powinien być zamieszany, czy może Dean nie postanowił pomóc mu w karierze, dać mu możliwość, jaką miał mu zapewnić raport na jego temat. Ale to przypuszczenie znikło całkowicie, kiedy zdał sobie sprawę, gdzie znajdowało się podium.
- O mój Boże – powiedział głośno.
To był dom DEANA. Widział zieloną trawę i kolorowe kwiaty, które powiedziały mu wyraźnie, że Dean miał profesjonalnego ogrodnika, oraz wielki basen, z powodu którego bezlitośnie sobie z Deana kpił.
Czemu, kurwa, prasa czekała w domu Deana? Co się, KURWA, działo?
Otrzymał swoją odpowiedź, kiedy Dean wszedł na scenę; za nim szła jego asystentka, którą Castiel pamiętał, oraz kilku innych ludzi, których nie rozpoznawał. Dean wyglądał na naprawdę zdenerwowanego, wykręcał dłonie idąc i gapił się pod nogi, aż wreszcie stanął samotnie na podium.
Postukał w mikrofon, tak bardzo wyglądając na typowego idiotę, że Castiel mimo swego zmieszania aż się uśmiechnął, po czym odkaszlnął i przemówił.
- Więc – zaczął i zaśmiał się niespokojnie – założę się, że się wszyscy zastanawiacie, czemu, do diabła, was tu zwołałem, co? – Po widowni rozległ się nerwowy śmiech, a Castiel ujrzał, jak Dean parokrotnie głęboko odetchnął, zanim zaczął mówić ponownie. – Cóż, jak większość z was wie, jestem dość niesamowity. – Tym razem śmiech na widowni był autentyczny, a Castiel do niego dołączył. – Swoje występy składam na karb tego, jak bardzo kocham swoją pracę. Piłka jest moim życiem i zawsze była. Kocham ją za bardzo, aby kiedykolwiek zrezygnować z niej na stałe, a mimo to… mimo to wiele mi również odebrała.
Castiel nie mógł oddychać. To nie mogło zmierzać tam, dokąd myślał, że zmierzało, prawda?
- Widzicie – ciągnął Dean, a cała widownia słuchała równie uważnie, co Castiel – choć bardzo kocham piłkę nożną, to wiem, że ma pewne wady. Jak to jest powszechne w innych dziedzinach sportu, ma w sobie wiele bigoterii i łączącej się z nią nienawiści. Jej fani, oczywiście nie wszyscy, ale na tyle wielu, że staje się to prawdziwym problemem, używają wyzwisk celem obrażania swych przeciwników. Nawet z boiska słyszę przejawy rasizmu i… i homofobii. Jest powszechnie znanym faktem, że w historii amerykańskiej czy brytyjskiej piłki nożnej w większych ligach było bardzo niewielu otwarcie homoseksualnych graczy. Cóż, zaraz dodamy do nich kolejnego.
- Kurwa! – zapiszczał Castiel. Jego telefon dosłownie szalał mu na stoliku, ale mężczyzna ignorował go, woląc zamiast tego patrzeć na Deana.
- Tak, ludziska. Jestem gejem. Gwiazda piłki Dean Winchester jest gejem. I wiecie co? Przeciwstawię się każdemu, kto uzna to choćby w połowie za tak odrażające, jak niektóre słowa, które słyszę tak beztrosko wypowiadane każdego dnia. Na miłość Boską, mamy 21 wiek, a mimo to wciąż wysłuchuję przez większość życia, jak ktoś mówi CIOTA czy HOMOŚ. Do diabła, to właśnie jest powodem, dla którego, mając 25 lat, dopiero teraz mówię światu o tej części siebie, której NIE powinienem ukrywać.
Telefon dalej tak uparcie mu brzęczał, że spadł ze stołu, ale Castiel nie zwrócił na to uwagi. Zamiast tego wstał, podszedł bliżej do telewizora i ukląkł tak blisko, że piksele zaczęły się rozmazywać, a ich brzęczenie rozlegało mu się w uszach. Wyciągnął dłoń i uniósł ją nad telewizorem, tuż nad obrazem Deana, prawego, oburzonego i O KURWA MAĆ, mówiącego chociaż raz faktyczną prawdę, robiącego jedyną rzecz, której Castiel nigdy nie ośmielał się po nim spodziewać.
- Więc, tak. Ja, Dean Winchester, jestem gejem i graczem w piłkę. I myślę, że jest to cholernie obrzydliwe, że ujawniłem się dopiero teraz.
Kiedy Dean skończył mówić, zapanowała krótka cisza, i gdyby Castiel przyjrzał się uważniej, to ujrzałby na jego ustach niewielki, zadowolony, zwycięski uśmiech. Uśmiech ten jednak znikł w chwili, w której reporterzy zaczęli się szaleńczo przekrzykiwać.
Castiel nie słyszał, co krzyczeli, a Dean w panice szeroko otwarł oczy. Zdał sobie w końcu sprawę, że kogoś będzie musiał naprawdę wybrać, więc pokazał palcem w, jak przypuszczał Castiel, przypadkowym kierunku, i w odpowiedzi wstała jakaś kobieta.
Kiedy wstała, zapanowała cisza, a potem przemówiła, głośno, wyraźnie i natarczywie.
- Tutaj Justine Makowski, magazyn SPORT. Po pierwsze, pozwoli pan, że pogratuluję. Musiało być panu bardzo ciężko to zrobić. – Urwała, a Dean uśmiechnął się, szeroko i oślepiająco, aż serce Castielowi zatrzepotało. – Ale muszę zapytać, dlaczego teraz? Czemu postanowił przejść pan przez wszystko, co wydarzy się w następstwie tego oświadczenia? Czy coś się wydarzyło?
- Uch – zająknął się Dean, a Castiel byłby się śmiał z tego, jak wyraźnie mężczyzna nie przemyślał konsekwencji, gdyby nie zamarł ze zdenerwowania. - Uch, cóż, sądzę, że było kilka powodów. Mój brat, Sam, ostatnio się zaręczył. Z cudowną, naprawdę słodką dziewczyną, a ja jestem z tego powodu bardzo, bardzo szczęśliwy. Ale, um, to dało mi do myślenia, że jeśli dalej będę żył tak, jak teraz, to nigdy czegoś takiego nie przeżyję.
Castiel poczuł, jak serce mu skoczyło. Ale odpowiedź nie zrobiła na kobiecie wrażenia. Wyraźnie była nie dość smakowita.
- Cóż, im również gratuluję – powiedziała szybko i beznamiętnie, wyraźnie nieszczerze. Castiel zaśmiał się nieznacznie na myśl o oglądającym to Samie, pełnym oburzenia z powodu tego, jak media zbyły jego nadchodzący ślub. – Ale dlaczego TERAZ? Zaręczyny brata nie mogły być pierwszą okazją, w której zdał pan sobie sprawę, że pańskie życie nie będzie wyglądać tak samo, jeśli nadal będzie się pan ukrywał.
- Cóż, nie – przyznał Dean, marszcząc się lekko. – Był… był ktoś. – Castiel wciągnął powietrze, czekając, aż Dean będzie kontynuował. Telefon brzęczał mu tak mocno, że dziwił się, iż jeszcze nie wywiercił dziury w podłodze. – Nie byliśmy razem tak, jak trzeba, z powodu mojej pracy i życia, a także mojego… mojego taty. On wiedział, że byłoby mi ciężko być gejem w środowisku piłkarskim, a ja… posłuchałem go i pozwoliłem, by tamten gościu odszedł. Myślę, że zaręczyny brata stały się w pewnym sensie, nie wiem, KATALIZATOREM tego, że wreszcie kazałem tacie się odwalić.
Wstał ktoś inny, dając pierwszej kobiecie wskazówkę, że powinna usiąść z powrotem, co uczyniła, krzywiąc się.
- Panie Winchester? – zwrócił się najpierw mężczyzna, zyskując sobie uwagę Deana. – Cześć. Tu David Wilson ze Sports Illustrated. Zatem mówi pan, że pański ojciec nie pochwala tej decyzji?
Śmiech Deana zabrzmiał zarówno pogardliwie, jak i posępnie.
- Jezu, nie. Powiedział mi, że jeśli się na to zdecyduję, to się nigdy więcej do mnie nie odezwie, więc… więc sądzę, że tak jakby nie mam teraz ojca, co?
Widownia ucichła, a Castielowi ścisnęło się serce. Może i zawsze chciał, by Dean kazał się ojcu po prostu ODPIERDOLIĆ i pozwolić mu żyć po swojemu, ale widząc tego konsekwencje zapragnął, bardziej niż kiedykolwiek, aby nie musiało tak być.
Wstał jeszcze ktoś i Castiel potrzebował sekundy, by zajarzyć, kto to był.
- Baltazar? – wykrzyknął zmieszany, zauważając rozczochrane blond włosy i uśmieszek. Kiedy Dean go ujrzał, zdawał się uśmiechnąć porozumiewawczo, a Castiel trochę ich obu znienawidził za to, że mu o tym nie powiedzieli.
- Tu Baltazar Talbot – przedstawił się z zadowoleniem w głosie. – New York Post. A więc, tamten facet. Czy jest tego wart?
Castiel wciągnął powietrze jednocześnie z Deanem. Wtedy Dean odwrócił się do kamery i spojrzał wprost w nią. Castielowi stanęło serce i zdawało mu się, że czas upływa wolniej niż zwykle, kiedy czekał na odpowiedź Deana, mając wrażenie, że nie było między nimi ekranu, jakby na świecie nie było nikogo poza nimi dwoma.
- Tak – powiedział wreszcie Dean z cieniem uśmiechu na twarzy. – Tak, naprawdę jest. Do licha, on jest wart WIĘCEJ i chcę mu to pokazać.
- Winchester, to zamierzasz dorwać swego faceta? – zapytał Baltazar, a widownia wybuchnęła śmiechem.
Dean odczekał sekundę, uśmiechając się nieznacznie i wciąż patrząc prosto w kamerę, dokładnie na Castiela, dokładnie, kurwa, PRZEZ niego. Oblizał sobie usta, na chwilę odwrócił wzrok, po czym ponownie spojrzał w kamerę i coś powiedział.
- Nie wiem. Czy mi wolno?
Castiel jeszcze nigdy w życiu tak szybko nie jechał przez miasto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:35, 01 Lip 2013    Temat postu:

Blaskiem, który właśnie objawił mi się w oczach możnaby zsubstytuować ze trzy pomniejsze elektrownie. Waaah...! *^*
Itadakimasu! :hamster_evillaugh:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 387, 388, 389 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 388 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin