Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 605, 606, 607 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:06, 01 Cze 2014    Temat postu:

Luciel zapowiedziała wrzutę na koniec przyszłego tygodnia :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:00, 02 Cze 2014    Temat postu:

Wyszedł 14 rozdział CONSORT :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:45, 03 Cze 2014    Temat postu:

Gifset zapodam:















The King Of Hell :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Śro 11:40, 04 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:32, 05 Cze 2014    Temat postu:

Szczególnie spodobał mi się płaczący Crowley :)
Przeczytałam świetnego ficzka pt SLEIGHT OF HAND, ma happy end, choć po drodze Dean będzie musiał przejść metamorfozę. I na początku możecie go nie polubić. Ale zakończenie jest piękne. Link tutaj: [link widoczny dla zalogowanych]
Maknatuna wrzuciła piąty rozdział tego swojego ficzka i WOW. Spodziewałam się klątwy, ale nie tego, że zostanie rzucona w TAKICH okolicznościach... Tym bardziej nie mogę doczekać się reszty.
Poza tym mam na uwadze kilka WIPów z dynamiką ABO, a jeden lepszy od drugiego. Ale to polecę wam później.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 18:42, 05 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:49, 10 Cze 2014    Temat postu:

Dzisiaj moja siostrzenica kończy roczek i z tej okazji - tłumaczenie :)

ROZUMIENIE SWOJEGO CIAŁA W DZIESIĘCIU ŁATWYCH KROKACH

Sam zamknął drzwi i Dean został sam z Castielem.
Trzeba było może 15 minut, zanim Dean w ogóle oderwał wzrok od swojego laptopa. Pilnował swoich spraw, kiedy w powietrzu rozległ się powolny jęk i dotarł do jego uszu. Podniósł wzrok, by zobaczyć, co takiego oglądał Cas, że robiło to nagle tyle hałasu.
Kwadratowy ekran pełen był ciał i skóry.
Dean uniósł brwi.
- Cas, poważnie?
Castiel sapnął (naprawdę SAPNĄŁ) i niezdarnie sięgnął po pilota. Obraz w telewizji spłaszczył się i zniknął, zostawiając w pokoju motelowym ciszę; obaj mężczyźni istnieli w letniej radości kołyszących się zasłon i świeżej pościeli.
Dean dalej unosił brwi.
Castiel usiadł, a poczucie winy przygniatało mu barki. Dean odstawił laptopa na bok i przyjrzał się swemu najlepszemu przyjacielowi bardzo zmrużonymi oczami. Hmm.
Potem Dean wstał. Podszedł bliżej i usiadł z Castielem na krańcu łóżka, wsunąwszy ręce między rozsunięte kolana. Przyjrzał się z bliska przygarbionej, odzianej w płaszcz postaci. Castiel wyglądał wyjątkowo mizernie, skóra wokół oczu mu się ściągnęła, usta miał rozchylone i wysuszone. Kiedy Dean patrzył, Castiel zamknął oczy, a potem zerknął w dół.
Dean nawet nie musiał zaglądać mu przez ramię, aby wiedzieć, co się działo tam na dole. Zdarzyło się to już wcześniej; fiut Castiela zdawał się bardzo żywo reagować na choćby kilka szybkich kadrów porno.
- Czy ty… uch – zaczął Dean, oblizując usta – czy chcesz coś pooglądać?
Castiel ponownie uniósł brodę, ale nie odwrócił wzroku. Na twarzy widniał mu słaby rumieniec.
- Masz na myśli pornografię?
Dean uśmiechnął się lekko.
- Tak, chodzi mi o porno. – Oparł się całym ciałem na jednej ręce, aż pod dłonią ugięło się łóżko. – Laptop mi chodzi, w Internecie jest tego pełno – zerknął na laptopa w nieco demonstracyjny sposób, ale Cas nawet nie patrzył.
- Dean… - zmarszczył się Castiel, ponownie opuszczając głowę. – Myślałem, że powiedziałeś, iż to było niedopuszczalne. – Ściągnął brwi jeszcze raz, tym razem silniej. – A może chodzi ci o to, że wyszedłbyś z pokoju, gdy ja bym patrzył?
Dean wstał, oddalając się od łóżka powolnym, kocim krokiem, aby móc się nad tym zastanowić.
- Uch. Cóż – odwrócił się i uśmiechnął, zobaczywszy, że Castiel patrzył prosto na niego. – Będę się trzymał w pobliżu. – Wzruszył ramionami. – To nic wielkiego, jasne? Cała ta gadka „Żadnego porno, kiedy w pokoju są inni faceci” była tylko… - odchrząknął, nadal mając otwarte usta - …na wypadek, gdyby Sam tam był. To nie jest jakaś ogólna zasada.
Castiel zaskoczył Deana wyglądając, jakby mu ulżyło. Przez chwilę na jego ustach widniał lekki, niezręczny uśmiech, ale potem wargi wróciły do swej naturalnej, zaciśniętej postaci.
Dean poszedł po laptopa, po czym przyciągnął stół jadalny bliżej łóżka. Kiedy stół stał już dłuższą krawędzią wzdłuż łóżka, otwarł laptopa i gestem nakazał Castielowi usiąść.
- No chodź. Możemy zacząć od podstaw. Zgaduję, że nigdy sobie wcześniej nie waliłeś, więc…
- Waliłeś – powtórzył Castiel tak, jakby to zdanie zawierało jakąś bardzo naukową wiedzę. Dean zaśmiał się lekko przez nos.
- Masturbowałeś się.
Castiel wydawał się zaintrygowany, siadając na swoim miejscu na krawędzi łóżka.
- Nie, nigdy.
Dean klapnął na materac tuż na lewo od Castiela. Lewa noga stołu dotykała mu lewego kolana, zaś udo Castiela jego prawego kolana. Łowca celem przygotowania się zatarł ręce.
- Niech więc to będzie twoje wprowadzenie. Zrozumienie swego ciała w dziesięciu łatwych krokach – Dean zerknął w dół na prawo, bezwstydnie obserwując wybrzuszenie stanowiące fiut Castiela i rozdymające jego czarne spodnie. – Krok pierwszy: erekcja.
Castiel położył dłonie na udach i potarł je.
- Brzmi interesująco.
- Tak, założę się, że tak – zaśmiał się Dean, po przyjacielsku trącając Castiela łokciem. – Kiedy mnie się to przytrafiło pierwszy raz, miałem wtedy 14 lat, to wyglądałem „hej, co do cholery”. Nie wiedziałem, co się działo. Wiesz, wędrując po kraju w okresie szkolnym przegapiasz masę edukacji seksualnej. Ale nie trzeba było dużo czasu, bym się we wszystkim zorientował. – Klepnął Castiela w udo i zdecydowanie wskazał palcem na ekran laptopa. – Krok drugi: EL PORNO. Ja ci pokażę początek, a potem ty przejmiesz stery. Za tym pierwszym razem podejdziemy do tego powoli, okej? Na początek podstawy.
Castiel kiwnął głową, patrząc na monitor, podczas gdy Dean wpisał adres swojej ulubionej strony pornograficznej, ustępującej jedynie Biuściastym Azjatkom. Cas prawdopodobnie potrzebował czegoś o szerszym zasięgu demograficznym, niż ulubienice Deana, skoro jeszcze się musiał dowiedzieć, co lubił.
- Dean – powiedział Castiel, gdy Dean natychmiast zabrał się za przeglądanie najwyżej notowanych scen lesbijskich wrzuconych na stronę w tym tygodniu.
- Tak?
- Czemu to robisz? Czemu mi w tym pomagasz?
Dean uśmiechnął się, przesuwając dwoma palcami po touchpadzie.
- A jak ci się wydaje?
Castiel przez chwilę milczał.
- Nie jestem całkiem pewien.
Dean uśmiechnął się do niego, swoim prawym kolanem trącając go w udo.
- Słuchaj, chłopie. Jeśli zamierzasz rzucić się główką naprzód w całe to chaotyczne „człowieczeństwo”, to nie pozwolę ci tego zrobić bez nadzoru. Jeśli chodzi o uwodzenie kobiet, to jesteś gorszy niż Sammy, a moim zdaniem TO już o czymś mówi. Uznaj to za kontrolowane środowisko. Sam wybył, potrzebując trochę czasu dla siebie, więc przez jakiś czas to miejsce jest nasze. Jesteśmy jak… Ha! Udajmy, że jesteśmy parą nastolatków. Ty jesteś napalony, a ja… - Dean wskazał na siebie palcem, niepewnie przesuwając się na łóżku – jestem twoim bardziej doświadczonym przewodnikiem. Jak już powiedziałem, zaczniemy od czegoś prostego.
Po tych słowach Dean z powrotem złapał za laptopa i kliknął na przyzwoicie wyglądający filmik.
Castiel cierpliwie patrzył, jak video zaczęło grać. Dean zerknął na laptopa, po czym poruszył palcami, by zwiększyć jasność ekranu, jako że lśniący prostokąt pociemniał na skutek światła padającego z zasłoniętego okna.
Dean miał czasami wrażenie, że wszystkie pornole były identyczne. Dwie ładne paniusie flirtowały, kołysały biodrami, a potem kończyły razem w sypialni. Dean patrzył raczej na Castiela, a nie na film, kiedy łóżko pierwszy raz ugięło się pod ciężarem obu kobiet. Castiel rozchylił usta i szerzej otwarł oczy. Dean nasłuchiwał jego oddechu i uśmiechnął się triumfalnie, usłyszawszy, jak zaczął się rwać.
- Krok trzeci: od podniecenia wizualnego do psychicznego – Dean radośnie poklepał Castiela po udzie. – Oznacza, że ci się to podoba.
- Przypuszczam, że one muszą się znać – powiedział Castiel. Głos miał niższy, niż zazwyczaj. – Te kobiety. Muszą się przyjaźnić – zaczął się uśmiechać, od czego Dean w jakiś sposób poczuł ciepło w brzuchu.
- Przyjaźnić – Dean zamrugał. Spojrzał na ekran i oblizał się, gdy ujrzał kobiety pomrukujące i łapiące się nawzajem ustami za usta; wraz z oddechami ulatywały z nich ciche jęki. Dobrze wymierzone ujęcie na majtki pozwoliło Deanowi ujrzeć przez wilgotny materiał ich nabrzmiałe krocza i mężczyzna pozwolił sobie na uśmieszek. Spojrzał z powrotem na Castiela i cicho odetchnął. – Aha. Naprawdę bardzo przyjaźnić.
Uświadomiwszy sobie, że nadal trzymał rękę na udzie Castiela, Dean cofnął ją, podkurczając palce.
Castiel otwierał i zamykał oczy, oglądając film. Dean zauważył jego rozszerzone żrenice oraz fakt, że erekcja wciąż napierała mu na spodnie. Castielowi zdecydowanie podobało się to, co widział, ale zdawał się nie reagować w zwyczajny sposób.
- Nie chcę ci przerywać toku myślenia czy czegoś, ale – Dean przełknął szybko ślinę – nie masz ochoty na… nie wiem… dotykanie?
Castiel mrugając wyrwał się z tego zabawnego odrętwienia, spojrzał na swoje krocze, a potem na krocze Deana. Deanowi zaczął się alarmująco rwać oddech, a tenże alarm zmienił się w całkowity szok, kiedy dłoń Castiela wylądowała mu między udami, zanim mężczyzna zdołał pojąć, na co się zanosiło.
Dean wstał tak szybko, że nabił sobie siniaka o krawędź stołu, i zgiął się nad laptopem, okropnie stękając z bólu. Z urządzenia wciąż dobiegały kobiece jęki, ale nawet kiedy Dean z powrotem usiadł, z powodu łez w oczach nie widział ekranu.
- Czy źle to zrobiłem? – zapytał Castiel ze zmartwieniem w głosie. Nie było to niepoprawne przypuszczenie, ale Dean nie miał serca się na nim odgrywać.
- Ach. Ha – Dean złapał się za bolące biodro i zgrzytnął zębami. – Ty… AU. Kiedy powiedziałem „dotykanie”, miałem na myśli to, żebyś TY SIĘ DOTKNĄŁ.
Zapadła parosekundowa, pełna poczucia winy cisza, przełamana tylko zdyszanym, wyraźnie udawanym jękiem z filmu.
- Och – powiedział Castiel. – Myślałem…
- Tak, wiem – odparł Dean. Spojrzał na sufit, a potem na Casa, i posłał mu słaby uśmiech. – Wiem, co myślałeś. To nie tak.
- Och – powiedział znowu Castiel. Spojrzał ponownie na ekran i zagapił się na niego, tym razem nie reagując. – Film się skończył.
Dean westchnął. Biodro wciąż mu dokuczało, ale zmienił pozycję tak, by pasek dżinsów nadal je uciskał. Zgiąwszy palce sięgnął do klawiatury.
- Proszę – powiedział, obracając urządzenie w stronę Castiela. – Wpisz coś, cokolwiek zechcesz.
Castiel popatrzył bez wyrazu na migoczącą kreskę w pasku wyszukiwania.
- Ja nie… rozumiem.
- Szukałem w opcji dziewczyna-z-dziewczyną, pamiętasz? No dalej, WIEM, że wiesz, jak używać klawiatury, o trzeciej rano przysłałeś mi wiadomości na temat dzikich kwiatów w Indiach.
- To było tylko raz – odparł Castiel.
- Zeszłej nocy napisałeś do mnie w sprawie cholernej KAŁUŻY.
- Dean, to była bardzo znacząca kałuża.
- Cas, o drugiej rano wędrowne kaczki z Seattle nie znajdują się aż TAK wysoko na mojej liście zainteresowań.
Castiel prychnął.
Dean nie mógł się jednak nie uśmiechnąć i żartobliwie kopnął przyjaciela w but.
- Cas, wpisz, co tylko będziesz chciał, nie będę osądzał.
Castiel popatrzył na monitor, mrużąc oczy i mrucząc coś.
- Czy dostępne są jakieś filmy instruktażowe?
- Uch. Jakie instruktażowe?
- Coś, co by cię skutecznie zastąpiło w roli przewodnika.
Dean potrzebował paru chwil na przetworzenie tej sugestii.
- Cas – wyrzucił z siebie – ja tu wyciągam do ciebie rękę, jeśli nie chcesz mojej pomocy, to… - po kilku dalszych sekundach przełknął resztę zdania i uśmiechnął się. – Och. Ty żartujesz.
Castiel spojrzał na Deana z lekkim błyskiem w oczach.
- Zamierzałem jedynie dać do zrozumienia, że absolutnie nie mam pojęcia, co wpisać.
Dean stęknął, lekko poirytowany, ale potem sobie uświadomił, że Cas mógłby faktycznie kazać mu odejść, gdyby on się zrobił zbyt niecierpliwy. W końcu Dean miał mu wyjaśnić podstawy.
- W porządku – westchnął. – Co chcesz obejrzeć? Co lubisz? Tu znajduje się dosłownie świat porno. Działa to tak, że naciskasz klawisze, a potem klikasz na „IDŹ”. Dziewczyna-z-dziewczyną lub normalne hetero sprawy. Albo trójkąty: dwie dziewczyny i facet. Ciemne włosy, jasne włosy. Laski z większymi tyłkami? Jest tu parę niezłych. Albo filmy z masażem. Może coś z zabawkami. Jakieś dominy? Boże, nie wiem, czego szukasz – Dean stwierdził, utkwiwszy wzrok w swoich kolanach, że się rumienił, ujawniwszy właśnie spory odsetek typów filmów, jakie lubił oglądać.
Castiel rozważał słowa Deana, tym razem gapiąc się na NIEGO, podczas gdy mężczyzna prawie niewidzącym wzrokiem patrzył w ekran. Czuł się obserwowany.
- Co z mężczyznami? – zapytał Castiel. – Czy są tu filmy z mężczyznami?
Deanowi ścisnął się żołądek; mężczyzna poczuł trzepotanie w brzuchu, które nie ustąpiło ani po sekundzie, ani po dwóch.
- Chcesz popatrzeć na mężczyzn? – wychrypiał Dean suchymi ustami.
- Stanowią prawie połowę ludzkiej populacji na Ziemi – powiedział łagodnie Castiel. – Myślę, że unikanie ich w nieskończoność nie leżałoby w niczyim dobrze rozumianym interesie.
- Nie, nie, chodzi mi o… - Dean zmarszczył brwi, patrząc na swoje dłonie.
O CO mu chodziło?
Potrząsnął głową, usiłując pozbyć się napięcia w ciele, którego nie spodziewał się odczuć tak bardzo. Nie było sensu kwestionować motywów Castiela. Dean powiedział, że nie będzie go osądzał, i nie zamierzał.
Zrobił wdech, potem wydech i zaczął wyszukiwać filmy solowe z mężczyznami.
- Ty wybierasz – powiedział, gdy tylko wyszukiwanie się zakończyło. Odsunął ręce od klawiatury tak, jakby mogła go sparzyć, gdyby dotykał jej trochę dłużej.
Castiel starannie przyjrzał się rezultatom. Zajęło mu to tyle czasu, że Dean zdołał się zorientować, iż Cas czytał napisy pod każdym jednym kadrem.
- Cas, po prostu kliknij na coś, co wygląda obiecująco – podsunął łowca. – Na przykład… nie wiem. Um – wnętrzności zjechały mu niżej, kiedy dłoń zawisła mu w połowie drogi do stołu, a palce dotknęły krawędzi blatu. – Tamten. Ten… ten obok tego wielkiego czarnego gościa. Tak – kiwnął głową, kiedy Castiel przejechał po obrazku kursorem myszy. – Aha.
- Chcesz obejrzeć ten? – zapytał Castiel, patrząc badawczo na Deana. Dean nie mógł odwrócić wzroku, czuł się jak uwięziony pod szkłem powiększającym. Przygryzł wargi. To był wstyd. Odczuwał wstyd. I podniecenie.
Kiwnął głową, po czym zsunął sobie dłoń na krocze, ukrywając przed Castielem początki swojej erekcji.
Z ekranu uśmiechał się do nich słodki Latynos o ogolonej piersi; miał długie rzęsy, trzepoczące nad ciemnobrązowymi oczami. Przysiadł na stołku laboratoryjnym w niebieskim gabinecie, bawiąc się sutkami i przesuwając luźno zwiniętą pięścią po swoim fiucie.
Dean odetchnął trochę piskliwie. Czuł, że oczy mu ciemniały i że się rozpuszczał, rozluźniał ramiona. Cas patrzył, jak wypełniało go podniecenie, co, jak Dean sobie uświadomił, czyniło wszystko gorszym i bardziej intensywnym.
Dean ścisnął swoją osłoniętą dżinsem erekcję, starając się możliwie najlepiej ukryć fakt, iż ten dotyk go na chwilę oślepił.
- Dean, mogę cię o coś zapytać? – odezwał się Castiel cichym, drżącym głosem.
Dean zerknął przelotnie na Castiela, zanim znowu musiał spojrzeć na film. Był zbyt poruszony i bardzo się starał to ukryć.
- Tak, o co?
- Co… co czujesz, gdy oglądasz pornografię?
Dean otwarł usta.
- Um. Co masz na myśli, że co czuję?
- Emocjonalnie.
Gdy Dean zwrócił uwagę na jego twarz, Castiel spojrzał na krocze łowcy, który nadal ściskał swoją erekcję.
- Oraz fizycznie – dodał.
Dean powoli odetchnął, fakt, że przyglądał się temu ślicznemu mężczyźnie o oliwkowej skórze, umykał zasadniczo niezauważony.
- Czuję. Jak się czuję – mruknął do siebie. – Uch. Sądzę, że seksowny. Gorący? Na przykład, jak gdy się podniecam…
- Teraz jesteś podniecony.
Dean ściągnął brwi, kiedy w odpowiedzi ma uwagę Castiela temperatura mu podskoczyła.
- Tak – odparł słabym głosem. – Tak, ja… w pewnym sensie jestem – zachichotał, rozluźniając się odrobinę. Stawało się dla niego jasne, że Castiel był dużo mniej skory do osądzania od NIEGO. Dean odprężył się jeszcze trochę i zaczął uśmiechać. Kiwnął głową i podniósł wzrok, napotykając zainteresowane spojrzenie Castiela. – Wszędzie robi mi się gorąco. Czuję mrowienie, jakby lekko przeszywał mnie prąd, zwłaszcza tam na dole – pokazał na swój brzuch i między nogi. – Najpierw trochę mi staje, a potem, jak się trochę podotykam, staje mi BARDZO.
Uśmiechnął się szeroko, kiedy Castiel znowu zerknął na jego erekcję. Dean zapewnił sam siebie, że wszystko to działo się w celach edukacyjnych, więc było w porządku, iż Cas patrzył.
- Ale emocjonalnie – zachęcił go Castiel. – Co CZUJESZ?
Dean mruknął, patrząc z zamyśleniem na film.
- Ha. W pewnym sensie… nic?
Castiel umilkł i tylko raz zamrugał. Ręce leżały mu nieruchomo na udach.
Dean wzruszył ramionami.
- Może trochę samotny. Nie licząc tego, kiedy robię to, by się odprężyć, obciąganie jest lepsze, kiedy ktoś patrzy albo ci w tym pomaga.
Castiel dalej patrzył mu w oczy, ale Dean odniósł delikatne wrażenie narastającego onieśmielenia dobiegające od Castiela.
Łowca przerwał kontakt wzrokowy jako pierwszy i dotknął touchpada, aby wyjść z filmu o nagim mężczyźnie, który już i tak dobiegał końca.
- Ten jest trochę powściągliwy. Spróbujmy… Hm. Co takiego ostatnio oglądałeś… - Dean z zamyśleniem postukał palcami w obudowę komputera. – O! Klapsy ci się chyba spodobały, co?
Zerknął na Casa i uśmiechnął się szerzej, ujrzawszy, jak Castiel pochylił się z zainteresowaniem nad stołem, wpatrzony w ekran niczym kot w ofiarę.
Dean, ekspert jak zawsze, wskazał na film, który mógł się nie okazać całkowitym szajsem. Pozwolił przelecieć napisom początkowym, wwiercając się tyłkiem w materac i kładąc ręce za siebie. Jego fiut nie był tak twardy, jak wcześniej, z uwagi na brak dotyku, ale pobolewanie wciąż było mniej zauważalne, niż guz na biodrze, który nadal cholernie BOLAŁ.
Dean zachichotał, usłyszawszy dobiegające z głośników sztampowe „Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem”. Pokorna odpowiedź młodego mężczyzny sprawiła, że łowca oblizał się i znowu się dotknął, przechylając głowę i usiłując sobie wyobrazić siebie na miejscu tego faceta. Osobiście Dean nigdy nie nosił w damskiej sypialni czerwonych ochraniaczy na genitalia, ale mając okazję nie powiedziałby NIE parze puchatych kajdanek wokół nadgarstków czy też szpilkom ostrożnie wbijającym ciężar kobiety w jego udo.
Kiedy mężczyźnie na filmie powiedziano, by pochylił się nad stołem z rękami złożonymi nad głową, Castiel naprawdę stęknął.
- Co? – zapytał Dean. – Co cię wzięło?
Castielowi przyspieszył oddech. Zerknął na Deana z ożywieniem.
- Nie jestem pewien. To… sprawia, że czuję się… - Cas znowu popatrzył na swoją erekcję i Dean rozjaśnił się wewnętrznie ujrzawszy, jak drugi mężczyzna pierwszy raz się dotknął. – Potężny. POTĘŻNY. To, jak ona… ona mu pomaga, okazuje partnerowi wiele uczucia… Nawet, jeśli zrobił coś złego, to o… ona nadal… nadal go kocha… mhm… - Castiel zamknął oczy. – O CHOLERA! – powiedział zszokowany. Dean wyszczerzył się rozbawiony, świadom, że przekleństwa Castiela go podnieciły.
- Krok czwarty: dotykanie – powiedział zręcznie i poklepał Castiela po łokciu. – Zdejmij płaszcz i marynarkę, inaczej je przepocisz. Aha, i odsuń ramię, żebym mógł sprawdzić, czy dobrze to robisz.
Castiel zdjął płaszcz, potem marynarkę, i zostawił je skłębione wokół swojej talii. Popatrzył na Deana, a łowca uśmiechnął się i przysunął na tyle blisko, by móc widzieć.
- Lubisz patrzeć na mężczyzn, prawda? – zapytał Castiel tak niewinnie, jakby mógł zapytać o pogodę.
Dean uśmiechnął się, ignorując swój rumieniec i dotykając uda Castiela, jak gdyby chciał się uspokoić. Wzruszył ramionami i ściągnął usta.
- Tak sądzę – nie widział potrzeby, by temu zaprzeczać, Cas nie był głupi. Krew mu się zagotowała, kiedy patrzył, jak Castiel rozsunął palce i wbił je miękko-twardy kształt napinający czarny materiał między jego nogami. – KURWA, Cas, właśnie tak. Łapiesz. Chryste, po prostu… pocieraj się. Tak.
Castiel przez chwilę przyglądał się Deanowi, a potem popatrzył na kolesia na ekranie, który właśnie otrzymywał czułe klapsy wymierzane stanowczą, wypraktykowaną dłonią. Patrząc na film Cas mamrotał coś radośnie, ale kiedy patrzył na Deana, wzdychał częściej.
Dean naprawdę próbował patrzeć na ekran, ale jego umysł wciąż krążył wokół długich palców Castiela i jego zdyszanych westchnień. Zamiast tego więc zaczął obserwować dotykającego się Casa, a zignorowany film leciał dalej w tle.
Wszystko działało dopóty, dopóki film się nie skończył, a wówczas Dean z rozkojarzeniem zauważył, że zapomniał, co mieli robić.
- Co ty na to, by ściągnąć spodnie? – zaproponował i spojrzał Castielowi w oczy. – Wierz mi, nago jest dużo lepiej.
- Czy nadal masz erekcję?
Dean potarł się, chrząknąwszy bez przekonania.
- Tu tak naprawdę nie chodzi o mnie. No dalej, ściągaj krawat. Hej… Chodź tu, do cholery – wychylił się, złapał Castiela za przekręcony krawat i rozwiązał go szybkimi, gwałtownymi ruchami. Nie patrząc rzucił krawat na łóżko, po czym zamknął laptopa. – Rozbieraj się, zaczniemy od tego.
- Ty też się rozbierzesz?
Dean pogładził się po udzie i zamyślił, podczas gdy Castiel wstał. Łowca spojrzał na niego.
- Byłoby ci łatwiej, gdybym tak zrobił? – zapytał.
Tkwiło pomiędzy nimi mnóstwo niewypowiedzianych i niezdefiniowanych spraw, ale Castiel zrozumiał, o co Deanowi chodziło. Spokojnie wytrzymał jego wzrok i uśmiechnął się.
- Tak, myślę, że by było.
Dean westchnął, ale na jego odwróconej od Casa twarzy pojawił się uśmieszek.
- Świetnie. – Wstał, zrzucając swoją kraciastą koszulę na podłogę, po czym przeciągnął sobie koszulkę przez głowę. Stęknął, gdy rozpinał pas, i skrzywił się z powodu bólu biodra.
- Co się dzieje? – zapytał Castiel, rozpiąwszy do połowy swoją białą, workowatą koszulę. – Coś cię boli?
Dean machnął ręką.
- Nie, to nic takiego. Uderzyłem się, kiedy ty… um… Nieważne. Po prostu ściągaj portki, ślamazaro – wyszczerzył się i pochylił, by przeciągnąć sobie dżinsy przez nogi. Skarpetki ściągnął przy okazji i stanął boso na dywanie.
Castiel precyzyjnie niczym pianista rozpiął sobie spodnie, dotykając paska opuszkami palców, a kciukiem i palcem wskazującym złapał za suwak zamka.
Dean skopał sobie bokserki i klapnął na materac, patrząc, jak Castiel zsunął sobie spodnie w dół po bladych, owłosionych nogach. Zamiast bielizny nosił białe szorty, które podążyły w dół śladem spodni. Dean przechylił głowę, podziwiając widok.
- Niezła dupcia – uśmiechnął się szeroko i puścił oczko, kiedy Castiel spojrzał w jego stronę. – Jak na kogoś liczącego sobie kilka miliardów lat udało ci się nieźle zakonserwować. Szacun, chłopie.
Castiel przewrócił oczami, ale wydawał się być rozbawiony. Złożył spodnie i zostawił je w nogach łóżka. Dean skrzywił się, widząc tę schludność, i zrzucił je na podłogę. Przeciągnął lekko zwiniętą w pięść dłonią po swojej połowicznej erekcji, podczas gdy Castiel gapił się to na zrzucone ubrania, to na niego.
- Dean – powiedział ostrzegawczo Cas.
Dean posłał mu swój najbardziej oszałamiający uśmiech i przesunął sobie językiem po dolnej wardze. Zapomniał o swoim planie, ale obecnie odnosił wrażenie, że nawet mu się podobało, kiedy Castiel odnosił się do niego z udawaną zgryźliwością.
Oszołomiony Castiel potrząsnął głową, po czym ruszył naprzód i ukląkł jednym kolanem na materacu. Dean spojrzał na jego fiuta i na ten widok poczuł pęcznienie w swoim.
- Jasna cholera, Batmanie – wymamrotał, doceniając widok. Popatrzył Castielowi w oczy. – Jimmy miał wielkiego jak cholerny KOŃ.
- Nie, konie mają dużo większe penisy. Jimmy był zaledwie dobrze wyposażonym przez naturę człowiekiem – odparł Castiel. – Twój jest podobnej szerokości, jeśli nie długości.
Dean uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Taki komplement pochodzący od Casa był równie dobry, jak każdy inny.
Castiel podpełzł w górę wzdłuż Deana i mężczyzna westchnął radośnie.
- Jasne – powiedział zwyczajnym tonem, po czym palcami szturchnął Castiela w pierś, zachęcając go, by ułożył się na plecach. – Krok piąty: wrażliwe miejsca.
Castiel zamrugał, absolutnie nie wiedząc, co Dean miał na myśli.
Dean odchrząknął.
- To, co daje ci przyjemność, kiedy tego dotykasz – machnął ręką w okolicy twarzy Castiela. – Dłonie. Używasz ich do dotykania, więc dotykaj wszystkiego. Szczególnie wrażliwe – uniósł jeden palec – są opuszki. – Zgiął i wyprostował ten palec, wreszcie Castiel podniósł swoją rękę, aby przyjrzeć się dłoni.
Dean delikatnie ujął dłoń Castiela od tyłu, splatając ich palce.
- Wnętrze dłoni też jest całkiem wrażliwe. Chodź, pokażę ci – odwrócił dłoń Castiela i opuścił głowę, po czym wyciągnął język i przejechał nim po zagłębieniu na środku. Poczuł słoność potu, nieuchwytny posmak ubrań oraz odrobinę czegoś, co było nieomylnie smakiem CASA. Dean cofnął wargi, wycierając je o siebie nawzajem i jednocześnie kryjąc zadowolony uśmiech. Cas miał szeroko otwarte oczy, był zdyszany i gapił się na niego w szoku. – Podoba ci się? – zapytał.
Cas parę razy kiwnął głową, otwierając usta. Ciemne włosy rozsypały mu się na kocu.
- Dobrze – wówczas Dean znowu odwrócił dłoń Casa, ale tym razem wziął razem do ust jego wskazujący i środkowy palec. Dotarł ustami aż do trzeciego knykcia, delikatnie wodząc po palcach językiem i uważając, by nie zahaczyć o nie zębami. Polizał je, a oczy same mu się zamknęły. Possał je trochę, poruszając głową w górę i w dół, po czym odsunął się, mrucząc lekko, a na odchodne skubnął zębami opuszki. Wyszczerzył się do Castiela, czując, że policzki płonęły mu osobliwym, a jednak znajomym ogniem. – Co powiesz na to?
Castiel kiwnął głową. Był w pełni podniecony, zarumieniony, usta mu poczerwieniały. Jego palce drżały w uścisku Deana. Dean uśmiechnął się słodko.
- Tak, jak mówiłem. Dłonie i palce. O, i jeszcze usta – powiedziawszy to, Dean oblizał swoją dolną wargę, nawilżając ją. Castiel skupił wzrok na ustach łowcy i mężczyzna nie mógł nie zauważyć, jak bardzo były teraz rozszerzone jego źrenice, nawet w jaskrawym popołudniowym świetle. – Już wcześniej całowałeś innych – dodał Dean nieoczekiwanie schrypniętym głosem. Przełknął ślinę, udając, że nic się w nim nie zmieniło. – Więc… uch… więc wiesz, jak to jest.
Castiel trzeci raz kiwnął głową. Wykręcił rękę w uścisku Deana i rozłożył palce tak, by pomieścić między nimi palce łowcy, dłonią w dłoń.
Och. Teraz trzymali się za ręce.
Dean wstrzymał oddech, wyczuwając głos Castiela przemawiający z wielkiej odległości; jego wargi wyrażały niesłyszalne słowa: TAK, WIEM, JAK TO JEST KORZYSTAĆ Z UST.
Dean przełknął i odsunął rękę od Casa. Trzepotanie w jego piersi powoli zamierało, co odczuł jako dającą spokój ulgę.
- Okej – Dean wziął głęboki wdech i przetoczył się na plecy, po czym zagapił w spękany sufit. – Świetnie. – Długa smużka światła to się pojawiała, to znikała w miarę, jak motelowa zasłona poruszała się na wietrze.
- Co jeszcze? – zapytał Castiel. Kiedy Dean sobie uświadomił, że głos Casa był równie schrypnięty, co jego, zamknął oczy, zastanawiając się, czy przypadkiem robiąc to nie popełnił gigantycznego błędu. – Dean, co jeszcze? – zapytał znowu Castiel, szturchając Deana w żebra. – Co jeszcze jest wrażliwe?
- Ja… ja… ja nie wiem – wymamrotał Dean. Ściągnął brwi i mocniej zacisnął powieki. – Boże, nie mam, kurwa, POJĘCIA, Cas, czemu sam się tego nie dowiesz?
Nie miał powodu traktować go tak lodowato; Dean sam pozwolił sobie wpaść tak głęboko. Cas nie rozumiał tego, co się między nimi działo, nie wiedział, co to wszystko znaczyło. Nie rozumiał, czemu Dean teraz każdym włóknem ciała wierzył, że zawiódł tak potężnie, iż mógł wszystko zniszczyć. Dean nie powinien był NICZEGO w tej sytuacji odczuwać, ale czuł WSZYSTKO. Cas trzymał go za rękę, a Dean połączył się z nim, najpierw emocjonalnie, a potem cieleśnie. To nie miało się WYDARZYĆ.
Po jakimś czasie Castiel postanowił najwyraźniej całkowicie zignorować ton Deana i zamiast tego wybrał dosłowne stosowanie się do jego zaleceń. Dean szeroko otwarł oczy, kiedy poczuł na swoim sutku język.
- O cholera – wysapał.
Castiel roześmiał się, wodząc zębami po twardniejącym guzku.
- W porządku, Dean. Odpręż się dla mnie.
- Odpręż… - Dean odepchnął Castiela od siebie i dla pewności jeszcze kopnął. Odsunął się i zwinął w kulkę w okolicach głowy łóżka, gapiąc się poprzez nie na swego rozmarzonego przyjaciela. – Nie mogę się, cholera, ODPRĘŻYĆ. Ty właśnie… - oddech zatrzymał mu się w gardle – ty właśnie polizałeś mnie po sutku.
Castiel uśmiechnął się czule, leżąc na brzuchu i wyciągając do Deana rękę.
- Owszem, podobało ci się? – przechylił głowę, kiedy Dean nie wziął jego dłoni. – Czego się boisz?
Dean mógł jedynie potrząsnąć głową. Castiel z nieskończoną cierpliwością ponownie skinął na niego.
- No chodź, Dean. Jeszcze dużo musisz mi pokazać.
Dean przez długą chwilę mu się przyglądał, wciąż obejmując kolana ramionami. Czuł się trochę przerażony i bardziej nagi, niż to mogła okazać naga skóra. Nie był pewien, czego się bał, ale wiedział, że Castiel miał rację i że był rzeczywiście wystraszony.
Castiel znudził się czekaniem, więc podniósł się na klęczki i przepełzł po łóżku, wbijając kolana w materac. Serce dudniło Deanowi coraz mocniej w miarę, jak tamten zbliżał się coraz bardziej, ale kiedy Castiel uśmiechnął się do niego, uciszył go i objął mu dłonią szczękę, Dean stracił całą chęć, by mu się opierać. Pozwolił, by Cas przysunął się i pocałował go w usta.
Dean poczuł nacisk pomiędzy swoimi rozchylonymi wargami, a zgięty język odebrał mu dech. Zamknął oczy i wewnętrznie rozpadł się na kawałki, kiedy Cas przechylił głowę, a żar zalał mu wszystkie zmysły, tak samo, jak krew, umysł i dudniące serce. Oraz emocje. Poczuł coś. Coś… dużego. Coś wielkiego i dosadnego napierało mu na skórę.
Cas, odsuwając się, nadal się uśmiechał, przytrzymując głowę Deana w miejscu i kciukami gładząc mu policzki.
- Krok szósty – powiedział. – Uczucie.
Dean zakwilił. Nie chciał tego odczuwać, ale być może było to nie do uniknięcia.
Castiel zaśmiał się ciepło i ponownie ujął Deana za rękę.
- No chodź, Dean – pociągnął go i tym razem Dean poszedł za nim. Skulili się razem na środku łóżka, a potem rozłożyli tak, że Dean wciskał się swoją erekcją w umięśnione biodro Castiela. Łowca czuł się, jakby coś go wewnętrznie zakłuło; jego mózg i ciało funkcjonowały, jednak otumaniał je ten przedwczesny rozwój sytuacji.
Castiel gładził Deana bo biodrze w górę i w dół, uspokajając go.
- Gdzie lubisz być dotykany? Zrobię to dla ciebie, w końcu powiedziałeś, że to lepiej, gdy robi to ktoś inny.
Dean potrząsnął głową. Ściągnął brwi i dwukrotnie przełknął ślinę, by pozbyć się nerwowego napięcia z gardła.
- Nie. Mowy nie ma. Nie będę ci psuł zabawy. To JA dotknę CIEBIE. Masz się dowiedzieć, co TOBIE się podoba. Jeśli będziesz to robił mnie, to tylko dowiesz się czegoś o mnie.
Castiel zamrugał, akceptując to podejście.
- Więc… sugeruję, żebyś dotknął tych części mnie, których dotykanie zazwyczaj sprawia ci przyjemność.
Dean cofnął się o kilka cali, wyginając kręgosłup.
- A może ja ci powiem, gdzie, a ty się będziesz dotykał. Właśnie tak MIAŁO się to odbyć.
- Dobrze – zgodził się Castiel. – Gdzie najpierw?
Dean przygryzł sobie wargę.
- Twój fiut. Zwłaszcza część na czubku, czyli główka. Potrzyj ją palcami. I napletek… - Dean musiał spojrzeć, by sprawdzić, czy Castiel w ogóle MIAŁ napletek Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że tak było. – Tak, dotknij go. Opuszkami. Yhym – kiwnął zachęcająco głową, kiedy Castiel zatoczył palcami niewielkie kółeczka wokół główki, przy okazji odciągając napletek.
- …AAACH… - z ust Castiela dobył się zduszony dźwięk, zyskując w powietrzu na głośności. – Och… OCH…
- Właśnie tak – Dean wciągnął sobie dolną wargę do ust, wstrzymując jęk, gdy dotknął się w ten sam sposób. – Tutaj, dotknij tego. Tej części, popatrz – dalej obserwował twarz Castiela, podczas gdy mężczyzna zerknął w dół, przyglądając się, jak Dean przejechał opuszkiem kciuka po śliskim wejściu cewki moczowej. Cas zaczerwienił się mocniej, a usta mu zadrżały. Potem opadł z powrotem na materac i stęknął gardłowo. Dean uśmiechnął się, gdy Castiel zamknął oczy, ukrywając ich błękit.
- Powiedz, co czujesz? – wymamrotał, poruszając biodrami, aby zbliżyć się do leżącego na łóżku Castiela. Swoim prawym łokciem dotykał lewego łokcia Casa. – Jeśli mi powiesz… to mógłbyś się czegoś nauczyć.
Gówno prawda. Dean chciał tylko usłyszeć ten zachrypnięty, pożądliwy głos. Ten głos sprawiał, że wnętrzności łowcy topiły się jak wosk, robiły się ciągliwe i gorące.
Castiel nie spieszył się z odzyskiwaniem głosu, który stracił w drżącym jęku rozkoszy.
- T…t…t-oooch. To. To jest dobre. Jest dobre, bardzo doo-oooch. Mmm.
- Tak, pojęcz jeszcze trochę – szepnął Dean. – Takie to gorące. Takie to gorące – jego słowa składały się z niewielu rzeczy poza wydychanymi porcjami powietrza, ale wydychał je z uczuciem.
- Ja… Uuuuch… - usiłował mówić Castiel, rzucając głową z jednego boku na drugi. Odwróciwszy się z powrotem do Deana uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy. – Czuję się szczęśliwy, jestem sz-szczęśliwy. To niewiele. Ale… Ach!
Dean musiał spojrzeć w dół, obciągając sobie mocniej i szybciej, kiedy patrzył, jak Castiel gładził sobie fiuta jedną ręką, a kciukiem drugiej przesuwał napletek.
- Ale co, Cas? – podpowiedział. – No dalej. Boże, DALEJ, tak dobrze sobie radzisz. Tak dobrze. Aach…
- Ale gdzie jeszcze p-powinienem się dotknąć?
Dean przysunął sobie bose pięty do pośladków, unosząc biodra nad łóżkiem tak, by móc kołysać się w swojej pięści.
- Ach… kurwa… kurwa… Um, co, co…? – stopniowo przedarł się przez zamulające mu myśli rozbłyski narastającej i opadającej rozkoszy, składając trudne zdanie. – Och, w twoją dziurkę, twoją małą dziurkę. W taki sposób. Patrz na mnie. Cas, patrz na mnie.
Zyskawszy pewność, że Cas intensywnie mu się przyglądał, Dean odrzucił głowę w tył i oblizał się. Z ust wyrwał mu się kolejny nieplanowany jęk, ale wsunął sobie w nie dwa palce, by zdusić następny. Lizał je i ssał w taki sam sposób, jak wcześniej palce Casa, i natychmiast odkrył, że na wspomnienie o tym zaczął się ślinić, przez co palce zrobiły się bardziej mokre, niżby sobie życzył. Wyjąwszy je uśmiechnął się szeroko, rozsmarowując sobie zimną strużkę śliny na brodzie.
- Patrz – powiedział jeszcze raz.
Wsunął sobie palce między nogi, napierając na zagłębienie. Rozchylił sobie pośladki i nacisnął opuszkami na odbyt, a całe jego ciało podążyło za tym ruchem i wygięło się w łuk tak, że całym ciężarem spoczywało na stopach i barkach.
- Ach! – krzyknął zdyszanym głosem, nie mogąc zebrać myśli. Nogi mu drżały, dopóki znowu nie opadł na łóżko, otwierając szeroko usta i szerzej rozchylając uda, by mieć lepszy dostęp.
Jego zamglone spojrzenie padło na Castiela i mógł tylko uśmiechnąć się promiennie, niezdolny powstrzymać przypływ uwielbienia, który widać mu było na twarzy, kiedy je odczuwał.
- Boże, Cas, jesteś śliczny, kiedy ci stoi – wymamrotał, błądząc wzrokiem po twarzy najlepszego przyjaciela. Znowu się oblizał, patrząc, jak Castiel zrobił to samo.
Castiel nie dotykał sobie dziurki, wyraźnie zadowolony widokiem tego, jak Dean to robił. Spojrzał na łowcę z oszołomieniem, albo spowodowanym narastającym niezrozumieniem, albo narastającym orgazmem.
- Dean, ty zawsze jesteś piękny. Zawsze.
Dean zdołał się uśmiechnąć, ale jego zadowolenie z powodu komplementu sięgało głębiej, niż zdołałby kiedykolwiek wyrazić fizycznie. Kiedy Castiel coś mówił, to naprawdę miał to na myśli. Dean nie miał innego wyjścia, jak uwierzyć w jego słowa, ponieważ były to głębokie słowa.
Kiedy Dean dalej patrzył, dłoń Castiela poruszała się elegancko i zachwycająco. Jego oddech składał się z zaskoczonych sapnięć, przypływających niczym fala na brzeg, każde zwieńczone białą pianą jęków.
- Hej – szepnął zagadkowo Dean.
Castiel nie odrywał od niego wzroku.
- Mhm?
- Chcesz się popieścić? – Dean uśmiechnął się ciepło i szczerze.
Castiel nie potrzebował wyjaśniania; wiedział, co oznaczało to określenie. Uśmiechnął się, ale w jego obecnym stanie uśmiech przypominał bardziej drgający uśmieszek, który przetrwał tylko chwilę, zanim mężczyzna skinął głową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:50, 10 Cze 2014    Temat postu:

I część druga.

Przekręcił się na łóżku, przesuwając jedną rękę tak, by zachować równowagę nad piersią Deana. Łowca otwarł szeroko usta i poczuł przebiegające go od stóp do głów iskry, kiedy wargi Castiela zetknęły się z jego własnymi, kiedy język anioła przejechał mu po ustach i pchnął w niego słodkie powietrze. Castiel mlasnął, rozsmarowując ślinę na brodach ich obu i przejeżdżając zarostem po napuchniętych wargach Deana. Panował nieprzyzwoity, cudowny nieporządek. Dean nie dbał o to, że zapomniał, jak się oddychało, chciał jedynie, by usta Castiela zamieniły go w rozgorączkowanego ducha, jakim już był.
Castiel całował go dalej, dopóki Dean nie załkał, mając pustkę w głowie, a kończyny zablokowane w pozycji, której nawet nie pamiętał. Wyczuwając niszczycielską euforię mężczyzny Castiel ostatni raz dość grzecznie pocałował go w nos, po czym padł na swoją stronę łóżka. Obaj wrócili do równoległego obciągania.
Dean stęknął, przytłoczony rosnącym zadowoleniem, i zamknął oczy, pozwalając, by jego ciało ogarnęła kolejna fala przyjemności. Uwielbiał robić sobie dobrze w zwykły dzień, a jeszcze bardziej, kiedy ktoś z nim był, ale naprawdę, nie mogło się to równać z fizycznym i emocjonalnym zachwytem, którego Dean doświadczał za każdym razem, kiedy w drodze w dół fiuta trącał go łokciem. Kiedy Cas patrzył mu w oczy tak, jak to zwykł robić… cholera, Dean przeszedł już poza wszelkie niegdysiejsze myśli, które mogły zawierać słowa „koleś” czy „to jest, kurwa, gejowskie”; znalazł się zdecydowanie na obszarze o nazwie „o dobry Boże, pragnę to mieć każdego dnia przez resztę życia i potem”.
Zachichotał, rozbawiony tą myślą. Wydawało mu się to zabawne, ale jednocześnie nie był w stanie zaprzeczyć prawdziwości tego pragnienia.
- Mmm… - Dean uśmiechnął się szeroko, przetaczając się bliżej Castiela i wsuwając mu udo między kolana. Jego obie dłonie spoczywały płasko na biodrach Casa, a oddech omywał jego gardło. – Nie ma ograniczeń – powiedział. – Wszystko jest wrażliwe, jeśli się tego odpowiednio dotyka.
Castiel miał głód w oczach, szybko poruszał dłonią.
Dean uśmiechnął się psotnie.
- Zobaczmy, co zrobisz z tym.
Opadł w dół nad nagim ciałem Castiela, dotykając każdego konturu jego ciała. Castiel jęknął niecierpliwie, kiedy Dean pomógł mu złapać za swojego fiuta, ale gdy łowca poczuł pod skórą szybki przypływ zdenerwowania, puścił go.
Co zamierzał zrobić? Pragnął dotykać, Castiel zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, co zrobił, ale Dean nadal czuł się niezręcznie. Nie chodziło o to, że nigdy wcześniej nie robił tego z mężczyzną, ale o to, że nigdy przedtem nie robił tego z CASEM. Z Casem było to ważne, ważniejsze, niż by było z kimkolwiek innym. Co, gdyby Dean nie zrobił tego odpowiednio?
- Dean… Dean, proszę… - Castiel mówił przez ściśnięte gardło, brzmienie każdej sylaby pogłębiały pragnienie i namiętność.
- Okej – Dean kiwnął głową. – Okej, Cas, tylko… - westchnął nerwowo nad dłonią przyjaciela, która wciąż masowała główkę fiuta. Dean czuł jego gorzkawy zapach i oblizał usta, by posmakować powietrza. – Cas, zamknij oczy. Zamknij oczy.
Zdezorientowany Castiel zmarszczył się, więc Dean potrząsnął głową. Sięgnął wyżej i czystszą dłonią zasłonił mu oczy.
- Zamknij oczy. Nie patrz.
- Czemu nie?
Dean odprężył się, ciesząc swe wygłodzone oczy widokiem skóry Castiela.
- Ponieważ – szepnął, otwierając usta nad śliskim, mięsistym fiutem Castiela i z sapnięciem odsuwając nosem na bok jego drżącą dłoń – ponieważ to nie jestem ja. Ja tego nie robię. Nie myśl o tym tak, jakbym to był ja.
Bolało go wypowiadanie tych słów; czuł się wypatroszony, jakby coś pożerało mu ciało od środka. Zamknął oczy, czując, jak Castiel z zastanowieniem zamrugał mu pod ręką.
Dean wysunął język, by posmakować go pierwszy raz. Skóra była miękka, a pod nią znajdowało się jędrne, nabiegłe krwią ciało. Poczuł na podniebieniu gorący, intensywny posmak i dech mu zamarł; czując przypływ podniecenia pchnął biodrami w dół, w koc pod sobą. Chciał ocierać się o Casa, ale najpierw robiły to jego usta: wzdychał nad fiutem, mrucząc z rozkoszy, kiedy ten intensywny, piżmowy zapach z każdym oddechem wdzierał się w niego głębiej. Castiel dygotał, do białości zaciskając dłonie na kocu po bokach.
- Dean, więcej – powiedział. – Ty… twój język…
- Nie, nie mów – błagał Dean. – Nie mów mi po imieniu, dobra? Robię to po to, żeby ci było dobrze, nie dlatego, że to ty i ja. Rozumiesz, tak?
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Słowa wydawały się nieodpowiednie.
Castiel mu nie odpowiedział.
- Proszę, nie przerywaj.
Dean potrząsnął głową, za bardzo pragnąc posmakować go w pełni, by się wstrzymywać. Objął czubek i główkę ustami i zsunął się niżej, otwierając je coraz szerzej, wreszcie jego język cały był zasłonięty, a w gardle czuł słone gorąco. Zdjął rękę z oczu Castiela i złożył na kocu, gdzie wylądowały na dłoni Castiela, a Cas poruszył się tak szybko, że trzymali się za ręce – TRZYMALI SIĘ ZA RĘCE, podczas gdy Dean wsysał go w siebie.
Dean zacisnął powieki, myśląc, że może gdyby ON nie widział, wtedy nie byłby to naprawdę Cas. Szukał uczucia jakiegoś innego mężczyzny, nie swojego najlepszego przyjaciela.
Następnych parę minut zaliczało się do najtrudniejszych, na jakie Dean kiedykolwiek z własnej woli naraził się w trakcie seksu. Całym sobą pragnął zaakceptować to, że okazywał Castielowi MIŁOŚĆ, jaką naprawdę do niego odczuwał, ale się opierał. Opierał się, powstrzymywał i tłumił to. Przez to jego emocje całkowicie się szargały.
Tak ciężko było dotrzymać tempa biodrom Castiela, ale nawet po tym, jak Dean zakrztusił się i potwornie zaślinił mu włosy łonowe i wnętrze ud, Castiel i tak zanurzył dłoń w jego rozczochranych włosach, jęcząc pochwały. Ze wszystkich rzeczy POCHWAŁY. Mamrocząc bełkotliwie powiedział Deanowi, że ten dobrze sobie poradził. Dean nie potrafił zrozumieć, czemu mu uwierzył, nawet, jeśli Cas nigdy w życiu nie przeżył lodzika i nie wiedział, jak dobrze mogło wtedy być.
Och, wszystko szło bardzo źle. Dean nie powinien był odczuwać tego wewnętrznego ciepła, nie w taki sposób. Nie powinien był chcieć się uśmiechać i podnieść głowy, po czym szturchnąć szczęką jego dłoni, patrząc mu w oczy.
- Hej, ufasz mi?
Nie powinien był tego powiedzieć.
- Dean, całym swoim życiem.
Cas nie powinien był tak odpowiedzieć.
Dean wstał i przetarł sobie twarz, po czym potarł brodą o przedramię, by zetrzeć z niej strużki śliny i wilgoci Casa. Castiel popatrzył na niego dociekliwie.
- Wstań – poinstruował go Dean.
Castiel zrobił tak, trzymając się za fiuta. Dean patrzył, jak tamten się dotykał, ale odwrócił się, zanim zdołał zobaczyć za dużo. Wpełzł z powrotem na łóżko i położył się na plecach, trzymając dłoń między nogami, a głowa zwisała mu poza krawędź łóżka tak, że widział świat do góry nogami. Castiel znowu pojawił się w polu jego widzenia, dotykając się tak samo, jak wcześniej. Tym razem Dean nie odwrócił wzroku.
- Co mam zrobić? – zapytał Castiel.
Dean wiercił się na materacu, dopóki nie ułożył się wygodnie; łóżko podtrzymywało mu szyję, ale czaszkę już nie. Zwilżył sobie usta i otwarł je.
- Wsadź mi fiuta do ust.
Castiel, podszedłszy bliżej, pogładził palcami zarost na szyi Deana.
- Czy to nie jest… niebezpieczne?
Dean uśmiechnął się szeroko.
- Pytałem, czy mi ufasz.
- Ufam.
- Obiecuję, że nie odgryzę ci fiuta – Dean posłał mu uśmieszek. – W ten sposób możesz dotrzeć całkiem głęboko.
- Tak, wyobrażam sobie – mruknął Castiel. Jeszcze raz pogłaskał Deana po gardle, obejmując wnętrzem dłoni krawędź jego tchawicy. – Ale, Dean… myślę, że ważniejszym pytaniem jest, czy ty ufasz MI? Mógłbym cię zadławić.
- Nie zadławisz mnie.
Palce Castiela zabłąkały się do ust Deana, dotykając jego języka. Dean uwielbiał smak tych palców, zupełnie, jak roztopiony śnieg i brudny deszcz wymieszane razem. Czysty smakowałby inaczej.
- Dean, nie jestem pewien.
Dean przesunął rękę tak, by móc dotknąć wierzchu dłoni Castiela. Z odległości trzech stóp spojrzał mu w oczy, ciesząc się widokiem jego odwróconego, pełnego troski wyrazu twarzy tak mocno, jak zazwyczaj.
- Brak pewności wszystko zepsuje. Podejdź do tego pewnie, jasne? Możesz to zrobić. Ja mogę to zrobić. My… możemy to zrobić razem.
W połowie zdania zorientował się, że jego słowa odnosiły do czegoś dużo większego, niż głębokie gardło. Ale lodzik mógł być dobrym początkiem wszystkiego innego.
Wreszcie Castiel skinął głową i obciągnął sobie jeszcze kilka razy, by stwardnieć całkowicie. Dean zwyczajnie obciągał sobie swojego fiuta, dużo bardziej zainteresowany członkiem Castiela.
Przygotowawszy się Castiel zgiął kolana i oparł je o krawędź łóżka, po czym pochylił się, kładąc dłonie na materacu. Dean dla bezpieczeństwa trzymał go za jeden z nadgarstków, zaś drugą stanowczo trzymał się za fiuta, usiłując stłumić podekscytowanie.
- Dean, jesteś gotów?
- Yhym – odparł Dean, przełykając ostatni raz, po czym rozchylił wargi i zaczął oddychać w innym rytmie, podczas gdy Castiel wypełniał mu usta.
Fiut Casa przesunął mu się po języku, ale w tej pozycji znajdował się PONIŻEJ. Na początku Dean poczuł się zniechęcony, nie widząc wokół swojej twarzy niczego poza górą ud Castiela. Zamknął oczy i jęknął zaskoczony, gdy główka fiuta Casa z łatwością przedostała mu się do gardła. Dean się rzeczywiście zakrztusił i zacisnął rękę na nadgarstku Castiela, ale Cas wycofał się o cal i łowca znowu mógł oddychać. Odetchnął przez nos i wypuścił powietrze… powoli przyzwyczajając się do tego gorącego ciała w ustach. Potem znowu połowicznie odetchnął, a Castiel, wyczuwając jego ponowne rozluźnienie, znowu delikatnie ruszył naprzód.
Dean zyskał w nagrodę potężny jęk Castiela, rozmiaru wieloryba wśród dźwięków, który posłał mu dreszcze po kręgosłupie. Łowca zrobił wdech, potem wydech, przyjmując w siebie kolejne powolne pchnięcie bioder Casa. W tej pozycji nie mógł ssać, ledwo był w stanie ruszać językiem. Ślina wyciekała mu z ust i lepkim strumyczkiem spływała mu obok nosa w stronę oczu, ale nie obchodziło go to, chciał tylko, by Castielowi było dobrze, nieważne, jakim upokorzonym wrakiem Dean byłby ostatecznie.
Kiedy łowca znowu miał pełne gardło, Castiel pogładził go po szyi, poprawiając mu samopoczucie i kojąc. Dean czerpał z tego dziwną przyjemność, pomimo, że nie był w stanie oddychać. Ufał Castielowi. Ufał mu całym swoim życiem i ciałem.
Wciąż jednak potrafił zrozumieć rozumowanie Castiela, kiedy ten wysunął się z jego ust, dając mu możliwość zrobienia głębokiego, pełnego wdechu, po którym zaraz nastąpiło pełne śliny prychanie i plucie płynem, jaki wylał mu się na policzki, a potem spłynął na dywan. Zdezorientowany Dean przekręcił się na brzuch, czując, jak ślina łaskotała go w rzęsy.
Powoli podniósł wzrok, czując na karku dłoń. Castiel patrzył na niego, nie z troską czy dumą, ale niewiarygodnie czule i z lekkim uśmiechem na ustach.
- Krok siódmy: zaufanie. Ale również – powiedział, pomagając Deanowi usiąść, obejmując jego barki i pochylając się, by pocałować go w szyję – wiedza, kiedy przestać.
Dean uśmiechnął się ze zmęczeniem, Castiel westchnął mu w obojczyk. Dean uznał jego bliskość za bardzo ciepłą i podnoszącą na duchu i, ponownie obezwładniony uczuciem, obrócił głowę, by odszukać jego usta. Castielowi nie przeszkadzało, że ich pocałunek zakłócał cały ten nieporządek – Dean miał to wszystko w ustach, więc może było nie fair przypuszczać, iż anioł unikałby kontaktu. Cas nosem szturchnął mokre policzki Deana i uśmiechnął się szeroko, kiedy łowca zaczął się rumienić.
- No dalej, Dean – powiedział Castiel zachęcająco. – Zakończmy to, musisz odpocząć.
- Nic mi nie jest – poskarżył się Dean, ale i tak podążył za przewodnictwem dłoni Casa, który ponownie pomógł mu położyć się na łóżku, tym razem bliżej części z poduszką. Łowca westchnął, czując ból pleców i szyi oraz ten promieniujący ze szczęki, co zaczynało go drażnić. Castiel bez słów zrozumiał jego zmęczenie, co było po prostu błogosławieństwem, zważywszy na to, iż Dean nigdy nie zamierzał mu powiedzieć o tych pomniejszych wykrętach.
Castiel położył się obok Deana, nadal trzymając go za rękę. Dean nie odsunął się, w ogóle nie zdradzając chęci do przerwania kontaktu. Castiel przysunął się bliżej, zaskakując drugiego mężczyznę, który drgnął i odsunął się, ale anioł potrząsnął głową.
- Dean, przestań.
- Przestań co?
Castiel uniósł obie ich ręce do swoich ust i ucałował knykcie Deana. Drugą ręką zabrał się za jego fiuta.
- Przestań się bać ostatniego kroku.
Dean niemal krzyknął, słysząc miękki ton Castiela, i roześmiał się, bezradnie pchając w dłoń Casa, który mu obciągał, tak ślisko doprowadzając go coraz bliżej szczytu.
- Cas – zaśmiał się kpiąco. – To wszystko to gówno prawda, wymyślam to na bieżąco.
- Może ty wymyślasz, ale ja nie – zripostował Castiel.
Opadł niżej i pochwycił usta Deana, nadal trzymając go za rękę z taką delikatnością, z jaką mógłby trzymać pisklę. Połączonymi dłońmi pogładził go po szczęce, wydychając samogłoski w jego wrażliwe wargi. Dean, zaskoczony zachowaniem Castiela, zamknął oczy, poddając się szybkiemu falowaniu bioder przyjaciela. Wiedział, że dojdzie, i w ogóle nie miał nad tym kontroli; to Castiel panował nad wszystkim.
Dean jęknął przez otwarte usta, sparaliżowany pocałunkami Castiela. Cas całował go po wargach, szczęce, policzkach i nosie, a Dean leżał i wchłaniał to w siebie tak, jakby był piaskiem zmoczonym falą przypływu. Castiel był tym wszystkim. Był przerażająco rozległy; Dean odnosił wrażenie, że wiedział jedynie o pianie na najcieńszej, powoli pieszczącej go części. Gdzieś tam krył się ocean.
Ocean kochał Deana. Jak łowca miał to kiedykolwiek zrozumieć? Kochać ocean, który odwzajemniał to uczucie – to przerażało go aż do głębi duszy, tej samej duszy, którą ów ocean niegdyś uratował.
Och, tonął.
Poczuł kciuk dotykający mu krawędzi fiuta i wybuchł jak fajerwerk. Rozpadł się na dłoni Castiela, wołając jego imię głosem, który się nie niósł, tylko toczył i wpadł aniołowi w usta. Castiel przełknął, całując go i chwaląc i uśmiechając się do niego oczami.
Dean złamał się dla niego. A po tym pojedynczym wybuchu gorąca z palców Castiela skapywała biała flaga; Dean się poddał.
Popatrzyli sobie w oczy i Castiel zdecydowanie kiwnął głową.
- Tak. Krok ósmy: orgazm.
- Jaki jest krok dziewiąty? – zapytał Dean szeptem, jako że głos się w nim nie ostał. – Jaki jest następny krok?
Castiel spojrzał na niego z uśmieszkiem i potrząsnął głową.
- Krok ósmy jeszcze się nie zakończył.
Dean mruknął coś, ale nie zdołał skończyć pytania. Castiel radośnie cmoknął go w czoło, po czym puścił jego ręce, fiuta i wszystko i Deanowi zrobiło się nagle zimno.
- Co… Cas, co…?!
Jego pierś ugięła się pod ciężarem; Castiel siadł mu okrakiem na żebrach, wpychając mu kolana pod pachy. Dean złapał go za uda, automatycznie patrząc na jego erekcję, która mocno pulsowała pod wpływem dotyku. Na skórze w tamtym miejscu widniały strużki lepkiej cieczy, ale Castiel zdołał zachować jakąś niewyjaśnioną godność. Popatrzył na Deana i zaczął go gładzić po włosach, czego zdawał się nie mieć dość.
Dean uśmiechał się, zachwycony powtarzającymi się ruchami zarówno dłoni Castiela w swoich włosach, jak i rytmem, w jakim Cas dalej obciągał sobie fiuta, naturalnym ruchem, którego Dean nigdy nie musiał go uczyć. Łowca gorączkowo przyglądał się Castielowi, powoli oddychając przez otwarte usta, nadal podniecony widokiem siedzącego mu na piersi mężczyzny. Castiel odwzajemnił to spojrzenie, każdą częścią siebie uważając na pozycję Deana pod sobą i starając się z całych sił nie zrobić mu krzywdy czy nie przydusić go.
Dean złapał Castiela za oba biodra, wbijając palce w twarde mięśnie, a kciuki w zagłębienia pod kośćmi. Potarł je delikatnie, zgadując, że Castiel mógł być tam wrażliwy na dotyk.
- Ooch… - westchnął Castiel, uśmiechając się lekko kącikiem ust. Zamknął oczy. – Tak… mmm, TAK.
Dean nie mógł się nie uśmiechnąć. Uwielbiał patrzeć na Casa zadowolonego z jakiegoś powodu, ale patrzenie na minę wywołaną TYM rodzajem przyjemności było zwyczajnie niebiańskie.
Castiel przygryzł sobie dolną wargę; uśmiechał się, a głowa opadała mu w tył. Dean zachwycał się tym, jak Castiel odsłaniał się całkowicie, od gardła aż do fiuta, nagi i spragniony, i jak jęki falami uciekały mu z ust.
- Oooch, Dean…
- Nie, nie, nie mów – upierał się Dean, czując napięcie w brzuchu. Boże, było czymś pięknym słyszeć swoje imię wypowiadane takim tonem, ale nie mógł sobie pozwolić na docenianie tego piękna. – Cas, proszę… nie mów…
- Dean… - jęknął znowu Castiel, kołysząc biodrami.
Potarł udami o stwardniałe sutki Deana i łowca nie mógł nie czerpać jakiejś grzesznej przyjemności z tego doznania. Wzmiankowana przyjemność objawiła się zaskoczonym westchnieniem.
- Cholera… Cas!
Castiel roześmiał się, mocniej łapiąc Deana za włosy i pochylając głowę, by uśmiechnąć się do niego szeroko.
- Dean, ja wiem, co się tam dzieje. Nie musisz tego ukrywać.
- Nie. Nie, ty nic nie wiesz – wymamrotał Dean. – No dalej, kończmy to.
Castiel potrząsnął głową, oblizał się i pochylił niżej, zbliżając się coraz bardziej, wreszcie zgiął się nad głową Deana tak, że stykali się czołami. Castiel zamknął oczy, Dean również, inaczej ryzykował zeza. Castiel jęknął przez zamknięte usta, ocierając się o pierś łowcy i przyciskając jądra do jego brzucha. Dean sapnął, nadal pragnąc więcej takich aktów między nimi, nieważne, co mówił na głos.
Dean zaczął nierówno oddychać, czując i słysząc, jak dłoń Castiela przyspieszyła przed końcem. Cas jęknął mu w twarz, kołysząc się nad nim całym ciałem. Ciążył Deanowi na sercu na więcej, niż jeden sposób.
Kiedy Castiel go pocałował, Dean po prostu otwarł usta i pozwolił mu na to.
Kiedy zaś Castiel złapał go za włosy i stęknął, rozlewając mu na twarzy płynne gorąco, Dean otwarł usta szerzej, zamykając z podziwem oczy, dopóki się wszystko nie skończyło. Tego morskiego zapachu, paskudnego, a jednak wspaniałego, nie dało się z niczym pomylić, kiedy płyn ściekał Deanowi do ust, mijając zęby i uderzając o język. Czuł ten płyn ściekający mu po policzku, dopóki grawitacja nie kazała mu płynąć w stronę ucha; nadal był ciepły. Dean dalej miał zamknięte oczy, nasłuchując każdego finalnego szarpnięcia, jakim Castiel obdarzał sam siebie, i każdego podnieconego, zduszonego westchnienia, jakie od niego dobiegało.
Castiel mruknął z zadowoleniem i po tym Dean otwarł oczy. Castiel uśmiechnął się do niego rozchylonymi, napuchniętymi ustami, policzki mu poczerwieniały. Nigdy nie miał ciemniejszych oczu, Dean był tego pewien. Łowca nie mógł uwierzyć, że to ON odpowiadał za ten cudowny wyraz twarzy, jakby to ON był największym skarbem Castiela.
Castiel oblizał się i oderwał od ciała Deana, padając na łóżko i kładąc się na boku. Jednak Dean nie odrywał od niego wzroku, i kiedy tak równolegle leżeli, Castiel znowu przysunął się bliżej, wsparł głowę na dłoni i popatrzył na niego.
Anioł nie odzywał się, ale spuścił głowę i otwartymi ustami pocałował Deana w policzek, wodząc językiem po jego skórze. Był taki ciepły. Dean jęknął gardłowo, wyrażając dokładnie, jak niesamowicie się dzięki temu czuł. Castiel uśmiechnął się i powiódł ustami po skórze na drugi policzek, przy okazji dotykając go nosem i nie wstydząc się go lizać.
Potem pocałował Deana w usta i mężczyzna stęknął, czując swego rodzaju odrętwienie tam, gdzie odczuwał wszystko tak mocno, że nie był w stanie na to zareagować.
Castiel westchnął, uniósł głowę i znowu pogładził Deana po twarzy, ścierając trochę całego bałaganu. Dean zamrugał, patrząc na jego uśmiech: Cas miał twarz usmarowaną nasieniem i mnóstwem innego połyskliwego płynu, będącego najprawdopodobniej śliną łowcy.
- Dean, chodź tu – zarządził Castiel, obejmując Deana i PRZYCIĄGAJĄC go bliżej. Dean był szarpany jak jakaś cholerna szmacianka i nie sprzeciwił się temu ani słowem, tylko zwyczajnie skierował się w stronę, w którą go ciągnięto. Padł Castielowi na pierś, wciąż przez niego obejmowany. Cas pocałował go w czoło.
- Cmok!
Dean prychnął.
- Słodziutkie.
Castiel objął go ciaśniej, przekręcając go na bok tak, że teraz leżeli twarzą w twarz, a prawe ramię Deana wbijało się w materac. Wyglądał na bardzo szczęśliwego.
- Kocham cię.
Dean, usłyszawszy te słowa, otwarł szerzej oczy i spojrzał bezpośrednio na Castiela dużo intensywniej, niż wcześniej.
- Co? – wysapał.
- Powiedziałem, że cię kocham.
Dean otwarł usta, odsuwając się odrobinę.
- Tak, wiem, słyszałem. – Odsunął się całkiem, wyrywając się z upartego uścisku Castiela. – Cas, ty nie możesz po prostu… - Dean odtoczył się, próbując dotrzeć do samej krawędzi łóżka. – Nie możesz po prostu tego MÓWIĆ!
Castiel złapał go w talii i ściągnął z powrotem, dysponując nieuczciwą przewagą w postaci nieporównywalnie większej siły. Dean krzyknął z rozpaczą, kiedy poczuł, jak leżał, tulony od tyłu, całowany w szyję i tulony.
Castiel uśmiechnął mu się w skórę.
- Kocham cię.
- Nie! – zaskomlał Dean. – Nie, to nie tak! Cas, my się, kurwa, nie KOCHALIŚMY, ja ci pokazywałem, jak sobie obciągać! Przyznaję, że to brzmi naprawdę… tak jakby… no dobra, SUPER gejowsko, ale… Słuchaj, ja nie żartuję, przestań mnie przytulać! – odepchnął Castiela, po czym rzucił się przez pościel, usiłując wydostać się z jego łagodnych objęć. Uciekając kopał na wszystkie strony i poczuł, jak jego stopa zderzyła się z czymś miękkim i cielistym.
- ARGH! – krzyknął Castiel.
Dean przekręcił się i otwarł szerzej oczy, uświadomiwszy sobie, że właśnie kopnął Castiela w jądra.
- O cholera… - przysunął się bliżej, wyciągając do niego ręce. Pogładził Castiela po umięśnionym, choć kościstym ramieniu, podczas gdy anioł zwinął się z bólu w kłębek i umilkł. – Boże, przepraszam, nie chciałem cię kopnąć… Cas…
Castiel uchylił powieki, a Dean skrzywił się współczująco, widząc lśniące w jego oczach łzy bólu.
- Przepraszam – powtórzył, tym razem cicho. – Bądźmy szczerzy, to całkowicie rekompensuje siniaka, jakiego przez ciebie nabawiłem się wcześniej – uśmiechnął się szeroko, ale uśmiech nie potrwał długo; nie mógł się uśmiechać, kiedy Cas boleśnie charczał. – Jeśli… Um, j-jeśli poczułbyś się dzięki temu lepiej, to możemy się poprzytulać przez… powiedzmy, dwie minuty?
Castiel roześmiał się, nadal ściągając brwi i próbując zapanować nad bólem.
- Dziękuję za propozycję – powiedział, brzmiąc, jakby ktoś go dusił.
Dean pocałował go w czoło, nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić.
Trzeba było jeszcze jakichś 30 sekund, ale Castiel przekręcił się wreszcie na plecy i westchnął przeciągle. Potem kiwnął na Deana, a łowca zgrzytnął zębami, przewrócił oczami i spełnił swoją obietnicę.
Leżał tam, odwrócony twarzą od Castiela, by nie musieć na niego patrzeć. Ramiona miał złożone, a barki spięte, ale nie mógł zaprzeczyć temu, iż ciepło Castiela nadal było jedną z najbardziej pocieszających rzeczy, jakie kiedykolwiek czuł. Nie było takie same, jak u kogoś innego, podobnie jego zapach nie był taki sam. Castiel był wyjątkowy i tak naprawdę całkiem nieźle się przytulał, gdyby Dean ośmielił się do tego przyznać przed samym sobą.
- Słuchaj, Cas – powiedział Dean po jakichś 40 sekundach. – Nie żartowałem, kiedy mówiłem, że to była tylko fizyczna demonstracja. Chodziło o to, abyś nauczył się to robić samodzielnie, tak, by nie dostawać stójek za każdym razem, kiedy na parę sekund trafisz w telewizji na kanał z golizną. Nie powinniśmy się po tym przytulać; to, co się stało, nie miało związku z miłością, tylko z seksem. Jednorazowy hit, nie cała płyta.
- Nie wiem, co to znaczy.
- To znaczy – powiedział Dean, powoli i ze zdenerwowaniem wciągając powietrze – że nigdy więcej tego nie zrobimy.
To, jak bardzo CHCIAŁ zrobić to ponownie, sprawiało mu idiotycznie wielki ból. Już by wolał zostać kopniętym w jaja po orgazmie, zamiast podjąć decyzję, jaką właśnie podejmował, a jednak nic nie mógł z tym zrobić.
- Ale my uprawialiśmy seks – powiedział ostrożnie Castiel. – Ty i ja… my właśnie się kochaliśmy, prawda?
- Seks tak, kochanie nie – powiedział Dean tak bezceremonialnie, jak zdołał. – A twoja pierwsza minuta minęła, więc przytulanie prawie się skończyło.
Castiel cokolwiek smutno westchnął Deanowi w szyję.
- Dean… - jego zarost drapał łowcę w ramię, a oddech łaskotał go w obojczyk, kiedy anioł się nad nim pochylił. – Dean, ja wiem, że ty też mnie kochasz.
- Nie – odparł Dean, mając nagle ochotę się rozpłakać. Zakrył sobie obiema dłońmi twarz, na wypadek, gdyby emocje go pokonały. Przytulanie się było niebezpieczne.
- Ale to wszystko, co zrobiliśmy – powiedział łagodnie Castiel – tam chodziło o miłość. Cieszyłem się tym tylko dlatego, bo cię kocham.
- Przestań tak mówić!
- Seks jest jednym z najpotężniejszych sposobów wyrażania miłości – ciągnął dalej Castiel, a jego słowa niczym śnieg lub rozpalone iskry wpadały Deanowi do ucha. – We wszystkich tych filmach, jakie mi pokazałeś, chodziło o miłość, o jej wiele różnych postaci. To, co między nami zaszło, było jedną z form. To było zaufanie, badanie. I… - Castiel pogładził palcami czoło Castiela, zostawiając wrażenie łaskotek, które potem zdusił pocałunkiem – i troska.
Dean westchnął w swoje ręce, mocniej zaciskając powieki.
- Cas, nie przekonasz mnie, że jestem w tobie zakochany.
- Nie, przypuszczam, że nie. Ale ty już wiesz, że tak jest – odparł Cas, wyraźnie w to wierząc.
Dean znowu westchnął, zbyt rozstrojony, by się tym razem kłócić.
- Dean, odwróć się. I odpręż. No chodź, to się nie liczy, jeśli ty też nie czerpiesz z tego zadowolenia.
Dean odwrócił się, w dalszym ciągu zasłaniając twarz.
- Tu nie chodzi o mnie – powtórzył to, co powiedział na początku. – Jeśli chcesz się przytulać, to proszę bardzo. Ale ja nie zamierzam.
- Powiedziałeś, że wcześniej nabiłem ci siniaka. Gdzie?
- Hm? Och, na lewym biodrze.
Dean usłyszał dźwięk całowania, ale sapnął w dłonie, zdecydowany nie patrzeć na Castiela, by się dowiedzieć, co tamten pocałował. Jednak chwilę później nie było już takiej potrzeby. Poczuł na biodrze palce, co sprawiło, że skręcił się z bólu.
- Au! Jezu, co do cholery?! – rozsunął ręce, by ostro spojrzeć na Castiela, i ujrzał, jak tamten znowu pocałował swoje opuszki palców, po czym opuścił rękę, by pogładzić siniak.
Dean westchnął płytko, nie chcąc oddychać Castielowi w twarz. Castiel nie patrzył na niego, tylko na swoją rękę, kiedy złożył ponowny niebezpośredni pocałunek na biodrze łowcy.
Ból nie zmniejszał się pod dotykiem, ale Dean poczuł się wewnętrznie jak galareta, ponieważ Cas dosłownie całował mu rany, by się zagoiły. Było to obraźliwie podnoszące na duchu doświadczenie.
Kiedy Castiel podniósł wzrok, by spojrzeć Deanowi w oczy, ten uśmiechnął się do niego szyderczo i pięściami zasłonił sobie wzrok.
- Nie.
Castiel ucałował mu knykcie, a zaskoczony Dean oderwał sobie pięści od twarzy. Ujrzał, jak Castiel odwzajemniał uśmiech. Nie miał już dłużej tak mocno rozszerzonych źrenic, ale wysychający pot połyskiwał w świetle dnia, zaś smugi brudu z policzków zostały już w większości wytarte. Wyglądał na szczęśliwego, że mógł widzieć twarz Deana, a Dean nienawidził tego, iż czuł, jak jego nieprzenikniona zewnętrzna skorupa rozpadała się tak, jakby była ledwo futerałem z pętli wstążki.
- Hmpf – powiedział łowca. Castiel tylko się uśmiechnął i przycisnął go bliżej, obejmując mu plecy i całując go w nos. Dean drżał, podkulając palce u stóp. Naprawdę bardzo, bardzo próbował się nie uśmiechać. Usta mu zadrżały.
Ostatni raz spróbował odbudować swoją skorupę, więc zrobił wdech.
- Wiesz, Cas, w sprawie tego porno.
- Hm?
- Kiedy ludzie kręcą zawodowe filmy porno, to zazwyczaj niezbyt dobrze znają swoich partnerów. Nie są przyjaciółmi.
- Więc jest to miłość od pierwszego wejrzenia, jak wtedy, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem – powiedział Castiel. Powiedział to tak zwyczajnie, jakby światło słońca oświetlało czystość tego stwierdzenia i sprawiało, że lśniło. Dean tego nienawidził, czuł się przez to winny.
- Nie – powiedział. – Nie, to jest tak, jak wtedy, kiedy sypiam z kobietami. Przypadkowymi kobietami, z laskami, których nawet nie znam. – Próbował celować w zazdrość, ponieważ wiedział, że Castiel ją odczuwał. – Czasami nawet nic nie czuję, nie licząc tego, że chcę dojść, a z kimś innym jest łatwiej.
Castiel zamrugał, gładząc go po ramionach i po włosach.
- Tymczasowa miłość. Zdarza się.
- Ale ja czasami nawet tych lasek nie LUBIĘ!
- Wobec tego one muszą widzieć w tobie coś cennego. Dajesz im miłość, jakiej potrzebują.
- Nie! – Dean złapał się ostatniego argumentu, jaki mu pozostał. – Cas, mnie już nawet laski za bardzo nie kręcą! Robię to tylko dlatego, że chcę trochę wyluzować, to łatwiejsze od picia. I! I czasami też piję! Czasami piję, a POTEM uprawiam seks, i nic z tego później nie pamiętam. To nieważny, pozbawiony miłości seks! Ja nikogo nie kocham! NIKOGO. Jestem równie pozbawiony duszy, co kiedyś Sam, jestem tylko chodzącą i gadającą maszyną do zabijania. Nie kocham nic i nikogo i jestem… jestem… CHOLERA… - zaklął i załamał się, ukrywając twarz w piersi Castiela i próbując z całych sił powstrzymać łzy. Napięcie było zbyt wielkie, nie mógł tego dłużej znieść.
Castiel uspokajał go, uciszając go delikatnie. Pocałował go w ucho, szepcząc coś prawie bezgłośnie.
- Dean, ty kochasz bardzo mocno. Nie będę cię umniejszał wyliczając wszystko, ty i tak już dobrze to wiesz.
Dean załkał, mocno przyciskając Castiela do siebie; drżał, kiedy ich nogi splątały się razem.
- Kocham cię – wymamrotał Castielowi w szyję; koc stłumił słowa. – Cas, KOCHAM CIĘ.
Castiel westchnął, tuląc jego głowę.
- Wiem, Dean.
- Bardzo cię kocham.
- Wiem.
- Chcę kochać się z tobą znowu.
- Wiem. Nie martw się, zrobimy to.
Dean zadrżał, a Castiel objął go mocniej, pomagając mu zachować równowagę. Łowca usiłował przełknąć gulę w gardle, ale ta nie ustępowała.
- Cas…
- Już dobrze. Już dobrze, jestem tu.
- Jestem ogromnym idiotą.
Castiel roześmiał się prosto we włosy Deana.
- Tak, jesteś.
Dean westchnął z drżeniem, ale poczuł się po tym, jakby spadł z niego jakiś ciężar. Uśmiechnął się nerwowo, szturchając nosem szczękę Castiela.
- Hej, m-możemy się poprzytulać przez, powiedzmy, jeszcze dwie minuty?
Castiel pocałował go w skroń, tym razem przeciągle.
- Dean, możemy się przytulać tak długo, jak będziesz chciał.
Dean znowu miał ochotę się rozpłakać, zażenowany do ostatnich granic, ale równie mocno wdzięczny. Potrzebował porządnego przytulania dużo dłużej, niż to sobie uświadamiał. Kontakt fizyczny zawsze był dla niego uzdrawiający emocjonalnie, a Castiel był w tym mistrzem.
Dean zamknął oczy i całkowicie się rozluźnił w objęciach Castiela, kładąc dłonie między ich brzuchy i czując pod palcami, jak anioł oddychał.
Minęło w ciszy kilka minut, akcentowanych jedynie lekkimi, coraz bardziej sennymi westchnieniami.
Dean poczuł się lepiej, poczuł się chroniony. Uśmiechnął się i jęknął z zadowoleniem.
- Hej, Cas? – wymamrotał, przez chwilę bawiąc się niewyraźną myślą. – Jaki był ten ostatni krok, o którym mówiłeś, że się go bałem?
- Masz na myśli krok dziewiąty – odparł Castiel, całując go w policzek. – Miłość.
Dean mruknął sennie, czując, jak wyciekało z niego całe zmartwienie.
- Och. Tak naprawdę to… całkiem miło to słyszeć. Powiesz to jeszcze raz?
- Kocham cię.
Dean uśmiechnął się, czując, jak na jego świadomość powoli spływała mile widziana senność.
- Też cię kocham – zagruchał, jeszcze bardziej szukając ciepła ciała Castiela. – Jeszcze raz.
- Kocham cię, Dean.
- Mmm – Dean z uśmiechem zapadł w sen.

Sam otwarł drzwi pokoju motelowego, trzymając w jednej ręce zakupy ze sklepu spożywczego. Zatrzasnął je, szturchając je butem, dopóki nie kliknęły. Westchnął, rozglądając się po pokoju, i w pierwszej kolejności poszukał wzrokiem stołu, na który zamierzał położyć torby, ale odkrył, że mebel zniknął. Wobec tego rzucił okiem na łóżko Deana, gotów spytać brata, gdzie podział się stół.
Łóżko było zajęte.
- O cholera – powiedział Sam, zamierając w bezruchu. Napotkał wzrok Castiela, kiedy anioł podniósł głowę, poruszając nagimi ramionami, aby zmienić pozycję. Goły tyłek Deana był równie oczywisty, co wybuchający samochód; Sam nie mógł oderwać od niego wzroku, ale chwilę później nie był zdolny dłużej patrzeć. Przyjrzał się tapecie, dużo mniej nagiej, niż Cas i Dean.
- On śpi – powiedział cicho Castiel.
Sam złożył torby na podłodze i zaryzykował kolejne spojrzenie, unosząc przed sobą rękę tak, by jego mózg nie musiał przetwarzać widoku swojego nagiego, przypuszczalnie postkoitalnego brata, podobnie jak widoku jego nagiego, przypuszczalnie postkoitalnego przyjaciela. Dla dodatkowej pewności Sam przymknął również jedno oko.
Cas uśmiechnął się do niego, przechylając głowę, oczy mu migotały.
- Kochaliśmy się.
Sam zakrztusił się powietrzem.
- Tak! Tak, jakoś się… domyśliłem.
Castiel westchnął z zadowoleniem, przenosząc uwagę na śpiącego Deana i podziwiając go. Na ten widok Sam spiął się z zakłopotania, więc odchrząknął i zostawił Castiela, by ten mógł kontynuować swoje niewiarygodnie romantyczne, ale też trochę podejrzane zachowanie. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego uważał to zachowanie za romantyczne, ale widząc, JAK Cas to robił… Uznał, że Dean prawdopodobnie nie miałby nic przeciwko takiej straży, gdyby mógł widzieć tę nieskrępowaną radość na twarzy Castiela albo gdyby wiedział, że ktoś w trakcie snu czesał mu włosy palcami.
Gdy już zakupy wylądowały w mini lodówce, a Sam otwarł butelkę piwa, młodszy łowca podszedł do łóżka. Ustąpił już szok, jakiego doznał na widok nagich Deana i Casa, i szczerze mówiąc Sam widywał Deana nago wystarczająco wiele razy, by wiedzieć, gdzie dokładnie brat miał pieprzyki. Jednak siniak na jego biodrze był czymś nowym; Sam nie chciał pytać, skąd Dean go miał.
- Piwo? – zapytał, podając Castielowi zamkniętą butelkę. Cas potrząsnął głową, więc Sam zaczął je pić. – Jak rozumiem, miałeś niezłe popołudnie.
Castiel mruknął śmiechem, nie spuszczając wzroku z Deana.
- Było pouczające.
Sam uśmiechnął się sztywno, drapiąc się w kark.
- Czy to był… uuuch… pierwszy raz?
Po tym pytaniu Castiel zerknął w górę, by spojrzeć mu w oczy.
- Mam nadzieję, że pierwszy z wielu razy.
Sam kiwnął raz głową, zapauzował, po czym jeszcze raz łyknął piwa. Przełknął i westchnął, przyglądając się kokonowi z części ciała, w którym Castiel kołysał śpiącego Deana.
- Hej – powiedział Sam kilka sekund później. – Chcesz koc? – podciągnął wyżej stłoczoną w nogach łóżka pościel.
Castiel uśmiechnął się i wyciągnął rękę po koc.
- Dziękuję.
Sam patrzył, jak anioł otulił najpierw Deana, a potem naciągnął pościel na siebie. Dean mruknął coś przez sen.
Sam usiadł na krześle. Należący do zestawu stół z jakiegoś powodu stał przy łóżku, a na blacie spoczywał laptop, co rodziło pytania, na jakie Sam otrzymałby bezpośrednie odpowiedzi, gdyby spytał Castiela, ale uznał, że to nie była jego sprawa. Wciąż jednak, nieważne, jak wiele wspólnego miał z nimi oboma, po trochu gapił się na łóżko. Było to dziwnie porywające, móc widzieć Castiela obdarzającego Deana ogromną ilością czułości, oddania i nagiej miłości. Cas patrzył na Deana tak, jak zwykle, tyle tylko, że leżał, a Dean spał. Sam odnosił wrażenie, że jakoś wcześniej nie widział tego spojrzenia tak wymownie, ale ono zawsze było takie samo.
- Możliwe, że nie będziesz tu chciał być, gdy Dean się obudzi – doradził mu cicho Castiel. – Ledwo przyznał się sam przed sobą do głębokości uczuć, jakie wobec siebie żywimy, więc nie jestem pewien, czy jest gotów, byś to ujrzał.
Sam kiwnął głową, akceptując ten argument.
- Wyjdę.
- Ale ty wiedziałeś, prawda? – powiedział Castiel, podnosząc głowę na tyle, by spojrzeć Samowi w oczy. – Wiedziałeś, co do mnie czuł?
Sam posłał mu uśmieszek.
- Myślę, że Dean jako jedyny był tego nieświadom.
Castiel odwzajemnił mu się tym samym i położył się z powrotem.
- Hm.
Nastała może pięciominutowa cisza, w czasie której Sam zapoznał się z motelową książką telefoniczną, rzuconą na podłogę w czasie przesuwania stołu. Potem Castiel się odezwał.
- Sam, mogę cię o coś spytać?
- Tak?
- Na filmach pornograficznych…
O cholera, pomyślał Sam.
- …czy ludzie biorący udział w czynnościach seksualnych są ZAKOCHANI w swoich partnerach? Myślałem, że seks ZAWSZE był działaniem wynikającym z miłości, zawsze i w każdym przypadku. Dean… zasugerował coś innego. I wspomniał o własnych partnerach seksualnych. Tylko się zastanawiam… czy moje przekonania nie były fałszywe. Że seks nie zawsze oznacza miłość.
Sam wstrzymał oddech.
Jakie było prawdopodobieństwo, że, gdyby powiedział prawdę, złamałby coś ważnego pomiędzy Deanem i Casem, coś, co dopiero co zyskali? Uznał, że wysokie.
Z drugiej strony, gdyby skłamał, czy byłoby to na dłuższą metę dobre? Castiel wiedział wiele na większość tematów, ale nie wszystko. Jego naiwność mogła go doprowadzić do złamanego serca, a Sam nie chciał być tym, który by go do tego popchnął.
Wreszcie udało mu się sformułować odpowiedź.
- Cóż, w porno… ludzie uprawiają seks i są opłacani za bycie filmowanymi. To jest gra aktorska. Oni udają, że się nawzajem kochają. Choć prawdopodobnie kryje się pod tym prawdziwe przyciąganie; jestem pewien, że przyjaźń może ewoluować… ale to, co dzieje się na ekranie, nie jest kochaniem się, zazwyczaj nie – Sam westchnął zasapany. – Przykro mi, Cas. Przepraszam, jeśli cię to denerwuje. Ale tak to wygląda.
Na kilka długich sekund zapadła cisza.
- Och.
Sam mocno zacisnął powieki, mając nadzieję, że niczego nie spieprzył.
- Ale Dean mnie kocha.
Sam uchylił jedną powiekę.
- Tak?
- Tak. Kiedy uprawia seks ze mną, to dzieje się tak dlatego, że mnie kocha. Nawet, jeśli ciężko mu jest to przyznać. Próbuje działać automatycznie, tak, jak to robi z innymi ludźmi. Ale ze mną nie może – Castiel pocałował Deana w czoło, wymrukując kolejne słowa w jego skórę. – Nie może.
Sam uśmiechnął się lekko, czując ulgę w całym ciele.
- Cieszę się, że tak do tego podchodzisz.
Castiel mruknął coś cicho z rozbawieniem.
- Och, ja też – wzdychając, ponownie pocałował Deana. – Naprawdę bardzo się cieszę.
Sam uśmiechnął się i wrócił do czytania książki telefonicznej.
Niezbyt długo później usłyszał ciche mamrotanie Castiela, ale nie dociekał, co tamten miał na Myślo. Było to tylko kilka wyszeptanych słów, wyraźnie bardzo osobistych.
- Krok dziesiąty – szepnął Castiel. – Być jedynym wyjątkiem od twoich zasad. A ty od moich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:56, 10 Cze 2014    Temat postu:

Najserdeczniejsze życzenia dla siostrzenicy! Wszystkiego najlepszego!

Hmm, ale ten czas leci, pamiętam jak rok temu cieszyłaś się, gdy się urodziła :) No i wtedy też zaczęłaś prowadzić swój blog~~


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:27, 10 Cze 2014    Temat postu:

No proszę, a mnie ten blog wyleciał z głowy... Nastawiłam się na roczek (dzięki za życzenia), a tu taka skleroza. Inna sprawa, że zakończył działalność dość szybko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:42, 12 Cze 2014    Temat postu:

Kolejna porcja tłumaczeń. Tym razem króciutko.

ROCZNICA

1 JEŚLI COŚ KOCHASZ

Kiedy Cas się obudził, łóżko było zimne. Cóż, może nie dokładnie „zimne”, ale zalewie połowa była tak ciepła, jak zwykle, ponieważ drugi właściciel łóżka wstał. Cas burknął coś, zarówno z powodu zimna, jak i tego, że odmówiono mu okazji podziwiania jednego z jego ulubionych widoków na świecie – porannego, zaspanego uśmiechu Deana.
Prawda, że był to dość codzienny widok, jako że Cas już dokładnie od roku dzielił z Deanem łóżko, ale nadal ceniony.
Bardziej niż trochę kusiło go, by obrócić się na drugi bok i spać dalej. On i Dean wyczerpali się nawzajem poprzedniej nocy rundką, jak to Dean określił, „przedrocznicowego seksu”. Cas podejrzewał, że po przedrocznicowym seksie nastąpiłaby runda porannego rocznicowego seksu, kolejna wieczorem, zaś porocznicowy seks nastąpiłby jutro. Dean nigdy nie potrzebował wymówki, ale też nigdy nie omieszkiwał z jakiejś skorzystać, gdy już ją miał. Cas nie miał nic przeciwko. Cieszyła go bliskość i intymność z Deanem w każdej możliwej postaci.
Najwyraźniej rocznicowy seks musiał poczekać.
Na poduszce Deana dojrzał kartkę papieru. Zamrugał, ściągnął brwi i sięgnął po nią. Rozwinął niewielką kartkę i znalazł napisany przez Deana liścik.
ZROBIŁEM TWOJE ULUBIONE.
Cas znowu zamrugał, po czym wbrew sobie uśmiechnął się. Podniósł się i wstał, po czym pochylił, aby podnieść z podłogi porzuconą parę spodni od dresu. Nałożył je, w drodze do drzwi chwycił szlafrok i ruszył do kuchni.

Zgodnie z obietnicą Deana na stole stało już nakrycie, a przed nim owinięty folią półmisek. Obok talerza stała również zafoliowana miseczka oraz dzbanek wypełniony, jak Cas przypuszczał, kawą, obok jego ulubionego kubka.
Deana ani śladu.
Cas westchnął i usiadł przy stole. Na jego talerzu leżała niewielka paczuszka. Odłożył ją na bok, planując ją rozwinąć w trakcie jedzenia, i sięgnął po półmisek.
Jak oczekiwał, leżało tam kilka naleśników, doskonale gładkich i nadal lekko parujących. Uśmiechnął się i nałożył je na talerz.
W miseczce kryły się pokrojone truskawki, nadal zimne po przechowywaniu ich w lodówce. Cas na każdy naleśnik nałożył po kilka sporych łyżek owoców, po czym zwinął je. Nalał sobie kawy i zaczął jeść, mrucząc z uznaniem, choć nikt nie mógł tego słyszeć. Truskawki były słodkie i idealnie dojrzałe, a naleśniki puszyste i pyszne.
Jednak Deana nadal wyraźnie brakowało. Cas zjadł jeszcze kilka kęsów naleśnika, zerkając na zostawioną sobie paczuszkę.
Była dość mała, być może dwukrotnie większa od jego pięści, i trochę nieporządnie zawinięta w nijaki brązowy papier. Kawałek papieru był odwinięty i Cas dojrzał, że było tam zwyczajnie napisane „Szczęśliwej rocznicy, Cas”.
Odłożył widelec i, dalej przeżuwając kawałek truskawki, zaczął rozrywać papier. Pudełko dało mu równie wiele wskazówek co do zawartości, jak papier; było zrobione ze zwykłego kartonu.
Cas szarpnięciem otwarł opakowanie i odepchnął na bok papierową serwetkę, jakiej Dean użył celem ochrony zawartości. Zawartość brzęknęła.
Casowi zaparło dech.
W pudełku krył się nie jeden przedmiot, ale dwa. Jednym z nich było niewielkie, czarne, aksamitne pudełeczko. Drugim była szklana fiolka, bardzo znajomo wyglądająca szklana fiolka.
Metatron użył jej, by prawie 1,5 roku temu ukraść łaskę Castiela. Cas ujrzał ją ostatni raz wtedy, kiedy zaledwie osiem miesięcy temu wreszcie przypuścili szturm na niebo i pokonali Metatrona.
W owym czasie Cas dał ją Deanowi na przechowanie. Nie chciał się znowu „zanielić”, nie, jeśli to oznaczało opuszczenie Deana na Ojciec wie, jak długo. Nie, jeśli bycie aniołem mogło oznaczać uwięzienie w niebie i ponowne odarcie z wolnej woli.
Były chwile, kiedy Cas planował zapytać Deana o nią, w miarę, jak mijały miesiące. Po prostu tego nie zrobił, głównie dlatego, że wciąż nie wiedział, co chciał z nią zrobić. Bywały dni, kiedy tęsknił za swą dawną siłą, za dawną swobodą, ale gdyby w zamian miał oddać to…
Oderwał wzrok od cudownie lśniącej, boleśnie znajomej łaski i skierował go na drugi przedmiot. Serce mu podskoczyło i niepewnie wyciągnął rękę, by go dotknąć.
Wyglądało jak pudełko na pierścionek. Bardzo wyglądało jak pudełko na pierścionek.
Cas wyłuskał je z chusteczki i otwarł. Wewnątrz, tak, jak podejrzewał, znajdowała się prosta złota obrączka. Drżącymi rękami Cas odstawił je znowu na bok. Pierścionek zalśnił niewinnie.
Pragnął tego już od jakiegoś czasu. Nie powiedział Deanowi, za bardzo się obawiając, że wyrażenie na głos chęci zaangażowania się skłoniłoby Deana do odsunięcia się. Cas przekonał sam siebie, że mógł być zadowolony z tego, co mieli, opanowując zazdrość za każdym razem, gdy kobiety zauważały, że Dean nie nosił obrączki na lewej dłoni, i posyłały mu drinki w barze.
Cas nie potrzebował wesela czy tego, by wypowiadać przysięgi na głos. Dawno temu złożył swoją w swoim sercu i słyszał, jak wracała do niego echem za każdym razem, gdy on i Dean się dotykali. Pragnął jedynie namacalnego dowodu ich więzi.
A Dean mu go oferował.
Cas popatrzył na leżące przed sobą prezenty. Co miał wybrać? Łaskę czy Deana?
Ale nie. Nie było nic na krótkim liściku mówiącym mu, by wybrał jedno, a kiedy przekopał się przez resztę chusteczek, nie znalazł też niczego, co kazałoby mu podjąć decyzję. Nie było żadnego ultimatum.
W ten sposób Dean dawał Casowi SWOBODĘ.
Cas mógł po prostu wziąć swoją łaskę, ponownie stać się aniołem, i wiedział, że Dean już nigdy więcej nie wspomniałby o pierścionku.
Cas mógł po prostu wziąć pierścionek, oddać Deanowi swoją łaskę i odłożyć decyzję o staniu się aniołem na później, do następnego razu, gdyby została mu ofiarowana albo gdyby zapytał, gdzie Dean ją trzymał.
Cas mógł nie wziąć żadnego z prezentów, zostawić je oba zapakowane w pudełku, i wszystko zostałoby tak, jak było. Pierścionek by zniknął, albo sprzedany, albo ukryty, a łaska Casa znowu trafiłaby do miejsca, w którym Dean ją przechowywał.
Cas mógł wybrać obie rzeczy, być aniołem i mężem Deana i znowu mieć skrzydła. Dałby Deanowi cały czas, jakiego nie wymagałby od niego pobyt w niebie, i zrównoważyć to życie, jakie nauczył się cenić, obowiązkami wobec swych braci i sióstr.
Albo…
Cas mógł wybrać obie rzeczy, ale każdą w swoim czasie. Mógł założyć pierścionek na palec, znaleźć Deana i złożyć łaskę w bezpiecznym miejscu, dopóki nie byliby starzy i siwi. Mógł wieść to życie z Deanem, a kiedy nadszedłby ich czas, mógłby udać się do nieba na własnych skrzydłach.
Takie było piękno tej sytuacji. Castiel mógł mieć wszystko, co chciał; teraz musiał to jedynie wziąć.
Koniec końców nawet nie musiał się nad tym zastanawiać.
Ponownie wziął pudełko z pierścionkiem i ostrożnie wyjął z niego złotą obrączkę. Wsunął ją sobie na palec, czując dreszcze bardziej z podekscytowania, niż z zimna, kiedy poczuł dotyk zimnego metalu. Pasowała idealnie i Cas przez chwilę na nią patrzył. Dopiero, gdy zaczęły go boleć policzki, uświadomił sobie, że się uśmiechał.
Odsunął się od stołu, zostawiając niedojedzone śniadanie. Zostawił również pudełko, w którym w chusteczkach kryła się fiolka z jego łaską.
Później zamierzał przenieść ją w jakieś bezpieczne miejsce. Na razie zamierzał znaleźć Deana i życzyć mu szczęśliwej rocznicy.

2 UWOLNIJ TO

To był zły pomysł. Nie po prostu zły; OKROPNY.
Dean krążył nerwowo, usiłując nie patrzeć na małe czarne pudełko, które położył na biurku. W środku leżał jego pierścionek, pasujący do tego, który włączył tego ranka do prezentu dla Casa.
Pierścionka, który tego ranka dał Casowi… razem z jego łaską.
Dean rozpaczliwie próbował nie żałować swojej decyzji. Wielką, samolubną częścią siebie pragnął zatrzymać zwodniczo nieszkodliwie wyglądającą fiolkę w magazynie. Nikt poza Deanem nie wiedział, gdzie ją znaleźć, a biorąc pod uwagę ilość zabezpieczeń wokół bunkra znaczyło to, że byłaby tam doskonale bezpieczna.
A bez niej Cas nie mógł odejść.
Dean czuł się jak dupek na samą myśl o tym, ale bez skrzydeł Cas był uziemiony. Nie mógł odlecieć i zostawić go za sobą, gapiącego się w pustą przestrzeń. Dean mógł naprawdę zasnąć obok niego i liczyć na to, że tam będzie, kiedy się obudzi. Mógł zatrzymać Casa przy sobie. Mógł zatrzymać to na resztę życia (ten pomysł powinien być przerażający. Nie był.).
Ale… chciał, by była to również decyzja Casa. Poprawka, MUSIAŁ wiedzieć, że Cas też tego chciał.
Nie mógł wciąż więzić Casa tutaj, nawet jeśli myśl o nim znikającym na całe dnie, tygodnie, czy, do licha, MIESIĄCE na raz sprawiała, iż czuł się chory. Dean nie mógł być kimś, kto z własnej woli uwięziłby kogoś, kogo, jak twierdził, kochał.
To musiał być wybór Casa.
To, bardziej, niż cokolwiek innego, było powodem, dla którego Dean odpuścił sobie tradycyjne oświadczyny na klęczkach. Nie mógłby nonszalancko usiąść z powrotem i patrzeć, jak Cas otwierałby prezent. Nie mógłby trzymać dzioba na kłódkę, kiedy Cas patrzyłby na łaskę i pierścionek i podejmował decyzję.
Dean wiedział, że próbowałby bronić swojej sprawy. Poprosiłby Casa, by ten został, by wybrał jego, by odłożył w czasie ponowne stanie się aniołem, ponieważ Dean go potrzebował.
Cas by to zrobił, Dean wiedział o tym. Mając go przed sobą Cas nie odmówiłby mu niczego.
Dean musiał dać mu szansę odmowy.
Nie było trudno przekonać Sama do opuszczenia bunkra na dzień. Kilka sugestywnych ruchów brwiami oraz głośne rozważanie listy zakupów (bita śmietana, jabłkowe nadzienie do ciasta, truskawki, oraz, oczywiście, lubrykant i gumki) sprawiły, że Sam praktycznie zwiewał na złamanie karku, ciągnąc za sobą Kevina. Mieli wrócić jutro, ale na razie w bunkrze byli tylko Dean i Cas.
Czekanie było potwornością.
Dean krążył dalej, próbując nie wyobrażać sobie, co Cas właśnie robił albo myślał. Sekundy ciągnęły się jak godziny, ale według zegara minęło ledwo dwadzieścia minut od chwili, kiedy Cas wyszedł z ich sypialni. Dean obserwował go z końca korytarza, czekając, by Cas wyszedł, tak, by móc z powrotem wślizgnąć się do ich sypialni i tam czekać na jego wybór.
Nie powinno to już długo potrwać.
Drzwi uchyliły się.
Dean znieruchomiał, ledwo mając śmiałość oddychać. Cas wszedł do środka z szerokim, promiennym uśmiechem na twarzy. Dean zdołał się w odpowiedzi słabo uśmiechnąć, zerkając w dół na lewą dłoń Casa.
Cas kilkoma długimi krokami przeszedł przez pokój i złapał Deana za policzki, po czym przyciągnął do siebie i pocałował namiętnie. Dean czuł na policzku coś chłodnego i twardego.
Pierścionek.
Poczuł, jak wyparowały z niego setki kilogramów napięcia.
Dean odprężył się, przytłoczony ulgą, i entuzjastycznie odwzajemnił pocałunek. Złapał Casa za biodra i przyciągnął go bliżej, czując narastające w ciele gorąco na myśl o JEGO pierścionku na palcu Casa.
Jednak jeszcze jedna myśl paliła mu umysł.
- Twoja łaska? – wybełkotał, niezdolny się powstrzymać. Cas odsunął się.
- Została na stole – powiedział. – Później znajdziemy dla niej bezpieczne miejsce.
Później.
Oddech zaczął się Deanowi rwać, a oczy zaszły mu łzami. Zamknął powieki i pocałował Casa jeszcze raz, czując, jak serce mu rosło.
Cas ZOSTAWAŁ.
Castiel zachichotał cicho i równie gorączkowo odwzajemnił pocałunek. Puścił twarz Deana, aby złapać go za lewą dłoń. Zdjął ją ostrożnie ze swojego biodra, podniósł i pogładził serdeczny palec kciukiem.
- Czy masz swój? – zapytał. Dean kiwnął głową, niechętnie przerywając pocałunek.
- Tak, ale nie chciałem… nie chciałem przypuszczać – odparł. Cas uśmiechnął się.
- To by było bezpieczne przypuszczenie – powiedział lekko. Cnotliwie cmoknął Deana w usta, odbierając swoim słowom wszelkie prawdopodobieństwo przytyku. – Założysz swój?
Cas wydawał się taki pełen nadziei, taki podekscytowany, a Dean już od tygodni pragnął dumnie nosić obrączkę. Odwrócenie się od Casa wymagało wysiłku, ale zdołał zrobić to na wystarczająco długo, by zwędzić pudełko z biurka i otworzyć je drżącymi dłońmi.
- Pozwól mi – szepnął mu Castiel do ucha. Jego ciało paliło Deana w plecy, kiedy wyłuskał z palców łowcy otwarte pudełko i wyjął pierścionek z miękkiej wyściółki. Zamknął pudełko i odłożył je z powrotem na biurko.
Dean odwrócił się twarzą do niego. Ich ciała idealnie do siebie pasowały. Dean, ledwo mając śmiałość oddychać, podał Casowi swoją lewą dłoń. Cas wsunął na nią pierścionek i coś w łowcy WRESZCIE się uspokoiło, a Cas znieruchomiał, trzymając jego rękę.
Ich pasujące do siebie pierścionki lśniły i Dean czuł się przytłoczony.
- Szczęśliwej rocznicy, Cas – powiedział Dean zduszonym głosem. Cas ponownie uścisnął mu dłoń.
- Szczęśliwej rocznicy, Dean.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 7:42, 12 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:15, 13 Cze 2014    Temat postu:

Wyściskaj śliczną młodzież ode mnie, Pat! Roczek, mój Boże, klisza straszna- ale leci ten czas, leci...
A teraz zgrywam sobie wszelakie nieboeściutkie dobro i pędzę czytać- NARESZCIE, cholera jasna, nareszcie.
Swoją drogą, jak człowiek wchodzi na forum i widzi taki piękny blok tekstu w kolorze, to mu dusza ćpa szczęściem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:01, 13 Cze 2014    Temat postu:

Najpóźniej w poniedziałek spodziewajcie się następnej miniseryjki :) Tym razem trzy części w jednej porcji :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:32, 15 Cze 2014    Temat postu:

Jednak poszło szybciej i owa trzyczęściowa historyjka już dzisiaj :)
Postanowiłam, po namyśle, że od tej pory wszystkie tłumaczenia, na które mam pozwolenie, będę wrzucać wyłącznie na AO3, zaś te nieoficjalne tutaj.

ZGODA

1 CO TO JEST

- Więc... – powiedział Sam. – Cas wciąż, uch... ma własny pokój.
Skrzywił się. Próbował być delikatny, mając nadzieję utrzymać Deana z dala od defensywy na wystarczająco długo, by wyciągnąć z niego jakieś porządne informacje, ale może to nie był najlepszy sposób na rozpoczęcie rozmowy.
Dean zesztywniał i na chwilę przerwał mycie garnka, w którym tego wieczoru robił sos do spaghetti. Kontynuował mycie z wymuszoną nonszalancją, ale Sam widział, że teraz brat miał się na baczności.
- I? – zapytał Dean ściśniętym głosem. Opłukał garnek i mokry wcisnął Samowi do rąk. Sam skrzywił się i zaczął go wycierać.
- Chodzi mi tylko o to, że Cas już jakiś czas tu mieszka – powiedział. Umilkł na chwilę, próbując wyartykułować swoje myśli i zastanowić się, jak zapytać o to, o co chciał, jednocześnie nie wkurzając Deana.
Znaleźli Casa prawie dwa miesiące temu w obozie dla bezdomnych w połowie drogi pomiędzy Denver a Lebanon. Był chudy, chory i cierpiał z powodu resztek szoku na skutek swego Upadku prawie dwa tygodnie wcześniej. Przez prawie tydzień po sprowadzeniu go do bunkra jego życie wisiało na włosku (polowanie, na jakim akurat byli, zostało bezceremonialnie zrzucone na Gartha; było to przeciętne nawiedzenie, brak zgłoszonych zgonów. Mogło poczekać).
Wszelkie resztki wątpliwości, jakie Sam mógł mieć w sprawie tego, czy Dean był zakochany w Casie czy nie, zostały w całości odstawione do kąta w czasie, kiedy Cas wracał do zdrowia. Nie, żeby Sam w ogóle miał wielkie wątpliwości, ale zobaczywszy, jak ostrożnie i opiekuńczo zachowywał się Dean w stosunku do Casa…
Cas wyzdrowiał i zaczął odzyskiwać wagę, którą stracił w czasie swojego (na szczęście krótkiego) okresu bezdomności. Zaczął pomagać w bunkrze, gdy tylko był w stanie opuścić łóżko, i częściej niż nie to właśnie on mył naczynia, robił pranie czy sprzątał.
Jednak dziś wieczorem to Dean uparł się przy pozmywaniu po obiedzie. Cas ruszył do biblioteki, mamrocząc coś o przeorganizowaniu zasobu legend.
- I? zapytał Dean. Sam niemrawo wzruszył ramionami, po czym wziął się w garść i postanowił po prostu to powiedzieć. Ta rozmowa i tak powinna się była odbyć dawno temu.
- Myślałem, że do tej pory już byś go poprosił, by dzielił z tobą twój.
Szklana misa, którą mył Dean, wyślizgnęła mu się z rąk i z powrotem wpadła do zlewu, rozchlapując dookoła wodę z płynem. Sam cofnął się, ale było za późno, by ocalić jego koszulę przed ponownym przemoczeniem.
Sfrustrowany Sam prychnął cicho i z irytacją spojrzał na Deana, po czym zatrzymał się. Jego mina przeszła w zatroskane niezrozumienie na widok ściągniętej, zbolałej twarzy Deana.
- Dean? – zapytał. Brat potrząsnął głową i ponownie chwycił miskę.
- Sam, ja nie mogę – powiedział zwyczajnie. Jego ton nie dopuszczał możliwości dyskusji, ale Sam miał to gdzieś.
- Czemu nie? – zapytał. Przynajmniej Dean nie zaprzeczył temu, iż tego chciał. Niewielkie zwycięstwo, ale Sam się tym zadowolił.
Dean prychnął.
- Zapytać go, by spał ze mną? To WCALE nie brzmi paskudnie – stwierdził sarkastycznie i tak gryzącym tonem, że Sam potrzebował chwili, by usłyszeć te słowa. Kiedy je wreszcie przetworzył, ściągnął brwi, zdezorientowany i bardziej niż trochę wkurzony.
- „Paskudne”? – powtórzył za Deanem. – Słuchaj, tylko dlatego…
- Zamknij się – odciął się Dean, jeszcze staranniej i gwałtowniej szorując miskę. – Cokolwiek sobie myślisz, jesteś w błędzie.
- Skąd wiesz? – zapytał Sam i kontynuował swoją wcześniejszą myśl. – Tylko dlatego, że Cas jest facetem, sprawa wcale nie jest paskudna…
- Nie o to chodzi – rzucił Dean, wreszcie się odwracając, by spojrzeć na Sama. Sam zamknął usta i odwzajemnił to spojrzenie.
- Więc o co? – zapytał, czując gniew, ciekawość i palącą chęć ZROZUMIENIA. Chciał pomóc.
Dean westchnął. Gniew wypłynął z niego i łowca wrócił do zmywania. Cicho i szybko wypłukał misę, wręczył ją Samowi i zabrał się za szczypce oraz chochlę. Sam czekał.
- Nie chcę, by czuł się w obowiązku sypiać ze mną – powiedział wreszcie Dean. Głos miał mniej więcej równy, ale napięty, podobnie jak ramiona.
Speszony Sam tylko się gapił. Przestał wycierać naczynia.
- Co? – spytał. Dean nie patrzył na niego.
- Wtedy w czyśćcu… - brat przełknął ślinę. – Powiedziałem mu… kurwa, powiedziałem mu, że go potrzebuję.
Sam czuł się oszołomiony. Czuł, że miał otwarte usta, ale wskutek szoku nie mógł mówić.
- Sądzę, że zrozumiał to dosłownie. Pierwsze słowa, kiedy gorączka zaczęła mu mijać? – Dean zaśmiał się niewesoło. – Obiecał mi, że nadal mógłby być PRZYDATNY. Powiedział mi, że nawet bez swoich mocy zrobiłby wszystko, o co byśmy go poprosili, ponieważ „chociaż tyle mógłby zrobić, by się nam zrewanżować”.
Przy ostatnim zdaniu głos Deana zrobił się twardy i gryzący. Sam nadal był ogłupiały, choć wiele drobiazgów nagle wskoczyło na swoje miejsca.
- Powiedziałem mu, że nie musiał, ale… - Dean z wysiłkiem wzruszył ramionami.
Sam przez kilka chwil milczał. Spodziewał się, iż ta rozmowa mogła być trudna, ale tego nie przewidział.
- Dean – powiedział powoli. – Cas powiedziałby „nie”, gdyby tego nie chciał.
Dean spojrzał na niego.
- Zrobiłby to, Sam? – spytał bez wyrazu. – NAPRAWDĘ?
Sam otwarł usta, po czym bez słowa zamknął je z powrotem, przybierając zakłopotany wyraz twarzy. Odwrócił wzrok.
Dean westchnął głośno.
- Nie zamierzam go o to pytać – powiedział. – Nie, dopóki nie będę WIEDZIAŁ, że byłby w stanie powiedzieć mi „nie”.
Sam przygryzł usta. To, co Dean mówił, było bardzo sensowne. W tej chwili byli wszystkim, co Cas mógł uważać za rodzinę i wsparcie, a gdyby czuł, że był im coś winien za miejsce do spania oraz jedzenie…
Sugestie wywołane tą myślą sprawiły, że Sam zawiercił się niewygodnie.
- Cóż, ale przecież on nie jest jakimś przypadkowym bezdomnym, tak? – podpowiedział słabo. – Znaczy się... macie wspólną historię.
Wiedział, że tymi słowami nie poprawiał sytuacji i że mógł, w ich przypadku, tylko wszystko pogorszyć. Biorąc pod uwagę cały emocjonalny bagaż i poczucie winy, jakie Cas nadal dźwigał po otwarciu czyśćca i po wszystkim, co się wtedy wydarzyło, mężczyzna mógł się czuć jeszcze bardziej zobligowany uczynić wszystko, co w jego mocy, by dać Deanowi szczęście, niezależnie od własnych pragnień.
Sam był pewien, że Dean i Cas mogliby być razem szczęśliwi. Miał oczy. Widział, jak Dean i Cas odnosili się do siebie, to, jak na siebie patrzyli, kiedy sądzili, że nikt nie mógł ich przyłapać. Sam był pewien, że Cas kochał Deana, i prawie pewien, że Cas okazałby się chętny, gdyby Dean wykonał jakiś ruch.
Prawie.
Ale skoro sytuacja wyglądała tak, jak wyglądała… w tej chwili to po prostu nie było DOBRE. Nawet, gdyby Cas powiedział „tak”, czy naprawdę mogłaby to być zgoda, kiedy istniała spora możliwość, iż Cas czułby się w obowiązku przystać na wszystko, o co Dean by go poprosił?
Nie mogłaby.
Sam współczująco ścisnął Deana za ramię. Brat skinął raz głową, nadal na niego nie patrząc.
- Przepraszam – powiedział cicho Sam. Dean znowu skinął głową, wreszcie opłukując misę, którą mył z przerwami w czasie tej rozmowy.
- Jest, jak jest – powiedział ciężko. – Żałowanie niczego nie zmieni.
Nieszczęśliwy Sam pokiwał głową. Zastanawiał się, jak Dean musiał się czuć, wreszcie, WRESZCIE mając szczęście w zasięgu ręki i nie mogąc go wziąć.
Nie było nic więcej do powiedzenia, więc Sam umilkł.

2 CZYM TO MOŻE BYĆ

- Twój brat mnie tu nie chce.
Sam prawie upuścił trzymaną książkę. Odwrócił się i znalazł stojącego za sobą Casa, ze spuszczonymi w dół, świeżo ludzkimi oczami oraz nieszczęśliwą, spiętą miną.
- Hej, Cas – powiedział. Zamrugał i ściągnął brwi; działanie adrenaliny, krążącej mu po ciele, zaczęło słabnąć i teraz był gotów przetworzyć słowa Casa. Nadal nie miały one sensu. – Co?
- Dean – odparł Cas, a jego głos zmiękł na tym imieniu. – On chce, bym odszedł.
Lekko zszokowany Sam rozdziawił usta. Miał praktycznie pewność, iż Dean NIE chciał, by Cas odchodził. Prawdę mówiąc odejście Casa było jedną z rzeczy, jakich Dean się obawiał i którym próbowałby za wszelką cenę zapobiec, nie uciekając się do zamknięcia Casa w piwnicy.
- Co się stało? – zapytał. Wskazał gestem na stół i stojące obok niego krzesła. Wyczuwał, że to mogła być długa rozmowa lub też co najmniej taka, w trakcie której wolałby siedzieć.
Cas usadowił się na jednym z krzeseł, nadal spięty.
Sam usiadł na innym, na którym nic nie leżało, i czekał.
- Dean wspominał o mieszkaniach na wynajem w mieście – powiedział Cas, przyglądając się swoim kolanom. – Potem dzisiaj zapytał mnie, czy nie chciałbym mieszkać tam, zamiast tu, być może znaleźć pracę i zacząć płacić za siebie – spojrzał na Sama szeroko otwartymi, zbolałymi oczami. – Czy zrobiłem coś złego?
Sam skrzywił się. Miał ochotę zabić Deana. Wiedział, że jego brat był emocjonalnie upośledzony, ale szczerze mówiąc, te nieporozumienia sprawiały, iż Sam miał ochotę złapać Deana i Casa za głowy, po czym zderzyć je.
Jakby tak pomyśleć, to im wszystkim przydałoby się lepsze porozumienie.
Jednak ta wymiana zdań stawiała Sama przez niewiarygodnie niezręczną koniecznością wyjaśniania miłości życia swojego brata, że nie, że Dean chciał go mieć przy sobie, ale że pragnął jego niezależności po to, by mieć pewność, iż zgoda Casa, jeśli już udzielona, byłaby prawdziwa. Ponadto Sam musiał jakimś sposobem zrobić to tak, by nie ujawnić ani tego, że Dean był w Casie zakochany do bólu, ani powodów, dla których Dean chciał, by Cas stanął na własnych nogach, ponieważ obie te sprawy mogłyby natchnąć Casa do zaproponowania Deanowi czegoś, czego Cas nie chciał dać, tylko po to, by móc zostać w bunkrze.
Tylko dlatego, iż Dean i Sam wiedzieli, że Cas był członkiem rodziny, nie oznaczało to, że Cas w to wierzył.
Sam był pewien, że owo pytanie wynikało przynajmniej po części z własnej niepewności Deana. Prawdopodobnie Dean potrzebował jakiegoś zapewnienia, że Cas chciał zostać z nimi i żyć tak, jak oni, ale to, jak je wypowiedział, było chyba najgorszym możliwym sposobem.
Więc. Pole minowe. Sam poczuł się, jakby znowu był w Stanford i brał udział w quizie, w którym stawką było, och, tylko szczęście jego brata.
- Sam?
Za długo milczał. Uśmiechnął się do Casa tak zachęcająco, jak potrafił, w myślach przeklinając brata.
- Wierz mi, nie zrobiłeś niczego złego – powiedział. Cas wzruszył ramionami; podłapał ten zwyczaj od Deana niezbyt długo po Upadku.
- Więc o co chodzi? – zapytał. Zagapił się na swoje dłonie. – Czy mógłbym zrobić coś, aby Dean chciał, żebym został?
- Nie – odparł krótko Sam, prawdopodobnie o wiele za szybko, jeśli sądzić po zaskoczonym spojrzeniu, jakie posłał mu Cas. Sam uśmiechnął się, próbując to zamaskować. – Cas, ty niczego nie musisz robić. Jesteś członkiem rodziny, jasne?
Cas z powrotem zrobił nieszczęśliwą minę.
- Jestem? – zapytał, wyraźnie w to nie wierząc. – Wyrządziłem wiele złego zarówno tobie, jak Deanowi… Niebu i ziemi… - Cas znowu wzruszył ramionami. – Być może powinienem być sam.
Sam nie wiedział, co powiedzieć. Prawdą było, że Cas nieźle namieszał, ale oni WSZYSCY namieszali, i to na różnych poziomach ogólnoświatowej katastrofy, jaka się później wydarzyła.
Sam próbował sobie wyobrazić wyraz twarzy Deana, gdyby Cas faktycznie odszedł i, Boże broń, całkiem odciął się od nich w imię chronienia ich przed wszelkim nieszczęściem, jakie, jego zdaniem, szło za nim krok w krok. Był to bolesny obraz i Sam skrzywił się współczująco.
- Cas, wszyscy popełniliśmy błędy – powiedział Sam, mając nadzieję, że jego ton dodawał otuchy. – Ale słuchaj, Deanowi bardzo na tobie zależy…
Po tych słowach Cas podniósł głowę, więc Sam pospiesznie ciągnął dalej.
- Mnie również. – Choć zdecydowanie nie w ten sam sposób. – Więc jestem pewien, iż Dean nie chce, byś odchodził. On tylko chce, no wiesz – Sam wykonał ogólny gest, który, jak miał nadzieję, obejmował całość ludzkiego doświadczenia – mieć pewność, że nie będziesz musiał polegać ze wszystkim na nas.
Casowi zrzedła mina.
- Czy za dużo od was wymagałem? – zapytał cicho, wyraźnie mając nadzieję usłyszeć „nie”, ale przygotowując się na „tak”. – Wiem, że zwykłe obowiązki domowe nie mogą być nawet początkiem…
- Hej, hej – powiedział Sam, dławiąc ten ciąg myśli w zarodku. – Jesteś członkiem rodziny, jasne? Nie jesteś nam niczego winien za to, że tu mieszkasz, a w kwestii obowiązków domowych robisz więcej, niż trzeba.
Cas przybrał sfrustrowaną minę.
- Więc czemu Dean chce, bym odszedł? – zapytał.
- Wierz mi, że nie chce – odparł Sam. – Naprawdę bardzo tego nie chce, ale nie chce też, byś uważał, że jesteś nam coś winien albo że musisz zasłużyć na miejsce tutaj.
- Ale ja muszę! – wykrzyknął Cas. Sam usiadł z powrotem na krześle, zaskoczony tą nagłą gwałtownością. – Gdyby nie ty i twój brat, ja bym umarł z głodu, choroby czy innych powodów. Gdyby nie twój brat… nie byłbym tym, czym i kim jestem dzisiaj – Cas ścichł, zmęczenie przyćmiło gniew. – Jak mam się za to odpłacić?
- Akceptując to? – powiedział łagodnie Sam. Przyjaźnie położył Casowi dłoń na ramieniu. – Nie chcemy, żebyś robił coś, czego nie chcesz, tylko dlatego, iż myślisz, że jesteś nam coś winien. – Sam pomyślał o napiętych ramionach Deana i o jego zbolałej, pełnej tęsknoty minie, kiedy rozmawiał z bratem w zeszłym tygodniu. – Szczególnie Dean.
Cas podejrzliwie zmrużył oczy.
- „Coś, czego nie chcę”? – powtórzył. – Obowiązki domowe naprawdę mi nie przeszkadzają. Niektóre z nich nawet mi się podobają, choć nie powiedziałbym, że tego CHCĘ. Ale jeśli ty czy Dean prosicie…
- Cóż, istnieją rzeczy, których nie powinieneś robić, dopóki naprawdę nie będziesz tego chciał – powiedział Sam.
- Na przykład seks – powiedział nonszalancko Cas.
Sam opluł się i jak oparzony odsunął rękę. Cas ściągnął brwi i popatrzył na niego z troską. Dopiero wtedy Sam uświadomił sobie, że Cas po prostu rzucił przykładem, aby okazać swoje zrozumienie, nie zaś łącząc seks z „rzeczami, które Cas powinien robić w bunkrze tylko wtedy, gdyby zechciał, a nie tylko dlatego, że Dean by o to prosił”.
- Dobry przykład! – powiedział Sam z udawaną radością w głosie, próbując wymyślić coś, aby wyjaśnić swoją reakcję. – Znaczy się, to wyraźnie nie ma zastosowania w tej sytuacji, ponieważ ty nie… no wiesz, i nie powinieneś, dopóki nie będziesz tego naprawdę chciał, bo… nie jesteś tego nikomu WINIEN, znaczy się…
Cas zmrużył oczy, zastanawiając się nad czymś, a Sam zamknął usta, zanim zdołałby powiedzieć za dużo.
Jednak sądząc po zrozumieniu świtającym na twarzy Casa było za późno.
- To dlatego Dean chce, bym odszedł – powiedział powoli. – Ponieważ mnie pragnie i nie chce, abym czuł, że jestem mu „winien” seks.
- Bardzo mu na tobie zależy – powiedział zdesperowany Sam, panikując wewnętrznie, że może przypadkowo wszystko zepsuł. – On by nigdy…
- On mnie chce – powiedział Cas, nadal powoli, ale pytająco i jakby z nutą podziwu. Otrząsnął się i popatrzył na Sama. – A ja wiem, że nigdy by niczego nie zrobił, jeśli nie dałbym mu swojej zgody.
Cas wstał, wyraźnie zamierzając zakończyć tę rozmowę, ale Samowi daleko jeszcze było do jej końca, zwłaszcza teraz, kiedy doszło do tej katastrofy. Również wstał, wyciągając ręce w milczącej prośbie, by Cas zaczekał. Zaciekawiony Cas przystanął.
- Cas, proszę, nie rób tego tylko dla Deana – powiedział Sam. – Proszę.
Cas uśmiechnął się. Była to pierwsza od dłuższego czasu prawdziwa, naprawdę nieskomplikowana szczęśliwa mina, jaką Sam u niego widział. Oprócz paniki zaczął odczuwać nadzieję.
- Sam, ja wiem, czym jest zgoda – powiedział miękko Cas. – Jest to porozumienie niespowodowane jakimkolwiek przymusem, udzielone z własnej woli, entuzjastycznie i zgodnie z dostępną wiedzą – Cas zerknął w stronę drzwi do biblioteki, wiedząc, że gdzieś w bunkrze za tymi drzwiami przebywał Dean. – Nie powiedziałbym mu „tak”, nie udzieliwszy mu również zgody.
- Ale czy ty tego chcesz? Dla siebie? – zapytał Sam. Prawdopodobnie czułby się niezręcznie, pytając o to później, ale nie mógł świadomie dać Cassowi odejść bez próby odwiedzenia go od tego, gdyby Cas zwyczajnie próbował postąpić zgodnie z życzeniami Deana.
Cas intensywnie i poważnie popatrzył Samowi w oczy. Sam zadrżał, zastanawiając się, jak u licha Dean radził sobie na co dzień, czując skierowaną na siebie taką siłę.
- Sam, ja jestem w nim zakochany – powiedział cicho. – Chciałbym z nim być w każdy sposób, w jaki by chciał, a jeśli miałoby się do tego zaliczać również to, to tak, ja tego chcę.
Głos Castiela pełen był surowej tęsknoty. Nie był to do końca głód i pomimo tematu nie było to również cielesne uczucie.
Cas, jak uświadomił to sobie Sam, po prostu chciał być z Deanem na takie sposoby, jakich on nie rozumiał do końca, i nie był pewien, czy wynikało to z tego, iż Cas był uprzednio aniołem, czy też był to pewien aspekt jego jako CASA. Uznał, że prawdopodobnie chodziło o to drugie.
Cokolwiek to było, Sam poczuł, jak jego zmartwienia zmalały.
- Tak długo, jak tego chcesz… - powiedział powoli, poważnym tonem, i odetchnął. – Tak długo, jak chodzi o ciebie, i nie dlatego, że sądzisz, iż jesteś nam coś winien, to… idź po niego. Powodzenia.
Próbował nie myśleć o nieodłącznej niezręczności wynikającej z zachęcania bliskiego przyjaciela do przespania się ze swoim bratem. Mógł poczuć to później, kiedy wszystko się już poukłada.
- Dziękuję, Sam – powiedział Cas. Uśmiechnął się i wyszedł, mając dużo bardziej pełną nadziei minę, niż wtedy, kiedy wszedł do biblioteki.
Sam westchnął i opadł z powrotem na krzesło.



3 CZYM JESTEŚMY

Casowi dudniło serce. Pociły mu się dłonie, a w sercu czuł lekkość z powodu zdenerwowania i podekscytowania.
Jeśli Sam powiedział prawdę i Dean naprawdę wstrzymywał się z szacunku do niego… Castielowi urosło serce. Nie uważał za możliwe kochać Deana BARDZIEJ.
Wielu ludzi zwodziło go i manipulowało nim. Pocieszająca była świadomość, że Deanowi zależałby przynajmniej na tym, by go nie wykorzystać, choćby i przez przypadek.
Chociaż w tym przypadku Dean naprawdę nie musiał się martwić. Uczucia Casa do Deana były głębokie i obmywały jego granitowy rdzeń, kształtując go w coś nieskończenie pięknego. Dean był siłą natury i wyrył sobie miejsce w sercu Casa. Teraz Cas szukał Deana nie z obowiązku ani z chęci, by odwzajemnić mu się za wszystko, co tamten zrobił; nadal żywo odczuwał chęć odpokutowania, ale zupełnie odrębnie od tego.
Tego Cas chciał dla siebie.
Już od dawna pragnął budzić się rano z Deanem, móc stać u jego boku bez szukania wymówek, obejmować go i być obejmowanym. Cas chciał go całować i być całowanym, dotykać go i być dotykanym. Pragnął intymności.
Jeśli Dean chciał tego samego…
Jeśli na drodze stały tylko lęki Deana, iż Cas zrobiłby to z poczucia obowiązku, to on zwyczajnie zamierzał rozproszyć te lęki. Gdyby Dean ujrzał, że te pragnienia były czymś dawnym i wynikały całkowicie z woli Castiela, nie mając żadnego związku z okolicznościami, w jakich się obecnie znaleźli, to być może Dean pozwoliłby sobie na szczęście. Być może Dean pozwoliłby im obu mieć to, czego tak rozpaczliwie pragnęli, gdyby tylko dało się go przekonać, że Cas z własnej woli wybrałby to w każdym świecie i w każdych okolicznościach.
Wreszcie Cas znalazł Deana w kuchni. Mężczyzna podśpiewywał sobie jakąś melodyjkę, mieszając w garnku coś wspaniale pachnącego. Cas potrzebował chwili na oddech, ponieważ jego własny puls zdawał się go ogłuszać.
- Dean – powiedział. Zaskoczony Dean prawie podskoczył i zwrócił się twarzą do niego.
- Cas, do cholery, trzeba ci kupić dzwonek – powiedział. Choć ton miał ostry, to w kącikach ust i w oczach czaiła mu się czułość. W zamian Cas obdarzył go lekkim uśmiechem. – Obiad jest prawie gotowy – powiedział łowca, ponownie się od niego odwracając. – Myślę, że polubisz fajity.
Cas postąpił krok do przodu, czując w piersi pulsowanie czegoś ciepłego. Odetchnął głęboko.
- Nie dlatego tu przyszedłem – powiedział.
- Coś się stało? – zapytał Dean. Jeszcze raz zamieszał kawałki mięsa, po czym skręcił płomień i przełożył gotowe mięso na wyłożony papierem talerz celem odsączenia.
Cas patrzył w milczeniu, nagle nie mając pewności, jak zacząć. Zważywszy, jak w przeszłości kiepsko przysłużyły mu się kłamstwa, być może byłoby najlepiej zacząć po prostu od brutalnej szczerości.
- Zakochałem się w tobie – powiedział. Zdawało się, że puls przyspieszył mu trzykrotnie, chociaż z ramion spadł mu wielki ciężar.
Deanowi opadła szczęka. Zagapił się na Casa, a w oczach mieszały mu się szok i nadzieja, zanim nie przysłoniła ich nagła ostrożność. Dean zamknął oczy. Cas ściągnął brwi i otwarł usta, by znowu coś powiedzieć, ale Dean go ubiegł.
- Cas… - łowca przełknął ślinę. – Czy rozmawiałeś z Samem?
- Tak – odparł zaskoczony Cas. Dean odetchnął z drżeniem, twarz mu się ściągnęła, po czym odwrócił się.
- Wynoś się z mojej kuchni – powiedział z napięciem w głosie. – Po prostu… nie wiem, idź do swojego pokoju czy coś.
Cas gapił się na plecy Deana, zastanawiając się, jakim cudem rozmowa tak szybko przybrała tak zły obrót.
- Dean… - zaczął. Dean mu przerwał.
- CAS – w głosie Deana brzmiało błaganie, rozpaczliwa prośba o samotność, ale Cas nie zamierzał mu na nią pozwolić.
- Sam nie prosił, bym to dla ciebie zrobił – odparł. – Nie musiał mnie do tego namawiać, jeśli o tym myślisz.
Dean parsknął.
- Nie musiałby, prawda? – odparł łowca, na równi rozgoryczony i załamany. – Musiałby ci tylko o tym WSPOMNIEĆ i… - Dean zrobił głęboki wdech. – Cas, nie jesteś mi nic winien. Rób dalej te wszystkie cholerne rzeczy, które chcesz robić, jeśli się będziesz dzięki temu lepiej czuł, ale… nie to. Nie rób tego.
W głosie Deana znowu zabrzmiała ta błagalna nuta, to milczące „dla mnie” na końcu zdania, które Cas i tak usłyszał. Dean był mocno spięty, miał się mocno na baczności, a Casa aż bolało, tak chciał mu zaofiarować wszelką możliwą pociechę.
Tak też zrobił.
Postąpił krok naprzód, tak blisko, jak się odważył, i położył dłon na plecach Deana. Mężczyzna ostro wciągnął powietrze, ale nie odwrócił się.
- Dean – powiedział cicho Castiel. – Czy przyszło ci do głowy, że może ja też cię pragnę?
Dean przełknął. Cas czuł pod dłonią poruszające się mięśnie. Zważywszy na to, że Dean zdawał się nie mieć ochoty na rozmowę, Cas postanowił ruszyć dalej, niczego nie ukrywając.
- Kocham cię od bardzo dawna – przyznał ostrożnie. – Nie wiem, od jak dawna; kiedy sobie uświadomiłem, co czułem, już byłem zakochany.
- Kiedy? – zapytał Dean i odchrząknął. – Kiedy to sobie uświadomiłeś?
Cas zamknął oczy.
- Stull.
Dean zadrżał pod dłonią Casa. Cas odważył się podejść jeszcze bliżej.
- Nie okłamałbym cię w tej sprawie – powiedział stanowczo. Na chwilę obaj umilkli.
- Jeśli to prawda… czemu niczego wcześniej nie powiedziałeś? – zapytał Dean, ale podejrzliwość w jego głosie łamała się. DEAN się łamał, był na krawędzi kapitulacji.
- A czemu ty nie? – odparł Cas. Dean odwrócił się powoli, pełen nadziei, ale nadal w konflikcie z samym sobą; jego wewnętrzne dobro walczyło z jego pragnieniami.
- Cas… - Dean nakrył ręką dłoń Casa, po tym, jak się odwrócił, spoczywającą mu na piersi. – Czy ty… ty nie…? – głos mężczyzny brzmiał ochryple i niepewnie. Cas uśmiechnął się łagodnie.
- Chcę być z tobą – powiedział zwyczajnie, patrząc Deanowi w oczy, by tamten mógł wyczytać w jego wzroku prawdę.
Ich twarze były blisko siebie, jak zdał sobie sprawę Cas. Na tyle blisko, że czuł każde sapnięcie wydobywające się z ust Deana oraz każde rozciąganie się jego klatki piersiowej, gdy tamten robił wdech. Lekkie przechylenie głowy, powolne wychylenie naprzód i już by się całowali.
Cas pomyślał, że to by mu się spodobało.
- Przysięgnij mi – powiedział Dean grubym głosem. – Przysięgnij mi, że tego chcesz, że ja nie… że Sam nie… - łowca jeszcze raz odetchnął. – Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda?
- Wiem – odparł Cas.
- Bo ja bym nie… - zaczął Dean.
- Dean, ja wiem – powiedział delikatnie Cas. Dean przełknął i kiwnął głową, zerkając na usta Casa, a potem z powrotem patrząc mu w oczy.
- Ty też mnie chcesz? – spytał Dean cicho i z niedowierzaniem. Cas uśmiechnął się.
- Tak – powiedział. Dean uśmiechnął się słabo i niepewnie, po czym przysunął się bliżej. Casowi przyspieszył puls.
- Czy mogę… czy chcesz… - Dean zrobił głęboki wdech i objął policzek Castiela. – Czy to jest w porządku?
Cas wtulił się w jego dłoń, dalej się uśmiechając.
- Tak – odparł.
Dean przysunął się jeszcze bliżej. Stuknęli się nosami. Ich oddechy mieszały się.
- Ty chcesz… - zaczął Dean.
- TAK – odparł Cas tak czule, jak mógł, nie podnosząc głosu powyżej szeptu. – Dean, pocałuj mnie.
Dean wydał jakiś zduszony dźwięk, na poły szloch, na poły pełen ulgi, i pokonał resztkę odległości między nimi. Cas natychmiast wtopił się w pocałunek, czując w uszach szum krwi oraz gorączkowe bicie tętna. Ledwo był świadom tego, że wyciągnął rękę i przyciągnął Deana bliżej, tylko tego, że nagle ciało Deana całą swą gorącą długością przylegało do niego i że on sam czuł jego płomienny dotyk na sobie.
Pocałunek trwał całą wieczność, a jednocześnie skończył się po chwili. Kiedy Dean się odsunął, ciężko oddychając po tym wybuchu emocji, Cas nadal czuł mrowienie w ustach.
- Cas… - zaczął Dean niepewnie i pytająco.
- Deanie Winchester, kocham cię – powiedział Cas tak uroczyście, jakby stali przed ołtarzem. – Kochałem cię i będę cię kochał z własnej woli. Byłbym z tobą w każdym życiu, w każdym świecie, w każdych okolicznościach – pochylił głowę, by lekko oprzeć się czołem o czoło Deana, niechętny przerywaniu wszelkiego z nim kontaktu. – Czy to jest odpowiedź na twoje pytanie?
Dean zaśmiał się bez tchu, choć zabrzmiało to trochę drżąco.
- Tak, odpowiada – powiedział. – Cas, ja… no wiesz. Kocham cię.
Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane z wahaniem, niezdarnie padło z ust i języka Deana, niezależnie od tego, jak szczere było uczucie.
Cas, słysząc to, uśmiechnął się szeroko, i poczuł, jak urosło mu serce.
- Wiem – odpowiedział i znowu Deana pocałował.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 19:27, 15 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:53, 19 Cze 2014    Temat postu:

Oto moja najnowsza tapeta :)))



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:40, 20 Cze 2014    Temat postu:

Świetna~~!

//Jakbyś znalazła podobny manip z Jaredem - podlinkuj ;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Pią 9:43, 20 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:41, 21 Cze 2014    Temat postu:

Skórzane kajdany... :hamster_want:
Co u Was słychać ficzkowo, Dziewczęta? Ja nie mam coś szczęścia do ficow ostatnio. Chociaż 'Oh what a beautiful city' jest uroczą baśnią w dynamice A/B/O. I 'On air' jest słodkim rom-comem, ale irytował mnie jak diabli przez sporą część. Nie chcę spojlerować czemu, ale to jedna z tych rzeczy, która przeszkadza tylko Lin, więc spoko xD I w ogóle sporo się tego nazbierało, ale wszystko było jakieś takie po prostu ok. Może wreszcie zabiorę się za 'My roots...' i Kroniki, ale oba długaśne :X
Druga sprawa, że teraz człowiek czyta ficzki i marudzi, ze za krótkie, bo fabuła nie zdążyła się porzadnie rozwinąć i jakieś takie po łebkach te stustronicowce są. Niektórym nie dogodzisz :D
Zawsze można sobie też śmignąć jeszcze raz ostatnie patowe wrzuty, cudownie wręcz relaksują :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 605, 606, 607 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 606 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin