Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 595, 596, 597 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:22, 06 Maj 2014    Temat postu:

A ja standardowo: kanadyjski zwiastun SPN 9x21 King of the Damned:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:34, 06 Maj 2014    Temat postu:

Link do krótaska ABO, trójkącika tym razem - bracia-bliźniaki Novak i Dean :)
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:12, 07 Maj 2014    Temat postu:

Uwah, zdycham sobie powolutku. Emocjonujący dzień. Nie mam już szczęśliwie szwoczułek, przestanę się szarpać przy myciu włosów :D
Pragnę z serca jakiegoś 100-200 stronicowego ficzka, z klasycznym miłosnym plotem, humorem, seksem i zjadliwym angstem. I jak na złość mam w kolejce same epopeje albo angsty kłapiące zębami już z daleka. Mój mózg domaga się relaksu :'D
...chociaż zalinkowana wczoraj przez Pat historia zdecydowanie zrobiła mi dobrze w niedopieszczone rejony umysłu xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:22, 07 Maj 2014    Temat postu:

To weź się za CHRONICLES :) Co prawda to jest very slow-building romance, ale ilość akcji nieerotycznej wszystko ci wynagrodzi. Uważaj tylko, by ci się Deany i Castiele nie pomieszały :)
Zabrałam się za tłumaczenie SAM ACCIDENTALLY SEES THE WHOLE PICTURE :) Do końca zostało mi 7 stron :)
A taka komedia romantyczna to linkowana na poprzedniej stronie Heaven and Hell Escort :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 18:24, 07 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:55, 07 Maj 2014    Temat postu:

Ha! Chronicles brzmi intrygująco :3 a skoro przy Zafonie jesteśmy, czytała któraś Was The Ugly Ducking? Zastanawiam się, czy mnie to bardzo skrzywdzi XD a a razie poczytuję sobie Angel Training, jakoś tak się wciągnęłam XD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:09, 07 Maj 2014    Temat postu:

The Ugly Duckling polecam wam już od paru MIESIĘCY, tylko przygotujcie się, iż przez pierwsze 10 rozdziałów będziecie darzyły Deana silną niechęcią :) A potem zrobi się fajnie.
Na dobranoc - mały prezencik, prawdopodobnie w dwóch częściach :)

SAM PRZYPADKOWO DOSTRZEGA PEŁNY OBRAZ


Przypływ na jeziorze obmył zarośnięte, pokryte dryfującym mchem nogi mola, zamieniając światło lamp w roztrzaskane trójkąciki łapane i rozmywane na gładkiej powierzchni wody. Sam dalej gapił się w dół, opierając się ramionami o barierkę, kojony lekki kołysaniem. Dean i Cas usiedli pod barierką, Dean opierał się Samowi o lewą nogę.
Sam słuchał, jak w tle Dean gadał do Castiela, ale nocne powietrze tłumiło głosy, więc gdy któryś z nich się odzywał, brzmiało to tak, jakby rozmawiali przez szmatkę.
- Nie jest tak źle – powiedział Dean. Sam nie spojrzał, ale domyślał się, że Dean opatrywał rozcięcia biegnące przez lewe ramię Castiela, rozdarte pazurami wcześniej tego wieczoru. – Mogło być gorzej.
Castiel westchnął na tyle ciężko, że gdyby Sam patrzył, ujrzałby jego oddech zwijający się w białą chmurę oświetloną przez lampę wiszącą nad przystanią.
- Ale mogło też być MNIEJ źle.
- Nie martw się o to, dobra? – powiedział uspokajająco Dean. – Nie ma sensu tęsknić za swoją mocą, kiedy nic z niej nie zostało. Po prostu poradźmy sobie z tym, co tu mamy. Siedź nieruchomo.
Sam usłyszał szczęk nożyczek chirurgicznych, potem szelest palców na gazie, a potem rozrywanie plastra opatrunkowego i zadowolone westchnienie Deana, kiedy udało mu się przykleić postrzępiony koniec bandaża.
- Proszę bardzo.
Wówczas Sam zerknął w dół na pozostałych, z uśmieszkiem zauważając niewielki uśmiech Castiela. Świeży opatrunek na ranie dawał więcej niż ulgę, Sam dobrze znał to uczucie: kiedy Dean go opatrywał, dawało to wrażenie obejmowania się, a ciągły ucisk wydawał się kolejnym, prawie nieskończonym uściskiem. Dean był lepszy w bandażowaniu ran niż jakikolwiek profesjonalista, Sam stanowczo w to wierzył.
- Tak może być? – zapytał Dean, ostrożnie unosząc rękę nad ramieniem Castiela. – Nie za ciasno?
- W żadnym razie – powiedział Castiel. – To jest bardzo dobrze zrobione.
Dean odprężył się i odłożył nożyczki z powrotem do pochwy. W świetle lampy wyglądał na zmęczonego, ale mocno mrugał, aby odpędzić zmęczenie.
Przyszli na tę przystań, ponieważ stanowiła jedyny jasny punkt w obrębie mil, szczególnie w obliczu fakt, iż światło w Impali było zbyt żółte, aby odpowiednio odróżnić skórę od zacieków krwi. Sam odetchnął głęboko, zaciągając się smakiem świeżej wody. Tutaj, z dala od białych śladów na drewnianych deskach mola, gwiazdy migotały niczym brokat rozsypany na oleju, nocne niebo nurkowało w niebieski wąwóz wypełniony jeszcze większą ilością gwiazd.
Widok był piękny i podczas gdy uwagę Deana przyciągały rany Castiela, Sam zauważył, że jego uwagę bardziej przyciągał spokój otoczenia. Im głębiej oddychał, tym słabiej odczuwał siniaki biegnące mu wzdłuż prawego boku i tym mniej miał ochotę kaszleć z powodu urazów gardła po tym, jak próbowano go udusić.
- Czy to nadal boli? – wymamrotał Dean. Sam wyłapał ruch; Dean sięgał po rękę Castiela.
- AUU-!
Piskliwy wybuch Castiela rozległ się echem po zbiorniku wodnym, na dobre kilka sekund odcinając zmysły Sama od dźwięku chlupiącej wody. W oddali zagruchał zaskoczony ptak, a na odległym brzegu jeziora zaczął szczekać pies.
Nad głową Castiela zebrała się para z oddechu, a potem rozpłynęła, kiedy mężczyzna przełknął i spróbował się rozluźnić.
- Tak, to boli – powiedział nadmiernie opanowanym głosem. Zacisnął mocno szczękę, a przy ustach uwidoczniły mu się mięśnie, kiedy powstrzymał kolejny okrzyk bólu.
Dean mruknął z zatroskaniem, delikatnie dotykając palcami palców Castiela i biorąc go za rękę.
- Myślę, że to złamanie. Jak do tego doszło?
- Ja… wykręcił się, kiedy wystrzeliłem z pistoletu – powiedział Castiel, oddychając nierówno i krzywiąc się, gdy Dean badał jego palec wskazujący. – Au… AU… to bardzo boli.
- Tak, tyle widzę. Cały jest spuchnięty – Dean ponownie kojąco pogładził Castiela po wierzchu dłoni. – Hej, czy ty nie jesteś PRAWOręczny?
Castiel, wyraźnie zaskoczony, spojrzał Deanowi w oczy.
- Jestem?
Dean z westchnieniem zwiesił głowę.
- Chłopie – ponownie ją podniósł i pokręcił nią z rozpaczą. – Ludzie są zazwyczaj dobrzy w używaniu tylko jednej ręki. Prawa ręka Jimmy’ego była sprawniejsza, wykorzystaj to. Nie zaś swoją cholerną LEWĄ rękę, rabany.
Zawstydzony Castiel spuścił wzrok.
Dean ujrzał jego rozczarowanie równie wyraźnie, co Sam, i wychylił się do przodu, by pocieszyć Castiela, zanim tamten popadłby w rozdrażnienie. Złapał go za biceps i pogładził.
- Nie martw się, dobra? To czyste złamanie, zagoi się za mniej więcej parę tygodni.
Puścił ramię Castiela i ponownie zaczął go gładzić po lekko napuchniętym palcu. Castiel syknął z bólu, a do oczu napłynęły mu łzy. Dean zagruchał troskliwie i przysunął się głową na tyle blisko głowy Castiela, że Sam miał pewność, iż doszłoby do zderzenia.
Po chwili Dean mruknął coś, zamyślony.
- Chociaż może powinniśmy zabrać go na pogotowie?
Sam potrzebował kolejnej chwili, by się zorientować, że Dean mówił do NIEGO.
- Co?
Tym razem Dean spojrzał w górę, w oczy brata.
- Żeby go prześwietlili czy coś. Ringo McCartney nadal jest porządnie ubezpieczony, co?
Castiel dalej wlepiał w Deana spojrzenie skrzywdzonego szczeniaka, ale Sam ściągnął brwi.
- Myślałem, że to było czyste złamanie.
Dean wzruszył ramionami.
- Tak, cóż, ale… - przesunął językiem po dolnej wardze, nie spuszczając wzroku z Sama. – To jest pierwsza prawdziwa rana Casa jako człowieka. Opłacałoby się być ostrożnym, co…?
Sam spojrzał na brata zezem, lekko zdezorientowany okazywaną przez niego nadmierną troską.
- Dean, kiedy JA pierwszy raz złamałem sobie palec, to wcisnąłeś go pomiędzy dwie gałązki, obwiązałeś taśmą klejącą, dałeś mi środek przeciwbólowy i powiedziałeś, że będę żył.
Dean zarumienił się dziwnie i odwrócił z powrotem do Castiela, ale wzrok skierował na deski, na których klęczał.
- Ale to byłeś TY. Cas nie jest tak pozbierany, jak ty wtedy.
- Dean – powiedział bezceremonialnie Castiel – nic mi nie jest.
- Nie, nic ci nie jest, tylko bledniesz i się POCISZ – poskarżył się Dean, wyciągając rękę, by wierzchem dłoni wytrzeć Castielowi czoło. – Przysięgam, gdybym spojrzał na ciebie w dzień, byłbyś równie zielony, co trawa.
Castiel zmarszczył brwi.
- Moja cera wygląda normalnie. Nic mi nie jest.
- Wyglądasz paskudnie i nie masz racji – upierał się Dean. Zerwał się na nogi i wyciągnął do Castiela dłoń. – Wstawaj, jedziemy do szpitala.
- NIE – powiedział Castiel, zrywając się na drżące nogi i prostując ramiona. Wyrwał ranną dłoń z rąk Deana, ale podszedł bliżej tak, że znalazł się zaledwie cale od jego twarzy, a oczy mu płonęły. – Przeszedłem nago przez czeluście piekła, osmalony ogniem do żywej skóry. Przewodziłem armiom, Dean, armiom stworzeń zrodzonych w wymiarach, jakich byś nie pojął, nieważne, jak szczegółowo bym to wyjaśniał. Przegrywałem i wygrywałem wojny, byłem ranny na takie sposoby, które powinny uchodzić za nieuleczalne. I UPADŁEM-
- Upadłeś i zrobiłeś to wszystko dla mnie; tak, tak. Rozumiem, wyprzedzasz mnie o kilka lat świetlnych. Ale nie obchodzi mnie, JAK WIELE bólu i cierpienia przeżyłeś wcześniej, jasne, ponieważ w tej właśnie chwili twój wskazujący palec jest auć, i to mi PRZESZKADZA. Zgadza się? Po prostu daj mi się tym zająć. Jeden problem na raz – Dean zacisnął szczękę równie mocno, co Castiel, a ich nosy były tak blisko, że wydychane powietrze mieszało im się między torsami.
Sam dalej opierał się o poręcz przystani, rozbawiony tym przedstawieniem. Dean i Castiel gapili się dalej i GAPILI.
Po może dziesięciu czy piętnastu sekundach spojrzenie Castiela powoli zmiękło, ale ramiona mu się nie rozluźniły.
Dean wycofał się pierwszy, na jego decyzję wyraźnie miało wpływ coś, co ujrzał w oczach Casa. Potrząsnął głową, patrząc na swoje buty.
- Dobra. Nieważne – ponownie spojrzał Castielowi w oczy, po czym niechętnie i powoli postąpił krok w tył. – Żadnego pogotowia i gorących pielęgniarek dla ciebie. Ale jeśli palec źle ci się zrośnie, to nie mów, że cię nie ostrzegałem.
Castiel prychnął pod nosem, wypuszczając w powietrze kłąb pary.
Jeszcze przez kilka cichych minut siedzieli pod lampą, całą trójką opierając się o poręcz i patrząc na oświetloną gwiazdami wodę zbiornika. Dean mamrotał coś do siebie, szarpiąc się z bandażami, ale wreszcie zawołał.
- Siedź nieruchomo. Iiii… zrobione! Jak się czujesz?
Castiel poruszył palcami, ale odkrył, że złamanego w ogóle nie mógł zgiąć.
- Dobrze?
Dean skrzywił się.
- Nie bądź taki zaskoczony, opatruję rany od trzeciej klasy – celem uczczenia tego klepnął Castiela w plecy, po czym zostawił rękę w tym miejscu i odwrócił się do Sama. – A ty, jak tam twój siniak?
- Och, masz na myśli to? – skrzywił się Sam i uniósł koszulkę nad talią, pozwalając Deanowi popatrzeć na siebie drugi raz tego wieczoru. Wcześniej spojrzał w lusterko ręczne i wiedział, że całą skórę na prawym boku miał pokrytą fioletem, niebieskim i czernią, co zasadniczo przypominało malarską paletę. Sam opuścił koszulkę, unosząc brwi w niemym rozbawieniu na widok współczującego grymasu Deana. – O ile wcześniej dobrze cię usłyszałem, to jest to „tylko guzek”.
- Zamknij się – powiedział cicho Dean, a z tych sylab wyraźnie wyzierało poczucie winy. – W tamtym świetle nie widziałem tego dobrze.
Sam charknął śmiechem.
- Nie sądzę, byś zalecił MI wizytę na pogotowiu.
- A czego dokładnie byś się po nich spodziewał? Po czterogodzinnym czekaniu mogliby ci co najwyżej wręczyć silne środki przeciwbólowe, których, tak przy okazji, mamy mnóstwo.
- Och, wyluzuj – wyszczerzył się Sam.- Tylko się z ciebie nabijam. Wracajmy do motelu. Prysznic, kilka vicodinów i długa drzemka wszystko wyleczą. Sam to powiedziałeś: będę żył.
Dean, nieco spokorniały, pociągnął nosem.
- Jasne.
Spakowali się i z ociąganiem przeszli przez molo z powrotem do samochodu. Castiel wlókł się z tyłu, wciąż zachwycony świeżym powietrzem i szerokim widokiem na otwarte niebo.
- Żebyś wiedział – powiedział Dean, kiedy zbliżyli się do Impali, zaparkowanej na piaszczystym poboczu. Obejrzał się za siebie, po czym mówił dalej, jak gdyby chcąc się upewnić, że Castiel zdecydowanie nie mógł tego słyszeć. Zerknął z powrotem na Sama i westchnął. – Ja tu nikogo nie… faworyzuję czy coś.
- Nie? – zapytał Sam, utrzymując na twarzy neutralny uśmiech.
Dean potrząsnął głową, otwierając tylne drzwi i wrzucając na siedzenie apteczkę.
- Po prostu się o niego martwię, to wszystko – jego oczy ponownie zawędrowały do eks-anioła, który stał na warcie u stóp nabrzeża, zwrócony twarzą ku niebu. Westchnął znowu. – On nie jest taki silny. Jest przerażony. Przypomina pisklę, które pierwszy raz wyleciało z gniazda i wpadło na cholerne okno. A ja odnoszę wrażenie, że to ja postawiłem tam to okno.
- Czujesz się winny – zauważył Sam.
Dean wzruszył ramionami, co Sam uznał za potwierdzenie.
- Może.
Sam mruknął coś i ścisnął Deana za ramię, jednocześnie odsuwając go na bok tak, by móc się dostać do drzwi pasażera.
- Rozumiem.
- Pewnie, że tak – uśmiechnął się Dean. Spojrzał Samowi w oczy, po czym wsiadł do samochodu. – Założę się, że widzisz cały obraz, prawda, Sammy? Wersja reżyserska, szerokoekranowa i w 3D – w słowach tych słychać było ciężki sarkazm, co, jak Sam zrozumiał, miało oznaczać, iż zdaniem Deana coś jednak przegapił.
Wobec tego Sam uśmiechnął się akceptująco i usiadł na swoim miejscu, rozcierając sobie siniaki i czekając, by pozostali do niego dołączyli.
Sęk w tym, że był prawie pewien, iż wiedział więcej o uczuciach Deana, niż Dean sam o sobie. Sam nie przegapił nawet najdrobniejszego szczegółu tego tak zwanego obrazu; Dean i Cas byli w sobie dziko zakochani i najprawdopodobniej sypiali ze sobą, lub też co najmniej obrabiali się pod ścianami, kiedy tylko jego nie było w pobliżu. Ciężko to było przegapić, Dean oszukiwał sam siebie, jeśli myślał, że było to tajemnicą. Sam uśmiechnął się do siebie, prawie chcąc, żeby w całej tej sytuacji chodziło o coś więcej, niż już widział.
…Powinien był życzyć sobie czegoś innego.

Obrażenia Sama po prysznicu rozjątrzyły się, ale gdy tylko wrócił do głównej części pokoju motelowego ubrany w świeże ciuchy i z na pół wysuszonymi włosami, po czym wziął silną tabletkę przeciwbólową i popił ją szklanką wody, rzeczywiście poczuł się nieznacznie lepiej.
Nie powiedział absolutnie nic w kwestii tego, jak Dean zapędził Castiela do wolnej już łazienki i zamknął za nimi oboma drzwi; takie rzeczy były normalne, kiedy dwoje ludzi wiązało się ze sobą. Podczas gdy Dean i Cas zrzucali różne rzeczy na płytki, kłócąc się i wywołując straszny hałas, Sam zwinął się na łóżku przy wciąż włączonym świetle, próbując trochę odpocząć.
Nawet nie dziesięć sekund później zarówno Dean, jak i Cas wyłonili się z łazienki, rozmawiając z irytacją.
- Dean, sam umiem to zrobić! – powiedział Castiel, swoim niskim basem grając Samowi na słuchu. – Nie jestem dzieckiem, wiem, jak myć ręce!
- Tak, ale twój bandaż…
- Nie zamoczy się.
- Ale twoje ubrania…
- Dean, jestem doskonale w stanie sam brać prysznic! Zostaw mnie w spokoju!
Dean pisnął, słysząc to odrzucenie, po czym westchnął jak wściekły byk, kiedy Castiel zatrzasnął mu drzwi łazienki przed nosem. Sam obserwował brata z łóżka i usłyszał szelest jego skarpetek na dywanie, kiedy Dean przywlókł się do łóżka i ciężko usiadł w nogach.
- Czy Cas śpi dzisiaj na rozkładanym? – zapytał Sam głosem dużo bardziej śpiącym, niż mu się wydawało, że będzie.
Dean zdawał się go nie słyszeć.
Sam odchrząknął i Dean wreszcie podniósł głowę.
- Co?
- Pytałem tylko, czy Cas będzie spał na kanapie – powiedział Sam. – Skoro ty zajmujesz łóżko.
- Co? Och, tak, ciągnęliśmy losy – odparł Dean przygaszonym tonem, praktycznie sarkając w podłogę. Sapnął jeszcze raz, pochylił się do przodu i ukrył twarz w dłoniach.
- Kłopoty w raju? – wymamrotał Sam, uśmiechając się powoli.
- Ygh – stęknął Dean.
- Czy Cas sobie radzi?
Dean wzruszył ramionami, nadal mając spuszczoną głowę.
- Bóg jeden wie. Myślę, że wkurzył się, ponieważ pozwolił sobie coś schrzanić. I obwinia mnie o to równie mocno, jak JA obwiniam siebie, tyle tylko, że to jakoś bardziej boli, iż ON obwinia mnie. Wiesz?
Sam mruknął coś współczująco.
Dean burknął i wstał, ściągnął koszulkę przez głowę, rzucił na dywan, po czym rozpiął sobie dżinsy. Co znaczące, Dean jako jedyny wyszedł z wieczornej walki niedraśnięty, nie licząc rozchlapanej krwi, która już została zmyta. Sam zamknął oczy, by zapewnić mu prywatność, kiedy brat zmieniał bieliznę na świeżą.
Gdy Dean umościł się na łóżku, Sam spojrzał na niego znowu, przyglądając się jego beztroskiej pozycji: jedna noga uniesiona pod kocem, ramiona założone za głową. Ale wzrok Deana zdradzał niepokój – gapił się bezlitośnie na drzwi łazienki, przypuszczalnie próbując wypalić w nich dziurę tak, by mieć oko na Casa w czasie, kiedy ten brał prysznic.
- Po prostu… - odezwał się nagle Dean, wskazując jedną z rąk na pokój – czemu on nie może robić tego jak normalni ludzie? Czemu musi dusić wszystko w sobie i pasywno-agresywnie iść przez życie? Jeśli jest ranny, czemu nie powie „Au, Dean, to boli, pomożesz mi?” Czemu upiera się przy robieniu wszystkiego samodzielnie i radzeniu sobie ze wszystkim samemu, nawet jeśli PATRZĘ na niego i od razu widzę, że nie jest z nim dobrze?
Sam uniósł głowę i podparł ją ręką, gapiąc się ospale na brata.
- Nie wiem, Dean, może bardziej przypomina ciebie, niż chciałbyś to przyznać.
Dean skrzyżował ręce na piersi.
- Hmpf.
- Być może musisz dać mu trochę przestrzeni, nie zaś zachowywać się jak kwoka. Tak, jak powiedział – był aniołem przez całe eony, zanim cię w ogóle spotkał, i istnieje szansa, że potrafi sobie poradzić ze złamanym palcem z większą gracją, niż ty z faktem, że ON może to zrobić sam, bez ciebie. Nic mu nie jest, więc zostaw go w spokoju.
Dean ściągnął brwi i mocniej skrzyżował ręce.
- To słodkie, że tak chcesz go chronić, ale… - Sam westchnął - …wyluzuj.
Kiedy mina Deana wyraźnie przeszła z „wkurzonej” na „tryb dąsający 110%”, Sam przewrócił oczami i uznał, że pora kończyć.
- Zamierzam się przespać. Jeśli w ogóle został ci jakiś rozsądek, to wyłącz światło i udawaj, że śpisz, zanim Cas wyjdzie. Nie wydaje mi się, by miał ochotę na całusa na dobranoc.
Dean spojrzał na Sama, zanim ten zdążył choćby mrugnąć. Sam ujrzał w oczach brata całe morze obawy i przyjrzał mu się pytająco.
Ale Dean znowu odwrócił wzrok.
- Dobranoc – odparł stanowczo.
- Dobranoc – powtórzył Sam nieco mniej pewnie.
Położył się jednak i zamknął oczy, wzdychając z ulgą, kiedy Dean wyłączył światło na nocnym stoliku, zostawiając pokój pogrążony w subtelnym kobaltowym blasku płynącym z zasłoniętego okna.
Woda rozchlapująca się na posadzce prysznica za sąsiednią ścianą stała się na dłuższy czas jedynym źródłem dźwięku w pokoju. Sam słyszał poruszającego się Castiela, od czego prysznic skrzypiał, a rury trzeszczały, ale był to uspokajający, ciągły dźwięk.
Potem woda przestała płynąć, a Sam usłyszał, jak Castiel odsunął mokrą zasłonkę, odgarniając ją sobie z drogi, i jak metalowe kółka zaskrzypiały na drążku. Cas wyszedł spod prysznica, mrucząc coś, co podejrzanie przypominało L.O.V.E. Nata King Cole’a.
W ciszy minęło jeszcze kilka minut, kiedy to Sam prawie zasnął, czując się, jakby w uszach i oczach miał watę, i otulony puchatymi, ciepłymi kocami.
Potem otwarły się drzwi łazienki i Sam otwarł szeroko oczy, widząc solidny prostokąt światła rozlewającego się aż do łóżka Deana. Następnie światło zgasło i Castiel cicho niczym kot podreptał do rozkładanego łóżka pod oknem.
Zawiasy kanapy zaskrzypiały potężnie, sprawiając, że Sam wzdrygnął się całym ciałem. A potem wzdrygnął się drugi raz, tylko, że z bólu: ruch sprawił, że siniaki wzbudziły w nim natychmiastowe, powoli ustępujące skurcze. Musiałby spać całą noc na lewym boku, jeśli by chciał ponownie uniknąć tego bólu.
Odprężył się po chwili. Ból zmalał; Castiel bez wielkiego problemu ułożył się na łóżku, a Dean prawdopodobnie również spał.
Potem kanapa skrzypnęła znowu. Castiel, stękając, zmienił pozycję i zawadził biodrami o sprężyny, sprawiając, że metal hałaśliwie zgrzytnął o metal, przyprawiając Sama o ból zębów.
Ponowna cisza. Błogosławiona cisza.
A potem: SKRZYYYYYP. SKRZY-HY-HY-HY-P…
- Cas! – Dean gwałtownie usiadł na łóżku, waląc ręką w lampkę i posyłając strumień światła prosto na tył głowy Sama. Sam natychmiast zamknął oczy, nie chcąc stać się częścią mającej się właśnie rozpocząć kłótni. – Na miłość Boską – rzucił Dean – albo leż nieruchomo, albo się połóż na podłodze, twoja wola. Tylko przestań się WIERCIĆ.
- Tu jest NIEWYGODNIE – zripostował Castiel równie jadowicie, co Dean. – Jeśli sądzisz, że mógłbyś tu leżeć w jednej pozycji, to proszę bardzo.
- To TWOJA kolej na kanapę.
- Więc przestań się skarżyć!
Dean warknął chrapliwie, rzucił się z powrotem na poduszki i hałaśliwie wyłączył światło. Sam bezgłośnie odetchnął z ulgą.
SKRZZ… YYYP. SKRZ… HYYYY… HYYYYP…
- Jezu CHRYSTE.
Światło prawie oślepiło Sama, mimo iż miał zamknięte oczy. Naciągnął sobie koc na twarz, stękając. Usłyszał ciężkie kroki Deana idącego w stronę kanapy, a potem szuranie skóry o skórę, co, jak przypuszczał, oznaczało, że Dean złapał Castiela za ramię i podniósł do pionu.
- Idź śpij na łóżku – powiedział Dean, warcząc. – I ani słowa albo przysięgam na Boga…
- Boga to nie obchodzi – odparł Castiel.
Sam czuł, że Dean zamierzał odpowiedzieć w bardzo niegrzeczny sposób. Ale brat go zaskoczył: nie powiedział nic.
Albo przynajmniej nie wrzasnął.
- Cas, po prostu idź spać.
Westchnąwszy jednocześnie Dean i Castiel udali się na swe zamienione posłania. Światło znowu zgasło, kanapa zgrzytnęła pod ciężarem Deana i Sam przypuścił, że miał to być ostatni raz.
Minęło kilka minut. W innych okolicznościach Sam już stałby się bezradną ofiarą nadciągającego snu, ale nie umknęło mu czające się w powietrzu napięcie. Zupełnie, jakby ktoś wstrzymywał oddech, a kiedy tylko Sam stwierdził, że to nie o niego chodziło, zaczął się zastanawiać, który z pozostałych dwóch próbował naprawdę BARDZO mocno niczego nie powiedzieć.
Wreszcie napięcie pękło niczym bańka mydlana, bez większych fanfar, ale narażając pokój na całkowitą zmianę tej presji – kanapa skrzypnęła. Wręcz WRZASNĘŁA, jakby stado wróbli umierało jednocześnie. Sam zerknął jednym okiem i ujrzał, jak Dean w świetle lśniącego niebiesko okna czochrał sobie włosy.
- Nie mogę – oznajmił Dean z odczuwanym całym sercem smutkiem. – Miejsce tej kanapy znajduje się w sali tortur.
Sam przygryzł sobie wargę, czekając na rozwój wypadków.
W łóżku Castiel westchnął cicho.
- Obok mnie jest miejsce.
Oczywiście, że było, pomyślał Sam.
- Ja… Um… - powiedział Dean. Zdawał się panikować przed odpowiedzią. – Na podłodze jest miejsce.
- Obok mnie również – perswadował Castiel. – Ośmielę się twierdzić, że ten materac jest znacząco lepszy tak od kanapy, jak i podłogi.
- Cas, to nic wielkiego – powiedział Dean, ściągając z kanapy wełniany koc i przenosząc się na dywan. Sam nieszczęśliwie zgrzytnął zębami, gdy usłyszał, jak kolana brata łupnęły o zasłonięty beton i jak Dean stęknął. – Podłoga jest całkiem… całkiem niezła.
Ludzie zawsze powtarzali, że kłamstwo łatwiej było usłyszeć, niż zobaczyć; Sam w oświadczeniu Deana nie usłyszał choćby nawet nuty prawdy. Uch, nie umiał w to uwierzyć. Jeśli Dean i Cas już od czasu do czasu uprawiali seks, to zakrawało na idiotyzm, że nie potrafili przejść jeden nad drugim do porządku dziennego na tyle, by przeleżeć wspólnie jedną noc. Sam pomyślał nawet, by im o tym powiedzieć… ale z drugiej strony…
Co, jeśli nie byli razem? Co, jeśli nadal tańczyli wokół siebie równie nerwowo, jak to było od początku. Co, jeśli się nawet nie POCAŁOWALI?
Nie, zripostował sobie Sam. Nie, to było niemożliwe. Między nimi nie mogło być TYLE romantycznego/seksualnego napięcia. Gdyby taka sytuacja istniała naprawdę, to albo jeden, albo obaj już by z pewnością eksplodowali. Lub też musieli być na granicy zrobienia czegoś. Żaden z nich nie był głupi, obaj musieli wiedzieć, co do siebie czuli. Dean ZDECYDOWANIE wiedział, co czuł do Casa, inaczej nie czyniłby Samowi tych sugestii odnośnie pełnego obrazu. A może…
Może pełny obraz oznaczał znacznie mniej, niż Sam przypuszczał. Może zwyczajnie oznaczało to, że Dean i Cas wiedzieli, iż byli zakochani, ale nic w tej sprawie nie zrobili. Ponieważ obaj byli idiotami.
Oczywiście. Cóż, to miało całkowity sens. Gdyby nie kosztowało to Sama minuty bólu, mężczyzna walnąłby się w czoło z powodu tej współodczuwanej frustracji.
- …Dean? – dobiegł z łóżka powolny, sprawdzający głos Castiela.
- Mm? – zaszemrał Dean z podłogi.
Cisza.
- Co, Cas? – podsunął Dean.
- Ja… Mmm…
Sam skrzywił się, opierając się pokusie otwarcia zmęczonych oczu tylko po to, by nimi przewrócić.
- CO, Cas? – spytał znowu Dean.
- Yy… zimno mi?
Dean poruszył się na podłodze.
- Co?
- Um. To łóżko jest bardzo… duże – powiedział Castiel. – Wyziębia mnie.
- Masz koc, prawda?
- Tak, ale on jest… zimny – odparł Castiel. – Potrzebuję twojej pomocy przy… nagrzewaniu go.
Tym razem Sam przewrócił oczami. Powstrzymał się przed głośnym westchnieniem w razie, gdyby zakłóciło to tę odrobinę postępu, jakiego ci idioci dokonali.
- Cas, jeśli jest ci zimno, to wstań i poskacz.
- Jestem zbyt zmęczony – Cas ziewnął bardzo dramatycznie, demonstrując ryczące lwiątko. – Po prostu chcę spać.
- Więc IDŹ spać, ty ośle. Przestań budzić resztę.
Castiel zaszurał kocami.
- …Sam? – zawołał cicho z sąsiedniego łóżka.
No świetnie.
Na wybór Sama składały się dwie opcje: po pierwsze, wymamrotanie odpowiedzi i zaryzykowanie, że ta ukryta wymiana zdań będzie się ciągnęła w nieskończoność, a po drugie – zachowanie milczenia i stanie się mimowolnym świadkiem rozwoju sytuacji.
Pod koniec czwartej sekundy, kiedy to zaspany mózg Sama rozważał owe opcje, Castiel doszedł do wniosku, iż Sam spał. Sam usłyszał, jak Castiel się poruszył i zaszeptał do Deana.
- Sam śpi.
- Cóż, to dobrze. Daje to jednego z trzech – wymamrotał gorzko Dean.
- Ale… - Castiel dalej się wiercił. – Dean, Sam ŚPI.
- …To co? – Dean równie łatwo, co Sam, wyłapał dziwny ton Castiela; co Cas usiłował zasugerować?
- Nie będzie wiedział, jeśli… um… znowu pomożesz mi się rozgrzać – powiedział Castiel.
Minęło kilka pełnych namysłu sekund.
- Naprawdę jest ci tak zimno? – zapytał Dean.
Castielowi zaczął rwać się oddech.
- Tak. Ja… - odchrząknął – ja zamarzam.
Sam był z grubsza równie dobry w wyłapywaniu kłamstw Castiela, jak Deana. To było jedno z tak najgorzej wypowiedzianych kłamstw, jakie w życiu słyszał, że prawie zabawne.
Dean powoli odetchnął na podłodze.
- Jesteś pewien, że Sam śpi?
Sam oddychał powoli i zwyczajnie, mocno zaciskając powieki i wiedząc doskonale, że robiąc to popełniał błąd. Czy mógł coś poradzić na to, że chciał zrozumieć obecny związek Deana i Casa, a także pchnąć ich w odpowiednim kierunku, jeśli jeszcze w nim nie byli? Nie licząc faktu, że mógł zostać poszkodowany na całe życie, nie umiał sobie wyobrazić, aby w udawaniu snu czaiła się jakaś niekorzyść.
- Tak, tak myślę – potwierdził Castiel.
- No dobra – powiedział Dean. Westchnął trochę ze strachem, powietrze drżało mu w gardle.
Sam patrzył spod uchylonej powieki, jak Dean wstał i rzucił koc na kanapę. Powoli, bardzo powoli, przybliżył się do boku łóżka. Castiel usiadł, odsuwając na bok koc tak, aby Dean mógł się obok niego położyć.
Materac ugiął się ciężko, w jego wnętrzu szczęknęła sprężyna. Sam usłyszał, jak Dean wstrzymał oddech – na początku pomyślał, że z powodu łóżka, ale potem sobie uświadomił, że Dean był podekscytowany. Głowy ich obu odznaczały się na tle okna, jako że siedzieli razem na środku łóżka, twarzami do siebie.
- Hej – powiedział nerwowo Dean, maskując zadyszkę uśmiechem. Castiel zaśmiał się cicho i przesunął na łóżku tak, by zrobić mu więcej miejsca.
- Witaj, Dean – dobiegła jego odpowiedź.
Nie było to nic szorstkiego ani bez wyrazu, jak zwykle. Było to powitanie pełne emocji, delikatności i takiej miłości, że Samowi naprawdę zrobiło się ciepło w okolicy serca. Zamrugał, usiłując opanować dziwność wywołaną tą sytuacją.
- Nie jesteś zmarznięty – powiedział Dean. Ręce miał pod kocem, więc Sam wyobraził sobie, że brat jakoś dotykał Castiela, może jego rąk, a może jakiejś innej „bezpiecznej” części ciała – Sam nie miał pewności, czy chciał to wiedzieć.
- Oczywiście, że nie, wziąłem gorący prysznic, a ten koc jest całkiem gruby – odparł Castiel.
Dean zaśmiał się lekko.
- Tak? Um. Dobra. – Urwał. – Więc… więc ty…
- Skłamałem, bo chcę spać z tobą – wyjaśnił Castiel swoim najbardziej oczywistym tonem. – Jestem pewien, że tobie byłoby dużo przyjemniej tutaj, ze mną, niż na podłodze.
Teraz Dean oddychał nierówno. Sam wstrzymał oddech, aby dosłyszeć jego cichą odpowiedź.
- Masz na myśli… SPANIE czy…?
- A jakie inne spanie wchodzi w grę? – zapytał Castiel.
Dean parsknął pod nosem, równie zaskoczony, co Sam. Castiel musiał przecież wiedzieć, co oznaczało to wyrażenie?
Dean jednak nie pokusił się o wyjaśnienie ani nie wypytywał Castiela dłużej.
- Nie. To wszystko. Wyłącznie sen. W porządku.
- Dean…?
- To nic takiego. Słuchaj, po prostu… połóż się. Połóż się, ja wezmę lewą stronę, a ty prawą. Połóż między nas poduszkę albo coś.
- Po co?
- Co? Um – Dean przełknął, oddychając nerwowo. Nadal siedział, kuląc się nad swoimi kolanami i obejmując je rękami. – Abyśmy się przypadkowo nie dotknęli czy coś. Nie wiem, w telewizji tak robią.
- Dean, mi nie przeszkadza, jeśli cię przypadkowo dotknę – zapewnił go Castiel. – W taki sposób – Sam ujrzał, jak jego ręka przesunęła się po nagim ramieniu Deana, a do jego uszu dobiegł cichy szur. – Ups, to był przypadek.
Dean w tej chwili oddychał prawdopodobnie mniej, niż Sam.
- T… Ty… CAS…
- Albo tak – Castiel wierzchem palców przejechał Deanowi po gardle i wsunął je pod koc, czego na szczęście Sam nie był w stanie zobaczyć. Dean sapnął głośno, zaskoczony w jego imieniu. – To też był przypadek.
- To nie był PRZYPADEK – syknął Dean, z trudnością wydychając powietrze. – Ty po prostu… Cas, ty mnie po prostu OBMACYWAŁEŚ!
- Przez pomyłkę – upierał się Cas. – Myślałem, że to było twoje udo.
Sam zacisnął szczękę, odsuwając z dala od siebie wszystkie obrazy rąk Casa i części ciała Deana, które NIE były udem.
Dean przełknął głośno, jego oczy połyskiwały w słabym świetle, ramiona ledwo oświetlał padający z okna za nim blask.
- Czy to jest dla ciebie spanie? – zapytał Castiela.
- My nie śpimy.
- Powinniśmy.
Castiel mruknął, przechylając głowę. Sam ujrzał pochyłość jego szerokich barków, gładkich i nagich. Wzrok Deana zdawał się być do nich przyciągany, do nich i do wszystkiego, co poniżej, choć mężczyzna próbował ukryć swoje zainteresowanie.
- Dean, czy chciałbyś mnie przypadkowo dotknąć?
Dean zadrżał, dosłownie zadrżał.
- Nie… Nie – dla podkreślenia wypowiedzi potrząsnął głową.
Castiel przez jakiś czas siedział cicho, ale Sam nie zauważył, by któryś z nich się poruszył.
Potem Castiel sapnął.
- Auć.
Uwaga Deana ponownie zyskała na sile.
- W porządku z tobą?
- Ramię mnie boli – oznajmił cicho Castiel.
Sam poczuł, że się uśmiechał. Ramieniu Casa było prawdopodobnie tak daleko do bólu, jak to możliwe; opatrunek zrobiony przez Deana i środek przeciwbólowy dawały tego pewność.
- Boże, nie zamoczyłeś sobie opatrunku pod prysznicem, co? – zacmokał Dean, przesuwając się naprzód na łóżku, aby zbliżyć się do Castiela. Wyciągnął ręce, by dotknąć jego opatrzonego ramienia, i poklepał je. – To boli?
- Tak – odparł Castiel.
- A co z tym?
- Tak.
- Gdzieś jeszcze?
- Wszędzie – powiedział Castiel.
- Hmmm – odparł Dean. Co zabawne, zdawał się nie brać tych kłamstw za to, czym były – wymówkami, które miały go zmusić do dotknięcia Castiela. Wydawał się autentycznie zatroskany boleściami Casa.
- Hej – wymamrotał Dean po chwili zastanowienia.
- Tak?
- Czy mógłbym czegoś spróbować? Czegoś, co zawsze robiła moja mama, żeby mi poprawić samopoczucie.
Cień Castiela jakby zmiękł, jego barki zwisły.
- Wszystko, Dean.
- Gdzie boli najbardziej? – zapytał Dean.
- Um, mój palec – odparł Castiel. – Ten złamany.
- Dobra, daj mi zobaczyć.
Castiel złożył swą ranną dłoń w dłoni Deana, zaś Dean przyjrzał się jej uważnie w tym słabym świetle, jakie padało z okna. Sam otwarł szerzej oczy, kiedy ujrzał, jak Dean uniósł palec do ust i pocałował go, miękko i słodko, ściągniętymi wargami delikatnie dotykając bandaża.
Mężczyzna uśmiechał się, pozwalając dłoni Castiela, otoczonej własnymi palcami, opaść na swoje kolana.
- Lepiej?
- Tak – powiedział Castiel, ale tym razem z prawdziwym zaskoczeniem w głosie. – Tak, jest dużo lepiej. – Mruknął coś z zamyśleniem. – Chociaż teraz boli mnie brzuch.
- Niedobrze ci?
- Och… Nie, to jest… miłe. Zaczęło się, kiedy pocałowałeś mój palec.
- Och – sapnął Dean. – Tak. Motyle. Tak, u mnie też – wyszczerzył się niepewnie, pospiesznym chrząkaniem maskując chichot.
- To jest ekscytujące – szepnął Castiel. – Możesz mnie znowu pocałować?
Dean z napięciem wypuścił powietrze przez zaciśnięte usta, po czym przełknął ślinę.
- Gdzie cię boli?
- Moje ramię – odparł natychmiast Castiel. Uniósł zabandażowane ramię w górę, pozwalając, by Dean je delikatnie objął.
Sam skręcił się wewnętrznie, przymykając oczy, aby nie musieć tego oglądać. Jednak mimo to w pewnym sensie chciał. Nigdy nie zauważył, by Dean w stosunku do kogokolwiek taki czuły, nie licząc siebie. Kiedyś Dean jemu pomagał dokładnie w taki sam sposób, kiedy byli dziećmi. Całus albo uścisk wszystko naprawiały. Tyle tylko, że Samowi i Deanowi nie towarzyszyły przy tym motyle w brzuchu, których Dean i Cas najwyraźniej teraz doświadczali.
Dean pocałował Castiela w ramię i Castiel westchnął z zadowoleniem.
- Tak, dziękuję – pokiwał głową. – A teraz mój bark.
- Bark cię boli?
- Tak, bardzo – powiedział i wychylił się do przodu tak, że pościel zaszeleściła.
Na początku Dean wydawał się przerażony i odsunął się odrobinę, ale potem wychwycił i zatrzymał spojrzenie Castiela i stopniowo zrobił się śmielszy. Pochylił wreszcie głowę i złożył usta na nagiej skórze Casa, na połączeniu między obojczykiem a bicepsem. Zawisł twarzą nad tym miejscem, powoli wydychając powietrze. Potem dziwnie skromnie odetchnął i odwrócił się. Sam przypuszczał, że brat próbował wciągnąć zapach Castiela, nieważne, jak obrzydliwe by to nie było.
- I… i tutaj – Castiel odetchnął drżąco. – Tutaj boli.
Dean oblizał się i nieśmiało podniósł wzrok, by spojrzeć Castielowi w oczy.
- Cas, to twoje serce.
- Tak. Ono boli.
Sam zastanawiał się nad uczuciem w każdym ze słów wypowiadanych przez Deana i Casa do siebie i był na tyle wrażliwy w swym zmęczeniu, że go to poruszało. Całkiem miło było słyszeć tę rozmowę, jeśli już miał być całkiem szczery; niechcący bywał już świadkiem znacznie gorszych prywatnych rozmów.
Dean potrząsnął głową, najwyraźniej do siebie, po czym spojrzał na swoje ręce bawiące się kocem.
- Czemu boli cię serce?
W pokoju przez chwilę zapanowała cisza.
- Ponieważ – zaczął Castiel – kiedy… kiedy ze mną jesteś, kiedy dla mnie walczysz… obok mnie… kiedy zajmujesz się mną po walce… nieważne, ile uczucia mi okazujesz, mam wrażenie, że czegoś brakuje. Ta pustka staje się bólem, a ten ból zaczyna sprawiać cierpienie fizyczne. I teraz, Dean, boli mnie serce. – Westchnął. – Myślę, że jest złamane.
- Nie jest złamane.
Zapanowało kolejne milczenie, tym razem zalane głośnym echem nocy, w której Castiel zawołał te same słowa po tym, jak przez prawie cały rok ukrywał przed braćmi swoją zdradę. Tylko tym razem kontekst był zupełnie inny.
Dean przełknął ślinę.
- Znaczy się, nie możesz mieć złamanego serca – powiedział. – Ponieważ… ponieważ jeśli było złamane, to…
- To co, Dean?
- Nie wiem, myślę. Daj mi minutę.
Motelowy pokój pulsował od napięcia wywołanego ciężką pracą mózgu i Sam zadumał się nad tym, co Dean zamierzał powiedzieć, ale wszystkie te myśli urwały się gwałtownie, gdy brat westchnął, potrząsając głową.
- Nie, nie wiem. Cas, nie wiem, co powiedzieć. Za wyjątkiem tego, że… czuję to samo. Też czuję się złamany. Um. To dziwne. Ja… nie jestem całkiem pewien…
Jego pełna jąkania się odpowiedź znowu się zakończyła, gdy Castiel przysunął swe ramię bliżej; Sam mógł jedynie przypuszczać, że mężczyzna wziął Deana za rękę. Dean siedział milczący i nieruchomy, opuszczając wzrok i częściowo rozchylając usta.
- Dean, czy ty mnie kochasz?
Prosto do celu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:11, 07 Maj 2014    Temat postu:

A tu reszta.

Dean zdawał się zaskomleć, oddech uwiązł mu w gardle. Sam wyczuł, że cała powściągliwość brata i jego tłumione uczucia zaczęły się uwalniać wszystkie naraz, wyskakiwać z ciasno zamkniętego pudełka. Nieważne, jak bardzo Dean się starał utrzymać odpowiedź w ukryciu; pytanie wisiało w powietrzu i nie było dłużej przed nim ucieczki.
Wreszcie Dean potaknął, zaciskając mocno powieki.
Castiel westchnął z ulgą.
- Dobrze. Ja ciebie też. I dlatego boli mnie serce.
Dean zerknął na niego, drżąc w swoim gnieździe z koców.
- Czy… czy czasami nie jest to dobry ból? Znaczy się, uśmiechasz się i patrzysz prosto na mnie, i… i to boli, ale… - jego głos ucichł.
Castiel uśmiechnął się.
- Tak.
Dean wyszczerzył się, znowu spuszczając głowę.
- Dobra.
- Czy teraz pocałujesz mnie w serce, żeby nie bolało?
Dean roześmiał się i podniósł dłoń, by zasłonić swój drżący uśmiech. Wytrzymał wzrok Castiela.
- Czy ty też to zrobisz? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Ty najpierw pocałujesz moje, potem ja twoje.
Uch, Sam w swoim życiu jadał już mniej obrzydliwie słodkie karmelki. Wcześniej nie wiedział nawet, że Dean potrafił być taki ckliwy. Skoro już o tym mowa, Castiel też.
Dean wydał z siebie jakiś idiotyczny odgłos podekscytowania i zadowolenia, po czym pochylił się i pocałował Castiela prosto w pierś. Castiel wsunął palce w jego włosy i również opuścił głowę tak, by móc pocałować Deana w czubek głowy, zanim się odsunął.
Dean roześmiał się znowu, tym razem obiema rękami zasłaniając twarz, by ukryć swoje zażenowanie.
- Teraz mogę cię pocałować – powiedział Castiel, pomagając Deanowi usiąść prosto i wyciągając go z tego nieśmiałego garbienia się. Oddech Deana przeszedł w bezradny jęk, kiedy Castiel złożył długi, łagodny pocałunek na jego sercu.
Gdy Castiel wyprostował się z powrotem, Dean wyglądał na zagubionego.
- Twoje serce bardzo głośno bije – zauważył Castiel. – Jeśli się boisz, to nie jest to konieczne. Pocałowałem cię w serce, żebyś poczuł się lepiej.
Łagodniejsza strona Deana była dla Sama prawie obca, ale i tak rozpoznał w bracie nadzieję i słabość. Pod swoją ochronną zbroją Dean był dzieckiem, dzieckiem, które nigdy nie miało okazji bawić się w dom czy przebieranki czy też przypadkowo pocałować najlepszego przyjaciela. Teraz Sam to widział i dostrzegał, jak Castiel z powrotem wywabiał tego chłopca na zewnątrz łagodnymi, prostymi zdaniami, lekkim dotykiem i ważnymi pytaniami. Ułatwiał mu to.
- Ja… ze mną dobrze – zapewnił Dean Castiela drżącym głosem. – Wszystko jest dobrze.
- Jeszcze gdzieś mam cię pocałować? – zapytał Castiel i uniósł sobie do ust ich złączone dłonie, po czym ucałował wierzch ręki Deana. – Czy coś cię boli?
Dean znowu zadrżał. Sam ściągnął brwi, zastanawiając się, czy Deanowi było po prostu zimno, czy może naprawdę doświadczał strachu, przerażony tym, co teraz odkrywał razem z Casem. Nie zostało w nim nic z wiecznie obecnego stoicyzmu; cały był drżącą, rozchichotaną masą. Te proste dowody uczucia całkowicie go rozstroiły i Sam musiał się zdumieć nad tym, z jaką doskonałością Castiel tego dokonał. Cas musiał wiedzieć, jak to zrobić, musiał obserwować Deana przez cały czas ich znajomości. Był zręcznym manipulatorem i chociaż raz wykorzystał swoje umiejętności na Deanie i wyłącznie dla jego dobra. Pewne rodzaje magii nie wymagały żadnej mocy.
- Dean – przypilił go bardzo delikatnie Castiel. – No dalej, powiedz mi, gdzie cię boli.
- Moje usta – szepnął Dean prawie bezdźwięcznie. – U-usta mnie bolą.
Castiel zachichotał, przysuwając głowę bliżej.
- Teraz cię bolą?
Dean pospiesznie pokiwał głową.
- Yhym.
- No dobra, przypuszczam, że będę je musiał pocałować, tak? – spytał Castiel z uśmieszkiem. – Chciałbyś tego?
Dean znowu pokiwał głową.
Castiel zaczął się pochylać do pocałunku, a Sam usłyszał, jak Dean całkiem przestał oddychać, rozchylając usta i przymykając oczy. Brat jęknął żałośnie w chwili, kiedy ich usta się zetknęły, w chwili, kiedy Castiel westchnął mu nad policzkiem i naparł na jego wargi.
Sam mógł zamknąć oczy, ale w tej całującej się dwójce było coś fascynującego. Nie przypominało to oglądania, jak inni się całowali, to byli DEAN I CASTIEL. To był jedyny członek rodziny Sama i ich anioł stróż. To był mężczyzna, który uratował Deana od wiecznej udręki i stał się częścią ich życia. Mężczyzna, w którym Dean się zakochał. Mężczyzna, który odwzajemniał to uczucie.
Sam mógł się jedynie gapić i gapił się, dopóki pocałunek się nie urwał. Zdawało się, że Dean nie był w stanie przestać drżeć. Castiel mruknął coś uspokajająco, wyciągając ręce, by pogładzić łowcę po barkach. Dean westchnął, a zdyszane łkanie zapadło Samowi w świadomość – potrzebował chwili, by się zorientować, że Dean się śmiał.
- Podobało ci się – uśmiechnął się Castiel.
Dean potaknął.
- Tak – wyszczerzył się potężnie, przysunął bliżej i nosem szturchnął nos Castiela wyżej tak, by móc go ponownie pocałować w usta. – Mmm…
Castiel sapnął, kiedy drugi pocałunek się skończył, a Dean mruknął coś z zachwytem, równie radośnie, co w Bożonarodzeniowy poranek.
- O mój Boże – szepnął. – Jeszcze raz. Pocałuj mnie jeszcze raz. – Naparł pewnie na przestrzeń osobistą Castiela, na tyle mocno, że stracili równowagę na łóżku i zakołysali się, gdy ich wargi się złączyły. Dean mruknął gardłowo i kontynuował pocałunek, przekręciwszy głowę. Wyglądało to niezdarnie i niekontrolowanie, ale Sam przypuszczał, że ten pocałunek wykraczał poza konieczność bycia umiejętnym, musiał tylko trwać, by być dobrym.
Dean zaczął łapać powietrze, gdy tylko się od siebie oderwali. Zdawało się, że unosili się nad łóżkiem pod pewnym kątem, wspierani przez ramiona Castiela wyciągnięte za nim. Dean dyszał mu nad ustami, podczas gdy Castiel z roztargnieniem nimi poruszał, jakby zastanawiał się nad kolejnym całusem albo dziesięcioma. Patrzyli sobie w oczy, zafascynowani sobą nawzajem.
- Uch… - powiedział Dean, choć język stawał mu kołkiem. – Czy… czy będziemy… spać ze sobą? W ten niewymagający snu sposób?
- Masz na myśli stosunek – podsunął Castiel i zachichotał, kiedy zawstydzony Dean po jego słowach spuścił głowę. – Chciałbyś?
Dean zdawał się na kilka sekund wstrzymać oddech.
- Naprawdę nie wiem – odparł wreszcie szeptem.
- To… może więcej całowania…?
Dean mruknął z ulgą i praktycznie rzucił się na Castiela, wciskając go w materac z głośnym, choć niezrozumiałym potwierdzeniem.
Sama ogarnęło łagodne zawstydzenie, jako że jednocześnie słyszał tylko całowanie się, przewalanie po łóżku i ściskanie oraz bardzo mokre westchnienia – wyraźnie należące do Deana – jak również ciche jęki. Barki Deana i Castiela poruszały się, ich włosy rozmazywały. Castiel złapał Deana za czuprynę, gładząc ją i ciągnąc.
- O mój Boże – powiedział przeciągle Dean, nadal przywierając ustami do ust Castiela. – O mój BOŻE, nie wierzę, że to robimy. My to ROBIMY…
- Cii – uciszył go Castiel. – Cii, Dean, po prostu mnie pocałuj. Po prostu mnie pocałuj.
Dean jęknął głęboko, jeszcze bardziej kuląc się na Castielu i podtrzymując wrażenie przytulności w tym, co robili, choć z ich wijących się ciał spadły koce.
Sam wstrzymał oddech, ściągając brwi. Znalazł się w pułapce i było wyłącznie jego winą to, że nie odezwał się wcześniej. Nie mógł się nawet odwrócić, by dać im trochę prywatności, jako że prawy bok miał posiniaczony. Skazany był na oglądanie rozgrywającej się przed nim sceny, a chociaż oczy miał bezpiecznie zamknięte, to nie mógł sobie jej nie wyobrażać; dźwięki były zbyt wyraźne, nie było nic do wyobrażania sobie poza rzeczywistością.
- Mmm, Cas… Więcej – mruknął Dean. – Więcejwięcejwięcej…
Całowanie, całowanie i CAŁOWANIE.
Sam zerknął – do diabła z jego ciekawością – i ujrzał, że Castiel swymi gołymi nogami objął Deana w talii, przyciągając go bliżej. Dean spoczywał bezpiecznie w objęciu kończyn Casa, głaskany jego dłońmi, uwielbiany jego ustami. Sam ponownie poczuł zadowolenie z faktu, że to się działo, ale nie potrafił uciec przed paskudną świadomością, iż patrzył, jak jego BRAT był miażdżony całą tą wywołującą mdłości miłością.
I wtedy, akurat, kiedy Sam znowu zamknął oczy, to poczuł się zmuszony znowu je otworzyć, ponieważ usłyszał to zaskoczone, wystraszone drżenie w głosie Deana.
- O nie.
- W porządku, Dean – szepnął Castiel. Pogładził Deana po włosach i jeszcze raz cmoknął w usta. – W porządku, nie martw się o to.
- Ale to… to tam jest, nie mogę tego zignorować… AAACH…! Cholera!
Sam prawie zapytał, co się działo, ale ugryzł się w język i zaczekał, by odpowiedź przyszła nieprzymuszana.
Dean padł na pierś Castiela, kwiląc na wydechu.
- Nghh… - wymamrotał bełkotliwie - …niewiele wtedy brakowało. AACH… Niech to szlag. Jakie to żenujące.
Castiel zaśmiał się lekko.
- Nikomu nie powiem – pocałował Deana w ucho. – Chciałbyś kontynuować?
- Kontynuować co? Całowanie czy… to drugie?
- Słyszałem, że orgazm może być przyjemny.
Sam jęknął wewnętrznie z przerażenia, kiedy w pełni zrozumiał, co się działo. Nie miało znaczenia, jak dokładnie Castiel dotrzymałby tajemnicy Deana, Sam na zawsze miał mieć świadomość, że PRAWIE stał się świadkiem przedwczesnego wytrysku brata. Wszystko to było takie WSTRZĄSAJĄCE. A mimo to Samowi nadal za bardzo zależało na końcowym rezultacie – który prawdopodobnie miał obejmować RZECZYWISTY wytrysk – by pozwolić sobie na powstrzymanie tamtych dwóch.
Sam podjął decyzję: postanowił zachować milczenie. Nieważne, do czego miało dojść (czy też KTO, fuj), zamierzał gryźć się w język, zasłaniać oczy i uszy i pozwalać, by sprawy toczyły się własnym torem. Dean potrzebował Castiela, potrzebował pociechy, jaką teraz otrzymywał. Castiel prawdopodobnie również czegoś potrzebował, ale Sam nie chciał zastanawiać się nad detalami tych potrzeb. Cokolwiek to było, było najprawdopodobniej dużo doroślejsze, niż Deanowa potrzeba przytulania i uczuć.
- Tak, orgazmy są całkiem niezłe – roześmiał się Dean, odprężając się pod dłońmi Castiela po tym, jak jego wstyd zelżał. – Naprawdę nigdy wcześniej żadnego nie przeżyłeś?
- Nigdy – odparł Castiel. – Chociaż myślę, że mogę być już w połowie drogi.
Dean zachichotał, ocierając się twarzą o ramię Castiela.
- Nie, tylko ci stoi. Wierz mi, nawet się nie zbliżyłeś do finiszu.
- Ale to… jest takie niesamowite?
Dean znowu zachichotał, kończąc ten dźwięk powolnym stęknięciem i przesuwając się na łóżku. W materacu zgrzytnęła sprężyna, a Castiel westchnął, kiedy poczuł nacisk na tej części ciała, przy której Dean się właśnie wiercił.
- Stójki takie są – powiedział wreszcie Dean, jęcząc. – Oooch, tak, to jest dobre.
- Mmm – odjęknął Castiel z lekkim zaskoczeniem w głosie. – Ach… to jest… to jest bardzo… OCH…
Dean roześmiał się, napierając biodrami w dół i ustami wypuszczając powietrze.
- Będzie lepiej. Będzie o wiele lepiej.
- Chciałbyś mi to pokazać? – szepnął Castiel. – Pokazać mi i zabrać mnie aż do końca?
- Znaczy się, nie panikując przez ciebie?
Castiel kiwnął głową.
Dean uniósł głowę i Sam ujrzał, jak brat wysunął język, by się oblizać.
- Umm.
Castiel ponownie pogładził go po włosach, czochrając to, co już i tak było rozczochrane.
- Ufam ci, Dean. I wierzę.
Dean uderzył czołem o pierś Castiela, oddychając przez nos.
- Dean, mówię poważnie. Kocham cię i jeśli jesteś gotowy, to chciałbym, byśmy sobie… okazali, jak bardzo.
- Czy to jest szantaż? – Dean ponownie uniósł głowę. – Ja to z tobą zrobię, bo inaczej nie uwierzysz, że ja… to odwzajemniam?
- Nic z tych rzeczy – odparł ostro Castiel. – Powiedziałem, jeśli jesteś gotowy. Gdybyś wolał ograniczyć te czynności do całowania, to również mi to odpowiada. Gdybyś wolał wyłącznie spać, to – odwrócił głowę – przyznam, że byłbym rozczarowany, ale nie, nie będę cię zmuszał, byś mnie dotknął.
- Ale ty jakby chcesz, bym cię dotykał – zauważył Dean.
- Tak – odpowiedział Castiel. – Znam cię, Dean. TY też chcesz mnie dotykać.
Dean prychnął, opierając się czołem o policzek Castiela.
Castiel objął go ramionami i przez jakiś czas tak leżeli, najwyraźniej czekając na odpowiedź Deana. Sam próbował o tym nie myśleć, ale jego zmęczony umysł go zdradził: zastanawiał się, czy nadal byli podnieceni, czy też ich rozmowa doprowadziła do miękkości nie tylko słownej.
Dean poruszył się niespełna pół minuty później.
- Ja… um.
To musiało być trudne, udzielić odpowiedzi na głos, szczególnie dla mężczyzny takiego, jak Dean, zamkniętego w umysłowym więzieniu, które sprawiało, że wysławianie się było takim wyzwaniem.
Castiel wiedział o tym równie dobrze, co Sam, i podsunął Deanowi rozwiązanie.
- Jeśli chcesz się całować, to odwzajemnij to – Castiel złączył ich usta, a Dean, nie tracąc czasu, rzucił się w ich stronę. Sam naprawdę ujrzał jego wysuwający się język, a potem ich postaci połączone wargami, zlewające się w miarę, jak te mlaszczące dźwięki narastały, przypominając granie świerszczy w samo południe, nabrzmiewały i nie ustępowały, nie zwalniały, zdawały się trwać, nie pozwalając na nabranie tchu. – Jeśli chcesz dotknąć… - zasugerował Castiel, nadal nie nabierając w pełni powietrza i rozchylając usta tylko po to, by cicho jęknąć; rozległo się całowanie, sapnięcie i jęk Deana – …to odwzajemnij to. Och, Dean, dotknij mnie… Tak!
Łóżko się zatrzęsło, kiedy Dean i Castiel zaczęli się wspólnie poruszać, kołysząc się i wykręcając i tworząc abstrakcyjne płaszczyzny z pokrytej cieniami skóry. Castiel obsypał twarz Deana pełnymi miłości pocałunkami, mocno obejmując jego tors. Sam nie umiał oderwać wzroku od tego widoku, nie chcąc jakoś przegapić tego, jak ważne się to stało.
Głos Deana obniżył się do schrypniętego warkotu, ale słowa były słodkie i gładkie.
- Ciaśniej – zawołał cicho do Castiela. – Ciaśniej, obejmij mnie ciaśniej. Proszę, Cas… Och, proszę…! – Kolejne sapnięcie przerwało aksamitną ciszę pokoju, a łóżko załomotało, gdy obaj mężczyźni przeturlali się; Dean znalazł się pod spodem. – Cas!
- Cicho! – uciszył go Castiel i zakrył mu usta dłonią. – Cicho, Sam śpi.
Sam niemal prychnął, czując nagły przypływ histerii. Gdyby tylko spał. Gdyby tylko.
Dean trząsł się i drżał, kiedy Castiel ostrożnie zdjął rękę, pozwalając mu oddychać. Nie mógł znowu nisko nie jęknąć, który to dźwięk skrócił się do kobiecego kwilenia. Castiel, słysząc to, zarechotał, ale nie ulegało wątpliwości, że i tak go to podniecało. Dean załkał i pozwolił mu naprzeć na siebie, nierówno waląc w łóżko.
- Mmm! Ściągnij mi bokserki – wymamrotał Dean. – Szybko, Cas, szybko.
Rzucali się i szarpali na łóżku, stękając z wysiłku wywołanego ściąganiem z siebie nawzajem tej jednej rzeczy. Dean stęknął z, jak Sam przypuszczał, rozkoszy, kiedy obaj mężczyźni ponownie ułożyli się razem nago i wrócili do wcześniejszego nierównego rytmu, kiedy to Castiel ujeżdżał Deana z góry – tym razem bez ubrania.
- Więcej, więcej – szepnął Dean. – Cas, mocniej. Mocniej, pocieraj mnie mocniej.
Castiel stęknął, odrywając tors od torsu Deana po to, by przenieść więcej ciężaru na biodra. Sam nie widział ich nóg, ale na podstawie poprzedniej pozycji zgadywał, iż teraz Castiel siedział okrakiem na Deanie, przysunąwszy kolana do jego talii, a stopy do ud. Ich genitalia tarły i ścierały się razem, równie niechętne tej świadomości, co Sam.
Dean krzyknął, odchylając głowę w tył i odsłaniając gardło. Castiel warknął, słysząc, jak głośny był ten krzyk, ale nie było mowy o tym, by z powrotem wcisnąć mu go do gardła i nie wypuścić. Dean tylko znowu jęknął, gorączkowo i tęskniąc za kolejnym pchnięciem, za kolejnym pulsującym ciężarem na sobie.
- Och, Cas… och, Cas… proszęproszęproszę…
- Cii – powiedział Castiel, potrząsając głową i patrząc Deanowi w oczy. – Kiwnij albo pokręć głową, tak albo nie, czy to jest dobre? Czy to jest dobre?
Dean, jęcząc, kiwnął głową.
- T-takie dobre, takie dobre, mocniej, m-mocniej, proszę...
Castiel naparł na usta Deana, przełykając kolejny zduszony krzyk. Sam próbował zakryć sobie uszy tak, by nie słyszeć, jak Dean rozsypywał się pod tym dotykiem, jak bardzo mu się podobało bycie przytrzymywanym i wykorzystywanym niczym błagająca zabawka. Istniały pewne fakty, które Sam na temat Deana wiedział, oraz przypuszczenia, które nigdy nie wymagały potwierdzenia, a to podpadało pod tę drugą kategorię.
Jednak ręce Sama nie zapewniały wystarczającej izolacji, by stłumić Deanowy okrzyk „Rżnij mnie!” Zszokowany Sam odsunął dłoń od ucha tylko po to, by ujrzeć i usłyszeć, jak Castiel natychmiast zasłonił mężczyźnie usta dłonią, tłumiąc dalsze błagania „Żnjjj mnnn, o Bżżż, prszsz!”
Castiel odpowiedział nisko i dręcząco, przysuwając głowę do głowy Deana.
- Nie teraz, Dean. Proś mnie, o co zechcesz, ale wstrzymaj się z fantazjami na inną chwilę. To są PIĘKNE fantazje. Możemy je urzeczywistnić, ale nie dzisiaj. Zamilcz.
Castiel puścił usta Deana i mężczyzna jęknął, drżąc, nadal oszołomiony kołysaniem jego bioder.
Sam poczuł łzy napływające mu do oczu, zestresowany wszystkim tym, czemu się przyglądał, ale nie był w stanie oderwać się od tej sceny. Dean musiał być naprawdę zdesperowany, jeśli stracił rozum na tyle, by tak głośno jęczeć, WIEDZĄC, iż Sam leżał w sąsiednim łóżku i że zawsze lekko spał. Sam mógł jedynie uznać, iż Dean do niewiarygodnego stopnia oszalał pod wpływem dotyku Castiela. Było to prawie rozczulające i Sam tak by to nazwał, gdyby nie jego mdłości.
Castiel zaczął podskakiwać i kręcić biodrami, wreszcie stęknął i usiadł prosto, podczas gdy Dean dalej pod nim leżał.
- Ach! ACH! – stęknął, po czym otwarł oczy i roześmiał się, żartobliwie i zarazem niebezpiecznie przechylając głowę. – Dean, trzymaj się mocno. Jestem ciekaw; chcę się dowiedzieć, czemu nazywają to LA PETITE MORT. Oddychaj. Oddychaj i odpręż się. I… trzymaj się. Trzymaj się mocno.
Castiel zaczął poruszać się szybciej – i szybciej – ale nie tak, jakby po prostu pragnął dotyku, nie tak, jakby chciał, by Deanowi było dobrze. W zaledwie dziesięć, dwadzieścia sekund później podskakiwał naprzód i w dół na biodrach Deana, po każdym ostrym sapnięciu zyskując na prędkości i tarciu. Wow, naprawdę się wczuł, nawet Sam był pod wrażeniem jego pełnej głodu siły.
Dean nie przestawał jęczeć, więc Castiel zakrył mu usta dłonią i tak ją zostawił, pozwalając, by Dean wykrzykiwał swą ekstazę we własny język, by wił się całym ciałem w splątanej pościeli, zaciskając dłonie w pięści. Nie było nad nim litości, nie miał szansy zwolnić; Castiel otwarł usta, chrapliwie łapiąc powietrze i marszcząc się silnie, pchając w Deana i podskakując nad nim.
Sam naprawdę się wyszczerzył, gdy usłyszał, jak samokontrola Castiela osłabła na chwilę i jak mężczyzna szepnął „Dean, cholera, TAK”, jego biodra poruszały się dalej, aż wreszcie łóżko po każdym pchnięciu uderzało w ścianę, prawdopodobnie krusząc kruchy tynk. Dean uniósł jedno ramię i złapał zagłówek, by wytłumić jego ostre walenie. Stękał Castielowi w dłoń na tyle mocno, że Sam był w stanie to słyszeć; Sam widział również łzy w jego oczach i to, jak bardzo brat musiał się opierać chęci ugryzienia Castiela w dłoń.
Oddychali ostro i gwałtownie, nierówno, bez zgrania z ruchami. Castiel był jak oszalały. Dean nie miał szans.
Sam uświadomił sobie, że Dean naprawdę płakał; na jego twarzy połyskiwały ślady łez. Czy to był ten rodzaj płaczu, który oznaczał, że chciał przestać? Czy Sam miał go uratować?
A może… czy to był Dean? Czy tak się zachowywał, kiedy było mu dobrze? Sam martwił się, ale nie mógł zaprzeczyć temu, iż Castiel zapewniał mu bezpieczeństwo; wiedziałby i z pewnością by wyczuł, gdyby Dean chciał to przerwać…
- Tak! Tak! – szepnął Castiel; oddech zmienił się w pełne przyjemności słowo. Skierował twarz w sufit, a pierś mu falowała, podczas gdy jego tempo się nie zmniejszało, ale utrzymywało się; kręcił biodrami i uderzał o skórę Deana. – Och, Dean, TAK…!
Sam niemal zakrztusił się swoim językiem, dosłownie ujrzawszy wytrysk Castiela, biały w niebieskawym świetle, padający Deanowi aż na gardło. Dłoń Castiela zadrżała i w rezultacie jego rozluźnienia zsunęła się z ust Deana; Dean wciągnął powietrze niczym ktoś uratowany od zatonięcia, a za wdechem nadciągnął zwierzęcy krzyk. Mężczyzna uniósł biodra nad łóżkiem, prężąc mięśnie tak, że mogły rywalizować z każdym wielbicielem jogi. Sam skrzywił się z obrzydzenia – i być może z fascynacji – patrząc, jak Dean naparł na Castiela i doszedł, otoczony ramionami, które uniosły go w górę i obejmowały w trakcie. Castiel ledwo doszedł do siebie po własnym orgazmie, ale czynił potworny wysiłek, aby i szczyt Deana był czegoś wart.
- Cas… Cas… - zawołał Dean cicho, ale tęsknie. – Caaaas…
- Cii, Dean. Cii, już dobrze, już dobrze – Castielowi brakowało tchu, trząsł się, kiedy mówił. – Już po wszystkim. Zrobiłeś to, nic ci nie jest. - Dean dalej szlochał i drżał, przekręciwszy głowę na bok. Castiel obsypał jego policzek pocałunkami, przeczesując mu palcami włosy i wyrysowując na skórze głowy delikatne wzory. – Jesteś bezpieczny. Jesteś bezpieczny. Po prostu oddychaj.
Dean posłuchał tych zaleceń i odetchnął głęboko, by się uspokoić, a jego słabe dłonie zwinęły się Castielowi na karku i na plecach. Nogi miał rozsunięte, kolana uniesione, stopy płasko spoczywały na łóżku, a Castiel leżał między nimi; Sam nie zauważył zmiany pozycji, ale obu mężczyznom wydawało się być w tej pozycji wygodnie.
Castiel całował Deana po czole, po barkach, po wargach i sercu. Wreszcie szturchnął nosem brodę mężczyzny.
- Nic ci nie jest? – usłyszał Sam jego ostrożny szept.
Dean drgnął, potem zadrżał, a potem kiwnął głową. Zaśmiał się lekko i nieśmiało, choć słychać tam było łzy.
- To było mocne.
Castiel zachichotał, całując Deana w brodę.
- To było wspaniałe. Przepraszam, że musiałem cię tak uciszać.
- Nie… nie, to w porządku – szepnął Dean. – Byłem dość głośny. – Trząsł się dość gwałtownie; wydawał się być w szoku. Castiel go uciszył, opuszczając rękę tak, by spleść palce z palcami Deana.
- W-wiesz – Dean zaśmiał się pod nosem, jego głos przerywały dreszcze – ja nie… zazwyczaj tak nie jęczę…
- Nie?
Dean potrząsnął głową.
Castiel westchnął i znowu go pocałował.
- Następnym razem będziesz mógł jęczeć tak głośno, jak zechcesz. Obiecuję.
- Mmm, dobra – uśmiechnął się Dean, radośnie trącając Castiela kolanem. Pociągnął nosem, po czym odetchnął, śmiejąc się z powodu własnego rozemocjonowania. – Przepraszam za… no wiesz – że tak ci wybuchłem, za bardzo się tego nie spodziewałem…
Rozmowa na chwilę przeszła w cudowną ciszę, obaj mężczyźni dyszeli bez słów. Sam miał nadzieję, że już było po wszystkim, ale nie miał takiego szczęścia.
- Czy mogę spytać – zapytał Castiel, przesuwając się tak, by ich usta opierały się o siebie i dzieliły powietrzem – czemu się rozpłakałeś?
Dean przełknął ślinę.
- Um. Nie wiem – wzruszył ramieniem, szturchając poduszkę. – Sądzę, że trochę wpadłem w popłoch z powodu… twojej ręki i całej tej… wielkiej… RZECZY. Wiesz? Z powodu miłości. Całowania i… i seksu, i… i wszystkiego.
- Byłeś przytłoczony.
- Tak, tak sądzę. Tak.
- Nie skrzywdziłem cię?
Dean, chichocząc, potrząsnął głową.
- Nie. Było świetnie.
Przez kilka ciężkich sekund panowała cisza, a potem Sam uśmiechnął się, słysząc te nieuniknione, wyszeptane przez Deana słowa.
- Kocham cię.
Castiel mruknął z uznaniem, przesuwając się do przodu, i pocałował Deana głęboko w usta.
- Mmm – westchnął, oblizując się i odsuwając dla nabrania powietrza. – Też cię kocham.
Dean się rumienił; Sam nie musiał widzieć jego twarzy, by to wiedzieć. Rumienił się i uśmiechał, a Sam czuł, jak serce rosło mu z radości prawdopodobnie dorównującej radości brata. To była taka wielka ulga, móc usłyszeć, jak wymieniali się tym uczuciem. Rodzina, byli rodziną.
- Pocałuj mnie jeszcze raz – powiedział Castiel. – Całuj mnie, dopóki nie zasnę.
Dean mruknął coś z rozbawieniem, po czym objął Castiela i przekręcił, a następnie poprawił ich ułożenie tak, że Sam nie był w stanie dłużej stwierdzić, kto był na górze; doszedł do wniosku, że leżeli na bokach.
Całusy i ciche chichoty wywoływały w pokoju bzdurny nastrój, a Sam bardziej niż kiedykolwiek żałował, że nie mógł się odwrócić na drugi bok i zostawić ich w spokoju. W pewien sposób te czułe chwile po wielkim finale były najcenniejsze i najintymniejsze. Słyszał ich uśmiechy i lekkie oddechy i żałował, że nie było trudniej wyobrazić sobie, jak Castiel delikatnymi pocałunkami ścierał Deanowi ślady łez z policzków.
Słuchał bezradnie, jak Dean ponownie wycałował zabandażowane rany Castiela, potem jeszcze raz, po czym ich usta spotkały się chyba po raz setny i mężczyźni językami wpędzili się w senność.
Sam poczuł się paskudnie. Ale czuł też emocjonalne zadowolenie; jednak ci idioci mieli w sobie odrobinę rozumu. Pogodzili się ze swoimi możliwościami, a te możliwości miały teraz wszelką szansę na rozkwit.
Oczywiście, ponieważ był taki wyczerpany, w na nowo odkrytej prawie ciszy Sam zasnął, rozmyślając o tych pięknych rzeczach. Zmierzali dokądś, mieli razem iść naprzód. To było naprawdę, naprawdę spoko.

Następnego ranka Sam obudził się, słysząc działający prysznic, ale poza nim w pokoju nikogo nie było. Zmrużył oczy, po czym usiadł, skrzecząc ze zmęczenia, a potem nadstawił uszu…
- CAS, CHOLERNY BYDLAK Z CIEBIE – dobiegł go z łazienki głos Deana. – OBIECAŁEŚ MI, ŻE NIE BĘDZIESZ MI WIĘCEJ ZASŁANIAŁ UST. UCH, NIENAWIDZĘ CIĘ.
- PRZEPRASZAM! – odparł Castiel ze zrozumiałym zdenerwowaniem w głosie. – ALE W POKOJU OBOK ŚPI SAM. GDYBYŚ ZACHOWYWAŁ SIĘ CHOĆBY TROCHĘ GŁOŚNIEJ… DEAN, ON BY CIĘ USŁYSZAŁ. JĘCZYSZ TAK głośno. A PRYSZNIC SPRAWIA, ŻE KAŻDY DŹWIĘK BRZMI JAK GRZMOT.
Dean popadł w pełne wstydu milczenie, co wywołało u Sama uśmieszek. Wyczuwał rumieniec brata, tak, jak zawsze był w stanie.
- HA! – powiedział wreszcie Dean.
- TE ŚCIANY SĄ CIENKIE – kontynuował Cas. – SKORO JA SŁYSZĘ, CO ty MÓWISZ W POKOJU W CZASIE, KIEDY PRYSZNIC DZIAŁA, TO NASUWA SIĘ WNIOSEK, IŻ ON BYŁBY W STANIE NAS USŁYSZEĆ, GDY SIĘ TU KOCHALIŚMY. PRZYKRO MI, ALE TO DLATEGO ZAKRYŁEM CI USTA.
- CO? JESTEŚ W STANIE USŁYSZEĆ STĄD ROZMOWY W POKOJU?
- TAK? – odparł Castiel. – SKĄD INACZEJ BYM WIEDZIAŁ, JAK… - urwał. - …DEAN, CZEMU MI SIĘ TAK PRZYGLĄDASZ?
Dean przemówił poirytowaną, wypowiedzianą niskim głosem parodią głosu Castiela.
- „AU, DEAN, TO BOLI, POMOŻESZ MI?” CAS, CZY WŁAŚNIE TO MASZ NA MYŚLI? CZY WŁAŚNIE TO USŁYSZAŁEŚ? JAK ZESZŁEGO WIECZORU ROZMAWIAŁEM Z SAMEM?
Sam zignorował ból w boku i zmartwiony zasłonił sobie oczy dłonią. Miał pewność, że był jedynym rozsądnym z całej trójki.
Pełne wstydu milczenie Castiela było równie potężne, co u Deana.
- BYĆ MOŻE.
Dłuższa cisza. Rury grzechotały, a woda płynęła głośno, ale żaden głos nie przerywał napięcia.
Wówczas ktoś westchnął.
Dean burknął coś, a potem zaśmiał się.
- WAL SIĘ. I PODAJ MI MYDŁO, JESTEŚ MI WINIEN MASAŻ. NIE MARTW SIĘ, ŻE ZAMOCZYSZ BANDAŻE, POTEM CI JE ZMIENIĘ.
Sam zamknął oczy, szczerząc się sobie we wnętrze dłoni.
- OCH, Dean, MYŚLĘ, ŻE JESTEM CI WINIEN WIĘCEJ, NIŻ TYLKO masaż…
Sam poczuł bulgotanie w brzuchu i uznał, że byłoby mniejszym ciosem dla jego zdrowia psychicznego tak szybkie opuszczenie pokoju, jak to było możliwe. Spięty z powodu wysiłku, jakiego to wymagało, zerwał się na nogi i zdołał ubrać, po czym uciekł z pokoju dokładnie w chwili, w której z łazienki dało się słyszeć pierwsze, pełne przyjemności stęknięcie.
Stał w świetle dziennym na zewnątrz motelu, czując się dziwnie lekko na sercu. Ujrzawszy zeszłej nocy o wiele za dużo teraz dosłownie widział pełny obraz, ten, o którym wspominał Dean.
Idioci. Na zawsze mieli pozostać idiotami.
Ale hej, przynajmniej mieli siebie nawzajem.
Sam, uśmiechając się do siebie, ruszył na poszukiwanie najbliżej piekarni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:37, 07 Maj 2014    Temat postu:

patusinka napisał:
The Ugly Duckling polecam wam już od paru MIESIĘCY, tylko przygotujcie się, iż przez pierwsze 10 rozdziałów będziecie darzyły Deana silną niechęcią :) A potem zrobi się fajnie.

No właśnie o to chodzi, bo od tych kilku miesięcy zabieram się za czytanie XD tylko no, pytanie czy przeżyję, czy padnę z nadmiaru angstu XD

Yay, tłumaczonko! ^^ Wydaje mi się, że widziałam ten fik/czytałam kawałek, ale fantastycznie będzie przeczytać całość w Twoim wykonaniu :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:38, 07 Maj 2014    Temat postu:

Przeżyjesz :) O ile pamiętam, czytywałaś znacznie poważniejszy angst i nic ci nie było :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:54, 08 Maj 2014    Temat postu:

Yep, ale to nie znaczy, że z lekkim sercem czytam historie w których jest homofobia i przemoc seksualna ^^;

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:37, 08 Maj 2014    Temat postu:

I wszystko to w szkole średniej... Wiem, o co ci chodzi, ale będzie happy end :)
Wezwali mnie nadprogramowo do pracy, więc odezwę się dopiero wieczorem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:42, 08 Maj 2014    Temat postu:

Tyyyyyle niebieskiego :'D So freaking happy.
Za The ugly... się zabrałam i nie zniesłam. Chyba muszę zrobić krótką przerwę od ficzków, w których mam ochotę wykastrować Deana ^^'''
Teraz biorę się za czytanie! @.@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:51, 08 Maj 2014    Temat postu:

Lin, Kaczątko to naprawdę świetny fik, ale może omiń te kłopotliwe rozdzialiki i zacznij od powrotu Casa do szkoły gdzieś po dwóch latach nieobecności :) Oj, będzie się działo :DDD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:19, 09 Maj 2014    Temat postu:

Przelecę sobie wzrokiem ogólny zarys początku i pójdę do lepszych czasów- kurczę, tak dokładnie czytam wszystkie ficzki, że nawet mi to do głowy nie przyszło xD I ma to ten plus, że nie będę nastawiona do Deana tak wrogo, ąeby warczeć na niego do ostatniego rozdziału.
Wrzuta jest PRZECUDNEJ urody. Zgadzam się z Samem, jadałam karmelki mniej słodkie od reakcji Deana i słów Casa. Było tak dobrze, że mnie od razu jakoś lepiej i cieplej na sercu xD Chociaż biedny Sam prysznica już nie zdzierżył... :'D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:24, 09 Maj 2014    Temat postu:

Choć z drugiej strony ominie cię opis tego, jak pod nieobecność Casa charakter Deana ewoluował :) Ale to nic, jakby co, to przybliżę ci szczegóły.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 595, 596, 597 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 596 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin