Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 496, 497, 498 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:29, 02 Gru 2013    Temat postu:

Oryginał pornoficzka już czytałaś :) To ten z Casem w stroju króliczka :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:25, 03 Gru 2013    Temat postu:

Okej, jest środek nocy, mnie nie wolno spać, bo o 10 rano mam EEG po nieprzespanej nocy, więc siedzę i tłumaczę. I na zaostrzenie apetytu wrzucam pierwszą połowę nowego ficzka. Druga połowa będzie możliwie najszybciej.

CZY MÓGŁBYM CIĘ OBJĄĆ

Stał na chodniku na zewnątrz kawiarni PRZYSTAŃ po przedłużonej przerwie na lunch, czekając, by przejść przez jezdnię i wrócić na uniwersytet, kiedy ktoś do niego zadzwonił. Jego model, Baltazar, miał właśnie nagłą sytuację rodzinną i nie mógł dziś siedzieć u niego na zajęciach. Tych zajęciach, które właśnie zamierzał przygotowywać.
Postawiło go to w trudnej sytuacji. Jego studenci spodziewali się dzisiaj rysowania żywego modelu, ale za późno już było na skontaktowanie się z innymi. A jego frustracja musiała być dość oczywista, ponieważ nieoczekiwanie usłyszał przy sobie głos pytający, czy nic mu nie było.
- Cas? – spytał głos ponownie, a gdy Castiel się odwrócił, poczuł natychmiastowe oszołomienie na widok Deana, młodego sprzedawcy z kawiarni, zerkającego na niego z zatroskaniem. I nie wystarczyło mu oddechu na powiedzenie czegokolwiek, ponieważ nawet zatroskana twarz Deana była piękna. – Dostałeś jakieś złe wieści czy coś? – spytał Dean, zerkając na telefon, który Castiel wciąż ściskał w garści.
- Tak – odparł Castiel, wreszcie wracając do zmysłów. – Mój model zadzwonił właśnie z informacją, że nie będzie dziś po południu w stanie pozować na moich zajęciach, a nie znam nikogo innego, kto mógłby to zrobić.
- Och, to naprawdę kiepsko – powiedział Dean, krzywiąc się współczująco.
- Owszem – powtórzył Castiel jak echo, niezdolny myśleć o czymkolwiek innym do powiedzenia, kiedy chyba po raz milionowy uderzyło go, na jak autentycznie zainteresowanego Dean zawsze wyglądał, kiedy rozmawiali, choć przecież musiał uprawiać pogaduszki z klientami przez cały dzień.
- Cóż, powinienem wracać - westchnął Castiel, niezdolny przeciągać tego dłużej, nieważne, jak bardzo chciał. – Powinienem zacząć rozpytywać wśród znajomych.
- Ja mogę to zrobić! – wybuchnął nagle Dean.
- CO?! – Castiel praktycznie zadławił się zaskoczeniem.
- I tak skończyłem pracę ponad godzinę temu, więc mam czas – Dean uśmiechnął się niepewnie.
Castiel z niedowierzaniem przechylił głowę, otwierając usta i nie będąc w stanie ogarnąć tego, co się działo. Nie tylko Dean ofiarował mu wyjście z kłopotu, ale robiąc to dawał pozwolenie na bycie szkicowanym, czyli na coś, co Castiel dyskretnie robił od czasu, kiedy pierwszy raz spojrzał na młodego mężczyznę.
- Jesteś PEWIEN? – musiał zapytać, wciąż nieco oszołomiony i wstrzymując oddech, podczas gdy nadzieja nerwowo trzepotała mu w żołądku.
- Muszę tylko siedzieć tam w bieliźnie, prawda? – powiedział Dean, wzruszając nonszalancko ramionami. Jakby to było nic. Tyle tylko, że Castiel już od TYGODNI fantazjował o ujrzeniu Deana nago. Zupełnie, jakby wychwycił tę myśl, Dean nieoczekiwanie zaczął wyglądać na zaalarmowanego. – BĘDĘ mógł siedzieć w bieliźnie, prawda? – zapytał.
- Tak, oczywiście – pospieszył Castiel z odpowiedzią. – Jak tylko będzie ci wygodnie – dodał, uśmiechając się w, jak miał NADZIEJĘ, uspokajający sposób, nie zaś z maniakalnym zadowoleniem, które, jak się obawiał, faktycznie widniało mu na twarzy. Wtedy jednak Dean odwzajemnił mu się uśmiechem i Castielowi dech ponownie uwiązł w gardle.
- No dobra – powiedział chłopak, wskazując na ulicę. – Prowadź.

Powrót do kampusu był niemal nierealny. Castiel usiłował wykorzystać czas zapoznając Deana z podstawową strukturą swoich zajęć i powodami, dla których potrzebował żywego modela. Zawsze uważał, że artysta powinien mieć solidne, tradycyjne podstawy, porządnie rozumieć zasady kolorystyczne, oświetlenie, równowagę oraz obramowanie, które miały wpływ na wszystkie postaci malarstwa i rzeźbiarstwa – nawet w obecnej epoce cyfrowej. Ale, chociaż naprawdę wierzył w to, co mówił, jednocześnie odnosił wrażenie, że wszystko to było niezbyt dokładnie zawoalowaną wymówką próbującą usprawiedliwić fakt, że był tylko jakimś dziwnym facetem, który lubił się napalać na pięknych, młodych mężczyzn.
Ale nie było to nic niezręcznego, prawdę mówiąc wiele do tego brakowało, kiedy już Dean ponownie udowodnił, jak dobrze radził sobie z pogaduszkami w kawiarni. I może dlatego to wszystko wydawało się trochę niewiarygodne. Widok Deana na zewnątrz jego zwykłego otoczenia był nieco peszący. Ciężko było rozłączyć młodego człowieka i kawiarnię.
PRZYSTAŃ była jednym z ulubionych miejsc Castiela, do których mógł uciec na parę godzin przed gwarem i szumem uniwersytetu. Znajdowała się wystarczająco blisko, by w ładny dzień przejść się tam na piechotę, ale też na tyle daleko od kampusu, aby nie otaczali go bez przerwy studenci, dlatego też stali klienci nie sprawiali, że czuł się nie na miejscu. No i samo wnętrze zdawało się odbijać to przyciąganie – osobliwe, ale nie kiczowate przedmioty zdobiły lady, ściany pokryte były stronami ze starych książek, w narożnikach wystawiono stare płyty – były to rzeczy, w otoczeniu których starsi ludzie dorastali, a młodzi uważali za retro.
Ale kawiarnia nie była wyłącznie na pokaz. Menu w niej było zróżnicowane, w przystępnej cenie, ale dobrej jakości, i oferowała tyle samo rodzajów herbaty, co kawy, co dla Castiela było ważną cechą sprzedaży. Było to przestronne miejsce, otwarte i jasne, skłaniające do rozmowy, ale nadal przytulne i wystarczająco ciche, by podłączyć sobie laptopa i uczyć się, wyciągnąć szachownicę obecną na miejscu i zagrać czy też usiąść na kanapie i szkicować bez zakłóceń.
Zatem Dean nie był jedynym powodem, dla którego Castiel tam chodził.
Ale od kiedy pierwszy raz spojrzał na młodego kelnera, Dean BYŁ jedynym, co rysował.
Rysował cień jego rzęs, piegi na jego twarzy, łuk jego ust, krzywiznę pleców… linię łopatek, kiedy robił kawę, zgięcie przedramion, kiedy wycierał ladę, błysk w oczach, kiedy się śmiał… a ponad wszystko jego uśmiech.
Ten uśmiech. Coś w nim było. Oprócz tego, że absolutnie oszałamiał – cóż, oprócz tego, że w Deanie WSZYSTKO oszałamiało – w uśmiechu Deana było coś, co kazało Castielowi myśleć, jakby to było tylko dla niego.
I może właśnie teraz uśmiech Deana, skierowywany do niego wciąż od nowa, bardziej niż cokolwiek innego skłaniał go do najdłuższej rozmowy, jaką odbyli. Ale Castiela to nie obchodziło. Zamierzał wziąć ten uśmiech tyle razy, ile razy Dean chciał mu go dać, nieważne, ile razy miał przez to stracić zdolność myślenia spójnie czy potknąć się o własne nogi w drodze do swojego studia.
Nie wierzył w swoje szczęście.

Próbował oferować Deanowi coś w rodzaju wynagrodzenia za jego czas. Wiedział, że Dean pracował w dwóch miejscach, aby być w stanie zadbać o młodszego brata, dlatego też Castiel usiłował mu zaproponować przynajmniej tę samą pensję, jaką zazwyczaj płacił innym swoim modelom. Jednak chłopak nie chciał o tym słyszeć. Bardzo się cieszył na możliwość ujrzenia, gdzie Castiel uczył, i uważał okazję do siedzenia na jednym z jego wykładów za uczciwą wymianę.
Na początku Castiel miał trochę trudności z przełykaniem, ale kiedy wreszcie doszli do studia w kampusie, Dean z tak wyraźnym zaciekawieniem spojrzał na zawalone siedziska, tak łapczywie przyglądał się sztalugom w sali i tak całkowicie zatracił się w malowidłach na ścianach, że Castiel zaczął wierzyć w jego szczerość.
- Czy któreś z nich są twoje? – spytał chłopak.
- Nie – Castiel uśmiechnął się z żalem.
- Och – powiedział Dean, a Castiel mógłby przysiąc, że chłopak był tym nieco rozczarowany.
Zostawiwszy torbę i kurtkę na biurku, wykładowca dołączył do Deana pod ścianą.
- To są przedruki pewnych dzieł, które zawsze uważałem za inspirujące – wyjaśnił. – Pomyślałem, że niektórzy ze studentów również mogliby z nich czerpać natchnienie.
- Och – powiedział Dean ponownie, ale tym razem wydawał się bardziej zadowolony z odpowiedzi i ponownie z zainteresowaniem spojrzał na obrazy. Zatrzymał się całkiem, kiedy ujrzał portret nagiego młodzieńca obejmowanego w locie przez olbrzymiego orła, podczas gdy z ziemi szczekał na nich pies. Był to jeden z ulubionych obrazów Castiela. Skóra młodego mężczyzny lśniła, podkreślając jego urodę, a może również zaznaczając jego status obiektu miłości, kiedy orzeł unosił go w szponach do nieba w objęciu jednocześnie potężnym i erotycznym.
Castiel już miał zapytać, czy Dean znał mit o Zeusie i Ganimedesie, ale niestety w tej właśnie chwili uczniowie zaczęli wchodzić do sali, łamiąc zaklęcie, jakie nałożył na nich obraz.
- Chodź ze mną – westchnął Castiel, prowadząc Deana do magazynu na tyłach sali. Po drodze wziął ze starego szezlongu pod oknem prześcieradło i strzepnął nagromadzony na nim kurz. – Przykro mi, nie mam dla ciebie szlafroka, ale gdybyś chciał się tu rozebrać, to możesz okryć się tym prześcieradłem do czasu, aż studenci nie będą gotowi.
- Okej, jasne – powiedział Dean, przyjmując ofiarowany materiał, i przez jedną dziką chwilę Castiel faktycznie rozważał zostanie i przyglądanie się temu, jak chłopak się rozbierał. Na szczęście przypomniał sobie, jakie by to było absolutnie niewłaściwe. Naprawdę nie mógł sobie pozwolić na przysporzenie Deanowi większego dyskomfortu, niż już musiał odczuwać, skoro nigdy wcześniej tego nie zrobił. Zamiast tego Castiel otrząsnął się z chwilowego szaleństwa i ruszył na swoje miejsce na froncie sali.
Kiedy Dean wreszcie wyłonił się z sali, odziany w prześcieradło przewieszone przez ramię, wyglądał w dużym stopniu tak, jak, zdaniem Castiela, Ganimedes musiał wyglądać dla Zeusa – piękny w sposób, który mógłby zachwycić boga. Ale w Deanie było też coś nieodłącznie chłopięcego, włosy rozczochrane od rozbierania się i sprawiające, jakby właśnie wytoczył się z łóżka, i Castielowi zaschło w ustach na skutek wszystkich implikacji widoku, jaki sobą przedstawiał.
Musiał kilkukrotnie przełknąć, zanim znowu dał radę oddychać, a co dopiero mówić, aby poprosić Deana, by usiadł na szezlongu, dopóki nie będą gotowi. Ale gdy zaczął zwracać się do grupy, zwyczajnie nie mógł utrzymać wzroku z dala od miejsca, w którym siedział Dean w niczym poza cienkim prześcieradłem i bielizną, piękny i czekający.

Był to może najtrudniejszy wykład, jaki Castiel kiedykolwiek wygłosił. Nawet, jeśli były to zajęcia praktyczne, a on musiał mówić tylko przez kilka minut, przypominając studentom główne tematy, z jakimi zapoznali się w czasie wcześniejszych lekcji teoretycznych – był zdenerwowany jak cholera, wiedząc, że Dean był dokładnie tam, obserwując go równie żywo, co niektórzy z jego co chętniejszych uczniów. Wkrótce przestał być w ogóle pewien, o czym mówił. Jego własny głos brzmiał mu w uszach niczym stłumiony bełkot.
Do czasu, kiedy przestał mówić, czuł się całkowicie poza ciałem, kończyny działały mu automatycznie, kiedy podszedł do Deana czy raczej PODPŁYNĄŁ do niego. I może to dobrze, że mózg nie działał mu całkiem poprawnie, inaczej prawdopodobnie znowu by się potknął o własne nogi, gdy Dean zaczął zsuwać sobie prześcieradło z ramion. Na szczęście Castiel pozostał w pozycji wyprostowanej, więc nie przegapił ani sekundy, tępo obserwując powolne odsłanianie skóry, kiedy prześcieradło zebrało się Deanowi na kolanach; palce zadrgały mu, pragnąc naśladować wyraźne widoczną pieszczotę materiału.
Po wszystkim Dean spojrzał na niego przez rzęsy z jakby nieśmiałą niepewnością w oczach i Castiel natychmiast zapragnął zdeprawować go na milion różnych sposobów. Ale zanim w ogóle zdołał zacząć, Dean się odezwał.
- Mam stać? A może siedzieć? Czego ode mnie oczekujesz?
Mózg Castiela wrócił do starej śpiewki, wyobrażając sobie wszystkie różne pozycje, w jakich mógłby Deana wziąć, na stojąco ORAZ na siedząco.
Ale pytanie przypomniało mu również o sytuacji, w jakiej się znajdowali, oraz o wyczekujących spojrzeniach za sobą, więc zmusił się do otrząśnięcia i próbował zachowywać jak zawodowiec, którym miał być.
- Mogłoby ci być wygodniej, gdybyś siedział, ale byłoby lepiej, gdybyś mógł się trochę rozciągnąć – odparł Castiel.
Dean kiwnął głową i poruszył się, aby unieść nogi na szezlong i oprzeć się o poduszki. Castiel bardzo się starał nie zauważyć, z jaką łatwością chłopak opadł na kanapę, jak jego ciało zdawało się otwierać od środka, jak długie kończyny rozciągnęły się i rozłożyły zapraszająco.
Potem Dean uniósł koniec prześcieradła i uniósł w stronę Castiela w jakby ofierze, i Castiela znowu aż zabolało z pragnienia, by WZIĄĆ… dopóki chłopak znowu się nie odezwał.
- Co mam z tym zrobić? – spytał, przewieszając jeden z końców prześcieradła przez oparcie szezlongu i bawiąc się nim. Castiel ponownie wyrwał się z odurzenia, wzdychając lekko, i sięgnął do drugiego końca, aby mu pomóc.
Jednak kiedy się pochylił, napadła go zupełnie inna nawałnica doznań, gdy tyko poczuł zapach wody kolońskiej Deana czy czegokolwiek, co chłopak miał na sobie. Pachniało to cynamonem, kawą i… olejem silnikowym – coś miłego i niegrzecznego w jednym – i Castiel zakołysał się w stronę zapachu, niemal przywierając twarzą do szyi Deana, aby odetchnąć tym aromatem.
Musiał się oderwać, odchrząkując, i na nowo zająć prześcieradłem, próbując utrzymać się poza zasięgiem wyczuwania zapachu skóry Deana, inaczej znowu poczułby się przytłoczony.
Jednak z oczami nie mógł zrobić tego samego. Dean mógłby się znajdować po drugiej stronie boiska futbolowego, a Castiel i tak byłby w stanie widzieć tylko JEGO, w żywych, doskonałych szczegółach.

- Upewnij się, że jest ci wygodnie, będziesz pozował przez blisko godzinę – wymamrotał Castiel, czując uderzenia pulsu w uszach, kiedy próbował artystycznie udrapować prześcieradło wokół kolan Deana, zakrywając mu bokserki i jednocześnie odsłaniając tak wiele tej ODURZAJĄCEJ skóry, ile mógł.
Dean kiwnął głową, przewieszając ramiona przez oparcie i boki szezlongu i zapewniając sobie trochę podparcia, kiedy odprężał się w tej pozycji, a Castiel nie mógł przestać PATRZEĆ. Wszędzie było tyle PIEGÓW, wszędzie na ramionach Deana, tak widocznych w świetle słońca wpadającym przez wielkie okna za nim. Za każdym razem, kiedy Castiel wyobrażał sobie nagie ramiona Deana, nigdy nie przyszło mu do głowy, że te konstelacje rozsypane na policzkach chłopaka zdobiłyby również tę część jego ciała, i mężczyzna potrzebował każdej odrobiny swojej rwącej się samokontroli, aby nie sięgnąć i po prostu ich nie… PIEŚCIĆ.
Dean spojrzał na studentów gromadzących się wokół niego i przygryzł usta w, jak Castiel pomyślał, geście zdenerwowania, po czym mężczyzna znowu musiał walczyć ze sobą, aby nie wyciągnąć ręki, pragnąc tylko pogładzić kciukiem to pełne, zgryzione do różowości ciało. Wreszcie Dean postanowił odwrócić głowę twarzą do pokrytej obrazami ściany, zamiast do otaczających go uczniów, a ta pozycja naciągnęła mu szyję, odsłaniając silną żyłę i mięsień zazwyczaj ukryty pod miękką skórą.
- Tak jest dobrze? – zapytał Dean i Castiel niemal zapragnął uderzyć się w twarz. Było tak dużo lepiej niż dobrze, że zakrawało to na śmieszność. Ale zamiast tego mężczyzna przełknął tylko z wysiłkiem i kiwnął głową, mając nadzieję, że jego uśmiech wyda się dodający uwagi, a nie słaby i drżący, jak wiedział, że było.
Castiel miotał się z prześcieradłem tak długo, jak mógł, zanim zaczęło to wyglądać dokładnie tak, jak zwlekanie, którym było, a potem dokonał prawie niemożliwego wyczynu, wycofując się z dala od ciepła, którym zdawało się promieniować ciało Deana. Wycofał się w bezpieczne okolice swego biurka, opierając się o nie i ciasno obejmując się ramionami, więżąc swoje ręce i ich chęć błąkania się. Nie mógł jednak powstrzymać swoich oczu, które wciąż od nowa omiatały skórę Deana, zahipnotyzowane tym, jak LŚNIŁA w słońcu, tym, jak się poruszała i oddychała, czego nie potrafił żaden rysunek.
Nieoczekiwanie Dean spojrzał na niego i przez chwilę Castiel zapomniał oddychać widząc złote plamki w oczach Deana, jakby kradły słońce z nieba.
A potem oddech wrócił pospiesznie razem z dźwiękami w sali, kiedy się zorientował, iż Dean patrzył na niego, ponieważ jeden z jego uczniów pragnął zwrócić na siebie jego uwagę, zadając pytanie i przez wyraźnie dość długi czas nie otrzymując odpowiedzi.
Znowu zapragnął uderzyć się w twarz.
Po tym zajściu usiłował się bardziej skupić, ale kiedy chodził po sali, odpowiadając na pytania i sprawdzając prace uczniów, widział Deana wszędzie, gdzie spojrzał, na każdej stronie, pod każdym kątem; każda jego część była uwielbiana na każdym płótnie.
Zastanowił się, czy nie byłoby lepiej dla jego zdrowia psychicznego, gdyby zamiast Deana poprosił o pozowanie woźnego.

Kiedy zajęcia wreszcie się skończyły, Castiel westchnął prawdopodobnie z większą ulgą niż wtedy, kiedy sam był studentem. Prawdę mówiąc zazdrościł swoim uczniom, ponieważ przez minioną godzinę wolno im było szkicować Deana otwarcie, w dopuszczalnej sytuacji, zamiast być zmuszanymi do ukrywania tego, co robili, i odwracania wzroku za każdym razem, kiedy Dean zerkał w ich stronę. Nawet z pozycji nauczyciela byłoby z jego strony niewłaściwe spędzać czas na obserwowaniu Deana, podczas gdy powinien zwracać uwagę na uczniów, i wyczerpywały go próby skupienia się na tym, kiedy chłopak był DOKŁADNIE TUTAJ. I praktycznie NAGI.
Kiedy studio zaczęło pustoszeć, paru maruderów przystanęło, aby zadać mu kilka pytań, i Castiel poczuł nieco wdzięczności za te chwile ulgi, zanim znowu by musiał radzić sobie z Deanem sam.
Ale kiedy rozmawiali, ujrzał, jak jedna z jego starszych studentek podeszła do Deana, który wciąż czekał na szezlongu, i zaczęła z nim rozmowę. Bardzo flirtującą rozmowę, jeśli gardłowy śmiech Pameli mógł na coś wskazywać.
Castiel zgrzytnął zębami. Nie pierwszy raz widział, jak ktoś uderzał do Deana. W kawiarni zdarzało się to wielokrotnie. Poza tym Dean był bardzo przyjazny wobec klientów.
No i zdarzało się, że artysta przeżywał oczarowanie swoim modelem. Castiel na własnym przykładzie wiedział, jak ciężko było oprzeć się Deanowi.
Ale Pamela ścigała wszystko, co chodziło na dwóch nogach, włączywszy w to jego, dopóki nie wyjaśnił jej swoich preferencji. A Dean był więcej niż tylko śliczną buzią. Ciałem. WSZYSTKIM. Był piękny nie tylko na zewnątrz, ale także wewnątrz. Aż do głębi duszy, jak przypuszczał Castiel.
Z tego, co się dowiedział w czasie ich przelotnych rozmów w kawiarni, Dean pracował również w nocy, w warsztacie samochodowym, potrzebując drugiej pracy, aby utrzymać swego młodszego brata Sama. Stracili oboje rodziców, więc od kiedy Dean był wystarczająco dorosły, przejął opiekę nad Samem. Dean zawsze rozwodził się nad inteligencją brata, tak bardzo był z niego dumny, więc pracował ciężko, aby mieć pewność, że Sam przejdzie przez szkołę średnią i będzie miał dość pieniędzy, aby dostać się na dobry uniwersytet.
Ilość samopoświęcenia, miłość i oddanie, o którym to mówiło, zawsze Castiela zdumiewało. A do tego wszystkiego Dean zawsze miał dla niego przyjazny uśmiech, kiedy mężczyzna przychodził do kawiarni.
Jakim mężczyzną stanie się ten chłopak pewnego dnia.
Zasługiwał na tyle więcej, niż przelotne uczucie kobiety, która patrzyła na niego przez mniej niż godzinę. I która, od czego należałoby zacząć, była prawdopodobnie w nieodpowiednim dla niego wieku.
Reszta jego uczniów wyszła i kiedy zamknęły się za nimi drzwi, ten dźwięk przyciągnął uwagę Deana i chłopak znowu spojrzał Castielowi w oczy. Wtedy Pamela powiedziała coś, od czego Dean się zaczerwienił, po czym szybko opuścił wzrok, kiedy ona się roześmiała.
Castiel odchrząknął, przerywając ich ciche mamrotanie. Nie tak, żeby miał jakiekolwiek… PRAWO do Deana, ale był cholernie pewny, że nie musiał na to patrzeć w swojej klasie.
Pamela uniosła brew w jego stronę, po czym odwróciła się z powrotem do Deana, uśmiechając się szeroko.
- Cóż, Dean, było BARDZO miło cię poznać – powiedziała na odchodne i posłała Castielowi wiedzący uśmiech, mijając go w drodze do drzwi. Kiedy otwarła je, by wyjść, Castiel ujrzał, jak dyskretnie przekręciła zamek od środka.
- Cały twój! – mrugnęła do niego, zanim zatrzasnęły się za nią drzwi.

W taki właśnie sposób Castiel znalazł się w zamkniętym pokoju sam na sam z bardzo nagim Deanem Winchesterem. Przełknął i odniósł wrażenie, że dźwięk poniósł się w ciszy pokoju do miejsca, w którym chłopak stał i czekał.
- Jak wypadłem? – Dean uśmiechnął się do niego, wyraźnie nieświadom jego zdenerwowania. Castiel odwzajemnił uśmiech, czując w większości ulgę, że to Dean przełamał lody, jak to zazwyczaj robił, i skupił jego myśli na czymś, co mogło uchodzić za rozmowę.
- Dziękuję ci, Dean, za twoją dzisiejszą pomoc. Naprawdę to doceniam. I bardzo dobrze wypadłeś. Żałuję, że sam nie miałem okazji cię szkicować – przyznał mężczyzna szczerze, zanim zdołał się pohamować.
- Naprawdę? – Dean wyszczerzył się podekscytowany. – To może teraz? Dziś wieczór nie pracuję w warsztacie, więc w najbliższym czasie nigdzie nie muszę być – powiedział, cofając się w stronę szezlongu.
Castiel zamrugał zszokowany. Nie planował zapytać… cóż, NIGDY nie planował zapytać… a i tak już miał szczęście, że Dean TAK wiele dla niego zrobił.
- Dean, naprawdę dziękuję – odparł – ale już i tak zbyt dużo na ciebie nałożyłem.
- Cas, to nie jest nakładanie! – powiedział Dean. – Już mnie tu masz, już jestem rozebrany, równie dobrze możemy to zrobić!
Castiel zamrugał. Przerażony Dean szerzej otwarł oczy.
- NIE chciałem, żeby to tak zabrzmiało – skrzywił się, a twarz mu poczerwieniała.
Castiel nie mógł się nie roześmiać, za co Dean uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Przełamawszy ich obustronne zakłopotanie Castiel westchnął z zadowoleniem, uświadomiwszy sobie, że była to prawdopodobnie jego jedyna możliwość w życiu, kiedy mógłby to zrobić, mógłby szkicować i gapić się na Deana otwarcie, nie musząc się ukrywać ani czuć wstydu z powodu tego, co robił. I przynajmniej ta zmiana byłaby mile widzianą ulgą.
- W porządku – powiedział Castiel. – Czemu nie? – uśmiechnął się szeroko, pokazując gestem na kanapę. Dean rzucił mu kolejny podekscytowany uśmiech i ponownie usiadł na szezlongu, starannie się układając, podczas gdy Castiel ustawiał sztalugi.
Kiedy mężczyzna podniósł wzrok, niemal upuścił trzymany w dłoni węgiel. Tym razem Dean postanowił zmienić pozycję. Nie siedział już i nie patrzył w ścianę. Zamiast tego leżał na szezlongu na boku, złożywszy głowę w zgięciu łokcia i gapiąc się bezpośrednio na Castiela.
- Tak może być? – zapytał Dean, kiedy Castiel go zobaczył.
Mężczyzna przełknął z wysiłkiem chyba po raz milionowy tego dnia, po czym pomodlił się do niebios o pomoc. Kiedy jednak zerknął na Deana kolejny raz, leżącego tam tak cierpliwie i tak doskonałego, artysta w nim doszedł do wniosku, że ta możliwość jest zbyt dobra, aby się z nią spieszyć czy wykorzystać po łebkach.
- Chwileczkę – wymamrotał, wstając i patrząc na okna. Słońce było odpowiednie dla jego wcześniejszych zajęć, wystarczająco jasne, aby oświetlić każdy kąt ciała Deana, ale dawało też bardzo jednostronne światło, a Castiel pragnął pracować w wielowymiarowy sposób. Za Deanem stała lampa, więc włączył ją, po czym podszedł do okien i zaciągnął ciężkie zasłony.
Usiadł przy sztalugach, zanim znowu uniósł wzrok, i ucieszył się, że siedział, kiedy ujrzał, jaki efekt wywarło oświetlenie na jego obiekcie. Skórę Deana ZALEWAŁO teraz złote światło lampy, a cienie zwijały się wokół jego ciała, jakby go obejmowały, podkreślając jego kontury i zagłębienia, wydłużając rzęsy i zaciemniając oczy. Na ten widok Castiel przestał oddychać.
Otoczenie stało się w oczywisty i wyraźny sposób intymniejsze, zarówno, jeśli chodziło o oświetlenie, jak i o zmienioną pozycję Deana, ale Castiel nie dbał o to, jak to mogło wyglądać. Było to dokładnie to coś, co usiłował uchwycić, kiedy rysował Deana na własną rękę. Dokładnie w ten sposób zawsze sobie DEANA wyobrażał.
W pokoju powinno się było zrobić chłodniej, skoro do środka nie wpadało już słońce, ale zamiast tego Castielowi zrobiło się cieplej i musiał sobie poluzować krawat, zanim ponownie uniósł węgiel. Wziąwszy głęboki wdech, zaczął rysować.

Właśnie to Castiel robił. Właśnie to wiedział. Znał dotyk węgla w dłoni, jego drapanie po papierze pod sobą, tworzące linie i krzywizny, których od tak dawna pragnął aż do bólu dotknąć… a teraz w pewien sposób mógł przesunąć kciukiem po biodrze Deana, opuszkami palców po jego policzku, zetrzeć cienie z zagłębienia w jego obojczyku. Czuł się bezpieczny, nie było trzeba słów ani niezobowiązujących pogaduszek, była tylko cisza ich wspólnych oddechów, kiedy Castiel wreszcie mógł napatrzeć się do syta, a Dean bez mrugnięcia odwzajemniał jego wzrok.
W innych przypadkach, z innymi modelami, być może Castiel poprzekomarzałby się trochę, palnął kilka kiepskich żartów, aby rozluźnić atmosferę, ale przy Deanie wydawało się to całkowicie niepotrzebne. MOGŁOBY być niezręcznie z uwagi na pożądanie Castiela wobec młodego mężczyzny, ale możliwe, iż teraz, ponieważ nie musiał odwracać wzroku i ukrywać tego, dłużej mu nie przeszkadzało i nie tworzyło między nimi bariery.
I być może z tego powodu wydawało się, iż jego pożądanie wzrastało znacząco z każdą sekundą i Castiel zaczął sobie wyobrażać różne idiotyzmy, patrząc Deanowi w oczy. Takie, jak patrzenie, jak Dean się zaspokajał, dokładnie tu, na tym szezlongu, kiedy on patrzył; albo otwieranie Deana i branie go na każdej możliwej powierzchni pokoju. A może nawet zabranie Deana do swego domowego studio i kochanie się z nim przed stojącym tam ogromnym lustrem, tak, aby obaj mogli widzieć WSZYSTKO. A potem może wziąłby Deana do swojego łóżka i pod prysznic, podzieliłby się z nim ubraniami, miejscem w szafie, oglądałby z nim telewizję, kochał się z nim na kanapie, gotował obiad w kuchni, w garażu umieściłby ten jego wspaniały samochód… Kiedy jednak wyobraził sobie kochanie się z Deanem na tylnim siedzeniu i to, jak chłopak popatrzyłby na niego i powiedział „Dotknij mnie, Cas”, Castiel odrzucił węgiel, prychając pogardliwie, zakrył sobie oczy dłonią i sfrustrowany zaczął masować sobie skronie.
- Cas? Co się dzieje? – zapytał Dean zmartwionym głosem, a prześcieradło świsnęło głośno wzdłuż szezlongu, kiedy chłopak szubko usiadł.
- Po prostu potrzebuję chwili – westchnął mężczyzna.
- Mógłbym coś zrobić? – spytał cicho Dean. Brzmiał niepewnie, niemal nerwowo, i Castiel westchnął znowu, uświadomiwszy sobie, jak Dean mógł zinterpretować jego zachowanie. Zdjął rękę z oczu; tak, na twarzy Deana widniał ewidentny niepokój, postawę miał napiętą i ściskał prześcieradło w talii.
- Przepraszam, Dean. Świetnie sobie radzisz. – JESTEŚ DOSKONAŁY. – Po prostu czuję się trochę… przyblokowany – uśmiechnął się Castiel słabo, zbliżając się do prawdy na tyle, ile mógł.
Po tych słowach Dean odprężył się trochę, ale troska nie do końca zniknęła mu z oczu i ten widok niezmiernie poprawił Castielowi samopoczucie. Choć naprawdę nie powinien do tego dopuścić. Mimo, iż miło było wiedzieć, że Deanowi zależało, to naprawdę musiał zacząć kontrolować swoje reakcje na młodego mężczyznę.
- Mógłbym… Miałbyś coś przeciwko, gdybym popatrzył? – spytał Dean, wskazując gestem na szkic. – Znaczy się, wiem, że nie lubisz pokazywać swoich prac i w ogóle, ale ludzie całe popołudnie mnie rysowali i naprawdę jestem ciekaw-
- Co? – wtrącił się Castiel. – Co każe ci myśleć, że nie lubię pokazywać swoich prac? – spytał zdezorientowany.
- Cóż… w kawiarni nigdy nie pozwalasz nikomu popatrzeć, co rysujesz. Przypuściłem tylko…
- Oczywiście – sapnął Castiel do siebie. Nigdy nie pozwalał nikomu w kawiarni zobaczyć, że rysował Deana. Po tym Dean spojrzał na niego dziwnie, więc szybko przybrał uśmiech na twarz. – Znaczy się, oczywiście, Dean, że możesz zobaczyć – powiedział, próbując ukryć swoje chwilowe miotanie się.
Dean uśmiechnął się szeroko i zeskoczył z szezlongu, owijając się prześcieradłem w talii i podchodząc bliżej, a Castiel odetchnął głęboko i przygotował na reakcję chłopaka.

Kiedy Dean ujrzał rysunek Castiela, znieruchomiał całkiem, a uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy chłopak z zaskoczeniem wciągnął powietrze. Castiel dość swobodnie podszedł do realizmu otoczenia i nie było ono nawet w przybliżeniu skończone, ale ogólny zamysł wydawał się oczywisty.
Większość postaci Deana już widniała na rysunku, wszystkie kontury i krzywizny jego ciała, choć Castiel nie narysował jeszcze prześcieradła. Większość czasu spędził nad twarzą chłopaka, próbując uchwycić idealny łuk jego ust, każde wygięcie każdej rzęsy i cień, jaki rzucały, wyraz oczu Deana… Ale Castiel nie martwił się o tę część szkicu. Miał już mnóstwo wprawy w rysowaniu chłopaka wcześniej, nawet, jeśli on sam tego nie wiedział.
Castiel czuł niepokój na myśl o reszcie szkicu. Zamiast narysować szezlong i resztę tła tak, jak wyglądało, mężczyzna stworzył wielkiego, odpoczywającego orła, inspirując się malowidłem, które wcześniej tego popołudnia tak oczarowało Deana. Jedno ze skrzydeł ptaka wyginało się nad ciałem Deana; rozsunięte pióra, ZALEDWIE dotykając jego skóry, układały w taki sposób, że wydawały się być źródłem cieni wokół ciała Deana, oryginalnie rzucanych przez stojącą pod kątem lampę. Drugie skrzydło narysowane było zamiast szezlongu, dając wrażenie, że Dean leżał na łożu z piór, przyciśnięty do piersi ptaka.
Sposób, w jaki orzeł patrzył w dół na Deana, połączony z tym, jak jego skrzydło unosiło się wokół ciała chłopaka, dawał wrażenie, że ptak albo go ochraniał, albo miał go objąć, albo obie te rzeczy, Castiel nie umiał się zdecydować. I myślał, że była to dość odsłaniająca interpretacja jego własnych pragnień w stosunku do Deana w chwili obecnej.
- Cas… - sapnął cicho Dean. – Wow… - chłopak rzucił szybko wzrokiem na obraz z Zeusem i Ganimedesem, po czym zerknął z powrotem na szkic Castiela i na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech.
- Znasz grecki mit o Ganimedesie? – zapytał Castiel. Dean potrząsnął głową, nie odwracając oczu od szkicu.
- Ganimedes był młodym pasterzem – wyjaśnił Castiel – tak pięknym, że Zeus w postaci orła zstąpił na ziemię, aby porwać go na Olimp, gdzie uczynił go swoim nieśmiertelnym kochankiem oraz podczaszym bogów.
- Coś jak osobisty kelner? – Dean uśmiechnął się lekko.
- Tak – zachichotał Castiel z ulgą. Nie był pewien, jak Dean przyjmie tę właściwie homoseksualną historię czy też jego pociąg do niej, ale wydawało się, że chłopakowi w ogóle to nie przeszkadzało.
- Ale czy Zeus nie miał żony czy jak? – zapytał Dean, ze zmarszczonymi brwiami patrząc na rysunek.
- Tak, miał – odparł Castiel. – Której nie cieszył ten romans. Dlatego też Zeus ostatecznie umieścił Ganimedesa wśród gwiazd, jako konstelację Wodnika.
- Ha – sapnął zamyślony Dean. – Ja jestem Wodnikiem – powiedział.
- Naprawdę? – Castiel uśmiechnął się, usłyszawszy o tej zbieżności. Wtedy Dean spojrzał na niego z nieoczekiwaną powagą w oczach i uśmiech mężczyzny osłabł.
- Nie jesteś żonaty, co? – zapytał chłopak absolutnie nie speszony.
- …Nie? – zaskrzeczał Castiel, wzięty całkowicie z zaskoczenia.
- To dobrze – odparł Dean.

Castiel słyszał w uszach własny przyspieszony puls. Tym jednym pytaniem Dean praktycznie złożył mu propozycję i było to tak nieoczekiwane, że nie wiedział, jak zareagować. To, jak Dean teraz na niego patrzył, dawało mu pewność, że mógłby go pociągnąć na swoje kolana i zrobić z nim, co chciał. Drzwi były zamknięte, o tej popołudniowej godzinie w budynku już prawdopodobnie nikt nie został, a Dean był tak blisko, że Castiel mógł już praktycznie POSMAKOWAĆ jego skóry.
Ale ku jego absolutnej konsternacji Dean cofnął się poza zasięg i cofał się dalej, dopóki znowu nie znalazł się przy szezlongu. A potem, szokując Castiela całkowicie, zrzucił pod prześcieradłem swoje bokserki i upuścił je na podłogę.
Szczęka Castiela opadła równie nisko i mężczyzna nadal trwał w szoku, kiedy Dean ponownie ułożył się na szezlongu, w tej samej leniwej pozie, co poprzednio, tyle, że teraz przesunął sobie prześcieradło pomiędzy nogami – wciąż się okrywając, ale tym razem odsłaniając całą linię bioder. Całkiem, jak na rysunku na ścianie.
Castiel prawie stęknął na głos. Zapragnął ukryć twarz w tym jednym biodrze, składać mu hołd ustami, językiem i zębami, całować, lizać i skubać sobie drogę do środka, do wnętrza Deana, gdzie mógłby podjąć uwielbienie na nowo.
- Chcesz kontynuować? – spytał cicho Dean i Castiel mógłby przysiąc, iż jego oczy były teraz ciemniejsze, że źrenice miał rozszerzone z pożądania, które, jak mężczyzna wiedział, mogło rywalizować z jego własnym. Pożądania, które stale rosło przez ostatnią godzinę, kiedy tylko oni dwaj znajdowali się w studiu, artysta i obiekt. Nie, ono rosło od jeszcze wcześniej, od wykładu Castiela, ale ograniczała je obecność uczniów. Nie. Dla Castiela były to tygodnie, MIESIĄCE patrzenia, pragnienia i po prostu CZEKANIA na jakiś znak, że Dean byłby w stanie poradzić sobie z jego uczuciem.
A teraz wydawało się, że Dean nie tylko był w stanie sobie z nim poradzić, ale że je WITAŁ, rozkładając się tak, aby Castiel wziął go w swoim tempie.
Mimo to Castiel nie odnosił wrażenia, że miał jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. Fakt, że Dean tak całkowicie go oczarował, świadczył wyraźnie o tym, że to chłopak dysponował tu siłą.
Castiel zrobił jedyne, co MÓGŁ. Wziąwszy głęboki wdech złapał za węgiel i zaczął znowu rysować, dodając kontury, które wcześniej pozostały zakryte. Muskał palcami nowe kreski, niemal je pieszcząc, spragniony prawdziwego ciała. Ale tym razem nie czuł już ciężaru wypierania się, ponieważ wydawało się, że prawdziwe ciało było zaledwie na wyciągnięcie ręki, wabiąc go do siebie, ale też wyzywając go, by usunął ostatnią materialną przeszkodę między nimi.
I jaka cienka to była przeszkoda. Nawet w miękkim świetle lampy Castiel dostrzegał zarys ciała Deana pod spodem, które pod jego spojrzeniem zaczęło rosnąć i TWARDNIEĆ, dopóki jego PIĘKNEGO kształtu nie dało się z niczym pomylić.
Castiel poczuł, że reagował, i zaczął się wiercić na krześle, usiłując się dostosować. Jednak samokontrola zaczęła mu się kruszyć po tak długim oczekiwaniu i w obliczu takiego… pożądania. W zaledwie kilka sekund stało się bardzo oczywiste, że był podniecony, a Dean spojrzał na niego dobitnie i posłał mu uśmieszek, kiedy to zobaczył.
I właśnie wtedy chłopak odrzucił prześcieradło.

Wyglądało to tak, jakby poruszało się w zwolnionym tempie, to, jak materiał przesunął się po skórze Deana, jak głośno zaszeleścił w ciszy pokoju, spadając. Wreszcie całe prześcieradło zniknęło, padając w zwojach na podłogę, a Dean był całkowicie i cudownie nagi.
Castiel wydał z siebie coś jakby szloch, niezdolny się powstrzymać.
Węgiel wypadł mu z palców, rozbryzgując się na ziemi.
A kiedy się roztrzaskał, roztrzaskały się też resztki jego samokontroli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:53, 03 Gru 2013    Temat postu:

Sneak peek 9-go odcinka "Holy terror". Trochę późno...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:21, 03 Gru 2013    Temat postu:

Ok. Zabrałam się za Grey. Najpierw rzuciłam lekturę w kąt, bo John i jego picie i Jessu, atmosfera zabija. Potem okazało się, że Dean jest omegą. Teraz grupa alf gwałci jakąś omegę w barze. CAŁY fic jest jak kop w jaja...? Um.
Biorę się za wrzutę @.`


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:25, 03 Gru 2013    Temat postu:

Tak, atmosfera jest taka z grubsza cały czas, ale mnie ten fik zachwycił aż do bólu. Co ostatnio zdarzyło mi się przy POINT PLEASANT.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:34, 03 Gru 2013    Temat postu:

Czy ktoś Deana zgwałci...?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:01, 03 Gru 2013    Temat postu:

Nie :) Na szczęście.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:51, 03 Gru 2013    Temat postu:

Jeszcze tego by w tym fiku brakowało oO z resztą tak naprawdę akcja w Czyśćcu jest gorsza, niż jakikolwiek grałt, bo um. Zobaczysz słońce @_@

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:00, 03 Gru 2013    Temat postu:

Dobra, reszta ficzka na dobranoc :) Mam nadzieję, że zakończenie sie wam spodoba.

Wstawszy z krzesła podszedł oszołomiony do szezlongu, przyciągany złotym lśnieniem skóry Deana i zapraszającym ŻAREM w jego oczach. Wpełzł w nogi szezlongu, powoli przeszedł wzdłuż nóg chłopaka, czekając i wahając się w cieple jego ciała. Było gęste i uderzało do głowy, stanowiąc niemal namacalną poduszkę, na której się można było położyć. Przyglądał się z bliska rzęsom Deana, zasłaniającym jego ciemne tęczówki, patrzył na piegi na policzkach i rozchylone, czekające usta poniżej. Gapił się i gapił i GAPIŁ, smakując oddechu Deana na języku, dopóki wreszcie chłopak nie złapał go za krawat i nie pociągnął w dół do miażdżącego pocałunku.
Castiel stęknął, etapami opadając na chłopaka. Najpierw padł na kolana, oszołomiony i w pokorze na skutek dotyku ust Deana na swoich, NARESZCIE, IDEALNIE, UWIELBIAJĄC jego wargi, modląc się do pieszczot jego języka. Potem opadł na biodra, przyciągany do środka ciała chłopaka, a jego stęknięcie zostało odwzajemnione, kiedy dowód pożądania Deana nacisnął na jego ciało, silny i uparty, żądając ruchu w tym najstarszym z tańców. A potem na jego pierś, na serce, bijące mu pod żebrami; umościł się na Deanie i znalazł odpowiadający swemu własnemu puls, znalazł zsynchronizowane oddechy, przelewające się między nimi w te i z powrotem.
Otaczały go ramiona Deana, jego nogi, jego dłonie we włosach, trzymające go blisko i ogrzewające go samym dotykiem skóry. Było to wszystko, czego kiedykolwiek pragnął. A jednak nawet W PRZYBLIŻENIU nie było to dosyć.
Chciał również POSMAKOWAĆ Deana, spróbować jego powiek, jego RZĘS, piegów na policzkach, czubka nosa, linii szczęki, ucha, skóry kryjącej się za nim… a kiedy wreszcie jego wargi podążyły ścieżką do szyi chłopaka, Dean sapnął jego imię w taki sposób, że Castiel zapragnął schwycić ten dźwięk i również przycisnąć do ust.
Zrobił drugą najlepszą rzecz i skubnięciami zsunął się w dół po gardle Deana, przysysając mu się do obojczyka, a zaskoczony jęk chłopaka zawibrował mu głęboko w ustach, zaraz na języku, i było to najbliższe tego, czego chciał.
Jego usta przejęły kontrolę, skubiąc Deana po ramionach, pożerając każdy cal tej złotej skóry, wygłodzone od tak DAWNA. Czuł każdy drżący oddech chłopaka, każde delikatne sapnięcie i westchnienie przy wargach i miał pewność, że je odwzajemniał, wyciskał w obojczyku Deana, zatracony w jego zapachu, w tej niemożliwie idealnej mieszance chłopaka i mężczyzny jednocześnie. Skóra Deana była taka sama, była tak miękka, jak młoda i nieskalana niczym poza warstwą piegów, okrywającą twarde równiny ciała dorastającego człowieka.
Castiel musnął kciukami idealne, różowe sutki, od dawna zesztywniałe w zimnym powietrzu pokoju, a Dean syknął zaskoczony, prężąc się pod dotykiem i błagając o więcej. I było o tyle więcej. Były palce, paznokcie, usta, zęby, drażniące i smakujące, aż wreszcie Dean zaczął się wić, a jego pokryta delikatną skórą twardość szturchnęła Castiela w pierś, przypominając mu o swojej obecności i o swojej potrzebie.
Co nieuniknione, Castiel zatracił się w tej potrzebie, opadając niżej i przyciskając wargi do wyczekującego ciała, kołysząc je w dłoniach i liżąc na całej długości. Dean złapał go za włosy, przeklinając cicho, i poruszył biodrami, pchając w usta Castiela i domagając się rytmu. Castiel niczego mu nie odmówił, rozsunął szerzej jego uda i połknął więcej skóry, zanurzając nos w odurzającym zapachu chłopaka.
Potrzebował więcej, a Dean leżał pod nim otwarty, tylko CZEKAJĄC, by go spróbować. Więc zanurkował niżej, liżąc, całując, gładząc to idealne, różowe wejście, a Dean krzyknął, rzuciwszy się pod nim. Castiel polizał go tam znowu, tym razem unosząc oczy i patrząc, jak fale rozkoszy przewalały się w złotym świetle przez ciało Deana, obmywając mu twarz zaskoczeniem tą nagłą ekstazą. Był taki PIĘKNY, taki WRAŻLIWY… tyle, że kiedy Castiel ponownie okrążył dziurkę językiem i ciało Deana praktycznie się pod nim zatrzęsło, zdał sobie wreszcie sprawę z tego, że Dean był być może… ZBYT wrażliwy.
- Dean – powiedział miękko, przyciągając jego uwagę, i trzeba było kilka głębokich oddechów, zanim chłopak uspokoił się na tyle, by spojrzeć mu w oczy. Wzrok miał niemal dziki, tak całkowicie pochłaniało go pożądanie, że Castiel zgadł odpowiedź, zanim zadał pytanie. – Czy ktokolwiek wcześniej ci to zrobił?
Dean nieznacznie pokręcił głową i Castiel nie wiedział, jak zareagować, przytłoczony tym wyznaniem; pożądanie i potrzeba wzięcia walczyły w nim z sumieniem.
- Dean – mężczyzna przełknął z trudem – czy kiedykolwiek byłeś z innym mężczyzną?
Tym razem Dean potrzebował na odpowiedź więcej czasu, ale była ona taka sama, niewielkie, krótkie potrząśnięcie głową, od którego Castielowi zakręciło się z żądzy w głowie, ale poczuł się też poskromiony rzeczywistością.
Usiadł na szezlongu, odwracając się od Deana i ukrywając twarz w dłoniach.

- Cas? – spytał Dean, brzmiąc tak niepewnie i krucho, że Castiel szarpnął się za włosy.
- To jest absolutnie niewłaściwe – mężczyzna zgrzytnął zębami. – Jesteś w tym samym wieku, co większość moich studentów.
- Ale NIE jestem jednym z nich – odpalił Dean. – I, Cas, ja tego CHCĘ – podkreślił gorączkowo. – Nie masz pojęcia, jak bardzo tego chcę – powtórzył miękko.
Po tych słowach Castiel stęknął sfrustrowany, ponieważ MIAŁ. MIAŁ pojęcie. Wyobrażał to sobie od tak dawna. Choć nigdy nie sądził, by naprawdę mógł to mieć. Castiel zawsze wiedział, że Dean był dla niego za młody, więc nigdy nie próbował się za nim uganiać, nieważne, jak bardzo tego pragnął. Poza tym i tak zawsze myślał, iż Dean wolał kobiety, z tego, co zaobserwował. Może aż do teraz tak było. Ale żeby być pierwszym MĘŻCZYZNĄ Deana… tutaj, pod wpływem chwili, na starym, zakurzonym szezlongu i do tego w studiu uniwersyteckim… to nie tak powinno się to zrobić. Jeśli w ogóle.
- No dalej, Cas – szepnął mu Dean do ucha, przywierając do jego pleców i ponownie otaczając go swoim odurzającym ciepłem. – Wiem, że ty też tego chcesz. To, jak mnie narysowałeś, to, jak na mnie PATRZYŁEŚ…
- Nie w taki sposób! – syknął Castiel. – Nie za twoim pierwszym razem.
- Czy to nie ja powinienem wybrać? – upierał się Dean. – Cas, jestem dość dorosły na to, by wiedzieć, czego chcę – mruknął, przysuwając się bliżej. – No chodź, Cas. Walić poprawność. Prosto w twarz – powiedział i Castiel nie mógł się nie roześmiać. Zachęcony tą reakcją Dean sięgnął wokół talii mężczyzny i Castiel poczuł opuszki palców wpełzające mu pod brzeg koszuli. – Dalej, Cas. Dla mnie. Proszę – nalegał chłopak, całując Castiela po plecach, a pocałunki z każdym razem robiły się coraz bardziej mokre i spragnione, dławiąc postanowienie mężczyzny. – PROSZĘ, Cas – poprosił Dean jeszcze raz, a Castiel stęknął, wydarł się z objęć Deana i wstał z kanapy.
Odszedł na drżących nogach i wydawało mu się, że usłyszał cichy jęk rozpaczy chłopaka, ale teraz nie mógł się odwrócić, inaczej zrobiłby coś, czego obaj mogliby żałować.
Zamiast tego poszedł dalej, prosto do składziku, po to, czego potrzebowali.
Było mu jednak bardzo trudno nie odwrócić się i nie rzucić ponownie w ramiona Deana, zanim to jednak zrobi, chciał mieć pewność, że obaj mogli być przynajmniej BEZPIECZNI.
Na początku w oszołomieniu rozglądał się po składziku, patrząc, ale tak naprawdę nie widząc przez mgłę pożądania wciąż krążącego mu w ciele i głośno pulsującego w uszach. Ujrzał wreszcie dużą butelkę balsamu do rąk zostawioną przez jednego z innych nauczycieli celem radzenia sobie z gęstszymi farbami olejnymi. Wziął ją i zawrócił do drzwi, ale po drodze ujrzał ubrania Deana na krześle i portfel wydymający tył jego dżinsów. Przygryzł usta, sięgając po portfel, mając nadzieję, że Dean miał przynajmniej na tyle rozumu, aby nosić przy sobie jakieś zabezpieczenie. Nawet, jeśli nie było to najlepsze miejsce do przechowywania takich rzeczy, Castielowi ulżyło, kiedy znalazł gumkę, po czym odłożył portfel chłopaka z powrotem do spodni.
Kiedy jednak wyłonił się ze składziku, zatrzymał się natychmiast, z zaskoczeniem widząc Deana w tej samej pozycji, którą on przybrał wcześniej, siedzącego na brzegu szezlongu z głową opartą na rękach. W piersi ścisnęło go z współczucia, bo wiedział, jak to było nie dostać czegoś, czego się tak rozpaczliwie pragnęło, ale wtedy sobie uświadomił, że tym czymś był ON, i serce mu zapłonęło, rozlewając mu ciepło w piersi na dokładkę do gorąca, jakie szerzyło się niżej.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale znalazłem to w twoim portfelu – powiedział Castiel, unosząc gumkę. Po jego słowach Dean poderwał głowę, a kiedy ujrzał, co Castiel trzymał, jego uśmiech wyrażał zarówno oszołomienie, jak ulgę, i przybrał na sile z podniecenia, podczas gdy jego oczy na nowo zapłonęły pożądaniem.

Kiedy Castiel podchodził, Dean ukląkł na szezlongu, więc gdy mężczyzna znalazł się w zasięgu jego ramion, Dean sięgnął do niego i przyciągnął do miażdżącego pocałunku. Castiel prawie się potknął, ale chłopak wziął go w ramiona, ściskając tak, jakby za żadne skarby świata nie zamierzał go puścić ponownie. W tej sytuacji Castiel upuścił trzymane w rękach przedmioty, które spadły na szezlong, gdy on dla równowagi schwycił Deana. Ale nie przejął się. Czuł gorące i wilgotne usta chłopaka przy swoich, a pod dłońmi miał jego cudowną skórę.
Dean zdawał się chcieć tego samego, ponieważ gdy tylko Castiel dał znowu radę stać samodzielnie, chłopak wyszarpnął mu krawat i zaczął ciągnąć za guziki koszuli, dopóki i jej nie zerwał. A potem wszędzie była skóra, aksamitna gładkość przyciskająca się gorąco i twardo do… SKÓRY.
Castiel objął go jeszcze mocniej, w bolesnym zachwycie jęcząc Deanowi w usta. Wciąż się tym delektował, podczas gdy ręce chłopaka szybko rozprawiły się z jego paskiem i rozporkiem i gdy spodnie oraz bokserki bezceremonialnie spadły na podłogę. A potem, dobry Boże, było jeszcze WIĘCEJ skóry i twardego ciała, gorącego i nalegającego, ocierającego się o siebie. Zamiast stęknąć, Castiel wciągnął powietrze, a ich usta przestały napierać szaleńczo na siebie na korzyść większej potrzeby niżej.
- KURWA, Cas… - zakwilił Dean, ocierając się o niego powoli i z drżeniem i obejmując go za szyję. Castiel złapał go za tyłek i przygarnął go bliżej, ścierając się z nim, a Dean krzyknął, odrzucając głowę w tył i łapiąc powietrze. Castiel czuł się rozdarty pomiędzy chęcią przyciśnięcia ust do wyciągniętej szyi chłopaka a pragnieniem obserwowania jego twarzy, rozluźnionej i pełnej podziwu oraz przytłoczonej rozkoszą. Próbował zrobić jedno i drugie, nie odwracając wzroku i wyciskając lekkie pocałunki na gardle Deana.
Dean krzyknął znowu i szeroko otwarł oczy, kiedy Castiel przypadkowo musnął palcem szparę między jego pośladkami. Uniósł głowę, by znowu spojrzeć na mężczyznę z jakby zaskoczeniem w oczach, nawet, jeśli rzucił biodrami w tył, pragnąc więcej. Tym razem, kiedy Castiel świadomie nacisnął to miejsce palcem, Dean w milczącym krzyku otwarł usta, ale nie odwrócił wzroku, dając mężczyźnie znać zaskoczonymi oczami i ciężkimi oddechami, jak bardzo mu się to podobało.
Castiel zaczął poruszać palcem, zakreślać nim kółeczka, i jeśli myślał, że Dean wcześniej był rozedrgany, to było to nic w porównaniu z tym, jak chłopak obecnie się pod nim rzucał. Dean nie był nawet mokry, a już się przed nim otwierał, biorąc w siebie czubek palca Castiela.
- Włóż go – wydyszał. A Castiela bardzo kusiło. Ale to miał być pierwszy raz Deana z mężczyzną, więc Castiel chciał, aby było mu dobrze, by było to coś pamiętnego, tak, jak wiedział, że będzie dla NIEGO.
- Jeszcze nie – odszepnął i cofnął rękę. Zamiast tego pochylił się do przodu, ostrożnie podnosząc Deana z szezlongu i układając go na brzuchu. Na długie chwile zatracił się w zagłębieniu jego kręgosłupa, w boskich krzywiznach jego pośladków i z roztargnieniem pogładził go po biodrach, przyciągając go bliżej i podnosząc na kolana. Dean z chęcią pozwolił się ruszać i z pełnym ulgi westchnieniem przybrał pozycję. Po czym sięgnął do tyłu, rozsuwając sobie pośladki.
Na ten widok Castiel stęknął jak uderzony, a fiut mu zadrgał, kiedy patrzył, jak Dean trzymał się w tej pozycji, prezentując się jemu. Westchnąwszy padł naprzód, zanurzając język w tym zaproszeniu, omiatając nim, okrążając i szturchając wejście Deana, podczas gdy chłopak drgał, wił się i łkał w poduszki.
Dean był przytłoczony doznaniami, tyle Castiel mógł powiedzieć. Ale nie przestał, nie, dopóki chłopak nie zaczął przeklinać bez sensu, potem wyszlochiwać błagań, aż wreszcie mógł tylko wołać imię Castiela, wtopiwszy się całkiem w szezlong. I WTEDY Castiel wreszcie wsunął w niego palce.
Pierwszy z łatwością wsiąknął w chłopaka, czemu towarzyszyło ciche stęknięcie. Potem drugi, który powoli pchał w śliską od śliny dziurkę Deana, spotkał się z cichymi pomrukami rozkoszy i tylko nieznacznym drganiem ciała, już tak dokładnie rozłożonym na części pierwsze. Dean był tak odprężony, tak bardzo na niego gotowy, że Castiel niemal czuł się winny, kiedy zaczął drążyć głębiej, szukając tego miejsca, które znowu rozpaliłoby ciało chłopaka.
Wziął znaleziony wcześniej balsam, rozsmarował go na palcach i wepchnął je w Deana, ułatwiając sobie wejście głębiej. Dean zdziwił się lekko dotykiem zimnego balsamu na skórze, ale gdy palce mężczyzny zaczęły szukać mocniej, chłopak zaczął reagować, ponownie unosząc biodra i napotykając pchnięcia Castiela. Robiąc to Dean wygiął biodra, pomagając mężczyźnie znaleźć to, czego tamten szukał, i Castiel wiedział, że znalazł, kiedy Dean krzyknął, rzucając się wokół niego.
Castiel zaczął powoli masować ten punkt, ponownie doprowadzając chłopaka do szaleństwa. Przeklinanie zaczęło się na nowo, podobnie jak bełkotanie, błaganie i wypowiadanie jego imienia, aż wreszcie Castiel nie mógł się dłużej powstrzymać, pragnąc dać Deanowi to, czego tamten chciał, rozpaczliwie chcąc pogrążyć się w tym gorącu. Wyciągnął palce, aby nałożyć sobie gumkę, wykorzystał balsam, aby się nawilżyć, ale nawet czas na TO był dla Deana za długi, więc chłopak sięgnął za siebie i wsunął sobie w ciało swoje palce, wypełniając to miejsce, które Castiel pozostawił niezaspokojone.
Castielowi niemal implodował mózg.
Doszedł prawie w tamtej chwili, z fiutem w dłoniach, kiedy ujrzał, co Dean robił. Ze wszystkich rzeczy, które Castiel miał szczęście dziś widzieć, to go prawie wykończyło. Dean może i nigdy nie był z mężczyzną, ale TO WYRAŹNIE wcześniej zrobił; posuwał się palcami z tego rodzaju łatwością, jaka wynikała z doświadczenia. Dużego. Wystarczającego na to, aby zapragnął czegoś prawdziwego. Bezwstydnie. By o to BŁAGAŁ.
O CASTIELA.
To było niemal za dużo. I może mózg w jakiś sposób mu się przeciążył, ponieważ wtedy Castiel ponownie włożył w niego swoje palce, tuż obok palców chłopaka, rozciągając go jeszcze bardziej, kiedy posuwały go wspólnie. Na początku Dean ucichł całkiem i zamarł w szoku, po czym litania błagań i przekleństw zaczęła się na nowo, jeszcze bardziej pełna potrzeby, niż wcześniej.
- OBOŻECASKURWATAKWIĘCEJWIĘCEJWIĘCEJPROSZĘWŁÓŻGOWRESZCIECASPOTRZEBUJĘCIĘ!
Castiel miał dość. Wyjął palce swoje i chłopaka, po czym ustawił się za jego wciąż drgającymi biodrami, za jego otwartym i czekającym wejściem i powoli zaczął w niego wchodzić.
Dean znowu umilkł, ściskając poduszki i ciężko oddychając, podczas gdy Castiel ostrożnie wsuwał się niego, stękając cicho z wysiłku. W tej przynajmniej pozycji Dean miał trochę kontroli nad sytuacją, trochę przestrzeni, by się cofnąć, gdyby go zabolało, ale Castiel odkrył, że musiał zamiast tego wykorzystać tę przestrzeń, aby Deana unieruchomić i zapobiec temu, by chłopak napierał na niego.
Dean tak bardzo tego pragnął. A Castiel nie pragnął niczego więcej, niż pogrążenia się w Deanie, wepchnięcia się w niego jednym ruchem, aż znalazłby się w nim po jądra. Ale to był pierwszy raz chłopaka i on wciąż był taki CIASNY. Castiel zmusił się do tego, aby się nie spieszyć, nieważne, jak bardzo obaj tego pragnęli.
Wreszcie nie mógł iść dalej. Był TAM, w Deanie na całą długość, i przez chwilę się tym delektował, opadając na plecy chłopaka i trzymając go tam, tak niemożliwie ciepłego i otulającego go ciasno. Dean obrócił głowę, aby spojrzeć tam, gdzie Castiel złożył mu głowę na ramieniu, i znowu spojrzeli sobie w oczy, pierwszy raz od czasu, kiedy mężczyzna złożył chłopaka na szezlongu.
Oczy Deana przekazywały o wiele więcej, niż ciche przekleństwa padające mu z ust. Były tak cudownie ciemne i dzikie z pożądania i skupiały się na nim z tak intensywnym żarem i surową POTRZEBĄ, że Castiel odkrył, iż kiwał głową, odpowiadając na niewypowiedziane pytanie i dając Deanowi to, czego tamten pragnął.
Początkowo pchnięcia były ostrożne, dawały Deanowi czas na dopasowanie się do niego, czas na nauczenie się, jak się odprężyć i przyjąć wszystko. Ale wolne tempo dawało Castielowi również okazję obserwowania każdej drobnej reakcji na twarzy Deana po każdym pchnięciu, uziemiając chłopaka w połączeniu ich oczu i warg i w niechęci do wyrwania się z tego.
Nie musiał tego dłużej ukrywać. Nie musiał hamować wszystkiego, co pragnął czuć. Wszystko, co wcześniej mógł wyrazić jedynie na papierze i płótnie, teraz przekazywał Deanowi swoimi oczami, wargami i dłońmi… całym swoim ciałem, całą swoją ISTOTĄ.
To było takie dobre.

Potrzeba narastała zbyt szybko. Po tak długim oczekiwaniu było to nieuniknione. I Castiel znowu musiał się odsunąć, unieść nad plecami Deana, aby się lepiej oprzeć, kiedy zaczął przyspieszać. Ale nie chciał znowu odsuwać ust, śledząc ścieżkę piegów na ramieniu Deana, NARESZCIE mogąc uwielbiać te konstelacje na plecach, kłęby mięśni i ostre łopatki. Rysował to wszystko tak wiele razy ze swego kąta w kawiarni, patrząc, jak Dean pracował. A nawet, jeśli nie siedział w kawiarni, to próbował odtworzyć wszystko z pamięci, ale odsłonięte, gołe tak, jak teraz, starając się wyobrazić sobie, jak te linie ożyłyby na skutek pociągnięć ołówkiem albo palcami.
Przesunął swój ciężar i uwolnił jedną z rąk, aby dotknąć skóry na plecach Deana, śledząc te kontury, które tak często rysował na papierze, gładząc kciukiem kręgosłup chłopaka i śledząc mięśnie jego bioder. Dean zareagował na to instynktownie, sycząc i wiercąc się, jakby miał łaskotki, i odpychając rękę Castiela. Po tym odkryciu mężczyzna parsknął śmiechem, a ciepło rozlało mu się w piersi i na nowo poczuł przywiązanie.
Dean nie puścił go, tylko podniósł sobie jego rękę do ust i wycisnął mokre pocałunki w jej wnętrzu. Ciepło w piersi Castiela rozlało się jeszcze dalej na widok czułości tego gestu, do tego w środku takiej namiętności. Potem Dean zaczął mu całować opuszki jeden po drugim, jakby oddając cześć dłoni, która tyle razy odtworzyła go na papierze, choć on sam nie miał o tym pojęcia.
Albo on pchnął, albo Dean je wessał, ale nagle jego palce znalazły się w ustach chłopaka, poruszając się jednocześnie z jego biodrami, a język Deana obmywał je i otaczał w sposób, który Castiela zelektryzował od stóp do głów. Zadygotał, niezdolny się dłużej wstrzymywać, i przetoczył się na bok za Deanem, pociągając go ze sobą tak, że połączeni przylegali do siebie.
Dean nie przestał ssać jego palców, tylko uniósł nieco nogę i dostosował się do pozycji bocznej, dając Castielowi lepszą możliwość nieustannego wsuwania się w siebie. Ale teraz przed mężczyzną rozpościerały się kolejne połacie odsłoniętej skóry, której również chciał dotknąć.
Niechętnie wyjął palce z ust Deana. Chłopak westchnął, a jego oddech omiótł wilgotną skórę i sprawił, że znowu zaczęła mu mrowić. W przeszłości Castiel doznał tego samego z sutkami, na które ktoś oddychał po tym, jak już je possał i pogryzł, więc z tą właśnie myślą mężczyzna sięgnął do piersi Deana.
Dean sapnął, kiedy Castiel mocno schwycił sutek w wilgotne palce, szczypiąc, ciągnąc i drażniąc stwardniały guzek. Potem mężczyzna przekręcił chłopaka bardziej na plecy tak, aby móc się położyć na jego torsie i dmuchnąć. Dean rzucił biodrami i sapnął, pokrywając się gęsią skórką, po czym wykręcił się jeszcze bardziej, aby objąć Castiela za szyję i przyciągnąć go do siebie w kolejnym miażdżącym pocałunku.
Castiel stęknął, złapał Deana za udo i podniósł ponownie, podczas gdy chłopak się dostosowywał. Przez chwilę masował silny mięsień nogi, zachwycając się uczuciem tego pełnego ciała pod dłonią, a potem dłoń zjechała mu do wewnątrz, w stronę centrum ciała Deana.
Kiedy złapał chłopaka za fiuta, nie miał już mokrych palców, ale Dean cały był pokryty wilgocią spływającą mu po całej długości; było jej więcej niż trzeba, aby stworzyć płynny rytm. Dean rzucił się jeszcze raz, krzycząc, ale w tej połowicznie bocznej pozycji nie mógł naprzeć na Castiela tak, jak mężczyzna wiedział, że chciał. Mógł jedynie brać, rozdzierany bocznymi pchnięciami Castiela. Mógł jedynie trzymać go za szyję, mierząc go dzikim wzrokiem i witając otwartymi ustami.
Castiel nigdy nie sądził, że ujrzałby Deana w takim stanie, Nigdy nie pomyślał, że mógłby go naprawdę trzymać w ramionach, przyciśniętego do siebie, otaczającego go gorąco i ciasno i rozpaczliwie spragnionego. Wyobrażał to sobie i tak bardzo tego chciał. A teraz, kiedy wreszcie to miał, nie chciał, by się to kiedykolwiek skończyło.
Ale obaj byli tak blisko. A pragnienie spełnienia coraz silniej przeważało nad pragnieniem Castiela, by to trwało.
- BOŻE, Dean, nie masz pojęcia, co mi robisz… - stęknął. – Co ty mi robisz!
- Cas! – zakwilił boleśnie Dean. – Nie mogę… nie wytrzymam dużo dłużej!
Castiel nie przestał się poruszać, unosząc wysoko nogę Deana i wkręcając się pod nią, po czym pchnął chłopaka na plecy i położył się na nim, przewiesiwszy sobie jego udo przez ramię. Ta nowa pozycja dawała mu idealny kąt, pozwalała wejść głębiej, i wkrótce Dean krzyczał po każdym uderzeniu członka, wychodził biodrami na spotkanie każdego ruchu.
Castiel ponownie złapał fiuta Deana w garść, obciągając mu mocno i szybko, a zarazem wciąż pchając i wyrywając chłopakowi krzyki z głębi ciała. Wtedy Dean nieoczekiwanie ucichł, znieruchomiał z otwartymi ustami, i Castiel poczuł, jak jego partner doszedł z głębi ciała, poczuł, jak to narastało w jego ciele, dopóki nie wybuchło przez fiuta tak, że Dean mógł tylko jęczeć, a całe jego ciało wiło się z rozkoszy.
Była to najpiękniejsza rzecz, jaką Castiel w życiu widział, więc starał się wytrzymać tak długo, jak mógł, starał się napatrzeć do syta, dopóki zaciskający się żar Deana nie przeciągnął go wreszcie przez granicę. Mężczyzna z krzykiem odrzucił głowę i doszedł mocno i głośno.

Castiel ujeżdżał Deana jeszcze długo po tym, jak doszli, pchając w niego w trakcie późniejszych lekkich skurczy, aż wreszcie obaj byli zbyt wrażliwi, by dłużej to znieść. Potem wysunął się ostrożnie, pełznąc w dół ciała Deana i przywierając ustami do jego brzucha, zlizując słonawe zacieki jego orgazmu. Przejechał językiem jeszcze niżej, po mięknącym ciele, po czym zlizał wszystko ze swoich palców. Dean w milczeniu i nie mogąc złapać tchu gapił się na sufit, dygocząc i sapiąc, kiedy Castiel lizał co wrażliwsze części jego ciała, ale niezależnie od tego rozsunął nogi, by ułatwić mężczyźnie dostęp.
Castiel zawiązał gumkę i rzucił na podłogę, z powrotem sunąc po szezlongu w górę, aby położyć się przy Deanie. Chłopak wciąż patrzył wyżej, ale teraz Castiel widział w jego oczach szklistość, całkowite i najwyższe zdumienie.
- Dean? W porządku z tobą? – zapytał miękko.
Zajęło to chwilę, ale Dean kiwnął lekko głową. A potem drugą, zanim potrząsnął.
- Jasna cholera, Cas – sapnął, śmiejąc się w zadziwieniu. Castiel uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie swój pierwszy raz z innym mężczyzną i to, jak później czuł się oszołomiony całym doświadczeniem. Dean odwrócił się do niego, a jego uśmiech zrobił się ostrożny. – To było… dobre. Prawda? – spytał, przygryzając sobie z niepokojem wargę, a Castiel parsknął śmiechem.
- Dean, to było NIESAMOWITE – zapewnił go absolutnie szczerze.
- Dobra – wydyszał Dean, a jego uśmiech stracił niepewność. W odpowiedzi Castiel sam uśmiechnął się do niego ze zdumieniem, zaskoczony widokiem takiej wrażliwości tam, gdzie zazwyczaj znajdowało się tyle brawury.
Poruszony tym niezamierzonym pokazem Castiel oplótł Deana sobą, głaszcząc mu skórę w próbie ukojenia go. Nie minęło dużo czasu, zanim poczuł wyrównujący się oddech chłopaka, a kiedy spojrzał, Dean już spał mu przy piersi.
Castiel westchnął z czułością, układając się wygodnie i owijając ich prześcieradłem tam, gdzie mógł. Chciał wyciągnąć rękę i dotknąć twarzy chłopaka, prześledzić jej krzywizny i popieścić kontury, które tak często rysował, ale nie chciał go też budzić. Nie chciał sobie odmawiać tej ostatniej okazji do napatrzenia się, zanim stosunki między nimi nieodwołalnie się zmienią.
To było niesamowite popołudnie, więcej, niż niesamowite, ale patrząc realistycznie Dean nadal był dla niego za młody. Mógł nie by gotowy na ten rodzaj… lokowania uczuć, jakie Castiel już mu niestety oddał. Nie być gotowy na te NADZIEJE, jakim Castiel próbował się opierać od czasu, kiedy Deana poznał.
Już i tak samolubnie poddał się swoim pragnieniom. Dean zasługiwał na to, by przeżyć swój pierwszy raz z kimś wyjątkowym, a nie na zakazane spotkanie ze starszym mężczyzną, którego ledwo znał, bez choćby kolacji czy drinka na początek. Ale może taka miała cały czas być rola Castiela, być starszym, doświadczonym mężczyzną z powodzeniem przeprowadzającym chłopaka przez jego pierwszy raz. Mógł czerpać pocieszenie z faktu, że przynajmniej Deanowi było DOBRZE.
Ale do kawiarni nie mógł już chodzić. Nawet, jeśli Dean był w stanie ze względną dojrzałością poradzić sobie z tego rodzaju przelotnym związkiem, to Castiel wiedział, że ON nie będzie mógł wrócić do tej łatwej normalności, która wcześniej dominowała w ich interakcjach. A żeby spróbować, musiałby być wyjątkowym masochistą.
Skoro było, jak było, wiedział, że będzie pamiętał to popołudnie dużo dłużej, niż prawdopodobnie uchodziło za zdrowe. Wiedział już, że będzie szkicował milion różnych chwil, malować wciąż od nowa ten rumieniec i blask, rzeźbić kontury ciała Deana wyłącznie na podstawie dotyku.
Do tego czasu zamierzał tylko patrzeć na wszystko, na co mógł, dopóki i jego wreszcie nie ogarnęło zmęczenie.

Jakiś czas później Castiela obudził dziwny dźwięk. Na początku nie miał pewności, że naprawdę go usłyszał, ponieważ powoli wracał do przytomności, ale potem zarejestrował go znowu i tym razem natychmiast zidentyfikował. Był to dźwięk migawki aparatu, a przynajmniej jej nagrany odgłos używany w komórkach.
Castiel otwarł oczy i ujrzał Deana siedzącego przy nim na szezlongu, znowu w pełni ubranego i, jak podejrzewał, bawiącego się telefonem.
- Dean? – wychrypiał zaspany, a Dean aż się zerwał. – Czy ty mi właśnie zrobiłeś zdjęcie? – uniósł pytająco brew. Dean przygryzł sobie wargę i odwrócił się powoli, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.
- To tylko takie moje hobby – chłopak wzruszył ramionami, ale w sposobie, w jaki to powiedział, brzmiało coś wymijającego, od czego Castiel ściągnął brwi.
- Twoim hobby jest robienie zdjęć nagim, śpiącym mężczyznom – odparł z kamienną twarzą.
- Nie! – krzyknął Dean, wyglądając na zakłopotanego. – Po prostu… robienie zdjęć – wyjaśnił.
- Okej – odparł Castiel. Owinął się prześcieradłem w talii i usiadł na szezlongu obok Deana, po czym przysunął się bliżej. – Mogę zobaczyć? – spytał.
- Um… - Dean zawahał się przez chwilę, zerkając na swój telefon. Potem odetchnął głęboko. – Dobra. Ale to tylko hobby, jasne? Nie jestem prawdziwym artystą ani czymś takim – dodał pospiesznie i powoli wręczył mężczyźnie telefon.
Castiel musiał parę razy mrugnąć, zanim zdał sobie sprawę z tego, co widział. To był on, śpiący, w większości nagi, jeśli nie liczyć prześcieradła otaczającego mu skórę… Obramowanie było nierówne, a lampa za nim słała dziwny poblask w przestrzeń nad jego głową… i było to piękne. Zdjęcie zaprzeczało wszystkim podstawowym zasadom fotografii, a mimo to Dean wykorzystał kąt i podobny aureoli poblask w soczewkach, aby upodobnić go do jakiegoś śpiącego boga.
- DEAN… - sapnął Castiel z podziwem. – Nie wiedziałem, że mógłbym tak wyglądać – mruknął. – Jesteś BARDZO dobry – mężczyzna uśmiechnął się do Deana.
Dean spojrzał mu znowu w oczy, uśmiechając się z zakłopotaniem po usłyszeniu komplementu.
- Dzięki, Cas. To wiele dla mnie znaczy – powiedział z wdzięcznością, jak gdyby aprobata Castiela była dla niego naprawdę ważna. Castiel zapragnął go za to pocałować, ale nie wiedział, czy to nadal było w porządku, więc szybko odwrócił wzrok i przeniósł go z powrotem na telefon.
Kiedy jednak tak zrobił, niechcący przesunął kciukiem po ekranie, przechodząc do poprzedniego zdjęcia, i uśmiechnął się. Dean zrobił zdjęcie szkicu, jaki Castiel narysował wcześniej, i mężczyźnie zrobiło się cieplej na myśl, że chłopakowi rysunek spodobał się na tyle, by chcieć mieć kopię, nawet, jeśli całość jeszcze nie była skończona. Znowu zapragnął Deana pocałować.
Westchnął, gładząc zdjęcie i zapominając, że dotyk przywoła jeszcze wcześniejsze zdjęcie, a to, co zobaczył, zdumiało go.
To znowu był on, ale z dużo wcześniej tego dnia, stojący na drodze na zewnątrz PRZYSTANI i rozmawiający przez telefon – prawdopodobnie odbywający tę samą rozmowę, od której wszystko się zaczęło. Dotknął ekranu ponownie i znowu zobaczył siebie, tym razem z wnętrza kawiarni, przez szybę w oknie.
Castiel był w szoku. Zebrawszy prześcieradło w talii wstał z szezlongu, odwrócił się od Deana i szybko przejrzał więcej zdjęć. Na wszystkich widniał on, nawet z czasu wcześniejszej wizyty w kawiarni tego dnia – rysujący w szkicowniku, pijący herbatę, jedzący lunch – wszędzie sfotografowany pod niezwyczajnym kątem; niektóre zdjęcia się rozmazywały, jakby zrobiono je przechodząc obok.
- Cas? – zawołał Dean zza niego ze zmartwieniem w głosie.
- Dean – odparł Castiel, odwracając się i składając razem kawałki układanki, gdyż przypomniał sobie coś, co Dean mu powiedział na zewnątrz kawiarni. – Czy ty przez całą godzinę po zakończeniu zmiany udawałeś, że pracowałeś, TYLKO po to, żeby MI robić zdjęcia? – zapytał niedowierzająco.
Dean zbladł.

Castielowi serce waliło jak młotem. Zerknął jeszcze raz na telefon Deana, szybciej przerzucając zdjęcia, i gdy tylko przejrzał fotki z bieżącego popołudnia, te zaczęły sięgać jeszcze dalej w przeszłość, do DNI wcześniej, a nawet TYGODNI. Tyle tylko, że te zdjęcia zostały już widocznie przebrane, niechciane usunięto i zostały tylko te dobre.
Wybrane zostały zgodnie z niekonwencjonalnym gustem Deana, zrobione pod niezwyczajnymi, ale interesującymi kątami, czasami w krzywych ujęciach czy bawiące się odbiciami i błyskami światła. A obiektem zawsze był ON. Pod każdym kątem. A czasami tylko część jego ciała – ręka zwisająca z boku jednego z kawiarnianych stolików lub ściskająca brzeg szkicownika… wąski pasek skóry ukazujący mu się na karku, kiedy się pochylał i rysował… jego gardło w miejscu, w którym łączyło się z rozpiętym kołnierzykiem koszuli…
- Dean, co to jest? – spytał całkowicie zbity z tropu.
- Proszę, Cas, tylko się nie wściekaj – poprosił Dean. – Byłbym cię poprosił o pozwolenie, ale… co niby miałem powiedzieć? „Hej, jestem fotografem-amatorem, czy mógłbym ci zrobić masę zdjęć?” Mogłoby to być jeszcze dziwniejsze?! – wykrzyknął.
- Powiedziałbym TAK – odparł Castiel, a niewielki uśmiech czający mu się na ustach groził przejściem w wyraźny wyszczerz.
- …Co? – odparł Dean i teraz przyszła jego kolej na dezorientację. – Naprawdę?
Castiel podszedł do swojego biurka, wyjął z torby szkicownik i przyniósł go Deanowi.
- Otwórz go – powiedział, ponownie siadając na szezlongu.
Dean w szoku szeroko otwarł oczy i przez chwilę spoglądał na szkicownik z czymś w rodzaju grozy w oczach, po czym z szacunkiem podniósł okładkę. Castiel wstrzymał oddech, po raz drugi tego dnia patrząc, jak Dean oceniał jego pracę. Pracę, która składała się całkowicie z NIEGO. Na każdej stronie. Pod wieloma kątami, czasami przedstawiając tylko różne części jego ciała, oddane bardzo detalicznie. Wyglądało to całkiem jak kolekcja Deana w telefonie.
- Byłbym cię poprosił o pozwolenie, ale… - powiedział Castiel miękko, powtarzając wcześniejsze oświadczenie chłopaka.
Dean zerknął na niego z całkowicie nieodgadnioną twarzą i ponownie zwrócił się do szkicownika. Przejrzał go w całości, a kiedy dotarł do końca, kiwnął głową, jakby coś rozważając, i odłożył zeszyt na szezlong obok siebie.
W następnej chwili Dean rzucił się Castielowi do ust, siłą rozpędu posyłając mężczyznę na poduszki. Castiel objął Deana i trzymał go, śmiejąc się pod pocałunkiem, dopóki Dean nie zablokował mu oddechu.
- Cas, do cholery, nie sądziłem, że w ogóle przejmowałeś się moim istnieniem! – wysapał mu chłopak w usta. – Tak się starałem zwrócić na siebie twoją uwagę, do licha, musiałem ci zaproponować ściągnięcie ubrań, żebyś popatrzył na mnie dłużej niż przez dwie sekundy!
- Dean, jak mógłbym NIE zwrócić na ciebie uwagi? – parsknął niedowierzająco Castiel. – Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką w życiu widziałem!
Usłyszawszy to Dean zamknął usta i znowu szeroko otwarł oczy.
- Um… Ty też? – wzruszył bezradnie ramionami.
Castiel roześmiał się, ale przy okazji zobaczył, jak uważnie i jak otwarcie Dean mu się przyglądał, i zdał sobie sprawę z tego, że chłopak nie żartował. Pociągnął go w dół, by pocałować go jeszcze raz, ale tym razem powoli i głęboko, ciesząc się tym bez pośpiechu, ponieważ podejrzewał, że teraz miał na to czas.
- Więc – powiedział po wszystkim Dean, znowu zdenerwowany – chciałbyś? Pozować mi czasami? – spytał, przygryzając sobie usta.
Castiel uśmiechnął się szeroko.
- Pasuje ci sobota wieczorem? Po tym, jak zjesz ze mną kolację?
Tamtego wieczoru zaczęli robić zupełnie nową serię zdjęć – w większości przedstawiających Castiela, ale czasami również z Deanem.
Zrobili nawet kilka filmików.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:19, 03 Gru 2013    Temat postu:

Kanadyjski zwiastun 9-go odcinka "Holy Terror" :)

//Edit: Przed chwilą znalazłam Supernatural 9x10 Promo - "Road Trip" :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Śro 4:31, 04 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:55, 04 Gru 2013    Temat postu:

Czytam z przerwami Angel Slayera, jestem w okolicach strony 200 i na razie faktycznie wygląda to tak, jakby Misha kręcił sobie powróz na szyję... A momentami ryczę ze śmiechu :DDD Antique, to faktycznie materiał na świetną powieść sensacyjną i nie zdziwiłabym się, gdyby autorka postanowiła to kiedyś wydać. Fantastycznie się to czyta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:55, 04 Gru 2013    Temat postu:

Zgodnie z obietnicą - urodzinowy prezent ode mnie, czyli ostatni z zaplanowanych krótasków od the_diggler :)

MARZENIE NASTOLATKA (WYZNANIA DOSTAWCY PIZZY)

Kiedy Dean pierwszy raz dostarczył pizzę na Lazarus St nr 401, był to też pierwszy raz, kiedy całkowicie zgłupiał zaledwie na czyjś widok. Drzwi się otwarły i to wystarczyło. Spadły mu klucze, opadła mu szczęka i prawie upuścił pizze, ale ten facet – poprawka, BÓG – w drzwiach złapał je, zanim wydarzyła się całkowita katastrofa. Dean ledwo wydukał dwa słowa, odliczając mężczyźnie resztę, co mu zajęło WIECZNOŚĆ, ponieważ taki był GŁUPI (i był całkiem pewien, że ostatecznie i tak wydał ją źle), i zanim się zorientował, stał już obok swojego samochodu, zastanawiając się, jak, do diabła, się tam dostał, i co się, KURWA, właśnie stało.
CASTIEL MILTON.
Spędził resztę zmiany na wewnętrznym – kiedy zaś nikt nie patrzył, na faktycznym – waleniu się w twarz za zachowywanie się jak całkowity i absolutny „idiota”, jak to czule mawiał jego szef Bobby. Ale nie mógł zapomnieć tych intensywnie niebieskich oczu, włosów jak prosto z łóżka, ust stworzonych do grzechu, głosu stworzonego do seksu przez telefon i tyłka stworzonego do, cóż, SEKSU. I było naprawdę do dupy, że za każdym razem, kiedy na to wspomnienie jego fiut się podnosił, to on natychmiast sobie przypominał, jakim był durniem, bo kiedy później usiłował sobie zwalić, to nijak nie mógł dojść, nieważne, jak bardzo tego chciał, bo tak, IDIOTA.

Kiedy Dean drugi raz zawiózł pizzę pod 401, był przygotowany. Myślał o niewielu rzeczach poza Castielem Miltonem od chwili, kiedy go pierwszy raz zobaczył, więc wiedział już, czego oczekiwać po drugiej stronie drzwi, i TYM razem nie planował nawalić.
Za bardzo.
Przynajmniej tym razem, kiedy drzwi się otwarły, był idiotą na kilka (zatrzymujących serce) sekund, zanim przywołał na twarz najbardziej czarujący uśmiech w swoim arsenale.
- Witam ponownie, panie Milton, oto pańskie Margarita i hawajska.
Niewiele więcej mógł powiedzieć, zważywszy na sytuację, ale przynajmniej tym razem dał radę powiedzieć to wszystko. I miał też pewność, że odliczył poprawnie resztę, więc był z siebie cholernie dumny. Ale kiedy już było po wszystkim, Milton powiedział „Dziękuję… Dean”, przez sekundę zezując na jego plakietkę z imieniem, i słysząc dźwięk swojego imienia padającego z ust starszego mężczyzny Dean znowu trochę zgłupiał.
Powrót do samochodu znowu przedstawiał się niewyraźnie, ale tym razem, siadając za kierownicą, był na haju i boleśnie twardy, więc nie ujechał zbyt daleko, zanim poczuł się zmuszony skręcić w ciemny róg i zostawić samochód na ręcznym, kiedy wyjął sobie fiuta ze spodni i doszedł na siebie.

Za trzecim razem, kiedy zasapany Dean znalazł się w progu domu Castiela Miltona, starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego.
- Witaj, Dean – powiedział.
A serce Deana na kilka sekund dosłownie się zatrzymało.
Dobra, Dean nie był rumieniącym się prawiczkiem. Prawdę mówiąc dużo mu do tego brakowało. Zazwyczaj był całkiem zręczny. Ale z jakiegoś powodu fakt, że TEN MĘŻCZYZNA, CASTIEL MILTON, gwiazda jego onanistycznych fantazji od nie wiadomo ilu tygodni, zrobił coś tak prostego, jak ZAPAMIĘTANIE JEGO IMIENIA, sprawił, że Dean NATYCHMIAST zgłupiał. Kolejny raz.
- H-hej… panie Milton… - wyjąkał (jak idiota, którym był).
- Proszę, mów mi Castiel – odparł starszy mężczyzna wręczając mu pieniądze, a Dean zadumał się nad myślą, czy możliwe było mieć kłopoty z sercem, gdy wciąż się było nastolatkiem.
- D-dobra… Cas… - odpowiedział Dean, w zasapaniu gubiąc resztę imienia.
- Cas? – przerwał Castiel, zanim Dean zdołał powiedzieć resztę, mrugając ze zdziwieniem i przechylając głowę, po czym spojrzał na niego rozważająco. Potem bardzo powoli uśmiech pojawił mu się na twarzy i Den odkrył, że odwzajemniał ten uśmiech jak szaleniec.
Oto oficjalnie, WRESZCIE (chociaż przypadkowo) mieli CHWILĘ. ONI. ON i CASTIEL.
CAS.
Oczywiste więc, że w tej chwili wszystko poszło bardzo źle.
- Cassie? – zawołał z wnętrza domu ktoś z brytyjskim akcentem. Za głosem podążyła ręka, wsuwająca się Castielowi na talię, przyczepiona do arogancko wyglądającego blondyna, który wybrał tę chwilę, aby położyć głowę na ramieniu Castiela.
- Och, świetnie! Kolacja! Konam z głodu – wykrzyknął mężczyzna. A potem, ujrzawszy Deana, dodał: - Dzięki, dzieciaku. Reszty nie trzeba – powiedział pogardliwie, wciągając Castiela z powrotem do domu i zamykając Deanowi drzwi przed nosem.
Szurając z powrotem do samochodu Dean z opóźnieniem zdał sobie sprawę z tego, że powinien był wiedzieć, czemu zawsze dostarczał dwie pizze. A Anglik prawdopodobnie brał hawajską. Ponieważ tylko dupki brały pizzę z ananasami.

Zatem Dean miał trochę złamane serce. Ale to nie tak, że kiedykolwiek miał szansę u starszego mężczyzny. Poza tym wciąż mu było wolno fantazjować… I w swoich fantazjach dostarczał tylko jedną pizzę zamiast dwóch, a kiedy Castiel otwierał drzwi, on był u szczytu formy i tak zręczny, że starszy mężczyzna zapraszał go na pizzę, a niedługo potem również na inne rzeczy… aż wreszcie Dean doszedł sobie idiotycznie mocno w rękę, wyobrażając sobie, że zrobił to w ciele starszego mężczyzny i z okrzykiem „Cas!” na ustach.
Ale w międzyczasie dalej dostarczał dwie pizze na randkowe wieczory Castiela z Angielskim Dupkiem każdego tygodnia. I wreszcie, ze względu na częstotliwość, również głupota poczęła znikać, aż w końcu Dean był w stanie przeprowadzić w miarę normalną rozmowę ze starszym mężczyzną, jednocześnie manewrując pizzami i pieniędzmi. Tak było, dopóki nie pojawiał się Dupkowaty Chłopak i nie szydził do niego „Reszty nie trzeba”, zanim zamykał mu drzwi przed nosem. Za każdym cholernym razem.
Kwestia była taka, że Dean nie miał pewności, czy to było dobrze, czy źle, iż teraz mógł rozmawiać z Casem z niewielkim ogłupieniem, ponieważ im więcej dowiadywał się o mężczyźnie, tym bardziej go LUBIŁ. I tym bardziej sobie uświadamiał, jak bardzo Castiel nad nim górował, niezależnie od różnicy wieku. Jaki był niewiarygodnie bystry, uprzejmy i CUDOWNY przez cały czas, nawet, kiedy wyglądał, jakby rano zapomniał się ogolić, czy otwierał drzwi w czymś, co wyglądało na spodnie od piżamy.
Ale w każdym razie teraz była to tylko pożywka dla jego fantazji.

Miesiące po pierwszej dostawie na Lazarus St 401 Dean wreszcie znalazł się u drzwi Casa tylko z JEDNĄ pizzą.
Minęły już tygodnie od czasu, kiedy dostarczył COKOLWIEK do domu Casa i naprawdę się o mężczyznę martwił. Wiedział, że Cas nie był na wakacjach ani nic z tych rzeczy, ponieważ w domu paliły się światła, kiedy tam pewnego razu przejeżdżał. Dwa razy. Parę razy. Nieważne. W końcu nie miał prawa zadzwonić czy zastukać do drzwi, by sprawdzić. Ale teraz, mając jedną pizzę w ręku, Dean pomyślał, że wiedział, co się działo.
Jedno spojrzenie na Casa, kiedy ten otwarł drzwi, i Dean wiedział, że miał rację. Baltazar odszedł. A Cas był w rozsypce. Więc nie mogło się to skończyć dobrze. I chociaż Dean cieszył się, że Angielski Dupek zniknął, to trochę łamał mu serce widok Casa w takim stanie i potrzebował wszystkiego, co miał, aby oprzeć się chęci przytulenia mężczyzny.
- Kopę lat, Cas, jak się miewasz? – zapytał tak delikatnie, jak umiał, ponieważ nawet, jeśli się tak naprawdę nie znali, to niech go szlag, jeśli miałby się teraz zachowywać jak denerwująco radosny dostawca.
- Przypuszczam, że tak dobrze, jak można się spodziewać – mruknął Cas i Dean znowu poczuł w piersi przypływ współczucia.
- Mógłbym ci jakoś pomóc? – zapytał i wtedy Castiel zamrugał, jakby wreszcie zarejestrował szczerość w głosie Deana i ujrzał go pierwszy raz. Dean się zaczerwienił i odwrócił wzrok. – Um, wiesz, jeśli potrzebny ci współczujący słuchacz czy ramię do wypłakania się czy coś? – wymamrotał, porzucając ostatnie pozory nieświadomości co do tego, co się działo.
- Dziękuję, Dean – odparł po długiej chwili Castiel, posyłając mu lekki, ale autentyczny uśmiech. – Ale nie chciałbym cię odrywać od pracy.
- Cas, to nie problem. To była moja ostatnia dostawa. Nigdzie indziej nie muszę jechać – uśmiechnął się Dean uspokajająco. – A mówiono mi, że w moich ramionach nieźle się płacze…? – wyszczerzył się. Castiel w odpowiedzi parsknął śmiechem i Dean uznał to za zwycięstwo. Ale kiedy mężczyzna tak jakby oceniająco omiótł wzrokiem jego barki, Dean znowu poczuł rumieniec, choć z powodu zupełnie innego gorąca.
- Tak… - powiedział z roztargnieniem Castiel, a oczy mu pociemniały, gdy zauważył gabaryty Deana, który wciąż był raczej smukły jak na swój wiek, ale już nieco szerszy w barkach od szczupłej postaci Castiela. Pod spojrzeniem mężczyzny oddech chłopakowi przyspieszył i Dean usiłował nie wypiąć piersi w oczywistym pokazie męskości. Ale wtedy Castiel spojrzał mu w oczy.
- Chciałbyś wejść i… zjeść ze mną tę pizzę? – spytał.
Po tych słowach z ust Deana wyszło coś przypominającego bardziej szloch, niż słowo TAK.

Gdyby Dean już wcześniej nie uważał, że Baltazar był dupkiem, to ZDECYDOWANIE pomyślałby tak teraz, ponieważ gościu nie tylko był na tyle głupi, by dać Castielowi odejść, był też na tyle głupi, żeby go w ogóle zdradzić. A co gorsza, gościu miał czelność wmówić Castielowi, że to była jego wina! Że Cas nie był dość dobry czy coś! Co było zwyczajnie idiotyczne, ponieważ Castiel był BARDZO wystarczająco dobry. Był, cholera, NIESAMOWITY! I gdyby należał do Deana, to on by go traktował ODPOWIEDNIO, ponieważ Cas ZASŁUGIWAŁ na to, by się nim dobrze zająć.
- Uważasz, że jestem niesamowity? – Castiel spojrzał na niego ze zdumieniem.
O cholera, tak, właśnie powiedział to wszystko na głos. Głupek, GŁUPEK, idiota!
Ale po tym, jak Castiel na niego popatrzył, załzawionym, nieśmiałym i niedowierzającym wzrokiem, nie było mowy, aby się z tego wycofał.
- Oczywiście, że tak – wymamrotał, hamując się nieco po tym gwałtownym wybuchu. – Znaczy się, czy ty się WIDZIAŁEŚ? – parsknął śmiechem. Castiel zaczął się wściekle czerwienić i oddychać nieco ciężej, ale nie odwrócił wzroku. Wobec tego Dean zaryzykował podejście bliżej i powoli pogładził go po policzku. – A te kilka chwil, które spędzamy gadając w twoich drzwiach, to ZAWSZE za mało – mruknął miękko, słysząc w uszach własny puls, kiedy przysunął się jeszcze bliżej. – Gdybym miał okazję, naprawdę dobrze bym się tobą zajął – szepnął, a ich oddechy się wymieszały. I kiedy starszy mężczyzna WCIĄŻ się nie odsunął, Dean WRESZCIE pokonał resztę odległości między nimi, wyciskając na ustach Castiela miękki, powolny pocałunek.
Kiedy się odsunął, nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. A Castiel ledwo oddychał i wciąż miał zamknięte oczy, jakby również nie wierzył w to, co się wydarzyło. Ale nadal Deana nie odepchnął, a chłopak wiedział, że była to jego jedyna szansa, więc przysunął się jeszcze raz. Znowu delikatnie ucałował Casa. Ale tym razem nie odsunął ust, tylko całował go wciąż od nowa, dopóki nie znalazł trzepoczącego pulsu na jego szyi i nie zaczął mu całować skóry na gardle.
Ale, oczywiście, w chwili, w której Dean się za to zabrał, Cas postanowił się wyrwać.
- Dean, zaczekaj – wysapał Castiel, pchając go w pierś. – Czy wiesz, co robisz?
Dean nie miał pewności, czy Castiel pytał o to, czy chłopak miał dość doświadczenia, by poradzić sobie ze starszym mężczyzną, czy miał pewność co do NIEGO, ale to i tak było bez znaczenia, ponieważ odpowiedź na oba pytania brzmiała TAK. Więc przysunął się jeszcze raz i kiedy tym razem pocałował Castiela, nie wstrzymywał się i wykorzystał swoje usta, język i zęby, aby zapewnić go, iż dokładnie wiedział, co robił, i że nigdy w życiu nie był niczego bardziej pewien.
- Dean! – sapnął Castiel, kiedy Dean dobrał mu się do gardła, i tym razem przyciągnął go bliżej do siebie, zamiast odetchnąć, a chłopak uświadomił sobie, że powinien był to zrobić od początku. Myślał, że z powodu tego, iż Castiel był po Baltazarze wrażliwy i obolały, należało go traktować łagodnie, ale mylił się. Cas chciał, żeby nim szarpać. Musiał zapomnieć. I musiał się znowu poczuć jak GODNY POŻĄDANIA, jakby naprawdę BYŁ bogiem seksu, jakim był w myślach Deana, ponieważ Dean wiedział, że było go na to stać.
Wobec tego Dean zabrał się do dzieła, przyciągnął Casa bliżej i pozwolił rękom błądzić tam, gdzie zawsze chciały, a kiedy zamknęły się wreszcie na doskonałości, jaką był tyłek mężczyzny, Dean został nagrodzony czymś w rodzaju zduszonego szlochu i Castiel w odpowiedzi nieoczekiwanie naparł na niego biodrami. Chłopakowi się to spodobało. Bardzo się spodobało. Złapał go więc jeszcze mocniej za ten piękny tyłek i tym razem Castiel spróbował nawet objąć go nogą, starając się przyciągnąć go bliżej. W tej sytuacji Dean złapał go za tę nogę, zahaczył ją sobie bezpiecznie o biodro, a drugą rękę przesunął wyżej, łapiąc Castiela za szyję, po czym zaczął całować do utraty tchu.
Odrywając się dla nabrania powietrza był już twardy jak skała, ale był napalonym nastolatkiem, więc to nikogo nie dziwiło. Ale kiedy tak stali przyciśnięci do siebie, czuł również każdy cal erekcji Casa, widział, jakie zaczerwienione były skóra i usta mężczyzny, jak oczy miał niemal czarne z podniecenia, i mózg mu prawie eksplodował.
- Cas, cholera, jesteś taki gorący – stęknął Dean. – Od tak dawna tego chciałem.
- Tak! – jęknął Castiel, szaleńczo kiwając głową. - Łóżko! NATYCHMIAST! – wysapał. Po czym odsunął się, złapał Deana za rękę i szarpnął nim przez dom. Ale chociaż Dean chciał się tam szybko dostać, to naprawdę pragnął przywrzeć ustami gdzieś do skóry Casa, przez cały czas, więc ich postęp był upośledzony tym, że co kilka stóp Dean przyciągał Castiela z powrotem do siebie, całował go i obmacywał, ile mógł, po czym Cas znowu ciągnął ich do sypialni.
Może, gdyby był trochę starszy, to nie spieszyłby się i delektował tą chwilą, cieszył się każdym szczegółem po tym, jak czekał i fantazjował o tym miesiącami. Ale tak, by młody, napalony i miał do wyrzucenia z siebie miesiące nagromadzonej żądzy, więc zamiast rozpakowywać Castiela niczym prezent, jakim był, jedną sztukę ubrania po drugiej, on zdzierał mu ciuchy i posyłał je w każdym kierunku. I nie to, że Castiel próbował go powstrzymywać czy spowolnić czy cokolwiek, zrywał Deanowi koszulę równie gorliwie, dopóki obaj nie byli całkowicie nadzy i rozwaleni na jego łóżku.
Dziesięć minut później Cas kwilił z twarzą w poduszce, pchając w materac, rozkładając nogi błagając, by Dean go zerżnął. Do tego czasu Dean zdołał już zrobić z tym tyłkiem praktycznie WSZYSTKO, począwszy od ściskania. Podszedł bliżej i szturchnął nosem to doskonałe ciało, całował je, gryzł, nawet parę razy klepnął, kiedy Cas za bardzo się wiercił… A potem rozsunął pośladki i polizał tę idealną, różową dziurkę, wbił się w nią językiem (więcej wiercenia się i więcej klapsów), nawilżył ją, otwarł ją palcami… zaś dźwięki, jakie Cas wydawał w trakcie, były tak pornograficzne, że Dean musiał się więcej niż raz mocno chwycić, żeby nie dojść. W chwili, w której chłopak wziął gumkę i oparł się o plecy Castiela, obaj byli już aż nadto gotowi, a Cas był tak śliski i otwarty, że Dean wsunął się w niego jednym gładkim ruchem.
Cas stęknął niczym umierający, gdy się wreszcie połączyli, jakby odczuwał ulgę tak przytłaczającą, że niemal śmiertelną. A Dean pomyślał, że mógłby wydać dokładnie taki sam dźwięk, gdyby w ogóle był w stanie myśleć. Nagle znowu poczuł się jak głupi prawiczek i mógł jedynie pchać i trzymać się i całować Casa po karku, jednocześnie mamrocząc niespójnie coś w stylu „Boże, Cas” czy „Taki jesteś gorący!”. Kiedy zaś Cas wyjęczał coś w rodzaju „Tak, Dean, właśnie tam!” czy „O Boże, tak!”, Dean posłusznie i bezrozumnie dokonał żądanych poprawek, ponieważ, O CHOLERA, wreszcie był W CASTIELU. Na SERIO. Wreszcie RŻNĄŁ CASA i absolutnie NIE zasługiwał na to, by tu być, ale to było tak cholernie DOBRE, że NIGDY nie chciałby odejść.
Wtedy jednak Cas pchnął go do tyłu i ze zdumiewającą siłą przekręcił na plecy, a Dean spanikował nieco, dopóki Cas nie usiadł mu okrakiem na kolanach i nie objął mu twarzy.
- Chcę na ciebie patrzeć, ty piękny, PIĘKNY chłopcze – powiedział i ponownie opadł Deanowi na fiuta.
Może i Dean zakwilił nieco. Ale tak BARDZO podobał mu się ten pomysł. Tak bardzo, że nawet nie wadził mu fakt, iż Cas właśnie nazwał go chłopcem (ponieważ, hej, PIĘKNYM). Złapał go więc znowu za tyłek, uwielbiając to, jak całe to ciało i mięśnie napinały mu się pod dłońmi, i pozwolił wbić się w materac. Może też zapomniał się trochę i kilka razy dał Casowi klapsa, zachęcając go do dalszych wysiłków, zanim Cas nie złapał się za fiuta i nie doszedł jak gwiazda porno, w jaką zamienił go Dean, głośno, mocno i szaleńczo. A potem Dean zapomniał się całkiem, ściskając tego niesamowitego i bardzo REALNEGO mężczyznę w ramionach, i doszedł o wiele silniej, niż kiedykolwiek od jakiejś fantazji.

- Muszę coś wyznać – szepnął Cas, zataczając palcami leniwe kółeczka na ramieniu Deana, które spoczywało mu na talii. Dean przestał na chwilę całować mu szyję.
- Tak? – zapytał unosząc głowę i patrząc na profil starszego mężczyznę.
- Myślałem czasami o tobie, kiedy… - Cas odpuścił sobie resztę zdania, wiercąc się z zakłopotania.
- Co?! – Dean parsknął śmiechem, z niedowierzania szerzej otwierając oczy, nawet, kiedy już na twarzy pojawił mu się wyszczerz. – TY. Fantazjowałeś o MNIE – powtórzył, przychylając się bliżej, aby móc lepiej widzieć Castiela.
Castiel zarumienił się, patrząc na niego ukradkowo kątem oka, po czym odwrócił się i kiwnął głową.
Dean wyszczerzył się tak mocno, że powinien czuć ból, ale nie poczuł.

Dean trzymał Castiela w objęciach, dopóki mężczyzna twardo nie zasnął, po czym wyślizgnął się z łóżka i zaczął szukać swoich ubrań. Naprawdę chciałby zostać. Na zawsze. Cóż, przynajmniej przez całą noc, ale naprawdę musiał zbierać się do domu.
W drodze do wyjścia dostrzegł na kuchennym blacie puste pudełko po pizzy, więc znalazł długopis i napisał na pudle swój numer telefonu. A ponieważ był NAPRAWDĘ zręczny, to pod spodem dopisał „Na koszt firmy. Kiedykolwiek.”
A przez „Kiedykolwiek” miał na myśli Wkrótce. Proszę. Nawet jutro. I każdego dnia później. O Boże, proszę, po prostu do mnie zadzwoń.
Ale ponieważ był zręczny, zostawił to tak, jak było.

Teraz, kiedy Dean doświadczył tego naprawdę, wyobraźnia już mu nie wystarczała. Nawet odtwarzanie tego w nocy w pamięci nie mogło się równać z tym, jak to wyglądało w rzeczywistości, jak cudownie było to czuć, jak idealnie było rżnąć Castiela. Zatem po paru dniach próbowania ignorowania faktu, że każda wiadomość i rozmowa nie były tą, której naprawdę chciał, otrzymawszy wreszcie SMSa z nowego numeru niemal upuścił telefon w pośpiechu, żeby ją przeczytać.
GDZIE SIĘ NAUCZYŁEŚ ROBIĆ TAKIE RZECZY JĘZYKIEM?
„Chciałbyś, żebym znowu to zrobił?”, odpisał.
BOŻE, TAK.
„Będę za 20 minut.”

Kilka miesięcy później Baltazar postanowił ponownie zjawić się na Lazarus St 401. Dean siedział u Castiela na kanapie, a mężczyzna klęczał mu między nogami, usiłując mu wyssać mózg przez fiuta, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Dean nie miał obiekcji, by zakwilić jak mała dziewczynka, kiedy Castiel odsunął się, aby iść i otworzyć, ale kiedy upchnął wreszcie mózg i fiuta we właściwe miejsca, Castiel stał już pogrążony w gorącej dyskusji z tym kimś, kto stał po drugiej stronie drzwi. Zmartwiony ledwo powstrzymywanym gniewem w głosie Casa wstał z kanapy i podszedł bliżej, aby zobaczyć, co się działo. Obronnym gestem objął Casa w talii i pogładził go palcami w sposób, który, jak wiedział, mężczyznę uspokajał, po czym wreszcie spojrzał w zszokowaną twarz angielskiego palanta.
- Dostawca pizzy?! – wyrzucił gniewnie Baltazar. – Tym „kimś nowym”, z kim się teraz widujesz, jest DOSTAWCA PIZZY?!
- Tak – najeżył się Cas. – Dostawca pizzy. Który w moich oczach jest mężczyzną bardziej, niż ty kiedykolwiek byłeś – sapnął, pogładziwszy ramię Deana i splatając razem palce ich dłoni. Dean wyszczerzył się.
- I robię językiem całkiem niezłe sztuczki – mrugnął, a Baltazar oblał się robiącą wrażenie purpurą.
- DEAN – mruknął cicho Castiel, rumieniąc się z zakłopotania, ale Dean słyszał w jego głosie uśmiech. Baltazar również, bo wyglądał, jakby za chwilę miał eksplodować.
- A teraz do widzenia. Napiwku nie trzeba – Dean uśmiechnął się złośliwie, po czym na dobre zamknął palantowi drzwi przed nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:13, 04 Gru 2013    Temat postu:

Mogę mieć pewne wątpliwości, czy w czyjeś urodziny prezenty na pewno powinny iść w tę stronę... Ale OMG. To jest IDEALNE. Zajekurwabiście IDEALNE. Brak mi słów. Lin to prosty człowiek, prostą duszą obdarowany, i kocha i zapłakuje się na Grey (obie Was zaduszę, jak tylko skończę) ale takie maleństwa są jak kawa orzechowa, ostra pornografia i biała czekolada w jednym, uszczęśliwiają mua tak bardzo ._. Pat. Paaaaaaat...! Dx Zeszłam tu na serduszko. I to zakończenie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:43, 04 Gru 2013    Temat postu:

Hah! Patuś, zgadzam się z Lin XD To my powinnyśmy Cię rozpieszczać, nie na odwrót XD We wrzutę wtopię zęby jak tylko wyjdę z roboty, na razie siedzę chybcikiem, na nielegalu totalnym. No.

Po lekturze Grey chętnie nadstawię szyjkę, Lin :D Aż mnie kusi, żeby przeczytać to jeszcze raz @_@
I czyż moje rekomendacje kiedyś zawodziły? (raz, spuśćmy na to zasłonę milczenia XD) Mówiłam, że to doskonały fik :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:46, 04 Gru 2013    Temat postu:

Cieszę się. A ja właśnie skończyłam Angel Slayer i jeszcze się trzęsę z wrażenia. Lin, po GREY ma to być twoja lektura obowiązkowa. Moim zdaniem jeszcze lepsze, niż POINT PLEASANT @.@

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 496, 497, 498 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 497 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin