Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 493, 494, 495 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:44, 29 Lis 2013    Temat postu:

Okej, kupuje Twoje argumenty w kwestii Deana, ale nic nie poradzę na to, że wprost uwielbiam Jensena w zaroście. W zaroście, um. Broda jest totalnie nie. Ale kilkudniowy zarost? Ach... w to mi graj @_@

Widziałyście nowy odciek gotowania z Westem? :D Ten chłopiec jest zabójczy XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:00, 29 Lis 2013    Temat postu:

Na tych zdjęciach to już nie jest parodniowy zarost, tylko pełnowymiarowa broda. A to zasadnicza różnica :)
Doszłam właśnie do fragmentu, kiedy Dean zaczął czytać książkę o pingwinach :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:56, 29 Lis 2013    Temat postu:

Udało się :DDD Rozdział 4 i epilog. Tradycyjnie w dwóch częściach :D

Rozdział 4

To nie było łóżko Deana.
Przetarł sobie dziwnie pachnącą ręką oczy, próbując się zorientować, czemu widział gwiazdy. Miał wrażenie, że spał na kanapie Sama, ale oświetlenie było inne. Ściany znajdowały się zbyt daleko.
Potem usłyszał delikatny oddech przy swojej gołej piersi i spojrzał w dół. Sapnął, zyskując świadomość twarzy przyciśniętej mu do skóry, do ciała przy sobie.
Castiel.
- Cas? – wycedził, mrugając z wysiłkiem w próbie pozbycia się mgły z oczu. – Cas, obudź się.
Castiel mruknął coś, ale odetchnął i poruszył się, kiedy Dean odchrząknął.
- Dean?
- Tuż obok, chłopie. Wciąż jesteśmy w bibliotece – Dean skrzywił się, po czym wyjął ramię spod barku Castiela, aby móc unieść je nad głową i nacisnąć guzik na boku zegarka. Wyświetlacz rozbłysnął zielenią, a Deanowi przekręcił się żołądek, kiedy go zobaczył.
[WT, 8 maja 2012, 04:32]
- Jest wpół do piątej – ogłosił Castielowi, ponownie wycierając oczy. Głos ranił mu gardło, a w ustach praktycznie czuł śmietnik. – Muszę iść… do domu, jak sądzę.
- Mógłbyś pójść do mnie – powiedział Castiel, przeciągając się z jękiem i siadając. – Stąd to tylko dziesięciominutowy spacer.
Dean próbował niezręcznie podciągnąć sobie bieliznę, która wciąż wisiała mu wokół kolan. Tyłek dość mocno wciskał mu się w skórę i skrzywił się, słysząc dźwięk ciała odlepiającego się od niej, kiedy podniósł się na nogi i przeszedł nad poręczą kanapy.
- Ale mam tu samochód – wymamrotał Dean, przeczesując sobie ręką swoje rozczochrane włosy. Boże, co to BYŁ za zapach? Może nie chciał wiedzieć.
- Moglibyśmy pojechać – Castiel wzruszył ramionami i zgarbił się nad kolanami, nadal siedząc.
Kamizelkę miał wygniecioną i Dean dostrzegał lekką aureolę z gwiezdnego światła na jego prawie czarnych włosach. Gwiazdy były teraz w bibliotece jedynym źródłem światła, nie licząc lśniącego znaku WYJŚCIE. Pomarańczowa lampa na biurku zgasła i Dean zastanawiał się, czy była zaprogramowana na określony czas.
- Ale – nauczyciel oblizał się, zapinając dżinsy – za trzy godziny zaczynam pracę.
- Potrzebujesz czegoś z domu czy…?
Dean przystanął na chwilę, aby pomyśleć.
- Nie. Wyłącznie prysznica, jak przypuszczam.
Castiel zachichotał.
- Prysznic mam.
Dean odetchnął powoli przez otwarte usta. Wizyta w domu Casa była czymś w rodzaju kamienia milowego, co? Mógł prawie widzieć, jak to zmierzało w innym kierunku – w stronę tego rodzaju związku, gdzie sypialiby nawzajem u siebie, zabieraliby tam pracę, korzystali nawzajem ze swoich pryszniców. Nie byliby już tylko seks-kumplami, gdyby tylko Dean się na to zgodził.
- Tak, jasne. – Po czym nauczyciel uśmiechnął się. – Chodźmy do ciebie.
Castiel wstał, odwzajemniając uśmiech.
- Daj mi chwilę na pozamykanie.
Dean poszedł za nim, kiedy Castiel udał się po leżące na biurku klucze, zgarniając je bez włączania lampy. Pchnął ramieniem drzwi do kantyny, pstryknął wyłącznikiem, po czym brzęknął kluczami i Dean usłyszał kliknięcie zamka.
Wzdychając, Castiel odwrócił się do Deana.
- Tędy.
Dean chodził za Castielem, gdy tamten ruszył w stronę przeciwną do szklanych drzwi frontowych. Wszedł do niszy pod znakiem WYJŚCIE, a gdy Castiel łupnął metalową sztabą, zimne nocne powietrze omiotło mu rozwiązane buty.
Odetchnął głęboko.
Pomógł Castielowi zamknąć drzwi i stał tam, patrząc, jak wsadził pęk kluczy w dziurkę i przekręcił. Na łańcuchu wydawało się tkwić ze 20 kluczy, a Castiel jakimś sposobem wiedział, którego użyć.
- Mój samochód stoi po drugiej stronie budynku – powiedział Dean, pokazując gestem na pustą ulicę.
W rynsztoku leżały śmieci, a nocna bryza niosła je ze sobą, szurając nimi o żwir. Powietrze pachniało silnikami autobusowymi ze słabą nutą wiosennych kwiatów; rośliny rozpłaszczały się na chodniku tam, gdzie Dean przeszedł.
Castiel trwał przy nim ramię w ramię, rękaw jego koszuli ślizgał się z łatwością po skórzanej kurtce Deana.
- Nie wziąłeś płaszcza? – spytał nauczyciel, zerkając na Castiela.
- Spieszyło mi się.
Dean wewnętrznie przewrócił oczami i natychmiast zrzucił kurtkę, po czym otulił nią ramiona Castiela.
- Proszę.
- Nie potrzebuję tego, naprawdę – powiedział Castiel, kręcąc głową. Ale nie próbował kurtki zdjąć i na twarzy Deana pojawił się uśmieszek. Po chwili mężczyzna sięgnął do dłoni Castiela i złapał ją.
Castiel miał suche palce, a Dean dotknął kciukiem miejsca, w którym wnętrze dłoni łączyło się z wierzchem, i odkrył, że ta część była delikatniejsza, bardziej nawilżona.
- Stosujesz krem do rąk? – zapytał nauczyciel ze śmiechem.
- Muszę używać dużych ilości odkażacza do rąk – wyjaśnił zdawkowo Castiel. – Książek dotyka wielu ludzi. Ilość razy, kiedy to Becky zadzwoniła po chorobowe, bo coś złapała… - westchnął.
- Nie osądzam cię, jeśli faktycznie je nawilżasz, przysięgam – Dean zaczynał szurać nogami. Lubił spacerować z Castielem, a im wolniej dostawali się do jego samochodu, tym lepiej. W czasie jazdy nie mogliby się tak trzymać za ręce.
Castiel przez chwilę był cicho, a jedynym ruchem, jaki Dean zauważył, było uniesienie ręki celem szczelniejszego otulenia się kurtką przy szyi.
- Masz jakieś zwierzęta? – zapytał bibliotekarz, gdy tylko skręcili za róg.
- Zwierzęta? Nie. Ty masz żółwie albo coś, prawda?
- Tak, dwa.
- Jak się nazywają?
Castiel otwarł usta, a potem się roześmiał.
- Harry i Sally.
- Ach – powiedział Dean. Był bardziej zadowolony z powodu głębokiego śmiechu Castiela, niż rozbawiony tym nawiązaniem, ale mógł je przynajmniej docenić. – Jakie są duże?
Castiel uniósł rękę.
- Mniej więcej wielkości wnętrza dłoni. Są całkiem słodkie.
- Założę się – wyszczerzył się Dean.
W sposobie, w jaki Castiel mówił o swoich żółwiach, wyczuwało się radość. Dean jeszcze nie widział u niego takiego uśmiechu. U innych ludzi tak, ale nie u niego. Mógł go określić tylko jako OJCOWSKI.
Doszli do samochodu i Dean musiał puścić rękę Castiela, by wyjąć kluczyki z kieszeni kurtki.
- Chwila – powiedział zdezorientowany Castiel. – To jest twój?
Dean spojrzał na niego, po czym rzucił wzrokiem na swojego czarnego Chevroleta i wrócił do Castiela.
- Tak?
- Ale… - Castiel zmarszczył czoło i skrzyżował ręce, otulając się kurtką niczym czyimiś ramionami. – Ale…?
- Ale co, Cas? – Dean otwarł mu drzwi pasażera, pozwolił usiąść, nadal zmarszczonemu, po czym poszedł na drugą stronę. Kiedy już opadł na skórzane siedzenie, westchnął i sięgnął do stacyjki, Castiel marszczył się NADAL.
- Ale nie masz wystarczająco dużo pieniędzy – powiedział wreszcie bibliotekarz, kiedy Dean wyjechał na ulicę.
Nauczyciel uśmiechnął się, ale był to smutny uśmiech.
- Nie sprzedam jej. Nieważne, co. Mógłbym zbankrutować i skończyć na ulicy, ale nie ma mowy, bym sobie tę dziecinkę odpuścił. Przy okazji, którędy jechać?
- Co?
- Którędy do twojego mieszkania?
- Och – powiedział Castiel, zerkając na ulicę. – W lewo.
Dean skręcił, zadowolony z faktu, że nie było nigdzie innych samochodów ani pieszych.
- To jest… - Castiel urwał i opadł z powrotem na fotel, zaś Dean uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał zaskoczony wdech. Tak, do licha, jego dziecinka była wygodna. – To jest piękny samochód – powiedział wreszcie Castiel, wyraźnie zbity z tropu. – Tu skręć w prawo. A potem w pierwszą w lewo.
- Należał do mojego taty – ujawnił Dean, nie spiesząc się z zebraniem myśli, zanim kontynuował. – To jedyne, co wciąż mam… nie tyle po nim, co po mamie. Nie mam żadnych zdjęć, żadnych… Niczego. Tylko samochód.
- Przepraszam – powiedział Castiel. W jego głosie słychać było emocje, a Dean wiedział, że zdradzając Castielowi tę informację wyjaśnił wszystko. Mężczyzna to zrozumiał.
Jechali w ciszy, dopóki Castiel nie kazał Deanowi stanąć, i nauczyciel podjechał na chodnik, po czym wrócił na ulicę. Obaj się skrzywili, słysząc zgrzytanie nadwozia o krawężnik.
- Zazwyczaj traktuję go lepiej – powiedział Dean, gasząc silnik z wciąż skrzywioną twarzą. – Jestem po prostu cholernie śpiący, z reguły nie wstaję i nie jeżdżę o wpół do piątej rano.
- Oczywiście – odparł Castiel, otwierając swoje drzwi. – A teraz, jeśli za mną pójdziesz, to mam kawę.
Dean wyszczerzył się, kiedy drzwi się zamknęły, i patrzył, jak Castiel wyszedł na chodnik z założonymi rękami, czekając na niego. Dean wysiadł i zamknął samochód, po czym podążył za migoczącymi niebieskimi oczami i wdziękiem człowieka, który je miał.
Castiel wpuścił się do budynku, podał Deanowi lepką klamkę metalowych drzwi, a potem powiódł ich w górę po wąskich schodach. Nie były oświetlone, ale lśnienie z zewnątrz wystarczyło, aby Dean ujrzał zakręt schodów i wspinał się dalej.
Nie pachniało tam niczym. Zazwyczaj w klatkach schodowych dominował zapach papierosów albo sików czy czegoś martwego, gnijącego pod płytkami. Ale tutaj nie było graffiti, a każde drzwi w pierwszym korytarzu mieszkań, jaki minęli, miały własną skrzynkę pocztową obok.
- Całkiem nieźle się tu urządziłeś, Cas – powiedział Dean, słysząc podziw we własnym głosie. – Czy to tak, jak z moim samochodem? Nie sprzedałbyś za nic?
- Nic podobnego – odparł Castiel z uśmiechem, zwracając głowę do Deana, aby spojrzeć mu w oczy. Zaczęli się wspinać po drugich schodach, tym razem wyłożonych malowanymi płytkami – miały kolorowe wzory w stylu greckiej ceramiki. – Ale – dodał, znalazłszy się na szczycie schodów i opuszczając głowę, kiedy przystanął – wyprowadzę się stąd za parę tygodni, ponieważ nie mogę sobie dłużej na to mieszkanie pozwolić. Czynsz jest wysoki, a ja zawsze wiedziałem, że to nie było na mój budżet.
Dean widział, jaki mężczyzna był z tego powodu nieszczęśliwy.
Castiel skręcił i poprowadził Deana przez otwarte drzwi z szybą bezpieczeństwa we framudze. Ten następny korytarz był najwyższy w budynku, a sklepienie wyłożone było wybielonym i pofałdowanym plastikiem; wnętrze udrapowane było bluszczem przecinającym korytarz i zwisającym w festonach. W ścianach widniały lampy, ale wszystkie były wyłączone.
Księżyc wisiał z tej strony budynku i korytarz lśnił srebrzystym światłem. Dean dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że gapił się na wystrój, gdy Castiel otwarł swoje frontowe drzwi i wszedł do środka, zostawiając go samego.
Dean zawahał się. To miejsce było naprawdę piękne. Frontowe drzwi zrobiono z białego mahoniu, a na tym maleńkim piętrze nie znajdowało się żadne inne mieszkanie; Castiel dysponował tu prawdziwą prywatnością. A oprócz tego wszystkiego, miał stąd dziesięć minut spacerem do pracy.
Castiel znalazł sobie coś wspaniałego. Nawet, jeśli nie znaczyło to dla niego tyle, co samochód dla Deana, to przynajmniej wiedział, że było to dobre. Dean też nie miałby ochoty tracić tego mieszkania.
Ale wiedział, że Sam zamierzał podzielić się pieniędzmi zarobionymi na sprawie. Castiel mógłby zatrzymać to mieszkanie jeszcze przez kilka miesięcy, co? Ale nie było to permanentne wyjście.
Dean opuścił głowę i dotknął palcami framugi, głaszcząc kciukiem gładkie drewno. Czuł się źle z powodu Castiela, wiedząc, że w przyszłości dozna kolejnej straty.
- Dean, idziesz? Nastawiam kawę – zawołał Castiel. Dean usłyszał szczęk szuflady ze sztućcami. Uśmiechnął się i wszedł do środka, zamykając drzwi pchnięciem palców.
Jego uśmiech nasilił się, kiedy ujrzał otwarte wnętrze. Castiel nie włączył żadnych świateł, ponieważ księżyc całkiem ładnie oświetlał mieszkanie. Na prawo widać było kuchnię bibliotekarza, nowoczesną, ale rustykalną, której szafy wykonano z jakby szarego drewna, komponującego się z jaśniejszymi płytkami za piecykiem. Castiel buszował po wnętrzu, przechodząc od jednej wysepki do drugiej, potem poszedł umyć ręce, pozwalając płynąć gorącej, parującej wodzie.
Dean zerknął na lewo. W ścianie widniało troje drzwi, z których jedne były odrobinę uchylone, zaś drugie całkiem otwarte. Zrobił krok, aby spojrzeć przez te otwarte, i zobaczył łóżko, na którym zalegał nocny cień. Nie było to nic nadzwyczajnego, po prostu łóżko. Łóżko Castiela.
Dean odwrócił się i przeszedł przez kuchnię, w której coś głośno brzęczało, po czym znalazł się w salonie. Pokój był przyjemny, jak u Jessici i Sama. Na prawo stała srebrno-brązowa kanapa, nakryta czymś w rodzaju robionej na drutach narzuty. Na wierzchu leżało sztuczne futro, nie ułożone artystycznie, tylko tak, jakby ktoś się tam umościł, by oglądać telewizję.
Ach, telewizor. Dean obrócił się na miejscu i rozpromienił na widok ogromnego czarnego prostokąta, wiszącego dokładnie między dwoma wystającymi ścianami.
- Hej, Cas, co to jest? Czterdzieści cali?
- Czterdzieści dwa – zawołał Castiel z kuchni, stukając szafkami. – I HD.
- Świetnie – mruknął Dean. Jednak ubolewał nad brakiem odtwarzacza DVD. I dodatkowych głośników, jak u siebie, oraz radia czy odtwarzacza płyt w pokoju.
Stał tam jednak wysoki regał oraz wyraźnie używany fortepian, razem z wyściełanym aksamitem stołkiem. Długie do podłogi szare zasłony były odciągnięte na boki, ujawniając pod spodem białą firankę… ale wiele więcej tam nie było.
Na ścianach nie wisiały żadne zdjęcia, brakowało osobistych drobiazgów. Nie było dziecięcych rysunków, korkowych tablic z przypomnieniami, żadnych przypadkowo rozmieszczonych magazynów czy książek na klockowatym stoliku z ciemnego drewna.
- Czy ty tu naprawdę mieszkasz, czy… - Dean machnął ręką do Castiela, który wszedł do salonu z tacą zastawioną dwoma kubkami kawy – po prostu tu EGZYSTUJESZ?
Castiel postawił tacę na stoliku, a Dean wykorzystał chwilę, by podziwiać jego tyłek. Bibliotekarz rozebrał się do koszuli, po czym odłożył swoją kamizelkę oraz skórzaną kurtkę Deana na krawędź sofy.
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to – powiedział Dean, pokazując palcem na pokój – gdzie są wszystkie twoje rzeczy? Bibeloty czy cokolwiek?
Castiel zamrugał, szarpiąc za łokcie swojej koszuli w próbie ich odwinięcia.
- Nie lubię śmieci.
- Nie mam na myśli śmieci, tylko RZECZY. Zdjęcia, pamiątki. Coś, co sprawia, że się uśmiechasz. Coś, co przypomina ci o kimś specjalnym.
Castiel po prostu tam stał.
Dean stał również, patrząc na niego. Cisza mówiła wszystko.
Nikogo nie było.
- Nikt? – spytał Dean tak cicho, że ledwo słyszał własny głos.
Castiel wytrzymał jego wzrok i potrząsnął głową.
Dean przygryzł sobie wnętrze ust i opuścił wzrok, wciągając powietrze i zerkając na parującą kawę.
- Powinniśmy to wypić, zanim wystygnie.
- Tak – powiedział szybko Castiel.
- Um, ale najpierw, gdzie masz łazienkę? – Dean wyszczerzył się pospiesznie do Castiela, po czym wzruszył ramionami. – Prysznic wezmę później, muszę się tylko trochę obmyć.
Castiel wskazał głową w stronę trzech drzwi w korytarzu.
- Drugie drzwi. Ale nie włączaj wiatraka, sąsiad z dołu po północy zaczyna stukać miotłą w sufit.
- Jasne.
Dean zamknął za sobą drzwi, zanim znalazł włącznik, ale po jakimś przypadkowym macaniu ścian natrafił wreszcie na niego i zamrugał, widząc jasność.
Łazienka w dużym stopniu przypominała wystrojem kuchnię; płytki były ciemnoszare i lśniące, a wszystko nowoczesne i proste, ale nie w pretensjonalny sposób. Ponownie przypominało to mieszkanie Sama. Dało się w nim żyć. Stałoby się idealne, gdyby ktoś postawił tu mydelniczkę w kształcie żółwia albo coś, pomyślał Dean.
Rozpiął dżinsy i wziął trochę papieru toaletowego, szybko wycierając swędzące, paskudne zacieki z wewnętrznej strony ud. Zaschnięte nasienie było dość obrzydliwe.
Kilka minut później wyszedł z łazienki, czując się czystym i świeżym. Na języku nie czuł już ścieków, dzięki płynowi do płukania ust od Castiela.
Castiel siedział po turecku na sofie, delikatnie popijając kawę. Zerknął w górę, kiedy Dean wszedł do środka, i obaj się uśmiechnęli. Dopiero wtedy nauczyciel zobaczył, że w telewizji leciało coś wyciszonego, i odwrócił się, aby to zobaczyć, siadając obok Castiela.
- Kreskówki?
- Są lżej strawne, kiedy jestem zmęczony – odparł bibliotekarz.
Dean mruknął i wziął swoją kawę, uśmiechając się, kiedy zobaczył, że kubek Castiela był niebieski, a jego zielony, tak, jak jego oczy.
Zdjął buty i umieścił nogi na sofie, podwijając je tak, że pochylał się w stronę Castiela; łokciem opierał się o tył kanapy, a ramieniem o białą ścianę.
- Sądzę, że byłoby trochę smutno, gdybyś stracił to mieszkanie – powiedział. – Niezłe jest, wiesz? Znaczy się, potrzebne mu trochę domowych drobiazgów, ale mogę spróbować się tym zająć, dopóki wciąż tu mieszkasz.
- Hm? – Castiel zbyt szybko przełknął kawę, po czym zamrugał. Kiedy spojrzał na Deana, miał lśniące, ciekawe oczy. – Co masz na myśli?
- Cóż – Dean wzruszył ramionami. – Uznałem, że wpadnę. Nie mieszkam zbyt daleko stąd. Możesz się u mnie zatrzymać, gdy tylko będziesz potrzebował. Nie jest tam tak miło, jak tutaj, ale… cóż, to też nie jest dom, ale mieszkam tam od jakichś 9 miesięcy, więc…
Castiel gapił się w kawę, a Dean zaczął myśleć, że właśnie to mężczyzna zwykł robić, kiedy nad czymś rozmyślał. To i marszczył się.
- Kiedy mówisz, że twoje mieszkanie nie jest domem, czemu tak myślisz? – zapytał, zwracając się twarzą do Deana.
Dean wzruszył ramionami, co wyszło niezręcznie, jako że jedno ramię już miał prawie przy uchu.
- Mieszkanie Sama jest lepsze. Lubię przebywać z ludźmi, wiesz? Albo ze zwierzęciem, to też by było świetne. Ale moja umowa najmu nie pozwala mi trzymać zwierząt, a nie mogłem znaleźć niczego innego wystarczająco blisko szkoły. Gdyby było choć trochę dalej, niż teraz, nie byłoby mnie stać na benzynę – wzruszył ramionami jeszcze raz, próbując pokazać, że nie było to nic wielkiego. Ledwo o tym rozmyślał, ale skoro już o tym rozmawiali, pozwolił sobie na paskudny wniosek, że był w tej samej sytuacji, co Castiel: nie mógłby sobie pozwolić na mieszkanie, gdyby czynsz nadal rósł.
- Dean?
- Tak?
- Czemu nie weźmiesz połowy tego mieszkania?
Przez kilka sekund Dean nie uznał tego za faktyczną sugestię.
- Co?
- Wprowadź się tutaj. Mam zapasową sypialnię, która służy mi za gabinet; mógłbyś tam spać. W ten sposób co miesiąc musielibyśmy płacić tylko połowę czynszu. Zaoszczędziłoby to nam obu parę setek.
Dean patrzył na Castiela bez wyrazu, żaden z nich nie zwracał uwagi na kolorowe błyski w telewizji.
- I co – spytał powoli – bylibyśmy…
- Och! – Castiel pokręcił głową i uniósł dłoń, aby powstrzymać myśli Deana o CHŁOPAKU, BYCIU RAZEM czy ZWIĄZKU. – Współlokatorami. Przyjaciółmi.
Dean wciąż trwał w zawieszeniu, ponieważ to pierwszy raz ktoś mu to zaproponował, a jego początkową reakcją nie było roześmiać się i zerwać z tym, ktokolwiek to był.
- Jasne, ale – Dean zerknął w swoją kawę – to nie jest takie proste, bo… - bo… POWODY. – Bo ty i ja… nie jesteśmy tylko… przyjaciółmi – Dean spojrzał Castielowi w oczy i przełknął. – Nie bylibyśmy tylko współlokatorami.
- Współlokatorami z korzyściami – poprawił Castiel, uśmiechając się filuternie.
- Tak – Dean kiwnął głową, a potem nią potrząsnął. – Nie. – Głęboki oddech. – Ponieważ bylibyśmy współlokatorami z korzyściami… - pochwycił wzrok Castiela i przytrzymał, dokańczając zdanie – i z u-uczuciami.
Uśmiech Castiela prawie nie zadrżał. Ale jednak trochę.
- Rozumiem.
- W każdym razie to wszystko komplikuje – wyrzucił Dean, wracając do swojej kawy i biorąc pierwszy łyk. Drgnął, czując gładki, kremowy smak. Przełknął i zerknął na Castiela. Ha. Naprawdę nie żartowałeś opowiadając o swoim ekspresie.
Castiel popatrzył na kubek Deana i pokręcił głową.
- Wiem, że, uch, wolisz pić kiepską, ponieważ przypomina ci o domu, ale – urwał i wziął oddech, co Dean rozpoznał jako znak: mężczyzna zamierzał powiedzieć coś przełomowego – ale dom nie musi kojarzyć się z czymś kiepskim.
Obaj mężczyźni GAPILI się na siebie.
Deanowi dygotał żołądek. Nie wiedział, czy powodem była kofeina uderzająca mu do głowy, czy po prostu endorfiny, jakie czuł w ciele, kiedy Castiel był w zasięgu jego ust, czy coś innego – ale teraz te motyle trzepotały w nim jak wściekłe.
- Ja… - powiedział – będę potrzebował trochę czasu. – Odetchnął przez drżące usta i zagapił się na wirującą piankę płynnego nieba w swoim kubku. – Słuchaj, to nic, nic… uch, nie wiem, po prostu nie sądzę, że mogę ci natychmiast odpowiedzieć.
- Dean, masz tyle czasu, ile potrzebujesz – powiedział Castiel, gładząc go ciepłą dłonią po udzie i klepiąc zagłębienia w dżinsie. – Ale będę potrzebował odpowiedzi pod koniec przyszłego tygodnia; moja umowa najmu prawie już wyszła.
Dean chciał mu opowiedzieć o gotówce, jaką zamierzał wręczyć mu Sam. Ale gdyby Sam zmienił zdanie, byłoby to z jego strony chujowe posunięcie. To nie były jego pieniądze, więc nie miał prawa mówić Castielowi, co się z nimi działo.
Jednak sprawa nadal była aktualna. Dean miał ostateczny termin na podjęcie decyzji i mógł się go równie dobrze trzymać.
- Do wtorku – powiedział, pociągając kolejny łyk pysznej kawy. – Dam ci znać do wtorku.
- W porządku – skinął głową Castiel, po czym wysączył resztki kawy i zwinął się u boku nauczyciela.
Dean spojrzał na niego, zobaczył jego piękne rzęsy odbijające kolory z telewizji. Widział pory skóry Castiela oraz zmarszczki pomiędzy brwiami, gdzie zawsze osadzał mu się grymas. Mężczyzna całkowicie się przy nim odprężył.
Dean opuścił ramię po oparciu kanapy i owinął nim biodro Castiela, ściskając je leciutko. Castiel zachichotał ze zmęczeniem, ocierając się głową o Deana.
Dean siedział, oglądając jakiś animowany program o kolorowych kucykach i nie mając pojęcia, co mówiły, ponieważ telewizor był wyciszony. Wciąż popijał swoją kawę, czując się coraz przytulniej. Tak, mógł sobie wyobrazić mieszkanie tutaj, ale to nie znaczyło, że był gotów powiedzieć TAK.
Uniósł z zaskoczeniem brwi, kiedy usłyszał bardzo delikatne chrapanie Castiela.
Dobra kawa czy nie, kofeina była stuprocentowo bezużyteczna.
Dean spał już w czasie, kiedy zaczęły się napisy końcowe programu z kucykami, i wciąż nie miał pojęcia, co oglądał. Ale nawet mu się podobało.

- Bhrg? – Dean obudził się parsknięciem, słysząc jakiś turkotliwy, mamroczący dźwięk oraz okropnie znajomy dźwięk budzika. – Osochozi? – wymamrotał, przez pomyłkę waląc się w twarz.
- Uuuch – mruknął Castiel, robiąc dziwne miny do dywanu i prawdopodobnie mając w ustach to samo pokawowe paskudztwo, co on. Jest 7.30, muszę się szykować do pracy.
- Że co-? CHOLERA! – Dean zerwał się na nogi, przeklinając swój pęcherz. – Cholera, Cas, ja już powinienem być w pracy.
- Och – powiedział Castiel, wstając. Wyglądał na nastroszonego i słodkiego, ale to nie była odpowiednia pora.
- Czegoś ty mi, kurwa, dosypał zeszłej nocy do kawy? – miotał się Dean, klepiąc się po kieszeniach w próbie znalezienia telefonu.
Castiel przez chwilę nie odpowiedział, ale kiedy to zrobił, Dean zapragnął mu przywalić.
- Była bezkofeinowa.
- Chryste, nie jesteś weganinem czy czymś, co?
Castiel zagapił się na niego bez wyrazu, po czym wybuchnął śmiechem.
- Masz ogromne szczęście, że jesteś śliczny.
Dean powdzięczył się do niego, po czym złapał swoją kurtkę z kanapy, na której udrapował ją Castiel. W tych kieszeniach też nic. Stracił swój pieprzony telefon. Świetnie.
Zadzwonił telefon Castiela, a Dean westchnął głośno i pognał do łazienki, ledwo poświęcając chwilę na docenienie wełnianego dywanu pod skarpetkami.
Zrobił swoje tak szybko, jak mógł, żałując, że nie miał grzebienia czy czegoś podobnego, bo wyglądał dokładnie tak, jakby został zerżnięty od tyłu, a potem jednej nocy spał na dwóch różnych kanapach. Smutne, ale prawdziwe.
Opłukał sobie twarz, wytarł ją ręcznikiem Castiela, po czym poszedł do salonu po buty.
- Tak, tak, rozumiem – powiedział Castiel do swojego telefonu głosem tak ściśniętym, jakby bezskutecznie próbował wtrącić się w słowo komuś po drugiej stronie. – Tak, ale-
- Kto to? – zapytał Dean, zawiązując sznurowadła i szczerząc się do krążącego po pokoju Castiela.
Castiel przewrócił oczami, ale zakrył słuchawkę dłonią i odpowiedział mu szeptem.
- To twoja szkoła. Chcą, żebym zajął się twoją klasą.
Dean sapnął.
- Powiedz im, że będę za kwadrans. Cholera.
- Tak, mógłbym, tyle tylko… - Castiel zacharczał, po czym praktycznie wrzasnął do słuchawki. – Gilda! Tak, wiem! On będzie tam za kwadrans, nie trzeba się martwić.
Zapadła cisza, a Dean w połowie drogi do drzwi zwolnił, patrząc, jak Castiel zaczął się uśmiechać.
- Skąd wiem? – powiedział, powtarzając wszystko dla dobra Deana. – Bo spędziłem z nim noc.
Dean spojrzał mu w oczy przez długość pokoju, czując w trzewiach coś lekkiego i pykającego.
- Tak – powiedział Castiel, z powrotem gapiąc się w podłogę. – Dobra. Tak.
Dean złapał za klamkę i przekręcił ją.
- Tak, dziękuję. Powiedz Charlie CZEŚĆ ode mnie. Tak. Tak, DOBRZE, Gildo, muszę kończyć-
Castiel zakończył rozmowę, a Dean usłyszał go biegnącego za sobą, kiedy już wyszedł z mieszkania.
- Dean… Dean, zaczekaj!
Dean zatrzymał się tuż na zewnątrz, szczerząc się, kiedy Castiel podbiegł do niego i objął go tak, by mogli się pocałować. Westchnął i odpłynął, ciepło i kolory wydawały się w nieskończoność rozchodzić mu po ciele. Castiel miał w sobie magię; sprawiał, że Dean był SZCZĘŚLIWY.
Nauczyciel odetchnął miękko, kiedy Castiel się odsunął, i zwrócił oczy na bladą, starszą panią o fioletowych włosach, zerkającą na nich ze szczytu schodów.
- Dzień dobry, pani McKinley – powiedział Castiel uprzejmie.
- Dzień dobry – odparła, a na twarzy powoli rozchodził się jej uśmiech. – Miło widzieć, chłopcze, że coś tam masz.
Dean zamrugał, zaskoczony akcentem, ale zadowolony z drugiego pocałunku, który Castiel złożył mu na ustach.
- Teraz idź, Dean, jesteś spóźniony – nalegał bibliotekarz, popychając go w stronę schodów.
Dean szczerzył się idąc, złapał się poręczy, kiedy mijał kobietę. Skinął jej głową na powitanie, po czym szybciej zszedł na dół.
- Dean!
Dean spojrzał w górę, dotarłszy do pierwszego podestu, który w świetle dziennym wydawał się dużo gładszy. Castiel uśmiechnął się, przechylając się przez barierkę na swoim piętrze, a Dean mu zasalutował.
- Przyniosę ci telefon, jeśli go znajdę – powiedział. – Myślę, że wciąż może być w bibliotece.
- Dobra.
- Teraz idź!
Dean roześmiał się i pobiegł, podskakując całą drogę.

Dean poczuł ulgę odkrywszy, że Charlie zajęła się jego klasą przez te parę minut jego nieobecności, a na szczęście jeszcze niewiele dzieci się pojawiło. Zazwyczaj był w pracy punkt 7.30, a szybka dyskusja z Charlie powiedziała mu, że tak, ona zadzwoniła na jego telefon i nie dostała odpowiedzi.
- Tak, zeszłej nocy gdzieś go zgubiłem – Dean wzruszył ramionami, ruszając do klasy za zaspanym Shaynem. – Sądzę, że się znajdzie.
- Gilda powiedziała mi o twoim małym baraszkowaniu – powiedziała Charlie niskim głosem. – OCH, mój Boże. Ważne wieści, co?
Dean obrócił się na pięcie i spojrzał na nią.
- Co? Poważnie, kim do cholery jest Gilda?
Przez chwilę Charlie wyglądała na ciężko urażoną, ale potem jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Pracuje w sekretariacie, ty dupku. Flirtowałeś z nią przez prawie dwa lata.
Deanowi trochę opadła szczęka.
- Och. Ta… Gilda. – Na miłość Boską, myślał, że miała na imię JILL. I że była hetero.
- I… - Charlie zerknęła na powoli gromadzących się uczniów, po czym skręciła do Deana, kiedy ten pochylił się nad biurkiem. – I jest również moją dziewczyną.
Dean zamrugał pospiesznie, zastanawiając się, czy dobrze usłyszał.
- Dziewczyna czy przyjaciółka?
Charlie ruszyła ramieniem.
- Taka, z którą się umawiam.
- Och – Dean ściągnął brwi, krzyżując ramiona. – Sądzę, że do tej pory wszystko w tym dziale sprowadzało się do NIE PYTAJ I NIE MÓW.
Charlie uśmiechnęła się.
- Zatem, uch, lubisz facetów.
Dean kiwnął głową.
- I dziewczyny. Ale głównie Casa.
Charlie wyglądała, jakby już o tym wiedziała.
- Zamierzam wam ładnie powiększyć wasze zdjęcie. Obaj wyszliście świetnie.
Szczerząc się do podłogi, Dean cicho jej podziękował. Czym było ich wspólne zdjęcie, jeśli nie pierwszą rzeczą do powieszenia u Castiela na ścianie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:57, 29 Lis 2013    Temat postu:

I reszta :D

Przeszedł przez poranek bez jakichkolwiek udziwnień, ale był niewiarygodnie poirytowany tym, że w czasie lunchu męską szatnię zamknięto na czas sprzątania. Nie wziąwszy prysznica miał wrażenie, że seksualna mgiełka podążała za nim wszędzie, co było niezręczne, jako że miał bliską styczność z dziećmi.
Naprawdę pogardzał kawą bezkofeinową.
Pierwsze zajęcia po lunchu zostały mu jednak przerwane pukaniem w drzwi, podczas gdy demonstrował dzieciom podstawy ułamków, dział matematyki, którego nigdy sam nie rozumiał. Przerwa była mile widziana i powiedział dzieciom, że mogły ze sobą rozmawiać tak długo, jak długo używały słów zaczynających się tylko na samogłoski.
Otwarł drzwi i poczuł się mile zaskoczony.
- Cas!
- Znalazłem twój telefon czyszcząc kanapę – powiedział Castiel, wręczając Deanowi komórkę. Dean ją wziął i uśmiechnął się do niego.
- Dzięki, chłopie. Hej, chciałbyś wejść?
Castiel przystanął, ale potem kiwnął głową, a Dean cofnął się, by pozwolić mu wejść.
- Pan Godson!
Dzieciaki były niemal tak samo zadowolone na widok Castiela, jak Dean, i nauczyciel zaśmiał się, kiedy Marvin zerwał się z krzesła, by przywrzeć Castielowi do boku. Castiel poklepał chłopczyka po głowie, po czym zagonił go z powrotem na miejsce.
Marvin jednak nie posłuchał, po prostu kręcił się w pobliżu, uśmiechając się do obu mężczyzn.
- Wasze zapachy się wymieszały – powiedział. – Panie Winchester, pachnie pan dzisiaj jak pan Godson, a pan Godson jak pan Winchester.
Dean odetchnął z zakłopotaniem, ale odprężył się, kiedy Castiel popatrzył na niego promiennie.
- To jest dziwne, nieprawdaż? – powiedział bibliotekarz gładkim głosem, spoglądając na Deana.
- Jasne – Dean przełknął ślinę. – Naprawdę szurnięte. Teraz, uch, chodź, dzieciaku, wracaj na swoje miejsce.
Marvin poszedł, roztaczając wokół aurę radosnego mądrali.
- Wynocha z mojej klasy – powiedział Dean pokątnie do Castiela, wciąż się uśmiechając. – Idź, później pogadamy.
Castiel kiwnął głową, uchylając dzieciom niewidzialnego kapelusza, na co maluchy zaczęły wiwatować, po czym odszedł. Dean wyluzował nieco, ale wciąż czuł się rozdrażniony. Nie było mu dobrze mieszać seks ze szkołą lub seks i dzieci. Niw uważał, że jeszcze kiedykolwiek byłby w stanie wpuścić tu Castiela ponownie, jeśliby się najpierw nie umyli.
Westchnął i wrócił do lekcji, ale nie mógł nie zauważyć, że dzieciaki były równie zdekoncentrowane, jak on. Na koniec zajęć zagonił je do czytania i wszystko poszło gładko. Matematyka nie była jego silną stroną, nawet na poziomie trzeciej klasy.
Podczas gdy dzieci czytały swoje książki, Dean usiadł z powrotem na krześle, położył nogi na biurku i otwarł telefon. Pochwalił żywotność baterii, która wciąż była w połowie pełna. Miał jedną nową wiadomość.
Otwarł ją i odkrył, że była od Sama, który sprezentował mu warte 50 dolarów doładowanie. Jasna cholera, Sam był najlepszym bratem na świecie.
Dean wyszczerzył się i zaczął mu pisać wiadomość.
DEAN: DZIĘKI ZA KASĘ, MAM NADZIEJĘ, ŻE WIESZ, IŻ ZATRZYMAM TAMTE 20 DOLCÓW GOTÓWKĄ.
Odpowiedź przyszła zaledwie minutę później, a Dean zakrył sobie usta dłonią, uśmiechając się.
SAMUUUŚ: NIE MA ZA CO. NIE JESTEŚ TERAZ W KLASIE?
DEAN: OBIJAM SIĘ.
SAMUUUŚ: WRACAJ DO PRACY, ZANIM NA CIEBIE DONIOSĘ, PALANCIE.
Dean nawet nie trudził się odpisywaniem, ponieważ uznał, że Sam MÓGŁBY naprawdę na niego donieść. Najlepszy brat na świecie, jasne, ale czasami był też wredny. W najlepszy możliwy sposób.
Jednak Dean nie zdołał zbyt długo utrzymać telefonu zamkniętego. 50 dolarów kredytu to było najwięcej, co kiedykolwiek miał na raz, i pokusa była zbyt wielka.
Wszedł w swoją skrzynkę odbiorczą i wybrał ODPOWIEDZ na pierwszą wiadomość od Castiela, po czym napisał pierwsze, co mu przyszło do głowy.
DEAN: SZKODA, ŻE CIĘ TU NIE MA, ABYM MÓGŁ CI POSSAĆ…
Nacisnął WYŚLIJ, rozglądając się po klasie, czy ktoś to zauważył. Dzieciaki skupiały się na swoich książkach, ale tak, wiedział, że nie powinien tego robić. Może to było częścią frajdy.
Zostałby wylany, gdyby ktoś się dowiedział.
Wiedział, że nie powinien nawet otwierać telefonu, gdy przyszła odpowiedź. Ale zrobił to.
SAMUUUŚ: PRZYPUSZCZAM, ŻE TO NIE BYŁO DO MNIE. Wracaj do pracy, do cholery.]
Deana zmroziło; zdjął nogi z biurka i zamiast tego pochylił się nad nim.
Choleeeera.
Upewnił się, że tym razem NA PEWNO wybrał Castiela, zanim wysłał mu następną wiadomość.
DEAN: ZASADA NR 1 – WYSYŁAJĄC EROTYCZNE WIADOMOŚCI UPEWNIJ SIĘ, ŻE NIE WYSYŁASZ ICH WŁASNEMU BRATU.
Dean oparł się na łokciu i przetarł sobie dłonią usta, jeżąc swój dwudniowy zarost. Niech to, kurwa, szlag, to był najbardziej niezręczny dzień w jego życiu.
CASTIEL: TAK, ZESZŁEGO WIECZORU SIĘ TEGO NAUCZYŁEM. WIADOMOŚĆ O WANNIE, JAKĄ CI WYSŁAŁEM, NAJPIERW POSZŁA DO GABRIELA, DLATEGO WCZEŚNIEJ WRÓCIŁ DO DOMU.
Dean parsknął w dłoń i podniósł wzrok w poszukiwaniu pytających spojrzeń dzieci. Choć było czysto, uznał, że naprawdę nie powinien odpisywać. Sam miał rację, a Dean na dowód tego czuł pełznący mu po szyi rumieniec. Z powrotem do pracy.

Tydzień minął, zanim Dean zauważył, i w sobotę wieczorem leżał w łóżku, gapiąc się na zalany sufit i zastanawiając się nad tym, co robił ze swoim życiem.
Kochał swoją pracę. Uwielbiał pracować z dziećmi i uwielbiał atmosferę, jaka otaczała szkołę. Nienawidził się za to, że w tym roku pozwolił swemu zapałowi przygasnąć i że dopiero kilka miesięcy temu nauczył się imion dzieci, w nadziei, że brak przywiązania ułatwiłby mu życie, kiedy one poszłyby dalej.
Ale gdy tylko pojawił się Castiel, on nauczył się imion dzieci, poznał ich zainteresowania i plany, co lubiły, a czego nie. POZNAŁ je. Zapał mu wrócił.
Castiel naprawdę mu to DAŁ, a przy wszystkim innym, co dał oprócz tego, był w życiu Deana prawdziwym darem.
Dean tak naprawdę już wiedział, jaka będzie jego odpowiedź na pytanie Castiela. Ale nie mógł jej po prostu powiedzieć. Nie czuł się dobrze z tym, jak DOBRZE się czuł. Dziwnie było o tym myśleć, ale to, jak Castiel sprawiał, że czuł się szczęśliwy, seksowny, zadowolony… to wszystko wydawało się za łatwe.
Gdzie tkwił haczyk? Gdzie mógł go spotkać zawód? Gdzie mogło to pójść źle?
Ponieważ w życiu Deana nie było niczego dobrego, co by się w pewnym momencie nie zjebało. Sam fakt, że Castiel był dla niego taki dobry, oznaczał, że miało to pójść tak strasznie źle, że to by go złamało na zawsze. Takie było życie Deana, tak było zawsze.
Nie wiedział, jak długo mógł to odwlekać, zanim będzie musiał coś zrobić. Nie był typem człowieka, który przeczekiwał wszystko i miał nadzieję, że się samo skończy. Na dobre czy na złe, wkrótce w pewnej chwili musiałby oznajmić Castielowi swoją decyzję – taką decyzję, która zmieniłaby jego życie, i wiedział o tym.

DEAN: JUTRO ZAMIERZAM PRZECZYTAĆ DZIECIAKOM KSIĄŻKĘ O PINGWINACH. POWINIENEM COŚ WIEDZIEĆ?
Telewizor został niemal natychmiast wyciszony, a kubek z gorącą czekoladą stanął na stole, kiedy bibliotekarz sięgnął po komórkę. W pokoju przez chwilę panowała cisza, gdy mężczyzna się zastanawiał. Potem zaczął klikać.
CASTIEL: UPEWNIJ SIĘ, ŻE CZYTASZ JĄ SPOKOJNIE. I NIE BAW SIĘ W KAZNODZIEJĘ.
DEAN: KAZNODZIEJĘ? CO TO DOKŁADNIE JEST ZA KSIĄŻKA?
Bibliotekarz westchnął, ale uśmiechał się przy tym.
CASTIEL: NIE ZAJRZAŁEŚ DO NIEJ?
Odpowiedź zajęła mniej czasu, niż mężczyźnie sięgnięcie po kubek.
DEAN: CZY TO JEST KSIĄŻKA O PINGWINACH-GEJACH? CHŁOPIE.
Bibliotekarz roześmiał się.
CASTIEL: DEAN, TO WSPANIAŁA KSIĄŻKA. MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIESZ MIAŁ UDANE ZAJĘCIA.
DEAN: DZIĘKI.
W mieszkaniu bibliotekarza ponownie zapanowała cisza, ale mężczyzna nie robił telewizora głośno. Czekał. I czekał.
DEAN: PRZY OKAZJI, WCIĄŻ NIE JESTEM PEWIEN ODPOWIEDZI. POGADAMY WE WTOREK. TERAZ IDĘ SPAĆ, MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIESZ MIAŁ UDANĄ NOC.
CASTIEL: TY TEŻ. ŚPIJ DOBRZE.
Nastała kolejna długa cisza, a bibliotekarz uśmiechnął się i przywrócił głos w telewizorze. Z zaskoczeniem usłyszał kolejne brzęczenie telefonu, ale wiedział, że będzie ostatnie.
DEAN: <3

Dzieciaki nie CHCIAŁY czytać ilustrowanej książki o pingwinach, bo były na to ZA STARE.
Dean potrzebował dwóch tygodni, by się do niej zabrać, a one mu niczego nie ułatwiały.
- Pan Godson NALEGAŁ, bym ją wam przeczytał, jasne? No dalej, ludzie, nie bądźcie tym złym lwem z filmu o lwach.
- Skazą – powiedziała Sandy, siadając wreszcie na dywanie u stóp Deana. – To najbardziej spoko lew.
- Zło nie jest spoko – odparł Dean, szczerząc się, kiedy inne dzieci dołączyły do Sandy. – Skaza jest spoko tylko dlatego, że ma brytyjski akcent i śpiewa najlepsze piosenki.
- Nie! – Travis wybiegł naprzód i usiadł wyprostowany z dłońmi na kolanach. – Najlepsza jest piosenka Simby. STRASZNIE JUŻ BYĆ TYM KRÓLEM CHCĘ-
- Stop, stop, stop – rzucił się Dean, machając rękami do dzieci, które wszystkie zaczęły śpiewać. – Lekcje muzyki są dopiero jutro, do tego czasu sobie darujmy, dobra?
Travis westchnął dramatycznie, zapadając się w sobie, podczas gdy reszta dzieci chichotała.
- Świetnie. Zatem – Dean umościł się wygodnie na swoim czerwonym worku i popatrzył na okładkę książki na swoich kolanach.
- A TANGO DAJE TROJE – uniósł książkę w stronę klasy, obracając ją tak, aby wszyscy mogli zobaczyć. Jeszcze nigdy nie czytał na głos książki z obrazkami, ale uznał, że będzie to w dużym stopniu to samo, co czytanie zwykłej, ale przewrócił ją tak, żeby obrazki były widoczne.
Westchnął, zanim ją otwarł. Wiedział, co było w środku. Nie przeczytał jej wcześniej, jednak przekartkował wystarczająco, aby zyskać ogólne pojęcie, i wciąż się zastanawiał, ilu rodziców poskarży się na zawartość.
Nie, żeby takie rzeczy powinny zostać zakazane, ale wiedział, że niektórzy ludzie niechętnie odnosili się do tego całego „wczesnego narażania”. Jego zdaniem była to gówno prawda. Ale wolałby nie budzić śpiącego olbrzyma.
Nie bądź kaznodzieją, przypomniał sobie.
Otwarłszy książkę przerzucił kilka stron ze szczegółami wydawniczymi i uniósł ją otwartą na pierwszej ilustracji. Przedstawiała mewy na wielkiej skale w zoo w Central Parku. Dean nigdy tam nie był, ale słyszał dobre rzeczy.
Potem przewrócił stronę, by przeczytać pierwszą linijkę.
- W centrum Nowego Jorku znajduje się wielki park zwany Central Park.
Czytał dalej, opowiadając klasie o tym, że wszystkie zwierzęta w zoo miały rodziny. Dzieci się nie nudziły (sprawdził), ale to tempo było odmienne od tego, do czego wszyscy przywykli. Materiał czytelniczy stawał się ostatnimi czasy zwięźlejszy, mądrzejszy i bardziej skomplikowany, więc czytanie tego było prawdopodobnie ogromnym krokiem wstecz.
Ale Dean zaczął odkrywać, że było na odwrót.
Było to coś odświeżającego. Relaksującego. Miło było móc poczytać coś prostego i łatwego i potraktować to POWAŻNIE. To była prawdziwa historia, a tylko dlatego, że skierowano ją do młodszej widowni, nie oznaczała, że nie była interesująca czy zabawna dla dzieci. Albo dla Deana.
Kiedy doszedł do siódmej strony, poczuł w żołądku kojarzące mu się z Castielem motyle.
- Dwa pingwiny w pingwiniarni były trochę inne – przeczytał, przełykając ślinę i podziwiając słodki rysunek z dwoma pingwinami stojącymi przy sobie i rzucającymi sobie zainteresowane spojrzenia, które Dean całkowicie rozumiał. – Jeden nazywał się Roy, a drugi Silo.
- Mój brat ma na imię Silo – powiedziała Nellie.
- Dobrze dla niego, a teraz ciii – Dean spojrzał na nią łagodnie, uśmiechnął się na widok jej rumieńca i wrócił do strony, odczytując kolejne zdanie. – Roy i Silo byli dwoma chłopcami. Ale wszystko robili razem. Kłaniali się sobie. – Travis i Alid ukłonili się, a Dean zaśmiał się i wskazał gestem na resztę. – No dalej. Ukłońcie się wszyscy.
Dzieci odwróciły się do siebie nawzajem tak, jak pingwiny na obrazku, i pochyliły głowy, machając swoimi wyobrażonymi płetwami.
Dean kontynuował, szczerząc się.
- Spacerowali razem.
Uniósł rękę, aby powstrzymać dzieciaki, które gromadnie wstały i oddaliły się.
- Hej. Dobra, rozumiemy. Pochodźcie palcami po podłodze albo coś.
Tak też dzieci zrobiły, a Dean z zadowoleniem kiwnął głową.
- Śpiewali do siebie…
- STRASZNIE JUŻ BYĆ TYM KRÓLEM CHCĘĘĘ-
Dean zgrzytnął zębami i wytrzymał, kiedy klasa wykonała piskliwą wersję ostatniej zwrotki tej cholernej piosenki z KRÓLA LWA. Nigdy jej zbytnio nie lubił. Piosenka Skazy była lepsza.
Wzdychając ze zmęczeniem Dean wrócił do czytania ostatniego zdania na stronie.
- I pływali razem.
Dzieci udały pływanie na podłodze. No dobra.
- Nie spędzali zbyt wiele czasu z dziewczynkami pingwinami, a one nie spędzały zbyt wiele czasu z nimi. Zamiast tego Roy i Silo oplatali się szyjami. Ich dozorca, pan Gram- uch, Gramzay, zauważył ich obu i pomyślał „Muszą być zakochani”.
Dean czekał na skargę. Albo na chóralne BEEE.
Ale nic nie nastąpiło.
Przewrócił stronę i wziął oddech, aby czytać dalej.
- Roy i Silo obserwowali, jak inne pingwiny zakładały domy. Wobec tego zbudowali kamienne gniazdo dla siebie. Każdej nocy spali tam razem, tak, jak inne pingwinie pary.
Deana skręcało w brzuchu. Mniej chodziło o to, jak dzieci to przyjmowały – wydawały się bardzo spokojne – a bardziej o tę KSIĄŻKĘ.
Gniazda. Domy. Pingwiny-geje.
Dean rozumiał wskazówki i rozpoznawał paralele, kiedy jakieś widział.
- Każdego ranka – ciągnął dalej, po czym urwał, by oczyścić zachrypnięte gardło – każdego ranka Roy i Silo budzili się razem. Ale pewnego dnia zobaczyli, że inne pary mogły zrobić coś, czego oni nie mogli.
Dean oblizał się, po czym zwrócił do zaabsorbowanych uczniów.
- Jak sądzicie, czego nie mogli zrobić?
Po paru sekundach kilkoro dzieci rozbrzmiało zbiorowym wnioskiem. Dean wyłapał z tego „jajko”, „jajka”, „znieść jajko”.
- Zgadza się, nie mogli znieść jajka. Czemu?
- Bo obaj są chłopcami.
Dean ugryzł się w język.
- Tak. Tak, racja. Tylko dziewczynki mogą składać jaja.
Umilkł na chwilę, wessawszy sobie wargę do wnętrza ust. Czuł się dość melancholijnie. Książki z obrazkami nie miały wprawiać ludzi w taki nastrój, wiedział o tym. Nie powinien czuć się jak gówno ani tak, że powinien tę książkę zamknąć i zamiast niej poczytać dzieciakom Pottera.
- I… - przerwał sobie własne myśli i wrócił do książki. – Mama pingwin składała jajko. Ona i tata pingwin na zmianę je ogrzewali, aż wreszcie się wykluwało. I wtedy pojawiało się pingwiniątko.
Dean z uśmiechem zapatrzył się na podłogę.
- Czy ktoś z was widział kiedyś małego pingwinka?
- Nieee – odparła klasa smutnym chórkiem.
- Ja raz widziałem – Dean na chwilę zamknął książkę, zamykając ją wokół kciuka. – W takim zoo, jak to w Nowym Jorku. Był puchaty, niezdarny i naprawdę słodki. Trochę jak wy.
Klasa zachichotała, a Dean poczuł z tego powodu zadowolenie. Otwarł książkę ponownie.
- Gdzie to byliśmy…? – wymamrotał. – Ach, tutaj. Roy i Silo nie mieli jajka do wysiadywania i ogrzewania…
Książka ciągnęła się dalej. Była w każdym calu tak cudowna, jak to Castiel zapowiedział, a Dean próbował nie czuć się winnym z powodu tego, że pozwolił sobie tak myśleć. Smutne pingwiny wysiadywały cholerną SKAŁĘ i tylko smutniały coraz bardziej, kiedy się nie wykluwała. Ale ich dozorca zauważył to i dał im jajko do zaadoptowania.
Dean cieszył się szczęściem pingwinów. Oczywiście, że tak.
Pingwiny ogrzewały jajko, dopóki się nie wykluło, a Dean namówił dzieci, by odegrały wykluwanie się. To też zyskało sobie kilka szczęśliwych twarzy. Niesamowite.
- Mała miała puchate białe piórka i zabawny czarny dziób – przeczytał Dean z uśmiechem. – Teraz Roy i Silo byli ojcami.
Uśmiech Deana zadrżał. Jego i Casa gniazdo składałoby się prawdopodobnie z nich obu wysiadujących bezużyteczną skałę, dzień w dzień, tego był pewien. Nigdy nie dostaliby pingwina, żaden z nich nie był tego rodzaju człowiekiem. Dean się na to nie pisał, nie sądził też, że Cas by chciał.
Czytał dalej.
- „Nazwiemy ją Tango” – zdecydował pan Gramzay – „ponieważ do Tango trzeba dwóch”.
Zgadza się, pomyślał Dean. Tango na kanapie. Tango na łóżku. Tango na jadalnym stole.
Okej, ten ciąg myśli musiał się natychmiast zatrzymać.
Odchrząknął i przewrócił stronę.
Pingwiny wychowały dziecko, nauczyły ją wszystkiego, co pingwiny miały robić. Dzieci ponownie wykonały swoje podłogowe akrobacje, kiedy Dean czytał o „śpiewaniu, jedzeniu, spaniu”.
- Tango była pierwszym pingwinem w zoo, który miał dwóch tatusiów.
Dean uśmiechnął się, widząc wokół siebie szczęśliwe twarze i czując się NAPRAWDĘ zadowolonym, że nie musiał czegoś wyjaśniać czy dyskutować. Wiedział, że byłby gwałtownie walczył z KAŻDYM, kto by powiedział, że dwa pingwiny-samce nie mogły razem wychowywać dziewczynki. Niezależnie od czyichś przekonań religijnych czy zasad moralnych dwóch dobrych ojców lub dwie dobre matki były lepszymi opcjami niż w ogóle brak rodziców.
Książka zaczęła opisywać, jak Tango zdrowo dorosła, dziękuję bardzo. Pływanie, śpiewanie, zabawianie zwiedzających. Pingwinie sprawy.
W książce znajdowała się piękna ilustracja, przedstawiająca całą pingwinią rodzinę na skałach, oświetloną przygaszonym pomarańczowym zachodem słońca. Obraz był ciepły i pełen miłości i gdzieś głęboko w Deanie znowu zaczęło bulgotać coś ważnego.
- Wieczorem trzy pingwiny wracały do gniazda – powiedział Dean, tylko w połowie skupiony na książce.
Castiel poprosił go o WPROWADZENIE SIĘ DO NIEGO. To był wielki krok. Spotkali się ledwo trzy razy. Znali się od miesiąca.
Ale ludzie schodzili się razem po krótszym związku. Żenili się w Vegas tej samej nocy, kiedy się poznali (ale, wiecie, to Vegas. Trochę jak inna planeta.).
Castiel miał powody, aby zapytać. Dean miał powody, gdyby zdecydował się odmówić. To było zbyt wielkie. Za dużo. Za bardzo prawdziwe.
Nie przywiązuj się, bo będzie bardziej boleć, gdy to stracisz.
Ale Dean przypomniał sobie puste ściany we wspaniałym mieszkaniu Castiela. Było miłe, ale nie było domem. Zapraszało tylko dlatego, że Castiel był w środku. Gdyby go tam nie było, stałoby się zaledwie MIEJSCEM.
Podobnie, gdyby Castiel nie zajmował serca Deana, byłoby ono tylko MIEJSCEM. Puste ściany. Nic przyczepionego do lodówki. Tylko Sammy, wpadający od czasu do czasu.
- Panie Winchester?
- Hm? – Dean wrócił do rzeczywistości, zastając dziesięć niedużych, wpatrzonych w siebie twarzy. – Co?
- Zamierza pan skończyć tę historię?
Dean, mrugając, spojrzał na zapadającą mu się na kolanach książkę.
- Co? Och, tak. To.
Zwlekał przez kilka sekund, próbując się zamiast tego zorientować, co, do licha, działo mu się w głowie.
- Hej, uch, dzieciaki?
- Tak, panie Winchester?
- Jeśli… - Dean spuścił wzrok, nie mając odwagi na kogokolwiek patrzeć. – Dobra, powiedzmy, że cofamy się w czasie i że Roy i Silo dopiero się poznali. Widzieli się parę razy i, uch, naprawdę się polubili. Pływali, śpiewali, i… ocierali się o siebie szyjami tak, jak w książce – zerknął kątem oka na twarze dzieci, wiedząc, że wciąż słuchały. – Co, jeśli, um, jeśli Roy spytałby Silo, czy tamten nie chciałby założyć gniazda. A Silo, wiecie, nie ma pewności, czy jest na to gotowy. Bo… zanim poznał Roya, nigdy wcześniej nie chciał zakładać gniazda. Z nikim. Z dziewczynką czy z chłopcem.
Klasa milczała, więc Dean ujął to jako pytanie.
- Co Silo powinien zrobić? Powinien powiedzieć tak, że pomoże założyć gniazdo, nawet, jeśli nie wie, co się wydarzy, czy raczej trwać przy tym, z czym… z czym czuje się wygodnie?
Dean powoli oderwał wzrok od dywanu, przenosząc go na buty dzieci, potem na ich skrzyżowane nogi, na kolana, wreszcie na ich twarze. Wszystkie się gapiły.
Marvin powoli uniósł rękę.
Dean spojrzał na niego i kiwnął głową.
- Tak.
- Panie Winchester, czy pan w ogóle PRZECZYTAŁ tę książkę?
Dean zamrugał i ściągnął brwi.
- Tak? O co chodzi?
- Jeśli Silo nie zbuduje z Royem gniazda, to Tango się nie urodzi. Nie będzie miała żadnych tatusiów.
Dean przełknął z takim wysiłkiem, że uszy mu drgnęły.
- Sądzę, że byłaby przez to sierotą. Tak… - potrząsnął głową, z powrotem gapiąc się na książkę. – Tak, nie, to jest złe. Nie chcemy, żeby Tango była sierotą.
- Panie Winchester?
Dean ponownie popatrzył na Marvina, odnosząc wrażenie, że chłopiec wiedział dużo więcej, niż powinien.
- Czy pan Godson zaproponował panu założenie gniazda? – spytał Marvin.
Deanowi opadła szczęka.
- C- Nie, Marvin, jesteśmy ludźmi, ludzie nie mają… - sapnął i zamknął usta. Marvin posyłał mu takie spojrzenie, jakim zazwyczaj obdarzał go Sammy, kiedy wyraźnie wiedział, że wygrał kłótnię, zanim się zaczęła. Mina prawnika. Dean popatrzył na trzymaną w rękach książkę. Na początku uśmiechnął się słabo, ale potem nie zdołał się powstrzymać i uśmiech rozlał mu się na twarzy niczym promień słońca. - Tak. Zaproponował.
- AAACH – zamruczały dzieci i szczerze, Dean niemal podskoczył zszokowany.
- Co się tak cieszycie? – zapytał, jednocześnie się marszcząc i szeroko uśmiechając. – W końcu nie zamierzamy adoptować jajka.
- Pewnego dnia byście mogli – powiedziała Sandy, uśmiechając się radośnie.
Dean zagapił się na nią, niezdolny przestać się szczerzyć.
- Uch. Może. Boże, to szaleństwo.
- Czas skończyć książkę! – dobiegł zdecydowany głos Shayne’a, a Dean sapnął.
- Okej, w porządku – nauczyciel wrócił do strony, na której skończył. – I ani słowa nikomu na temat tego, co wam właśnie powiedziałem, to już uzgodnione.
- Tak, panie Winchester – padła psotna odpowiedź.
Został do przeczytania tylko jeden paragraf. Dean zrobił to powoli, delektując się tym.
- Tam wszyscy się do siebie przytulali i, tak jak wszystkie inne pingwiny w pingwiniarni oraz wszystkie inne zwierzęta w zoo i rodziny w wielkim mieście wokół nich, szli spać.
Dean przełknął i przeszedł do ostatniej strony. Właśnie tę przeczytał zeszłej nocy, kiedy leżał w łóżku i pisał do Casa.
- Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są prawdą – zaczął, czytając na głos informacje na temat pingwinów cesarskich. Pod koniec strony uśmiechał się tak jasno, że twarz go bolała.
Znał swoją odpowiedź i była ona tak oczywista, że ośmiolatek wiedział o niej lepiej od niego. Gdyby tego samego rozumowania nie można było zastosować do problemów matematycznych, odniósłby wrażenie, że to coś znaczyło.
A mimo to. ZNAŁ swoją odpowiedź. Nieważne, na jakie sposoby powtarzał sobie to pytanie, naprawdę okazywała się prosta.
Nie mógł czekać na Wtorek Z Nowościami. Każdy dzień powinien być Wtorkiem Z Nowościami.
Prawdę mówiąc nie mógł czekać dłużej, niż zajęło zegarowi dotarcie do godziny 12.15, kiedy to zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę na lunch. Zagonił dzieci na korytarz i poszedł zapukać do drzwi klasy Charlie.
Zostawił jej na biurku swoją torbę do przechowania i czekał, by się poskarżyła.
Ale nie zrobiła tego.
- Winchester, łap go.
Dean odwrócił się i pobiegł.
Nie był to nawet ten rodzaj biegania, który oznaczał, że zamierzał się tam dostać wcześniej, po prostu dzięki temu czuł się bardziej zdeterminowany.
Minął korytarze i zakręcił się wokół spieszących się dzieci, wokół zaskoczonych nauczycieli.
Usłyszał za sobą czyjś wrzask „Tylko dlatego, że jesteś nauczycielem, nie oznacza, że jesteś wyjątkiem od zasady nie-biegać-po-korytarzu!”, ale nie mógł zrobić poza krzyknięciem przeprosin i dalszym biegiem.
Ponieważ to było ważne. To był jego cholerny romantyczny moment.
Wtedy właśnie przedarł się przez ściany i wypadł przez drzwi na światło słoneczne, czując się odrodzonym, wiedząc, że miał gdzieś być. Dudnił butami w ulicę, a rytm jego ulubionych piosenek uderzał razem z nimi.
Wtedy zyskał podkład muzyczny, właśnie wtedy musiał przebiec środkiem ruchliwej ulicy, a świat przesuwał się obok tak, że samochód nie zdołałby go uderzyć, gdyby ruszył się o kilka cali na lewo. Wówczas rytm stał się cięższy, wówczas zaczął narastać chór, który unosił widownię z siedzeń, ponieważ zamierzał to, kurwa, ZROBIĆ.
Zamierzał do niego iść i dać mu swoją odpowiedź.
Ponieważ ZNAŁ tę odpowiedź.
Pobiegł do biblioteki z mocno bijącym sercem i gardłem zdartym od dyszenia, na plecach pod koszulą czuł pot. Nie zauważył. Nie przejął się.
Już od lat nie biegał przez piętnaście minut na raz. Prawie go to zabiło, a wiedział, i była to paralela do wszystkiego innego, co wiedział, że zamierzał zacząć biegać, tak, jak Cas. Czuł to potężnie w sobie; był niczym sprężyna rozwijająca się z każdym krokiem i CZUŁ to. Wcześniej nie POCZUŁ niczego tak bardzo. To było coś pięknego i pierwotnego i chciał się tak czuć codziennie.
Szklane drzwi biblioteki odbijały kształty mijających samochodów i Dean bardzo ostrożnie uniknął ostatnich pojazdów, pędząc resztką sił tak, że dobiegł do drzwi, zanim serce mu nie siadło.
Wewnątrz padł na kolana, wciągając oddech, który palił go w gardło. Zadrżał i zmusił się do wstania; był tak blisko.
Uniósł głowę i O CHOLERA.
Tym razem biblioteka nie była pusta. Przebywali w niej ludzie – uczniowie, starsze panie, biznesmeni, nastolatki, ludzie, których Dean znał z poprzedniej pracy w całodobowej knajpce. Ludzie byli WSZĘDZIE.
I był Castiel, lśniący niczym ognisty kaganek, stojący za biurkiem i podający mężczyźnie stertę książek, brzmienie jego głosu ginęło w odległości między nim a Deanem. Uśmiechał się, ale nie był to uśmiech, jaki zawsze mu posyłał.
Dean stał tam tępo, dysząc ciężko i czując kroplisty pot na skórze. Wytarł sobie twarz rękawem, usiłując przełknąć powietrze.
Przebiegł całą tę drogę tylko po to, żeby tu stać i się gapić.
Castiel go nie zobaczył.
Dean nie ruszył się z miejsca, dopóki puls nie wrócił mu do normy, dopóki nie przestał się pocić i dopóki Castiel nie obsłużył ostatniej osoby w kolejce. W bibliotece była masa innych ludzi, ale nikt na niego nie czekał.
Nikt poza Deanem.
Dean podszedł do biurka, czując galaretkę zamiast nóg, w oczach mu pływało, a grunt zdawał się być bliżej, niż powinien. Złapał się krawędzi biurka, opanowując się.
- Cas.
Castiel spojrzał sponad komputera i szerzej otwarł oczy.
- Witaj, Dean.
- Cześć – wyszczerzył się Dean, żałując, że nie umiał się kontaktować telepatycznie. Wszystko było w jego głowie, ale jak to miał z niej wyjąć?
- Okej, uch – wymamrotał, biorąc bloczek karteczek samoprzylepnych. – Zamierzam zostawić… swoją odpowiedź tutaj. A ty… - przełknął, dyszał przez kilka sekund, po czym sięgnął po długopis – nie waż się na nią patrzeć, dopóki mnie tu nie będzie, jasne?
- Rozumiem – powiedział Castiel. Głos mu zadrżał.
DO DIABŁA, pomyślał Dean. Cas nie wiedział, co on zamierzał powiedzieć. Dla niego było to takie oczywiste, ale Castiel nie wiedział.
Dean podniósł bloczek tak, aby Castiel nie widział jego pisania. Ręka mu zadrżała, gdy przyłożył długopis do papieru, i dwukrotnie przeczytał kwestie, na wypadek, gdyby nie wyglądał na wystarczająco zdecydowanego.
Chodziło o więcej niż mieszkanie. Nie chodziło o dzielenie się czynszem czy przestrzenią. Chodziło o wspólne życie, a Dean wiedział, że obaj byli tego świadomi.
Jego życie miało się zmienić i było to w porządku.
Czuł, że było W PORZĄDKU.
Dean oderwał karteczkę, wciąż ją ukrywając. Odłożył bloczek i długopis i spojrzał przelotnie na liścik. Potem wyciągnął rękę i przykleił go Castielowi do czoła.
- Nie patrz, dopóki nie pójdę – powtórzył.
Potem odszedł. Minął szklane drzwi, puszczając przodem starszego mężczyznę, gdy czujniki rozsunęły wejście, i podążył za nim na zewnątrz. Włożył ręce w kieszenie dżinsów i odetchnął.
Stanął na chodniku i ruszył z powrotem do szkoły.
- Dean! – szklane drzwi łupnęły, otwarte wbrew woli czujników. – Dean!
Dean odwrócił się, oczekując czegoś, ale nie tego.
Usta zderzyły się z jego ustami, ramiona objęły mu barki, na biodrze poczuł udo. Przez chwilę stał oszołomiony, po czym zaczął odwzajemniać pocałunek.
Na papierze w ręce Castiela, rozmazane kciukiem, widniało dość wyraźnie wielkie, tłuste TAK.

Następnego dnia Dean czuł się obolały.
I tylko połowa tych boleści pochodziła od biegania.

EPILOG

W domu panowało swego rodzaju ciepło wtedy, kiedy wszystkie zasłony były zaciągnięte, kiedy na zewnątrz było ciemno, a światła były włączone, kiedy w pokoju było trochę wilgotno z powodu pary uciekającej z kuchni.
Castiel już od kilku godzin przebywał w kuchni i prawie już skończył. Pogwizdywał.
Ściany mieszkania lśniły złotym blaskiem lamp, a ściana na lewo od telewizora świeciła nieco jaśniej. Przyklejony do niej, na samym środku, wisiał kolaż o wielkości dwóch stóp kwadratowych przedstawiający parę pingwinów cesarskich stojących obok siebie tak, że przestrzeń negatywna między nimi tworzyła kształt serca. Nad pingwinami widniała chaotyczna wiadomość wypisana przez dziesięcioro różnych dzieci „Gratulacje z okazji nowego gniazda!”
Obok kolażu wisiała drewniana ramka, przedstawiająca zdjęcie Deana i Castiela. Castiel patrzył prosto w obiektyw, mając NORMALNIE otwarte oczy. Dean obejmował go w krzyżu i gapił się na niego jak na najpiękniejszą rzecz na ziemi.
Żółwie Harry i Sally radośnie pływały przy kanapie, a szkło ich akwarium wciąż pokrywały smugi odcisków rąk z czasu, kiedy poszły w odwiedziny do klasy Deana.
Do wielkiego telewizora podłączono odtwarzacz DVD, a płyty z COLUMBO spoczywały pod zestawem płyt z DR SEXY. Na fortepianie leżały nuty do utworów Nat King Cole’a i Led Zeppelin. Ponad kanapą wisiał plakat z tej jednej wspaniałej podróży do Wielkiego Kanionu, jaką Dean i Castiel odbyli razem.
Do ścian przyczepione były indyki. W końcu BYŁO Święto Dziękczynienia.
Zagrzechotały drzwi wejściowe, więc Castiel odłożył sosjerkę i poszedł wszystkich wpuścić.
Pierwszy wszedł wujek Bobby, mijając Castiela i uchylając mu swojej czapki. Za nim szła Jessica, wzdychając i ciągnąc się za szalik.
- Wesołych świąt, Bobby i Jess – Castiel posłał im swój najcieplejszy uśmiech. – Idźcie usiąść w salonie, już prawie skończyłem.
- Pachnie pysznie – odparł radośnie Bobby, zdejmując buty, zanim przeszedł przez kuchnię.
Jessica odetchnęła głęboko, pochylając się nad blatem i patrząc na wszystko.
- Och, byłeś zajęty, co?
Sam wszedł zaraz po Jess i założył sobie kostkę na kolano, by rozwiązać sznurowadło.
- Skończyłeś z indykiem?
- Dean powiedział, że chciał to zrobić, ale się spóźnia.
- Tak, coś w tym stylu – powiedział Sam, a na twarzy powoli pojawił mu się uśmiech.
Castiel rozejrzał się, po czym wystawił głowę na korytarz, zastanawiając się, gdzie Dean był.
- On przyjdzie, prawda?
- Zastrzelę go, jeśli nie – zawołał Bobby z salonu. – Nie po to przechodziłem przez całą tę dyskusję, aby przywieźć tu to cholerstwo, jeśli on zaraz tego nie przyniesie.
Castiel zmarszczył się, niepewny, co się działo. Dean miał tu być już trzy godziny temu, a nie odbierał telefonu. Gdyby Sam do niego nie zadzwonił i nie powiedział, że Dean się spóźni, Castiel by się martwił. A teraz zdecydowanie czuł pierwsze ukłucia niepokoju.
Znużony wrócił do kuchni, do sosjerki i prób stworzenia idealnego sosu.
Musiał się tylko zastanawiać o dwie minuty dłużej, zanim rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Sam poszedł je otworzyć, a Castiel zlizał sos z palca i odwrócił się, aby ujrzeć wchodzącego Deana.
- Hej Cas, hej, Sam i Bobby – Dean szedł trochę dziwnie, jakby niósł coś ciężkiego.
- Co przyniosłeś? – spytał Castiel, przechylając głowę i podążając za Deanem, który prowadził do salonu. Dołączył do stojącego tam bezradnie Sama, naprzeciwko Bobby’ego i Jess na kanapie. Dean postawił na podłodze trzymane w ręku pudło i wyprostował się, wzdychając.
- Cas, mam coś dla ciebie – powiedział, wydając się okropnie z siebie dumnym.
- Co to jest? – zapytał Castiel z lekkim drżeniem. – Dean, czy przyniosłeś do domu psa? Wiesz, że pani McKinley powiedziała „Żadnych czworonożnych zwierząt, o ile nie mieszkają w klatkach czy akwariach…”
- Wiem, Cas, przeczytałem umowę – Dean gestem wskazał na pudełko, po czym ukląkł obok. – Dalej, to jest dla ciebie. Otwórz to.
Castiel ukląkł również, marszcząc sobie fartuch na swetrze, i zastanowił się, czemu wszyscy się tak tajemniczo uśmiechali.
Ujrzał Jess patrzącą Samowi w oczy, kiedy Sam przeniósł się na sofę, i zauważył, że oboje się uśmiechnęli, gdy Jessica dotknęła pierścionka na swoim palcu. Castiel wiedział, że zamierzali powiedzieć Deanowi o tym później, nie w tej chwili.
Ale myśli Castiela koncentrowały się na fakcie, że on i Dean nie będą w stanie zatrzymać tego, cokolwiek było w pudle, i to go naprawdę denerwowało. Nie chciał się zakochać tylko po to, aby to stracić, a był przekonany, że jeden rzut oka na zawartość do tego doprowadzi.
- Dean, naprawdę nie jestem pewien-
Dean wyciągnął rękę i położył zimną dłoń na ciepłej dłoni Castiela, po czym podniósł mu pudło.
- Otwórz je.
Wydawało się, że Castiel nie miał wyboru. Rozłożył zakładki pudła i bardzo ostrożnie je otwarł. Zamknął oczy, otwarł ponownie, po czym pochylił się, by zobaczyć stworzenie.
- Umowa stanowi, że nie możemy trzymać czworonogów – powiedział Dean, szczerząc się jak idiota. – Pytałem panią McKinley, a ona się tylko roześmiała i powiedziała, że pewnie.
W pudle siedział cichy, krótkowłosy kot syjamski. Z tylko trzema nogami i jednym okiem.
Serce Castiela w jednej chwili pękło i posklejało się.
- Ma jakieś imię?
- Nie – uśmiechnął się Dean. – Znalazłem ją przy autostradzie, zawiozłem do weterynarza i dopilnowałem zastrzyków i wszystkiego. W samochodzie są kuweta i jedzenie. A ja… - wciągnął gwałtownie powietrze i ostro kichnął. – Uuuch – westchnął, pociągając nosem – a ja mogę brać tabletki, w porządku.
- Dean, mogę dać jej imię.
- Jasne, jest twoja.
Castiel potrząsnął głową.
- Jest nasza. Więc… może Tango?
Dean uśmiechnął się, a potem roześmiał. Objął barki Castiela i ścisnął.
- Idealnie.
- Nie rozumiem – powiedział Bobby, mrugając. – Czemu Tango?
- Ponieważ – odparł prowokująco Dean, jednocześnie patrząc Castielowi w oczy – do Tango trzeba dwóch. Ona jest naszym jajkiem.
- To KOT – Bobby wydawał się zdezorientowany, ale Castiel uznał, że mężczyzna jednak wszystko rozumiał.
Dean uśmiechnął się do Bobby’ego.
- Buduję gniazdo.
Jeszcze raz mocno uścisnął Castiela, po czym pochylił się do niego, by go pocałować. Obaj odetchnęli i padli na siebie tak, jak to zawsze robili.
Tym razem pocałunek był lepszy, niż kiedykolwiek wcześniej – nie dlatego, że bardziej umiejętny, mniej mokry czy lepiej wyważony. Był najlepszy, ponieważ w TEJ WŁAŚNIE chwili Dean i Castiel całowali się pierwszy raz pierwszego dnia reszty ich życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:36, 29 Lis 2013    Temat postu:

Aj tam, aj tam. Dla mnie jak broda, to Gandalf, Saruman, Dumbledore, prezydent Snow i Święty Mikołaj. Tamto? Kilkudniowy zarost XD

A teraz zasiadam do czytania. Ach! <3

//Moje hormony są chyba w szczytowej fazie aktywności, bo się rozbeczałam. Znaczy beczałam niemal non-stop odkąd Dean zaczął czytać książkę o pigwinach. Jestem emocjonalnym wrakiem @_@ I chciałam tylko powiedzieć, że epilogiem się wstrzeliłaś prawie idealnie, wczoraj było Święto Dziękczynienia, co nie? XD
Ale, wracając. Pat, jesteś absolutnie wspaniała, że tak się zawzięłaś, żeby to skończyć. Czyta się naprawdę bosko i srsly, oryginał aż tak mnie nie wzruszył. *sniff sniff*
A pomylony sms był bossssssski :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pią 11:26, 29 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:28, 29 Lis 2013    Temat postu:

Paradoksalnie, ostatni rozdział był najłatwiejszy. To i poszedł najszybciej :) Dzięki za pochwały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:07, 29 Lis 2013    Temat postu:

A tutaj coś na dobranoc :) Pierwszy z krótasków od the_diggler.

JAK PSZCZOŁA DO KWIATU, JAK ĆMA DO PŁOMIENIA

- Niezły szał pał, co?
Castiel sapnął obojętnie, nawet nie podnosząc wzroku znad książki. Nie pierwszy raz dzisiaj któryś z „modeli” Gabriela próbował sobie tym żartem zjednać jego uwagę, a on nie zamierzał zachęcać nikogo do bezcelowych rozmów.
- Bukowski, co? Trochę posępny jak na przyjęcie na plaży, nie sądzisz?
TEN komentarz był jednak niespodziewany i zaskoczony Castiel wreszcie podniósł wzrok.
Kiedy ujrzał, co przed nim stało, ciężko mu było nie otworzyć ust w podziwie. Większość aktorów Gabriela była sztuczną opalenizną i tipsami, ale nie ten. To był czysty, wykarmiony kukurydzą chłopak z farmy. Skończywszy na rzucie z piegów na skórze.
Był wspaniały. Choć może trochę młody. Ale oni wszyscy byli młodzi, kiedy zaczynali.
- Jesteś nowy, prawda? – spytał Castiel.
- Jestem Dean. Chociaż Gabriel wciąż próbuje mnie namówić na angaż.
- Ha – stęknął oceniająco Castiel. Zdziwił się, że chłopaka do tego czasu jeszcze nikt żywcem nie pożarł. Naprawdę musiał być mądrzejszy, niż się wydawał.
- Słuchaj, nie pogardziłbym jakąś porządną rozmową. Mogę się obok ciebie położyć…?
- Castiel – podrzucił mężczyzna. Uśmiech, jaki posłał mu Dean, był zwyczajnie oszałamiający, i Castiel odkrył, że kiwnął na zgodę głową.
- Dzięki, Cas – powiedział Dean, odwijając ręcznik i Castiel ponownie w szoku wciągnął oddech.
Pod spodem Dean był nagi.
Nie to, że Castiel cały czas nie był narażony na widok atrakcyjnych, nagich mężczyzn, ale tak, ten dzieciak był cudowny WSZĘDZIE. Próbował nie strzelać wzrokiem w całkowicie nieprofesjonalny sposób i odwrócił się tak szybko, jak mógł, ale i tak zauważył niezłych rozmiarów fiuta, spoczywającego w gniazdku niezgolonych jeszcze ciemnoblond włosów. Kiedy zaś Dean wreszcie ułożył się na brzuchu, Castiel zyskał niczym nie zakłócony widok na jego idealny, krągły tyłek.
Zamiast tego próbował się skupić na twarzy Deana, ale rozproszyła go czysta zieleń jego oczu, lśniących w słońcu, i to, że jego rzęsy, ciemne i gęste na zaciemnionych powiekach, faktycznie się PODWIJAŁY. Niechcący spuścił wzrok na usta Deana i natychmiast uwięziła go ich pełność, ich lśniąca różowość oraz to, jak się wygięły, kiedy Dean wiedząco uśmiechnął się do niego.
Castiel zarumienił się, ponownie się zmuszając do odwrócenia wzroku. Ze wszystkich pięknych chłopców, jakich widywał, od kiedy zaangażował się w studio brata, żaden nie zachwycił go tak szybko ani tak całkowicie. Stwierdził, że musiał odchrząknąć na skutek podniecenia, jakie w nim narastało, zanim dał radę odezwać się znowu.
- A zatem, Dean, co byś zasugerował? Jeśli nie Bukowskiego? – zapytał głosem, który i tak się kłopotliwie łamał, i do tego głębszym, niż zwykle.
- Mmm – mruknął Dean z namysłem, a Castiel po tym dźwięku zaczął się wiercić, choć był tak niezamierzenie pobudzający, jak tylko mógł. – Cas, nie zrozum mnie źle, Bukowski jest seksowny, ale osobiście wolę Vonneguta.
Cholera. Jakby już mu nie stawał. Wygląd ORAZ mózg.
- Vonneguta, co? – Castiel syknął w odpowiedzi. – Zbyt upolityczniony. Bukowski lepiej pasuje do picia – uśmiechnął się, unosząc butelkę wina, z której bezpośrednio popijał, żeby tylko wytrzymać tę imprezę.
- To ci muszę przyznać – zachichotał Dean, wiercąc się na swoim ręczniku, a ruch jego bioder niechcący ściągnął wzrok Castiela w dół. Niech to szlag.
Castiel próbował wziąć się w garść i znowu odchrząknął, podając wino Deanowi.
- Dzięki, Cas. Mogę spróbować – wyszczerzył się chłopak promiennie niczym słońce i puścił do niego oczko. Po czym przekręcił się na bok, odsłaniając się całkowicie i bezwstydnie i przyjmując podawaną sobie butelkę.
Nie było bezpiecznego miejsca, na które można było zerknąć. Castiel próbował skupić się na twarzy Deana, ale oczarował go sposób, w jaki jego usta otoczyły wlot butelki i to, jak Dean wyciągnął szyję, jak gardło mu zafalowało, gdy przełykał. Jeszcze trochę niżej zaczynała się czysta ścieżka idealnej, nieskazitelnej skóry, prowadząca prosto do doskonałego, pociemniałego fiuta Deana.
To dobrze, że Castiel miał książkę, którą mógł sobie zakryć kolana. Niech to wszyscy diabli.
- Zawsze opalasz się nago? – zapytał nieco zdyszanym głosem.
- Teraz tak. Czy ślady opalenizny nie wyglądają źle przed kamerami czy coś? – odparł Dean, ponownie układając się na brzuchu.
- Nie wiem. Nie jestem człowiekiem dokonującym tego rodzaju osądów, a zaledwie księgowym – powiedział Castiel.
- Och! – zaskoczony Dean podniósł wzrok. – Jesteś bratem Gabriela? Sądziłem, że innym aktorem!
Castiel zachichotał słysząc to pochlebstwo i potrząsnął głową.
- Słodki jesteś. Ale nie – odparł, a Dean się naprawdę NADĄSAŁ.
- Cholera, Cas – powiedział, wyglądając na autentycznie rozczarowanego. – Się tak jakby nie mogłem doczekać, żeby zobaczyć, co jest pod tymi ubraniami. Nie licząc innych rzeczy – dodał, a kiedy zaskoczony Cas znowu podniósł głowę, spojrzenie Deana błądziło mu po ciele, a w oczach czaiło się coś głodnego.
Castiel zaczął się pod tym spojrzeniem wiercić, poprawiając sobie książkę na kolanach, ale Dean niczego nie przegapił i na widok tego gestu usta drgnęły mu w górę.
- Hej, Cas – powiedział, grzebiąc gdzieś pod swoim ręcznikiem – sądzisz, że mógłbyś mi pomóc? – zapytał, wyciągając przyniesioną ze sobą butelkę olejku do opalania. – Trochę mi ciężko dosięgnąć do niektórych miejsc na plecach – wyjaśnił, bardzo-niewinnie przygryzając swoją pełną dolną wargę i ponownie nieznacznie kręcąc biodrami.
Castiel nie dał się oszukać. Ale też nie odmówił. Zazwyczaj był odporny na podobne sztuczki, ale, KURWA, Deana naprawdę chciał dotknąć.
- Ach! – sapnął miękko Dean, kiedy Castiel nalał mu trochę olejku między łopatki, i znowu poruszył biodrami, czując nagły chłód na skórze. Castiel musiał powstrzymać w odpowiedzi własne sapnięcie, SILNIE gryząc się w usta, kiedy czekał, by Dean znowu się uspokoił. Potem, wziąwszy głęboki oddech, sięgnął do skóry chłopaka.
Dean mruknął coś cichutko, kiedy palce Castiela zanurzyły się w kałuży olejku na jego plecach, a potem jeszcze raz, tym razem dłużej, gdy mężczyzna zaczął rozcierać olejek na jego ramionach. Castiel myślał, że widział drgające mięśnie Deana pod skórą, którą masował olejkiem, ale nie miał pewności. Był trochę za bardzo rozproszony śliskim gorącem tej skóry pod swoją dłonią i jej gładkością. A teraz, kiedy przyglądał się bliżej, mógł dostrzec cienkie blond włoski, połyskujące w słońcu ponad warstwą piegów, do których chciał przywrzeć ustami.
- Niżej – mruknął Dean, wiercąc się pod dłonią Castiela, a mężczyzna przyłapał się na przyciskaniu go do podłoża, jakby uspokajał spłoszonego źrebaka. Czuł pod dłonią, jak Dean wciągnął powietrze, zanim znowu znieruchomiał, po czym Castiel zaczął mu wodzić ręką po kręgosłupie.
- Mmm… - mruknął Dean z rozkoszą, kiedy Castiel zaczął wydłużać pociągnięcia, obejmując nimi całe plecy chłopaka i chwytając go w talii. Wtedy Dean uniósł ramiona, skrzyżował je pod brodą, by dać mężczyźnie lepszy dostęp, i Castiel mógł ujrzeć różową obwódkę jego sutka, odsłoniętą niczym swego rodzaju zaproszenie.
Mężczyzna wstrzymał oddech i zakradł się dłonią w jej stronę, wyciągając kciuk, by musnąć sutek przy następnym ruchu w dół, z łatwością udając, że dotyk był przypadkowy.
- Och! – sapnął Dean, znowu prężąc mu się pod ręką. Wobec tego Castiel zrobił to jeszcze raz i jeszcze, aż wreszcie biodra chłopaka wiły się na ręczniku, ocierając się o materiał niewielkimi, rozedrganymi ruchami. – Niżej! – powiedział bez tchu, a Castiel przygryzł usta i rozejrzał się wokół. Już się znaleźli na niebezpiecznym gruncie. Wiedział, że Dean do tego czasu już trochę stwardniał, sądząc po tym, jak pchał w swój ręcznik, a podniecenie Castiela rosło równomiernie od chwili, kiedy pierwszy raz zobaczył dzieciaka – ale wciąż znajdowali się na plaży, gdzie goście Gabriela niezbyt daleko stąd grillowali hot dogi.
Ale wtedy mężczyzna uświadomił sobie, że Dean umieścił go między sobą a resztą imprezy, a to, jak Castiel musiał się nad nim pochylić, by rozsmarować olejek, skutecznie zasłaniało Deana przed widokiem. BYSTRY chłopak.
Castiel parsknął wymuszonym śmiechem i opuścił rękę niżej, łapiąc Deana za okrągły, jędrny tyłek.
- Ooch! – jęknął chłopak, kiedy Castiel zaczął mu ugniatać pośladki i rozsmarowywać olejek na obu półkulach. Były takie pełne i nabite, że Castiel zapragnął wsunąć między nie fiuta i trochę na nich poskakać.
- Cały czas to planowałeś, co? – mruknął, unosząc dłoń i wymierzając klapsa w gładkie ciało.
- ACH! – sapnął zszokowany Dean, podrywając głowę z ramion. Parsknął śmiechem i obrócił się do Castiela z rozbawionym uśmieszkiem na twarzy. – Byłem niegrzeczny? Chcesz mi dać jeszcze parę klapsów? – zakpił, wiercąc tyłkiem pod ręką Castiela.
Castiel zachichotał, słysząc tę oczywistą kpinę z popularnego scenariusza porno. Ale, żarty na bok, pomysł nie był też całkowicie odstręczający. Jedno z jego ulubionych video zawierało delikatne klapsy pomiędzy opiekunką do dziecka a dostawcą pizzy…
- Niżej – szepnął cicho Dean, z niewielkim uśmieszkiem rozsuwając nogi. Castiel odetchnął z sykiem na widok tego zaproszenia, powoli rozsunął palce szerzej, nadal ugniatając chłopakowi tyłek, aż wreszcie jego kciuk zaczął się wsuwać głębiej między pośladki. - Tak, Cas – westchnął Dean, pchając biodrami w rytm ruchów kciuka Castiela i pozwalając mu wsuwać się głębiej z każdym ruchem. Kiedy palec musnął jego wejście, Dean sam sykliwie wciągnął powietrze i trzepocząc powiekami zamknął oczy, zaś jego nogi rozsunęły się jeszcze szerzej. – Niżej, PROSZĘ – szepnął, a Castiel stęknął i wcisnął kciuk w jego ciało.
Dean był tak odprężony, że z łatwością przyjął gruby palec. A kiedy Castiel wsunął go głębiej, chłopak posłał mu przez ramię gorące spojrzenie z rodzaju tych, które mu powiedziało, że był on kimś, kto NAPRAWDĘ się cieszył, mając coś w tyłku. W przemyśle porno zdarzało się to zaskakująco rzadko, ale kiedy już zdarzało, była to prawdziwa kopania złota. A gdyby byli gdzieś na osobności, to Castiel już by tkwił w nim po jaja. I próbował wejść głębiej.
Na razie jednak Castiel mógł tylko wlać więcej olejku w szparę między pośladkami Deana, aby go nim pokryć tak wewnątrz, jak i na zewnątrz. Dean poruszał biodrami, jęcząc lekko i wpuszczając go coraz głębiej, zaciskając dziurkę wokół kciuka mężczyzny ssącym ruchem, który sprawiał, że Castielowi drżał fiut. Prawdopodobnie mógłby dojść w spodnie, zahipnotyzowany ruchem tego idealnego tyłka i wyobrażając sobie ten śliski żar, jaki czuł wokół palca, wokół swego fiuta.
Ale wtedy Dean nieoczekiwanie odsunął się od niego, zakrył się ręcznikiem i wstał, a Castiel zmarszczył się, rozczarowany i zmieszany.
- Wiesz co, Cas? Zmieniłem zdanie – powiedział chłopak, zerkając na resztę uczestników przyjęcia. – Chyba wolę spędzić resztę dnia wewnątrz.
Po czym rzucił mu znowu to rozgorączkowane spojrzenie, ruszając w stronę domu Gabriela, tylko tym razem mówiło ono również „chodź tutaj”. Castiel pozbierał swoje rzeczy, próbując za bardzo nie wyglądać na kogoś, kto z trudem chodził.
A jemu się wydawało, że impreza będzie nudna.
Obaj byli wręcz idiotycznie twardzi, a Dean musiał trzymać ręcznik z dala od ciała pod niezręcznym kątem, aby to ukryć, ale i tak w rekordowym czasie dotarli do domu. Nie trudzili się nawet szukaniem właściwej sypialni, tylko rzucili się przez pierwsze napotkane drzwi i zamknęli je za sobą na klucz. A kiedy ich ciała uderzyły o nie, kiedy wreszcie odnaleźli się ustami, całując się i skubiąc w dziwnej mieszance rozbawienia i desperacji, Castiel ponownie znalazł rękami tyłek Deana, gdy ręcznik Deana znalazł się na podłodze, i mężczyzna złapał jędrne ciało, kiedy ich erekcje naparły na siebie.
Nie minęło dużo czasu i Dean zaczął mu szarpać koszulę, przeciągać ją przez głowę, po czym zaczął wodzić ustami po jego piersi, ssąc ją, gładząc kciukami i skubiąc sutki, jęcząc cichym, wygłodzonym głosem. Kiedy jednak chłopak padł wreszcie na kolana, to rozpiął Castielowi rozporek tak, jakby rozpakowywał prezent, a wyciągając mu fiuta oblizał się tak, jakby zaraz miał spróbować przysmaku. I wtedy zabrał się żywo do dzieła.
Castiel w ramach ostrzeżenia poczuł tylko kilka nieznacznych liźnięć, zbierających wilgoć z czubka, po czym Dean WESSAŁ go w całości, osuwając się coraz niżej, aż wreszcie fiut Castiela tkwił mu głęboko w gardle. I kiedy Castiel pomyślał, że już by nie mogło być lepiej, Dean odsunął się, by possać również jego jądra, obciągając mu fiuta dłonią.
- Tak, KURWA, ssij mnie tam, właśnie tak – wymamrotał Castiel, przeczesując palcami włosy chłopaka, podczas gdy zwyczajowe banały padały mu z ust wbrew jego woli. Ale nie było go stać na nic lepszego. Jego mózg już po prostu nie działał.
Wtedy Dean puścił jego jądra i uderzył czubkiem fiuta Castiela o swój język. Castiel stęknął i walnął głową o drzwi; drażniące uderzenia o wrażliwą główkę stały w jaskrawym kontraście do wcześniejszego ciepłego ssania. Potem Dean wciągnął go w siebie ponownie, rozluźniony, mokry i niezdarny wokół jego pobudzonego ciała. Ale chłopak nawet już nie musiał niczego robić. Castiel na własną rękę posuwał go w twarz, biodra poruszały mu się bez udziału woli.
Wówczas Dean odsunął się jeszcze raz, mając usta mokre i nabrzmiałe, a głos miał nieco zdyszany, wypowiadając chyba najbardziej zużytą porno-kwestię:
- Chcę, żebyś mnie zerżnął.
Wypowiedział ją jednak tak szczerze, z tak rozgorączkowanym, pełnym nadziei wzrokiem i trzepocząc swymi pięknymi rzęsami, że Castiel szaleńczo pokiwał głową na zgodę.
Na szczęście dla nich zamknęli się w prywatnym pokoju telewizyjnym Gabriela, w którym znajdowała się wielka skórzana kanapa, na stole leżały gumki o smaku cukierków, a szufladzie, o ile Castiel znał Gabriela, można było znaleźć lubrykant. Nie, żeby go potrzebowali. Kiedy Dean klęknął na kanapie, szeroko rozsuwając nogi, Castiel mógł dostrzec, że chłopak wciąż był naoliwiony i otwarty po wcześniejszych zabiegach. Dla pewności wepchnął w niego palec i Dean przyjął go z łatwością, wiercąc się na nim. Drugi palec wsunął się równie łatwo, a Dean jęknął jeszcze głośniej, kiedy Castiel zaczął go rozciągać.
- No DALEJ, Cas! Nie niedoceniaj tego, jak bardzo lubię się rżnąć! – wysapał Dean, sięgając do tyłu, by wsunąć w siebie również dwa swoje palce, i Castiel zrozumiał przesłanie. Dean mógł to znieść. A OBAJ byli bardziej niż gotowi. Castiel był twardy jak kłoda, kiedy na próbę kilka razy uderzył wejście Deana swoim fiutem; rozległ się gęsty, mokry dźwięk, aż nadto zapraszający. Mężczyzna założył sobie gumkę tak szybko, jak umiał, wykorzystując resztkę olejku na palcach, by nawilżyć czubek, a potem wbić się w chłopaka.
Dean był PARALIŻUJĄCO ciasny, niezależnie od tego, co wcześniej sugerował. A może minęło trochę czasu, od kiedy Castiel ostatnio sobie dogodził. W każdym razie natychmiast poczuł oszołomienie i, otoczony śliskim gorącem, zaczął łapać oddech.
Jednak Dean ledwo dał mu się pozbierać, naciskając na niego, dopóki mężczyzna nie naparł na niego biodrami i nie mógł iść głębiej. I nawet wtedy chłopak nie przestał, odciągając biodra, dopóki prawie nie wyjął Castiela z siebie, po czym znowu ruszył w dół.
- Jasna CHOLERA! – stęknął Castiel w podziwie, kiedy Dean ruszał ciałem, wciąż od nowa nacierając na jego fiuta długimi, zaciskającymi się pociągnięciami. Mężczyzna złapał go za biodra, ale nie po to, by przyciągnąć go do siebie, jak to zazwyczaj bywało w tej pozycji, ale żeby się czegoś przytrzymać, CZEGOKOLWIEK, podczas gdy chciwa dziurka Deana wciągała go w siebie.
Castiel widywał wszelkiego rodzaju i kształtu części ciała, niektóre z dość bliska, co było ryzykiem zawodowym związanym z pracą dla Gabriela, ale dziurka Deana musiała być chyba najdoskonalszym i najróżowszym otworkiem, jaki w życiu widział. A gdyby właśnie nie zjadała mu fiuta, to on zjadałby ją swoim językiem.
- Tak, Cas! – wybełkotał Dean, wijąc się na długości Castiela. – Chciałem cię od chwili, kiedy cię zobaczyłem, właśnie tak, we mnie!
Castiel warknął, nieoczekiwanie mocno łapiąc biodra chłopaka i przerzucając go na bok. Szarpnął go za nogi, aż Dean z zaskoczeniem wylądował na plecach. Ale młodzik szybko doszedł do siebie i z szerokim uśmiechem rozłożył uda na nowo, podciągając je sobie do piersi i nadstawiając tyłka. Castiel, warcząc ponownie, wepchnął się w niego, przełykając jego krzyki i jednocześnie plądrując mu usta językiem. Od lat się tak nie rżnął, ostro i gwałtownie, bezrozumnie i zwierzęco, kiedy nimi oboma kierowała ta jedyna potrzeba, aby być GŁĘBIEJ.
Żaden z nich nie sięgnął niżej, by zająć się fiutem Deana; członek już dostawał wszystko, czego potrzebował, ślizgając się pomiędzy naoliwioną ciasnotą ich ciał.
- Tak! Rżnij mnie, Cas! – Dean już kwilił, obejmując Castiela za szyję i trzymając się, podczas gdy mężczyzna wbijał się w niego nieustępliwie. – Palę się, tak dobrze mnie posuwasz! Daj mi dojść!
Castiel, choć zakrawało to na niemożliwość, wjechał jeszcze głębiej, stękając z wysiłku i próbując powstrzymać własny orgazm, grożący mu wybuchem w każdej chwili. A potem Dean doszedł, w cudownych spazmach zaciskając się wokół niego, z doskonałymi rysami twarzy zamrożonymi w wyrazie idealnego uniesienia.
Castiel zamknął oczy, wypalając sobie ten piękny, oślepiający obraz w pamięci.
- Cas, dojdź we mnie – szepnął mu Dean do ucha, słodko i miękko. I Castiel doszedł.

- Niech to szlag – wymamrotał Dean po wszystkim. – Nie sądzę, bym kiedyś w życiu doszedł tak mocno.
Castiel parsknął zdyszanym śmiechem.
- Powtarzam, słodki jesteś.
- Nie śmiej się ze mnie. Poważnie mówię – wymamrotał Dean, a kiedy Castiel odwrócił się do niego, chłopak znowu tak ślicznie się dąsał. Ale jego oczy miały też nieznacznie wstrząśnięty wyraz, który pozwalał Castielowi mu uwierzyć.
- Cóż, wobec tego ja też nie – odparł szczerze. To naprawdę był jeden z najlepszych kochanków, jakich kiedykolwiek miał. Jeśli nie najlepszy.
- Tak? – oczy Deana rozjaśniły się i chłopak uśmiechnął się, zwinąwszy się u boku Castiela.
- Mmm – kiwnął Castiel w odpowiedzi, odwzajemniając się Deanowi łagodnym uśmiechem. Kiedy zaś chłopak radośnie wtulił mu się w szyję, wydawało się czymś naturalnym objąć go za ramiona i przyciągnąć bliżej.
- Kurwa! – parsknął mu nieoczekiwanie Dean w skórę. – Teraz przy każdym seksie będę myślał o tobie!
Castiel, niestety, nie dostał okazji do pełnego przyswojenia tego komentarza, ponieważ właśnie w tej chwili usłyszał pierwsze odgłosy ludzi z imprezy wracających do domu. Westchnął ciężko, wyplątał się z objęć Deana i sięgnął po stojące na stole pudełko chusteczek.
- Idź pierwszy – powiedział, jako że Dean musiał się jedynie owinąć ręcznikiem, podczas gdy Castiel musiał zetrzeć z siebie nadmiar olejku do opalania przed ubraniem się na nowo. Musiał też wytrzeć olejek z kanapy, inaczej Gabriel by go zabił.
Westchnął jeszcze raz, niezadowolony z faktu, że jego czas z Deanem tak gwałtownie się skończył. Zaskoczyło go i trochę zakłopotało to niespodziewane niezadowolenie. Ale Dean posłał mu ostatnie, długie, ociągające się spojrzenie, zanim wymknął się za drzwi, które powiedziało mu, że chłopak mógł czuć to samo. Co Castiela nieoczekiwanie zadowoliło i zakłopotało zarazem.
Zakochiwanie się w Deanie przypominałoby zabawę z ogniem, a on był mądrzejszy.
Do czasu, kiedy Castiel wyłonił się z pokoju, Deana otaczał już wianuszek atrakcyjnych wielbicieli, wszystkich zabiegających o jego uwagę. Dzieciaka czekała gwiazdorska przyszłość. A Castiel wiedział, kiedy przychodziła pora usunąć się w cień.

- Czemu zniknąłeś tak wcześnie? – zażądał wyjaśnień Gabriel później tego wieczoru, kiedy Castiel moczył się we wannie.
- Za dużo słońca, jak przypuszczam. Byłem zmęczony i chciałem się wykąpać – westchnął.
- Założę się – prychnął Gabriel.
- I WCIĄŻ w tej kąpieli siedzę, więc jeśli to nic ważnego, czy moglibyśmy pogadać później? – burknął.
- Dziś wieczorem zatrudniłem Deana Winchestera – odparł radośnie Gabriel.
- …Och? – Castiel usiłował zachować równy głos. – Jakie dodatki musiałeś mu zapewnić?
- Twój numer telefonu.
Jakby na dany znak na łączach dało się słyszeć ciche pikanie nadchodzącego połączenia. Castiel z niedowierzaniem zagapił się na swój telefon. Gabriel usłyszał pikanie przez głośniki i zaczął chichotać. Nieoczekiwanie Castiela uderzyła okropna myśl.
- Gabriel? Tym razem… nie testowałeś talentu, prawda? – zapytał ściśniętym tonem. Uważał się za dość otwartego człowieka, zresztą, aby pracować z Gabrielem, MUSIAŁ taki być, ale i tak wyznaczał granicę, gdy przychodziło do dzielenia się z bratem.
- Wierz mi, braciszku, BARDZO mnie kusiło. Ale nie. Umiem stwierdzić, kiedy mężczyzna jest całkowicie trafiony.
Telefon Castiela nieoczekiwanie pisnął głośniej, sygnalizując odebraną wiadomość. Mężczyzna sięgnął przez wannę, aby wytrzeć sobie rękę w ręcznik.
„Już za tobą tęsknię. Dean” – głosiła wiadomość.
Dołączone było do niej zdjęcie, a kiedy Castiel je otwarł, ujrzał bardzo nagiego Deana, trzymającego w ręce swoją bardzo oczywistą erekcję i ponownie z tym bardzo rozgorączkowanym „chodź tu” wyrazem oczu.
Fiut Castiela obudził mu się między nogami i zadrgał.
Cholera. Ten dzieciak go zabije.
Ale wtedy Castiel uświadomił sobie, że wiadomość była poprawnie napisana, nie zaś tym pełnym skrótów językiem SMSowym, którym pogardzał, i nie mógł się nie uśmiechnąć.
Na linii ponownie pisnęło połączenie przychodzące.
- I? Zamierzasz TO odebrać czy jak? – zapytał Gabriel, a Castiel praktycznie usłyszał zadowolony uśmieszek w głosie brata.
- Tak – odpowiedział, również się uśmiechając. – Tak, myślę, że odbiorę.

PS. „Dean, oto jest moje zdjęcie w wannie, tylko dla ciebie. Cas”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:34, 30 Lis 2013    Temat postu:

Ok. Przykro mi, to będzie długi post.
Kłamałam. Wcale nie jest mi przykro.
Rzuciłam się od rana na wrzutę, której wczoraj nie dałam rady przeczytać i oczywiście okazało się, ze nie mam internetu. Usiłowałam pomóc w kuchni, ale jako że byłam lekko poirytowana to śmietanę, którą miałam wymieszać z wanilią ubiłam na masło i zarobiłam sobie banicję z obszarów okołokuchennych. Więc skończyłam Pie and prejudice. I kuźwa, Dziewczyny, trudno mi wypowiedzieć się o całości, serio. Nie to, ze poziom był nierówny, nie był też całościowo zły. To naprawdę dobry fic i będę się bardzo cieszyła, jeśli go przeczytacie. Ale zakończenie, JA PIERDOLĘ, ZAKOŃCZENIE. Ostatnie czterdzieści stron z 405 przepłakałam. Ze wzruszenia, nie ze smutku. Wyłam na wszystkim, łącznie z seksem. Skończyłam, ślicznie, nie zawracałam sobie łba ocieraniem łez, bo i tak cały czas płynęły, i co? Odzyskałam internet. I co? I przeczytałam wrzutę. I SIĘ KURWA ODWODNIŁAM. Nawet nie będzie komentarzy do arcyślicznych fragmentów, musiałabym wyhodować nibyłapki (których zasmarkane ameby nie mają, wiem z autopsji). Bogowie. Wróciłam do stanu WZGLĘDNEJ równowagi gdzieś na momencie, kiedy Cas przyszedł do klasy Deana- późniejszy pomyłkowy sms był boski- a zaraz potem wszystko pierdykło, kiedy Dean czytał dzieciakom o pingwinach JEZU CHRYSTE bjmnp[askmvjkgbbhmki nienienienie. Pat, całym ficzkiem wykonałaś NIEZIEMSKĄ robotę, ale ostatni rozdział i sama końcówka to... Nie wiem, popłakałam się na oryginale, ale nie tak. Nie tak z serca. Po prostu- nie. Nie wiem, ile razy będę wracała do tego fica ale nie prorokuję tego w liczbach jednocyfrowych. Końcówka wybebeszyła biedne Linięcie, zmiksowała flaczki i wlała Lin z powrotem w człowieka.
"- Ponieważ – odparł prowokująco Dean, jednocześnie patrząc Castielowi w oczy – do Tango trzeba dwóch. Ona jest naszym jajkiem.
- To KOT – Bobby wydawał się zdezorientowany, ale Castiel uznał, że mężczyzna jednak wszystko rozumiał.
Dean uśmiechnął się do Bobby’ego.
- Buduję gniazdo."
slk,liwkvijbpheatk,gmngto[emkjhniophkb5rjp Waaaaaaaah! Dx Dx Dx
Teraz biorę się na pornola. GROW A PAIR LIN, WEŹ SIĘ ZA PORNOLA I PRZESTAŃ RYCZEĆ TĘPA DZIDO SK,BLAEJMGBVJNBOPWNBIOPQN

//Gdyby ktoś mnie szukał, będę na pobliskim cmentarzu. Nawet grobu nie muszę sobie kopać, legnę w chryzantemy złociste i wypalę sobie dziurę dobre pięć metrów w dół zanim ostygnę. Na wieki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 18:52, 30 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:36, 30 Lis 2013    Temat postu:

To teraz jeszcze porównaj początki :) Ciekawi mnie, co powiesz o mojej wersji :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:48, 30 Lis 2013    Temat postu:

Pat, Jezu, bardzo trafnie przełożyłaś początek, ale pierwszym zdaniem wygrałaś internet i zmiotłaś system. LEŻĘ.
:hamster_XD:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 19:52, 30 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:31, 30 Lis 2013    Temat postu:

Nic innego nie oddawało charakteru tej sceny lepiej. Nie wspominając o otoczeniu :)
Właśnie kończę PIES... I momentami aż mam przed oczami fragmenty oryginału...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:40, 30 Lis 2013    Temat postu:

Koniecznie podziel się wrażeniami, jak skończysz! Ja zabieram się za listę ficów, o której wczoraj rozmawiałyśmy. Lin zaczyna nadrabiać czytelnicze zaległości.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:48, 30 Lis 2013    Temat postu:

Fajnie było. Końcówkowa scena w deszczu była po prostu przepiękna. Że o kuchni nie wspomnę :)
Zabieram się zaraz za ficzek o rysowaniu, ale ten jest dłuższy, poza tym jutro mogę wrócić do domu bardzo późno, więc wrzuta najwcześniej w poniedziałek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:24, 30 Lis 2013    Temat postu:

Okej. *zaciera łapy* A właśnie miałam przyjść i stękać, bo nie wiem co dalej czytać. Już wiem XD
Co ciekawego masz tam na tej liście, Linuś? Może i ja sobie uzupełnię? :3

Pornoficzek wspaniały, tak przy okazji. Po pierwszym zdaniu tarzałam się po podłodze jakiś kwadrans, ale nic tam. Potem nie mogłam z siebie słowa wykrztusić XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:33, 30 Lis 2013    Temat postu:

Antique, zabierz się najpierw za GREY. Ciacha będziesz miała na odreagowanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 493, 494, 495 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 494 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin