|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 9:38, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
*hiperwentyluje*
//Caaaaaaas~!! D:
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Śro 13:51, 27 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 16:51, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
To był ten odcinek, w którym mieli go torturować???
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:03, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nie, torturować go będą w następnym.
W tym torturowali nas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:10, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
A o co dokładnie chodzi? Czemu taki poraniony?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:35, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Odcinek był po prostu... Meeh. Ale przyznam, że w dużym stopniu przez deanowy seks. Dlatego, że w ogóle był, dlatego, że z kobietą, która zasadniczo odżegnywała się raczej od przygodnego seksu. Dwa sezony nie bzykał, a teraz nagle napalony nastolatek, Girl next door dosłownie. Ale możem nieobiektywna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:50, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wiecie co, nie chcę tu popadać w czarnowidztwo, ale to naprawdę wygląda na odżegnywanie się od Destiela...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:23, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nie, Pat. To po prostu - nie przymierzając - z dupy wyjęta scenarzystka, która dostała do samodzielnego napisania dwa odcinki i w obu przypadkach pokpiła sprawę i udowodniła, że nie ma szacunku ani do serialu dla którego pracuje, ani dla postaci, których rozwój obserwujemy od ponad ośmiu sezonów. Ani do kobiet, co pokazała w dzisiejszym odcinku. Bo co sądzić o bohaterce, której wystarczy szepnąć uwodzicielsko jej porno-pseudonim i już wyskakuje z majtek? Że nie wspomnę o innych członkiniach koła, które sportretowano jako sfrustrowane seksualnie i szukające aprobaty kretynki. A Dean? Tak mi przykro z jego powodu, że to aż boli. Nie zasłużył, żeby zrobić z niego takiego fiuta. Znaczy... uch, niby nic nie zrobił. Spełnił swoją casa-erotica-fantazję i przeleciał gwiazdkę porno. I ignorował Sama, chociaż - hello - sprawa jest do rozwiązania, ludzie tu giną. UCH.
Jedyny plus? Nie spierdolono Jody. Jody jest tak samo zajebistą, badassową babką, jak zawsze. Cała reszta? (minus końcowa rozmowa chłopaków) Spuśćmy na nią zasłonę milczenia.
A poraniony Cas to ze zwiastuna kolejnego odcinka @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:42, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Po pamiętnym ficu Saltyandbyrne zabrałam się w końcu za 'Grimm'. SPNowi do pięt, ale poza tym to naprawdę fajnie się zapowiada. Pierwszy odcinek super.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:43, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Aha, czyli na razie serial dupy nie urywa... Na to wychodzi...
Z radośniejszych wieści: wrzuta zdecydowanie jutro.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:45, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wrzuta, wrzuta, wrzuuuUUUuuutaaa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:01, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wrzuta! Fantastycznie :D
Ludzie zaczynają już pisać ciekawe meta:
[link widoczny dla zalogowanych]
Ciężko się czyta na gasnącym co 30 sekund komputerze, ale uch... ^^; warto, bo kawałek świetnej analizy.
Jeśli chcecie się pośmiać, to polecam The Fourth Wall. Uśmiałam się setnie, Cas jest bosko napisany. Nie jest ciapowaty i rozlazły, ale słodki i ciekawski. I totalnie w charakterze :3 I dla jednego z bohaterów historia przybrała baaaaardzo interesujący obrót :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 23:42, 27 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Czytam te analizy. Czytam i lepiej mi po nich, ale coraz bardziej umacniam się w przekonaniu, że wyszukujemy rzeczy, których nie ma. Żeby się pocieszyć.
Z innej beczki, Pie and prejustice :'D Pierwsza wzmianka o Casie: Castiel Novak is one of the most unpleasant people Dean had ever had the misfortune to meet. He’s a rude, cold, selfish asshole and to make matters a million times worse, one of the few people in the world who seems to be utterly immune to Dean Winchester’s charms. And now Dean has to ask him for a favour.
Nioh, nioh, nioh :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 0:36, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Kochanie moje, nie usuwaj mi spod stóp tej ostatniej nadziei, że coś jest w tym, co czytam w tych analizach T_T Tego maleńkiego cienia szansy, że w tym szaleństwie jest metoda. Że Dean jest tak a nie inaczej portretowany z jakiegoś konkretnego powodu, niekoniecznie niekompetencji i debilizmu scenarzystów ^^; Dean z ósemki był taki uroczy, naprawdę mam nadzieję, że ta zmiana charakteru wiąże się z tym, w jakie bagno się wpakował próbując ratować Sama. Um. Zobaczymy. A jeśli się mylę, to przynajmniej jest mi trochę lepiej po tym meta, niż po zmaganiu się z własnymi myślami przez cały dzień XD
A jak tam ciacho? Fajne? Fajne? Wstęp zachęca do szybkiej lektury, lubię takiego Casa :D
Ej, ale serio. The Fourth Wall. Jak nie przekonuje Was zabawny klimat, to niech przekona fakt, że zajebiście czyta się o fanfikach w fanfikach :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 3:57, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
To dawaj linka do tego :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 8:26, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Zaczynamy :) Część pierwsza rozdziału 3
Rozdział 3
Dean BYŁBY zadzwonił do Castiela i umówił się na dyskusję w sprawie DR SEXY, ale nie miał jego numeru. Ani żadnego sposobu na skontaktowanie się oprócz odwiedzin w bibliotece, a na to zdecydowanie brakowało mu czasu.
Oczywiście, prawdopodobnie mógłby za pomocą flirtu zdobyć informacje o Castielu od miłej pani z sekretariatu szkoły, ale nie mógł się do tego zmusić. Biedna dziewczyna nie miała prawdopodobnie pojęcia, czemu przestał do niej mrugać za każdym razem, kiedy meldował się rano, ale przynajmniej dawał radę się uśmiechać, nie chcąc być niegrzecznym.
Była śliczna, ale i tak nigdy nie zamierzał tego ciągnąć. Prawdopodobnie był z tego powodu złym człowiekiem, skoro ją tak zwodził.
Dean zapragnął, by ten weekend nie był tak WYPEŁNIONY. Dzieci nie powinny dostarczać tyle materiału do oceniania zaledwie w tydzień po przerwie wielkanocnej, ale, jak się okazało, miał do przejrzenia z grubsza trzycalową stertę papieru, nie licząc raportów, jakie musiał zacząć przygotowywać na koniec roku.
Wiedział, że jego klasa była mniejsza, niż u przeciętnego nauczyciela, i przynajmniej za to był wdzięczny. Bóg jeden wiedział, jak by sobie poradził z grupą 25 ośmioletnich potworów na raz. Radził sobie z tym nieźle, mając pod opieką swoją poprzednią klasę, ale oni potem przenieśli się do szkoły średniej, a on został zdegradowany do nauczania młodszych klas.
Wzdychając, spakował się w niedzielę wieczorem, wyłączył lampkę na biurku i, przecierając oczy, ostatni raz sprawdził wiadomości. Sam nie dzwonił od paru dni i Dean przypuszczał, że brat zajął się załatwianiem sobie dobrej sprawy. Trochę brakowało mu wprawy, ale to nie zaskakiwało, skoro ledwo rok temu skończył szkołę.
Dean umył zęby, wciąż myśląc o Samie. Był tak dumny ze swego młodszego brata, bardziej, niż kiedykolwiek byłby w stanie powiedzieć mu w twarz. Choć miał pewność, że Sam o tym wiedział.
W tej chwili Dean był zmęczony wieloma rzeczami w życiu, ale rok temu byłaby to nieprawda. W dzień pracował w szkole i jakoś zdołał zarabiać wystarczająco dużo pieniędzy w całodobowych kawiarniach, barach i knajpkach, aby przepchnąć Sama przez uniwersytet. Od czasu, kiedy był młodszy, było to prawdziwą tradycją: miał pracować, aby płacić za naukę Sama. Tak właśnie robili bracia Winchester.
A teraz Dean był nauczycielem. Młode umysły i inne takie.
Wypłukał sobie usta, zrobił minę do lustra, po czym zachichotał i powlókł się do łóżka.
Był zmęczony całym dniem i zmęczony ogólnie. Ale tak bardzo mu się podobało te minione kilka tygodni, że zaczynał myśleć, iż może nie było czymś złym borykanie się z całym tym gównem. Przeszedł na drugą stronę i, miejmy nadzieję, miał przy sobie ludzi, których kochał. Było to przysłowiowe „światełko w tunelu” czy coś.
Tak.
Padł na łóżko, zgasił światło i otulił się kocem, myśląc o Casie.
Byłoby świetnie – nawet BARDZIEJ, niż świetnie – gdyby Cas wciąż był w pobliżu, kiedy on poczułby się silniejszy. Może by mu pomógł. Kto wie, dokąd by to ich zaprowadziło?
Dean zdecydowanie bardziej cieszył się wyprawą do biblioteki, niż dzieciaki. Pogonił je przez automatyczne drzwi wejściowe i powtórzył wcześniejsze instrukcje. Żadnego krzyczenia, biegania; na koniec dnia jedna wybrana książka.
- Ale na początek sprawdźmy jeszcze raz, czy macie swoje książki z ostatniego razu?
- Tak, panie Winchester – zawołała klasa, a niektórzy podnieśli swoje wypożyczone książki.
- Okej, świetnie. A teraz oddamy te… - Dean rozejrzał się, zwieszając ręce i poszukując wrzutni.
Castiel pomachał im znad biurka, po czym gestem wskazał prostokątną dziurę w boku stołu.
Dean spojrzał na niego promiennie, po czym odwrócił się do dzieci.
- Tam. No dalej, idźcie je wrzucić. Hej… - uniósł rękę, by powstrzymać pęd. – Po kolei. Ustawcie się w kolejkę.
W efekcie zrobił się jeszcze większy tumult i Dean ponownie kazał im się zatrzymać.
- No dobra, wszyscy ustawiają się według starszeństwa. Jeśli urodziliście się w sierpniu, idziecie na koniec kolejki. Wrzesień na przedzie. Hej, żadnych pytań. Jesteście bystrzy, zorientujcie się.
Wyszczerzył się do Castiela, kiedy jego klasa omawiała to we własnym gronie i wreszcie ustawiła się w porządną kolejkę. Dean zagonił wszystkich do biurka i oparł się o nie łokciem, podczas gdy dzieci wrzucały w nie swoje książki.
- Pięknie. Wszystkim się dobrze czytało?
- Tak – powiedziała Nellie, zanim ktokolwiek inny się odezwał. – Nawet nie lubię dinozaurów, ale Travis kazał mi to przeczytać.
- Nie kazałem – odparł wyraźnie obrażony Travis. – Wybrałaś taką o kocich rasach i kazałaś mi się zamienić!
Dean przelotnie wyłapał spojrzenie Castiela i zachichotał. Machnął ramieniem na swoją klasę, kiedy skończyli wrzucać książki do dziury. Dzieci zebrały się wokół niego i słuchały, co miał do powiedzienia.
- Cóż, wiesz, Nellie, to dobrze, gdybyś chciała przeczytać więcej książek o dinozaurach. A ty, Travis, czy PO CICHU podobała ci się książka o kotach?
Travis przez chwilę patrzył na niego z otwartymi ustami.
- Nie.
Nellie wydawała się zawahać na chwilę, po czym Sandy, nosząca pasujący różowy płaszcz, uderzyła ją w ramię.
- Nie, ja nie… lubię dinozaurów – zdołała powiedzieć cicho.
Dean uśmiechnął się lekko.
- Niech podniosą ręce ci, którym podobało się to, co czytali.
Mniej więcej połowa klasy uniosła ręce, a Dean zdecydowanie ujrzał, jak drgnęły dłonie zarówno Nellie, jak i Travisa.
Oparł się plecami o biurko, słysząc powolne pikanie skanera, którym Castiel przesuwał po książkach.
- Kto uważa, że to absolutnie w porządku, aby Travis lubił koty?
Nellie jako pierwsza uniosła rękę. Potem uderzyła Sally w bok i podniosła jej rękę w górę. Również większość dziewczynek uniosła ręce, podobnie jak Damien i Elroy. Inni chłopcy wydawali się wahać, ale Dean nie spodziewał się nikogo innego.
- Mam kota – powiedział Damien. – Nazywa się Cake.
Dean potaknął.
- Tak, to świetnie. Ale reszta z was, czemu nie uważacie, że to spoko, aby Travis lubił koty, co?
Naprawdę, naprawdę się cieszył, że ze swoją klasą często przeprowadzał takie dyskusje. Jego dzieciaki były dużo chętniejsze do rozmawiania o problemach, niż te w klasie Sarah, i dzięki temu Deanowi łatwiej było je URABIAĆ. W każdym razie miał nadzieję, że robił to prawidłowo.
- B-bo koty są dziewczyńskie – powiedziała Lydia, zerkając na Travisa. Travis wyglądał na lekko zarumienionego, ale nie zdenerwowanego. Nie będzie za to wyszydzany przez inne dzieciaki, nie, jeśli Dean mógł coś na to poradzić.
- Ale Damien ma kota – oświadczył nauczyciel. Miał rację, kontynuując ten wywód? Liczył na to. Rozwijał swoje dyskusje dużo częściej, niż chciałby kiedykolwiek przyznać. – A widzieliście kiedyś wściekłego kota? Mogą być naprawdę groźne ze swoimi pazurami.
- Podobały mi się dinozaury! – ciche słowa Nellie były skierowane w podłogę, ale klasa je usłyszała. – Sądzę, że jeśli dziewczynki mogą lubić dinozaury, to-
- To chłopcy mogą lubić koty, jasne?! – skończył Travis, krzyżując ramiona. Damien zaśmiał się w głos i uśmiechnął do Deana.
- Ja lubię żółwie – powiedział Marvin.
- Ja mam żółwia – powiedział zupełnie inny głos. Zaskoczony Dean odwrócił się, kiedy Castiel pochylił się nad biurkiem, aby móc widzieć dzieci. – Prawdę mówiąc, to dwa żółwie.
- Pan Godson! – zawołały dzieciaki, wyraźnie bardzo zadowolone widząc tu Castiela.
- Och, hej, ludziska, nie mówiłem wam? – Dean cofnął się tak, by twarz Castiela była bardziej widoczna dla niższych dzieci. – Pan Godson pracuje tutaj, kiedy nie wyczynia cudów w błocie.
- Muszę wam powiedzieć, że wyczyniam cuda wszędzie, gdzie pójdę – odpalił Castiel, mrugając do Deana w taki sposób, że wyszło to jak zawoalowane puszczenie oczka. – Ale jak wy się miewaliście? – zwrócił się do klasy.
- Dobrze! – powiedzieli wszyscy razem. Potem ta zbiorowa przemowa przeszła w chaotyczną pogawędkę i Dean po prostu się roześmiał widząc, jak Castiel spoglądał on jednego dzieciaka do drugiego. Wyglądał trochę jak kot obserwujący rybę.
- Hej, dzieciaki, dajcie mu odetchnąć. Cas, sądzisz, że mógłbyś wyjść pogadać z tymi paskudami, skoro już tu są? Tęskniły za tobą i NIE przestawały o tobie gadać.
Parę dzieciaków się zaśmiało.
- Kłamie! – krzyknął Anil, ale skurczył się w sobie, gdy Dean na niego spojrzał.
- A to co? – zapytał Castiel, opierając się łokciem o biurko i podpierając twarz dłonią; przyglądał się rozpromienionym, gapiącym się na niego uczniom. – Wiem, że pan Winchester umie zrobić wiele rzeczy, ale żeby kłamał?
- To znaczy, że to ON o panu gadał – powiedzieli jednocześnie Damien i Sandy. Cóż, oboje jednocześnie wygłosili podobne oświadczenia, ale Dean uznał, że Castiel zrozumiał, o co im chodziło. Cholerne kapusie.
- Ach, rozumiem – powiedział pogodnie Castiel, zwracając się do Deana z tym żartobliwym błyskiem w oczach. – Cóż, panie Winchester, wydaje się, że rzeczywiście został pan przyłapany na kłamstwie.
Dean posłał klasie uśmiech.
- Dzieciaki, kłamanie to zły zwyczaj. Nie róbcie tego.
Dzieci zachichotały.
- Damien, wracaj tutaj – poinstruował Dean, gdy tylko zobaczył dzieciaka skradającego się na paluszkach. – Poczekaj na pozwolenie.
Damien westchnął i przywlókł się z powrotem do grupy.
- Okej, jakie zasady obowiązują w bibliotece?
Klasa wyrecytowała po kolei: nie krzyczeć, nie biegać, przynajmniej jedna książka do wzięcia do domu.
- Iiiii jaki dziś mamy dzień?
- Wtorek Z Nowościami – zaburczała klasa.
- Dobra. Teraz idźcie się bawić. Zwiewajcie!
Dzieciaki pouciekały, krzycząc do siebie przez chwilę, po czym się opamiętały i ucichły.
- He He He – zarechotał Dean, z zadowoleniem patrząc na Nellie zmierzającą prosto do księgozbioru podręcznego z Travisem u boku.
- Myślę, że nauczyłeś ich dzisiaj ważnej lekcji.
Dean zwrócił się do Castiela i spojrzał w jego piękne niebieskie oczy; obaj się uśmiechali. Na chwilę zapadła cisza, po czym Dean zamrugał.
- Że niby czego?
- Ważnej lekcji. O kotach i o ludziach.
- Och. Tak, racja. Tak, mam nadzieję, że gdzieś w tym ukrywało się „chłopcy, jeśli chcą, mogą lubić balet”.
Castiel uśmiechnął się szerzej, zerkając w dół i skanując ostatnią książkę, po czym odłożył ją na szczyt sterty.
- A ty lubisz? Balet, znaczy się.
Dean przechylił głowę, bez przekonania wzruszając ramionami.
- Umiem dostrzec urok. Może nie jestem wielkim fanem, ale widziałem CZARNEGO ŁABĘDZIA.
Castiel skrzywił się.
- Nie sądzę, by ten film dokładnie przedstawiał-
- Och, walić dokładność, niezły był.
Castiel zaczął przenosić stertę książek na jeszcze wyższą stertę leżącą na wózku przed nim.
- Niezły? – odchrząknął z uśmieszkiem na twarzy. – Tak, rozumiem, jak mogło do tego dojść.
- Zamknij się – powiedział Dean, próbując nie chichotać za głośno.
- Jeśli chcesz, mógłbym ci polecić parę książek do klasy – Castiel wskazał głową w kierunku pierwszej alejki, zapraszając Deana do pójścia za sobą. Co też nauczyciel zrobił. – O różnorodności. Albo akceptacji.
- Jasne – Dean wzruszył ramionami. – W poniedziałki i środy mamy sesje czytania. Jesteśmy w połowie trzeciego tomu Pottera, ale jeśli masz coś krótkiego, co mógłbym wcisnąć…
Castiel odchrząknął, kiedy doszli do najdalszej alejki, i zaczął upychać książki na odpowiednie półki.
- Obawiam się, że wybór niezbyt ci zaimponuje; mnie z pewnością nie zaimponował, kiedy zacząłem tu pracować. Wydaje się, że nie ma tu zbyt wielu książek na pewne tematy, które prawdopodobnie powinny tu być. Szczególnie takich skierowanych do grupy wiekowej, jakiej nauczasz.
- To co się najlepiej nada?
Castiel rozchylił usta w namyśle, a jego wzrok na chwilę stał się odległy.
- Hm. Chyba jedna się znajdzie – wyminął Deana, ocierając się o niego piersią w wąskim przejściu. Poprowadził go do głównej alejki, a potem w stronę działu dziecięcego.
- Prawdopodobnie wywoła więcej namysłu, niż cokolwiek innego, ale… - Castiel urwał, kiedy doszli do książek dla dzieci, a Dean pospiesznie policzył sześcioro dzieci, jakie się tam znajdowały; niektóre z nich przeglądały książki, inne już usiadły na podłodze, żeby czytać.
Castiel wodził dłońmi po długich, płaskich półkach, na których książki stały jaskrawymi okładkami naprzód.
- Proszę – powiedział, a Dean odwrócił wzrok od ust Castiela i zamiast tego spojrzał na rzecz, jaką tamten trzymał w rękach.
- A TANGO DAJE TROJE – przeczytał Dean. – Pingwiny?
Castiel pogładził okładkę kciukiem.
- Oparte na prawdziwej historii. To jedna z moich ulubionych.
- Ha – Dean wziął książkę, kiedy Castiel mu ją wręczył, i szybko przekartkował. Była przyjemnie ilustrowana i miała niewiele tekstu. – Ale to jest coś jak dla pięciolatków.
Castiel wzruszył ramionami, krzyżując ręce na piersi i burząc swoje podwinięte rękawy.
- Dobre historie nie powinny mieć ograniczeń wiekowych.
Z tym Dean się zgadzał tak długo, jak długo wzmiankowane historie pozbawione były przekleństw oraz dosadnych opisów. Albo za bardzo go konfundowały, gdy przychodził czas na zadawanie pytań.
Wziął książkę i uśmiechnął się na podziękowanie, po czym pozwolił Castielowi odejść, klepiąc go po ramieniu.
- Powinieneś iść pogadać z Marvinem – zasugerował cicho, zanim Castiel odszedł za daleko. – Naprawdę tęsknił za tobą jak szalony, w tej sprawie faktycznie nie żartowałem.
Castiel kiwnął głową, a Dean doszedł do wniosku, że bibliotekarz odnajdzie Marvina po tym, jak już odłoży zwrócone książki na półki.
Wzdychając, Dean włożył książkę pod pachę i poszedł pogadać z dzieciakami, chcąc, aby się zastanowiły, co wybrały i dlaczego. Czasami wybrały z oczywistych powodów („Mama piecze ciasteczka, więc mogłoby się jej spodobać”), ale czasami robiło się interesująco. Elroy wybrał krótką powieść o kopalnianym miasteczku w Azji, ponieważ jego wujek kiedyś pojechał tam łowić ryby, a chłopczyk chciał podróżować tak, jak on. Dean uważał to za fascynujące, ponieważ dostrzegał dziwne powiązania, jakie zauważały dzieci, a którymi większość dorosłych nie trudziła się interesować. Poza tym lubił zgadywać, co z tych dzieciaków wyrośnie.
Mniej więcej dziesięć minut później u jego stóp leżała grupa dzieci, podczas gdy on siedział na worku, i wszystkie wyjaśniały, czemu wybrały to, co wybrały.
Czasami Dean naprawdę uwielbiał Wtorek Z Nowościami, a to był jeden z tych razów.
Nadeszła pora odmeldowania się i Dean zaczekał, dopóki ostatnie dziecko nie podeszło i nie dało Castielowi zeskanować książki. Najpierw wręczył szkolną kartę biblioteczną, a Castiel wpisał jej kod do komputera, po czym ją oddał.
- Sesja ci się udała? – spytał Castiel, zerkając na Deana i przesuwając skanerem po kodzie kreskowym na tylnej okładce książki.
- Tak – Dean popatrzył na swoją klasę; niektóre dzieci siedziały na podłodze i gadały o swoich wyborach. – Chłopie, te dzieciaki są świetne. Tęsknię za swoją starą klasą, ale do tych zaczynam się okropnie przywiązywać.
Castiel mruknął coś ze zrozumieniem.
- Myślę tak samo. Zastępstwa pozwalają mi na poznanie wielu dzieci, ale muszę przyznać, że twoje są… - mruknął nisko – powiedziałbym, że w pewien sposób odzwierciedlają ciebie.
- Co, są bystre, bezczelne i niewiarygodnie czarujące?
Castiel spojrzał Deanowi w oczy, po czym uniósł rękę, by zgarnąć sobie opadające włosy z czoła. Dean zerknął na jego tatuaż i wyszczerzył się do niego, gdy mężczyzna kiwnął głową.
- Tak, dokładnie – powiedział Castiel. – Czarujące.
Dean oblizał się, na moment tracąc wzrok, gdy powieki zatrzepotały mu bezwiednie. Rzucił wzrokiem przez biurko, wreszcie zauważył czystą kartę biblioteczną i wyciągnął po nią rękę. Następnie wziął od Castiela długopis i zaczął pisać na karcie, całkowicie ignorując linie.
- Zamierzam dać ci mój numer – powiedział. – Więęęęc… - ujął kartę w dwa palce i z wdziękiem podał bibliotekarzowi, mając na twarzy najsłodszy ze swoich uśmiechów – możesz do mnie zadzwonić o każdej porze. Albo napisać. Cokolwiek ci bardziej pasuje.
Castiel wziął kartę, unosząc brwi.
- Carly Rae Jepsen napisała o tym parę słów.
Dean spojrzał na niego krzywo, usiłując zamaskować uśmiech wydęciem ust.
- O krówka, Cas, teraz ta cholerna piosenka przez tydzień będzie mnie prześladować.
- Przynajmniej to oznacza, że nie zapomnisz zadzwonić – zauważył Castiel, sięgając po bloczek niebieskich karteczek samoprzylepnych. Zapisał swój numer, po czym sięgnął przez biurko i przykleił Deanowi karteczkę do czoła. – A teraz uciekaj, mam innych klientów do obsłużenia.
Dean pospiesznie odszedł od biurka, ponieważ faktycznie niewielka grupa odzianych na czarno kobiet zmierzała w tę stronę, każda z naręczem książek.
- Do zobaczenia – wymamrotał Dean, dwa razy stukając w biurko, kiedy odkleił sobie karteczkę od czoła. Castiel podniósł wzrok, ale potem natychmiast wrócił wzrokiem do kobiet i uśmiechnął się do nich.
Nie był to jednak ten sam uśmiech, jaki DEAN dostał od niego, co sprawiło, że powrót nauczyciela z dziećmi do szkoły był o tę odrobinę przyjemniejszy.
DEAN: WSZYSKIE DZIEWCZYNY MYSLA, ŻE JESTEM GEJEM. NIE JESTEM, JA TLKO NAPRAWDĘ LUBIĘ TWOJEGO FIUTA.
Pustą bibliotekę przez chwilę wypełniał głęboki, nieoczekiwany śmiech, po którym nastąpiło niedystyngowane prychnięcie, a potem ciche pikanie malutkich klawiszy.
CASTIEL: JESTEŚ PIJANY?
DEAN: MOŻE TRCHE. SAM MÓWI, ŻE MAM SIĘ POŁRZYĆ.
- Wiem, jak to jest – mruknął bibliotekarz z rozbawieniem w głosie.
CASTIEL: MIŁEGO KACA, PANIE WINCHESTER.
CASTIEL: DZIEŃ DOBRY. CZAS NA ŚNIADANIE.
Dean ledwo zdążył do łazienki Sama.
DEAN: WAL SIĘ.
CASTIEL: :)
Dean zrobił tyle pracy, ile mógł, gdy tylko wrócił od Sama w niedzielę wieczorem, i był przyjemnie zdziwiony, doszedłszy do końca listy rzeczy do zrobienia godzinę wcześniej, niż oczekiwał. Tak, była druga w nocy, ale, dzięki Bogu, SKOŃCZYŁ. Przynajmniej na następny dzień.
Zwinął się w łóżku w swoich dziennych ubraniach i zrzucił je dopiero następnego dnia rano w pracy, kiedy to zafundował sobie najlepszy prysznic od tamtego razu z Casem. Jednak po musiał się spieszyć, bo nie był jedynym facetem korzystającym z tej łazienki o poranku. Używali jej również dwaj inni nauczyciele; obaj byli wielcy i spoceni, a Dean zawsze wolał się zmyć, zanim się pokazali.
Przez cały ranek czuł się poganiany, podobnie jak przez poprzedni tydzień, kiedy to nie miał nawet czasu przeczytać dzieciakom tamtej książki z obrazkami. Ale w poniedziałek wieczorem Dean odprężył się na kanapie Sama, wziął od Jess kawę i odpuścił sobie wszelkie stresy. Kanapa Sama najlepiej się do tego nadawała, jak udowodnił to miniony weekend.
Kiedy późnym wieczorem dyskusja stanęła na fakcie, że Sam właśnie wygrał sprawę dającą mu cudownie dużo pieniędzy, Dean dostał SMSa.
- Chwileczkę – wymamrotał Dean do Jess, która właśnie miała zacząć wyjaśniać, i otwarł telefon. Serce mu jakby zabłysło, kiedy ujrzał imię nadawcy. A potem musiał sobie przysunąć kubek z kawą bliżej krocza, aby ukryć swoją reakcję na wiadomość.
CASTIEL: JESTEM NAGI.
- Uuuch – stwierdził przeciągle Dean, przenosząc wzrok na Jess, a potem na Sama, którzy czekali cierpliwie z ciekawymi wyrazami twarzy. – Dostałem wiadomość.
- O, od kogo? – spytała śpiewnie Jessica.
Dean już był gotów wymówić się i wyjść z pokoju, ale w pijanym widzie podczas weekendu wygadał się wystarczająco, aby sobie uświadomić, że Sam już prawdopodobnie wiedział.
- Je-jego imię brzmi Cas – powiedział, spoglądając Samowi w oczy. Przełknął, zamknął telefon, po czym zagapił się na urządzenie. – To facet.
Sam parsknął, a uśmieszek uniósł mu kącik ust.
Dean zamrugał kilka razy, po czym pochylił się nad swoimi kolanami, zbierając się na odwagę, by to wreszcie z siebie wyrzucić. Ale to, co wyszło mu z ust, było mniej oświadczeniem dla Sama, a bardziej pytaniem do Jess.
- Czy to jest dziwne, jeśli… znaczy się, spotykasz kogoś i… - potrząsnął głową, przygryzając dolną wargę, i zaczął od nowa. – Wiem, że to… ZGODNE Z TRADYCJĄ czy cokolwiek, że ludzie powinni znaleźć jedną osobę i z-zachować się do małżeństwa, tak?
Jess kiwnęła głową, przesuwając dłonią po kolanie Sama. Dean ujrzał ten ruch, ale nie skomentował, ponieważ zdecydowanie nie był to odpowiedni moment.
- Ale, dobra, co, jeśli… teoretyczny facet spał tylko z jedną osobą iiii… jeśli to była osoba, w której się zadurzył? Nie powinien, bo ja wiem, spróbować z większą ilością ludzi? I sprawdzić, czy naprawdę to lubi? – Dean bardzo się starał w trakcie mówienia nie patrzeć na Sama i Jess, ale jego wzrok poszybował w górę i zauważył ich pozbawione wyrazu, a mimo to wiedzące twarze. – Ponieważ ten teoretyczny gościu zrobił to tylko z jednym… - odetchnął, przyciskając telefon do kolana – jednym gościem. I może go lubi… bardzo lubi. I to, kurwa, MNIE PRZERAŻA – skończył, ukrywając twarz w dłoni i zamykając oczy. Wiedział, że ta zasłonka z „teoretycznego mężczyzny” była kiepska i słaba, ale sprawiła, że poczuł się odrobinę bezpieczniej.
Jess założyła sobie włosy za ucho, uśmiechając się do niego z miejsca u boku Sama.
- Dean?
Dean spojrzał na nią wprost, nie kryjąc się dłużej za ręką.
- Myślę – powiedziała Jess, zerkając na Sama, który w zamian posłał jej ciepły uśmiech – że tylko dlatego, iż jest to starą tradycją, nie znaczy, że jest niewłaściwe. Twój, um, teoretyczny mężczyzna mógłby widzieć potencjał zabawiania się z różnymi mężczyznami, ale to nie oznacza, że nie powinien trwać przy tym, którego ma. Znaczy się, jeśli naprawdę tak go lubi.
Dean odetchnął powoli, patrząc równo na Jessicę.
- Tak. Um – przełknął ślinę. – Dzięki.
Telefon zabrzęczał mu ponownie, więc zerknął w dół, po czym wzrokiem poszukał pozwolenia innych na to, by iść odebrać.
- Idź – zachęciła go Jess, uśmiechając się szeroko.
Dean kiwnął głową i wstał, ściskając mocno telefon, i ruszył w stronę drzwi do korytarza. Mieszkanie Sama i Jess było dość wielkie; lśniące i nowoczesne, jeśli chodzi o wzornictwo, dywan uginał się pod skarpetkami.
Przystanął w białych drzwiach, kiedy usłyszał za sobą głos Sama.
- Wiesz, Dean, ja… uch, ja już od lat wiem.
Dean odwrócił twarz, nie do końca patrząc bratu w oczy.
- Co dokładnie wiedziałeś?
- Że lubisz facetów.
Dean potarł się telefonem w czoło i podskoczył, kiedy urządzenie zabrzęczało ponownie. Poczuł się dziwnie. Odsłonięty, trochę nieswój. Ale też dobrze.
Nie za bardzo wiedział, co powiedzieć Samowi, więc wyszedł.
Udał się do pokoju gościnnego, znalazł przełącznik i zamknął drzwi. Rzucił się na łóżko, skacząc na tyłku, dopóki nie zrobiło mu się wygodnie. Potem otwarł telefon.
[DWIE NOWE WIADOMOŚCI]
Wszedł w skrzynkę odbiorczą i przewinął do tej otrzymanej zaraz po tym, jak Castiel oznajmił o swojej nagości.
CASTIEL: MASTURBUJĘ SIĘ W PODGRZEWANEJ WANNIE OGRODOWEJ U BRATA. WYSZEDŁ KUPIĆ CAŁY SKLEP MONOPOLOWY.
„A ty mi piszesz, kiedy to robisz”, pomyślał Dean. Zatem najwyraźniej Castiel myślał o nim, kiedy sobie walił. TAK, DO LICHA.
Dean ponaciskał guziki, dopóki nie pojawiła się najnowsza wiadomość.
CASTIEL: SZKODA, ŻE CIĘ TU NIE MA.
Dean poczuł to prosto w fiucie. Nie zastanawiał się dwa razy, tylko opuścił dłoń do krocza, rozpiął zamek i wsunął palce w bokserki.
DEAN: ZAZDROSZCZĘ TEJ WANNIE, MOŻE WIDZIEĆ, JAK TO ROBISZ.
Gdy tylko wysłał wiadomość, pozwolił sobie ustanowić rytm, zamykając oczy i rozsuwając nogi na dywanie pod sobą. Ruch dłoni go odprężał i Dean poczuł bardziej stale brzęczące podniecenie, niż ostre szarpanie żądzy, jakie odczuwał, gdy Castiel znajdował się tuż przed nim. Ale żołądek i tak fiknął mu z ekscytacji, kiedy telefon zabrzęczał mu minutę później.
CASTIEL: ACH, ALE CAŁA ZABAWA W WYOBRAŹNI. CO TERAZ ROBISZ?
Dean wyszczerzył się z powodu faktu, iż Castiel wydawał się być całkiem zręcznym sekściarzem. Wszystkie klasyczne pytania – i nie bez powodu uchodziły za klasyczne.
DEAN: SIEDZĘ SAM W POKOJU GOŚCINNYM SAMA. NOSZĘ RÓŻOWE SATYNOWE MAJTECZKI I OBCIĄGAM SOBIE, MYŚLĄC O TOBIE.
Zabawa polegała na wyobraźni, co? O ile Dean wiedział, majteczki mogły pobudzić każdą fantazję. Jemu z pewnością pobudzały.
Poczuł, że zaczął cieknąć na gumkę bokserek, i nawet mu się spodobało to, jak wyziębła i ocierała mu się o włosy łonowe. Wsunął sobie poduszkę pod głowę, aby móc na siebie patrzeć, oglądać krągłą główkę swego fiuta znikającą mu w pięści.
CASTIEL: TERAZ WYOBRAŹ SOBIE, ŻE WYCHODZĘ Z WANNY, NAGI I Z EREKCJĄ. OPADAM NA KOLANA, ŻEBY SSAĆ CIĘ PRZEZ STANY.
Dean zaskomlał i zaczął oddychać nierówno, podczas gdy dłoń poruszała mu się szybciej, gdy obciągał sobie mocniej. Boże, chciał tego. Chciał Casa na kolanach, jego sowich oczu spoglądających na niego jasno i niewinnie, podczas gdy jego usta wyczyniały mu z fiutem wszelkie nieprzyzwoitości.
Ale… STANY?
CASTIEL: *SATYNĘ. PRZEPRASZAM ZA AUTOKOREKTĘ.
Dean uśmiechnął się lekko, po czym napisał odpowiedź, nie troszcząc się o to, żeby miała sens.
DEAN: CAS, PRZEZ CIEBIE JESTEM TAKI MOKRY.
Przetoczył się na brzuch, ukląkł na materacu i wcisnął twarz w poduszkę, dławiąc jęk. Może Castiel zerżnąłby go w takiej pozycji, takiego zgarbionego, skulonego nad łóżkiem. Wziąłby go od tyłu.
Nie dawszy Castielowi okazji do odpowiedzi Dean zaczął pisać ponownie, jedną ręką. Sapnął w poduszkę, zachowując rytm bioder, ale ledwo był w stanie w tej pozycji widzieć wyświetlacz. Pisał przeważnie na pamięć, uznawszy, że Casa nie obejdzie schrzaniona pisownia.
DEAN: PRUBVALEŚ KIEDYŚ ANALA?
Wysłał wiadomość i stęknął głęboko i nisko, tocząc się naprzód i waląc własną dłoń. Jezu, na samą myśl o tym, by naprawdę poczuć w sobie faceta… poczuć w sobie CASA… kapał na kołdrę i wiedział, że będzie musiał osobiście wyprać poszwę, ponieważ Jess jej nie tknie. Jednak na razie gówno go to obchodziło.
CAS: TAK, UPRAWIAŁEM WCZEŚNIEJ SEKS ANALNY. A TY?
Deanowi ciężko było zachować tyle przytomności umysłu, aby przewrócić się na plecy i pisać. Nogi mu się trzęsły i był tak cholernie twardy, że czuł główkę fiuta tuż przy swoim brzuchu; wyczuwał jej gorąco.
DEAN: NIE NAPRAWDĘ. ALE JESTEM „OTWARTY” NA SPRÓBOWANIE, JEŚLI CHCESZ.
Oddech mu się łamał i przyspieszył, gdy nacisnął „wyślij”. Miał nadzieję, że Cas domyśli się, co usiłował wyrazić słowem w nawiasach. Przez chwilę pożałował, że nie miał tu wibratora, po to, aby móc powiedzieć, że miał w sobie fiuta. Udawać, że to był Cas.
Ale… on i Cas mogli to mieć. Mogli, naprawdę spróbować tego w rzeczywistości. Dean jęknął głośno w sufit, zamykając oczy, i nie przejął się, czy Sam lub Jess mogli go słyszeć, ponieważ teraz chodziło tylko o niego, uwielbiającego swe myśli, uwielbiającego to, że z Casem mógł się zabawić, wypróbować wszystko, czego nie miał szansy spróbować wcześniej.
Coś w tym potencjale było zdaniem Deana równie kurewsko gorące, co myśl o Casie dającym mu dojść w śliczne satynowe majteczki.
CASTIEL: BYWASZ NA DOLE? NIGDY BYM SIĘ NIE SPODZIEWAŁ. (ALE PODOBA MI SIĘ TO)
Dean roześmiał się w pustym pokoju, zmieniając ułożenie dłoni wokół główki swego fiuta.
- No wiesz, Cas, to nie tak, że chcę, byś mnie wychłostał czy coś – wymamrotał, przewracając oczami. Potem uśmiechnął się szelmowsko i wystukał odpowiedź.
DEAN: DLA CIEBIE BYŁBYM NA DOLE, UFAM, ŻE MNIE NIE SKRZYWDZISZ.
Przez długą chwilę mrugał, gapiąc się na wiadomość. Zwolnił ruchy dłoni między nogami, ciężkie mrowienie bladło tym bardziej, im dłużej się gapił.
W tym, co napisał, było coś znaczącego, równie znaczące jak to, co powiedział Samowi i Jess nie tak dawno temu. Może Cas BYŁ tym jedynym facetem dla niego. I może było tak dlatego, ponieważ Dean mu ufał.
Deanowi ciężko było zaufać mężczyznom po tym, co się wydarzyło, gdy był dzieckiem. Przez lata myślał, że powodem tego, iż jego seksualne preferencje były tak zjebane, było właśnie to. Ale od tamtego czasu zdołał sobie uświadomić, że jego biseksualność stanowiła naturalną część niego, nie zaś reakcję na traumę.
I właśnie zaczął sobie uświadamiać, że ufał innemu mężczyźnie poza wujkiem Bobbym czy Samem.
Nie był pewien, czy chciał nacisnąć „wyślij”. Ale zamknął oczy i zrobił to tak czy owak.
Telefon zabrzęczał mu, zanim w ogóle zdołał opuścić rękę, więc otwarł wiadomość.
DOSTAWCA USŁUG SIECIOWYCH: PRZEPRASZAMY, ALE NIE MASZ WYSTARCZAJĄCYCH ŚRODKÓW NA KONCIE, ABY WYSŁAĆ WIADOMOŚĆ. BY DOŁADOWAĆ, PROSZĘ-
Wiadomość urywała się u dołu wyświetlacza, ale Dean nawet nie przewinął dalej.
- Cholera – poskarżył się, marszcząc czoło.
CASTIEL: PRZEPRASZAM, NIE ZAMIERZAŁEM CIĘ OBRAZIĆ. MOŻEMY KONTYNUOWAĆ?
Dean przełknął, a ręka w bokserkach ledwie już go ściskała. Castiel pomyślał, że jego brak odpowiedzi wynikał z faktu, iż wkurzył się o bycie na dole. CHOLERA.
- Kurwa, Cas, nie czuję się urażony – wymamrotał Dean do wyświetlacza, czując kamienie na żołądku, kiedy podświetlenie ekranu zamigotało i telefon przeszedł w tryb gotowości.
Dalej się dotykał, ale nie umiał się już wczuć.
Do diabła z brakiem pieniędzy. Pracował ciężej, niż tak wielu ludzi, i gówno z tego miał. Chciałby po prostu wysłać wiadomość o doładowanie tak, żeby mu to zeszło z rachunku bankowego, ale to oznaczało 20 dolców mniej na jedzenie w tym tygodniu. Praktycznie by głodował albo zaczął mieszkać u Sama, a żadna z opcji nie była mile widziana.
CASTIEL: DEAN, JESTEŚ TAM?
Dean przewrócił się na brzuch, zwinął w pozycji płodu i obciągnął sobie pod kocem, gapiąc się na ciemny kontur swego telefonu, na pół schowany pod poduszką. Jego ciepło go uspokajało, a drgawki na ciele, jakie poczuł, były przyjemne, ale nie było tak samo, jak przedtem.
Zamknął oczy i kontynuował, dopóki nie doszedł, skupiając się na rozbryzgach mokrego ciepła, które rozlewało mu się po brzuchu i wsiąkało w krawędź jego wypłowiałej koszulki Led Zeppelin. Zignorował ponownie brzęczący telefon. Teraz nie byłby w stanie poprawić mu samopoczucia, co?
Leżał przez chwilę w ciemności słuchając swojego oddechu i czując, jak osiadał mu wilgocią na twarzy pod kołdrą. Próbował o niczym nie myśleć.
Może po 10 minutach westchnął i usiadł, odsuwając koc po tym, jak już się nim wytarł. Wstał i porządnie podciągnął sobie dżinsy, wsadził fiuta w bokserki i z poczuciem finalności zapiął zamek.
Wzdychając, usiadł na łóżku tak ciężko, że aż zaskrzypiało, po czym otwarł telefon, aby sprawdzić ostatnią wiadomość.
CASTIEL: MÓJ BRAT WRÓCIŁ. TO BARDZO MUZYKALNY PIJAK. ZAMIERZAM UKRYĆ SIĘ W JEGO GABINECIE.
Dean parsknął, uśmiechając się do wyświetlacza. Miał nadzieję, że Castiel wydostał się z wanny niezauważony, choć miło było sobie wyobrazić go stojącego tam nago, ze stopami zwróconymi do środka i wzrokiem jelenia na skrzyżowaniu, zakrywającego dłońmi erekcję. Dean przygryzł sobie wnętrze wargi, zatracając się na parę sekund w tej myśli.
Potem westchnął znowu, wsadził telefon w kieszeń i czystą ręką otwarł drzwi sypialni. Najpierw udał się do łazienki i umył, po czym wrócił do Sama i Jess, gadających w kuchni.
- Wszystko dobrze poszło? – spytała Jess odwracając się przy zmywarce, którą właśnie włączyła.
Dean oblizał się i spuścił wzrok.
- Skończyła mi się kasa na koncie.
Sam szczęknął ozdobnym talerzem, stawiając go bardziej prosto na górze lodówki.
- Mogę ci podrzucić trochę forsy, jeśli chcesz. Proszę – złapał się za tylną kieszeń i wyciągnął portfel.
- O Jezu, nie – warknął Dean, unosząc dłoń. – Słuchaj, nie jestem jedną z twoich charytatywnych spraw, to tylko telefon. Nic wielkiego.
- Dean, nie bądź głupkiem, weź je – Sam wepchnął dwudziestkę w opierającą się dłoń brata. – W tym tygodniu zarobiłem kilka tysięcy, to mi nie wyrwie dziury w kieszeni. Korzystasz z tego telefonu w pracy. Dean, to twój cholerny TELEFON DOMOWY. Bóg jeden wie, czemu nie załatwisz sobie prawdziwego.
Dean bawił się krawędzią papieru, gapiąc się na twarz prezydenta Jacksona.
- Nie załatwię, bo mnie na to nie stać – wymamrotał, wiedząc, że Sam wygrał tę potyczkę.
- W każdym razie zamierzałem ci opowiedzieć, że miałem tę sprawę pro-bono, nad którą pracowałem – powiedział Sam tonem tak lekkim, jakby ciągnął z tego miejsca, w którym skończył z Jessicą, ale Dean wiedział, że brat powtarzał wszystko od początku dla jego dobra. – Jakaś szalona rodzina adopcyjna, zgodziłem się na to tylko dlatego, że mam trochę doświadczenia na tym tle, jak wiesz.
Zainteresowanie Deana wzrosło, mężczyzna podniósł wzrok i zamrugał.
- O co w tej sprawie chodziło?
- Och, jakiś durny brat chciał pozwać młodszego za najście. Nawet, jeśli tamten miał udziały w posiadłości – Sam odwrócił się do lodówki, otwarł ją i wyciągnął kilka piw. – Zajęło to ponad dwa tygodnie, ale na koniec Gabriel zapłacił mi za to, że wygrałem dla niego tę sprawę, i tak to jest.
Sam zrzucił kapsel swojej butelki na stół, po czym otwarł piwo Deana i przesunął je po stole w jego stronę.
Dean gapił się przez nie, jakby było niewidzialne.
- Uch. To… nie była to przypadkiem rodzina Godsonów?
Sam uśmiechnął się.
- Twój „Cas” nie jest przypadkiem Castielem Godsonem?
Deanowi opadła szczęka.
- Co jest, kurwa?
Sam roześmiał się i oparł o boczny blat, kiedy Jess przeszła obok z mrożonym klopsem w rękach.
- Utkwił między dwoma facetami i nie pozwolił sobie na wybranie strony z powodów moralnych. Ale tak – Sam wzruszył ramionami – bardziej się skłaniał ku Gabrielowi, niż Michaelowi. Podsuwał mi pod stołem godne szantażu historyjki o Michaelu za każdym razem, kiedy miał okazję.
Dean stał tam po prostu z piwem w dłoni, dopiero teraz sobie uświadamiając, że Sam wepchnął mu je do ręki.
- Sammy, czy to tym WIEDZIAŁEŚ? O mnie i… Casie?
Sam przełknął piwo, zachowując spokój.
- Ktoś mógł o tym wspomnieć.
Dean ściągnął brwi, gapiąc się na osad z pary zbierający się na boku brązowego szkła.
- Podstępny drań.
- Ha. To jeden ze sposobów, by go opisać.
Dean przygryzał przez chwilę dolną wargę, po czym spojrzał bratu w oczy.
- Więc go lubisz?
Sam kiwnął raz głową, opuszczając brodę całkiem w dół.
- Zamierzam dać mu połowę wygranych pieniędzy. Zasługuje na nie. Boże, on jest BYSTRY. Znaczy się, ty sam też jesteś całkiem niezły, ale on jest prawdopodobnie lepszy, niż ty mógłbyś być w jego wieku.
Dean przełknął gulę w gardle.
- Co masz na myśli? Ile on ma lat?!
Sam promieniał do niego poprzez kuchenny stół, mając butelkę prawie przy ustach.
- Ma 35 lat.
Dean odetchnął z ulgą. Przez kilka straszliwych sekund poczuł się jak O BOŻE, A CO, JEŚLI MA 50 LAT I TYLKO WYGLĄDA NA MŁODSZEGO, i w milczeniu zwymyślał się za to, że wcześniej nie spytał Casa o wiek już choćby po to, żeby sobie oszczędzić zażenowania, kiedy Sam roześmiał się na widok jego wyrazu twarzy.
- Nie, jest o parę lat starszy od ciebie – ciągnął Sam, nadal się szeroko uśmiechając. – Sądzę, że byłoby wam dobrze razem – sapnął z rozbawieniem, unosząc jeden kącik ust wyżej od drugiego.
Dean dalej czuł się dziwnie. W czasie jednego tylko wieczoru otwarł się przed Samem bardziej, niż w czasie ostatnich miesięcy, a nawet nie był nietrzeźwy. Wydał TAJEMICĘ. I… tak. To było w porządku.
Wydawało się w porządku.
Wreszcie Dean uśmiechnął się do Sama.
- Dzięki. – Ale potem pokręcił głową. – Nie wiem, czy to coś poważnego, czy coś. Zaczęło się po prostu jako miłe spędzanie czasu, a potem… przytrafiło się jeszcze raz.
Sam spojrzał na Jessicę, uśmiechającą się do klopsa wsuwanego właśnie do piekarnika.
- Więc – powiedział Dean, urywając, aby pierwszy raz łyknąć piwa – on wiedział, że byłeś… - urwał nieoczekiwanie. Zagapił się na Sama, poczuł falowanie swoich nozdrzy i odstawił piwo na stół, żeby go nie upuścić. – On, kurwa, WIEDZIAŁ, kim byłeś, zanim sprawa się zaczęła. Wiedział, że jesteś moim bratem. A za drugim razem, kiedy ja i on… nieważne… nawet o tobie nie wspomniał. WIEDZIAŁ.
Sam zarechotał, obejmując Jessicę w talii.
- Mówiłem ci, że to podstępny drań.
Dean z absolutną pogardą potrząsnął głową.
- Uch. To jest to. Nie mam czasu iść doładować telefonu, daj mi swój. Zadzwonię do niego.
Uśmiech Sama przybladł, ale mężczyzna sięgnął po swoje Blackberry.
- Nie… nie dręcz go o to, dobra? Jestem pewien, że miał swoje powody.
- Tak, założę się, że miał.
Dean zwędził telefon, po czym wymaszerował z kuchni do salonu, upewniając się, że ani Sam, ani Jess nie patrzyli przez otwartą ściankę działową pomiędzy pokojami.
Przeszedł do listy kontaktów, przeklinając swoje kciuki za uderzanie w niewłaściwe maleńkie klawisze. Zakończył przypadkowe połączenie z Beverley Ling (1856), zanim rozbrzmiał pierwszy dzwonek, wreszcie dopadł Castiela Godsona (2372) i wykręcił bez chwili wahania.
Drrryń. Dryń-dryń. Dryń-dryń.
- Cas, jeśli możesz mi wysyłać erotyczne wiadomości, to możesz też, kurwa, odebrać telefon-
- Słyszałem to – dobiegł z głośnika szorstki głos Castiela.
- Cóż, dobra – odciął się Dean, gapiąc się na beżowy dywan. – Musimy pogadać.
- Przypuszczam, że chodzi o sprawę. Skoro to jest telefon Sama.
- Tak, to jego – Dean zaczął krążyć, zerkając na Sama i Jess, którzy oboje wyraźnie słuchali, udając, że tego nie robili. – Czemu mi, cholera, nie powiedziałeś, że znasz mojego brata? Czy to dlatego wybrałeś go dla sprawy? Próbowałeś mnie sprawdzać? Słuchaj, te notowania policyjne nie są-
- Nie chodziło o to. Ale później wyjaśnisz mi te notowania. Wybrałem go, ponieważ-
- Lepiej, żeby powód był dobry.
- …ponieważ pracuje pro-bono. Moi bracia może i mają mnóstwo pieniędzy, ale ja nie. To ja go wynająłem, a zasadniczo rzecz biorąc wybraliśmy się nawzajem. Nie powiedziałem ci, ponieważ mogłoby się to nakładać na sprawę, zważywszy, że jesteś blisko z prawnikiem Gabriela i… i ze mną. To była tylko ostrożność. Nie miałem pojęcia o twoich przejściach w rodzinie zastępczej, dopóki mi o tym nie powiedziałeś. Wszystko to, co razem zrobiliśmy, pozostało sprawą osobistą.
Dean stanął nieruchomo, gapiąc się na system stereo na bocznej ścianie przy zaciągniętych zasłonach.
- Więc skąd Sam wiedział, że między tobą a mną coś jest?
Castiel przez chwilę był cicho.
- Nie wiem. W czasie, kiedy ja i Sam zostaliśmy sobie przedstawieni, ty i ja spotkaliśmy się tylko raz. Powiedziałem mu tylko, że cię znam, nic więcej.
Z kuchni wtrącił się Sam.
- TY mi powiedziałeś, idioto, kiedy bełkotałeś o tym teoretycznym mężczyźnie i o facecie imieniem Cas. Dean, ja nie jestem głupi, umiem dodać dwa do dwóch.
Dean i Castiel ucichli; nauczyciel był świadom każdego cichego oddechu po drugiej stronie.
- To też słyszałem – powiedział wreszcie Castiel i Dean był w stanie wyczuć jego uśmiech.
- Uch – nauczyciel znowu zaczął krążyć po pokoju, tym razem wolniej i szurając nogami. – Ja… czuję się teraz trochę głupio. Cholera.
- Czy… - Castiel odchrząknął z dala od słuchawki, po czym wrócił z głosem czystszym niż przedtem. – Czy dlatego wcześniej nie odpisałeś? Byłeś na mnie wściekły?
Dean zachichotał, spuszczając głowę i patrząc na swoje stopy oraz poluzowane skarpetki. – Nie. Kasa mi się skończyła. Przepraszam za to.
- Och, rozumiem – odetchnął Castiel. – Ja, um, nigdy nie… skończyłem. Gabe wrócił do domu i, cóż.
Dean zacmokał.
- To teraz musisz być potwornie napalony.
- Tak.
Śmiech Deana uszedł z niego jako powolny, złośliwy rechot.
- Moglibyśmy coś z tym zrobić, wiesz – powiedział, ściszając głos i odwracając się od kuchni. – Dziś wieczorem? Tym razem naprawdę, nie przez telefon mojego brata.
- Jest już 22.00 – powiedział Castiel, a Dean usłyszał grymas w jego głosie.
- Ojej, maleństwo musi być wcześnie w łóżeczku?
- Prawdę mówiąc tak. Zaczynam o 8.00.
- Ja tak samo, o 7.30 – westchnął Dean, wwiercając się palcami stóp w dywan. Chciałby mieć taki dywan. Jego był stary i poplamiony i pod gołymi podeszwami dawał uczucie papieru ściernego.
Przez kilka sekund trwała cisza, ale Castiel ją przełamał.
- Mógłbym się z tobą spotkać w bibliotece, jeśli chcesz.
- Kiedy?
- …Dziś wieczorem.
Dean poczuł ożywające na nowo podniecenie w dole brzucha.
- A co z naszą godziną policyjną?
- Walić to, Dean, jestem napalony – powiedział Castiel tak bezpośrednio, że Dean wybuchnął rubasznym śmiechem, który w równym stopniu uderzył mu do głowy, jak do fiuta.
- Cas, ty jesteś inny, muszę to przyznać – wyszczerzył się nauczyciel, łapiąc oddech, podczas gdy oczy łzawiły mu ze śmiechu. – No to dobra. Powiedzmy, że 23.00?
- Umówione.
Dean powstrzymał się, zanim powiedział „To randka”. Cisza po drugiej stronie brzmiała bardzo na to, że Castiel powstrzymał się dokładnie przed tym samym.
- Do zobaczenia więc – powiedział. – Teraz… zamierzam… się rozłączyć.
- Jasne.
- Jasne – Dean wciąż szczerzył się do podłogi. – Uch.
- Och, na miłość Boską, De… - połączenie się przerwało i telefon zaczął pikać.
Dean zamruczał coś z wielkim zadowoleniem, gładząc telefon Sama po boku.
- Skończyłeś, Ilso Lund?
Dean przewrócił oczami i wcisnął telefon w czekającą dłoń Sama, próbując mu nie patrzeć w oczy.
- Zamierzam odpuścić sobie deser, coś mi wypadło.
Sam dla żartu prawie upuścił telefon w udawanym szoku.
- Dean Winchester – wysapał kpiąco – odpuszcza sobie deser dla CHŁOPCA?!
- Zamknij się – powiedział Dean, nie mogąc ukryć uśmiechu. Skierował ten sam uśmiech do Jess, która przyszła do salonu i objęła Sama w talii.
- Mam nadzieję, skarbie, że czeka cię udany wieczór – zapowiedziała, mrugnąwszy jednym wytuszowanym okiem.
- Tak – Dean odetchnął ciężko, próbując uniknąć myślowego obrazu samego siebie ze skrzydłami u stóp, unoszącego się nad ziemią z serduszkami w oczach. Chociaż naprawdę się tak czuł. Jasna cholera.
- To ja już… pójdę – wymamrotał, pokazując kciukiem przez ramię i szurając w stronę drzwi mieszkania. – Sądzę, że się wkrótce zobaczymy? Co ze środą wieczór?
- Jasne, kiedy ci pasuje – Sam machnął Deanowi ręką. – A teraz idź rób swoje, zaśmiecasz nam mieszkanie swoim gruchaniem.
- Wierz mi, przychodzę tu i się w nim topię – odciął się Dean, zakładając buty, ale nie trudząc się wiązaniem sznurowadeł. – Między tobą a Jess przepływa tyle miłości, że moglibyście otworzyć własny burdel. Albo poradnię dla par. Wszystko jest możliwe.
- Trochę jak ty – dogryzł mu Sam żartobliwie.
Dean parsknął, chwytając za klamkę.
- Strzał w dychę, Sammy – otwarł drzwi, wyszedł na oświetlony korytarz i rzucił jeszcze ostatnią poradą. – Nie tykajcie pościeli w pokoju gościnnym, uprzedzam zawczasu. – Po czym zamknął drzwi, ostatni raz machając zdegustowanej parze w środku.
Podśpiewywał sobie po drodze w dół, skacząc szybciej, niż zazwyczaj, skoro mógł równie dobrze zacząć całe to „bieganie”, które Cas tak lubił.
Ach, w tej chwili wszystko było jakoś niesamowite.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|