|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 14:26, 16 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
The Story, Patuś. Dziś rano skończyłam. Okej. Na początku kupiłam tą historię, o naiwna ja, ale potem zaczęłam sobie myśleć, że wow, toż to prawie jak wtedy, kiedy dżin zaklął Deana w tym idealnym świecie z Mary, Samem i Jess. Takie, wiecie, za dobre wszystko. Zwłaszcza wtedy, kiedy bach! Dean budzi się a Sam się hajtnął i ma w drodze Boba Johna, na miłość boską. A potem - tak jak się obawiałam - zostałam emocjonalnie zmasakrowana TT_TT Chociaż nie narzekam: wszystko zostało mi wynagrodzone. A ten dół którego obaj doświadczyli po uwolnieniu? Ach <3
Also, powiedzcie mi, skąd się wziął ten nagły wzrost zainteresowania Samem slash Kevinem? XD
Dziękuję za linka, słońce :D jestem w trakcie (właściwie pod koniec) rewatchu siódemki i chciałam sobie przejrzeć to i owo :3
A w kwestii sneak peeka. Czy nikt nie czyta scenariusza i nie sprawdza, czy storyline trzyma się kupy? W czwórce Dean psioczył, że rugaru brzmi jak wymyślona nazwa wymyślonego potwora i co to u licha jest, a w dziewiątce mamy: Sam, a pamiętasz jak tata kiedyś polował na rugaru? XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 17:17, 16 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | Also, powiedzcie mi, skąd się wziął ten nagły wzrost zainteresowania Samem slash Kevinem? XD |
Nie wiem, i czuję się źle przez wzgląd na Gabea, ale kręci mnie to.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 17:35, 16 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Podejrzewam, że Sabriel się co niektórym znudził, szczególnie, że serialowy Gabriel nie żyje, stąd inny partner Sama do slashu :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 13:10, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jeszcze dziś możecie się spodziewać pierwszego rozdziału WTORKU... :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:12, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wah, Pat!
A mua znalazło:
Cytat: | FOXFIRE BLOSSOM ✿ DCBB 2013
author: almaasi // artist: unbearable-bear
posting date: november 21st
On a narrow lane, right at the edge of San Francisco city, there is a boutique flower shop with a single employee named Dean. The place is Dean’s world; it’s tiny, filled with bright colour and sensational beauty, and it’s the only sanctuary he ever finds amidst the commotion of his new life. Then, there’s Castiel. From the first time he steps into the shop, Castiel can’t help but become deeply enchanted by what’s inside. However, it’s not just the flowers that keep him coming back: with each visit he makes, he grows fonder of the bespectacled florist, learning Dean’s hands and his laughter as Dean shows him how to romance a woman. There is nothing either of them can do to keep from falling in love, despite Castiel’s path already being paved, cemented, and thoroughly set in stone: he is supposed to marry Daphne. It becomes clear that they all have their vices, addictions. Castiel has kept things from Dean, and maybe Dean has a few secrets, too. What with all the lying, cheating, and dauntless emotional vulnerability, they may as well be living in a soap opera. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:37, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wiem, linku jeszcze brak, ale wrócę tam i znajdę, jak przyjdzie ten dzień :D Kolejny ficzek od almaasi! I znowu na DCBB, tak, jak ANGELHAWKE :D
A oto pierwszy rozdział, rozbijam na dwie części, bo całość nie wejdzie na raz.
WTOREK Z NOWOŚCIAMI
Rozdział 1
- Hej, hej, uważaj, dzieciaku – powiedział Dean, rzucając się naprzód, aby złapać małego potwora usiłującego właśnie przebiec przez szklane drzwi. – Weź się w garść, chłopie. To jest biblioteka.
Dzieciak nic nie powiedział, ale pozwolił Deanowi powstrzymać się, kiedy drzwi się same otwarły. Miał na imię Shayne, jeśli Dean dobrze pamiętał. Boże, był okropny. Uczył te dzieci już przez większość ośmiu miesięcy, a ledwo pamiętał, kim wszystkie były.
Dean westchnął i wyprostował się, gdy zamknęły się za nim drzwi, mając nadzieję, że reszta jego grupki już się nie rozbiegła. Dziesięcioro dzieci na jednego dorosłego było prawnym limitem, ale na pewno się wydawało o dziesięcioro za dużo.
W korytarzu widniały rozsypane kolorowe plecaki, a Dean widział poruszające się między półkami postacie, gadające głośno.
- Dobra, wszyscy wracać tutaj, i to szybko – powiedział przeciągle Dean, odrzucając głowę w tył. Sklepienie znajdowało się wysoko i pokrywały je rury, nietypowo jak na bibliotekę, ale dawały nowoczesne, czyste wrażenie, co było dość przyjemne. Rury zakręcały w połowie sufitu i z tego samego miejsca spuszczała się tafla szkła, opadająca pod pewnym kątem w dół po dalszej stronie budynku, gdzie normalne pionowe okna stykały się z nią jak ze ścianą. Szarość dnia sprawiała, że teren wyglądał posępnie, ale było wystarczająco jasno, aby mieć wrażenie, że było się pod gołym niebem.
- Panie Winchester? – zapytała dziewczynka w różowym, wysuwając się zza półki.
- Tak? – odparł Dean, ciesząc się, że z powrotem miał dzieci na widoku. Raz-dwa-trzy-cztery… sześć, osiem, dziesięć. Idealnie.
- Kiedy pójdziemy do domu? – spytała dziewczynka.
Dean skrzywił się, przecierając sobie twarz. Byli na wycieczce dopiero od dwudziestu minut, licząc od zakończenia przerwy na lunch, a to był zdecydowanie ostatni raz, kiedy organizował klasową wycieczkę po tym, jak dzieci obżarły się słodyczami.
- O 15.30 – odparł Dean, tak samo, jak z pięć razy wcześniej. – Wtedy wracamy, a wasi rodzice odbierają was jak zwykle, pamiętasz?
Dziewczynka – Sandy? – kiwnęła głową, a Dean raz klasnął w dłonie, aby ponownie skupić na sobie uwagę pozostałych.
- Słuchajcie, bo powiem to tylko raz – zaczął, kolejny raz pospiesznie licząc głowy i szepcząc liczby w razie, gdyby którąś przegapił. – Spędzimy tu dwie godziny i chcę, byście w tym czasie wszyscy wybrali sobie przynajmniej po jednej książce, jasne?
- Tak, panie Winchester – odparły dzieci. Dean uśmiechnął się. Jeśli już coś, to było to równie spoko, jak dowodzenie armią żołnierzyków.
- I nie bierzcie tego sz— tego, co zwykle, spróbujcie czegoś nowego. Jeśli zazwyczaj czytacie książki o koniach, to chociaż raz weźcie coś o świniach.
Sandy nadęła się, a Dean nie mógł do niej nie mrugnąć.
- Jeśli czytacie książki o wielkich ciężarówkach… Damien, siadaj… to do czasu, jak będziemy wychodzić, chciałbym zobaczyć w waszych rękach coś INNEGO. Zrozumiano?
- Tak, panie Winchester – padła chóralna odpowiedź.
- Dzisiaj jest wtorek. A co oznacza wtorek?
Nastąpiła pauza, po czym padła bezładna odpowiedź.
- Wtorek Z Nowościami.
Dean skinął głową.
- Otóż to. A teraz jazda. Możecie iść. Tylko nie odchodźcie za daleko… hej, Nellie, NELLIE, zostań tam, gdzie będę cię widział!
Dzieci rozbiegły się jak karaluchy, a Dean mógł jedynie wymamrotać „Cholera”, zanim stracił każde jedno dziecko z oczu. Wsparł się dłońmi na biodrach i burknął cicho, ciesząc się, że żaden odpowiedzialny dorosły nie mógł go teraz widzieć, skoro ta część biblioteki była pusta.
- Nowy w tej sytuacji, jak przypuszczam – dobiegł go szorstki, męski głos.
Dean odwrócił się i ujrzał mężczyznę mniej więcej w swoim wieku, grzejącego sobie dłonie o kubek czegoś, co pachniało jak kawa z mikrofalówki. Miał na twarzy wiedzący uśmiech, który Dean odwzajemnił niezbyt szczerze.
- Z tą klasą? Od kilku miesięcy – Dean wzruszył ramionami i odwrócił się, aby spojrzeć w wiosenne słońce, przyglądając się, jak świeże liście szurały o odległe okna. – Przywykłem do uczenia prawie nastolatków, a nie… nabuzowanych ośmiolatków.
- Nie są takie złe, jak już się przyzwyczaisz – odparł mężczyzna, przechylając głowę, kiedy Dean ponownie na niego spojrzał.
Oczy mężczyzny były czyste, intensywnie niebieskie, a jego szczęka równie mocno zarysowana, jak kamizelka. Tym razem Dean z chęcią odwzajemnił uśmiech, ponieważ w tym mężczyźnie było coś bardzo zapraszającego. Pachniał trochę jak Boże Narodzenie.
- Masz dzieci? – zapytał Dean, obciągając sobie kraciastą koszulę. Nie wyprasował jej, ale hej, kto w dzisiejszych czasach to robił? Była NIERÓWNA. Ale teraz, w porównaniu z tym drugim kolesiem, po prostu poczuł się kiepski.
Mężczyzna naprawdę się roześmiał po pytaniu Deana, zamykając oczy i o cal spuszczając brodę. Potrząsnął głową, przechodząc obok Deana i zmierzając do kanapy z czarnej skóry. Dean poszedł za nim, uznając, że równie dobrze mógł pogadać, czekając, aż coś pójdzie źle.
- Dorabiam sobie jako nauczyciel zastępczy – powiedział mężczyzna, kładąc sobie kostkę jednej nogi na kolanie i rozwalając się na kanapie. – Ale przez większość czasu pracuję tutaj. Przewija się tu masa dzieci, ale nie. Własnych nie mam.
W jego oczach coś błyskało, a Dean zagapił się na ten błysk, siadając po prawej stronie mężczyzny i naśladując układ jego ciała.
- Dobra – powiedział.
- Mam na imię Castiel – powiedział mężczyzna, zdejmując jedną dłoń z kubka, aby móc ją podać Deanowi.
- Castiel – powtórzył Dean, jednocześnie ściskając mu rękę. Był zaskoczony; spodziewał się bardziej czegoś, jak „Jeffrey” albo „Jimmy”. „Castiel” wydawało się trochę nie na miejscu, jak na… Na kogo? – Jesteś bibliotekarzem?
Castiel kiwnął głową, po czym łyknął kawy. Przez chwilę spoglądał w jej parujące otchłanie, a potem znowu spojrzał na Deana.
- Książki to moje dzieci, jeśli chciałbyś to tak ująć.
Dean roześmiał się, ponieważ nie, to by mu wcale nie przyszło do głowy.
- Jak ci na imię? – spytał Castiel, a jego głęboki głos zmiękł na tym pytaniu. – Oczywiście, jeśli moje pytanie ci nie przeszkadza.
- Och, ja… to ja zadzwoniłem w zeszłym tygodniu w sprawie dzisiejszej wycieczki?
Castiel przechylił głowę.
- Tak, rozmawialiśmy przez telefon. Miło jest połączyć twarz z głosem, ale… niestety, nie radzę sobie z imionami, jeśli to imię nie należy do postaci fikcyjnej.
Dean zamrugał, po czym stwierdził, że się szeroko uśmiechał.
- Tak samo ja. Uch, Dean. Jestem Dean. Winchester – podał mu rękę.
Castiel spojrzał na nią. Potem ujął ją i potrząsnął.
- Już to zrobiliśmy – uświadomił sobie Dean w chwili, w której Castiel się odsunął. – Cholera, jaki ze mnie idiota, przepraszam.
Castiel zachichotał, a jego śmiech odbił się echem w kubku do kawy, kiedy mężczyzna łyknął jej znowu.
- Wierz mi, wszystko jest wybaczone.
Dean odwrócił wzrok, z ulgą spostrzegając jakiś ruch, który najprawdopodobniej oznaczał dziecko zmierzające do księgozbioru podręcznego. Jak długo wiedział, gdzie były dzieci, to mogły robić, co im się, kurwa, żywnie podobało.
- Chciałbyś może kawy, kiedy tak czekasz? – spytał Castiel i Dean odwrócił się, aby spojrzeć mu w oczy.
Castiel w trakcie kontaktu wzrokowego utrzymywał stałość. Było to na równi uspokajające i zbijające z tropu, ale Dean odniósł wrażenie, że Castiel nie zamierzał go odstraszać. Bo naprawdę, kto proponuje kawę ludziom, z którymi nie chce rozmawiać?
- Czy to jest ten rozpuszczalny szajs z mikrofalówki? – spytał Dean, zerkając na kubek chyboczący się w dłoni Castiela, gdy mężczyzna go przechylił.
- Obawiam się, że nie mogłem dziś rano wziąć do pracy mojej specjalistycznej maszyny do parzenia kawy, więc tak – wrócił ten cholerny błysk w oku, a Dean uświadomił sobie, że nawet mu się to podobało. Było to coś hipnotyzującego.
- Wobec tego pewnie – Dean skinął głową. – Kiepska kawa. Nie ma to jak w domu. Nie ma mowy, żebym mógł pozwolić sobie na coś lepszego, co?
Castiel westchnął, zgadzając się z tym, i wstał, prostując swoje długie nogi.
- Mam ten sam problem. Nauczycielom za ich pracę powinno się płacić więcej.
- Amen – przyznał Dean.
Castiel wyprostował swoje podwinięte rękawy koszuli, wciąż mocno ściskając kubek.
- Wkrótce wrócę. O ile nie wydarzy się katastrofa, nie polecałbym ci nigdzie iść. Technicznie rzecz biorąc nie wolno mi wynosić kawy z kantyny, a jeśli muszę ci ją przynieść… cóż…
- Ani słowa – powiedział Dean, puszczając mu oczko. Castiel uśmiechnął się i wciąż się uśmiechał, mijając kanapę.
Dean westchnął i padł z powrotem na siedzenie, słysząc, jak skóra pod nim skrzypiała. Zabawiał się tym przez jakieś 30 sekund, po czym zadumał się, czy sam nie był tak naprawdę olbrzymim ośmiolatkiem.
- Panie Winchester?
Dean otwarł oczy i spojrzał na Marvina, najpierw zastanawiając się, skąd dzieciak wziął czekoladę, a potem, czemu miał ją na twarzy. Po kilku latach nauczania tak naprawdę nie powinno go to już dziwić. Dzieciaki dosłownie ZNIKĄD wyciągały lepkie rzeczy.
- Co mogę dla ciebie zrobić, mały człowieku? – spytał Dean ze zmęczeniem.
- Gdzie jest łazienka?
Dean westchnął i wstał, mając nadzieję, że jego trzystopowa przewaga wzrostu nad Marvinem pomoże mu dostrzec oznakowanie.
- Tam – pokazał Dean. Nie wolno mu było iść tam z dziećmi, ale pomachał Elroyowi, który przedreptał obok jak kaczka, kazał im trzymać się razem i wysłał ich w drogę. – A jeśli ktoś spróbuje z wami rozmawiać, to co robicie?
- Nie rozmawiać, iść sobie, przyjść tutaj i powiedzieć panu – zadeklamował Marvin z pamięci.
- Właśnie tak. Uważajcie na siebie – dodał Dean, obserwując chłopców, dopóki nie doszli do narożnika i nie weszli do toalety.
- Uch – mruknął pod nosem, ponownie padając na kanapę.
Jego młodszy brat Sam nigdy nie wymagał takiej opieki, kiedy był dzieckiem, a nawet wtedy Dean sam miał osiem lat. W tamtych czasach nie istniało tyle problemów z nieznajomymi, ale Dean na własnej skórze doświadczył, że nie chodziło tyle o to, iż PROBLEM nie istniał, tylko o mniejszą tego świadomość.
Nawet, jeśli teraz ciężej było pracować z dziećmi, to tak było dla nich lepiej. Dean umiał to docenić.
- Wszystko w porządku? – rozbrzmiał głos Castiela.
Dean podniósł głowę z oparcia kanapy, odklejając szyję od powierzchni, czemu towarzyszył zgrzytliwy dźwięk.
- Świetnie. Dzięki, chłopie – wymamrotał, biorąc parujący kubek z jasnej, ostrożnej dłoni Castiela, po czym zamruczał gardłowo, wdychając parę i zachwycając się zapachem. Kubek sprawiał, że kawa pachniała inaczej, niż przywykł – najprawdopodobniej inny płyn do naczyń – ale płaskie, mleczne opary wystarczyły, aby przypomnieć mu czasy kursów nauczycielskich i roboty papierkowej. Nudny okres, ale było w nim uczucie TWORZENIA PRZYSZŁOŚCI, co sprawiało, że dobrze się czuł.
Zrobił pierwszego łyka i westchnął, gdy oparzył sobie język. Cudownie paskudna.
Kanapa z drugiej strony zapiszczała, kiedy Castiel z powrotem się na niej umościł, a Dean patrzył, jak mężczyzna podniósł nogi, w butach i wszystkim, aż wreszcie siedział po turecku, przełykając kolejny łyk świeżego napoju.
- Kowbojki? – zapytał Dean, czując, jak szeroki uśmiech wypełzł mu na twarz. Zobaczył wzór wycięty w skórze butów Castiela i w brzuchu mu od tego zadrgało.
Castiel zerknął na swoje buty tak, jakby właśnie zauważył, że je nosił.
- Och. Tak, całkiem je lubię. Przypominają mi o, uch… pewnej postaci.
Dean spojrzał Castielowi w oczy, świadom, że jego własne prawdopodobnie w tej chwili migotały.
- Książkowej? – zapytał filuternie.
Castiel zatrzepotał powiekami, gapiąc się w swoją kawę.
- Oczywiście, a jakiej jeszcze?
Dean rozpromienił się.
- Och, nie wiem – powiedział lekko. – Ale nie przypominam sobie Doktora Sexy w żadnej z książek, a ty?
Castielowi zaparło dech i mężczyzna błysnął oczami.
- Och.
Dean uśmiechnął się do niego szeroko, świadom tego, że wzrok opadał mu na usta Castiela, zamiast trzymać się jego oczu.
- Chłopie, DR SEXY to najlepsza rzecz w telewizji – powiedział, zmuszając się do odwrócenia wzroku od zamkniętych, różowych ust Castiela. Zamiast tego zerknął w swoją kawę i kontynuował. – Ale nie mów mojemu bratu, że to powiedziałem. Śmieje się za każdym razem, gdy znajduje to nagrane u mnie. Cóż… to i PROJECT RUNWAY, ale… Ha.
Castiel wyglądał na zaintrygowanego. Oparł się o swoje skrzyżowane nogi, twarzą bardziej do Deana, niż do biblioteki.
Dean oblizał się, świadom faktu, że Castiel nie odpowiedział, i zastanawiał się, czy właśnie był osądzany. Zgadł prawidłowo, co? Kowbojki?
Czując się niezręcznie Dean opadł ponownie na kanapę i podniósł kubek do ust, zerkając na ciemne kręgi zostawiane przez kawę wewnątrz naczynia.
Do czasu, kiedy naliczył w pobliżu sześcioro swoich podopiecznych, prawie że zapomniał o tej wymuszonej przez siebie ciszy i zbłądził wzrokiem na Castiela, popijającego ze swojego niebieskiego kubka. Pasował mu do oczu, uznał.
Castiel miał ciemne, zwichrzone włosy, ale uczesane na tyle, by wyglądały mądrze – może zostały celowo rozczochrane, ale Dean ledwo był w stanie to stwierdzić. Na szczęce bibliotekarza widniał króciutki zarost, a mięsień na boku twarzy drgał za każdym razem, gdy mężczyzna przełykał kawę.
Choć bardzo się starał, Dean nie mógł przestać się gapić. Odbijające się światło słońca pieściło twarz Castiela, sprawiając, że jego prosty nos się wyróżniał, ostrym profilem odcinając się od cieni po drugiej stronie biblioteki. Oddychał równo, wciąż pochylony nad swymi skrzyżowanymi nogami.
Był zrelaksowany, a Dean pomyślał, że wyglądał dość elegancko.
Wzrok Deana zjechał z twarzy Castiela na jego ramiona, zauważając zgrabne czubki i krzywizny jego nadgarstków i palców. Paznokcie miał krótkie i zaokrąglone, bledsze niż prawie opalona skóra reszty ciała.
- Nie miałem pojęcia, że bibliotekarze lubią ćwiczyć – wymamrotał Dean, uśmiechając się, gdy Castiel na niego spojrzał. – A ty co, masz z tyłu siłownię?
Na twarzy Castiela pojawił się grymas, tworząc mu zmarszczkę między brwiami.
- Przepraszam?
Dean szepnął bezgłośnie „O”.
- Uch – bąknął. – Masz niezłe ramiona.
Kiepsko.
Castiel spojrzał na swoje ręce w dokładnie taki sam sposób, jak wcześniej na swoje buty, jakby był zdziwiony, że miał je przyczepione do ciała.
- Och. Dziękuję.
Oczywiście, że Dean musiał skorzystać z kwestii „chodzisz na siłownię?”. Ze wszystkich rzeczy musiało to być akurat to.
- Nie, ale naprawdę – dodał, z lekkim zakłopotaniem wypuszczając powietrze. – Co dokładnie robisz? Bo, chłopie – Dean odchylił się i poklepał po brzuchu – nieważne, co robię, skacząc wokół dzieci przez cały dzień, i tak nabieram sadełka na brzuchu.
Castiel powiódł wzrokiem po jego ciele i Dean odniósł znaczące wrażenie, że był oceniany. Niczym książka biblioteczna (kieeeepsko).
- Nie jesteś tłusty – powiedział Castiel wystarczająco uprzejmie, aby Dean zamrugał z zaskoczeniem. – Może nie wyrzeźbiony, ale jesteś… - spojrzał Deanowi w oczy, po czym odchrząknął, ponownie gapiąc się w swoją kawę.
- Co? – nacisnął Dean, szczerząc się i przysuwając o parę cali bliżej. – No dalej, nie zostawiaj tego biednego zdania niedokończonego.
Castiel uśmiechnął się w swój kubek, przełykając kolejną porcję kawy.
- Myślę, że „smukły” jest tu odpowiednim słowem.
Dean uśmiechnął się lekko. Nie gonił za komplementami – naprawdę – ale za tym jednym warto było. W tym, jak Castiel mówił, było coś, co ożywiało zmęczone serce Deana, choćby tylko troszeczkę.
- Ha. Dzięki – powiedział cicho. Zakręcił resztkami kawy na dnie kubka, zbierając ciemne kręgi i fusy. Mniej niż minutę później skończył kawę, został wezwany przez Travisa i poszedł zaradzać jego problemów. Z radością zobaczył Marvina i Elroya z powrotem w dziale książek historycznych, ale potrzebował chwili, aby zakazać im celowania kulkami papieru w głowę Lydii.
Do czasu, kiedy wrócił do Castiela, dwa razy z sukcesem doliczywszy się dziesięciorga dzieci, poczuł się naprawdę zadowolony, ujrzawszy bibliotekarza wciąż siedzącego po turecku na kanapie.
- Tęskniłeś za mną? – spytał Dean, uśmiechając się, gdy Castiel podniósł wzrok znad przeglądanego właśnie magazynu.
- Zamierzałem wysłać ekipę poszukiwawczą – bibliotekarz wsunął magazyn z powrotem w chwiejną stertę obok siebie, po czym odstawił swój kubek na podłogę obok. – Ale zdaje się, że nie ma już takiej potrzeby.
Dean rozłożył ramiona na tylnych poduszkach, czując, jak naciągające się mięśnie ramion wyczyniały cuda z bólem głowy, który stopniowo w nim narastał.
Zerknął na Castiela, niepewny, co mu powiedzieć, ale naprawdę chcąc jeszcze trochę pogadać. Panował między nimi spokój, nie do końca przekomarzanie się, ani zwykłe Deanowe odcinanie, ale było to przyjemne. Spokojne i eleganckie, całkiem jak cały sposób bycia Castiela.
Bibliotekarz znowu gapił się przez okno, poruszając oczami, jakby wyczytywał jakąś historię z kołysania drzew.
Dean ponownie przejechał wzrokiem po ciele Castiela, zauważając detale jego kowbojek i prawdziwy łańcuch od zegarka kieszonkowego, wiszący mu pomiędzy guzikami kamizelki i kieszenią. Dłonie spoczywały mężczyźnie na kolanach.
Dean przechylił głowę, zauważywszy plamę koloru wyróżniającą się po wewnętrznej stronie przedramienia Castiela. Był to długi, cienki prostokąt, podzielony na sześć małych, kolorowych kwadracików: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski i fioletowy. Całość miała może z cal długości, a kolory wydawały się wyblakłe zwyczajnie przez fakt znajdowania się na ludzkiej skórze.
- To tatuaż czy może po prostu bawiłeś się nowymi nakreślaczami? – spytał Dean, wskazując gestem na prostokąt. Uśmiechnął się, ponieważ Castiel kolejny raz zamrugał zaskoczony faktem, iż Dean to zauważył.
Ale i Castiel się uśmiechnął, patrząc na niego.
- Tatuaż.
Dean wyszczerzył się.
- Niezły jest. Czy to, uch, coś oznacza, czy ma po prostu sprawiać, że ramię ci dobrze wygląda?
Castiel lewą dłonią pogładził tatuaż, delikatnie drapiąc paznokciami miękką skórę. Dean ujrzał, jak ustępowała nawet pod lekkim dotykiem, i zastanawiał się, czy naprawdę była taka wrażliwa, na jaką wyglądała.
- To… z okazji gejowskiej PRIDE – powiedział cicho Castiel. Kiedy zerknął na Deana i spojrzał mu w oczy, uśmiechał się nieśmiało.
Dean bawił się kołnierzykiem swojej koszuli, pocierając materiał kciukiem.
- W porządku. Więc ty jesteś…?
Castiel uśmiechnął się szerzej i odetchnął przez nos, odwracając wzrok.
- Panie Winchester, nie trzeba być gejem, żeby popierać równość ludzi.
Dean skrzywił się.
- Tak, wiem o tym. Po prostu. Um.
Błysk w oczach Castiela wrócił.
- Ale, tak, jestem – powiedział. Kiwnął Deanowi głową, po czym przesunął wzrokiem po jego barkach, w okolicy których mężczyzna wciąż bawił się swoją koszulą.
Dean powoli kiwnął głową, wypuszczając powietrze z płuc.
- Wiesz, ja sam mam tatuaż – podrzucił, rozglądając się wokół na wypadek, gdyby w pobliżu kręciły się dzieci. Kiedy stwierdził, że okolica była czysta, przysunął się bliżej do Castiela, wciąż trzymając rękę na kołnierzyku swojej szarej koszulki, i ściągnął go poniżej obojczyka.
Castiel spuścił wzrok, aby zobaczyć, co Dean mu pokazywał: był to pentagram w otoczeniu promieni słońca, wytatuowany nad sercem czarno niebieskim tuszem.
Dean uśmiechnął się lekko, po czym odsunął i puścił koszulkę.
Castiel spojrzał na niego zezem, a w kącikach oczu pojawiły mu się maleńkie zmarszczki.
- Symbol… diabła?
Dean najpierw prychnął, a potem nie zdołał powstrzymać nagłego, ale krótkiego rubasznego śmiechu, jaki wydarł mu się z gardła.
- O nie, do licha. Wiesz, koleś, to symbol ochronny. Ja i mój młodszy brat mamy takie same.
- Rozumiem – powiedział Castiel, wyglądając, jakby mu mocno ulżyło. – Jak na imię twojemu bratu?
- Sammy – odparł Dean, uśmiechając się przy okazji. – Cóż, Sam. Jest ode mnie cztery lata młodszy.
Castiel kiwnął głową.
- Ja mam sześcioro rodzeństwa, wszyscy starsi.
Dean zbladł.
- Sześcioro? O cholera.
W kącikach oczu Castiela znowu pojawiły się zmarszczki, kiedy się uśmiechnął.
- Wszyscy jesteśmy adoptowani.
- Jasne – sapnął Dean z uśmiechem, dekoncentrując się na chwilę, kiedy ujrzał przebiegającą Sandy. – Hej, dzieciaku, tu jest biblioteka, tu się nie biega – zawołał za nią. – Usiadł z powrotem, wzdychając, ale mniej zestresowany, niż wcześniej.
- Proszę pana, tu jest biblioteka, i ucieszyłbym się, gdyby nikt NIE KRZYCZAŁ – zaznaczył spokojnie Castiel.
- Przepraszam, chłopie – Dean ściągnął usta i podrapał się po nosie. Byłby wtedy użył imienia Castiela, ale do ostatniej chwili prawie go nie pamiętał, a jeśli już by użył, to wyszłoby z tego „Cas”. Uśmiechnął się na myśl o tym, ponieważ, nawet jeśli „Castiel” było trudnym imieniem, to brzmiało dobrze, i hej, ZAPAMIĘTAŁ je.
Po chwili towarzyskiej ciszy spędzonej na słuchaniu odległego gadania zajętych dzieci, Dean zaczął znowu.
- Zatem nie musisz wracać do żadnej innej pracy, co?
Castiel zerknął na niego i zachichotał.
- Muszę. Czeka na mnie jakieś pięć godzin odkładania książek na półki, ponieważ mój współpracownik zadzwonił dziś po chorobowe. Zdaje się, że jakiś wirus tu krąży.
- Tak – zgodził się Dean. – Ze mną miała być dziś nauczycielka zastępcza, ale zdaje się, że spędza dzień z rosołem. Dzieci są wystarczająco znośne, o ile mnie coś nie zacznie brać.
- Ale uważasz to za satysfakcjonujące, co? – spytał Castiel, opierając się łokciem o tył kanapy i jeszcze bardziej, niż wcześniej, kierując się w stronę Deana. – Mam na myśli uczenie dzieci.
- Tak, zdecydowanie. I również zabawne. Wyczerpujące jak cholera-
- Och, wiem o tym, sam dorabiam na zastępstwach, pamiętasz?
- Ale tak. Tak, to coś świetnego – Dean kiwnął głową; od uśmiechania się twarz go trochę bolała.
Ten facet przed nim wyciągał z niego uśmiechy, które Dean zazwyczaj rezerwował dla dzieci, a jak Sammy zawsze mu mówił, były to jego najlepsze uśmiechy. I jak Dean sobie uświadomił, dzięki Castielowi przychodziły mu bez wysiłku. W jego zapachu wciąż dominowała… jak to się nazywało… mirra? zmieszana z kiepską kawą, i całość sprawiała, że Deanowi zrobiło się ciepło aż po czubki palców. Był to zapach, który przypominał mu o zimie w domu wujka Bobby’ego, o tym jednym razie, kiedy wreszcie dostali choinkę i prawdziwe prezenty.
Fakt, że Castiel był KUREWSKO elegancki, naprawdę nie pomagał temu niewielkiemu zauroczeniu, jakiego początki Dean mógł odczuwać gdzieś głęboko w sobie.
Przez jakiś czas bił się z przypadkowymi myślami, to patrząc Castielowi w oczy, to nie patrząc. Deanowi podobało się, kiedy na siebie patrzyli i kiedy się razem uśmiechali. To było szaleństwo, szczególnie w świetle faktu, że byli dla siebie obcy, ale Dean naprawdę się tym cieszył.
- Cas… mógłbym ci zadać naprawdę, naprawdę okropne pytanie?
Słysząc to imię Castiel uniósł brwi – Dean kopnął się w milczeniu – ale skinął głową.
Dean przełknął.
- Okej, dobra. Zazwyczaj nikogo bym o to nie zapytał, bo, jak mówiłem, to naprawdę jest durne pytanie. Ale ty jesteś… uch – przejechał sobie dłonią po ustach, czując swój własny zarost kłujący go w skórę. – Po prostu po tym pytaniu nie myśl o mnie źle, dobra?
Castiel uśmiechnął się leciutko.
- Jestem pewien, że twój tatuaż cię ochroni.
- Jasne – sapnął Dean. Boże, nie powinien być taki zdenerwowany, Cas był SPOKO. Mimo to powinien to prawdopodobnie wyguglować. Castiel nie był Google. A mimo to…
Wtorek Z Nowościami.
No to jazda.
- Jak… jak to jest? Całować faceta?
Castiel zdecydowanie był zdziwiony tym pytaniem.
- Masz rację, to okropne pytanie.
Dean roześmiał się w dłoń, żałując, że nie wyraził się inaczej.
- Znaczy się, czy… to jest dobre? – spojrzał Castielowi w oczy, mając cholerną nadzieję, że to ptasie przechylenie głowy było czymś pozytywnym.
- Czemu pytasz? – zapytał Castiel głosem pozbawionym jakiejkolwiek modulacji.
Dean ruszył całym ciałem, aż barki dotknęły mu uszu.
- Z ciekawości. Nigdy tak naprawdę… - machnął ręką między torsem swoim i Castiela, po czym położył ją sobie na udzie – nie eksperymentowałem, nie sprawdzałem ani nic takiego. – Wzruszył ramionami jeszcze raz, zasłaniając sobie bladą dłonią oczy. Żołądek ściskał mu się od wymyślania samemu sobie, bo POWAŻNIE, ze wszystkich rzeczy, do których mógł wykorzystać tę rozmowę, on zrobił z tego TO.
- Cóż – powiedział Castiel i, o rany, Dean naprawdę poczuł ulgę słysząc uśmiech w jego głosie – zazwyczaj w grę zamieszane są usta. I mokre dźwięki, i zabłąkane ręce. - Dean gapił się na ciemność pod swoimi powiekami, po prostu słuchając niskiego głosu Castiela. – W większości przypadków język.
- Tak, ale… - Dean odchrząknął i z powrotem złożył sobie dłonie pomiędzy rozsuniętymi kolanami. – Ale to dotyczy całowania ogólnie. – Przełknął i zerknął na lewo, zauważając, że Castiel też zerkał, mając twarz bez wyrazu. – Czym różni się całowanie faceta od całowania dziewczyny?
Pozbawiona wyrazu twarz Castiela rozjaśniła się ciepłym uśmiechem i mężczyzna pochylił głowę, charcząc ze śmiechu. Dean nie miał pewności, z czego tamten się śmiał, ale w ramach odpowiedzi zdołał cicho i nerwowo zarechotać.
Castiel uniósł wreszcie głowę, a jego twarz zdawała się wyrażać swego rodzaju uwielbienie dla Deanowej niezdarności.
- Skąd mam znać tę różnicę, jeśli nigdy nie całowałem się z dziewczyną?
- Och – powiedział Dean. Oblizał się i szybko spojrzał na drepczącego w pobliżu Marvina. Milczał, dopóki dzieci nie zniknęły. – Skąd wiesz, że nie jesteś hetero, bi czy inne takie, jeśli nigdy nie spróbowałeś z dziewczyną? – zapytał.
Castiel zagapił się na niego. Okej, ta mina zdecydowanie mówiła „Dean to dureń”. Dean przepraszająco opuścił wzrok.
- Gdybym naprawdę musiał sam zadawać takie pytania, to skąd wiesz, że lubisz mężczyzn, jeśli nigdy żadnego nie całowałeś? – zapytał bibliotekarz głosem płaskim niczym ofiara wypadku samochodowego.
Dean utkwił wzrok w kowbojkach Castiela.
- Racja.
Zapadła kilkusekundowa cisza i gdzieś w połowie Dean zauważył, że gapił się na Castiela. W drugiej połowie tejże ciszy zauważył, że Castiel gapił się na niego. Z uśmiechem.
- Co ty na to – powiedział, odwracając wzrok, po czym wracając – żebym ci pokazał.
Deanowi naprawdę opadła szczęka.
- C- co, znaczy się… uch…
- Całowanie.
Wnętrzności Deana zwinęły się i skręciły, i TAK, do licha-
- Mówisz poważnie? – wydyszał, mrugając i patrząc na niebieskookiego przystojniaka, spoglądającego na niego promiennie. – Znaczy się, ty naprawdę, autentycznie, faktycznie proponujesz, że będziesz się ze mną CAŁOWAŁ? – głos ścichł mu do mniej niż decybela, kiedy wyszeptał te słowa, ponownie badając wzrokiem teren na obecność ośmiolatków.
Castiel wzruszył ramionami, badając opuszkami palców swoje usta. Kiwnął głową i opuścił rękę z powrotem na kolana, splatając razem wszystkie dziesięć palców.
- Nie widzę żadnego powodu, żeby nie.
Dean wciąż miał otwarte usta, więc je świadomie zamknął, przy okazji oblizując sobie dolną wargę. W porządku. Świetnie.
O kurwa.
- Ale nie teraz – powiedział nieoczekiwanie Castiel, unosząc dłoń do jego ramienia, w razie, gdyby przyszło mu coś do głowy. – Po dzisiejszym zamknięciu biblioteki.
- Tak, tak, oczywiście. Tak – wymamrotał Dean, kiwając głową.
Castiel posłał mu kolejny uśmiech, tym razem nie do końca flirciarski, ale Dean pierwszy raz ujrzał w nim autentyczne zainteresowanie. Zainteresowanie NIM.
- A teraz – zaczął Castiel, rozplątując nogi i stawiając je płasko na dywanie – jak już wcześniej mówiłem, mam jakieś pięć godzin pracy do nadrobienia.
Dean w połowie wstał z siedzenia, zanim Castiel odszedł. Wciąż tkwił zawieszony w dziwnym stanie szoku, ponieważ ATRAKCYJNY mężczyzna, i USTA, i CAŁOWANIE…
- Hej, Cas? – zawołał, starając się być cicho.
Castiel odwrócił się, prostując nieco stertę magazynów.
- Tak, panie Winchester?
Dean wyszczerzył się.
- O której się widzimy?
- O 20.00 – kiwnął głową bibliotekarz.
Spotkali się wzrokiem i Dean powoli wciągnął powietrze, próbując się tym delektować. Czuł w sobie uniesienie, coś, czego nigdy nie doświadczył w ten sposób.
Castielowi drgnęły usta i odwrócił się.
Dean obserwował odchodzącego bibliotekarza od tyłu, kiedy tamten odpływał, i wychwycił lekki przebłysk jego kolorowego tatuażu, gdy mężczyzna podniósł oba puste kubki.
Castiel udał się do biurka stojącego jakieś 20 stóp od kanapy, zaś Dean westchnął i odwrócił się z powrotem do okna, uznając, że nie powinien gapić się na drugiego mężczyznę, gdy tamten pracował, nieważne, jak kusząco wyglądał, poruszając się.
W powietrzu wciąż został po nim zapach mirry i kawy i Dean uśmiechnął się lekko, subtelnie wciągając powietrze. Chryste, to NIE poszło tak, jak oczekiwał. Ale z drugiej strony, kiedy tak się działo?
W przeciągu paru minut Dean ponownie został ogarnięty przez przypływ zrozpaczonych, zdezorientowanych ośmiolatków, z których niektórzy postanowili oszczędzić Castielowi pracy i odłożyć książki tam, gdzie ich zdaniem najlepiej pasowały. Dean przewrócił oczami i bardzo szybko się dowiedział, jak funkcjonował System Dziesiątkowy Deweya.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:39, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Część druga :D
Dean skończył użerać się z dziećmi i ich rodzicami krótko po 16.00 (nie, żeby mu płacono za te pół godziny ekstra czy coś), po czym ruszył prosto do budynku szkoły, gdzie czekało na niego trochę zadań domowych do ocenienia.
Ponieważ taki był z niego geniusz, zostawił owe zadania w klasie, którą kazał zamknąć swoim współpracownikom, więc spędził następne pół godziny na pościgu za woźnym, aby mu ją otworzył. Przyszło mu do głowy po tym, jak już zebrał do kupy każdą resztkę projektu naukowego, że mógł sam otworzyć zamek wytrychem. Jaka była korzyść ze spieprzonego dzieciństwa, jeśli nie mógł używać tych umiejętności w dorosłym zyciu?
Dąsanie się z tego powodu zabrało może kolejne 20 minut czasu na ocenianie i wkrótce sobie uświadomił, że po prostu się obijał.
Spakował się, upchnął stertę papieru na tylnym siedzeniu swojej drogocennej Impali i pojechał do domu, zahaczając o supermarket. Miał wieczorem ugotować obiad dla Sammy’ego i jego czarującej dziewczyny (JESS, nie JESSICI), a wiedział, że szafy świeciły mu pustkami.
Dla Deana gotowanie było radością, w dużym stopniu tak, jak opieka nad dziećmi.
Ale, podobnie jak w przypadku dzieci, jeśli jedzenie nie zachowywało się przyzwoicie, miał tendencję do wściekania się.
- Nie wiem, co z tym nie tak, to po prostu szajs, dobra?! – krzyknął Dean do telefonu, zamykając kopniakiem piekarnik. – Nie, po prostu nie MAM ZDOLNOŚCI zamówienia czegoś na wynos, chłopie! Nie zarabiam tyle, co ty, ty pieprzony prawniku! Uspokoić s- USPOKOIĆ się?!
Dean się jednak faktycznie uspokoił, zamykając oczy i w milczeniu zgrzytając zębami, kiedy Sam oznajmił, że przyniesie chińszczyznę, jak wpadną, oraz tabletki na uspokojenie, i inne takie gówno, które Dean przestał rejestrować po piątym zdaniu.
- Tak, tak, okej, nieważne – westchnął Dean, pozwalając, by Sam się wygadał. – Do zobaczenia o 18.30 – powiedział wreszcie, po czym zamknął komórkę i przycisnął sobie do brody. – Pierdolona zapiekanka.
Nie wiedząc, co jeszcze zrobić, Dean posprzątał bałagan w kuchni, wrzucił przypalone tace do zlewu, żeby się odmoczyły, po czym poszedł wybrać coś do założenia na dzisiejszy wieczór. Nie na kolację z Sammym i Jess – mogli sobie poradzić z jego przepoconymi ciuchami roboczymi – ale na spotkanie z Castielem.
Seksownym bibliotekarzem.
Seksownym MĘSKIM bibliotekarzem.
Dean praktycznie opróżnił szafę na łóżko, oddzielając kraciaste koszule od porządniejszych dżinsów, a potem od koszulek. Chciał znaleźć coś podobnego, co poprzednio, coś, co by mówiło, że czuł się swobodnie z tym, jak zazwyczaj wyglądał, ale coś mniej zwyczajnego, coś, co by zachwalało towar.
Wciąż się miotał między ciemnozieloną kurtką a czarnym henleyem, kiedy drzwi wydały ten paskudny łomoczący dźwięk, oznaczający, że ktoś stał po drugiej stronie i pukał.
Dean zaciągnął swe naręcze materiału do drzwi, otwierając je i wpuszczając Jess i Sama.
- Oj tak – wyrzucił z siebie Sam, machając sobie dłonią przed twarzą. – Nieźle to przypaliłeś.
- Jesteś zdecydowanie BYSTRZEJSZY od piątoklasisty – burknął Dean ledwo na pół sarkastycznie. Kiwnął Jess głową na powitanie; dziewczyna również się krzywiła. – Ustawcie jedzenie na stole, za chwilę wracam.
- Co planujesz? – zapytała Jess, a jej długie blond włosy zakołysały się, kiedy usiłowała dojrzeć, co Dean próbował poskładać.
- Mam, uch – „nie randkę” – coś dziś wieczorem.
- Randkę? – spytała Jess z uśmieszkiem.
Dean zrobił minę. To nie była randka. Nie miało być świec, obiadu i kina, ani dzielenia łóżka później. To był tylko pocałunek. Jasne, całkowicie nie niewinny, ale szczerze, o ile Dean mógł to widzieć, dziś wieczorem nie czekało go nic poza odrobiną całowania. Zupełnie, jakby mógł znieść cokolwiek więcej, niż to. Cały ten biseksualizm był dla niego nowością, do cholery.
- Nie randkę – oznajmił stanowczo. – Po prostu… przyjaciel, jak sądzę.
- Jak jej na imię?
Dean spojrzał z powrotem na Jess, która skrzyżowała ręce na piersi. Sam rozkładał talerze w malutkiej kuchence i robił przy tym niewiarygodny hałas, więc Dean poczuł się wystarczająco bezpiecznie, aby szepnąć Jess odpowiedź.
- Na imię mu Cas.
- Przyjaciel, co? – naciskała, unosząc jeden kącik ust w górę. – Nigdy nie sądziłam, że będziesz się trudził zakładaniem ładnych ciuchów na spotkanie z przyjaciółmi.
Dean spojrzał na trzymane kurtkę i henleya, po czym wzruszył ramionami, na zmianę przykładając je do piersi.
- Która?
Jessica przechyliła głowę, dotykając każdej rzeczy.
- Które dżinsy zakładasz?
- Te niepodarte.
- Czarna koszulka?
- Tylko, jeśli założę kurtkę – odparł Dean, przeszedłszy przez to już ładnych parę razy. Poszli razem do małej sypialni w bok od korytarza, ledwo mieszcząc się tam na raz.
Jess mruknęła coś z zamyśleniem, patrząc na rozłożone ubrania.
- Załóż czarnego henleya, na to zieloną koszulę, na wierzch skórzaną brązową kurtkę. Na zewnątrz jest trochę wietrznie.
- Ale chciałbym coś, no wiesz, lżejszego.
- Czarna koszulka pod zieloną koszulą. Skórzana kurtka. No dalej, Dean, wcześniej zawsze skutkowało.
Dean przygryzł sobie usta. Tak, nigdy wcześniej ten zestaw go nie zawiódł., ale to było dla DZIEWCZYN.
- Ale… to jest facet. I gej.
Jessica wyszczerzyła się.
- Dean, atrakcyjny to atrakcyjny. Wyglądasz dobrze we wszystkim. Poza tym – zerknęła do kuchni, sprawdzając, czy Sam wciąż był zajęty – czy on naprawdę aż tak bardzo będzie ci patrzył na ciuchy?
Dean przyciągnął bliżej wybrane ubrania, uśmiechając się tajemniczo.
- Nie sądzę, że… nie idziemy tak daleko.
- Więc to JEST randka.
Dean przetarł sobie twarz. Szczerze mówiąc, nie wiedział, co to u licha było.
O 19.55 Dean krążył już pod biblioteką, zerkając do środka przez wielkie szklane wejście. Był w stanie zaledwie widzieć światło za rogiem w środku, przypuszczalnie znad biurka. Stwierdził, że powinien zapukać, ale…
Ale to była jego ostatnia szansa na… na… och, Bóg jeden wiedział. Ratowanie swej heteroseksualności?
Ha, jakby to w ogóle wchodziło w grę.
Fakt nr 1: Dean lubił facetów.
Fakt nr 2: gdy przychodziło do facetów, Dean był tchórzem.
Wobec tego propozycja niezaangażowanej sesji całowania z kolesiem, który, po pierwsze, naprawdę był W ZASIĘGU Deana, po drugie, całkowicie i absolutnie piękny, zaś po trzecie, NAPRAWDĘ dobrze pachniał, było dla niego niczym eksplozja dobrych rzeczy. Już od czasów nastoletnich chciał się zabawiać z innymi facetami, ale czy kiedykolwiek spróbował? Nie.
To była jego szansa. Może jedyna, z jakiej kiedykolwiek byłby gotów skorzystać na takich warunkach, ponieważ było czymś bardzo rzadkim, aby w ogóle mieć czas i pogadać na spokojnie z miłym mężczyzną. A co dopiero odprężyć się w jego towarzystwie.
ODPRĘŻYĆ, JASNE, pomyślał Dean, wciąż krążąc. Serce waliło mu jak młotem, a palce świerzbiały, by złapać za kierownicę i odjechać gdzieś daleko.
Ale wtedy kątem oka zauważył błysk światła i podniósł wzrok, widząc postać Castiela przemierzającą z uśmiechem przestrzeń między biurkiem a szklanymi drzwiami.
Dean odwzajemnił uśmiech, a napięcie zelżało.
Castiel był taki KOJĄCY. Był jak jedna z tych kul świetlnych: ekscytował, kiedy się na niego patrzyło, ekscytował, kiedy Dean podchodził bliżej, ale jakimś sposobem czuł się ukojony samym faktem znajdowania się w jego obecności.
- Mam nadzieję, że nie czekasz tu za długo – powiedział Castiel, otwierając drzwi. Zazwyczaj działały na czujnik, ale wszystko było wyłączone, skoro godziny otwarcia minęły.
- Dopiero dotarłem – odparł Dean, patrząc, jak Castiel stanął na czubkach palców i ponownie zamknął drzwi, gdy tylko on znalazł się w środku. – Um.
Castiel machnął palcami, każąc Deanowi iść za sobą, po czym razem podeszli do biurka. Światło z lampy zalewało salę pomarańczem; Castiel ruszył w stronę lampy, po czym skręcił w prawo, kładąc dłoń płasko na obecnych tam drzwiach.
- Tędy.
- Nie zamordujesz mnie, a potem ukryjesz ciało, co? – zapytał Dean.
Zszokowany Castiel zamrugał.
- Czemu miałbyś tak myśleć?
Dean wydusił z siebie nerwowy śmiech i zerknął na biurko, patrząc na grzbiety zgromadzonych tam książek.
- Nic, po prostu sprawdzam.
Castiel spojrzał mu w oczy i powoli się razem uśmiechnęli. Castiel zamrugał, patrząc w dół na własną dłoń. Nie przebrał się od poprzedniego razu, ale w tym świetle jego wieczorny zarost na szczęce wyglądał bardzo dobrze.
Bibliotekarz zakołysał dłonią w stronę Deana, pozwalając jej wisieć między nimi, dopóki Dean jej nie wziął. Oczy mu rozbłysły i zaprowadził Deana do pokoju na tyłach.
Oświetlenie się zmieniło – tutaj było fluorescencyjne i jaskrawo białe. Dean skrzywił się i Castiel ścisnął mu uspokajająco dłoń.
- Tu nie zostajemy, z tyłu jest pokój.
- To dobrze, bo UGH..
Castiel roześmiał się, kciukiem gładząc Deana po wierzchu dłoni. Deanowi podobało się ciepło tej ręki; pozwolił, by prowadziło go między stertami książek i segregatorów wciśniętych na miejsca na półkach stojących pod ścianami.
Na samym tyle widniały pojedyncze drzwi i Castiel zaprowadził go wprost do nic. Dean przytrzymał mu źle udrapowaną czerwoną zasłonę, aby Castiel mógł zobaczyć klamkę. Drzwi otwarły się do środka, kiedy mężczyzna je pchnął, i ciepłe powietrze omiotło dżinsy Deana, wędrując w górę od kostek. Pachniało starym papierem i zakurzoną szmatką.
Castiel pociągnął za sznurek, aby zapalić światło, i nad nimi ciepłym, żółtym światłem rozbłysła żarówka.
Był to niewielki schowek, z grubsza na dwa kroki szeroki, a na trzy głęboki.
Castiel, idąc tyłem, wciągnął Deana do środka, a Dean, nawet nie patrząc, kopniakiem zamknął za sobą drzwi. Zatrzasnęły się i oto byli sami, mając jedynie brązowawe półki i światło do towarzystwa.
Dean ujrzał trzepoczące powieki Castiela, usłyszał, jak jego oddech się rwał, a potem rozluźniał. Castiel był od niego o cal niższy, co prawie nie robiło różnicy we wzroście. Ich usta były tak blisko, że Dean czuł gumę do żucia w oddechu mężczyzny, czuł ten płomienny, ciepły, otaczający go zapach.
Dean oblizał się, osaczając Castiela w nagłym przypływie gorliwości. Ściany miały kremowy kolor i nie wisiały na nich półki. Dean stał się tego świadom dopiero w chwili, gdy znaleźli się o stopę od siebie, w milczeniu oddychając na siebie gorącym powietrzem.
Dean rzucił się naprzód i pocałował go. Potem się odsunął, nieoczekiwanie zdyszany, patrząc to na rozchylone usta Castiela, to na jego oczy, jego długie, ciemne rzęsy… Pocałował go znowu, smakując mirrę, miętową gumę i ślinę; smakując człowieka, ciepłego i poruszającego się przy nim.
Dean mruknął coś lekko, odsuwając się jeszcze raz. Wnętrzności płonęły mu z podniecenia, a do ciała wróciło napięcie, ale w przeciwieństwie do wcześniej, to było przyjemne – Castiel dobrze smakował, dobrze całował, znowu się do niego przysuwał-
Złapali się nawzajem w talii, Dean odkrył, iż szerokie biodra Castiela pod jego dłońmi były solidne i jędrne; kciukami wodził po zarysie kości, po mięśniach. Nie przypominało to w niczym żadnej innej osoby, jakiej Dean kiedykolwiek wcześniej dotknął, nie w taki sposób.
Wargi przylgnęły do siebie i zadrżały; Castiel całował z jakąś przytłumioną furią, jakby usiłował się dostać do czegoś w ustach Deana.
Dean wypuścił z siebie drżący, lubieżny dźwięk, nie przejmując się tym ani trochę. Chciał tego, a Castiel o tym wiedział, więc po co to ukrywać?
- Och – westchnął Castiel, przywarłszy plecami do ściany. Prawa dłoń Deana zjechała mężczyźnie na krzyż, przyciągając bliżej jego biodra w chwili, w której Dean wtulił się w niego i pochwycił jego usta w kolejnym pocałunku. Obaj znowu zamknęli oczy, wzrok Deana zaczął się rozmazywać w ciepłej czerwieni, a jego zmysły zginęły przyduszone utrzymującym się słodkim zapachem.
Było tak MIĘKKO. Zapomnij o twardych liniach bioder, zapomnij o mięśniach szerokich ramion Castiela. Kiedy się całowali, wszystko było delikatne, i tak, również spragnione, a Dean kołysał się, jakby mógł skraść dwa pocałunki w jednej chwili, ale Castiel poruszał ustami lekko niczym piórkiem lub jakby głaskał po grzbiecie kruche zwierzę.
Deanowi oczy uciekły w tył głowy i mężczyzna rozchylił usta, pozwalając Castielowi wsunąć się językiem za zęby. Castiel odsunął się na chwilę, całując Deana w dolną wargę i zarost na brodzie.
- Jak jest? – spytał niskim, gładkim głosem, niczym whisky na ganku w letnią noc.
Dean mruknął jakieś ciche, niewyraźne słowo, po czym pozwolił sobie otworzyć oczy, choćby odrobinę. Na twarzy pojawił mu się uśmiech i czuł się nieco oszołomiony, a może zmrożony tym wszystkim, co czuł. Castiel miał ciemne, przymknięte oczy, rozchylone usta, mokre i zaczerwienione.
- Szczypie – sapnął Dean, a Castiel zachichotał.
Dean leniwie odwzajemnił uśmiech, wypuszczając powietrze nad ustami Castiela i patrząc, jak mężczyzna sam je wdychał.
- I… - przełknął. – I są motyle. To podniecające.
Castiel uśmiechał się, nieznacznie przechylając głowę na bok.
- Bardziej, niż z dziewczynami?
Dean zamknął oczy, żeby się zastanowić. Ale próbując o tym myśleć – przywołać myśl o całowaniu kobiety – zmarszczył się, a twarz mu drgnęła. Zerknął z powrotem na wyczekującą minę Castiela i poczuł dezorientację w dole brzucha.
- Nie wiem – przyznał. – Nie pamiętam, jak to jest całować dziewczyny.
Castiel zatrzepotał powiekami, spuszczając wzrok na usta Deana.
Ach, pomyślał Dean, Castielowi się to podobał. Castiel się tym cieszył, cieszył się pocałunkami Deana. Dean nie wiedział, czemu to było zaskakujące, ale aż do tej chwili myślał tylko o tym, jak ON SAM się czuł. Podobało mu się to, oczywiście, że tak. Ale Castielowi? Mężczyzna unosił brodę, prosząc o więcej.
Dean uśmiechnął się. Lepiej dać Casowi to, czego pragnął, co?
Ich usta spotkały się, cieplejsze i wilgotniejsze, niż poprzednio, wskakując na swoje miejsca z miękkim, mlaszczącym dźwiękiem. Castiel wydawał z siebie bardzo ciche dźwięki, kiedy całował, najcichsze jęki, tak ciche, że Dean by ich nie usłyszał, gdyby nie padały mu prosto w otwarte usta.
Ich ciała przylgnęły do siebie, Castiel przywierał barkami i plecami do ściany, uda Deana stopniowo wsuwały mu się między nogi. Dean położył jedną dłoń na ścianie, a kciukiem drugiej pogładził bawełnę kamizelki Castiela, kładąc mu ramię na plecach. Zamrugał zdziwiony, kiedy skórzana kurtka zjechała mu z ramion. Przerwał pocałunek i zagapił się na okrycie, zwisające mu z rąk. Z ciekawością zerknął ponownie na Castiela.
Bibliotekarz patrzył na niego z cichym poczuciem winy w oczach, niemal przepraszająco, Ale tak było dobrze, Deanowi i tak robiło się za gorąco pod skórą. Odsunął się od Castiela, aby rzucić kurtkę na podłogę. Uderzyła go w kostki, więc odkopał ją na bok. Chciał więcej, chciał się przysunąć, ale stwierdził, że powstrzymywała go uniesiona dłoń Castiela.
- Co? – spytał Dean, popatrując to na szczupłe palce Castiela, to na jego lśniące, niebieskie oczy. – Chcesz przestać?
Castiel polizał mu wargę i pokręcił głową. Dotknął piersi Deana porządnie, marszcząc jego koszulkę i podnosząc rękę. Dean poczuł dreszcze, czując kształt dłoni przez ubranie i ciesząc się tym, jak szerokie były ręce Castiela, jak wiele siły zdawało się za nimi kryć.
- Nigdy nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie – wymamrotał Dean, przeciągając słowa, kiedy wargi Castiela ponownie znalazły jego własne, wspólnie pracując nad tym, by znowu zrobiło mu się gorąco. Bibliotekarz przez koszulkę pocierał mu sutek i Dean nie mógł zrobić dużo więcej, jak stęknąć, kiedy jego pytanie rozpłynęło się w mieszaninie SUTKÓW, DŁONI, UST.
Do czasu, kiedy Castiel szturchnął go nosem i spytał „Jakie pytanie?”, w dżinsach już było mu ciasno.
- Co robisz… - pocałunek, wargi na ustach, wargi na policzku – żeby trenować?
Uśmiech Castiela zmienił pocałunek, zarost połaskotał Deana w usta, drapiąc mu obolałą skórę.
- Biegam.
- Jesteś biegaczem?
- Ja… mmmm – westchnął Castiel, ciągnąc Deana za jasnobrązowe włosy.
Dean pchnął biodrami w drugiego mężczyznę i jęknął głośno, poczuwszy przez ubranie erekcję Castiela. Poczuł tak dzikie podniecenie, odczuwszy męskie ciało przyciśnięte do jego własnego, że mógł jedynie stęknąć ponownie i zacząć do rytmu kołysać biodrami.
- Och, podoba ci się to? – wydyszał Castiel, uśmiechając się Deanowi w ucho i całując je leciutko. – Podoba ci się, że jestem podniecony.
- Tak – przyznał Dean, łapiąc Castiela za biodra – oba – i pchając go na ścianę, po czym dłońmi rozsunął mu uda. Castiel pozwolił mu na to, uśmiechając się, kiedy Dean spojrzał mu w oczy. – Tak, Boże, KURWA, jesteś twardy.
- A ty nigdy przedtem nie czułeś mężczyzny – zauważył Castiel, za czym nastąpiło łamane chrząknięcie.
Złapał Deana za ramiona i został w tej pozycji, aby podtrzymać ich obu, podczas gdy Dean wciąż się ocierał; twardniejący fiut wywoływał w jego ciele iskry, gdy po każdym nieznacznym pchnięciu znajdował w spodniach Castiela podobną twardość.
- Zawsze chciałem – wycedził Dean i sapnął, przysuwając się bliżej do twarzy Castiela; stanął stanowczo między jego nogami i uniósł jedno z jego ud w górę, żeby móc ocierać się o ciało między nimi. – Zawsze tego chciałem, tak bardzo, tak cholernie bardzo…
- A to miał być tylko pocałunek – zachichotał Castiel, cmokając Deana w ramię. – Panie Winchester, jeśli to był tylko plan, aby mi się dobrać do spodni…
- Nie był, przysięgam, że nie był – obiecał Dean, stękając kolejny raz, od czego jakimś sposobem w dżinsach zrobiło mu się jeszcze ciaśniej. – Myślałem… myślałem, że po prostu będziemy się całować, po prostu chciałem spróbować…
Castiel jęknął, z łoskotem uderzając głową w ścianę. Włosy mu się rozczochrały, kiedy Dean przesuwał nim w górę i w dół po ścianie, powoli, a potem szybko kołysał biodrami; erekcja zaczęła Deana boleć i moczyć mu bieliznę.
- Chcę… - spróbował powiedzieć nauczyciel, pospiesznie dysząc Castielowi w obojczyk. – Boże, Cas, chcę-
- Powiedz mi – powiedział Castiel, całując Deana w policzek. Och, miał taki gorący oddech. – Powiedz mi, Dean, czego chcesz.
JESTEŚ OBCY, pomyślał Dean.
Ledwo znał tego mężczyznę, tego bibliotekarza. Dean nie był typem człowieka, który rżnął kogoś na pierwszej randce – nie był człowiekiem, który w ogóle chodził na randki. Nie spotykał się z ludźmi, nie rżnął nieznajomych. Jego przyjaciele znajdowali mu dziewczyny, pomagali mu dobrze się ubrać, kazali mu dla własnego dobra szukać kontaktu z innymi.
A mimo to był tutaj. Z mężczyzną, którego poznał ledwo dzisiaj, z kimś, kto choć raz natychmiast się z nim porozumiał, kazał mu pokochać to, co robił. Kazał mu pokochać TO…
- Jezu Chryste, Cas, chcę ci wsadzić ręce w spodnie – syknął Dean i warknął, przygryzając materiał kołnierzyka koszuli Castiela. Zęby zazgrzytały mu na tanim materiale, czując suche włókna.
Castiel zakwilił.
Dean ledwo mógł oddychać, sam ten dźwięk z ust innego mężczyzny sprawił, że zwilgotniał, cieknąc w spodnie; nawet przez dżinsy czuł chłodzące powietrze.
- Może tak być? Cas, mogę to zrobić?
Castiel zepchnął Deana z siebie i nauczyciel odsunął się, unosząc obronnie dłonie, zmartwiony, że posunął się za daleko. Ale Castiel miał głodny wzrok, napuchnięte, mokre od pocałunków usta, i przez chwilę się nie ruszał. Obaj mężczyźni po prostu się sobie przyglądali; Dean ujrzał wybrzuszenie w spodniach Castiela, maleńką wilgotną plamkę po tym, jak się o siebie ocierali. Castielowi drżały ręce.
Dean patrzył, jak bibliotekarz złapał obiema rękami za sprzączkę pasa, rozpiął skórzany pasek, wyciągając go z zamknięcia. Potem rozpiął górny guzik. Potem zjechał zamkiem w dół.
Dźwięk rozpinanego zamka nigdy wcześniej nie wywołał u Deana ślinotoku, ale teraz tak się stało. Nauczyciel zamrugał powoli, czując watę w mózgu. Powietrze w pomieszczeniu było gęste od żądzy, zupełnie, jakby światło płonęło.
Dean rozpiął swoje dżinsy, patrząc, jak Castiel się oblizał, kiedy on ściągnął swój zamek w dół. Oszałamiająco powoli.
Castiel uniósł rękę, by przyciągnąć Deana bliżej, by złapać go za klapę koszuli. Dean zdjął ją dla niego i westchnął, czując, jak drobne włoski na ramionach stanęły na sztorc, kiedy gorąco małego pokoiku dotknęło jego skóry. Dreszcz niczym lód przesunął mu się po skórze, kiedy Castiel pogładził go po bicepsie. Poczuł, że się zachwiał, w oczach rozbłysły mu fantomowe światła, kiedy Castiel bez ostrzeżenia zanurkował ręką w jego spodniach.
Gorąco zalało dolną część jego ciała, a wzrok przestał się skupiać, gdy Castiel zaczął go głaskać. Całkowita, absolutna świadomość faktu, że to MĘŻCZYZNA trzymał go za fiuta, uderzała mu do głowy, a myśli zdawały się dudnić mu w rytm pociągnięć, wznosząc się i opadając po każdym ruchu dłoni Castiela na główce.
Castiel spuścił wzrok, aby móc widzieć, co robił, i myśli Deana pospiesznie odzyskały klarowność. On również zerknął niżej i sapnął głośno, zwyczajnie na widok tego, co tam zobaczył.
Castiel nie wyglądał nadzwyczajnie, w porównaniu z męską pornografią, jaką Dean potajemnie oglądał. Napletek miał odsunięty, a fiut opierał mu się o gumkę bokserek. Na czubku perlił się płyn, powolutku wypływając z dziurki. Główka była czerwono różowa, ściśle przyciśnięta do kępki ciemnych włosów łonowych na środku brzucha.
Dean poczuł gorąco na twarzy, kiedy Castiel dosłownie zdjął mu rękę z kamizelki i poprowadził do swego nietkniętego członka, ustalając mu rytm. Dean był tak pochłonięty widokiem przed sobą, że nawet się nie ruszył, po prostu zatracił się w ruchach stanowczej pięści mężczyzny.
- Spokojnie – wydyszał Castiel, uśmiechając się nieznacznie. – Och… tak.
Dean przechylił głowę, by znowu mogli się całować, i obaj sapnęli sobie powietrzem na policzki. Równocześnie odwrócili twarze, eksperymentując z ruchami ust i dłoni. Dean próbował skubnąć usta Castiela zębami – nie, mężczyźnie się to nie podobało; Castiel próbował ścisnąć kciukiem koronę fiuta Deana – i, o CHOLERA, Dean prawie doszedł na miejscu.
Ustalili rytm, który zmieniał się i różnicował w miarę, jak odnajdywali nowe strony, w jakie się kierować, nowe sposoby, jak ruszać językami. Dean zyskał świadomość tego, jak oddychał, świadomość, że wzdychał tak samo łagodnie za każdym razem, kiedy Castiel przeciągał mu kciukiem po szparce na czubku, rozsmarowując wilgoć wokół.
Castiel odprężył się pod ścianą, a wcześniejsza desperacja zrodzona z pragnienia dotyku zelżała do brzęczenia. Dean czuł się zadowolony, po prostu tam stojąc, lewą ręką trzymając Castiela za umięśnione biodro, a prawą za męskość. Zderzyli się butami, stopy Deana znalazły się pomiędzy stopami Castiela.
Dean był w stanie zwęszyć zapach płynu na ich dłoniach, czego nigdy wcześniej tak bardzo nie czuł. W niczym nie przypominał jego własnego zapachu, nie teraz, kiedy w powietrzu unosił się również zapach Castiela. Niemal czuł go na języku, kiedy lizał mężczyznę po ustach, mocno, a potem delikatnie, z każdą upływającą minutą smakując czegoś nowego.
- Cas?
- Hm?
Dean pocałował go w szczękę, usta miał tak obolałe, że zarost pod nimi kłuł jak igły.
- Cierpisz na coś zakaźnego, czym powinienem się martwić? - Castiel parsknął mu w brodę, po czym roześmiał się, odsuwając twarz Deana tak, aby spojrzeć mu w oczy. – Co? – spytał Dean, obronnym gestem wzruszając ramionami. – Mam prawo spytać, jasne?
Castiel na znak zgody skinął głową, ale nie przestał się uśmiechać.
- Jestem czysty.
- Dobrze – powiedział Dean, wykrzywiając usta. Chciał to rozegrać odpowiednio, ale istniała zbyt duża możliwość popełnienia tu błędu. – Dobrze… bo zamierzam… - oblizał się, przez dobrą sekundę patrząc Castielowi w oczy. A potem padł na kolana.
- Oooch… - jęknął Castiel i Dean poczuł, jak ugięły się pod nim nogi, kiedy zsunął ręce w dół po udach bibliotekarza, kładąc je ostatecznie na jego łydkach. – Dean, czy wiesz, co… wiesz…? Naprawdę nie sądzę, że to…
Dean gapił się na sztywne ciało przed sobą, na mosznę w kształcie odwróconego serca gnieżdżącą się dokładnie w rozporku spodni Castiela, na kierującą się w górę erekcję. Powiódł po niej wzrokiem w dół, widząc jej żyły, ich ciemnoniebieski odcień, to, że ciało na czubku było czerwieńsze. Potrząsnął głową.
- Nie mam pojęcia – wymamrotał.
- D-Dean, to naprawdę nie jest dobry pomysł, nie, jeśli… OOOCH…
Dean objął czubek ustami, i, Jezu, to było łatwiejsze, niż myślał; to było nawet dobre. Smakowało słonawo i gorzko, z wyraźną nutką piżma, która wypełniała Deanowi nozdrza. Fiut Castiela między jego ustami był absolutną PEŁNIĄ, mokre ciepło spływało mu po podniebieniu, kiedy otaczał główkę ustami. Przejechał sobie językiem po wewnętrznej stronie policzków, odsuwając się z obrzydliwym siorbnięciem, aby dotknąć nim szparki na czubku…
Ach, tak. Ostry, kwaśny posmak uderzył Deanowi do głowy, i chociaż wiedział, iż było to prawdopodobnie paskudne, to podobało mu się to. Podobało mu się to, co to było, co to oznaczało. Podobało mu się to, do kogo to należało.
- Dean… Dean, proszę…
Dean porządnie ścisnął fiuta Castiela u nasady, muskając opuszkami palców najdelikatniejszą, najbardziej jedwabistą skórę. Członek był gorący i już mokry, ale Dean ukląkł z powrotem, aby obciągnąć go parę razy, i uśmiechnął się, ujrzawszy kolejną, świeżą kroplę wilgoci przepływającą przez zostawioną tam wcześniej ślinę.
- To jest nawet świetne – przyznał Dean, szczerząc się do Castiela. – Nieźle smakuje – opuścił się cal niżej i zaczął mocno ssać, rozsądnie chowając zęby. Ssał główkę, wyciągając z niej nitkę płynu i delektując się chaotycznym smakiem rozchodzącym mu się na języku.
- W-wierz mi – zająknął się Castiel, na próżno łapiąc się barków Deana – będzie ci niedobrze. Pachnie niebiańsko z- ooch… za pierwszym r- Dean!
Dean uśmiechnął się, mając fiuta Castiela w ustach, i zamknął oczy, wkręcając sobie luźną skórę bibliotekarza do ust i pragnąc wziąć więcej. Wiedział, że z pewnością potrzebował więcej praktyki – ślinił się jak jakiś pies gończy – ale teraz? Tak, uwielbiał dźwięki wydawane przez Castiela i szpony, jakie wbijały mu się w koszulkę.
- Dean…
Dean uwolnił usta i wytarł je wierzchem ramienia. Łapał powietrze, przełykając gorzki posmak, od którego jego zęby dawały wrażenie, że zanurzono je w sorbecie.
- Wstań – wydyszał Castiel, pierś ciężko mu falowała. – Chcę się całować…
Dean podniósł się na nogi i spojrzał na usta Castiela, przysuwając się bliżej. Castiel napotkał jego wargi, swoje mając już rozchylone, a miękki, zadowolony dźwięk rozbrzmiał echem w czaszce nauczyciela, kiedy zetknęli się zębami.
Po smaku fiuta usta Castiela były niesamowicie słodkie, a sam bibliotekarz wydawał się zadowolony, odzyskawszy usta Deana. Ponownie zamknęli oczy i Dean znowu posłał Castiela na ścianę, pozwalając, by mężczyzna ujął oba ich członki w jedną rękę.
Fiut Castiela był wilgotniejszy, niż Deana, pokryty warstwą śliny, ale Dean otarł się o niego, kiedy Castiel poruszył dłonią. Praktycznie natychmiast bibliotekarz krzyknął rozpaczliwie; obaj odlecieli, czując śliskość, pod wpływem której dłoń Castiela dosłownie FRUWAŁA z góry na dół. Szybko dołączyła do niej ręka Deana i w ten sposób mogli się ścisnąć jeszcze mocniej; Dean pchał w ich połączony uścisk, ciasny i gorący, jakby znajdował się w czyimś wnętrzu.
Jakby był wewnątrz Castiela.
Patrzyli sobie równo w oczy, gdy tylko byli w stanie; pod wpływem rozkoszy często przymykali powieki lub zaciskali je, czując wybuch radości. Deana z łatwością pochłonęło podniecenie nie mające związku tylko z seksem, w mózgu pływały mu myśli o czymś nieodwołalnym. Przynajmniej jednego był pewien: to mu się PODOBAŁO. Bardziej, niż się kiedykolwiek spodziewał.
- Jestem blisko – wyrzucił z siebie Castiel, a po jego słowach nastąpiła seria sapnięć przez otwarte usta; między ciemnymi brwiami pojawił się grymas. – Och, Dean, proszę… Po prostu… Nie przerywaj, proszę.
- Nie zamierzam – zapewnił Dean, najpierw liżąc go po ustach, a potem delikatnie wciskając nos w zagłębienie gardła Castiela. – Zaufaj mi, Cas, wytrzymaj… Wytrzymaj, mam cię.
Castiel zakwilił, wbijając kowbojkę w bok nogi Deana i próbując objąć mężczyznę własną. Dean pomógł mu to zrobić, łapiąc go pod kolano i zarzucając je na swoje biodro; ocierał się dalej, odsuwając obie ręce naraz z dala od ich fiutów. Mokra dłoń Castiela spoczęła Deanowi na karku, a odurzający żar sączył się nauczycielowi na skórę.
Dean wtulił się w dotyk, przechylając głowę, by pochwycić otwarte usta Castiela w namiętnym pocałunku, pozwalając, by ich języki dotykały się nawzajem.
- UUUCH… Dean. To… to jest najlepszy pocałunek…
Dean zachichotał, na chwilę tracąc rytm, po czym podjął go na nowo, uśmiechając się w gardło Castiela.
- Tak, kurwa, najlepszy… No dalej, Cas, mam cię. Mam cię.
Dean poczuł pośpiech Castiela. Poczuł w nim to ciepło, ten rodzaj wszechogarniającej potrzeby dotyku, coraz większej, dopóki nie nadszedł szczyt i dopóki Castiel z niego nie runął. Na koszulce Deana rozlała się wilgoć, pokrywając mu brzuch, coś gorącego kapnęło mu na pasek dżinsów. Castiel stęknął zniekształconym głosem, kiedy Dean naparł na niego, nie przerywając ani nie zwalniając i nie robiąc nic, żeby chociaż pozwolić mu się uspokoić po orgazmie.
- DEAN… - dobiegł nauczyciela zdewastowany szept, po policzku przejechały mu drżące, gorące usta. – Dean, nie przerywaj.
- Tak – stęknął Dean i od tej chwili było to jedyne słowo, jakie był w stanie wypowiedzieć. Wydyszał je, wyszeptał, wycisnął na wargach Castiela. Warknął je, wyrzucił z języka wprost w gwiazdy ponad sobą. – Tak… Taaak…
- Już prawie – łagodził Castiel, muskając rzęsami policzki Deana. – Dean, już prawie, jesteś tak blisko.
Dean zaskomlał potwornym głosem, spoconymi dłońmi łapiąc Castiela za koszulę, a fiut równo kapał mu na własne ubrania. Czuł w sobie tyle żaru i to prowadziło donikąd. Chciał go rozrzucić na Castielu, chciał, by mężczyzna poczuł tyle, ile CZUŁ on…
- Tak… och, TAK…
- No dalej – syknął Castiel, rozkazując mu. Ujął twarz Deana w dłonie i patrzył mu w oczy nawet wtedy, kiedy wzrok nauczyciela uciekał mu w tył głowy; gapił się na niego niebieskimi, beznamiętnymi, uziemiającymi tęczówkami. – Dojdź dla mnie. Dean.
Dean rzucił się naprzód, całując go całym ciałem, wargami i językiem, w kościach czuł przypływ mocy. Ledwo poczuł własny orgazm; tak silnie otaczało go wrażenie Bożego Narodzenia.
Zadrżał i wrócił na ziemię, wzdychając łamiącym się głosem.
- Och – sapnął Castiel, wodząc dłońmi po bokach Deana i marszcząc mu koszulkę.
Dean mógł jedynie dyszeć w przestrzeń między ramieniem a szyją Castiela, mrugając i przeciągając rzęsami po jego palącej skórze. Wargi spoczywały mu na materiale koszuli bibliotekarza, która w porównaniu do wiszącego w powietrzu gorąca wydawała się chłodna.
- Jezu. JEZU, Cas – szepnął Dean, kręcąc głową tak, że uchem dotknął ucha Castiela. – Nie wierzę, że to się właśnie stało.
- Cóż, szczerze mówiąc – Castiel uśmiechnął się – czego się spodziewałeś?
Dean odsunął głowę i zamknął usta, na nowo ucząc się czuć własne wargi, skoro nie czuł między nimi cudzego języka.
- Szczerze?
Castiel kiwnął głową.
- Myślałem, że będzie niezręcznie. Że niby podejdę bliżej ciebie, ty mi powiesz, że wszystko jest w porządku, że może trochę się pocałujemy? – Dean wzruszył ramionami i odetchnął, opuszczając je ponownie.
Castiel puścił Deana z uśmieszkiem na ustach, aby obaj mogli zapiąć sobie spodnie i ostrożnie wsunąć zmiękłe już fiuty z powrotem do środka.
- Cieszę się, że tak się nie stało – wymamrotał Dean, patrząc na zamek i zapinając go z powrotem. – Wiesz co, przez ciebie jestem stracony dla dziewczyn, ty draniu.
Castiel roześmiał się, opadając z powrotem na ścianę, czując się prawie jak bez kości. Mruknął coś z prawdziwym rozbawieniem, niemal zamykając oczy.
- Gdybym tylko mógł powiedzieć, że dla innych mężczyzn też jesteś stracony.
Dean wyszczerzył się i pochylił, podnosząc swoją porzuconą zieloną koszulę i skórzaną kurtkę.
- Nigdy nic nie wiadomo, Cas – założył koszulę, stawiając kołnierzyk. Ręce trochę mu się lepiły. – Może znajdę dziewczynę, która będzie mi ciebie przypominać.
Castiel mrugnął parokrotnie, po czym przechylił głowę na bok. Wciąż się uśmiechał, ale oczy już nie do końca tak samo mu migotały. Jednak nie powiedział ani słowa, więc Dean uznał, że nie powiedział właśnie czegoś durnego. Do kurwy nędzy, jego mózg spowijała taka erotyczna mgła, że nie pamiętał, CO właśnie powiedział.
- Ja, uch… - Dean uśmiechnął się szeroko – muszę się zbierać?
Uśmiech Castiela powoli zniknął.
- Och – uniósł brwi i spuścił wzrok na pasek Deana. – Rozumiem. Tak, oczywiście.
Castiel jako pierwszy otwarł drzwi szafy i poprowadził ich do głównej części biblioteki. Dean wyłączył światło w szafie i zamknął za sobą drzwi, po czym podążył za krokami Castiela. Na zewnątrz wydawało się być zimniej.
Castiel trzymał drzwi, dopóki Dean przez nie nie przeszedł, wracając w zasięg pomarańczowego światła padającego z biurka. Świetlówka w pokoju z tyłu zgasła, a Castiel wziął ze stołu pęk kluczy i w milczeniu zamknął drzwi.
Dean odnosił dziwne wrażenie, że powinien zostać. Ale nie po to tu przyszedł, prawda? To nie była randka. To nie było coś w rodzaju „zostańmy przyjaciółmi”. To nie było standardowe wyobrażenie rżnięcia w toalecie na postoju dla ciężarówek. To była sesja całowania, która przeszła w rozpaczliwe ocieranie, i… to wszystko.
Dean zamrugał, widząc, jak Castiel trzymał spuszczone oczy przez całą drogę aż do szklanych drzwi frontowych.
- W porządku, Cas, ja mogę to zrobić – nalegał łagodnie i odpędził dłoń Castiela, zanim sięgnął do górnego zatrzasku.
Nocne, wiosenne powietrze wdarło mu się pod koszulkę, gdy drzwi stanęły otworem, i Dean odetchnął głęboko, czując, jak wewnętrzne ciepło się rozpraszało, zastąpione nowym początkiem. Uśmiechnął się. To było dobre.
Odwrócił się, gdy tylko znalazł się krok za drzwiami.
- Hej, sądzę, że jeszcze się zobaczymy? – spytał z nadzieją.
Castiel zmusił się do uśmiechu. Dean przestał się uśmiechać, ponieważ Castiel zdecydowanie nie miał na to ochoty. Cholera.
Bibliotekarz oblizał się, obiema dłońmi trzymając uchylone drzwi i szykując się, by je zamknąć.
- Tak. Przywitaj się, gdy jeszcze kiedyś wpadniesz tu ze swoją klasą – powiedział.
- Jasne.
- Dobra. Dobranoc, panie Winchester.
- Dobranoc.
Zamknęły się między nimi drzwi i Castiel nawet nie spojrzał mu w oczy, ponownie blokując zatrzask.
Dean stał na ulicy z rękami w kieszeniach; księżyc świecił mu w kark, a wiaterek mierzwił włosy. Stał tam samotnie, ponieważ, jak to miał w zwyczaju z każdym, do kogo coś czuł – spierdolił to.
Czując w sobie pustkę, Dean poszedł do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:01, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Zanim zabiorę się za czytanie- genialny podpis, Pat :'D
(Jak myślicie, jeśli wpadli niezapowiedziani goście i chcąc nie chcąc czytam przy nich- kapną się, że Lin leci gejporno? :D)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:03, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Moje podpisy ewoluują wraz ze mną :D
Lin, jeśli zaczniesz po swojemu piszczeć, to obawiam się, że tak :DDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:30, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Po primo: parsknęłam śmiechem na widok podpisu XD przez moment myślałam, że pomyliłam działy XD
Po sekundo: jak to, nie ma linka!? D: nie jestem szczęśliwa TT_TT Łykam fiki z DCBB jak szalona, bo każdy jeden jest boski @_@ Na ten przykład. Mignął komuś [link widoczny dla zalogowanych]? Jest długi, a na ja początku, ale słońca~ bosko jest. Plot twist: nie ma w nim ani Deana, ani Casa, ani Sama, ani Bobby'ego, ani Benny'ego, ani Kevina, ani Charlie, ani nawet Jody. Jest Jensen, Misha, Jared, Jim, Ty, Osric, Felicia i Kim. Szykuję się na case fik dorównujący PP, bo podobno jest aż TAK dobry @_@
A teraz mogę iść czytać :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:37, 17 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Mignął, ale posiałam linka, dzięki za udostępnienie. Ja się czaję na THE BEST YEARS OF OUR LIVES :D Jakby co, zamierzam wrzucić na chomika.
EDYTKA: przeczytałam CHASING CARS, link poniżej, czytajcie, bo genialne
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 21:59, 17 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:21, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny, opuściłyśmy się strasznie XD
Przeczytałam rozdział i jest wprost bosssssski. Serio, w tym natłoku przeróżnych fików czasem się zapomina, jakie niektóre kawałki są fenomenalnie zajebiste. A ten fik taki właśnie jest. No :3
Uwielbiam tego Casa, bo jak sobie go imaginuje w tej kamizelce i tym zegarku na łańcuszku, to ach! <3 Ale Dean też jest świetny, przynajmniej do momentu końcowego, kiedy zepsuł taki wspaniały afterglow, jak ja siostrze balona XD
A w ogóle złapała mnie chyba jesienna deprecha, bo dziś miałam taki nastrój, że bez kija nie podchodź. Uch -_-
//Właśnie zobaczyłam kto napisał semihiatusowy odcinek i padł na mnie blady strach ^^;
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pon 20:31, 18 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:10, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Znaczy się Jenny??? O nie...
Z tym nastrojem to może być pełnia. Albo w moim przypadku leki. Dziś wróciłam do domu roztrzęsiona nie wiedzieć czemu, siostra zaaplikowała mi melisę i właśnie wstałam...
Następna wrzuta prawdopodobnie w czwartek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 21:11, 18 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:32, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
*wzdycha* Nope, ten duet od rasistowskiej ciężarówki i Casa półgłówka z 9x03. A Jenny swój odcinek będzie miała w przyszłym tygodniu, hurra. Tak sobie myślę. To dwoje~ troje najgorszych scenarzystów SPN. A jeśli połączą siły? Pamiętacie torturowe porno z Samandrielem w poprzednim sezonie? W odcinku semihiatusowym oberwie się Casowi. Mam nadzieję, że nie będą go męczyć 30 z 40 minut, jak biednego Alfiego -_- logika by nakazywała, że premierowy odcinek sezonu, a także finałowy i przed- oraz po-hiatusowy są raczej ździebko ważne. Więc wypadałoby ich pisanie zlecić lepszym scenarzystom, nie gorszym ^^;
U mnie to raczej zmęczenie (mało sypiam ostatnio) i ciulowa pogoda. Uch.
Odpocznij Patuś, należy Ci się :3
A, słuchajcie, Angel Slayer jest ZAJEBISTE. Tak trzyma w napięciu, że już mi smutno, że znaków tylko 130 tysięcy. Plot złożony, wielowarstwowy, główna intryga jak z lepszych thrillerów/sensacji/kryminałów, dynamika między postaciami wprost genialna i jak tylko skończę czytać, chyba zacznę jeszcze raz XD Dziwnie się czyta fika cocklesowego, ale już się przyzwyczaiłam. Ach, Misha to taki little shit. Jak się wplącze w całą sprawę, jeszcze nie wiem i nie mogę się doczekać. Polecam Wam ze wszystkich sił, słońca @_@
//Ej, prawdziwym Misha to też jest little shit XD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 11:00, 19 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 11:34, 19 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Tak sobie paczam i paczam gdzie też mój wczorajszy post. Nie ma. Czyżbym kliknęła 'wyślij' i nie sprawdziła, czy na pewno wysłało? Ach, z jednak tak, silly me.
*NOŻESZ JA $&%*$%^*@$ JEGO $%^%**@ MAĆ, LIN, TY IDIOTYCZNA, TĘPA DZIDO...! I BRZYDKA Z PYSKA JESTEŚ. ZEROWA PRZYDATNOŚĆ SPOŁECZNA. UŹWA NO ._.*
Tak czy inaczej. Zachwycałam się, bo jakżeby inaczej, i cierpiałam sobie, bo moment w bibliotece jest taki UGH, szczególnie po tym grzecznym budowaniu napięcia z początku. A potem Dean jest trochę dupkiem. ale nie takim dupkiem dupkiem, głupiutkim dupkiem. Strasznie lubię Casa w tym ficzku, taki jest... Ach, nie wiem. Tak powinien wyglądać ludzki Cas. W sposobie bycia i w ogóle, no. Znaczy, takiego bym chciała, bo serialowy nie ma niestety prawa poosiadać takiej ogarniętości. I matko, czyż dziewczyna nie ma talentu do gorących kawałków? I do ciekawego pisania o rzeczach nieporywających. Pat, nie masz bladego pojęcia, jak strasznie CIESZY mnie, że wzięłaś ten ficzek na swój warsztat. Cudownie!
A wpadłam właściwie podzielić się czymś, co mnie momentalnie zasmuciło:
Szczególnie, że zaliczam się do trzech z czterech fandomów. Chociaż SPN to już jakby nie fandom, bardziej filozofia życiowa? xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 11:36, 19 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|