Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 471, 472, 473 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:31, 18 Paź 2013    Temat postu:

Mam nadzieję, że dziewczyny też się zgodzą :D

Też znalazłam i przeczytałam epilog. Um XD Zakończenie dobre, a i owszem, ale dość otwarte, mam wrażenie. I delikatne. To chyba w sumie taka miła odmiana po tych emocjonalnych happy endach, które zazwyczaj dziewczyny serwują XD ale może w obliczu treści fika zmienię zdanie XD chociaż też nie wiem, kiedy się zabiorę za lekturę ^^;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:48, 18 Paź 2013    Temat postu:

Niespodzianka :) Nie jeden, a dwa dalsze rozdziały. Smacznego!

Rozdział 2

Przyjaciele umilkli, kiedy kwadrans po 17.00 Castiel wszedł do pokoju wspólnego i usiadł na jednym z miękkich foteli przy kominku z zamyślonym wyrazem twarzy. Spędził poranek biegając – tak, biegając – za spawaczem imieniem Roy, który ukradł bezcenną wazę z okresu Ming. Castiel ją odzyskał i stała bezpiecznie za szkłem na drugim piętrze. Musiał przebiec fontannę, aby go złapać, i ociekał wodą od stóp do głów z powodu swoich wysiłków, ale wyglądał nieco lepiej niż Roy, który stracił ząb, kiedy próbował przeskoczyć żywopłot i zamiast tego padł twarzą na beton, wplątawszy sobie nogę w gałęzie. Wyglądało na to, że należało pochwalić ogrodnika za brak opieki nad żywopłotami.
Castiel czuł na sobie wzrok kolegów z klasy, kiedy opadł się łokciem o poręcz fotela i pogładził sobie wargę kciukiem.
- Gdybyście musieli ukryć ciało – powiedział powoli – gdzie byłoby najmądrzej je pogrzebać? – podniósł wzrok znad płomieni. – Teoretycznie.
- Uuch… Castiel, planujesz wkrótce kogoś zabić? – zapytała Ava.
- Mogę pomóc w zabijaniu – powiedziała Bela – pod warunkiem, że będę mogła wybrać broń.
- Przypuszczam, że mówicie o spawaczach? – spytał Adam, siedzący po turecku na podłodze z długopisem między zębami i podręcznikiem przed sobą.
- A o kim by jeszcze? – odrzekła Bela.
- Nie są tacy źli – perswadował Adam. – Może trochę głośni…
- Nie są tacy źli? Są tu ledwo jeden dzień, a ja już nie mogę ich znieść.
Adam wzruszył ramionami.
- Tak, ale ty ich nienawidziłaś, zanim w ogóle się tu pojawili.
- Bela wszystkich nienawidzi – powiedział Gabriel, który właśnie się pojawił, ubrany w swój strój do tańca – białą koszulkę, czarne rajtuzy oraz białe skarpetki – po czym rzucił się na sofę. – W każdym razie, o czym rozmawiacie? Kto kogo nienawidzi?
Castiel usiadł i zmarszczył brwi.
- Czemu nosisz swój strój do tańca, myślałem, że dziś nie ma zajęć?
- Uznałem, że pokazanie mojego soczystego tyłeczka mogłoby skusić któregoś ze spawaczy, żeby go klepnął – powiedział Gabriel, wzruszając ramionami.
- Wątpliwe – prychnął Adam. – Ci faceci patrzą tak prosto, że przy nich nawet linijki wydają się krzywe.
- Dodaj trochę temperatury, skarbie, i w całym Garrison linijki zaczną się giąć.
- Optymista.
- To moje drugie imię – zanucił Gabriel. – Więc w czym dzieło? Kogo nienawidzi Bela?
- Prawdę mówiąc to twoich spawaczy – powiedział Adam.
- Zdają się ujawniać psychopatyczne skłonności Castiela i Beli – stwierdził przeciągle Baltazar.
- Brzmi seksownie – Gabriel odchylił głowę tak, że mierzył Castiela wzrokiem z góry na dół. – Jeśli trafisz do więzienia, czy będę mógł cię odwiedzać? Na zewnątrz mogę być twoim załamanym chłopakiem, spragnionym uwagi i zaspokojenia seksualnego. Nawet przylgnę sutkiem do szklanej ścianki działowej, kiedy się zobaczymy, abyś wiedział, że nikt go ostatnio nie szczypał.
- Czy ty naprawdę słuchasz słów, jakie wypowiadasz? – zapytał Adam.
- Pewnie, że tak, mam piękny głos. Zupełnie, jak śpiew aniołów.
- Fałszujących… - wymamrotał Adam i Castiel zachichotał. Wymienili się spojrzeniem i lekkim, pełnym uczucia uśmiechem, który sięgał oczu; Castiel wielokrotnie w przeszłości widywał to spojrzenie i stawało mu od niego serce. Adam, wedle swojej opinii, był hetero, ale Castiel miał wrażenie, że w tych sekretnych spojrzeniach kryło się więcej, niż ujawniał. Jeśli Adam nie był gejem, to z pewnością był ciekawy. Był przystojny i nieźle zbudowany i Castiel zainteresowałby się nim, gdyby nie zakochiwał się z taką łatwością. Ale zakochiwał się, zatem wiedział, że nie było to warte wysiłku czy złamanego serca.
- W każdym razie, nie to słyszałam – powiedziała bez związku Ava, przygryzając sobie paznokieć.
- Yyy… przepraszam? – spytał Baltazar.
- Spawacze z Colt – powiedziała – nie wszyscy są hetero.
- Dzięki ci, Jezu! – wykrzyknął Gabriel. – Który z nich gra dla drugiej drużyny?!
- Jak się w ogóle dowiedziałaś? – spytał Adam.
- Słyszałam, jak gadali z Deanem. Mówili coś w tym guście – Ava podjęła próbę mówienia głębokim, burkliwym głosem – „Winchester, zamierzasz znaleźć sobie tancerza?”, a Dean odparł „mam nadzieję”.
Na szczęście sapnięcie Castiela przeszło niezauważone, kiedy Gabriel się wydarł.
- Dean?! O kurwa, on jest najseksowniejszy z nich wszystkich!
- Który z nich to Dean? – spytała Bela.
- On jest prefektem dla spawaczy z Colt – wyjaśnił Castiel. – Ma… blond włosy – wymamrotał i nie zdołał ukryć rumieńca wypełzającego mu na policzki. Niemal dodał „zielone oczy i ciało godne boga”, ale postanowił tego nie ujawniać.
- Dean to naprawdę miły gościu – powiedziała Ava – i zdecydowanie najuprzejmiejszy. Pomógł mi zanieść wszystkie te pudła do sali balowej.
Castielowi opadło serce na wspomnienie przyjęcia powitalnego, które miało się zacząć o 20.00. Nauczyciele również mieli być na nim obecni, zatem spawacze nie powinni wymknąć się zbytnio spod kontroli, ale Castiel nie był w nastroju na towarzystwo, szczególnie po takim dniu, jak dzisiejszy. Musiałby się jedynie pokazać, aby uszczęśliwić przyjaciół, a potem mógłby zniknąć.

- Castiel, wyglądasz świetnie – powiedziała Anna, kiedy zszedł schodami do pokoju wspólnego, gdzie czekali na niego koledzy z klasy. Miał na sobie ciemnoniebieską, dopasowaną koszulę i dżinsy. Prawdopodobnie był to jego najnormalniejszy strój, jaki kiedykolwiek założył na szczególne okazje od czasu, kiedy zaczął chodzić do Garrison.
- Dziękuję, ty również – odparł szczerze, doceniając jej prostą czarną sukienkę i szpilki. Anna uśmiechnęła się i ujęła go pod ramię.
- Możemy już iść? – prosiła Ava. – Zanim Gabriel znowu postanowi się przebrać.
- Hej, hej, żadnego krytykowania! Muszę dobrze wyglądać, jeśli chcę zaciągnąć Deana do łóżka – powiedział Gabriel.
- Zatem zdecydowałeś się na parę dżinsów, które… - Baltazar zmierzył go wzrokiem z góry na dół – nie zostawiają absolutnie niczego wyobraźni?
- Pewnie, że tak! Dean nie będzie wiedział, co go trafiło.
Adam klepnął go w plecy.
- Gabe, to najprawdziwsze słowa, jakie powiedziałeś przez cały dzień.
Sala balowa była pozbawiona dekoracji, ku wielkiemu zadowoleniu Castiela. Nie potrzebowała żadnych balonów ani konfetti, aby ją upiększyć, ponieważ już była piękna. Jej wysokie sklepienie i delikatne złote oraz srebrne ornamenty na tapecie były eleganckie i reprezentowały wszystko, czym chciała być Szkoła Baletowa Garrison. Wystawiono dla nich mnóstwo jedzenia, ale półmiski nie stały na typowych, chybotliwych stołach widywanych na kiepskich imprezach. Stoły były solidne, drewniane i wypolerowane do połysku. Stały również krzesła oraz mniejsze stoliki dla tych, którzy chcieli usiąść, a także grała muzyka z głośników (wyciągniętych z magazynu), nowoczesna, najprawdopodobniej po to, aby zadowolić gości. Nawet w razie krótkich terminów w Garrison wiedzieli, jak urządzić przyjęcie.
- Wow. Tłocznie tu – powiedział Adam.
- Chce ktoś trochę jedzenia? – zapytała Ava, stając na czubkach palców, aby spojrzeć ponad tłumem uczniów.
- Prowadź – odparł Baltazar.
Przepchnęli się do bufetu i poczęstowali. Castiel wziął bardzo niewiele, postanawiając trzymać się swego pierwotnego planu i zostać na imprezie nie dłużej, niż wymagała tego etykieta.
- Nie zapomnij krzyknąć, kiedy go zobaczysz – powiedział Gabriel, wpychając sobie coś do ust i znikając w tłumie.
- Zobaczysz kogo? – spytała Anna.
Castiel westchnął.
- Gabriel planuje oczarować Deana Winchestera.
- Och – zachichotała. – Przypuszczam, że odkrył, iż Dean jest gejem?
- Wiedziałaś?
Anna posłała mu przebiegły uśmiech.
- Castiel, to było dość oczywiste.
Castiel nic nie powiedział, bo nie wierzył, że tak było. Był równie zaskoczony, jak wszyscy inni, kiedy odkrył preferencje Deana.
- Nie wydaje mi się jednak, że Gabriel będzie zadowolony odkrywając, iż ktoś już zdobył zainteresowanie Deana – dodała konwersacyjnym tonem.
Castielowi coś przekręciło się w brzuchu.
- Ktoś? – zapytał.
- Yhym – odparła. – Między wami jest niesamowita chemia.
- Mną? I Deanem? – wykrzyknął Castiel.
- Nie lubisz go?
- Nie! Jest wulgarny, nieuprzejmy i egotyczny i…
- Idzie tutaj.
- Co?
Szedł. Dean miał na sobie białą koszulę, częściowo rozpiętą i podkreślającą jego opaleniznę, oraz ciemne dżinsy. Mózg Castiela był papką i ledwo funkcjonował, ale wciąż zdołał wyprodukować słowo „seksowny”, kiedy Dean stanął przed nim i uśmiechnął się szeroko.
- Dziś w menu żadnych orzechów. Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowany.
- Pójdę po drinka – powiedziała Anna i odeszła, zanim Castiel zdążył zaprotestować.
- Czego chcesz? – upomniał się Castiel. Dean na chwilę zrzucił maskę i chociaż Castiel poczuł się winny za swą nieuprzejmość, to nie przeprosił.
- Słuchaj, Cas, sądzę, że źle zaczęliśmy…
- Castiel.
- Co?
- Mam na imię Castiel.
Dean wzruszył ramionami.
- Koleś, za dużo sylab. W każdym razie, początek nam nie wyszedł. Przysięgam, że miły ze mnie koleś – powiedział, podnosząc ręce.
Castiel spojrzał na niego niedowierzająco.
- Powiedziałeś, żebym ci zrobił… - zaczerwienił się – loda!
- Cóż – uśmiechnął się Dean – wciąż możesz, jeśli… czekaj! – zawołał, ponieważ Castiel już się oddalał. – Chwila, Cas, zaczekaj – Dean złapał go za ramię, by spowolnić jego przedzieranie się przez gęsty tłum na parkiecie, a ponieważ było tak ciasno, to Castiel został przyparty do spawacza. Czuł gorąco ciała Deana i jego wodę kolońską. Sprawiała, że chciał się głęboko, długo zaciągnąć i nigdy nie wypuścić tego zapachu z płuc.
Nie podobało mu się to. Wkurzało go to.
- Czego chcesz? – warknął Castiel, bezskutecznie próbując odsunąć się od niego.
- Kurwa, Cas, ja tu próbuję znaleźć wspólny grunt!
- Czemu?! – krzyknął Cas przez muzykę.
Dean przysunął się i Castiel usiłował odskoczyć w tył, ale nie starczyło miejsca.
- Może chciałbym się zaprzyjaźnić – wymruczał mu w ucho.
Castiel odepchnął go.
- A może ja nie chcę! – znowu spróbował się odwrócić, ale Dean położył mu dłoń na ramieniu i odwrócił go z powrotem.
- Czemu mnie tak cholernie nienawidzisz?!
- Bo jesteś dupkiem! – odciął się Castiel.
- A co to robi z ciebie?!
W Castielu bulgotał gniew. Musiał wyjść. Potrzebował przestrzeni. Nie lubił być tak blisko Deana. Castiel przedarł się przez tłum i odetchnął z ulgą, gdy doszedł do drzwi.
Na zewnątrz sali balowej powietrze było przyjemnie chłodne i kiedy zmierzał z powrotem do dormitorium, był w stanie się uspokoić. Ostre, bolesne dudnienie jego serca zaczęło zwalniać.
Dean był… wkurzający. Sam widok jego twarzy sprawiał, że serce Castiela zaczynało szybciej bić z gniewu. Był przystojny, ale to mu nie dawało prawa tak go podchodzić! Czy Dean zwyczajnie przypuszczał, że Castiel chciałby się z nim przespać?!
Cóż, źle to zrozumiał.
Castiel go nie chciał.
Castiel go nie cierpiał.
Gardził nim.
A jeśli pomaszerował schodami do swojej sypialni, rozebrał się i wlazł na łóżko z bolesną erekcją? Stało się tak dlatego, że od jakiegoś czasu sobie nie ulżył… i że Dean był seksowny.
Mógł uznać, że tak, Dean był niewiarygodnie przystojny, ale był też męską dziwką i był równie inteligentny, co szczur laboratoryjny.
Castiel skrzyżował ramiona na piersi, postanawiając nie dotykać swojego fiuta. To była kwestia zasad. Nie zamierzał się masturbować myśląc o kimś takim, jak Dean Winchester.
Nie.
Odmawiał.
Ale jego zdradziecki umysł dalej wracał do tego, jak to było czuć ciało Deana przy swoim, jego usta przy uchu i słyszeć ten głos, gładki i seksowny.
Twarde, opalone ciało Deana: jakby wyglądało leżące przed nim nago?
Krew i gorąco dalej spływały mu w dół ciała, aż wreszcie Castiel był już zbyt twardy, żeby myśleć o czym innym poza obciąganiem sobie. Więc obciągnął, a kiedy mocno doszedł, poczuł cudownie intensywną rozkosz.
Ale nie był z tego powodu szczęśliwy!
Kiedy już oddech mu zwolnił, ponownie wyobraził sobie Deana, tylko tym razem wzbudziło to w nim zupełnie inną reakcję.
- Dupek – warknął Castiel, przetaczając się na bok i gapiąc na ścianę.

Rozdział 3

W ciągu następnych paru dni wszystko wróciło do normy. Mniej więcej. Uczniowie spawalnictwa byli niespodziewanie skupieni, kiedy przychodziło do ich lekcji praktycznych, a znajdowali się na zewnątrz, w innych budynkach, co oznaczało spokój dla reszty Garrison. Bolesny tok zajęć Castiela również wrócił do normy i w okolicach południa z ulgą padł na starą skórzaną sofę w sali, w której jedli lunch. Była jeszcze sala jadalna, o wiele większa, z indywidualnymi zastawami i solidnymi dębowymi stołami, ale Castiel uznał ją za zbyt zatłoczoną. Lubił spędzać czas samotnie, a salka na trzecim piętrze idealnie się do tego nadawała.
Wgryzł się w gruszkę i zamachał koszulką, która przepocona przykleiła mu się do ciała. Oblizując usta wrócił myślami do występu świątecznego. Te występy w najlepszym razie bywały ciężkie, ale kilka ostatnich dni było ciężkich, nawet dla Castiela, który zazwyczaj miał mnóstwo energii i ochoty, by wytrzymać bóle i cierpienia, jakie towarzyszyły byciu tancerzem baletowym.
Wygryzł resztę gruszki, zeskrobując lepkość z dłoni, i pochylił się, by porozciągać swoje ścięgna udowe. Czasami Castiel myślał, że spędzał więcej czasu na rozciąganiu się, niż na robieniu czegoś innego.
- Wow! – powiedział ktoś za nim.
Castiel nie spodziewał się żadnej nagrody za odgadnięcie, do kogo należał ten głos…
Wyrzucił z siebie frustrację jednym długim wydechem i wrócił do pozycji stojącej, po czym odwrócił się i ujrzał Deana ubranego w usmarowany kombinezon. Castiel przeżył właśnie trzy cudowne dni bez konieczności rozmawiania z Deanem. Miał nadzieję, że pójdzie tak przez cały tydzień, co dawałoby swoisty rekord.
Ale obecność spawacza w jego sanktuarium spaliła te nadzieje na popiół.
- Koleś… że też możesz się tak po całości zgiąć. To niesamowite – powiedział Dean z wyraźnie autentycznym podziwem w głosie.
Spodziewając się zaraz po tym lubieżnego komentarza Castiel posłał mu spojrzenie i ruszył do drzwi.
- Och, no wiesz, poważnie? Nie zniesiesz nawet przebywania ze mną w tym samym pomieszczeniu? – spytał Dean.
- Nie, obawiam się, że twoje zidiocenie mogłoby być zaraźliwe – powiedział Castiel, przemykając chyłkiem obok spawacza, aby dosięgnąć drzwi.
- Wiesz – odparł Dean, sięgając ręką do klamki. Skórę miał gorącą i szorstką i był tak blisko. I taki był ciepły. – Prawdopodobnie w głębi duszy nie jesteś takim palantem, ale sprawiasz, że cholernie ciężko jest zobaczyć coś poza tym.
Castiel spojrzał w te cudowne zielone oczy – żałował, że nie umiał ich określić w inny sposób, ale nie mógł, były cudowne, seksowne i wciągały Castiela niczym wąż hipnotyzujący mysz – zaś różnica we wzroście przyprawiała go o zawroty głowy. Czemu to właśnie Dean sprawiał, że tak się czuł?
- Więc po co próbować? – zareplikował Castiel, odrywając od niego wzrok i przepychając się obok na korytarz.
- Boże! – wycedził gwałtownie Dean. – Jesteś taki…!
- Jaki? – rzucił Castiel przez ramię. – Inteligentny? Budzący podziw?
- Wkurzający!
- Wierzę ci. W końcu w tej materii jesteś ekspertem – Castiel przesunął dłonią po jedwabistej, mahoniowej poręczy, ruszając w dół. Czy Dean nie miał nic lepszego do roboty, tylko go molestować?
- Wiesz, jaki masz problem? – zawołał Dean.
- Nie, ale wyobrażam sobie, że mi powiesz – rzekł Castiel. Słyszał, jak drugi nastolatek tupiąc ruszył w dół po schodach w swych zabłoconych butach, i aż drętwiał na myśl o stanie dywanu po tym, jak Dean wdeptał w niego brud. Na tym polegała różnica między nimi. Najprawdopodobniej spawaczowi nie przyszło do tej zakutej głowy, że dywan, który właśnie nasycał smarem i brudem, kosztował więcej, niż jego edukacja.
Castiel został zatrzymany w chwili, w której zeskakiwał z ostatniego stopnia, i zmuszony do odwrócenia się.
- Osądzasz – oskarżył go Dean, wymachując przed nim palcem. – Znienawidziłeś mnie w chwili, gdy tylko mnie zobaczyłeś.
- Nie przesadzaj, Dean, znienawidziłem cię w chwili, w której otwarłeś usta. To robi różnicę. Lepiej w przyszłości trzymaj je zamknięte i pozwól ludziom przypuszczać, że jesteś durniem, zamiast je otwierać i pozbawiać ich złudzeń.
Rozległo się słyszalne kliknięcie, kiedy Dean zgrzytnął zębami, a Castiel uśmiechnął się, aby ukryć rozpaczliwą chęć wycofania się o krok. Dean był większy – tak wyższy, jak szerszy. Mógł z łatwością powalić Castiela jednym ciosem, więc byłoby to czymś aż nadto zachęcającym do milczenia. Dlatego też zaczynała się tworzyć korelacja między stycznością z Deanem a impertynencją Castiela. Zazwyczaj nie był tak pozbawiony szacunku.
- Aż cię boli, żeby pogrążyć pięść w mojej twarzy, co? – zapytał tancerz tonem, który nie brzmiał nawet w połowie tak pewnie, jak powinien.
Dean zaśmiał się, ale bez rozbawienia.
- Aż mnie boli, żeby pogrążyć coś w tobie, ale nie jest to moja pięść.
Słowa nie dotarły od razu, ale kiedy już do tego doszło, Castiel zaczerwienił się jak burak.
- I to udowadnia mój punkt widzenia.
- Jaki punkt?
- Że jesteś wulgarnym, aroganckim, nieodpowiedzialnym dupkiem ze zdrowym rozsądkiem i inteligencją…
- Orzeszka?
- Gryzonia.
- Aha… myślałem, że nadal tkwimy przy orzeszkach.
- Nie.
Dean przechylił głowę, a kiedy nic nie powiedział, Castiel odezwał się ponownie.
- Czy to wszystko? Mogę już iść? Ponieważ zabierasz mi moją przerwę na lunch.
- Nie, to nie wszystko. Wierz mi lub nie, ale nie znalazłem cię tylko dlatego, żebyś mnie słownie policzkował.
- Ja nie policzkuję – powiedział Castiel. – Nie jestem dziewczyną.
Dean wymamrotał coś, co brzmiało jak „jakbym o tym nie wiedział”, i nietypowym dla siebie nerwowym gestem potarł się po karku.
- Słuchaj, wiem, że mnie nie znosisz, ale… - westchnął. – Potrzebuję przysługi.
- Przysługi? – Castiel zmrużył oczy, ale nie powiedział natychmiast NIE. Mogło mu się przydać to, że Dean miał wobec niego dług, a skoro spawacz szukał dokładnie Castiela, to musiał rozpaczliwie chcieć tego, cokolwiek to było, czego chciał.
- Tak… uch, zaplanowałem sobie coś…
- Coś?
- Potrzebny mi wstęp na dach.
- Co? Nie-
- Mam pozwolenie! – upierał się Dean. – W pewnym sensie. Wolno mi wejść tam w nocy, jeśli przynajmniej jeden z prefektów mi towarzyszy.
Anna odwiedzała akurat rodzinę, jak zwykle przed świętami, skoro w faktyczny dzień nie mogła ich widzieć, co oznaczało, że Castiel musiał ze wszystkim radzić sobie sam. Stęknął wewnętrznie. Chociaż kusiło go, by Dean miał wobec niego dług wdzięczności, mógł sobie jedynie wyobrazić, jak okropnie by było spędzić noc na dachu, uwięzionym z Deanem z jakiegokolwiek powodu, dla którego tego dachu potrzebował. Prawdopodobnie na imprezę.
- Jestem zajęty.
- Nie, no wiesz, proszę, Cas!
- Do czego ci ten dach?
- To… na czyjeś urodziny.
- Urodziny? Czyje?
- Proszę, Cas, po prostu zrób to dla mnie – błagał Dean. - Zrobię wszystko. Wszystko, co zechcesz.
„Obiecaj, że będziesz się trzymał z dala ode mnie”, miał na końcu języka, niemal to powiedział, ale Castiel zmienił zdanie i postanowił poczekać, dopóki nie będzie czegoś zdecydowanie chciał od Deana, zanim nie skorzysta z przysługi. Lepiej wybrać mądrze.
- Dobra – powiedział Castiel. – Pójdę. Ale mam kilka warunków.
- Cokolwiek! – Dean dosłownie promieniał. Uśmiechał się tak szeroko, że kąciki oczu mu się marszczyły, a Castiel, wyłącznie z powodu tego, że musiał się gapić na absolutnie zarażającą szczęściem twarz, stwierdził, że odwzajemniał uśmiech.
- Po pierwsze – uniósł palec – jeśli planujesz się tam upić, to robisz to na własne ryzyko, ponieważ nie mam tolerancji dla uczniów wymiotujących na odległość.
- Na odległość…?
- Po drugie – przerwał mu Castiel, unosząc kolejny palec. – Impreza kończy się nie później, niż o 2 rano.
- Um-
- Po trzecie, żadnego sypiania z uczniami Garrison!
- Uch, Cas-
- Nie, Dean! Mówię poważnie.
- Cas, naprawdę nie sądzę, że musisz się martwić o to wszystko. To nie jest impreza – powiedział Dean. – Nie całkiem.
Castiel spojrzał na niego z ukosa.
- Jeśli planujesz wynająć striptizerki…
Dean wybuchnął śmiechem.
- Słuchaj, nie wiem, jakie imprezy urządzacie tu, w Garrison, ale to nie jest żadna z tych rzeczy.
- Więc jaki to TYP imprezy? – upomniał się Castiel.
- Zaufaj mi – powiedział Dean, a usta wykrzywił mu powolny, bezczelny uśmieszek. – Zobaczysz. Spotkamy się na zewnątrz o 19.00 – opuścił wzrok na tors tancerza i pociągnął za krawędź jego wilgotnej koszulki, napinając ją, po czym puścił materiał, który odskoczył z powrotem, ocierając mu się o sutki, aż Castiel zadrżał. – Załóż coś niebieskiego – wymruczał Dean i odszedł bez kolejnego słowa.

- Okej, mówiąc wprost… Dean zaprosił cię na imprezę, a ty naprawdę na nią idziesz? – zapytała Ava. Siedziała po turecku na jego łóżku w różowym, puchatym szlafroku z nadrukiem w czerwone serca. Zastała go na wyrzucaniu zawartości szafy w poszukiwaniu czegoś do założenia, a co nie byłoby niebieskie. Okazało się to być dużo większym wyzwaniem, niż początkowo myślał.
Zmarszczył się na widok pojedynczego drucianego wieszaka, z którego zwisała szaroniebieska koszula.
- Czy wszystkie moje ubrania są niebieskie?
- Lubisz niebieski. Dobrze w nim wyglądasz. Poza tym, dziś jest dzień na pranie. Czy nie wysłałeś większości swoich pozostałych rzeczy do czyszczenia?
Castiel skrzywił się.
- Tak. Zapomniałem. I, Ava, jak już mówiłem wcześniej, nie zaproszono mnie w charakterze gościa. Mam tam być, aby nadzorować imprezę.
- Czy mój słuch mnie zawodzi? – Gabriel wsunął głowę przez szparę w drzwiach, podejrzliwie mrużąc oczy. – Zostałeś zaproszony na imprezę beze mnie?!
- Gabriel – westchnął Castiel – to nie jest-
- Dean go zaprosił! – wykrzyknęła Ava. – To praktycznie randka!
- Nie, to-
- Randka?! – drzwi otwarły się z taką siłą, że wybiły w ścianie dziurę w kształcie klamki.
Cała trójka zagapiła się na krater, a potem na kupkę gruzu na podłodze.
- Gabriel!
- Mam w pokoju trochę super glue, wszystko będzie dobrze – powiedział, machając lekceważąco ręką. – Co ważniejsze… umawiasz się z moim chłopakiem?!
Ava zrobiła minę.
- Dean nie jest twoim chłopakiem.
- Mógłby być.
- Nie, nie mógłby.
- Czemu nie, u licha?
- Ponieważ ty to ty.
- A co ze mną jest nie tak?
- Potrzebna ci lista?
- To nie jest randka! – przerwał Castiel, zamykając drzwi do szafy i odwracając się twarzą do nich. – Poprosił mnie o nadzór i właśnie to zamierzam zrobić. To wszystko, co zamierzam zrobić.
Gabriel skoczył na łóżko, trącając Avę stopą.
- Znaczy się, że nie spróbujesz żadnego ostrego bzykanka?
- Castiel nie miewa ostrych bzykanek – zachichotała Ava. – Castiel odbywa „stosunek seksualny”.
Gabriel uśmiechnął się kpiąco.
- Nie, Castiel odbywa „coitus”.
Ava ryknęła śmiechem.
- Coitus?!
- Albo kopuluje.
- Skończyliście? – zapytał Castiel ponad śmiechem Avy. – Muszę znaleźć coś do założenia. Coś, co nie jest niebieskie.
- Czemu nie niebieskie? – zapytał Gabriel, opierając się o zagłówek. – W niebieskim wyglądasz seksownie.
- Ponieważ Dean chce go widzieć w niebieskim – powiedziała Ava z rozbawieniem wciąż lśniącym jej w oczach. – Castiel, on ma do ciebie taką słabość i jest wspaniały. Musisz spróbować.
- Ale nie jestem nim zainteresowany – powiedział zwyczajnie Castiel, choć nie była to do końca prawda, bardziej już półprawda. Uważał Deana za atrakcyjnego, bardzo atrakcyjnego, ale to nie znaczyło, że lubił to, co kryło się pod tą ładną buzią, a skutki faktycznego przespania się z Deanem mogły być katastrofalne.
- To największe kłamstwo w życiu, jakie widziałam! – powiedziała Ava. – Dean jest gorący i naprawdę słodki, jak możesz go nie lubić?
- A twój maluszek już od jakiegoś czasu się nie zabawił. Castiel, musisz i o nim pomyśleć.
Ava w niezrozumieniu ściągnęła brwi.
- Jego maluszek?
- Jego kiełbaska – wyjaśnił Gabriel.
Castiel zmarszczył się.
- Gabriel, ja nie mam kiełbaski. Mam penisa. Myślę, że nawet ty dałbyś radę to powiedzieć.
- Jego kiełbaska?! – Ava dostała kolejnego napadu śmiechu. – Kiełbaska Castiela potrzebuje trochę koitalnych działań – wysapała, po czym, chichocząc, sturlała się z łóżka na podłogę.
Castiel westchnął.

O 18.55 Castiel ruszył schodami w dół do wielkiego wejścia do Garrison, ubrany w czarny, dopasowany sweter, należący do Gabriela, oraz dżinsy. W ostatniej chwili postanowił założyć swój prochowiec. Według Gabriela i Avy płaszcz „spieprzył mu wygląd”, ale Castiel o to nie dbał, na zewnątrz było zimno, a płaszcz działał na niego jak kocyk bezpieczeństwa. Wiedział, że będzie go potrzebował, jeśli miał mieć do czynienia z Deanem i jego przyjaciółmi.
Główne wejście stało otworem i Castiel mógł przez szczelinę dostrzec Deana, stojącego samotnie u góry schodów. Pchnął jedno skrzydło ciężkich drzwi, wyszedł na nocne powietrze i zamknął je za sobą. W ciszy podszedł do spawacza.
- Witaj, Dean.
- Jezu! – zawył Dean, jakby go ktoś poraził prądem. – Cas. Tak. Nie rób tego – wydyszał, łapiąc się za serce.
- Nie mów „witaj”? Myślałem, że takie określenie jest w użyciu – powiedział Castiel, trzymając ręce w kieszeniach.
- Spryciarz – zaśmiał się Dean. Również wsunął sobie ręce do kieszeni, naśladując Castiela, i kopnął jakiś niewidoczny kamień. – Nie sądziłem, że przyjdziesz.
Castiel nie był pewien, jak na to zareagować.
- Powiedziałem, że przyjdę.
- Mhm.
Castiel ukradkiem zerknął na Deana. Chłopak jak zwykle wyglądał niewiarygodnie przystojnie. Miał na sobie starą skórzaną kurtkę, koszulę i powydzierane dżinsy. Castiel nigdy nie pojmował koncepcji podartych dżinsów. Po co kupować uszkodzone ubrania?
Niezależnie od tego, na Deanie wyglądały dobrze.
- Jest tutaj – szepnął nagle spawacz, uśmiechając się jaśniej niż słońce.
Castielowi opadł żołądek. Czy Dean czekał na swojego chłopaka? To by miało sens. Dach był romantycznym miejscem, a skoro gwiazdy nad Garrison tak jasno świeciły, widok byłby spektakularny. Ale jeśli tak było, czemu Dean prosił go o założenie czegoś niebieskiego? Czemu Dean próbował go podrywać?
Czy Castiel się mylił? Czy cały czas tkwił w błędzie? Teraz, jak o tym pomyślał, czy Dean kiedykolwiek próbował z nim flirtować? Na przyjęciu powitalnym poprosił tylko, by byli przyjaciółmi, o nic więcej.
Szokująco silna zazdrość rosnąca mu w piersi sprawiła, że zacisnął dłonie w pięści.
Podążył za wzrokiem Deana, kiedy samochód podjechał długim podjazdem i zatrzymał się przed nimi.
Dean podbiegł do strony pasażera i Castiel zapragnął się odwrócić. Dean tak wyraźnie był podekscytowany.
Drzwi samochodu otwarły się i-
- Dean!
- Sammy! – zawołał Dean, wyciągając małego chłopca z siedzenia i przytulając go. – W porządku z tobą? Przyniosłeś swój teleskop?
- Tak. I wykres gwiazd również.
- Świetnie.
Mały chłopiec?
- Hej, chciałbym, żebyś kogoś poznał – powiedział Dean, biorąc Sama za rękę i prowadząc go po schodach do Castiela. Chłopiec nie miał więcej, jak 9 lat, zwisające brązowe włosy, dołeczki w policzkach i piwne oczy. Był słodki. – Okej, Sam, to jest Cas. Cas? To jest Sam, mój młodszy braciszek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:35, 18 Paź 2013    Temat postu:

Jensen & Jared preview "Slumber Party" :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:27, 19 Paź 2013    Temat postu:

Przeczytałam WHAT ONCE WAS SACRED. Dwa razy. Tym ficzkiem saltandbyrne udowodniła, że potrafi napisać coś z konkretnym plotem. To jej absolutnie najlepsza praca i polecam ją każdej z was.
Aha, dostałam pozwolenie na EXERCISE IN WORTHLESS :))) I autorka jest ciekawa, jak jej praca wyjdzie po polsku.
EDYTKA: moja siostra ogląda już sezon siódmy :hamster_dies: Jest mi wstyd, że jakoś się nie biorę. Ale przynajmniej obejrzałam z nią czwarty do końca. I jakoś nie widzi tego przyciągania między Deanem a Casem, na co mówię jej, żeby czekała do sezonu ósmego. Jak sceny w czyśćcu jej nie przekonają, to już chyba nic...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Sob 20:35, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:13, 19 Paź 2013    Temat postu:

Rozdział 4 :)

Rozdział 4

Patrzenie na szorstkiego Deana Winchestera z bratem, ustawiającego teleskop na dachu Garrison, było… nierealne. Castiel nigdy by się nie spodziewał, że Dean mógł mieć taką łagodną, kochającą stronę – wielki kontrast w stosunku do osoby, którą, jak myślał, znał – a fakt, że miał, sprawił, że Castiel poczuł się wystawiony do wiatru. Stał przy poręczach z dłońmi w kieszeniach płaszcza i z ciekawością obserwował interakcję braci. Dean był najwyraźniej dobrym bratem, ponieważ Sam go uwielbiał. Chłopczyk patrzył na Deana z wyraźnym podekscytowaniem i podziwem w oczach i Castiel zaczął się zastanawiać, czemu wcześniej tego nie zobaczył, tej dobroci w Deanie, tej łagodności. A może zobaczył i po prostu ją zignorował. Może nie chciał jej widzieć. Jak Dean wspomniał, Castiel osądził go natychmiast. Ale kto by nie osądził, zetknąwszy się z czymś nietypowym? A Dean Winchester był nietypowy. Był szorstki i wulgarny, i arogancki, i… troskliwy.
Część Castiela nie chciała widzieć tej jego strony, ponieważ mógł sobie poradzić z napalaniem się na niego, mógł sobie poradzić z silnym pociągiem, z którego wyrosła jego zazdrość, ale z niczym ponad to. Castiel zawsze oddawał komuś serce bez pozwolenia swego umysłu, i nie chciał oddawać go Deanowi Winchesterowi, Deanowi, który nie był bezpiecznym wyborem, który najpierw działał, a potem myślał. Wątpił, by jego serce nie doznało uszczerbku, znalazłszy się w rękach kogoś takiego, jak on. Lepiej trzymać się na dystans, lepiej utrzymać ten związek, jaki ich teraz łączył – wściekły i pełen ignorancji – niż rozerwać sobie serce na strzępy.
Na horyzoncie widniała piękna niebieska poświata, przechodząca w atramentową czerń pełną gwiazd i ze wspaniałym księżycem w pełni. W odległości, poza otaczającymi Garrison polami, widać było światła miasta, rzucające własny migotliwy poblask na morze ciemności. Temperatura spadła wystarczająco, by Castiel wydychał niewielkie kłęby pary.
- A co z tamtą gwiazdą? Jest naprawdę jasna! – powiedział podekscytowany Sam, manewrując teleskopem, aby wskazać na przedmiot swego zainteresowania.
- Uch… to jest… - Dean spojrzał krzywo na mapę, przechylając ją to w jedną, to w drugą stronę i wściekle próbując zorientować się, na co dokładnie patrzył Sam. Na ten widok Castiel uśmiechnął się mimowolnie. Zdusił ten uśmiech i spojrzał na bezkresne niebo, aby znaleźć gwiazdę, którą wskazał Sam. Rozpoznał ją od razu.
- To nie jest gwiazda – powiedział.
Sam i Dean odwrócili się do niego.
- Nie jest? – odparli jednocześnie.
Castiel stłumił następny uśmiech, zmusił się do przybrania neutralnego wyrazu twarzy i stanął obok młodszego brata Deana.
- Masz na myśli tamtą? – spytał Sama, wskazując na niebo.
Lśniące oczy Sama odbijały noc, usta miał rozchylone, podążając wzrokiem za palcem Castiela.
- Um, tak, to jest to. To nie jest gwiazda?
- Nie. To planeta – powiedział Castiel. – Jowisz.
- Planeta?! – sapnął Sam, a Castiel uśmiechnął się.
Kątem oka ujrzał Deana, który go obserwował, i z ogromnym wysiłkiem zdołał na niego nie spojrzeć. Chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie, Castiel wycelował teleskop dokładnie tam, gdzie Sam zamierzał, i sprawdził obiektyw, upewniając się, że Jowisza było widać wyraźnie.
- Popatrz – powiedział.
Sam popatrzył i sapnął znowu.
- Dean, musisz to zobaczyć! Jest naprawdę wielki! I ma wokół jakieś kropki… - odsunął się i spojrzał krzywo na Castiela. – Czym są te kropki? Czy to gwiazdy?
Castiel zerknął pospiesznie.
- Nie, to są księżyce.
- Jowisz ma cztery księżyce?!
Entuzjazm w głosie Sama sprawił, że Castiel nie mógł utrzymać prostej twarzy.
- Prawdę mówiąc Jowisz ma 67 księżyców, ale tylko cztery widać przez twój teleskop – wyjaśnił.
Sam zamrugał.
- Wow… - szepnął i ponownie zagapił się w niebo, w powietrze tak zimne, że policzki mu poróżowiały. – To tylko taka malutka kropeczka… - wymamrotał, unosząc osłoniętą rękawiczką rękę, zamykając jedno oko i udając, że trzymał Jowisza pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym. – A to przecież cała planeta.
- Sądzę, że czasami… - zaczął Dean, wyłapując spojrzenie Castiela – nie wszystko jest tym, na co wygląda.
Ten niezbyt subtelny komentarz, wycelowany wprost w niego, wyzwolił w Castielu mieszankę ciepła i irytacji, której nie chciał. Głos Deana brzmiał zbyt intymnie, był zbyt blisko, jakby dzielili się sekretem lub osobistym żartem. Jego słowa, zamierzenie lub nie, były gałązką oliwną, prośbą o rozejm albo nawet przyjaźń, którą Castiel odrzucił.
Chłopak ponownie spojrzał na niebo.
- Nie, ale poparte wykształceniem przypuszczenia zazwyczaj są poprawne.
Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że Dean z irytacją potrząsnął głową. Nie było w charakterze Castiela zachowywać się z tak zdecydowanym okrucieństwem i czuł się z tego powodu winny. Dean nie zasługiwał na jego wrogość, ale tylko w taki sposób tancerz mógł sobie poradzić z tym przyciąganiem, zanim mogło się pogorszyć i wrosnąć mu w umysł niczym niechciane zielsko.
- Chodź, Sammy, mam coś dla ciebie – powiedział Dean, przykucając i grzebiąc w swojej torbie.
Sam zmarszczył się.
- Ale… ty nie masz za dużo pieniędzy. Powiedziałem ci, żebyś nie…
- Masz dziewięć lat – powiedział Dean, wyglądając, jakby mu to imponowało. – Dziewięć. To jak… 54 lata dla psa.
- 63 – poprawili go Sam i Castiel jednocześnie. Chłopczyk posłał mu szeroki uśmiech, który Castiel pospiesznie odwzajemnił.
- Dobra, Einsteiny – wymamrotał Dean.
- Był tylko jeden Albert Einstein – powiedział Sam, unosząc malutki palec. – Nie dwóch.
- I jestem pewien, że był on fizykiem teoretycznym, nie zaś tancerzem baletowym czy dziewięcioletnim chłopcem – powiedział Castiel.
- Ale dużo wiedział na temat matematyki! – dodał Sam z dumą. – Jak my!
- Tak, wiedział – zgodził się Castiel. – Więc przypuszczam, Dean, że nie jesteś całkiem w błędzie.
- Dzięki Bogu – powiedział Dean sucho.
Sam zachichotał, ujawniając dołeczki w policzkach, i szarpnął Castiela za płaszcz, dopóki ten nie zrozumiał wskazówki i nie przykucnął tak, aby Sam mógł mu głośno szepnąć do ucha.
- Myślę, że on jest wściekły.
- Hm, Sam, możesz mieć rację – powiedział Castiel, kiwając głową i patrząc na Deana rozbawionym wzrokiem. Sam roześmiał się jeszcze raz, nadal ściskając płaszcz Castiela.
- Co? Teraz jesteście przyjaciółmi? – zapytał Dean.
Sam rozpromienił się.
- Tak. Mam nowego brata.
- Czyżby?
- Tak – Sam zaśmiał się rubasznie, a Castiel uśmiechnął się jeszcze szerzej. Czuł się lekki, szczęśliwy, jakby jego serce było balonem i istniała szansa, że odleci.
- Cóż… - Dean wzruszył ramionami – wygląda na to, że sam będę musiał zjeść ten czekoladowy tort… - otwarł białe pudło, ujawniając wielki, czekoladowy deser z wymyślnym napisem „Wszystkiego najlepszego, Sam” na górze.
Sam w podziwie otwarł usta.
- Przyniosłeś mi tort!
- Yyy… nie – powiedział Dean. – Przyniosłem SOBIE tort. Teraz jest mój, pamiętasz? – uśmiechnął się psotnie, wstał i powąchał czekoladę w tak przesadny sposób, że Castiel zarechotał. – Mmm… - westchnął. – Wszystko dla mnie.
Sam podbiegł do brata.
- Dean, to nie fair!
Odporny na próby Sama dosięgnięcia pudełka, Dean uniósł je sobie nad głową.
- Oczywiście, że fair, Sammy. Już mnie nie potrzebujesz, pamiętasz? Masz Casa, Jestem pewien, że przyniósł ci tort.
- Nie mówiłem poważnie! – upierał się Sam.
- Pewnie, że nie – zgodził się Dean, przeciągając palcem po lukrze i zlizując go. – Mmm, naprawdę dobrze smakuje.
- Dean! – parsknął Sam.
- Co jest, Sammy? – spytał Dean niewinnie.
- Dawaj!
- Oj, nie wydaje mi się.
Choć było zabawnie obserwować utarczkę między Deanem a Samem, to Castiel stał twardo po stronie Sama, więc wydawało się właściwe spróbować pomóc mu odzyskać tort. Spojrzenie Deana zrobiło się figlarne, kiedy ujrzał zbliżającego się Castiela.
- Chcesz spróbować mi to zabrać, Cas? – zapytał Dean.
- Nie zamierzam niczego próbować. Nie trzeba będzie wysiłku – odparł, pokonując odległość między nimi. Stali teraz niemal nos w nos. Wyczuwał czysty, ciepły zapach Deana, który gładził go po nerwach i sprawiał, że palce mu drżały od chęci, by go dotknąć.
- Sądzisz, że tak łatwo zdołasz mi go wziąć, co? – wymamrotał Dean.
- Sądzę – szarpnięcie w okolicy brzucha kazało mu się pochylić. Powoli tracił rozeznanie, o czym tak naprawdę mówili. Dean był tak blisko, miał szerokie ramiona, a w nikłym świetle jego źrenice wyglądały na wielkie.
- W mniej niż minutę? – Dean nie poruszył się choćby o cal, pomimo bliskości Castiela, i nadal miał na twarzy uśmiech.
- Tak.
- Chcesz się założyć?
Castiel urwał. O czym dyskutowali?
- Założyć? – powtórzył, wyrywając się z transu i robiąc krok do tyłu.
- Tak – powiedział Dean. – A może ten kołek w twoim tyłku za głęboko na to siedzi?
Castiel zmarszczył brwi. To mu się nie podobało. To, że lubił utrzymywać porządek i nie przeklinał aż tyle, co Dean, nie robiło z niego malkontenta.
- Jakie są stawki?
- Hmm – zadumał się Dean. Usta mu drgały, jakby usiłował powstrzymać uśmiech. – Jeśli zabierzesz mi ten tort w mniej niż minutę… wtedy założę rajtuzy i tutu i obiegnę całe Garrison.
Sam roześmiał się głośno, przeszywając tym dźwiękiem nocne powietrze, i Castiel zdał sobie gwałtownie sprawę z faktu, że nie byli sami. Całkowicie zapomniał o małym chłopcu, który stał przy teleskopie i skandował „Zrób to! Zrób to!”
- Kuszące – możliwość upokorzenia Deana w taki sposób była zbyt dobra, aby ją przegapić, ale… gdyby Castiel przegrał… - A jeśli przegram?
Uśmiech, który Dean wstrzymywał, wreszcie wyrwał się na wolność.
- Jeśli przegrasz, to będziesz musiał mnie pocałować.
Castielowi coś drgnęło w brzuchu.
- Fuuj – powiedział Sam. – Dean, nie możesz wymyślić nic lepszego?
- Co? Nie mogę zmusić Casa do biegania wokół w rajtuzach i tutu. On już to codziennie robi – uśmiechnął się do tancerza i mrugnął. – Prawda, Cas?
- Nie noszę tutu – wymamrotał Cas, rumieniąc się z gorąca i bezowocnie próbując zignorować wciąż przyspieszający puls. Już wyczekiwał na okazję, by dotknąć Deana, by mieć wymówkę na położenie rąk na nim. Jakie to żałosne.
- Co za wstyd… - westchnął Dean z żalem.
- Robimy to czy nie? – nalegał Castiel.
- Aż tak chcesz mnie pocałować, co?
- Nie powinieneś mnie nie doceniać.
- A ty nie powinieneś nie doceniać faktu, jak bardzo chcę wygrać – powiedział Dean i to proste wyznanie wzbudziło w Castielu kolejną falę rozkoszy. Sięgnąwszy do tylnej kieszeni dżinsów Dean wyjął cienki, srebrny telefon. urządzenie rozjaśniło mu twarz i Castiel odkrył, że gapił mu się na usta, zastanawiając się, jakby to było dotknąć ich własnymi.
- Dobra – powiedział Dean, wręczając telefon młodszemu bratu. – Sekundnik jest gotowy. Naciśnij ten guzik, Sam, kiedy Cas się ruszy. Po minucie zapiszczy… więc… - uśmiechnął się szeroko, wręcz wilczo, i wyciągnął tort – w twoim tempie, Cas.
Nastała chwila wahania, po czym Castiel rzucił się na niego, a Dean umknął mu z drogi tak szybko i łatwo, jakby praktycznie nie wkładał w to wysiłku. Unosił tort wysoko, poza zasięg Castiela, śmiejąc się, kiedy tancerz podskoczył. Ku jego zaskoczeniu, Dean nie wykorzystał okazji, żeby go obmacywać. Trzymał wolną rękę blisko ciała i używał jej tylko wtedy, gdy musiał. Jednak Castiel nie był aż tak szlachetny. Nie umiał się powstrzymać. Objął Deana ramionami, gdy tamten schował tort za plecami, pchnął Deana w pierś, złapał go za rękę, ścisnął w talii, pomacał po bicepsie…
…oczywiście, wszystko po to, aby sięgnąć do tortu.
No i Dean był silny. Castiel czuł, że zamiast nóg miał galaretkę za każdym razem, kiedy spawacz z łatwością odpychał go jedną ręką. Żołądek mu się zasupłał, a serce mu waliło.
- Zostało dziesięć sekund – zawołał Sam. – Dziesięć…
Castiel podskoczył jeszcze raz, kładąc rękę na ramieniu Deana.
- Dziewięć…
Potem znowu opadł na dół.
- Osiem…
Był twarzą tak blisko Deana, że policzek ocierał się o policzek, kiedy się wyciągnął…
- Siedem…
…i poczuł najdelikatniejszy pocałunek, jaki w życiu otrzymał, na szyi, tuż pod uchem.
- Sześć…
Castiel sapnął leciutko.
- Pięć…
Odsunął się, by spojrzeć na Deana, oddychając z wysiłkiem.
- Cztery…
Dean już się nie uśmiechał.
- Chcesz tortu, Cas? – szepnął, wyciągając go przed siebie.
- Trzy…
A Castiel wiedział, że mógłby go wziąć, gdyby chciał…
- Dwa…
Ale…
- Jeden…
PIIII!
- Koniec! Oj, chłopie. Czy to znaczy, że nie będzie tutu? – zapytał nadąsany Sam.
- Żadnych tutu, Sammy, przykro mi, ale jeśli poprosisz Casa, to jestem pewien, że zrobi ci tę przysługę.
- Nie chcę tutu!
- Nie, ale założę się, że chcesz ten tort, co? – powiedział Dean, a jego uśmiech powrócił. Kiedy przykucnął razem z Samem, wyciągając z torby miseczki i łyżeczki, Castiel przygryzł sobie wargę.
- Dean…? – odchrząknął. – A co z-
- Możesz mi być dłużny – odparł Dean przez ramię.
Próbując nie okazywać rozczarowania Castiel kiwnął głową, przyjął ofiarowaną miseczkę i kawałek ciasta, ale kiedy próbował wyjąć ją spawaczowi z rąk, Dean przytrzymał ją mocno, aż Castiel musiał spojrzeć w jego rozbawione oczy.
- Nie sądź jednak, że zapomnę – powiedział. – Wisisz mi pocałunek. I odbiorę go, kiedy będę chciał.
Castiel skrzywił się, ale kiedy Dean ponownie się od niego odwrócił, pozwolił sobie na niewielki uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:56, 19 Paź 2013    Temat postu:

Scena w krypcie przekona każdego:3

Hehe, a laska od worthless też by mogła przetłumaczyć, ta sama droga XD

A ja chciałam tylko zakomunikować, że internet to złe miejsce czasami, w którym można złapać trojana całkowicie blokującego dostęp do komputera, jak to stało się mnie. Mam nadzieję, że zaraza zadziałała z opóźnieniem, bo inaczej AO3 jest groźne T_T nur wiem kiedy postawię system do pionu, może nie postawię. Więc na razie zostałam bez komputera i mi źle :( SPN! TT_TT

Ale. Zanim mój dzień zrobił się bardzo zły, przeczytałam rozdzialiki i są tak przesłodkie, że lękajcie narody :3 uwielbiam tą charakteryzację postaci, Cas jest wprost wspaniały. I Dean też <3 ach, cała ta złość, hormony, napięcie i przyciąganie <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:12, 20 Paź 2013    Temat postu:

9x03 Sneak Peek - I'm No Angel :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:07, 20 Paź 2013    Temat postu:

Pat, Słońce, przepraszam Cię za wczorajszego smsa ._. Daję słowo, następnym razem będę wyłączała telefon zaraz po wejściu do lokalu ._.
Chryste, słońce na mnie hałasuje. Na dodatek znowu witam się z grypą, ale czego ja się spodziewałam, kąpiąc się w jeziorze o 3 w nocy w październiku. Well, wczoraj pewnie niczego. Rozdzialiki, rozdzialiki, chodźcie szybciutko do cioci Lin Dx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:10, 20 Paź 2013    Temat postu:

Nie ma za co przepraszać :) Ale tą kąpielą to bym się martwiła...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:06, 20 Paź 2013    Temat postu:

Ach, bo głupia Lin nawet nie potrzebuje wymyślać tych idiotyzmów, na trzeźwo jest "naaah, bo przypał i ludzie naokoło", a jak się cholera ubzdryngoli to "heeey, PRZYPAŁ...! Z publiką...!" Nawet nie chciałam pić, for Gods sake, ale
niebędępiłaniebędępiłaniebędępiła
ojeeej, nasza ładna dziewczynka znowu bez chłopca...?
DAJCIE MI WÓDKI
I wszystko inne samo wyszło. Ale ciężko mi opisać słowami, o ile mi lepiej po ficzkowych fragmentach xD Castiel, you sassy little shit. Snobistyczne jak sukinsyn sassy little shit <3 Kocham, no po prostu kocham pierwsze 'starcie' chłopaków. Po polsku porozkładało mnie w ogóle na łopatki, Dean nie pierdoli się z ripostami :'D Niemal wyplułam płuca na "- Spawaczki – wymamrotał Castiel.
- Muszą umieć sobie radzić pośród tych chłopaków – powiedziała Anna.
- Nie – zripostował Dean, wciąż wcinając M&Msy. – Po prostu mają jaja wielkości kokosów – uśmiechnął się szeroko do Castiela i mrugnął. – Pomyślałem, że spodoba ci się ta analogia. Wiesz, skoro tak bardzo lubisz orzeszki.
- Zdumiewa mnie, że w ogóle wiesz, co znaczy „analogia”.
- Ma w sobie „anal” – powiedział Dean, jakby to wyjaśniało wszystko."
A późniejsza scena na dachu, awww! Tak się to wszystko zaczyna, wiecie. Cudnie się to czyta po polsku, kocham takie ficzki, kocham ten konkretny i zdecydowanie jest mi potrzebne coś tak cudownie lekko fluffaśnego. Dobrze mi. Dlatego nawet nie skomentuję zdjęć promujących z Casem i nożem w jego brzuchu. Kac i grypa nie lubią konkurencji w wyniszczaniu Lin od środka. Also: sneak peek... Wow, z jednej strony kuźwa, Zeke, przestań się pojawiać co chwilę, bo Sam stwierdzi, że ma dziury w pamięci z powodu galopującej schizofrenii, z drugiej- jak mu się tak nagle oczy rozświetlają... :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:18, 20 Paź 2013    Temat postu:

Mój komputer mnie bardzo nie lubi i nie chce się odzepsuć TT_TT

A rozdzialik na dachu jest tak słodki, że już czuję jak mi się próchnica robi, cudownie <3 co uwielbiam w tym fiku to fakt, że chociaż między chłopakami ewidentnie iskrzy od samego początku, to nie rzucają się na siebie tak od razu. Cas się złości, Dean się stara a wszystko jest tak wspaniale opisane, że nic tylko się kłaść wieczorową porą i zaczytywać z kubkiem kakao w ręku <3

Uwielbiam, jak się Samowi oczka nagle zaświecają :3 ach, Zeke, nie okazuj się pomiotem szatana, plisss @_@ to za dużo, oczekiwać, że z tego wszystkiego nie będzie wielkiej draki, prawda? XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:32, 20 Paź 2013    Temat postu:

Się cieszę, właśnie obrabiam scenę nad jeziorem z rozdziału 5 :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:11, 20 Paź 2013    Temat postu:

Ach, Pat, mów do mnie jeszcze :hamster_beautiful:
Antique, lecisz dysk jakimś programem naprawczym, czy teraz już tylko ślęczysz nad systemem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:24, 20 Paź 2013    Temat postu:

Mogę jeszcze - rozdział 5 za jakąś godzinę :D
Antique, powodzenia z kompem, podziwiam cię, że się z tym sama użerasz, ja bym nie wiedziała, jak...

EDYTKA: wyszło szybciej :D

Rozdział 5

W nienormalnie słoneczny niedzielny poranek Castiel siedział pod wierzbą płaczącą przy jeziorze na obrzeżach terenów Garrison. Wokół niego radośnie śpiewał chór ptaków, wiał lekki, uspokajający zimowy wiaterek, pozbawiony swej zwyczajnej kąśliwości. W pobliżu nie było żywej duszy. Czuł się całkowicie i absolutnie zrelaksowany. Przyniósł ze sobą książkę, ale stwierdził, że odpływał w sny na jawie, gapiąc się na falującą wodę migoczącą w słońcu. Czasami zwyczajnie lubił posiedzieć i pooddychać na zewnątrz.
Cisza-
- Tutaj! Podaj do mnie!
-najwyraźniej nigdy nie trwała długo.
Mamrocząc pod nosem bezsensowne przekleństwa rzucił wzrokiem w stronę grupy spawaczy maszerujących przez pola w jego stronę i przerzucających między sobą piłkę. Dean wędrował na czele grupy, co było typowe. Gdy tylko Castiel próbował zaznać trochę spokoju i ciszy, pojawiał się Dean, jakby wyposażony w radar.
Castiel skrzyżował ramiona na piersi z nadzieją, że nie zauważą go w solidnym cieniu wierzby.
Spawacze zatrzymali się w pewnej odległości i podzielili na dwie drużyny, grając w grę, której Castielowi nie chciało się śledzić. Większość chłopaków była bez koszul i zachowywali się, jakby to był środek lata, nie zaś zimy, i chociaż Castiel ich wszystkich nie lubił, musiał przyznać, że nie był to zły widok. Odstawiali niezłe widowisko, z masą lśniących, spoconych mięśni i szarpania. Zupełnie, jakby oglądał soft porno. Nie, żeby Castiel znał się na pornografii.
Wzrok w nieunikniony sposób zabłąkał mu się do Deana, który był z nich najatrakcyjniejszy. Miał w ruchach płynność, która była zarówno piękna, jak i boleśnie seksowna. Dean miał zarumienioną twarz, włosy rozczochrane, jakby właśnie skończył rundkę seksu. Castiel zauważył, że przez dłuższy czas gapił się chłopakowi na tyłek, wyobrażając sobie, jakby to było położyć na nim ręce, podczas gdy Dean rżnąłby-
Castiel potrząsnął głową, czując do siebie niechęć. Kiedy jego myśli stały się tak lubieżne? Prawdopodobnie w chwili, w której Dean przybył do Garrison. Nie powinien czuć się zdziwiony. Dean miał na niego zły wpływ.
Mimo to nawet Castiel zmuszony był zaakceptować, aczkolwiek niechętnie, fakt, że Dean miał też łagodniejszą, słodką stronę, co było całkowicie zaskakujące. Po nocy na dachu Castiel obudził się rano upokorzony tym, jak otwarcie dotykał Deana i jak nie tylko chciał pocałunku, ale prawie o niego poprosił.
Cóż, zdołał to przespać i teraz, w jasnym świetle dnia, Castiel uświadomił sobie, że dał się porwać chwili. Dean był seksowny, to był gotów mu przyznać, a jego głos był cokolwiek… pobudzający, ale to wszystko! Zatem Dean miał wrażliwą stronę, zatem kochał swojego brata. Nie oznaczało to automatycznie, że był aniołem czy świętym w przebraniu. Z pewnością nie. Nie był nikim szczególnym i przy odpowiedniej ilości czasu okazałoby się, że Castiel miał rację. Niestety, nawet, jeśli próbował wbić sobie te słowa jak młotem w najdalsze zakamarki mózgu, to spora jego część nie wierzyła w żadne z nich. Patrzenie na Deana współdziałającego z Samem nieodwołalnie zmieniło sposób, w jaki postrzegał spawacza, i czy tego chciał, czy nie, Dean zaczynał mu zachodzić za skórę.
Piłka trafiła w gałęzie wierzby i potoczyła się w stronę Castiela, zatrzymując się na jego kolanie. Castiel, krzywiąc się, spojrzał na nią z lekceważeniem.
- Hej, Cas, chłopie, odrzuć nam piłkę – zawołał Dean, unosząc ręce.
Castiel nie chciał zauważać, w jak żałosny sposób przyspieszył mu puls, ponieważ Dean zwrócił się do niego.
- Nie – powiedział i podniósł książkę, udając, że czytał.
- No dalej, Cas!
- Castiel, ty troglodyto – odciął się, posyłając mu ostre spojrzenie. Kiedy Dean nie odpowiedział natychmiast, Castiel poczuł irracjonalny lęk, że go w jakiś sposób rozzłościł. Zerknął w górę spod rzęs i zastał Deana uśmiechającego się, wciąż czekającego za piłką o kilka jardów dalej.
- Jesteś pewien, Cas, że chcesz sprawdzić moją cierpliwość? – zapytał Dean, teraz już prezentując pełny wyszczerz.
Castielowi opadła szczęka. Groźba? Czy Dean mu naprawdę groził? Castiel niezbyt dobrze znosił wydawanie mu poleceń. Zamknął gwałtownie książkę, tak jak i usta, i złapał piłkę.
- Oto mój chłopiec! – zaśmiał się Dean. Kiwnął głową i wyciągnął po nią ręce, tyle tylko, że Castiel nie rzucił piłki w jego stronę. Zamiast tego odwrócił się do jeziora… - Się nie wa… - …i wrzucił ją do wody.
Rozległy się okrzyki, przekleństwa i skargi od reszty spawaczy, którzy zbiorowo gapili się na piłkę, kołyszącą się na wodzie w pewnej odległości od brzegu.
Castiel zdusił śmiech i wrócił do czytania, usiłując wyglądać nonszalancko.
- Nie martwcie się – usłyszał głos Deana. – Odzyskam ją.
Castiel podniósł głowę; zmoczony Dean nie był czymś, co chciał przegapić. Ale spawacz nie poszedł na brzeg tak, jak się tancerz spodziewał, tylko ruszył w jego stronę. Zatrzymał się i spojrzał na niego w dół. Na twarzy Deana wciąż widniał uśmiech i na jego widok Castiel poczuł się nieswojo.
- Co? – spytał kąśliwie Castiel. Jeśli Dean zamierzał teraz zgarnąć wygrany pocałunek, to czekało go srogie rozczarowanie.
Dean skrzyżował ramiona na piersi, a jego uśmiech zrobił się wilczy.
- Przynieś.
- Dean, choć twoje słownictwo jest bardzo uproszczone, to obawiam się, że będziesz musiał rozwinąć wypowiedź.
- Przynieś piłkę – powiedział Dean z taką pewnością siebie, jakby Castiel faktycznie zamierzał to zrobić. – Teraz.
Czy on mówił poważnie? Czy naprawdę spodziewał się, że Castiel odzyska piłkę niczym wyszkolony pies? Gdyby Castiel był psem, to by zawarczał, chociaż zacząłby też obskakiwać Deanowi nogę, ale nie o to tu chodziło.
Castiel uniósł brew.
- Deanie Winchester, miałbym większą ochotę z własnej woli przepłynąć jezioro nago, niż słuchać twoich rozkazów.
Dean powoli pokiwał głową, w zamyśleniu ściągając usta.
- Nago, co?
Castiel przewrócił oczami. Pomyślał, że na tym się skończy, ponieważ co niby Dean mógł jeszcze zrobić? Nie mógł go zmusić do popłynięcia po piłkę.
Ale wtedy ujrzał psotny błysk w oczach Deana i zanim się zorientował, spawacz podniósł go z ziemi i ruszył do jeziora.
- Dean! – wrzasnął Castiel, walcząc z całych sił, ale Dean był silny i trzymał go mocno. – Dean, postaw mnie! – krzyknął. Spawacz niósł go z taką łatwością. Castielowi serce tłukło się w piersi. Dean miał gorącą skórę. Za gorącą. Tak gorącą, że parzyła. Mógł sobie jedynie wyobrażać, jak dobrze by było czuć ją przy sobie bez rozdzielających ich ubrań. Za nimi wiwatowali inni spawacze. Tancerz spojrzał w rozbawione oczy Deana; ich twarze były za blisko. – Dean – przełknął Castiel – przysięgam, że jeśli mnie nie postawisz, to-
Żołądek mu niespodziewanie zjechał w dół, kiedy został rzucony w powietrze, i sapnął, gdy uderzył we wodę, nurkując w lodowato zimnym jeziorze.
Zachwiał się, natychmiast przemoczony od stóp do głów, i wyprostował niepewnie, podczas gdy woda radośnie lizała mu osłonięte dżinsami uda.
Przemoczony, drżący i pełen morderczych zamiarów, Castiel spojrzał na Deana, który śmiał się tak mocno, że musiał się trzymać za brzuch.
- Ty… - zaczął Castiel, ale nie umiał wymyślić nic wystarczająco obelżywego. Nie mówiąc nic więcej wymaszerował z jeziora, rozchlapując wokół wodę – jezioro nie zostało stworzone do wybiegania z niego, więc szło mu powoli – wziął książkę spod drzewa i z chlupotem poszedł w stronę szkoły, nie zatrzymując się, kiedy Dean go zawołał, i ignorując nieustające wybuchy śmiechu pozostałych neandertalczyków.
Nie wiedział, kiedy ani jak, ale zamierzał się zemścić.
- Cas! Hej! Zaczekaj!
Castiel niczego takiego nie zrobił, zdecydowanie odmawiając zauważenia Deana, podczas gdy spawacz podbiegł do niego i z łatwością dostosował się do jego tempa po kamiennej ścieżce do Garrison.
- No wiesz, to był tylko żart.
Castiel zignorował go, ale przestał się również starać go przegonić bez konieczności faktycznego uciekania. Nienawidził tego, jaki był świadom Deana. Nienawidził tego, że, chociaż był wściekły, to część niego cieszyła się bliskością drugiego chłopaka. Nienawidził slangu Deana i jego nisko opuszczonych dżinsów, i jego głupiego wisiorka, i jego najeżonych włosów, i jego silnego ciała. Nienawidził tego wszystkiego. Nienawidził. Nienawidził Deana!
- Cas-
- Odpierdol się – warknął Cas i Dean naprawdę zwolnił. Najwyraźniej był równie zaskoczony ostrą odzywką, co sam tancerz. Castiel nie lubił przeklinać. Uważał to za żenujące. Jednak tym razem była to czysto instynktowna reakcja. Dean sprawiał, że chciał przeklinać i używać słów takich, jak „kurwa” czy „cholera”.
- Chryste, Cas, jesteś tylko trochę mokry! To nic takiego. Czemu się tak wkurzasz? Hej, zatrzymasz się wreszcie?! – Dean złapał Castiela za nadgarstek i szarpnął nim, zatrzymując go. Stali pod łukami drzew, a światło sączyło się na ścieżkę. – Co jest z tobą nie tak? Myślałem… - Dean opuścił wzrok i wsadził ręce do kieszeni. Wydawał się nerwowy. – Myślałem, że zeszłej nocy dobrze się bawiliśmy?
Castiel spojrzał na niego zezem.
- To nie była randka.
- Tak, wiem – odparł – ale… - wzruszył ramionami i posłał mu krzywy uśmiech – myślałem, że może będziesz mnie mniej nienawidził, wiesz? – Dean spojrzał na swoje nogi i skopał kamyk ze ścieżki. – Myślałem, że może moglibyśmy znowu to zrobić, może wyskoczyć gdzieś razem.
Castiel wiedział, że Dean się przed nim odsłaniał, ujawniał tak, że wszyscy mogli to widzieć. Wiedział, że było mu ciężko narażać się na odrzucenie, i podejrzewał, że Dean robił to rzadko. Castiel wiedział to wszystko, był tego w pełni świadom, a jednak, gdyby ktoś go zapytał, to nie byłby w stanie wyjaśnić, czemu odpowiedział tak, a nie inaczej.
- Myślę, Dean, że stać mnie na więcej, niż na spawacza.
To było zjadliwe. To było okrutne. Możliwe, że były to najzłośliwsze słowa, jakie kiedykolwiek do kogoś powiedział. Serce go bolało i zaraz po tym poczuł się winny. Nie mógł zrozumieć, czemu to powiedział. Nie miał pojęcia, czemu postanowił zranić Deana i odrzucić go tak brutalnie.
Dean gapił się na niego, a Castiel odwzajemniał to spojrzenie. Czuł wyryty na własnej twarzy żal.
- Dean-
- Nieważne – powiedział spawacz.
- Nie, nie powinienem-
- Wiesz co? Nie mam pojęcia, co w ogóle w tobie widziałem – powiedział Dean, parskając. Odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić.
- Dean! – wrzasnął Castiel. – Stój! Przepraszam. Nie miałem tego na myśli. – Kiedy Dean się nie zatrzymał, Castiel nieoczekiwanie poczuł złość. Tamten mógł przynajmniej zauważyć jego przeprosiny! Jego odruchową reakcją w tej chwili było rzucić czymś, aby przyciągnąć uwagę Deana, może też go rozzłościć tak, aby z nim pogadał. Ale, niestety, miał w rękach jedynie książkę, która już uderzyła Deana prosto w tył głowy, zanim Castiel zdołał pomyśleć o konsekwencjach. Było to wydanie w twardej oprawie i z bolesnym stuknięciem rąbnęło go w czaszkę.
Castiel oczekiwał, że to przyciągnie uwagę Deana, ale tym, czego się nie spodziewał, kiedy spawacz się odwrócił, była wściekłość. Dean się wściekł. Nozdrza mu falowały, szczękę miał zaciśniętą.
- Czy ty właśnie-
Serce zaczęło łomotać Castielowi w piersi. Poddańczo uniósł ręce. Czy wreszcie popchnął Deana za daleko?
- Chwila, zaczekaj, nie zamierzałem…
Usta Deana uniosły się w gniewie.
- Ty mały-
Castiel otwarł szeroko oczy, patrząc na niego. Liście uniosły się w powietrze, kiedy Dean pognał w jego stronę, a Castiel rzucił się w przeciwnym kierunku niczym spłoszony królik.
- Wracaj tu! – wrzasnął Dean.
Popędzili między drzewami, Dean siedział mu na ogonie. Castiel był szybki, ale Dean był szybszy i silniejszy. Tancerz ostro skręcił w prawo, przedzierając się przez gęste liście i przeskakując niski żywopłot. Dyszał, mokre dżinsy drapały mu uda, a skóra płonęła mu z gorąca. Przed nim znajdował się stromy wał, o którym wiedział, że gdyby się na niego wdrapał, to wyszedłby zza drzew prosto na ścieżkę główną do szkoły. Gdyby zdołał się dostać do budynku, byłby bezpieczny – taką miał nadzieję.
Coś twardego rzuciło się na niego i poleciał do przodu, padając twarzą na ziemię. Castiel wił się w błocie, wypluwając liście i walcząc, by się uwolnić. Został przerzucony na plecy z taką łatwością, jakby nic nie ważył. Dean złapał go za nogi i umościł pod sobą tak, że wreszcie na nim usiadł.
- Puszczaj mnie! – Castiel usiłował go zepchnąć, ale Dean zwyczajnie przytrzymał mu nadgarstki i przycisnął je do ziemi po obu stronach jego głowy.
Gapił się na Castiela. Obaj dyszeli. Oczy Deana lśniły podnieceniem i gniewem. Miały żywy, zielony kolor, jakby ktoś rozpalił mu ogień za tęczówkami. Pierś miał nagą, usmarowaną błotem, stwardniałe sutki, a jego umięśniony brzuch falował.
- Jesteś tak kurewsko… - Dean przestał gadać, podczas gdy Castiel znowu bezskutecznie próbował się uwolnić. Uderzył dłońmi tancerza o ziemię, przeplatając swoje palce przez jego i ściskając. Castiel nieświadomie odwzajemnił ten uścisk. – Kurewsko wkurzający – zawarczał Dean. – Czemu ja cię lubię?! – krzyknął. – Powinienem cię, kurwa, nienawidzić!
- Cóż, nie patrz na mnie! – wrzasnął Castiel. – Nie umiem wyjaśnić, czemu jesteś takim durniem! ZŁAŹ ZE MNIE! – był aż nadto świadom tego, że Dean siedział mu dokładnie na fiucie.
Dean nie poruszył się ani o cal.
- Taka wywyższająca się z ciebie sucz! Zawsze złośliwie komentujesz!
- To dlatego, że na to zasługujesz! Ty i ci twoi nic nie warci przyjaciele – zripostował Castiel. Usiłował wykręcić ręce z chwytu spawacza i przesunął dłonią po dłoni Deana. Choć ręce mieli śliskie od potu, to Dean trzymał go pewnie. Castiel gapił się na niego, na jego usta i oczy, na brud na policzku. W dole brzucha poczuł gorąco i spróbował się nieznacznie poruszyć.
- Naprawdę jesteś aż tak ograniczony?! – krzyknął Dean. – Chryste, Cas, brzmisz jak-
Castiel ostro walnął go kolanami w plecy i Dean ze świstem wypuścił powietrze. Tancerz wykorzystał okazję, by zepchnąć spawacza z siebie i jakoś wstać. Popędził wzdłuż wału. Słyszał, jak Dean biegł za nim, kiedy podbiegł do wejścia do szkoły i przecisnął się przez podwójne drzwi. Nieustannie mając baczenie na Deana nie patrzył, dokąd szedł, i zdołał się zatrzymać dopiero wtedy, kiedy zauważył robotników niosących coś, co wyglądało na bardzo kosztowny posąg.
Oczywiście, kiedy Dean wtargnął przez drzwi, nie zrozumiał polecenia i wpadł prosto na plecy Castiela, który poleciał na robotników, sprawiając, że posąg zjechał z noszy i roztrzaskał się na podłodze na trzy solidne kawałki.
- O cholera – wydyszał Dean za nim. Castiel lepiej by tego nie ujął.
- CASTIELU NOVAK! - panna Moseley stała w połowie głównych schodów, gapiąc się na niego w taki sposób, że gdyby była mitycznym stworzeniem, to Castiel prawdopodobnie obróciłby się w kamień. Zbliżyła się do niego, szacując wzrokiem jego mokre ubrania i zabłoconą twarz. – Co, na wielkie nieba, wydaje ci się, że wyprawiasz?
Choć ewidentnie było to pytanie retoryczne, Castiel wciąż czuł potrzebę, żeby się bronić.
- Ja, um…
- Castiel, jesteś prefektem! Nie spodziewam się widywać prefekta biegającego po szkole w ociekających wodą ubraniach i rozbijającego kosztowne antyki! Masz świecić przykładem!
- Tak – wybełkotał Castiel. – Tak, przepraszam, ja-
- Tydzień szlabanu. Dla was obu.
- Co?! Hej, panno, uch, panno… - Dean podrapał się w potylicę. Nadal był bez koszuli, a gdyby Castiel znalazł się na jego miejscu, to trzymałby dziób na kłódkę. – Proszę posłuchać, panno… um…
- Moseley – wymamrotał Castiel.
- Panno Moseley, tak, ja nie chodzę do tej szkoły – powiedział z wymuszonym śmiechem – więc, technicznie rzecz biorąc, nie może pani-
Panna Moseley spojrzała ostro i Dean miał na tyle rozsądku, by się zamknąć.
- Panie Winchester, mogę zrobić, co mi się spodoba. Szlaban dla was obu, zaczynacie w poniedziałek. I, na miłość boską, proszę coś na siebie założyć!
Castiel patrzył na jej oddalającą się postać ze słabym sercem. Odwrócił się twarzą do Deana i dziabnął go palcem.
- Jeśli przez ciebie stracę rolę w świątecznym przedstawieniu, to pożałujesz, że się urodziłeś!
Dean prychnął.
- Po spotkaniu z tobą już żałuję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 21:46, 20 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:37, 20 Paź 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Antique, lecisz dysk jakimś programem naprawczym, czy teraz już tylko ślęczysz nad systemem?

Teraz to już tylko załamuje ręce ^^; Patuś, ja tak naprawdę nie wiem, co robię ^^; boję się, że przekombinuje i całkiem posypie sobie system oO
Dostała mi się jakaś wypasiona wersja wirusa, nawet komputera w trybie awaryjnym z wierszem poleceń nie mogę odpalić. A większość dostępnych w sieci poradników na tym się opiera. Wejdź w tryb awaryjny i odpal program taki-i-owaki. Taa. Cztery razy przeskanowałam system programem Kaspersky Rescure Disc i nic. Próbowałam odpalać system przy wyłączonym dostępie do sieci i nic. Jedyny sposób, którego nie próbowałam to wpisanie lipnego numeru, który ma niby ściągać blokadę, ale po pierwsze jakoś się boję, po drugie jak mam takiego wypasionego wirusa, to i tak znając życie nie zadziała. Całe szczęście Kaspersky daje dostęp do dysków, więc będę mogła uratować swoje pliki :/ ale już drżę na myśl o oglądaniu SPN przez netbooka od mojej, który tak zamula, jak się mu każe za dużo robić, że głowa mała. Skarbie, może być tak, że mi cały odcinek będziesz musiała opowiedzieć XD

Idę poprawić sobie nastrój rozdzialikiem <3

//Zapomniałam, że ta scena była taka boska :D Chociaż to już jest ten moment, kiedy człowiekowi serce opada do żołądka, bo Cas jest takim małym, złośliwym dupkiem. Co też jest boskie, że ten fik, chociaż chodzący fluff, potrafi człowieka trochę sponiewierać emocjonalnie XD Łah, Patuś, strasznie się cieszę, że wzięłaś to na warsztat, naprawdę :3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Nie 22:51, 20 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 471, 472, 473 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 472 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin