Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 451, 452, 453 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:22, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Patuś, zaraz usunę :3

A link do Hard Road jest [link widoczny dla zalogowanych]. Przeczytałam już, jest naprawdę ekstra :D I będzie sequel, a w sequelu Sabriel XD

A co do kliszy... well, można było wybrać gorzej :D A w tym fiku pasuje, jak mało gdzie :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:26, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Ja lubię klisze. Pamiętam, ze było o tym na studiach, ze niby czujemy się pewniej, kiedy czytamy coś nowego, a jednak znamy mechanizm który tym kieruje i że podobno czujemy się mądrzejsi, jak się potwierdzają nasze przypuszczenia xD Ale klisze sensacyjne są zazwyczaj uberepickie, a romantyczne nieziemsko urocze. Przeto jestem szczęśliwa i z literki na literkę coraz bardziej przepadam dla tego ficzka. Nie zapowiada się, zeby Cas w ostatnim rozdziale miał wpaść pod autobus... xD A jak się okaże, to mnie okłamcie, ze nie napisały ostatnich rozdziałów, nie będę sprawdzała.
Dziewczęta moje, ja nie zadałam bardzo ważnego pytania xD Żadna nie ma uczulenia na śladowe ilości orzechów, skazy białkowej bądź nie przyswaja laktozy, nie ma galopującej cukrzycy, nie jest świeżo po zawale, nie przeszła ostatnio na wegetarianizm bądź frutarianizm i nie wybuchnie płaczem kiedy na stole zawita jeden z braci mniejszych, nie daj Bóg nie jest na diecie...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:52, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Dieta jest mi obcym pojęciem, a jako stworzenie z natury mięso- i cukrożerne ucieszę się tym, co zaproponowałaś :) I uwielbiam orzechy, szczególnie laskowe :)))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:20, 14 Wrz 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
Dieta jest mi obcym pojęciem, a jako stworzenie z natury mięso- i cukrożerne ucieszę się tym, co zaproponowałaś :) I uwielbiam orzechy, szczególnie laskowe :)))

Z dnia na dzień kocham Cię coraz bardziej, Słonko xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:44, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Nawzajem i podwójnie :3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:22, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Za orzechy laskowe dam się pokroić. Nie ma lepszych. I młode orzechy włoskie, z których da się ściągnąć skórkę. I migdały. I nerkowce. Ale orzechy laskowe są najlepsiejsze na świecie @_@
A tak poza tym jedzenie to jedna z największych przyjemności w życiu, jak można ją sobie ograniczać dietami, to nie jestem w stanie zrozumieć, ot :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:12, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Dziewczęta moje :3
Jeszcze trzebaby ogarnąć godziny pociągów :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:25, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Ja mogę być w Poznaniu po 9 rano, potem po 11.00. dalszych autobusów nie pamiętam. A ty, antique, jak u ciebie z pociągami?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:35, 15 Wrz 2013    Temat postu:

...to mi przypomniało, że muszę iść na dworzec kupić bilety ^^;
Ja bym była tak 11-12, zależy na który pociąg się ostatecznie zdecyduję.

Tak przy okazji. Wiecie, kto będzie pisał scenariusz do odcinka, który wyreżyseruje Misha? Robbie, yay! :D Czyżby można się spodziewać obecności Charlie? Ach, Charlie, Dean, Cas i Robbie w jednym odcinku to mój mokry sen XD
Skoro już przy mokrych snach jesteśmy... Ostatnia noc. Ja, Cas, Dean i moja chora podświadomość po zdecydowanie za dużej ilości kinky smutów XD

//Zapomniałam, że ostatni rozdział RR jest jak roztwór soli wylany na żywą tkankę TT_TT A tu jeszcze tyle czasu, zanim wszystko się naprawi, a ja mam tak mało czasu na czytanie TT_TT


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Nie 18:53, 15 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:07, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Antique, nie szczuj swoimi snami, bo ja takowych nie miewam i ci zazdroszczę...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:39, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Ja nic nie mówię, bo destielowe sny zawsze wywołują u mnie galopującą zazdrość, ale z drugiej strony wizja wspólnego dzieła Robbyego i Mishy... :3 Jessu, 9 sezonie. A po promo, które ostatnio wrzucała antique Dx Nie będę spała trzy dni przed premierowym odcinkiem.
Dajcie znać, o której finalnie będziecie, pozbieram Was :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:42, 15 Wrz 2013    Temat postu:

Ja będę po 11.00 na dworcu kolejowym w Poznaniu :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:52, 16 Wrz 2013    Temat postu:

Na dobry początek dnia - rozdział 23 :)

Rozdział 23
Praca lub Dean

Bolały go plecy. Prawdę mówiąc, to praktycznie całe ciało go bolało. Dean zamrugał w jasnym świetle wypełniającym pokój i spróbował się poruszyć, ale ramiona Castiela otaczające jego ciało trzymały go jakby w pułapce. Potrzebował kolejnych pięciu minut i coraz bardziej wkurzonego jęczenia, żeby Cas się obudził i zdjął ręce, a do czasu, kiedy Cas wstał z łóżka, Dean był już przytomny i w kiepskim nastroju. Pielęgniarka pojawiła się kilka sekund po tym, jak Dean nacisnął guzik, aby pomogła mu pójść do łazienki, a kiedy wrócił, Cas siedział na tym swoim idiotycznym krześle szpitalnym, wyglądając na pełnego winy. Dean trochę niechętnie wspiął się z powrotem na łóżko i pozwolił, by pielęgniarka przysunęła mu stolik z tacą z jedzeniem. Kiedy wyszła, Dean westchnął, przecierając sobie oczy i ziewając.
- No chodź – powiedział nie patrząc na Casa, ale wręczył mu widelec z jajecznicą.
Zjedli w milczeniu, Dean pozwolił zjeść Casowi jabłko i jogurt, a pół godziny później zdołał nawet jakoś przeprosić za to, że był taki grubiański. Naprawdę musiał popracować nad swoją poranną zrzędliwością, jeśli chciał, by ten związek się udał. To nie była wina Casa, że go bolało, cóż, faktycznie ocalił mu życie, ale to była jego własna decyzja, więc naprawdę mógł winić jedynie siebie. Albo Andy`ego. Tak, to zdecydowanie była wina Andy`ego. Dean naprawdę nie miał czasu, by odpowiednio wszystko przyswoić. Andy`ego – słodkiego, cichego, niepozornego Andy`ego, z którym niezliczoną ilość razy jadł lunch czy pił piwo. Nawet za tysiąc lat by nie odgadł, że ten dzieciak pracował dla Azazela. Zastanawiał się tylko, jakie były jego powody i czy kiedykolwiek by się dowiedzieli. Zapytał o to Casa i przełknął gulę w gardle, gdy Cas oświadczył, że Andy zginął na miejscu.
- Co z Jess? – zapytał później i głos miał nieco cichszy, bardziej ostrożny. Wiedział, że Casowi zależało na tej dziewczynie, choć nie za bardzo rozumiał, czemu. Może było tak dlatego, że Cas wiedział, jak to było dorastać bez matki, bez ojca. Pewnie, sytuacja Castiela była inna, ale to nie znaczyło, że nie współczuł tej dziewczynie. Więc tak, myślał Dean, może faktycznie rozumiał, czemu jego partner chciał się upewnić, że z nią było w porządku.
Cas odchrząknął i opowiedział, jak zaaresztowano Azazela i jego ludzi, zaś Jess przeniesiono do LA. Wciąż była pod ochroną i Cas nie wiedział dokładnie, gdzie, ale wiedział, że czuła się dobrze, że chciała ich zobaczyć i przygwoździć człowieka, który zabił jej rodziców oraz skradł jej tyle drogiego czasu. Ulga odnośnie faktu, że Jess nic nie było, dawała się wyraźnie słyszeć w głosie Castiela i sprawiła, że Dean poczuł nagły przypływ uczucia do drugiego mężczyzny.

Na drugi dzień pojawili się szef i paru gości z posterunku, przynosząc szampana, aby uczcić wielki przełom. Kret nie żył, Jessica Moore była bezpieczna, a Azazel oraz kilku jego wyżej postawionych towarzyszy pod kluczem.
Wypuścili go po tygodniu i Dean myślał, że już nigdy nie położy się do łóżka, tak go tyłek bolał od leżenia cały czas. Cas czekał, by zabrać go do domu – najwyraźniej musiał praktycznie przekupić całą rodzinę Deana, aby zostali u siebie i pozwolili mu się tym zająć, a Dean wyszczerzył się na widok lekkiego rumieńca, jaki po tych słowach pojawił się na policzkach Casa – i zatrzymali się tylko raz, aby po drodze wziąć od Denny`ego burgera. Na trzeci dzień Cas wrócił do pracy i powiedział, że ich biuro wyglądało teraz dużo lepiej, niepotrzebne akta wylądowały z powrotem w podziemiach, gdzie było ich miejsce, a większość ich ścian wolna już była od wycinków i możliwych powiązań między podejrzanymi. Mężczyźni pod kluczem powoli zaczęli się łamać, nawet, jeśli sam Azazel wciąż udawał niewinną owieczkę, i było tylko kwestią czasu, dopóki ta cała operacja się wokół niego nie załamie.
Dean padł na kanapę na brzuch i westchnął głośno, co zamieniło się w wygodne mruczenie, kiedy Cas pochylił się i zaczął mu masować napięte ramiona.
- Nareszcie w domu – wymamrotał Dean w miękką poduszkę i westchnął jeszcze raz. – Potrzebujemy seksu najszybciej, jak to możliwe.
Po tych słowach Cas przerwał, a Dean burknął, kręcąc ramionami. – Jeszcze nie, nie przerywaj – zaprotestował. – Byłem napalony cały tydzień, wytrzymam jeszcze pół godziny.

Cas cieszył się, że był w domu. Ciężko mu było, kiedy Dean leżał w szpitalu, i to kolejny raz, i nijak dobrze nie spał. Był zmęczony i obolały od spania w przykurczonej pozycji na maleńkim łóżku albo na chybotliwym, składanym krześle. Więc Dean mówiący, że nie musieli brać się za seks natychmiast, był w pewnym sensie błogosławieństwem. Chciał (Boże, jak bardzo chciał), ale wizja powolnego brania się do dzieła była dużo bardziej kusząca niż rzucanie się na siebie jak rozparzone małolaty, co było dla nich normą.
Uśmiechnął się miękko i dalej ugniatał Deanowi ramiona, wbijając palce w guzy i rozmasowując je łagodnym, stabilnym naciskiem kciuków i dłoni.
- Czego tylko chcesz, Dean… - zamruczał miękko, całując drugiego mężczyznę w szyję.
Miniony tydzień również dla Deana nie był odprężający. Castiel został wezwany na posterunek celem zdania relacji i spędził ponad 4 godziny na rozmowie z szefem i stenotypistą, omawiając zasadzkę i to, jak dobrze udał się plan. Został też poinstruowany, aby zobaczyć się z terapeutą, jak wymagano od każdego, kto użył broni i na dobitkę był świadkiem śmierci współpracownika. Terapia była kolejną rzeczą, na którą nie czekał z utęsknieniem po powrocie do pracy. Wydała się również sprawa z ich związkiem; Castiel wziął urlop, aby zostać z Deanem w szpitalu, i po tym plotki o ich związku tylko się potwierdziły.
Westchnął i wrócił myślami do Deana, do jego piegowatego ciała pod swoimi palcami. Castiel uśmiechnął się do siebie i pochylił ponownie, muskając ustami szyję Deana, całując ją łagodnie i mrucząc imię partnera.
- Lepiej ci?

- Mmm… dużo lepiej – wymruczał Dean i poruszył się lekko pod zabiegami Castiela. Im dłużej drugi mężczyzna ugniatał mu ramiona i plecy, tym bardziej Dean czuł się odprężony i rozgrzany, a jego lekkie westchnienia przeszły w niskie jęki, kiedy Cas przejechał mu dłońmi po dole pleców i pośladkach. Zadygotał od tego i przygryzł sobie wargę, żeby nie jęczeć, co zwyczajnie się nie udało, i niemal usłyszał uśmiech w głosie Castiela, kiedy ten zapytał „Wszystko w porządku?”
- Cholernie dobrze wiesz, że w porz-oooch… - zadygotał ponownie i przerzucił się na plecy, objął Castiela nogami w biodrach, aby przyciągnąć go bliżej do siebie. Zetknęli się wargami i Dean scałował ten zadowolony uśmieszek z twarzy kochanka lekkimi liźnięciami i delikatnymi ugryzieniami. Castiel był przy nim taki ciepły, że Dean pomyślał, iż byłby zadowolony, gdyby mogli się tak całować w nieskończoność.

Castiel wyszczerzył się, kiedy Dean przekręcił się na plecy, złapał go i pociągnął w dół, całując i gryząc. Uśmiechnął się w pocałunek, po czym opuścił w dół, powoli ocierając się ciałem o ciało Deana; ich biodra zazębiły się ze sobą, twarde fiuty przylgnęły do siebie poprzez warstwy ubrania. Castiel jęknął miękko, odsuwając się na tyle, by zdjąć koszulę i pomagając Deanowi zdjąć jego koszulę, aż odsłoniło się tyle piegowatej skóry, by Castiel się oblizał. Nie miał go dość, każdy cal jego ciała krzyczał, by połączyć się z ciałem Deana. Całował go powoli, wsuwając język i splatając go z językiem kochanka; zsunął dłonie niżej, na talię Deana, aby zabrać się za jego spodnie, sprzączka ustąpiła pod szorstkim szarpnięciem jego rąk. Castiel pragnął Deana nagiego, pod sobą, natychmiast. Działał szybko, rozpinając ubranie Deana, podczas gdy jednocześnie cały czas całowali się krótko i głęboko, szepcząc do siebie gorączkowo.
- Dean… nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę, co? Jesteś tak kurewsko cudowny…

Dean nie mówił dużo więcej poza chrapliwymi pochwałami w rodzaju „tak”, „więcej” i „Cas”. Wkrótce obaj byli nadzy, skóra tarła o skórę, a Dean westchnął z ulgą, tak niewiarygodnie spragniony każdego możliwego dotyku, jakim zamierzał go obdarzyć drugi mężczyzna. Wił się pod jędrnym ciałem Castiela i z leniwą precyzją ocierał się fiutem o biodro kochanka. W odpowiedzi usłyszał słodki, lepki jęk. Zlizał go z ust Castiela i zrobił to jeszcze raz, i jeszcze. Obaj już dyszeli, a ich chrapliwe oddechy i ciche kwilenia były jedynymi dźwiękami w poza tym cichym mieszkaniu.
- Cas – wydyszał Dean, kiedy drugi mężczyzna ugryzł go w szyję, i całe jego ciało zaczęło łaskotać. Złapał Castiela za ramiona i przyciągnął go bliżej a Cas polizał dopiero co skubnięty kawałek skóry, łagodząc podrażnienie skóry i ssąc ją, dopóki Dean nie stał się dygoczącą masą. – Cas! – wykrzyknął jeszcze raz, a jego biodra już poruszały się samoistnie, szaleńczo i rozpaczliwie pragnąc tarcia, bliskości i ulgi.

Castielowi zaparło dech na widok tego, jak pięknie wyglądał Dean, wijąc się pod nim, prężąc się po więcej, po wszystko, co Cas miał mu dać. Pocałował go powoli, leniwym ruchem napierając na niego biodrami, kołysząc się w rytmie, który szybko zniknął, kiedy zbliżał się jego własny orgazm.
- Dean… - wydyszał Castiel, dygocząc i wyginając plecy, a ramiona mu zesztywniały, kiedy próbował się utrzymać nad ciałem Deana, dla lepszej stabilności wbijając stopy w poduszki kanapy. Sięgnął niżej i złapał Deana za nogę, unosząc ją nad swoją i szczerząc się kochankowi przy ustach, kiedy tamten z łatwością objął go nią w talii. – Tak, właśnie tak… - jęknął Castiel, skubiąc Deana po szyi i ssąc mu krtań. Czuł, jak Dean przełknął mu pod wargami i jak wciąż od nowa dyszał jego imię. – Chcę widzieć, jak dochodzisz – szepnął Castiel, mocniej napierając biodrami w dół i ściskając Deana za tyłek, by unieść mu miednicę, łącząc ich ciała tak, że nawet włosa by między nich nie wcisnął, kiedy kołysali się razem. Cas był już tak blisko, że żar w jego ciele już się gotował, czuł pot ściekający mu po plecach, zwilżający zgięcie kolan i sprawiający, że ich brzuchy ocierały się o siebie w idealnej mieszance ślizgu i tarcia.

Było nieprzyzwoicie i cudownie, ten sposób, w jaki ich ciała pasowały do siebie, i Dean na myśl o tym uśmiechnął się do siebie. Idealny – nic więcej i nic mniej. Gdyby mu została choć odrobina przytomności umysłu, wróciłby myślą do tego, jak to wszystko się zaczęło, jak on i Cas walczyli ze sobą o każdy drobiazg, jak Cas odsunął się od niego i od wszystkich innych, pogrążając się w żalu, i jak powoli, ale pewnie pozwolił Deanowi na zniszczenie swojej fasady. Zamiast tego czuł tylko Casa nad sobą, jego biodra zderzające się z jego własnymi, i nagle doszedł, rozchylając usta w milczącym „O”, zanim krzyknął przeciągle, malując im brzuchy na biało. Cas nad nim też dyszał, zasapany i spocony, szeroko otwierając oczy w, wydawało się, wyrazie zgrozy.
- Cas, Cas – zaszlochał Dean; fiut zwisał mu bezwładnie na udzie, ale ciało wciąż miał wrażliwe, drżało mu po każdym ostrym pchnięciu bioder Castiela. – No dalej, Cas, dojdź dla mnie…

Cas z łatwością posłuchał rozkazu Deana, jęknął załamanym głosem, kiedy jego biodra straciły rytm przy ciele drugiego mężczyzny i znieruchomiały, po czym zadrżał i doszedł między nimi, robiąc jeszcze więcej bałaganu, mokrego i gwałtownie stygnącego im na brzuchach.
- Kurwa – wysapał, drżąc całym ciałem; odsunął się ostrożnie, po czym padł na plecy na drugim końcu kanapy, wciąż oddychając z wysiłkiem i gapiąc się na Deana. Castiel przez długą chwilę milczał, a mięśnie śpiewały mu od energii, rozkosz orgazmu powoli rozlewała mu się w całym ciele. – Powinniśmy wziąć prysznic – powiedział miękko po chwili milczenia między nimi. Wstał i pomógł Deanowi wstać, po czym ostrożnie poszli do łazienki, uważając, by ani kropla spermy nie spadła z ich ciał na podłogę.

Nie spieszyli się pod prysznicem, stojąc pod strumieniem gorącej wody i pozwalając jej oczyszczać ich ciała. Dean uniósł rękę i przyciągnął Casa bliżej, strumień wody uderzał go w kark i zmywał pot na twarzy i szyi Castiela. Dean uśmiechnął się i pochylił do miękkiego pocałunku, kiedy poczuł dłonie Castiela na swoim ciele, gładzące lepki płyn i zmywające go. Nie byli pewni, ile czasu minęło pod prysznicem, ale kiedy obaj byli już czyści i rozgrzani, wyszli spod niego i ostrożnie się nawzajem wytarli. Zatoczyli się do łazienki i wślizgnęli pod pościel, co było ostatnią i jedyną rzeczą, do jakiej byli zdolni, a kiedy Dean przysunął się bliżej swojego chłopaka – swojego chłopaka – nie mógł powściągnąć swojego szczęścia.
- Kocham cię, Castiel – szepnął kochankowi w obojczyk, zamykając oczy, a potem wszystko rozpłynęło się w słodkiej, czarnej nicości.

Dean musiał posiadać jakieś supermoce. Nie było zwyczajnie innego wyjaśnienia na to, czemu jego ciało tak szybko się leczyło. Może, jak zażartował sobie lekarz w czasie drugiej kontroli, jego ciało przyzwyczaiło się do zadawania mu obrażeń, i Dean uśmiechnął się krzywo, przewracając oczami na widok Casa, który zdawał się być autentycznie urażony. Po wszystkim Dean musiał powstrzymać Casa od pozwania mężczyzny za krzywdzące i niewłaściwe zachowanie w stosunku do pacjenta (choć nie miał do końca pewności, że tu o to chodziło).
Cas był wobec niego ostatnimi czasy bardzo opiekuńczy i chociaż było to słodkie, to, prawdę mówiąc, również trochę denerwujące. Kiedy wymknął się z łóżka o barbarzyńsko wczesnej godzinie, chcąc zrobić zakupy, Castiel również wstał, gwałtownie wyrwany ze snu nagłym ruchem. Dean musiał odetchnąć głęboko i popchnąć mężczyznę z powrotem na łóżko, po czym powiedział mu, że był już dobrze po 20-ce i że był w stanie samodzielnie kupić trochę jajek i bekonu, dziękuję bardzo. Castiel nie wydawał się z tego powodu szczęśliwy, ale opadł z powrotem na łóżko i patrzył, jak Dean się ubierał, tylko nieznacznie burcząc z dezaprobatą, kiedy Dean pochylił się, by go pocałować, po czym wyszedł z mieszkania. Najwyraźniej było to wszystko, czego Castiel potrzebował. Kiedy Dean wrócił pół godziny później z dwiema plastikowymi torbami pełnymi jedzenia, Castiel był już na nogach, stół czekał nakryty, a on sam polegiwał na kanapie oglądając jakiś poranny program. Uśmiechnął się do Deana, kiedy tamten poprosił go o pomoc przy śniadaniu.
Z powodu szybkiego procesu leczenia Dean był gotów iść do pracy ledwo 1,5 tygodnia po zasadzce. Musiał odbyć kilka sesji terapeutycznych, a zważywszy na swoją historię i to, że jego poprzedni terapeuta w ogóle mu nie pomógł, został skierowany do ciemnowłosej kobiety noszącej podkoszulki i nisko opuszczone dżinsy. Doktor Pamela Barnes była zaskakująco bezpośrednia, konfrontując Deana bezpośrednio z jego traumatycznymi przeżyciami, i, co cudowne, wydawało się to być dokładnie tym, czego potrzebował. Nie wciskała mu niczego, ale od niego też nic nie przyjmowała i ostatecznie do ona doradziła komendantowi ponowne przyjęcie Deana do pracy. Szef zgodził się tylko pod warunkiem, że Dean będzie widywał doktor Barnes przynajmniej raz na tydzień. Poważnie, Dean myślał, że to był bardziej dar niż obowiązek.
Wszyscy w policji cieszyli się widząc go z powrotem – podobnie Castiela, który wrócił do pracy zaledwie kilka dni wcześniej – ale byli też bardzo ostrożni, zupełnie jakby każdy temat, każde najmniejsze i najniewinniejsze słowo miało go wytrącić z równowagi. Dean nie mógł ich naprawdę winić. Kiedy o tym myślał, sam był trochę oszołomiony tym, przez co przeszedł, i zastanawiał się, jak, u licha, w dalszym ciągu stał. Ale potem zerknął na Castiela, który wziął kawałek tortu od Asha – który właśnie się ostrzygł i, jak na swoje standardy, wyglądał zaskakująco przystojnie – i wiedział, że nie przeżyłby tego, żadnej z tych rzeczy, bez niego. Bez słodkiego, skrzywdzonego Casa, który otwarł się przed nim, który pozwolił Deanowi kochać się i zawsze był, w taki czy inny sposób. Nie liczyło się, że jeszcze mu nie powiedział, iż go kochał, Dean widział to w jego oczach, kiedy dopadł go Alastair i kiedy Andy go postrzelił, poczuł to w tym, jak mężczyzna go obejmował, kiedy leżeli razem w łóżku, i wiedział, po prostu jakoś wiedział.
Zjedli ciasto w biurze przy częściowo zamkniętych drzwiach, i co jakiś czas Dean uśmiechał się do Castiela. Wykonał wspaniałą robotę; pokój wyglądał porządnie, akta dotyczące Azazela i spółki zostały wepchnięte do jednego pudła stojącego obok szafy, zaś tablica korkowa i ściany były wolne od notatek i wycinków prasowych.
Szef wtargnął tam koło południa, szorstko poklepał Castiela po ramieniu i wyciągnął rękę, by ostrożnie uścisnąć dłoń Deana – poważnie, ludzie musieli przestać go traktować, jakby był ze szkła, miał tego cholernie dosyć. Komendant podał im jednak bardzo zadowalające informacje i Dean szybko zapomniał o swojej niechęci. Jessica Moore znajdowała się pod ochroną w LA, a przygotowania do procesu Azazela szły dobrze. Dzięki zeznaniom jego ludzi i dowodom znalezionym w rezultacie tych zeznań zdołali namierzyć dwie kolejne odnogi jego biznesu i aresztować członków. Jeszcze nie było na tyle bezpiecznie, aby wypuścić Jess, ale ten czas nadchodził i szef żywił optymistyczną myśl, że stanie się to wkrótce.

Minął tydzień, a potem następny, i kiedy otwarli pewnego ranka drzwi do biura, siedział tam Patrick z trzema kawami i taką ilością pączków, że starczyłoby na tydzień. Aż dziwne, jak łatwo było przebywać w jego towarzystwie, zadumał się Dean, odsuwając się i skubiąc pączka, jednocześnie obserwując, jak jego eks rozmawiał z jego chłopakiem. Jeśli wciąż istniało jakieś napięcie, to Dean nie umiał go wykryć, więc stwierdzenie, że mu ulżyło, byłoby niedopowiedzeniem roku.
- Co wy dwaj robiliście na Boże Narodzenie? – zapytał Patrick i na chwilę zapanowała napięta cisza, zanim Dean odpowiedział, zaciskając usta, a głos miał gruby z rozczarowania.
- W tym roku święta odwołano.
Trzeba było jeszcze trochę autentycznej ciekawości i ostrożnego namawiania, zanim Dean i Cas zaczęli opowiadać, jak ilość pracy podwoiła się z chwilą złapania Azazela, że przygotowania do procesu wymagały nie tylko nadgodzin, ale i porzucenia spraw osobistych, a nawet wakacji. Szef obiecał im swojego rodzaju rekompensatę, jakieś ekstra dni urlopu oraz oczywiście płatne nadgodziny. Wciąż jednak burza, która w nich trafiła, kiedy musieli powiedzieć o tym swoim rodzinom, bardzo przypominała katastrofę. Ellen najpierw się wściekała, potem płakała, potem walnęła w kilka ścian, a na koniec zrzuciła na ziemię kilka waz i świeczek. Bobby i rodzeństwo Deana próbowali przyjąć to z większą równowagą, ale nie ukrywali, że cała ta sytuacja była absolutnie frustrująca. Dean najbardziej martwił się o Castiela. Mężczyzna zawsze chodził uśmiechnięty, ale Dean wiedział, jak bardzo bolała go niemożność spędzenia świąt z rodziną. Wreszcie znowu zaczęli zbliżać się do siebie, a oto znowu spędzali święta osobno.
Patrick przygryzł sobie usta i przez chwilę mierzył ich współczującym spojrzeniem, po czym wyciągnął rękę i podał Deanowi swojego pączka. Dean uśmiechnął się trochę krzywo i pokręcił głową, odwracając się trochę na bok, by pogładzić Castiela po ramieniu.
- Przenoszą ją do wspólnego domu – powiedział Patrick odchrząkując i łykając kawy. – Jessicę Moore. Plotka głosi, że dziewczyna doprowadza opiekunów do szału, ale myślę, że ten mały wicher chce się po prostu stamtąd wydostać tak szybko, jak to możliwe – zaśmiał się, lekko kręcąc głową, a Dean uśmiechnął się, ponad stołem patrząc Castielowi w oczy. W czasie minionych paru tygodni Castiel się zastanawiał. Nie powiedział Deanowi o niczym, ale Dean znał go już dobrze i chociaż Castiel nie był odległy czy niedostępny, to coś go wyraźnie dręczyło. Dean był pewien, że teraz już wiedział, co to było. – Jestem w mieście przez ten tydzień – powiedział Patrick w ciszy i wepchnął sobie resztę pączka do ust, przeżuwając z zadowoleniem. – Powinniśmy wyskoczyć razem na obiad, może poświętować trochę na własną rękę, co myślicie?
Dean przez chwilę patrzył na Castiela, po czym skinął głową i jego uśmiech znowu pojaśniał.
- Pasuje ci czwartkowy wieczór, powiedzmy o 20.00?
Kwadrans później Patrick wstał i uścisnął dłoń Castiela, ostrożnie objął Deana i wymaszerował z biura, pogwizdując do siebie i podrygując w sposób, od którego Dean zachichotał. Zamknął drzwi, kiedy Patrick znikł mu z oczu, i podszedł do biurka Castiela.
- O czym tak myślisz, co? – usiadł na krawędzi biurka, lekko dotykając nogami nóg Castiela, kiedy mężczyzna podniósł na niego wzrok znad swoich dłoni i spojrzał mu w oczy. Nie miał jednak okazji odpowiedzieć, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi i Ash kazał im iść do szefa. Spojrzeli pospiesznie na siebie, po czym wstali i poszli za Ashem. Szef wyglądał na… nieszczęśliwego. Nie było na to innego określenia. To nie tak, że zazwyczaj był radosny, ale ten grymas na twarzy był czymś nieznanym i, szczerze mówiąc, wytrąciło to Deana z równowagi.
- Siadajcie – powiedział i nie było to tyle zaproszenie, co bezpośredni rozkaz.
Cholera.
Obaj byli spięci i Dean nie pragnął niczego, jak tylko trzymać Castiela za rękę, by uspokoić… cóż, pomyślał, że to by ich obu trochę uspokoiło. Szef westchnął przeciągle, po czym pochylił się nad biurkiem, opierając się łokciami o blat i ugniatając sobie skronie.
- Czy to prawda? – Żaden się nie poruszył. Rufus westchnął ponownie i spojrzał wprost na Castiela. – Ty i Winchester, czy to prawda?
Dean miał gulę w gardle i nie odważył się odwrócić głowy, nie odważył się spojrzeć na Castiela, który odezwał się głosem tak ochrypłym i cichym, że mężczyzna aż dostał dreszczy.
- Tak, proszę pana.
Rufus ponownie odchylił się w krześle, ukrywając sobie twarz w dłoniach, a Dean poczuł, że zesztywniał i że drżały mu ręce. Absolutnie nie miał pojęcia, jak się to wszystko skończy, jak zareaguje Rufus. Było publiczną tajemnicą, że Castiel i Baltazar związali się ze sobą, ale najwyraźniej nigdy nie wykrzyczeli tego otwarcie, więc nikt nigdy nie zdawał się mieć pretensji. Cholera, może nie powinni byli robić tego w biurze, pomyślał Dean ponuro. Jednak teraz było za późno (i było to naprawdę gorące, więc Deanowi nie mogło być naprawdę przykro). Rufus odchrząknął i lekko potrząsnął głową. Wyglądał prawie… smutno…
- Przepraszam, chłopaki, ale… to jest… niedopuszczalne – powiedział powoli. A sęk w tym, że… Dean mu wierzył. Szef wyglądał tak nieszczęśliwie, jak on sam się czuł, i Dean wiedział, że to było prawdziwe współczucie, wiedział, że Rufus nie zlekceważyłby tej sytuacji. – Romanse wewnętrzne są… nie możemy ich tolerować, to zbyt niebezpieczne. Novak, kiedy Winchester został ranny, ty powinieneś był zachować spokój. To było twoje zadanie, twoja odpowiedzialność, i mamy szczęście, że nikt inny nie ucierpiał. Koniec końców schwytanie Azazela to był fuks… - westchnął ponownie, patrząc to na Deana, to na Castiela, a Dean nawet wykrzesał z siebie niewielki, ale pozbawiony radości uśmiech. – Wierzcie mi, rozumiem. Znaczy się, nie rozumiem… tego… czegoś – pokazał między nimi trochę bezradnie – ale… to wasze życie, wasza decyzja, i jeśli to was uszczęśliwia, to proszę, bądźcie szczęśliwi. Ale… dwaj z moich funkcjonariuszy nie mogą być w związku, nie w przypadku tak niebezpiecznej i wymagającej pracy. Mogę dać wam trochę czasu, powiedzmy tydzień… ale obawiam się, że będę musiał poprosić jednego z was o rezygnację, albo będziecie musieli przestać się widywać.

Castiel podniósł się płynnie, bez wahania, i zdjął odznakę z jej miejsca przy pasku. Następna była kabura, która rozpięła się pod wyćwiczonymi w tym palcami, i również ją złożył na biurku szefa, po czym wyprostował się. Na twarzy Castiela widniała gwałtowna determinacja, a komendant Turner spojrzał w górę zszokowanymi, szeroko otwartymi oczami; na chwilę opadła mu szczęka, ale zamknął ją ponownie, opamiętując się o chwilę za późno.
- Cas-
- Naprawdę… Novak, czy taka jest twoja decyzja? Zamierzasz odrzucić swoją karierę dla takiego kaprysu?
Castiel nieznacznie uniósł głowę.
- To nie jest kaprys, proszę pana. Rezygnuję – powiedział pewnym głosem.
- Cas, nie… - Dean również wstał, łapiąc Castiela za nadgarstek, ale drugi mężczyzna nie spojrzał na niego, jeszcze nie.
Szef odetchnął głęboko i westchnął, w geście zdenerwowania unosząc ręce.
- To nie o to prosiłem!
- Tak, proszę pana… o to. Poprosił mnie pan, bym wybrał pomiędzy policją a Deanem. Wybieram Deana – powiedział Castiel i odwrócił się do Deana, a usta drgnęły mu nieznacznie, po czym ponownie zwrócił się do szefa. – Pojawię się na rozprawach. Proszę mnie wysłać na urlop administracyjny, płatny urlop, cokolwiek będzie trzeba do czasu, kiedy proces się nie skończy. Nikomu nie powiem, że zrezygnowałem, i nie będziemy musieli wypełniać żadnych papierów, dopóki to wszystko się nie zakończy. Wciąż będę detektywem Novakiem, kiedy wezwą mnie na świadka… ale nie pozwolę, by praca stanęła pomiędzy Deanem a mną.
- Ale… Novak… twoja kariera? Pracujesz nad nią od czasów szkoły średniej, Castiel, ja nie…
- Już się stało. Z powodu tej pracy straciłem Baltazara. Złapaliśmy Azazela. Prosi mnie pan, bym wybrał. Praca albo Dean. Wybrałem. To wszystko – skończył Castiel, po czym podał komendantowi rękę, którą szef uścisnął po chwili wahania i ze zmarszczonymi brwiami.
- Proszę pana, dziękuję panu za możliwość służenia memu miastu. Skończyłem.
Komendant Turner kiwnął głową i usiadł, wzdychając ze zmęczeniem, kiedy Castiel odwrócił się i bez kolejnego słowa opuścił biuro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:23, 17 Wrz 2013    Temat postu:

Proszę bardzo, oto, jak na razie, reszta DD. Właśnie dlatego z zasady nie tłumaczę WIPów, ale w tym przypadku nie mogłam się powstrzymać :)

Rozdział 24

Dean był bezradny, zszokowany, milczał w niedowierzaniu i oszołomieniu, dopóki Castiel nie ruszył w stronę drzwi. Zachwiał się za drugim mężczyzną, usiłując nadgonić jego marszowe tempo, ale dogonił go dopiero z powrotem w ich biurze… swoim biurze. Dean zrobił krok naprzód, zacisnął dłoń na ramieniu Castiela i obrócił go, zmuszając go do stawienia mu czoła.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz? – jego głos był skrzekliwy i wysoki, w niczym nie brzmiał jak on, ale Dean w tej chwili nie umiał się przejmować. – Cas, to wariactwo… nie możesz po prostu… - urwał, jak gdyby szukając odpowiednich słów, słów, które mogłyby wyrazić, jak głupia, ślepia, szalona i głupia była to decyzja. – Cas, straciłeś wystarczająco dużo, nie mogę… nie pozwolę ci tego również stracić… to jest twoja praca, to jest twoje biuro, Cas… ja odejdę… poproszę szefa, żeby mnie przeniósł, jakoś to zrobimy, wszystko będzie dobrze. – Cas otwarł usta, by coś powiedzieć, ale Dean ogłuchł teraz na protesty, gapił się na drugiego mężczyznę w czystej rozpaczy, próbując desperacko przemówić do rozumu komuś, kto zdawał się absolutnie pogodzony ze ścieżką, jaką sami wybrali. – Proszę… pozwól mi to dla ciebie zrobić. Pozwól mi dla odmiany zrobić coś dla ciebie…

Wtedy Castiel pocałował Deana. Po prostu schwycił drugiego mężczyznę za twarz i pocałował go, nie zważając na otwarte drzwi do biura, na to, że szef właśnie dał im ultimatum, próbując ich na siłę rozdzielić. Pocałował Deana z każdą odrobiną miłości, jaką posiadał, każdym słowem, które jeszcze musiał powiedzieć. Pocałował Deana i zignorował przezwiska, gwizdy, a kiedy się wreszcie rozdzielili, łapczywie wciągając powietrze, dopiero wtedy się odezwał.
- Jestem zmęczony, Dean. Jestem… tak bardzo, bardzo zmęczony. Chcę tego. Myślałem o tym przez ostatnie parę tygodni, o nas, o tej pracy. O Jess. Chcę ją adoptować. Chcę kupić dom i mieć ogródek i płot z białych sztachetek. Ja… ja chcę mieć rodzinę – urwał i pociągnął Deana za krawat, wykrzywiając się w lekkim uśmiechu, pochylając głowę, kiedy wspaniały rumieniec wypłynął mu na policzki. – Chcę tego z tobą – wygładził zmarszczki, które porobił na krawacie wokół szyi Deana, pieszcząc tkaninę długimi palcami, i przełknął ślinę, nieoczekiwanie zdenerwowany faktem, że właśnie wyłożył kawę na ławę, a nawet jeszcze nie powiedział Deanowi, że go kocha.

Słowa przyszły nieoczekiwanie, chociaż Dean musiał przyznać, że powinien się już jakiś czas temu spodziewać takiego obrotu myśli Castiela. Wciąż jednak były nagłe, a siła ich znaczenia wycisnęła mu powietrze z płuc. Dean musiał się cofnąć, a kolana zmiekły mu tak od wszechogarniającego pocałunku, jakim się właśnie wymienili, jak i od potężnego wyznania Castiela. Złapał się dłonią biurka, próbując utrzymać równowagę i odzyskać dech.
Castiel pragnął życia, rodziny, z nim.
Wciąż szeroko otwierał oczy, a kiedy zauważył niepewną nadzieję na twarzy drugiego mężczyzny, Dean poczuł się chory. To było za dużo – za dużo? – i zbyt nagle.
- Cas, ja… - umilkł ponownie. Co, do cholery, miał na to odpowiedzieć? A najważniejsze: jakiej odpowiedzi oczekiwał od niego Castiel? Ściągnął usta i odwrócił wzrok, tańcząc oczami po drewnianym blacie biurka, po pustych ścianach i po zbiorze książek w szafie. – Nie możesz po prostu… to… - kolejna przerwa i bezradność na twarzy Deana zamieniła się w grymas, zdezorientowany i przerażony. – Chcę być z tobą, Cas, naprawdę… ale nie możesz tego tak po prostu robić, nie możesz ot tak… postanowić, że chcesz się bawić w dom i nawet mi nie powiedzieć czy zapytać, co o tym myślę – teraz już oddychał ciężko, pierś unosiła mu się z wysiłkiem, a Castiel wciąż tylko na niego patrzył z uśmiechem na twarzy. Dean nie rozumiał, czemu tamten nie był zły, czemu nie uderzył go w twarz. Nie mógł tego zrobić, nie mógł stać tutaj i czekać, by coś się wydarzyło. Więc znowu zatoczył się naprzód, wbił palce w miękki materiał koszuli Castiela i ukrył w niej twarz, kiedy poczuł wzbierające w oczach łzy złości. Stali tak przez jakiś czas, Dean nie wiedział, jak długo, a Cas trzymał go, milcząco, rozumiejąco. Kiedy Dean się wreszcie odsunął, miał zaczerwienione oczy, a Castiel, ten drań, wciąż się do niego czule uśmiechał. – Naprawdę tego chcesz? – jednak nie było to naprawdę pytanie. Dean widział w oczach Castiela determinację. Odetchnął głęboko i odchrząknął, po czym cofnął się i zwrócił do własnego biurka. – Wciąż musimy o tym pogadać… ale później – powiedział, siadając, przerzucając jakieś papiery i unikając wzroku Castiela. – Jeszcze nie zaakceptowałem tego pomysłu, tak dla twojej informacji.

Castiel musiał przyznać, że na początku poczuł się zraniony. To nie miała być zabawa w dom, sam pomysł, że Dean myślał, iż właśnie o to Castiel prosił, był śmiechu wart. Prawie zaczął mówić, ale wyraz twarzy Deana go porwał; gardło zacisnęło mu się na słowach protestu, które chciał wypowiedzieć, ale po prostu… nie mógł. Nie, kiedy Dean wyglądał na tak… zranionego. Więc Castiel objął go, kiedy Dean rzucił mu się w ramiona. Objął go, jedną dłonią gładząc go po karku, i po prostu oddychał, kiedy Dean kolejny raz zapanował nad emocjami. Kiedy się wreszcie odsunął, Castiel pozwolił mu odejść i sam cofnął się o krok, aby zrobić mu więcej miejsca.
- …Na mój ostatni plan też się nie zgodziłeś – przypomniał, a w kąciku ust drgał mu lekki uśmiech. – Choć wypalił całkiem nieźle… pomijając część, w której zostałeś postrzelony – powiedział z westchnieniem, po czym opadł na krawędź biurka. – Wiem… będziemy musieli pogadać. Ale powinieneś wiedzieć, że mówię o tym poważnie. O nas. Dean, nie zamierzam cię znowu odpychać – Castiel urwał, po czym wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze, wzdychając miękko, czemu towarzyszył lekki uśmiech. – Nie spiesz się.

Czas.
Tak, pomyślał Dean, czas był tylko jedną z wielu rzeczy, jakich potrzebował, żeby to przetworzyć. Jeszcze kilka miesięcy temu byli nieznajomymi, dwoma mężczyznami tak różnymi od siebie, jak to było możliwe. Bezczelny nowicjusz, wciąż mający mleko pod nosem i z ustami tak wielkimi, jak serce, oraz załamany, samotny detektyw myślący o zemście. Dean nigdy by nie pomyślał, że skończą w takim miejscu, jako partnerzy, przyjaciele, kochankowie, para… Ukrył niedowierzający uśmiech, szybko podnosząc jakieś akta.
Popołudnie mijało i jeśli nie liczyć kilku kolegów zatrzymujących się, by zagwizdać czy sugestywnie im mrugnąć, nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Kiedy wychodzili z biura ok.. 19.00, Dean dostał wiadomość od Patricka, potwierdzającą czwartkowy wieczór o 20.00 i stolik w restauracji, która podawała najlepsze burgery, jakie Dean miał w życiu przyjemność jeść. Pojechali do mieszkania Castiela i Dean zaparkował Impalę tuż przed budynkiem, nawet, jeśli nadal nienawidził zostawiać ją tak na widoku. Gdyby to wszystko się udało, mieliby zdobyć miejsce gdzieś w jakimś miłym sąsiedztwie.
Rozebrali się w ciszy, a Cas zniknął w łazience, aby umyć zęby, zostawiając nieco zagubionego Deana w sypialni. Siedział tam przez chwilę, gapiąc się przed siebie niewidzącym wzrokiem, po czym wstał i poszedł za Castielem. Stojąc w drzwiach patrzył na drugiego mężczyznę, a stały, kolisty ruch jego ręki niemal hipnotyzował.
- Castiel, czy ty mnie kochasz?

Castiel przerwał mycie zębów, gdy pytanie, które sam sobie milion razy zadawał, padło z ust Deana. Wyjął szczoteczkę z ust i splunął do zlewu, szybko ją wyczyścił oraz wypłukał sobie usta niewielką ilością wody. Wytarł twarz brzegiem zwisającego z boku ręcznika i dopiero wtedy odwrócił się twarzą do Deana. Deana, który był pełen życia i o wiele za dobry na to, by Castiel w ogóle na niego zasługiwał. Deana, który był dla niego wszystkim, który stał się tak ważną częścią jego życia, że nawet dzień bez widzenia się z nim lub rozmawiania wydawał się za długi.
Deana.
Castiel skinął raz głową, po czym odpowiedział na pytanie słowami, pierwszy raz wypowiadając je głośno.
- Kocham cię bardziej, niż sądziłem, że jestem do tego zdolny – powiedział, gapiąc się bez mrugnięcia w oczy Deana, silny prawdą, że to, co właśnie powiedział, było faktem absolutnym. - …i przepraszam, że nie powiedziałem tego aż do teraz.

Dean patrzył na Castiela, obserwował każdy mały ruch i nie mógł oddychać, nie teraz, nie, kiedy Castiel tak spokojnie odwzajemniał jego spojrzenie. A potem się odezwał. I Dean poczuł się, jakby spadał bardzo długo, poczuł się, jakby właśnie został złapany, ktoś porwał mu ręce i wtedy poczuł się, jakby latał, po czym zatoczył się naprzód, w ramiona Castiela i pocałowali się. Nie był to najzręczniejszy pocałunek ani nawet najbardziej namiętny. Zderzyli się ze sobą, trącając się nosami i splatając językami, a Deana nic nie obchodziło, ponieważ Castiel go kochał. Kochał go. Zakwilił drugiemu mężczyźnie przy ustach i objął mu twarz, przyciągając go bliżej i wyżej, aż nie zostało między nimi ani trochę przestrzeni.
- Ty mnie kochasz – wydyszał z niedowierzającym uśmiechem na ustach, niewielkim i ostrożnym i naiwnie pełnym nadziei. – Powiedz to, powiedz to jeszcze raz – pocałował go znowu i oddech zaczął mu się rwać, kiedy Castiel go złapał jedną ręką w talii, a drugą za szyję. Był stanowczy, taki silny i należał do Deana.

- Kocham cię, Deanie Winchester – powiedział Castiel, śmiejąc się lekko, i pogładził Deana po twarzy, całując go wciąż od nowa, niezdolny przestać się uśmiechać. Nie czuł się taki rozedrgany od ponad roku, nigdy nie czuł się tak kimś zafascynowany, nie czuł się tak szaleńczo i idealnie jak w domu. Castiela nieoczekiwanie przestało obchodzić, czy dostaną ten głupi dom albo biały płotek. Jak długo miał Deana, wiedział, że gdziekolwiek pójdą, tam będzie ich dom. – Dean, tak bardzo cię kocham – szepnął, całując Deana znowu i popychając go na blat; dotykał jego nagiej skóry i ubrań, jak zawsze ostrożny, zaborczy i łagodny wobec niego jednocześnie. – Powiedz mi, że tego ze mną chcesz – westchnął Castiel, wodząc nosem wzdłuż nosa Deana, kiedy obaj się trochę uspokoili; ich szaleńcze ponowne odkrywanie siebie nawzajem zwolniło do obejmowania się i przywierania do siebie z luźną radością.

W głowie mu się kręciło, a słowa tłukły mu się po niej w oszołomieniu. Jednocześnie było to za wiele i za mało, i Dean również nie mógł przestać się uśmiechać. Castiel odsunął się odrobinę i obaj łapali oddech; Dean padł naprzód i oparł się czołem o ramię Castiela. Zapach Castiela był silny, unikalny i Dean pragnął zostać tam na zawsze, po prostu słuchając jego stabilnego bicia serca i wdychając go całkowicie.
- Chcę być z tobą, Cas – powiedział i nie była to tak naprawdę odpowiedź, ale i tak musiał to powiedzieć. – Chcę, żebyś był szczęśliwy… tego właśnie chcesz, a ja chcę, żebyś to miał – oblizał się i pozwolił dłoniom błądzić po ramionach i plecach Castiela, po czym spojrzał na niego znowu. – Pożałuję tego, co? – zachichotał i pokręcił głową, mając nadzieję, że Castiel go źle nie zrozumiał. – W porządku, dobra, zróbmy to – pochylił się i pocałował Castiela, skubiąc mu dolną wargę i smakując tego niedowierzającego uśmiechu na swoim języku. – Ale chcę być tym spoko tatusiem, jasne? Ty będziesz z nią rozmawiał o… ptaszkach i pszczółkach i… cokolwiek… zamknij się – Castiel zaczął rechotać, a Dean żartobliwie szturchnął go w bok. Jednak pomysł zaczął w nim kiełkować. On i Cas, ojcowie. Rodzina.

- Nie jestem pewien, Dean, czy bylibyśmy ojcami dla Jess. Już prędzej… wujkami. Ona już miała matkę i ojca… i wątpię, czy pasowałoby jej, gdybyśmy zastąpili jej rodziców… ale naprawdę chcę być dla niej rodziną. Chcę jej dać dom, bezpieczne miejsce – urwał, gładząc wierzchem dłoni bok twarzy Deana, zagubiony w milionach piegów zdobiących mu skórę, w delikatnych zmarszczkach w kącikach oczu powstałych od tego, jak uśmiechał się swoim zapierającym dech uśmiechem. – A ty będziesz spoko wujkiem, jeśli tego naprawdę chcesz. Dean, nie chcę cię do tego zmuszać… to… to musi być coś, czego obaj chcemy.

- Wujek… - Dean skrzywił się na dźwięk tego słowa. – Nie podoba mi się to, brzmi dziwnie… i staro… - zadygotał dramatycznie i jeszcze raz głęboko odetchnął, ujmując twarz Castiela i całując go delikatnie. – Cóż, nie zamierzam dziś wieczorem niczego podpisywać… ale – wzruszył ramionami i pocałował Casa ponownie – myślę, że powinniśmy to zrobić… albo przynajmniej spróbować… jeśli ona chce, jeśli władze się zgodzą… czemu nie, u licha? – zaśmiał się miękko, odsunął od blatu i minął Castiela, udając się do sypialni, gdzie, stękając nisko, wsunął się pod przykrycie. – Zgaś światło, dobra? – wymamrotał w poduszkę, już zamknąwszy oczy.
Był tak cholernie zmęczony. Sądził, że było tak z powodu podekscytowania, dziwnej nowości powrotu do pracy, szoku wywołanego rezygnacją Castiela i tymi zmieniającymi życie nowinami. To była masa rzeczy do ogarnięcia i Dean nie zdołał powstrzymać ziewnięcia, kiedy w pokoju wreszcie zapanowała ciemność, a on poczuł ugięcie materaca, gdy Castiel wsunął się do łóżka obok niego, łagodnie obejmując jego bezwładne ciało. Przysunął się bliżej, ukrywając twarz w szyi Castiela i uśmiechnął się w ciepłą skórę, szepcząc „Kocham cię”, dopóki nie ogarnął go sen.

Rozdział 25

Następny poranek zastał Castiela, który obudził się o świcie i poszedł biegać; wrócił do mieszkania wziąć prysznic po długiej przebieżce celem zebrania myśli, a następnie obudził Deana, biorąc jego fiuta w usta. Po tym przez kolejne pół godziny nie wstali z łóżka, Castiel umiejętnie rozkładał Deana na części pod sobą, a Dean ponaglał go, warcząc „Szybciej”, „Tam, kurwa!” oraz „O Boże, Cas, TAK!” Castiel miał pewność, że sąsiedzi go nienawidzili, ale nie przejął się. Znowu był szczęśliwy, a kiedy pierwszy raz spotkał Deana, Castiel był pewien, że już nigdy w życiu się tak nie poczuje.
Dean był pełen niespodzianek.
Castiel pozwolił Deanowi zawieźć się do domu, w którym wciąż znajdowała się Jess, aby z nią pomówić, i zdziwił się, kiedy Dean zapragnął zostać i również porozmawiać; całą trójką siadając na kanapie w salonie, podczas gdy opiekujący się nią agenci zrobili sobie przerwę.
- Nie rozumiem, czemu chcą mnie przenieść do jakiegoś domu grupowego – poskarżyła się Jess, marszcząc się i krzyżując sobie ramiona na piersi, po czym zagapiła się w dywan. Castiel westchnął.
- Chcą, byś prowadziła tak normalne życie, jak to możliwe, wciąż pozostając pod opieką. Agenci nadal będą cię obserwować, ale zdołaliśmy już zatrzymać ponad 40 członków organizacji Azazela... Teraz współpracują z nami Meksykanie, mając nadzieję zorientować się, kto w ich kraju dostarcza ludzi, nie licząc tych, których już przetrzymujemy.
- Co, że niby po czymś takim mogę znowu żyć normalnie?! Wepchną mnie do tego domu na pół roku, a kiedy skończę 18 lat, nie będę miała dokąd pójść! Rodzina mojej mamy mieszka w Kanadzie, gdzie się nie wybieram, a rodzina ojca albo nie żyje, albo są za starzy, albo są obrzydliwymi, zacofanymi bigotami, którzy, przysięgam na Boga, wciąż myślą, że Roe kontra Wade było najgorszym, co się przydarzyło po ogłoszeniu równych praw dla kobiet.
Castiel skrzywił się, po czym zerknął na Deana, ostatni raz pytając go wzrokiem, czy naprawdę chcieli to zrobić.
- …Jess… a co, gdybym ci powiedział, że nie musiałabyś zamieszkać w domu grupowym?
Jessica uniosła jedną blond brew, popatrując to na Castiela, to na Deana.
- Zapytałabym, w czym tkwi haczyk.

Dean w trakcie rozmowy zachowywał się biernie. Jasne, był tam, a kiedy po sugestii Castiela Jess szerzej otwarła oczy i spojrzała na niego, Dean faktycznie promiennie odwzajemnił ten uśmiech i – miał nadzieję – uspokajająco. Słuchał, podobnie jak Jess, tego, co mówił Cas, a jego słowa brzmiały optymistycznie, ale realistycznie, i Dean miał ochotę rzucać się na niego z pocałunkami co pięć sekund. Decyzja, oczywiście, nie należała do łatwych, ale Jess przystała na ten pomysł dużo szybciej, niż Dean. Oczy lśniły jej i były tak pełne nadziei, a Dean mocno odwzajemnił jej uścisk, kiedy praktycznie skoczyła mu na kolana (po tym, jak już zrobiła to samo z Castielem). Zostali potem jeszcze chwilę, pijąc herbatę i jedząc pączki, i okazało się, że Dean i Jess mieli przynajmniej wspólną słabość do artystycznie dekorowanych wypieków. Wtedy uśmiech Castiela zniknął, ustępując miejsca najszczerszemu grymasowi, po czym przypomniał im, a w szczególności Jess, że to nie będzie łatwe, że będzie wiele przeszkód i ludzi próbujących utrudnić wszystko bardziej, niż to konieczne, ale obiecał też zająć się wszystkimi formalnościami i zrobić wszystko, by zapewnić Jess dom. Dean pomyślał, że ujrzał, jak oczy jej zalśniły, kiedy Castiel się odezwał i szybko podszedł, by ją mocno uściskać.
- Do zobaczenia wkrótce, Blondie – powiedział, zarabiając żartobliwego szturchańca w bok i rechocząc.
Wyczuł, że Cas potrzebował jeszcze chwili na osobności z Jess, więc mrugnął do niej i wyszedł z pokoju, a potem z mieszkania, aby poczekać przy samochodzie. Pogoda była słoneczna, ale zimna, więc Dean ciaśniej otulił się kurtką, powoli wędrując bokiem jezdni. Nie mógł przestać się uśmiechać. Castielowa deklaracja miłości z poprzedniej nocy, ekscytująca przyszłość, jaką planowali – to powinno być za dużo, ale jakimś sposobem Dean czuł się w porządku. Pierwszy raz od jakiegoś czasu nie był przerażony czy zdesperowany – albo śmiertelnie ranny – i prawie nie wiedział, co z tym uczuciem robić. Zamknął więc oczy i oparł się o samochód, wyjął z kieszeni na piersi okulary i założył je. Minęło kilka minut i usłyszał zamykające się drzwi oraz kroki Castiela na wąskiej ścieżce. Dean wyszczerzył się do niego, obejmując go łagodnie i miękko trącając go nosem.
- Więc naprawdę to robimy – powiedział, nie spytał, i oblizał się. – Powinniśmy powiedzieć naszym rodzinom, nie sądzisz? Zanim moja mama się dowie i sama nas wykastruje.

Kiedy Dean wyszedł z pokoju, Jess i Castiel obserwowali go razem, po czym ponownie odwrócili się do siebie. Wyraz twarzy Jess był nie do odczytania i Castiel miał wrażenie, że może dziewczyna nie była tak bardzo za tym pomysłem, jak początkowo myślał.
- Castiel, jesteś tego pewien? – zapytała ostrożnie, wciąż trzymając w dłoniach kubek z herbatą z dodatkiem kwiatów pomarańczy.
Castiel skinął głową.
- Bardziej pewien, niż byłem większości rzeczy w życiu… zasługujesz na pobyt w bezpiecznym środowisku. Zasługujesz na dom i na rodzinę. Tak bardzo, jak planuję ci zaoferować te rzeczy, tak też planuję to zrobić, Jess.
Po tych słowach dziewczyna przełknęła z wysiłkiem, oczy zaszły jej łzami i potarła sobie twarz, po czym pociągnęła nosem i posłała mu drżący uśmiech.
- Jesteś wielkim głupkiem, wiesz o tym? – powiedziała, a Castiel zignorował to, jak drżał jej głos.
- Wiem… Szczerze mówiąc to myślę, że jest to jedna z moich lepszych cech.
Uśmiechnęli się do siebie szeroko, a kiedy Castiel wstał, Jess wstała również i objęli się natychmiast. Był to przeciągający się uścisk, a Castiel kołysał nieznacznie nimi obojgiem, głaszcząc ją po głowie i wygładzając jej długie blond loki. Jess odsunęła się wreszcie i znowu wytarła oczy, patrząc na Castiela z uśmiechem, który był nieco bardziej szczęśliwy, niż nerwowy.
- Zostań w kontakcie… daj mi znać, jak leci, dobra?
Castiel zasalutował jej, w odpowiedzi zyskując szeroki uśmiech.
- Tak jest.
Po tych słowach wyszedł, patrząc w gorę na schody, kiedy Jess, machając, zamknęła drzwi, po czym odwrócił się twarzą do Deana. Na widok okularów serce mu z jakiegoś powodu stanęło i Castielowi ponownie się przypomniało, jak naprawdę absolutnie powalający był mężczyzna, z którym miał szczęście się umawiać. Pocałował Deana przy tym uśmiechu, zachichotał, kiedy zderzyli się nosami, radośni i beztroscy w sposób, na jaki nie mogli sobie pozwolić od miesięcy.
- Dean, myślę, że to dobry pomysł… powinniśmy ich zaprosić na rodzinny obiad? – otwarł drzwi samochodu i wsunął się do środka, czekając, dopóki Dean nie obszedł go wokół i nie usiadł z drugiej strony, po czym podał mu kluczyki. Uśmiechnął się, kiedy Dean wyszczerzył się do niego, po czym wepchnął kluczyki do stacyjki, odpalając samochód i wyjeżdżając nim na drogę. – Myślę, że powinni się trochę lepiej poznać… Święto Dziękczynienia było niezłe, ale to był zaledwie początek.

Zbliżał się proces Azazela i wkrótce nadeszła połowa stycznia, kiedy to Castiel oficjalnie zrezygnował, ku wielkiemu szokowi wszystkich na posterunku. Tego dnia Dean wcześniej wyszedł z pracy, aby z nim być, ponieważ, choć Castiel obstawał przy swej decyzji, Dean umiał sobie wyobrazić, jak absolutnie niszczące musiało być rezygnowanie z czegoś tak wielkiego, tak ważnego. Spędzili popołudnie kochając się, skąpani w pocałunkach i pchnięciach, a Dean przyciągnął Castiela bliżej, dopóki nie stali się praktycznie jednym, dzieląc się tą samą przestrzenią, oddychając tym samym powietrzem. Było już dobrze po północy, kiedy wreszcie odpłynęli w nicość, ze splątanymi rękami i nogami, luźno zawinięci jeden wokół drugiego, a Dean szeptał imię kochanka, dopóki język nie zaczął mu ciążyć i słowa nie zamarły.
Kilka dni później kupili sobie zestaw pasujących do siebie kubków w Bed, Bath & Beyond i chociaż Dean wciąż się skarżył, jak idiotycznie wyglądały, to potajemnie lśnił z oczekiwania, żeby zacząć ich używać. Do licha, nigdy nie sądził, że domowe życie było dla niego, i wciąż by temu zaprzeczał, gdyby ktoś go zapytał wprost. Budzenie się każdego ranka obok tej samej osoby, scałowywanie jej snu z oczu, robienie zakupów i wędrówki po alejkach IKEI… wszystko to brzmiało tak normalnie, tak przyziemnie, ale gdy tylko pomyślał o wracaniu do domu pachnącego świeżo zrobionym risotto Castiela, w piersi ściskało go z radości.

Castiel czuł się nieco przytłoczony; po wszystkim, co się ostatnio w jego życiu zmieniło, czuł się, jakby wsiadł na karuzelę, która obracała się z najwyższą prędkością, a on nie mógł znaleźć nikogo, kto by ją wyłączył. Jednak w nocy, w ciszy swojej sypialni (albo u Deana, zależnie od tego, gdzie byli), wszystko wyglądało lepiej. Łatwo było zapomnieć o wszystkim innym, kiedy głowa Deana leżała mu na piersi jak na poduszce i kiedy leniwie drapał drugiego mężczyznę po głowie, przeczesując mu miękkie, krótkie pasma włosów.
- Dean…? – zapytał miękko, sprawdzając po prostu, czy tamten spał, czy nie. Kiedy Dean wymamrotał w odpowiedzi ciche „Mhmm?” , Castiel przełknął i oblizał się, po czym przemówił spokojnym, ale stanowczym głosem. - …Znalazłem dom – powiedział i usiadł nieco, kiedy Dean również usiadł, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Znalazłeś?
Castiel kiwnął głową, siadając w pełni i opierając się o poduszki za sobą.
- Tak… um, ma trzy sypialnie, dwie łazienki, jest w Los Feliz… Wygląda naprawdę ładnie, leży blisko parku i szkoły średniej, dla Jess. Wiem, że do ukończenia zostało jej jeszcze kilka miesięcy, ale powiedziała mi, że, skoro straciła prawie rok pracy, to chciałaby zacząć ostatnią klasę od początku… Nauka w domu mogłaby się udać, skoro jestem tu cały czas, ale mogłaby też robić testy w szkole i więcej przebywać w towarzystwie rówieśników… - urwał ponownie, spoglądając na Deana, kiedy sobie uświadomił, że tamten jeszcze nie odpowiedział. Castiel przełknął ponownie, teraz już zdenerwowany, i lekko pchnął Deana w ramię. – I…? Powiedz coś, do cholery… nie każ mi myśleć, że na próżno ustalałem oglądanie…

Nie powinien być tak zaskoczony, jak był. Może chodziło tu o nagłość, z jaką Castiel wszystko wyłożył, może o jego własną senność, nie wiedział. Dom. Ich dom. Dom, który by dzielili, cały czas razem. Naprawdę nieźle to brzmiało. Kiedy wreszcie spojrzał na Casa, uśmiechał się lekko.
- Kiedy? – tylko tyle powiedział i ujrzał, jak zmartwienie na twarzy Castiela ustąpiło przed osłupieniem i przyjemnym zaskoczeniem. – Skarbie, jak dla mnie brzmi świetnie. I już chyba czas po temu, nie sądzisz? – wyszczerzył się i pochylił, by miękko pocałować drugiego mężczyznę. Przez chwilę oddychali przy sobie, a kiedy Dean odsunął się, z twarzy Castiela zniknęło całe napięcie.

Castiel nie umiał powstrzymać uśmiechu, jaki wypełzł mu na usta i zrobił się tak szeroki, że prawie bolało. Objął Deana za ramiona i ukrył twarz w jego szyi, a oddech, który nieświadomie wstrzymywał, uleciał z niego w pełnym ulgi westchnieniu.
- Dziękuję, Dean… - powiedział miękko, ściskając palcami barki Deana. – Minął prawie rok, od kiedy straciłem Baltazara… nie zdawałem sobie z tego sprawy – urwał, odsuwając się i odchrząknął, bo w gardle nieoczekiwanie ścisnęło go z emocji. – Nawet sobie tego nie uświadamiałem… tacy byliśmy wszystkim zajęci… za tydzień minie rok od jego śmierci – Castiel spojrzał na Deana, unosząc brwi, po czym wziął go za rękę, uspokajająco gładząc ją kciukiem. – Dziękuję. Za to, że sobie mnie nie odpuściłeś, nawet, kiedy byłem upartym, skupionym na sobie dupkiem – Castiel uśmiechnął się krzywo, splatając ich palce i unosząc się nieco w górę, aby niewinnie pocałować Deana w usta. Castiel aż do ostatniego czasu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego życie naprawdę się zmieniło od czasu, kiedy Dean wparował do jego biura ponad pół roku temu; zmieniło się tak wiele, a wszystko na lepsze.

Na wspomnienie Baltazara Dean zachwiał się przez chwilę. Wiedział, jak Cas się czuł, i wiedział, że Baltazar był wielką częścią jego życia, której nigdy nie zdoła zapomnieć. Ale nieważne, jak bardzo Castiel był teraz oddany jemu – wspomnienie tych wszystkich razów, kiedy duch jego dawnego kochanka nawiedzał ich ostrożnie rozkwitający związek, prawdopodobnie nigdy nie miało całkowicie zniknąć. Dean uśmiechnął się i objął policzki Castiela, po czym przysunął się i ugryzł go delikatnie w górną wargę.
- Jesteś moim ulubionym palantem – szepnął i Castiel pchnął go w ramiona, udając nadąsanego, ale Dean po prostu pocałował go głębiej.
Pod koniec tygodnia obejrzeli dom i chociaż Deana był równie mocno – jeśli nie bardziej – podekscytowany, co jego chłopak, to wciąż próbował to stonować i udawać znudzonego oraz niezainteresowanego. Ujechali kilka bloków dalej, zanim Dean wykrzyknął, jak bardzo mu się podobało, i dwa dni później podpisali umowę najmu. Przyszedł weekend, podobnie jak zgromadzenie ich obu rodzin. Gabriel i Ellen pomagali Castielowi w kuchni, podczas gdy Dean, Sam, Anna i Bobby gawędzili w salonie. Dean żałował, że Lisa i Ben nie mogli się pojawić, ale jeszcze przez tydzień lub więcej mieli być na wakacjach. Będzie im musiał powiedzieć później.
Udało się zaskakująco dobrze. Było kilka uniesionych brwi i wyzwisk, kiedy zdradzili położenie swego nowego domu, ale wszyscy szybko zaakceptowali pomysł z próbą adopcji Jess.
- Chcę ją spotkać – wykrzyknęła Jo, przez stół rzucając w Deana groszkiem. – Nie będziesz bronił biednej dziewczynie dostępu do jej niesamowitej ciotki, co?
Dean zaśmiał się i rzucił w nią kawałkiem pieczonego ziemniaka, ignorując spojrzenia Ellen oraz niezadowolone stęknięcie Castiela. Wzruszył ramionami i łyknął Merlota.
- Jeszcze nic nie postanowiono, Cas wciąż się ze wszystkim użera. Dowiecie się jako pierwsi, kiedy coś się wydarzy, obiecuję!
Później tego wieczoru Gabriel podał deser i Dean był całkiem pewien, że połowę gości trzeba będzie wytaczać z domu. Kiedy już wszyscy się wynieśli, Dean padł na kanapę. Jeszcze nie zaczęli się pakować, ale przynieśli już pudła i złożyli je w kącie salonu.
- Jak idzie, skarbie? – zapytał w stronę Castiela, sam ciekaw tego, jak postępowały ich starania w próbie stania się prawnymi opiekunami nastolatki. Słyszał kochanka w kuchni, brzęczącego sztućcami i naczyniami, więc zaczekał, by tamten przestał i dołączył do niego na kanapie. Dean złożył głowę na kolanach Castiela i zamknął oczy. Ledwo oświetlony salon był teraz przyjemnie cichy, a jedynym dźwiękiem był lekki oddech Casa.

Castiel przez ostatni tydzień walczył z systemem i każdego dnia odwiedzał Jess w jej nowym grupowym domu. Nienawidziła tam mieszkać, jako że była starsza od większości dzieciaków, więc praktycznie tkwiła tam jako darmowa opiekunka. Na szczęście Cas miał po swojej stronie wiele pozytywnych cech, jeśli chodziło o adoptowanie Jessici; wkrótce miał mieć dom, miał niesamowitą reputację tak w świetle prawa, jak i w społeczeństwie, miał też wiele referencji, z których mógł skorzystać. Jedynym problemem była praca. Opuścił policję i choć pracował tam wystarczająco długo, by zgromadzić na koncie ponad 400 tys. Dolarów, to nie na tyle długo, by kwalifikował się do płatnej emerytury i odprawy.
Poszperał trochę i znalazł wyjście. Nie trzeba było długo przekonywać Deana, że mógłby być prywatnym detektywem, i nie powinno było też być zbyt trudno zdobyć licencję, aby oficjalnie nim zostać. Castiel zgłosił się do testów na przyszły tydzień, po czym spędził weekend odprężając się ze swoim chłopakiem i ciesząc się towarzystwem ich rodzin.
Obiad udał się niewiarygodnie dobrze i Castiel był przyjemnie zdziwiony tym, jak bezproblemowo dogadały się ich rodziny. Przypominało to powiew świeżego powietrza po napięciu, jakie zawsze towarzyszyło im w obecności Baltazara. Pomogło to tylko udowodnić, jaką rację miał w sprawie Deana i ich bycia razem.
- Co? – zamrugał Castiel, wracając do rzeczywistości; dłonie błądziły mu we włosach Deana i zatrzymały się, po czym zaczęły na nowo. – Idzie… idzie dobrze, jak myślę. Gdy tylko dostanę licencję, będę mógł założyć własną firmę, a przy naszych połączonych dochodach będziemy gotowi, by adoptować Jess – urwał, oblizał się i odchrząknął. – Wiem… wiem, naprawdę, że to za wcześnie wspominać o tym, ale możliwe, że zrobią nam wywiad środowiskowy, abyśmy mogli ją adoptować – spojrzał w dół na Deana i uśmiechnął się nerwowo. – Będą chcieli wiedzieć o naszym związku, Dean. A para nie brzmi zbyt oficjalnie – Castiel posadził Deana tak, aby mogli się widzieć, po czym odchrząknął. – Zastanawiałem się, czy pasowałoby ci odnoszenie się do nas jako partnerów. Sądzę, że, dopóki nie będziemy gotowi na coś więcej, to mogłoby być dobre – wzruszył lekko ramionami i przygryzł sobie dolną wargę, po czym wziął Deana za rękę i splótł ich palce.

Sugestia Castiela miała oczywiście sens. Dean wiedział, że było tak w większości da dobra Jess, ale nie mógł zaprzeczyć temu, że serce mu stanęło na myśl o odnoszeniu się do Castiela jak do partnera i że Castiel również przedstawiałby go jako swego partnera. Usiadł i przez chwilę odwzajemniał jego spojrzenie, nieruchomy i cichy, po czym nie mógł dłużej ukrywać uśmiechu. Pochylił się i pochwycił usta Casa swoimi, powoli, ale pewnie smakując uśmiechu pojawiającego się na jego twarzy.
- Dla mnie brzmi nieźle – powiedział, kiedy się wreszcie odsunął, i nonszalancko wzruszył ramieniem. – Znaczy się, zrobię to, jeśli jest to absolutnie konieczne – wyszczerzył się i wstał, pociągnął Castiela za sobą i zatargał do sypialni. Cas raz czy drugi próbował protestować, wymawiając się „bałaganem w kuchni”, ale Dean nie zamierzał pozwolić mu na dalsze skarżenie się przez następną godzinę lub dłużej.
Po wszystkim leżeli razem, a Dean całował Castiela po skroniach, zamykając oczy w postkoitalnej przyjemności.
- Kocham cię, Cas – szepnął w spoconą skórę, delektując się tym, jak ciało kochanka zadrżało po tych słowach.

- Też cię kocham, Dean – odparł Castiel po chwili, a głębokie znaczenie tych słów dało się słyszeć w miękkim westchnieniu, jakie uleciało z niego później, i w tym, jak oparł się czołem o czoło Deana i uśmiechnął się. – Powinniśmy iść spać – powiedział miękko i z chichotem pociągnął Deana w dół na siebie. – Ty masz rano pracę, a ja muszę jechać z inspektorem, aby przyjrzeć się domowi; jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy podpisywać papiery pod koniec tygodnia.
Uznał milczenie Deana za dobry znak i pozwolił im obu odpłynąć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:44, 17 Wrz 2013    Temat postu:

♫ ♪ Heaven, Im in Heaven and my heart beats so that I can hardly speak ♫ ♪
Tyyyle dobra :hamster_full:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 451, 452, 453 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 452 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin