|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 14:23, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
To ile tych wersji masz??? :D I w jakim formacie, bo ja musiałam przystać na A4...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 14:46, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Ach, pomyśleć, że moja dziś z takim pożałowaniem w oczach na mnie patrzyła, jak jej tłumaczyłam dlaczego zrobiono mi taką krzywdę wycinając wyciętą scenę. Inna sprawa, że im usilniej próbuję wytłumaczyć coś, co mnie wprawia w stan... rozemocjonowany, tym gorzej mi to wychodzi, więc, um... przedstawiam sobą widok co najmniej żałosny XD
13 nope. Za to się idzie do więzienia. Za przelecenie 16-latka w niektórych stanach/krajach też. Nope tym większe, im większa różnica wieku XD
Linmarin napisał: | Masakrycznie żre baterię, jeden dzień to max. Fakt, ze jako nowa zabawka jest overeksploatowany xD Ale i tak, nawet podświetlenie ekranu mam na śmiesznie niskim poziomie, zeby dłużej bateria trzymała. Muszę poszperać po takich aplikacjach, thx, Honey :3 |
Battery Doctor polecam z własnego doświadczenia, srsly. Co prawda jest po angielsku, ale możesz sobie ustawić, żeby na przykład od 22:00-8:00 nie pobierało maili i niczego nie synchronizowało, to trochę oszczędza baterię. Moja już dogorywa, zwłaszcza po tym jak kupiłam sobie program do ebooków, który żre mocy bardziej, niż poprzednie razem wzięte. Ale za fajny jest i zapłaciłam za niego 18 złotych TT_TT
Tu macie kolejną radośnie wyciętą scenę:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=XYZJPhflqkg
...i kolejną:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=uWCpqq8ZJJo
A tu jest kurewskie promo nowego sezonu i pozwólcie, że troszkę umrę przy oglądaniu @_@
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=lsUkkiaae0o
Jezusie... ciekawe co Dean odpierdzielił, żeby uratować Sama. I Cas, cholera. I Cas. I będą w kontakcie, na to wychodzi. I... i... Abaddon... Bobby... Charlie... i Dean ciągnięty po podłodze... i zmasakrowana laska w lesie... i Śmierć~!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 15:00, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | To ile tych wersji masz??? :D I w jakim formacie, bo ja musiałam przystać na A4... |
Um. Trzy. Luźno podrukowaną po każdej wrzuce, zbindowaną bez piców i zbindowaną z obrazkami. I ja generalnie wszystko mam w A4, bo straszie lubię drukować w domu, a tak łatwiej...
antique napisał: | 13 nope. Za to się idzie do więzienia. Za przelecenie 16-latka w niektórych stanach/krajach też. Nope tym większe, im większa różnica wieku XD |
Chcę skraść twoja niewinnośc było baaardzo me gusta, a nutka poczucia winy dodawała temu uroku xD Ale, generalnie, zdecydownie preferuję pełnoletnie fici. No, chyba, ze jakieś urocze szkokne AU.
I zanim wypowiem się o czymkolwiek, OH. MY. FUCKING. GOD. Sneak peek. Jessu. Like, srsly, JESSU. O.O
//bogowie, CAS...!
// prawie się rozryczałam z emocji xDDD I Bobby, ja wiem, ja wszystko wiem, ale cieszę się! I Charlie, Cas- CAAAS...! I Dean, jego poczucie winy będzie dla mnie śmiercia. Po prostu. Arrrrgh...!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 15:06, 10 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 15:18, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
*nie ma mnie, po obejrzeniu sneak peek trochę mi się umarło i poszłam wykopać sobie mogiłę*
...Season div9, dammit. Dobije nas, dziewczyny. Coś czuję, że ten sezon nie da nam chwili odpoczynku. Pfff... nie spodziewałam się, że Dean będzie miał kontakt z Casem. I te wszystkie aniołu... i Abaddon... cieszę się, że nie zmienili aktorki, tak przy okazji XD
Strasznie jestem ciekawa, jak Bobby wróci :D Zabrał się na gapę z którymś z aniołów? XD
Idę skombinować sobie jakiś nagrobek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 15:19, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Obejrzałam filmik, na którym twórcy nas szczują... Jezu, na widok Casa aż mnie coś zaszczypało w oczy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:31, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Na pocieszenie po powyższym - rozdział 18 :)
Rozdział 18
Udowodnij, że nikt nie ma racji, nawet ty
Tej nocy Castiel zasnął zwinięty wokół Deana i śnił ciepłe, dobre sny, pełne złotego światła i wrażenia, że ze światem wszystko było w porządku. Obudził się gwałtownie, mrugając we wciąż panujących ciemnościach, i gapił się w sufit, dopóki pokój nie zyskał na ostrości.
Dean wciąż go otulał niczym ośmiornica pełna ciepła oraz rąk i nóg. Ślinił mu się na ramię i przypływ uczucia, jaki Castiel w tej chwili poczuł, wstrząsnął nim i odebrał dech. Ślina na ramieniu nie powinna sprawiać, że czułeś się, jakbyś kochał tę osobę o tyle bardziej… ale tak było. Ostrożnie wydostał się z łóżka, założył bokserki i koszulkę, po czym ruszył korytarzem do kuchni. Była ledwo 6 rano… zatem było mnóstwo czasu na zrobienie śniadania i rozeznanie się w tym, co robić z faktem, że oto ponownie zakochał się w swoim partnerze.
Castiel zaczął od zaparzenia kawy i uchylił lodówkę, by wyjąć z niej górę składników. Ostatecznie zrobił gofry i bekon, grzanki, jajka oraz parfait z jogurtu. Połowa z tego była niejadalna, grzanki spalone nie do poznania, a w jajkach pełno było skorupek. Wyrzucił wszystko do śmieci i postawił na stole coś faktycznie jadalnego, nakrywając gofry i bekon dużymi miseczkami, żeby nie wystygły, a sam poszedł obudzić Deana.
Co okazało się niemal niemożliwe. Przez 10 minut stał w drzwiach, po prostu patrząc na Deana śpiącego z tak spokojnym wyrazem twarzy, że nie mógł się zmusić, by go obudzić; wreszcie podszedł bliżej i wpełzł z powrotem na łóżko, położył się na plecach i odwrócił głowę tak, aby móc wciąż się gapić na mężczyznę, który zdołał rozszczepić mu serce i zagrzebać się w nim. Dean był najlepszym rodzajem takiego kreta, kłującym i upartym, niechętnym pozwolić Castielowi na odrzucenie tego, co razem budowali, zanim Cas odciął się od tego, nie myśląc o konsekwencjach. Po chwili ciszy wyciągnął rękę i pogładził mężczyznę po dłoni, dotykając jej piegowatej skóry; zmarszczki wokół knykci pokazywały, że Dean się starzał.
- Dean… Dean, obudź się.
Dean stęknął. Miękki, cichy głos namawiający go pobudki był łagodny, ale niezależnie od tego był też najeźdźcą, niszczącym rozkoszną ciszę jego snu. Przekręcił się, naciągnął sobie koc na głowę, mamrocząc „…szcze nie” i to naprawdę zyskało mu kolejne 10 lub 20 sekund ciszy. Potem dłoń wsunęła mu się we włosy, nos szturchnął go w szyję, a ciepły oddech buchał z ust i łaskotał go. Wreszcie Dean pozwolił, by Castiel znowu ściągnął z niego koc, i otwarł jedno oko, a grymas twarzy wyraźnie świadczył o jego dezaprobacie. Lekki jak piórko pocałunek, który następnie spoczął mu na ustach, stanowił jednak przynajmniej niewielką rekompensatę za obudzenie go. Usiadł, wyciągnął ramiona nad głową, a przeciągłe ziewnięcie sprawiło, że świat wokół na chwilę stracił na głośności. Cas uśmiechał się do niego, jakby wygrał na loterii, i przez chwilę Dean chciał go faktycznie zapytać, co z nim, kurwa, było nie tak. Ale się powstrzymał. Nie, nie był rannym ptaszkiem, nawet w najmniejszym stopniu. Ale po latach złych decyzji i napiętych związków postanowił nigdy nie robić ani mówić nic ważnego przed pierwszym porannym kubkiem kawy.
- Zrobiłem śniadanie – powiedział miękko Castiel, po czym uśmiechnął się znowu. Dean rano wyglądał rozkosznie, prawie jak kot. Castiel nie mógł uwierzyć, że przegapiał to za każdym jednym razem, kiedy po wszystkim uciekał. Nigdy więcej. – Są gofry i bekon… - pogładził Deana po szczęce, a zarost łaskotał go w opuszki palców. – I oczywiście kawę – Castiel pocałował Deana ponownie, tym razem przelotnie, i wstał z łóżka. – Przyjdź, jak będziesz gotowy… ale wiesz, one wystygną.
Oczywiście obietnica jedzenia sprawiła, że Dean niemal natychmiast wyskoczył z łóżka. Zatoczył się po swoje szorty i szybko je założył, po czym podążył za Casem do kuchni, gdzie śniadanie już czekało. Usiedli naprzeciw siebie, Dean uniósł kubek parującej, gorącej kawy, aby przez chwilę cieszyć się zapachem, po czym wziął niewielki łyczek, który, oczywiście, poparzył mu język. Zaklął pod nosem i sięgnął po szklankę wody, którą wręczył mu Castiel. Gofry nie należały do najlepszych, jakie jadł, ale to Cas je zrobił, i im więcej Dean o tym myślał, tym lepiej smakowały. Naprawdę był tutaj, w mieszkaniu Casa, ubrany jedynie w swoje szorty, i jadł śniadanie z mężczyzną, który uratował mu życie i w którym był całkowicie i beznadziejnie zakochany. Przerwał po tym stwierdzeniu, opuścił widelec i przez chwilę patrzył na Casa, dopóki drugi mężczyzna nie spojrzał na niego znad ciętego właśnie bekonu, który małymi kawałkami układał na gofrach.
- Mógłbym się do tego przyzwyczaić – powiedział, a Cas spojrzał w górę i uśmiechnął się do niego.
Wymiótłszy swój talerz do czysta Dean wstał i włożył naczynia do zlewu, po czym wrócił i stanął za krzesłem Castiela. Zaczekał, dopóki drugi mężczyzna go nie zauważył, po czym odsunął krzesło i usiadł partnerowi na kolanach; wziął Castielowi widelec i z bezczelnym uśmiechem skierował go do jego ust. – A teraz otwórz szeroko buzię.
Castiel nie był pewien, o czym mówił Dean, kiedy powiedział, że mógłby się do „tego” przyzwyczaić, ale przypuszczał, że to było bez znaczenia. Cokolwiek, co należało do niego, a do czego Dean się przyzwyczajał i z powodu czego się uśmiechał – cóż, Castiel by to wziął. Zerknął znowu w górę, kiedy Dean do niego podszedł, i szeroko otwarł oczy na widok jego wyrazu twarzy. Otwarł je jeszcze szerzej, kiedy Dean wspiął mu się na kolana i zaczął go faktycznie karmić, prawie jak dziecko. Uniósł brew, jednocześnie zamykając usta na widelcu.
- Dean, sam potrafię jeść – powiedział z kamienną twarzą, gdy widelec już zniknął mu z ust, ale nie poskarżył się już więcej, kiedy Dean podał mu kolejny kęs. Ciągnęli to przez chwilę, dopóki gofr Castiela nie zniknął, a widelec zastąpiły usta Deana. Takie całowanie się było intymne, nawet bardziej niż pospieszne macanki i gorączkowe pocałunki w klubie.
To był poranek po, kiedy obaj jeszcze mieli zaspane oczy i rozczochrane włosy, a usta lepiły im się od syropu; a mimo to Castiel nie mógł powstrzymać uśmiechu, jaki pojawił mu się na twarzy, kiedy odwzajemnił pocałunek, obejmując drugiego mężczyznę w talii i przyciągając go tak blisko, jak mógł. Słowa „kocham cię” gotowały mu się w środku i rozpaczliwie pragnął je powiedzieć. Chwila była po temu idealna, był leniwy sobotni poranek, a w powietrzu wciąż unosił się zapach śniadania.
Ale Castiel tego nie powiedział. Wstrzymał się, niepewny, czy Dean uwierzyłby, że mówił prawdę, czy, co gorsza, pomyślałby, że Castiel myślał, że mówi mu prawdę, ale się naprawdę łudził, że w to wierzył… więc zatrzymał tę myśl dla siebie i wykrzyczał ją wewnętrznie, wyrażając ją Deanowi w postaci mocnego uścisku na plecach i miękkich westchnień przy ustach.
Spędzili resztę dnia nie robiąc absolutnie nic. Około południa zaczęło padać, ale nawet, gdyby nie pojawił się deszcz, Dean byłby całkowicie szczęśliwy, zostając w domu. Zalegli na kanapie, Dean wciśnięty między nogi Castiela, okryli się kocem i oglądali kiepski program telewizyjny oraz powtórki „Jak poznałem waszą matkę”. Dean opowiedział Casowi, że Neil Patrick Harris był jednym z najwspanialszych ludzi na świecie, że absolutnie uwielbiał jego związek z Davidem Burtką, a nawet zdradził, że pewnego razu, kiedy spędzał święto 4 Lipca z rodziną w Disneylandzie, naprawdę ujrzał aktora jedzącego lunch ze swoim mężem. Dean nie był pewien, co Castiel o tym wszystkim myślał,, ale drugi mężczyzna słuchał z ciągłym uśmiechem na twarzy, a czy się tym przejmował, czy nie, Dean miał wrażenie, że to i tak było bez znaczenia. Około 18.00 zamówili sobie chińszczyznę i przekształcili salon Castiela w śmietnik z małych pudełek i zużytych pałeczek. Potem znowu ze sobą spali, wciąż czując na językach smak kurczaka w pomarańczach i słysząc stałe uderzenia kropel deszczu w okno. Dean wciąż od nowa szeptał Castielowi jego imię w ucho, podczas gdy Cas leżał na nim i zaborczo ściskał mu ramiona. Jakoś wrócili do sypialni i Dean przypełzł bliżej, kładąc dłoń na nagiej piersi Castiela.
- Nigdy mi nie mówiłeś o swoich rodzicach – powiedział cicho, rysując małe kółeczka na ciepłej skórze. – Znaczy się, nie musisz, jeśli nie chcesz… po prostu jestem ciekaw…
Dzień toczył się jak coś z marzeń Castiela. Cały czas nic nie robili, a jednak było idealnie. Nie kłócili się, jeśli nie liczyć tego, ile sajgonek z jajkiem będą potrzebować (Dean zjadł jedną od Castiela, ale nie było kłopotów, bo odstąpił mu swoje ciastko z przepowiednią), i ponownie seks był niesamowity. Cas był szczęśliwszy niż przez minione ponad pół roku; kiedy ostatnio czuł się taki szczęśliwy, Baltazar jeszcze żył.
Ponownie odepchnął od siebie te myśli, ale już nie tak gwałtownie, jak bywało w przeszłości. Tym razem było to raczej łagodne odganianie. Przyznał się przed samym sobą, że prawdopodobnie będzie jeszcze w myślach porównywał obu mężczyzn przez jakiś czas, ale mimo to Dean wciąż wysuwał się do góry. Został wyrwany z tych myśli, kiedy Dean odezwał się po długiej chwili niekrępującej ciszy.
- Co?... och… Moich rodziców już nie ma. A kiedy byłem mały, też ich raczej nie było. Matka cierpiała na depresję i pracowała na trzech stanowiskach, by utrzymać rodzinę, a mój ojciec był alkoholikiem. Pojawiał się tylko po to, by dostać więcej pieniędzy i może ją bić – wzruszył ramionami, ale uśmiech na jego twarzy bardziej przypominał grymas. – Dean, mam powód, dla którego nie mówię o nich zbyt wiele. Matka zmarła, kiedy miałem 15 lat, a ojciec po prostu… odszedł. Znalazł sobie inną kobietę. Gabriel był już wtedy wystarczająco dorosły, by zająć się Anną i mną, więc tak też zrobił. Był dla mnie po części wkurzającym starszym bratem, a po części zastępczym ojcem – wymamrotał i poruszył się lekko, zaś na policzkach pojawił mu się rumieniec. Nie wiedział, czemu czuł się zakłopotany, już wiele lat temu zaakceptował swoją popieprzoną rodzinę.
Castiel zaczerwienił się i Dean nieoczekiwanie poczuł się rozdarty pomiędzy uznaniem tego widoku za absolutnie słodki a potwornym poczuciem winy.
- Przepraszam – wymamrotał, przyciągając Casa bliżej i łagodnie scałowując mu grymas z twarzy. – Możesz mieć moich rodziców, jeśli chcesz – zażartował chwilę później, a Cas spojrzał na niego lekko zszokowany. Dean wzruszył ramionami i zaśmiał się. – Jeśli zostaniemy raz- …znaczy się, jeśli spędzimy ze sobą więcej takich chwil, to i tak będą chcieli cię widywać częściej, a ty już spotkałeś moją gromadkę, bywają dość uparci, jeśli chodzi o matkowanie i zaliczanie ludzi do grona rodziny.
Po chwili Cas po prostu parsknął śmiechem i kiwnął głową, a Dean pocałował go miękko.
- Przepraszam. Potrafią być prawdziwym wrzodem na dupie, ale pokochasz to, obiecuję – szepnął mu w usta.
Jeszcze trochę potem rozmawiali, o Samie i Jo, o Annie i Gabrielu. Okazało się, że aż do pewnej chwili w tym roku Castiel nie był w najlepszych stosunkach ze swoim rodzeństwem, i to już od dłuższego czasu. Dean zastanawiał się, z czego to wynikało, ale odniósł wrażenie, że teraz nie był najlepszy moment na takie pytania. Opowiadał więc o swoim bracie i siostrze i ignorował kpiące słowa o tym, jak się nad nimi rozwodził. Jeszcze raz zasnęli obok siebie, nos w nos, oddychając tym samym powietrzem i Dean czuł się radośnie chory z miłości.
W niedzielę zaciągnął Casa na Venice Boardwalk i spędzili dzień włócząc się po okolicy, jedząc lody, patrząc na artystów i słuchając muzyków. O zachodzie słońca usiedli na zewnątrz małej restauracji i zamówili burgera i frytki dla Deana oraz kanapkę z indykiem dla Casa.
Castiel odkrył, że kiedy przestał z tym walczyć, bycie z Deanem okazało się łatwiejsze, niż cokolwiek, czego wcześniej doświadczył. Przez cały dzień dogryzali sobie w sprawach drobiazgów, ale ostatecznie zawsze któryś z nich wyskakiwał z żartem, z kompromisem i, co dziwne, nie było zranionych uczuć czy utrzymującej się niechęci. Castiel wiedział, że rzadko się zdarzało znaleźć kogoś, z kimś tak łatwo się przebywało, i jeśli w trakcie przechadzki po bulwarze nieco mocniej ściskał Deana za rękę, to była to niczyja sprawa, tylko jego.
Zachód słońca przyniósł więcej dobrego jedzenia, a rozmowa schodziła kolejno z siłowni na broń, a potem na ulubioną muzykę. Tutaj ujawniła się kolejna różnica.
- Dean, muzyka klasyczna NIE jest nudna. Po prostu musisz mieć dość cierpliwości, by ją zrozumieć i docenić – powiedział Castiel z grymasem na twarzy; podebrał Deanowi kolejną frytkę i zaczął ją z irytacją przeżuwać.
- Wiem, Cas… chłopie, nie jestem głupi, cieszę się Beethovenem jak każdy… po prostu wolę KANSAS, to wszystko.
- …Och.
- Czy TY słuchasz jakiejś innej muzyki poza klasyczną?
Castiel zaczerwienił się i oblizał, zerknął w dół na stół i wzruszył ramionami.
- Nie śmiej się… ale… lubię Lady Gagę…
Śmiech Deana sprawił, że ludzie siedzący przy stolikach wokół nich zdziwili się, a Castiel zakrył sobie twarz i stęknął.
Pewnie, nie do końca poważnie obiecał, że nie będzie się śmiał, ale za żadne skarby świata nie było mowy, aby Dean mógł chociaż podejrzewać coś takiego. Jedną rzeczą było lubienie muzyki klasycznej, ale rozkoszowanie się Lady Auto Tune i jej szalonymi mięsnymi wdziankami inną. Potrzebował jakichś pięciu minut, by przestać się śmiać, a kiedy skończył, Castiel skurczył się w kupkę nieszczęścia, opuszczając głowę i wściekle się czerwieniąc. Większość ludzi przestała już gapić się na nich z dezaprobatą, ale grupa młodych ludzi siedząca kilka stolików dalej wciąż patrzyła na nich z zainteresowaniem. Dean nie pozwolił, by mu to przeszkadzało, odsunął swoje krzesło i przykucnął obok Castiela; wziął dłonie mężczyzny w swoje i zaczekał, dopóki tamten nie spojrzał mu w oczy.
- Jestem okropny, wiem – wymamrotał i uśmiechnął się przepraszająco, całując miękko dłonie Castiela. – Ale musisz przyznać, że masz nieźle popieprzony gust.
Zarobił za to żartobliwe szturchnięcie, od czego zatoczył się w tył, a kiedy wylądował na tyłku, Cas znowu się lekko uśmiechnął.
Później pomaszerowali w dół plażą i Dean nie miał pretensji, kiedy Castiel pchnął go w dół na piasek i zaczął żarłocznie całować. Na promenadzie nie byli sami, ale inne pary wydawały się być równie mocno zajęte, więc Dean ochoczo wpuścił Casa do swoich ust. Po północy wzięli taksówkę z powrotem do mieszkania Castiela i pomimo powściągliwego obmacywania na tylnym siedzeniu padli do łóżka bez żadnych ukrytych zamiarów, tuląc się do siebie i zasypiając z zapachem oceanu na ubraniach.
Castiel obudził się rano i zaparzył kawę, zanim udał się pod prysznic, budząc Deana dopiero wtedy, kiedy już absolutnie musieli wyjść, inaczej nie zdążyliby do jego mieszkania, aby mężczyzna mógł się przebrać.
- Dean, kawa – Castiel postawił obok Deana kubek, który zawierał odpowiednią ilość cukru i śmietanki, po czym odwrócił się, by się ubrać; mokry ręcznik wisiał w łazience. Założył czarne bokserki i podkoszulkę, po czym podszedł do szafy, aby wybrać garnitur.
Poranki zawsze były ciężkie i kiedy Dean wygrzebał się z łóżka, żałował, że bardziej się nie rozkoszował wspaniałymi rankami w weekend, bo teraz została im tylko pita pospiesznie kawa przed pracą. Wziął prysznic i założył swe zapiaszczone i zakurzone ubranie, a potem wyszedł z mieszkania Castiela. Cas podwiózł go do jego mieszkania i pomimo zaproszenia Deana został w samochodzie. Wobec tego Dean wyciągnął parę dżinsów i koszulę i pognał z powrotem w dół. Przynajmniej trzech różnych ludzi spytało go, czy nie cierpiał na kaca, więc musiało to oznaczać, że wyglądał jak gówno. Tak naprawdę to czuł się całkiem nieźle, ale myśli o weekendzie i o tym, że przed nim było jeszcze pięć długich roboczych dni, dosłownie go torturowały.
Przez następne dwa tygodnie Dean miał wrażenie, że już nic nigdy nie mogło pójść źle. Cas i on byli szczęśliwi, Jezu, nigdy nie sądził, że byłby w stanie kiedykolwiek to powiedzieć. Coraz częściej spędzali noce ze sobą, albo Dean szedł do Casa, albo Cas wpadał późnym wieczorem do Deana. Również, tak, jak przewidziano, gdy tylko Ellen usłyszała o nawrocie uczuć między nimi, zażądała, by zaprosić Casa na ich rodzinny obiad na Święto Dziękczynienia i „to będzie fanta-kurwa-styczne i nie przyjmuję odmowy do wiadomości, młody człowieku!”
Kiedy w piątek po południu Dean sprawdził swoje maile, podczas gdy Cas wyszedł po pączki, poczuł się bardziej niż zdziwiony, widząc tam imię Patricka. Mail był krótki, ale zaskakująco ciepły, a Dean poczuł kolejne ukłucie wyrzutów sumienia i, czytając go, uśmiechnął się smutno.
„Dean,
Wiem, że nie rozstaliśmy się przyjaźnie i nie jestem pewien, jak zareagujesz na tę wiadomość. Chciałem jednak, byś wiedział, że nie jestem wściekły na ciebie czy Novaka. Widziałem, jak on na ciebie patrzy i nawzajem, i tak, łamie mi serce świadomość, że to nie dzięki mnie tak się czujesz. Ale życzę wam obu wszystkiego dobrego. – Patrick”
Przez ostatnie dwa tygodnie Castiel był praktycznie w siódmym niebie; jego dni wypełniały ślady, które choć raz powoli prowadziły do czegoś solidnego i prawdziwego, a jego noce wypełniał Dean. Było nieprawdopodobnie łatwo zatracić się w oczach Deana, kiedy się kochali lub rżnęli lub wszystko pomiędzy. Nie mógł nawet próbować już temu zaprzeczać, nie, kiedy Dean wyszlochiwał pod nim jego imię, a Castiel kołysał się w jego ciele. To była miłość, rozciągająca się między nimi niczym wibrująca złota nić, która stale rosła i zmieniała się wraz z nimi.
Nie znoszące sprzeciwu zaproszenie Ellen było naprawdę zaskoczeniem, przynajmniej dla Casa. Dean go ostrzegł, ale Castiel nie potraktował tego poważnie; w końcu on i Dean dopiero co zaczęli się na poważnie umawiać… minione cztery miesiące stanowiły coś w rodzaju szarej strefy. Przyjął je, ale pod warunkiem, że będzie mógł zaprosić również swego brata i siostrę, bo nie zamierzał spędzać kolejnego święta bez nich. Kiedy Ellen radośnie się zgodziła, Castiel nie umiał wyjaśnić Deanowi, czemu zamilkł, i po prostu odłożył telefon z miękkim „Dziękuję”, kończąc rozmowę z matką Deana pozytywnym akcentem.
Wszystko szło tak niesamowicie dobrze, że, prawdę mówiąc, Castiel był trochę zaskoczony, kiedy ujrzał wyraz smutku i zmartwienia na twarzy Deana, gdy już wrócił z kawą i pączkami.
- Dean?- podszedł bliżej, jedną ręką podając mu kubek kawy, a drugą wciąż ściskał różowe pudełko z cukierni. – W porządku z tobą?
Dean wyrwał się z zamyślenia, kiedy Cas wszedł do biura; szybko wziął ofiarowany kubek i łyknął gorącego napoju. Potem gestem zaprosił Casa za swoje biurko, by ten zerknął na monitor, co Cas obecnie robił rzadko, jako że pamięć kłótni na temat czytania prywatnych maili była wciąż zbyt świeża. Dean patrzył, jak jego kochanek przeczytał wiadomość, i pod koniec na twarzy Castiela pojawił się grymas. Odłożył więc kawę na biurko, złapał Castiela za przedramię obiema rękami i przyciągnął do siebie.
- Wydaje się być szczery – powiedział Dean ostrożnie, nie śmiejąc choćby na sekundę odwracać wzroku od twarzy partnera.
To była bardzo delikatna kwestia. Nigdy o tym naprawdę nie rozmawiali, ale było niewypowiedzianą prawdą, iż Castiel czuł się śmiertelnie zazdrosny i zraniony, widząc Deana randkującego z Patrickiem tak otwarcie i tuż pod jego nosem. Za każdym razem, gdy się całowali, Dean czuł drgnienie wątpliwości, strach, że może pewnego dnia Castiel okaże się niewystarczający. Dean wstał, przyciągnął Casa bliżej, aż zderzyli się nosami, i musnął ustami kąciki jego ust.
- Mówiłem ci, że go nie kocham – szepnął i oblizał się, szukając w oczach Castiela oznak zrozumienia, wiary. – Musisz mi zaufać, Cas… Dla mnie jesteś jedyny.
Castiel był bardziej niż trochę ostrożny na myśl o Patricku dalej korespondującym z Deanem. Co, gdyby Dean zmienił zdanie i uznał, że to Patrick jest lepszą, stabilniejszą opcją? Co, jeśli Patrick zdoła pozyskać sobie Deana swoim wyglądem i czarującą osobowością? Castiel nie był głupi, wiedział, że był atrakcyjny… ale Patrick to był chłopięcy urok i uśmiechy, podczas gdy on był z natury stoicki i skłonny do zamyślenia. Z niechęcią przyznał się sam przed sobą, że przynajmniej z zewnątrz Patrick lepiej pasował do Deana.
Oczywiście, Dean czytał w Casie jak w otwartej książce, widział jego uczucia, chociaż drugi mężczyzna spróbował je przełknąć.
„Musisz mi zaufać, Cas… Dla mnie jesteś jedyny”
Te słowa były tak pełne szczerości, że aż ścisnęło go w piersi, i Castiel nie był w stanie powstrzymać przytłaczającego uczucia właściwości w chwili, kiedy przywarł do Deana i odwzajemnił jego muśnięcie warg.
- Dean, wierzę, że w to wierzysz – westchnął, całując go ponownie, zanim mężczyzna mógł się poskarżyć na jego słowa. Odsunął się po chwili i nieśmiało uśmiechnął do partnera, lekko wzruszając ramionami. – Jeśli chcesz dalej rozmawiać z Patrickiem, to mi to pasuje. Ufam ci. – Najdziwniejsze w tym było to, że faktycznie ufał. Przez ostatnie parę miesięcy stali się dla siebie wieloma rzeczami; partnerzy, przyjaciele, seks-kumple, kochankowie… i w całym tym czasie Dean nigdy go nie okłamał, nie wyprowadził w pole. Castiel skinął głową w stronę pączków. – Przyniosłem ci twoje ulubione – powiedział, uśmiechając się nieco szerzej, zadowolony, że odniósł sukces nawet w tak drobnej kwestii. Rzuciłby się na każdy drobiazg, dzięki któremu mógłby się okazać godnym. Miał wiele do udowadniania.
Słowa Castiela były dla Deana lekkim zaskoczeniem i przez moment kusiło go, by spytać, czy mówił poważnie, czy był świadom, o kim rozmawiali. Ale Cas mu ufał. Powiedział to i naprawdę tak myślał, Dean o tym wiedział. I było to niesamowite uczucie, ciepło rozlewało mu się w całym ciele, sprawiając, że opuszki palców mu mrowiły, a włosy na karku stawały. Wobec tego nie zaczął Castiela wypytywać, z lekkim uśmiechem wziął pączka i pożarł połowę z wyrazem czystego zadowolenia na twarzy, po czym zlizał śmietankowe nadzienie z ust i przyciągnął Casa do siebie, by i on tego spróbował.
Pomimo chętnej aprobaty Castiela odnośnie utrzymywania kontaktu ze swoim eks, Dean potrzebował paru dni, by się zdobyć choćby na rozważenie tej propozycji, a co dopiero wymyślić, jak odpowiedzieć. Ostatecznie napisał Patrickowi, że było mu przykro i że chciałby odkręcić wszystko, co zrobił, by go unieszczęśliwić. Podziękował mu też za jego wyrozumiałość i że sam nie umiałby by c tak spokojny i rozsądny w podobnej sytuacji. Zaczęli pisywać do siebie przynajmniej dwa razy w tygodniu i czasami były to pełne przebaczenia słowa, a czasami krótkie wieści na temat drobiazgów.
Dean zatroszczył się o to, by nigdy tych wiadomości nie ukrywać przed Castielem, zawsze zostawiał komputer włączony i dostępny. Wciąż jednak nie umiał się pozbyć wrażenia, że to mogło być trochę za dużo do wymagania. Patrick przystał na to, kiedy Dean poprosił go o utrzymywanie kontaktów na poziomie minimalnym, więc zdziwił się tym bardziej, kiedy pewnego dnia Cas odebrał w biurze telefon, po czym spojrzał na Deana, lekko zszokowany, i szepnął bezgłośnie „Patrick”.
Cas kilka razy kiwnął głową, a jego kwaśna mina rozjaśniała się coraz bardziej, i kiedy bazgrał informacje w niewielkim notesie, Dean zastanawiał się, o co tu, cholera mogło chodzić („Nie mów mu, proszę, o tym jednym razie, kiedy kazałeś mi założyć damskie majteczki…”). Kiedy Cas odłożył słuchawkę, natychmiast wyrwał kartkę, wsadził w kieszeń i Bóg jeden wie, czemu, sięgnął po płaszcz.
- O co tu chodziło?
Ale Cas zdawał się go nie zauważać, więc Dean podszedł bliżej i złapał go za rękaw; wreszcie mężczyzna odwrócił się do niego.
- Cas, co się dzieje?
Cas założył swój prochowiec i poprawił kołnierz, po czym wreszcie odwrócił się do Deana z niemal oślepiającym uśmiechem na twarzy.
- Patrick ma dla nas przełom w sprawie. Jedziemy do Sacramento. Bierz swoje rzeczy, Dean, muszę zdobyć pozwolenie szefa na nasze loty.
Opuścił pospiesznie biuro i pięć minut później wrócił ze zgodą na dwa bilety w klasie turystycznej na następny lot z LA, który miał się odbyć za… czterdzieści minut.
- Musimy się natychmiast zbierać na lotnisko – powiedział Castiel, prowadząc ich na zewnątrz, do samochodu, po czym zawahał się nieznacznie i rzucił kluczyki Deanowi. – Ty prowadzisz. I tak jeździsz szybciej ode mnie – powiedział z uśmieszkiem, po czym wślizgnął się do Hyundaia, który na szczęście stał zaparkowany przy krawężniku. Było to niewiarygodnie szczęśliwe zdarzenie, zważywszy, ile czasu zazwyczaj zajmował wyjazd z garażu.
Dojechali na lotnisko z zaledwie 10-minutowym zapasem czasu przed startem, zaparkowawszy samochód na parkingu krótkoterminowym, do tego zaskakująco prosto, biorąc pod uwagę, jak szybko Dean ich tu dowiózł. Jako ostatni zameldowali się w samolocie, krzycząc przeprosiny i podziękowania do personelu, kiedy biegli rampą; gburowaty mężczyzna przewrócił oczami, zanim zamknął za nimi bramkę. Castiel zatrzymał się, kiedy stewardessa uniosła dłoń i spojrzała na ich bilety, po czym zmarszczyła się i poszła pomówić z kapitanem. Okazało się, że zarezerwowano zbyt dużo miejsc w klasie turystycznej, więc Dean i Castiel klapnęli sobie w klasie pierwszej, obdarzeni uśmiechem krzywiącej się poprzednio kobiety.
Samolot zaczął kołować po pasie, a oni zapięli się w fotelach; nie musieli wkładać żadnego bagażu do skrytek nad głowami, jako że w pośpiechu nie zdążyli się spakować.
Cas przewrócił oczami, kiedy Dean poprosił o drinka, ale niestety steward powiedział mu, że nie mogą mu niczego podać, dopóki świeci się nakaz zapięcia pasów; on i inny członek załogi zapięli się w swoich opuszczanych siedzeniach na czas startu. Castiel prychnął, zakrywając dłonią usta, na widok szoku i przerażenia na twarzy Deana, aż wreszcie uświadomił sobie, że whisky miała być na uspokojenie, nie zaś przeciwnie.
Po tym odkryciu mocno ujął Deana za rękę i zaczął mu szeptać kojące słowa we włosy, podczas gdy Dean przywierał do jego kurtki i zaciskał mocno powieki, kiedy startowali; Sacramento było w pobliżu.
Nienawidził tego. Ściskał dłoń Castiela tak mocno, że później mógł mu zostawić siniaki, a nawet połamane kości, i pragnął być na zewnątrz, na ziemi, najlepiej na drodze ze swoją dziecinką. Ale to była praca i to było pilne, tyle Cas powiedział mu w trakcie jazdy. Wydział Patricka namierzył odnogę organizacji Azazela i zdołali zatrzymać pół tuzina jego ludzi. Oprócz tego zdołali uwolnić ponad 30 ludzi przetrzymywanych w żałośnie maleńkich celach. Dean zagapił się na wyciąg ze skondensowanego raportu i przygryzał usta, kiedy Cas czytał, iż większość z nich była nieletnia i w strasznym stanie. Trzeba będzie dni, jeśli nie tygodni, zanim będą w stanie złożyć oświadczenia i pomóc w tworzeniu portretów pamięciowych swych dręczycieli. Lot zajął trochę ponad 1,5 godziny i kiedy nakaz zapięcia pasów wreszcie znikł, Dean natychmiast zerwał się na nogi, przepychając się wąską alejką obok kilku skarżących się biznesmenów i kobiet. Ledwo mógł oddychać i kiedy członek załogi otwarł drzwi, jako pierwszy wypadł na zewnątrz, zataczając się po wyłożonej dywanem rampie na bezpieczny, solidny grunt sali odpraw. Czekał na Casa przy małym pociągu, który zabierał pasażerów do terminala, i próbował znowu zapanować nad oddechem. Nie spojrzał Castielowi w oczy i poczuł wdzięczność, kiedy drugi mężczyzna po prostu wziął go za rękę, poprowadził obok odprawy bagażu i na zewnątrz i tylko cicho powiedział „Już dobrze, udało ci się.”
Na zewnątrz odebrał ich funkcjonariusz policji i Dean nigdy w życiu nie czuł się szczęśliwszy, że mógł usiąść z tyłu i patrzeć na uciekające w pośpiechu domy, kiedy jechali do północnej części miasta. Patrick już na nich czekał, ubrany w skórzaną kurtkę i w okularach słonecznych; opierał się o samochód i rozmawiał z kolegą. Kiedy zauważył ich dwóch, twarz rozjaśniła mu się na chwilę, po czym przypomniał sobie, że już nie było tak, jak przedtem. Podszedł do nich i wyciągnął do obu dłoń; Dean nie był pewien, czy uczucie mdłości wynikało z odbytego lotu, czy z powodu dziwności, wywołanej traktowaniem Patricka tak inaczej, w porównaniu do wielu poprzednich razów. Patrick przeprowadził ich obok dwóch policyjnych kontroli, pod żółtą taśmą odgradzającą i wprowadził do magazynu. Zapach wewnątrz nie przypominał niczego, co Dean wcześniej wąchał, i kiedy Patrick pokazał im część, w której przetrzymywano ofiary, musiał ich na chwilę przeprosić. To nie tak, że miał słaby żołądek czy że był zbyt delikatny, aby znieść widok miejsca zbrodni. Ale chociaż lot zrobił swoje, a on ogólnie nienawidził oglądać tego, co ludzie byli w stanie robić sobie nawzajem, to szalę przeważyły wspomnienia jego własnej niewoli. Na zewnątrz obszedł budynek, padł na kolana i wymiotował, dopóki nie wydobywał się z niego już tylko suchy kaszel.
Wrócili na posterunek w Sacramento i chociaż Cas nie trzymał go za rękę, to siedział blisko niego, trącali się ramionami i, co ciekawe, tylko tego Dean potrzebował, aby poczuć się dużo lepiej. Na posterunku panował ruch i Dean podejrzewał, że nie należało to do normy. Każdy z nich wziął po trzy akta i Dean przeglądał je w poszukiwaniu nazwisk i twarzy. Wiedział, że już je wszystkie widział, nawet mgliście przypominał sobie niektóre z imion, ale teraz było inaczej. Nie byli już dłużej częścią nienamierzalnej, nietykalnej organizacji. Byli tu, w areszcie i nie byli już w stanie wykpić się od odpowiedzialności, nie przy wszystkich zgromadzonych dowodach, nie przy przyłapaniu na gorącym uczynku i w obliczu wszystkich zeznań.
Spędzili popołudnie na przesłuchiwaniu ludzi Azazela i do czasu, kiedy niebo na zewnątrz pociemniało, Dean był wyczerpany i, mimo późnej pory, miał cholerną ochotę na kawę. Ci źli nie zdradzili tyle, na ile Dean liczył, ale na dziś musiało wystarczyć. Wciąż mieli jeszcze 30 ludzi, którzy mogliby rzucić więcej światła i może, tylko może, jeden z nich zapewniłby im główny dowód. Castiel wciąż prowadził przesłuchania, kiedy Dean padł na krzesło we wspólnym pokoju na posterunku, a jeśli na kolejny kwadrans zamknął oczy, to kto mógł go winić?
Ok. 23.00 Castiel łagodnie potrząsnął Deanem; jego twarz unosiła się nisko nad twarzą drugiego mężczyzny i pojawił się na niej uśmiech, kiedy Dean zerwał się pod jego dotykiem.
- Chodź, Dean, Patrick załatwił nam pokój w pobliskim hotelu – wymruczał, niespiesznie ścierając odrobinę włosów z twarzy Deana, gdzie się przykleiły po spaniu w tak niewygodnej pozycji. Zaczekał, dopóki mężczyzna nie podniósł się z trudem, stękając z powodu obolałych mięśni, po czym ruszyli na zewnątrz, do czekającego samochodu, który prowadził Patrick. Pomógł Deanowi usiąść z tyłu i nie zdziwił się, kiedy mężczyzna zasnął ponownie, wyczerpany pomimo trzygodzinnej drzemki. Cas usiadł z przodu, obok Patricka, zapiął się w czasie, kiedy drugi mężczyzna wyjeżdżał na ulicę, i ruszyli w stronę Best Western, który, jak Cas wiedział, znajdował się ledwo milę dalej.
- Więc… ty i Dean? – zapytał miękko Patrick, kiedy się zatrzymali na światłach, upewniwszy się, że Dean ponownie zasnął z tyłu. Castiel kiwnął głową, raz i stanowczo, po czym odwrócił głowę, by spojrzeć na kierowcę.
- Tak. Jesteśmy razem. I… przepraszam, że doznałeś krzywdy w czasie naszego… nieporozumienia.
- Och, naprawdę? Czy to było wszystko? – spytał Patrick po chwili, unosząc brew, po czym powoli nacisnął pedał gazu, kiedy światło zmieniło się na zielone. Castiel zmarszczył się i oblizał, czując zdenerwowanie na myśl o rozmawianiu z Patrickiem w taki sposób, praktycznie sam na sam, kiedy Dean spał z tyłu.
- Tak. Między mną a Deanem panowało nieporozumienie, a ja… nie byłem… pewien, czego chciałem, zaś Dean miał całkowitą pewność co do tego, czego potrzebował… w jego przypadku nie było mowy o kompromisie.
Patrick podjechał na parking i zatrzymał samochód u wejścia do hotelu. Silnik nadal chodził, ale mężczyzna zaparkował i odwrócił się do Castiela całym ciałem. Spojrzał na drugiego detektywa przeciągle i poważnie.
- Czy to już koniec kompromisów, Castielu? – zapytał powoli.
Castiel kiwnął głową, zaciskając usta.
- Tak.
- To dobrze.
- Patrick, Dean jest dla mnie bardzo ważny.
- Widzę to. Dla mnie też jest ważny.
- …Będziesz próbował nas rozdzielić? – zapytał miękko Castiel, marszcząc brwi ze zmartwienia.
Patrick zdawał się myśleć o tym przez chwilę, przechylając głowę, po czym potrząsnął nią.
- Nie. Nie zamierzam. Jesteś tym, czego Dean pragnie… czy to zdrowe, czy nie, a ja nie mogę mu zmienić zdania.
- …Nie sądzisz, że jestem dla niego dobry – wydyszał Castiel z zaskoczeniem na twarzy.
Patrick zmrużył oczy.
- Nie, nie sądzę…
Dean poruszył się na tylnym siedzeniu i obaj mężczyźni drgnęli lekko, kiedy ziewnął. Castiel wysiadł i podszedł do tylnych drzwi, otwarł je, po czym z niewielką trudnością pomógł Deanowi wysiąść. Drzwi się zamknęły, a Castiel przez otwarte okno podziękował Patrickowi za podwiezienie.
- Castiel? – zawołał Patrick, na co Castiel zatrzymał się i lekko schylił, by móc zajrzeć przez okno.
- Tak?
-…Udowodnij, że nie mam racji – powiedział Patrick z autentycznym, smutnym uśmiechem na twarzy i w tym dokładnie momencie Castiel uświadomił sobie, co Dean w nim widział. Ponownie skinął głową, a Patrick zrobił to samo, odjeżdżając od hotelu i zostawiając Castiela stojącego tam z jednym ramieniem otaczającym na pół spiącego Deana. Gapił się, dopóki światła samochodu nie zniknęły za rogiem, po czym wprowadził ich do środka i odebrał klucze do ich pokoju. Łóżko w rozmiarze queen, które zarezerwował im Patrick, mówiło bardzo wiele i Castiel pomógł Deanowi usiąść na nim, wysyłając ciche podziękowania w stronę drugiego detektywa.
Sen szybko przyszedł do nich obu po tym, jak Castiel pomógł Deanowi rozebrać się, po czym sam zrzucił ubrania. Zwinął się przy Deanie pod drapiącą hotelową kołdrą i obiecał sobie, że będzie dobry dla Deana, tak dobry, jak Dean był dla niego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:20, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
...okej. Mogę już przestać się złościć na Patricka, zachował się w porządku. Znaczy jeszcze zgrzytam na niego zębami, ale spróbowałby robić sceny. Ostatnia scena, znaczy ta z drzemiącym Deanem, jest tak słodka, że aww.
No i. Um. Muszę cokolwiek mówić? Na wspomnienie o damskich majteczkach pozazdrościłam Lin puszczenia kawy nosem XD
Urokliwy rozdział, serio :3 aż mi się ciepło zrobiło na myśl o zachodzie słońca i ciepłym piasku pod palcami. Ach! I co za niespodzianka po francuskich wakacjach: Cas średnio gotuje XD
I z Azazelem coś się ruszyło, fantastycznie. Mam nadzieję, że niedługo drania złapią :3
Jeszcze się nie podniosłam po sneak peeku. Dobrze, że to już bliżej niż dalej @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:30, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Z Azazelem to jeszcze dwa rozdziały. Nie, przepraszam, trzy :) A konkretnie to 21. Zaś rozdział 20 przyprawi was o niekontrolowane drżenie kończyn. Tak, to jedna z NAJGORĘTSZYCH scen napisanych przez dziewczyny. Znaczy się, one ogólnie piszą seks bardzo, bardzo, ale to... *krwawi spontanicznie z nosa i innych otworów*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:34, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Pat, nie baw się w Jeremiego, bo nie doczekamy kolejnen wrzuty XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:24, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Znaczy, z tym seksem to możecie być innego zdania, wszystko się może zdarzyć. Ale mną ta scena wstrząsnęła...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:15, 10 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
NIE POMAGASZ SŁOŃCE! XD
Zazwyczaj mamy takie samo pojęcie kurewsko gorących scen, więc...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 15:08, 11 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Pozwolę sobie swoją dokładną reakcje na ten rozdział przedstawić graficznie.
Dziękuję.
Ale SRSLY, kapiąca, cudowna, fluffaśna słodycz. I Patrick, Paaatrick...! Dx Cudzie! Dx Biedniątko. ...ale już cię mniej żałuję, bo chłopcy są tacy... NORMALNIE SZCZĘŚLIWI. Ach. Cudowności *^*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 15:10, 11 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 16:09, 11 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Reakcja prawidłowa XD
Z innych wieści, widziałyście promo pierwszego odcinka sezonu? Jakość ujowa, ale da się przeżyć.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=C9D0F9DJBW0
Mam mętlik w głowie. Wychodzi na to, że anioł wyśle Deana do głowy Sama, żeby go wyciągnąć ze śpiączki. Znaczy to nie mąci w głowie. Mąci w głowie fakt, że w promo wcześniejszym Sam mówi, że jest o co walczyć, a tu mówi, że nie ma. Um. Na pewno jest jakieś logiczne wytłumaczenie XD
Drugi odcinek będzie bezcasowy. Znaczy wiem, że chociaż Misha jest w stałej obsadzie to nie będzie w każdym odcinku, ale po całych wakacjach przerwy mogliby go przez miesiąc w każdy odcinek wciskać XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:03, 11 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Wow, Linuś, taka reakcja mnie oszałamia :D Spoko, jutro spodziewajcie się kolejnego rozdziału :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 10:46, 12 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Proszę bardzo, rozdział 19 :)
Rozdział 19
Blond fajerwerk
To było aż żenujące, jak szybko Dean zasnął tej nocy. Podróż tylko zmęczyła go jeszcze bardziej i choć mógł przysiąc, że słyszał swoje imię wymienione więcej niż raz, to nie mógł wykrzesać z siebie dość sił, by się nad tym zastanawiać lub faktycznie o to troszczyć. Zwyczajnie ziewnął i westchnął, kiedy Cas naciągnął na nich koc i objął go, po czym zasnął myśląc o tym, jakim był cholernym szczęściarzem.
Następny dzień przyniósł ze sobą robotę papierkową. Masę roboty papierkowej. Mieli już więcej informacji na temat gości aresztowanych dzień wcześniej, a także dane idące za tropami, które pozyskali od nich do tej pory. Na dziś zaplanowano również początek przesłuchań świadków. Około 15 osób odniosło poważny uszczerbek na zdrowiu psychicznym i jeszcze przez długi czas mieli nie być w stanie służyć im żadną pomocą. Nie wolno im też było rozmawiać z czwórką dzieci pośród nich. To zostawiało im siedmioro dorastających oraz młodych dorosłych, pięciu mężczyzn oraz dwie kobiety. Jako pierwszego przesłuchali młodego mężczyznę z pustymi oczami i zapadłymi policzkami. Nie umiał im podać zbyt wielu użytecznych informacji, a słuchając, przez co przeszedł, Dean zagryzał sobie usta aż do krwi.
Wyszli na zewnątrz i usiedli razem na chwilę, po czym Dean wziął kolejne akta. „Jessica Moore”, głosił napis obok zdjęcia dziewczyny o rozczochranych blond włosach, a nawet na zdjęciu jej niebieskie oczy lśniły czymś więcej, niż bólem i strachem, czymś jak prawa furia i determinacja. Podążył za Casem do pokoju przesłuchań, gdzie Jessica Moore siedziała przy stole, mając przed sobą kubek kawy, i odkrył, że w rzeczywistości miała jeszcze bardziej przeszywające oczy. Przedstawili się i usiedli naprzeciwko niej.
- Każecie mu za to zapłacić, jasne? – powiedziała, zanim któryś z nich zdołał w ogóle otworzyć usta, a Dean musiał unieść dłoń i zakryć twarz, by ukryć niedowierzający uśmiech na widok zdumienia na twarzy Castiela. – Widziałam różne rzeczy, słyszałam różne rzeczy. Mogę wam pomóc.
Cóż, to obiecywało coś dużo bardziej interesującego, niż początkowo myśleli…
Castiel obawiał się rozmowy z nastolatką; nigdy nie był dobry w rozmowach z kobietami, uważając je za w najgorszym przypadku za onieśmielające, a w najlepszym za dezorientujące. Jednak po godzinie rozmowy z Jessicą zaczynał zmieniać zdanie.
- Moi rodzice w tym roku latem wzięli całą naszą trójkę na wakacje do Meksyku. To miały być obchody- Dziękuję – urwała, kiedy Dean wręczył jej pączka zawiniętego w papierowy ręcznik - …um.. och, obchody ich rocznicy, wiecie?
Castiel kiwnął głową, zerkając znad notatek robionych w swoim żółtym notatniku.
- Czy to tam została pani uprowadzona? – zapytał ostrożnie, bardzo świadom tego, ze sytuacja była delikatna. Jej akta wskazywały, że została porwana od rodziców, kiedy przebywała w Meksyku, i że jej rodzice nigdy nie wrócili do Stanów. Od czterech miesięcy uchodzili za zaginionych. Jessica kiwnęła głową, mocno zaciskając usta, ale nie przestały od tego drżeć. Pociągnęła nosem i potarła sobie oczy dłonią, śmiejąc się gorzko.
- Tak… Oni… porwali mnie prosto z mojego pokoju. Poprosiłam o więcej ręczników, a kiedy zapukali do drzwi, nie sprawdziłam, kto to był. Porwali mnie i… - urwała, szlochając, i obronnie skurczyła się w sobie. Castiel zawahał się przez chwilę, po czym wyciągnął rękę i dotknął jej leżących na stole dłoni. Wbijała sobie kciuk w ciało pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym drugiej ręki i już zrobiły się tam powoli krwawiące rozcięcia. Jessica drgnęła, kiedy Castiel złapał ją za ręce, ale potem spojrzała na niego, a on kiwnął głową i spojrzał jej w oczy, niebieskie w niebieskie. Odetchnęła głęboko i drżąco, i opowiadała dalej. – ostatnie, co słyszałam, zanim wszystko pociemniało, to była moja mama, krzycząca moje imię. Nie wiem, co się z nimi stało, ale ten mężczyzna… ten z żółtymi okularami? Powiedział mi, że nie żyją. Wierzę mu – odetchnęła kolejny raz, po czym użyła papierowego ręcznika po pączku, by opatrzyć małe rozcięcie na swojej dłoni.
- Dean, możesz? – zapytał cicho Dean, a Dean kiwnął głową; obaj po opowieści Jessici byli oszołomieni i pełni obrzydzenia. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi,a Castiel ponownie wyciągnął rękę i łagodnie położył ją na wciąż posiniaczonym nadgarstku dziewczyny.
- Panno Moore…
- Jess.
Castiel nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który pojawił mu się na ustach na skutek jej stanowczego podejścia – nastoletni fajerwerk, gotów podbić świat.
- Jess – odchrząknął i odezwał się znowu, spokojnym i równym głosem. – Zamierzamy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby dopaść Azazela oraz wszystkich zamieszanych w jego działania. Pracuję na tym już prawie 2,5 roku, i nigdy nie byliśmy bliżej schwytania go, niż teraz. Cokolwiek, i naprawdę mam na myśli COKOLWIEK, co nam powiesz, mogłoby być w stanie pomóc nam namierzyć tego sukinsyna i przygwoździć go.
Dziewczyna uniosła głowę; jej obwiedzione na czerwono oczy były pełne ognia i z determinacją zaciskała szczękę.
- Co musicie wiedzieć?
Przez następne cztery godziny rozmawiali z Jessicą, najpierw omawiając to, co pamiętała z podróży z Meksyku do San Diego („Nic. Obudziłam się w malutkiej celi, upchnięta razem z innymi dzieciakami… niektóre miały tylko trzy lata. Było tam zimno, ciemno i pachniało mokrym betonem.”), a potem cztery miesiące jej niewoli, dzień po dniu.
Zidentyfikowali z jej pomocą kilka domów i budynków, których używano do przetrzymywania ludzi; budynki były własnością różnych fikcyjnych organizacji i kiedy prześledzili ten ślad wstecz, doszli w koncu do „Midas Trucking”. Po tym Castiel szerzej otwarł oczy, a szczęka mu opadła.
- Och…
- Cas? – zapytał Dean, podnosząc wzrok znad sterty akt i gapiąc się ze zdumieniem na swego znieruchomiałego partnera. Castiel odwrócił się do Deana i przełknął z wysiłkiem, po czym oblizał usta.
- Ja… połapałem się. Mam to. Midas Trucking, nie mogę uwierzyć; nie dostrzegliśmy tego przedtem, bo Midas Trucking zawsze uchodził za legalną firmę przewozową… Musimy prześledzić WSZYSTKO odnośnie Midas Trucking, od samego początku istnienia firmy aż do teraz. Wykorzystują ciężarówki, by jakoś przerzucać ludzi… Mają też pewnie kilku agentów celnych na liście płac i w ten sposób są w stanie przekraczać granicę! – Castiel walnął dłonią w stół, a jego uśmiech oślepiał. – mamy go, Dean. Mamy go – odwrócił się do Jessici, a jego uśmiech nie zbladł ani na chwilę. – Jesteś gotowa zeznawać przeciw Azazelowi, gdy tylko go znajdziemy?
Skinęła raz głową, uśmiechając się powoli i niebezpiecznie.
- Tak, kurwa, jestem.
To był długi i ciężki dzień i Dean musiał praktycznie wywlec Casa z posterunku z powrotem do ich hotelu, nie chcąc spędzać kolejnej bezsennej nocy zgarbiony w jakimś niewygodnym biurowym krześle. Ale Cas nie był w nastroju na sen czy przytulanie, a nawet seks, i choć Dean nie umiał całkiem ukryć swego żalu w tej kwestii, to również podziwiał starszego mężczyznę za jego determinację. Castiel wciąż mówił, jaka Jessica Moore była silna i dzielna, wytrzymując tak długo i będąc gotową do zidentyfikowania swych porywaczy i nawet nie prosząc o nic. Po rozmowie z Patrickiem sprzed paru godzin, to było o wiele więcej, niż zaoferował im jakikolwiek inny świadek, a Dean musiał przyznać, że i jemu młoda kobieta naprawdę zaimponowała. Miała tylko 17 lat i przeszła przez piekło, a jednak nie okazywała najlżejszego śladu strachu czy wątpliwości.
Spędzili w Sacramento kolejne dwa dni, wciąż od nowa przeglądając zeznania świadków, a kiedy Patrick zapukał do drzwi ich improwizowanego biura, byli absolutnie wyczerpani.
- Chłopaki, wyglądacie jak gówno – podsumował Patrick to, co, jak Dean już wiedział, było prawdą. Co jednak nie powstrzymało żadnego z nich od rzucenia mu wkurzonego spojrzenia. Podszedł do biurka Castiela, podniósł na chwilę akta, po czym zamknął je. – Czemu się nie spakujecie i nie wrócicie do domu? Jestem niemal pewien, że teraz sobie z tym poradzimy – a kiedy Cas otwarł usta, by się sprzeciwić, dodał szybko – Obiecuję, że dam wam znać, jeśli coś się zmieni. Jutro jest Święto Dziękczynienia. Nie mówcie mi, że nie macie żadnych planów…?
I ostatecznie to przeważyło. Dean musiał sobie tylko wyobrazić, co powiedziałaby Ellen, nie wspomniawszy o tym, co by im zrobiła, gdyby przegapili jej wielki obiad, a gdy podzielił się swymi przypuszczeniami z Casem, jego partner zgodził się bardziej niż chętnie. Odbyli niewielką dyskusję na temat środków transportu z powrotem do miasta aniołów, ale skoro Dean nie zamierzał postawić nogi na pokładzie kolejnego samolotu „albo tak mi dopomóż, Szatanie”, musieli wynająć samochód. Pożegnanie było nieco napięte, ale szczere i Dean był zaskoczony, mówiąc oględnie, kiedy nawet Cas wyciągnął rękę do Patricka i krótko go uściskał. Kazali mu obiecać chyba po raz piętnasty, że zadzwoni do nich, jeśli cokolwiek się zmieni, nawet drobiazg, po czym Dean wreszcie usiadł za kierownicą i ruszyli z powrotem do domu. Cas dużo spał, ale Dean wyszukał stację radiową grającą klasycznego rocka i kiedy podjeżdżał na parking przed domem Casa, pochylił się i obudził swego kochanka, głośno rycząc mu w ucho „Heat Of The Moment”. Kolejne pół godziny spędził próbując sprawić, by jego zrzędliwy i śpiący partner mu wybaczył, wreszcie udało mu się, kiedy padł na kolana i zaczął go ssać, dopóki tamtemu oczy nie uciekły w tył głowy.
Następnego dnia przyjechali do domu rodziców Deana i nawet, chociaż Ellen kazała im obiecać, że przyjadą i pomogą, to nie pozwoliła im zrobić nic. Kiedy więc Dean spróbował po raz n-ty zaproponować pomoc, wrócił w końcu do salonu, gdzie Sam i Cas rozmawiali o polityce. Razem z Jo przez jakiś czas próbował włączyć się do dyskusji, ale skończył, po prostu tam siedząc, patrząc na nich czy może gapiąc się na Casa, mając na ustach ciągły lekki uśmiech, i nawet nie zauważył, że Jo zaczęła się z niego śmiać. Rodzeństwo Castiela pojawiło się później z bukietem kwiatów i siedmioma butelkami szampana, a im później się robiło, tym rozmowa robiła się głośniejsza i radośniejsza. Pomimo zmartwienia Dean dogadał się tak z Anną, jak Gabrielem, i choć Cas nie przesadzał, mówiąc o swoim bracie, to Dean stwierdził, że bardzo polubił jego dziwne poczucie humoru i bezczelny sposób bycia.
Obiad był sukcesem, a do czasu, gdy Ellen podała pierwszą część (tak, miało nadejść więcej) deseru, przy stole nie było już nikogo, kto by nie był przynajmniej nietrzeźwy. Dean nie wiedział, jak to się stało, ale kilka godzin później znalazł się na kolanach Casa, a jego partner zdawał się nie mieć nic przeciwko, już raczej wręcz przeciwnie, jeśli wyraźna stójka wciskająca mu się w tyłek mogła na coś wskazywać.
Podróż do domu z Sacramento do Los Angeles była spokojna. Castiel zasnął, ukołysany do snu gładkim głosem Deana gruchającym razem z radiem i jego palcami stukającymi do rytmu w kierownicę, kiedy pędzili autostradą. Następnego ranka wciąż był zmęczony, ale i tak wstał i wziął prysznic, po czym założył dżinsy, niebieski sweter z dekoltem w kształcie V oraz koszulę z kołnierzykiem pod spód, bo nie chciał pokazać się w spodniach od garnituru i być nadmiernie wystrojonym, czy też nosić koszulkę i być jedynym facetem na świątecznym obiedzie ubranym tak zwyczajnie. Cas wiedział, że za dużo nad tym myślał, a biorąc pod uwagę, jak Dean żartował sobie z niego za gapienie się na własne odbicie przez dobre pięć minut, mężczyzna też tak uważał.
Na szczęście wszyscy byli przyjaźni i „Castiel, do licha, właź do środka”, gdy tylko przybyli do Winchesterów, a Bobby i Ellen wydawali się bardziej niż szczęśliwi mogąc go zobaczyć, nawet jeśli Bobby okazał swe zadowolenie wychrząkując „cześć” i częstując go piwem.
Castiel skończył pijąc z Samem czerwone wino i przez godzinę rozmawiając o polityce, zanim zadzwonił dzwonek do drzwi i Anna z Gabrielem weszli do środka. Anna wręczyła Ellen ciasto jabłkowo-brzoskwiniowe, a Gabriel przekazał wielką misę puree ziemniaczanego z serem i czosnkiem, jedno z ulubionych dań Castiela. Między całą trójką nastała chwila ciszy, którą przełamał Gabriel, szepcząc Castielowi, że cieszył się, „że wróciłeś do domu, braciszku”. Anna mocniej uściskała ich obu i rozdzielili się, zanim któreś zdołało się rozpłakać.
Obiad był… chaotyczny, mówiąc łagodnie. Podczas gdy rodzina Castiela zawsze była pełna uprzejmej rozmowy, wymieszanej z żartami Gabriela i dyskusjami Anny, to rodzina Deana była… czymś całkowicie innym. Castiel nie miał pewności, gdzie dokładnie pasował, ale po drugiej szklance wina przestał się tak bardzo przejmować i jego sztywna postura rozluźniła się, tak, jak usta.
- Mówię ci, Castiel, z tymi oczami mógłbyś być modelem! – zagruchała Lisa, szczerząc się do niego przez stół. Castiel zaróżowił się i uśmiechnął, gapiąc się w swój w większości pusty talerz. Sam parsknął.
- Tak, cóż… Dean zawsze miał określony typ. Ciemne włosy, piękne oczy, cierpliwość świętego… - urwał i zrobił unik, kiedy Dean rzucił w niego bagietką, śmiejąc się, dopóki Ellen nie odchrząknęła i nie uniosła brwi.
- Wy dwaj, przy moim stole nie będzie marnowania jedzenia. Znacie zasady. Macie się kłócić przy stole, to możecie to rozwiązać jak prawdziwi mężczyźni.
Sam i Dean westchnęli, zwieszając ramiona, a Castiel zamrugał zmieszany, zanim Bobby nie zachichotał. Skinął głową w stronę kuchni, a oczy migotały mu rozbawieniem, kiedy patrzył na Casa.
- Prawdziwi mężczyźni zmywają naczynia. To zasada nr 3 w tym domu, tuż po opuszczaniu po sobie klapy i wycieraniu nóg przed wejściem.
Castiel spojrzał na Ellen i wybuchnął śmiechem na widok zadowolonego wyrazu jej twarzy. Wskazała brodą na Castiela, po czym skinęła na swego najstarszego syna.
- Castiel, szkol ich od małego. Nie chcesz przez nadchodzące lata zbierać brudów po Deanie.
Castiel gapił się na nich z otwartymi ustami, patrząc kolejno na każdego przy stole, a wszyscy zdawali się teraz odwrócić i gapić na niego. Nawet Ben patrzył teraz na niego i Cas czuł się praktycznie osaczony, czując, jak oczy ludzi wokół praktycznie się w niego wwiercały. Odchrząknął i oblizał się, chichocząc lekko.
- Dean jest zdolny sam po sobie sprzątać. To bardzo zdolny człowiek – powiedział, podnosząc wzrok w górę, w stronę Deana, a uśmiech, jaki dostał w zamian, wart był każdej uncji zażenowania.
Później, kiedy podano już ciasto o wielu smakach, razem ze świeżo ubitą śmietaną lub lodami waniliowymi na wierzchu, Castiel miał już w żołądku cztery kieliszki wina i nie mógł się powstrzymać, by nie chwycić Deana i nie wciągnąć go sobie na kolana. Uniósł się w górę i niezdarnie pocałował go w policzek, szepcząc mu do ucha i zamykając oczy, kiedy tulił go do siebie.
- Dzisiaj było idealnie… dziękuję… j-JESTEŚ idealny.
Usta Casa na policzku łaskotały go i Dean nie mógł nie chichotać, łagodnie walcząc z pieszczotami drugiego mężczyzny, po czym przysunął się bliżej.
- Cóż, to dzięki tobie chcę być idealny – szepnął mu słodko w ucho.
Było już dobrze po północy i dom powoli, ale skutecznie pustoszał; Lisa zabrała Bena do domu około 23.00, a Jo wypiła tyle, że odpłynęła na kanapie w środku rozmowy z Anną. Bobby wymówił się do łóżka, oczywiście najpierw ściskając Castiela, Annę i Gabriela, i wkrótce zostali już tylko Ellen, Dean, Cas oraz jego brat i siostra. Wydawało się, że Anna i Cas nie mogli przestać dziękować Ellen za cudowny wieczór, pyszne jedzenie i przyjazne zaproszenie, i Dean musiał ich praktycznie wypchnąć z domu. Wymienili jeszcze więcej pocałunków i uścisków – co zabawne, Gabriel nie okazał się po pijanemu dużo głośniejszy, i zamiast tego w chwili, w której wsiadł z Anną do taksówki, padł na tylne siedzenie i zaczął chrapać. Anna posłała im całusa, kiedy samochód odjeżdżał, na co Dean i Cas z głupimi uśmiechami na twarzach pomachali im na pożegnanie.
Byli o wiele zbyt pijani, by prowadzić w drodze powrotnej do domu, ale mieszkanie Deana nie leżało zbyt daleko od mieszkania jego rodziców, więc ruszyli w drogę pustym chodnikiem, trzymając się za ręce, splatając palce i ponownie Dean nie mógł uwierzyć, że to się działo naprawdę. W przeciwieństwie do swojego brata Castiela można było nazwać kochanym pijakiem – nie, żeby Dean chciał się skarżyć. Drugi mężczyzna objął go w talii, kiedy uszli ledwo pięć stóp, i zaledwie kilka sekund później opuścił dłoń na tyłek Deana, po czym wsunął ją w tylną kieszeń, chichocząc cicho i dysząc kochankowi ciepłym powietrzem w szyję.
- Spokojnie, tygrysie – zaśmiał się Dean i odwrócił głowę, by pocałować go, kiedy czekali na zielone światła. – Prawie jesteśmy w domu.
Castiel zaśmiał się znowu, miękko i nisko, pochylił się i zaczął szeptać Deanowi w policzek.
- Żałuję, że wypiłem… aż tyle wina… chcę cię wziąć – westchnął, gładząc nosem policzek Deana, a potem potknął się na nierównym chodniku i ledwo się utrzymał na nogach, nie chcąc ciągnąć siebie i Deana w dół. – Oj… - powiedział, otwierając szerzej oczy, kiedy adrenalina razem z alkoholem krążyła mu w żyłach.
Dean doprowadził ich z powrotem do swojego mieszkania bez większych wypadków, a Castiel padł twarzą na kanapę. Po chwili przetoczył się na plecy i usiłował zdjąć sobie sweter i koszulę, siadając i próbując przeciągnąć je sobie przez głowę, ale koszula utknęła, więc skończył wyglądając jak trzylatek próbujący pierwszy raz rozebrać się samodzielnie.
- Deannnn – zawył miękko Castiel, opuszczając nieco ręce; głowa nadal tkwiła mu w koszuli.
Przez chwilę Dean mógł tylko patrzeć i się śmiać, widok był po prostu zbyt cholernie słodki, by się nim nie cieszyć. Wreszcie przykucnął przed kochankiem, podciągnął w górę wiązkę ubrań i pchnął go z powrotem na oparcie, po czym pomógł mu zdjąć buty, a następnie rozpiął i ściągnął jego spodnie.
- Jesteś słodki – zagruchał, całując Casa we wnętrze uda, od czego drugi mężczyzna zaczął się wić.
Cas był twardy – wciąż albo już, Dean nie miał całkowitej pewności – ale niezależnie od tego Dean pomyślał, że dziś w nocy raczej nie powinni się spodziewać tyle akcji, ile obaj chcieli. Zdjęcie kochankowi szortów zajęło tylko kilka sekund i wkrótce Dean padł na kolana między rozsuniętymi nogami Castiela, całowaniem, gryzieniem i ssaniem wydzierając z niego najcudowniejsze dźwięki. Cas doszedł mu w gardło zaledwie po dziesięciu minutach gorliwego składania hołdów, a Dean przełknął wszystko, oblizał się i ruszył w górę, po czym zamknął partnerowi usta gorączkowym pocałunkiem. Jakoś doszli do sypialni i padli na łóżko, ściskając się mocno i wciąż ciężko oddychając po swojej późnej sesji pieszczot. Całowali się, dopóki obaj nie przestali szaleńczo dyszeć, a Dean uśmiechnął się kochankowi w usta, czując się tak szczęśliwym, jak tylko mógł.
- Dzięki, że dzisiaj tu doszedłeś – powiedział, od czego Cas parsknął i zaczął się histerycznie śmiać, a Dean żartobliwie szturchnął go w bok. – Nie w taki sposób, ty idioto. Moja mama naprawdę była zachwycona, mogąc cię gościć. A ja byłem zachwycony, mogąc ci pokazać. Wyglądałeś gorąco, jak… cóż, jak seksowny bibliotekarz.
- Taki… miałem plan. Seksownyyy… - zawarczał Cas miękko, po czym prychnął i padł z powrotem na łóżko, leniwie gładząc Deana po plecach w górę i w dół. Castiel po chwili przekręcił ich obu, niezdarnie wdrapał się na Deana i naparł tyłkiem w dół na jego fiuta… gdy tylko miał pewność, że się nie przewróci.
- Chcesz… mnie zerżnąć? – zapytał lekko bełkotliwym głosem, po czym schylił się i pocałował Deana znowu, niezdarnie i powoli. Jego biodra poruszały się łatwym rytmem, naśladując to, jak Castiel ujeżdżał Deana niecałe dwa tygodnie wcześniej, na tylnym siedzeniu Impali, dygocząc i dochodząc sobie na pierś, zanim Dean nie wsunął się w niego i również nie doszedł, dysząc „Kurwa, Cas!”. Castiel lekko szturchnął Deana w szyję i zaszeptał coś miękko. – Chciałbym, żebyś to zrobił. Zerżnij mnie… weź mnie – westchnął, moszcząc się na Deanie i powoli poruszając dłońmi, coraz wolniej gładząc go po barkach i ramionach. – Dean, jesteś taki śliczny – powiedział tęsknie, zupełnie, jakby były to myśli, których normalnie nie wypowiedziałby na głos, ale dzięki alkoholowi jego filtr zniknął całkiem.
Dean w odpowiedzi zachichotał, odwzajemnił pocałunki Castiela i odsunął się ostrożnie.
- Och, chcę, nie miej co do tego wątpliwości. Ale wolałbym, żebyś faktycznie zapamiętał, jak cię zerżnąłem, więc... będę musiał spasować.
Nie to chciał Cas usłyszeć, do licha, to, jak stękał i burczał, dość wyraźnie świadczyło o tym, jak niemile widziana była niechęć Deana, ale to miało tylko wyjść na dobre. Dean pragnął go, zawsze by go pragnął, ale nienawidził rżnięcia po pijaku. Wiedział też, jak bardzo miniony tydzień wyczerpał jego partnera, biorąc pod uwagę przełom w ich śledztwie, lot do Sacramento i z powrotem. I coś mu mówiło, że ta dziewczyna, Jessica, zrobiła na jego kochanku wrażenie i jeszcze nie miał pewności, jak się z tym czuć.
Ostatecznie usiadł na łóżku, naciągnął na nich obu koc i przytulił się do Casa, ześlizgując dłoń w dół, by lekko pogładzić go po dolnej części brzucha, przeczesując palcami cienki pasek włosów prowadzący od pępka do fiuta.
- Bądź grzecznym chłopcem i odeśpij to. Obiecuję, że jutro cię zerżnę – przysunął się i żarłocznie pocałował Casa, uśmiechając mu się w usta, kiedy mężczyzna znowu chrząknął z dezaprobatą.
Cas napierał na Deana, ale bezskutecznie; mężczyzna nie zamierzał w tej kwestii ustępować. Jednak Castiel chciał dać znać o swoim niezadowoleniu, więc wygłosił je najlepiej, jak mógł, w swoim na pół śpiącym, o wiele zbyt ogłupionym stanie, przez niezrozumiałe chrząkanie i ściąganie brwi. Wreszcie Cas przytulił się do Deana, zbyt zmęczony, by zrobić coś więcej, niż miękko mruczeć i powtórzyć Deanowi chyba po raz 27, że nie był „chłopcem, ty ośle”, ale w jego słowach nie było gniewu. Ziewnął i mlasnął kilka razy, wciąż leniwie gładząc każdą część ciała Deana, do jakiej dosięgał.
- Dean…?
- Mmm?... Co jest, Cas? – wymamrotał Dean z twarzą wciąż przyciśniętą do ramienia Castiela.
- …Dziękuję… za wszystko dzisiaj.
Czuł uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Deana, czuł usta muskające mu ramię, i poczuł dreszcz, kiedy oddech młodszego mężczyzny padł mu na skórę.
- Idź spać, aniołku.
Castiel poszedł spać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|