Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 394, 395, 396 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:15, 07 Lip 2013    Temat postu:

Antique, ja NIE wyobrażam sobie, co Lin wtedy odstawi :)))
Dwie i pół strony do końca części drugiej PRANK...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:51, 07 Lip 2013    Temat postu:

Lin, to dlatego, że ja Ci zazdroszczę, że czytasz Angelhawke pierwszy raz :3

Patuś, to znaczy, że dziś można spodziewać się wrzuty? @_@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:59, 07 Lip 2013    Temat postu:

Tak, dajcie mi kwadrans :)

EDYTKA: chyba poszło szybciej :) Przy okazji - część 3 jest na tyle długa, że ją rozbiję.

Część 2


Dean myślał, że randka poszła całkiem nieźle. Trochę czasu im zajęło, by zaskoczyli, ale rozmowa o rodzinach zdawała się przełamać lody. Nie był to najkonwencjonalniejszy z randkowych tematów do rozmowy, ale z drugiej strony, Dean nigdy nie był konwencjonalnym gościem. Dowiedział się, że Cas miał brata imieniem Gabriel, że srebrny samochód był tak naprawdę starym samochodem Gabriela, oddanym Casowi, ponieważ jego stary samochód był kupą złomu. Cas lubił nim jeździć z opuszczoną górą, więc go zatrzymał, zamiast sprzedać i za uzyskane pieniądze kupić coś mniej rzucającego się w oczy.
W zamian za to Dean zaczął opowiadać o Sammym. Trzymał się z dala od takich tematów, jak dzieciństwo Sama i to, kto go naprawdę wychował, ale wątpił, że Cas przegapił to, jaki był on dumny z młodszego brata i jego sukcesów w szkole. Znajdował się w czołówce swojej ostatniej klasy w liceum i bez wysiłku dostał się do naprawdę prestiżowego college`u. Nawet zdobył stypendium.
Jedzenie wreszcie dotarło i Chastity poflirtowała z Casem jeszcze trochę, ale on wciąż zdawał się tego nie widzieć. Dean koniec końców miał dosyć, więc, gdy kelnerka odeszła od stołu, zapytał Casa, czy ten miał zamiar wkrótce zniechęcić dziewczynę. Cas był zaskoczony, kiedy Dean mu wszystko wyjaśnił, i kiedy Chastity podeszła kolejny raz, tak bardzo przypominał szczeniaczka w kłopotach, że Dean wybuchnął śmiechem. Chastity poczuła się urażona, ale przynajmniej przestała podrywać Casa.
Kiedy jedli, rozmowa przygasła, ale ta cisza była wygodniejsza od poprzednich. Dean nie czuł przymusu, by zapełniać ją rozmową. Castiel czasami gapił się w ten sposób, dzięki któremu zdawał się patrzeć przez Deana, ale zawsze odwracał wzrok, gdy tylko Dean spoglądał w górę. Uderzyło to Deana jako coś trochę dziwnego, skoro o tej porze wieczoru on i osoba, którą chciał ściągnąć do łóżka, już by się zazwyczaj trącali stopami i wymieniali płonące spojrzenia nad drinkami, ale nawet mu się podobało, że Castiel udawał nieśmiałego. Nigdy wcześniej nie rozumiał facetów goniących za cichymi, kujonowatymi typami, zawsze woląc spędzać czas z ludźmi, którzy wiedzieli, co robili i czego chcieli, ale była to odświeżająca odmiana. Jeśli historie Casa mogły na cokolwiek wskazywać, to Dean nie musiał się martwić, że Castiel nie będzie wiedział, co robić, kiedy wreszcie wylądują w łóżku.
Miał jednak zdecydowanie wrażenie, że Cas go lubił. W miarę upływu czasu zdawał się odprężać coraz bardziej i nie mogła to być wyłącznie wina alkoholu; Cas przestał pić po jednym piwie i poprzestał na wodzie, podczas gdy Dean wypił drugie i zamówił trzecie. Sięgające głębi duszy spojrzenia było też całkiem przekonujące.
Rozmowa zaczęła się ponownie nad ciastem, które, jak Dean się z zachwytem dowiedział, było również wybranym deserem Castiela. Wdali się w krótką debatę nad wyższością ciasta jabłkowego nad jagodowym, ale była to przyjacielska kłótnia. Rozmowa zrobiła się trochę nieskładna i Dean z zaskoczeniem odkrył, że naprawdę mu to nie przeszkadzało. Siedzieli w Another Round od blisko trzech godzin, z czego sporą część spędzili na rozmowie, a on jeszcze się nie znudził. Jeszcze większy szok przeżył stwierdzając, że nie miałby nic przeciwko większej ilości takich rozmów w przyszłości; nie musiał udawać zainteresowania życiem Castiela, ponieważ naprawdę je czuł. Castiel zdawał się być równie zainteresowany historiami Deana, zważywszy na to, jaki był uważny, kiedy Dean mówił.
Może druga randka nie była takim chybionym pomysłem.
Dean naprawdę nie podejrzewał, że coś było nie tak, dopóki Castiel nie poprosił Chastity o osobne rachunki, ponieważ przywykł do płacenia za jedzenie swojej randki, czy to kobiety, czy mężczyzny.
- Koleś, ja bym zapłacił, nie jestem sknerą. Nie musieliśmy płacić osobno – powiedział. Castiel wyglądał na zmieszanego, ale Chastity spojrzała, jakby właśnie coś jej zaświtało.
- Och! Więc wy dwaj… Nie zdawałam sobie sprawy – powiedziała przepraszająco. Castiel zerknął na nią przez chwilę, po czym spojrzał z powrotem na Deana.
- Nie rozumiem – stwierdził. – Czy to jest normalne, by przyjaciele wymieniali się kupowaniem posiłków? Gabriel powiedział mi, że ludzie zazwyczaj sami kupują sobie jedzenie.
Myśli Deana zwolniły, a potem zatrzymały się z piskiem. Nieoczekiwanie naiwność Casa w obliczu flirtującej Chastity nie była już zabawna.
- Przyjaciele? – usłyszał sam siebie. Castiel powoli pokiwał głową, a potem zmarszczył brwi.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał. Dean poczuł nagłą chęć, by walnąć głową w stół. Nic dziwnego, że nie odnosił wrażenia, iż nie była to zwykła randka, i że nie było trącania się stopami oraz gorących spojrzeń; Castiel nie wiedział. Nie myślał o tym jak o randce, tylko jak o dwóch przyjaciołach wychodzących gdzieś razem.
Decyzja Deana, aby nie wspominać gejowskiego porno, nagle nabrała znacznie więcej sensu.
Wzrok Chastity z rozumiejącego zmienił się we współczujący. Dean skrzywił się do niej, a ona odwróciła wzrok.
- Dean?
Dean spojrzał na Casa. Castiel wyglądał całkiem jak szczeniaczek, który właśnie odkrył odbicie w lustrze i nie był za bardzo pewien, co z tym zrobić. Dean poczuł, że usta mu się poruszyły, zanim zastanowił się nad tym, co chciał powiedzieć.
- Tak, oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi – powiedział. Twarz Castiela natychmiast się rozjaśniła i mężczyzna posłał Deanowi lekki uśmiech. Dean miał ochotę się kopnąć. Zmusił się, by odwzajemnić uśmiech, i zwrócił się do Chastity.
- Proszę osobne rachunki.
Kelnerka kiwnęła głową i odeszła.
Dean westchnął i spojrzał na swój kufel. Wciąż był do połowy pełen. Wziął go i wypił resztę za jednym zamachem.
Powinien był powiedzieć wyraźnie, że to była randka. Nie mógł teraz cofnąć swoich słów: „Nie, nie jesteśmy przyjaciółmi. Po prostu chcę ci się dobrać do spodni.” Po pierwsze, Dean wyszedłby na chuja, który myśli tylko o jednym, a po drugie Cas był prawdopodobnie wystarczająco naiwny, by nie zrozumieć, o czym Dean mówił. Prawdopodobnie zaofiarowałby się powiedzieć Deanowi, w jakim sklepie je kupił i jaką markę wybrał, skoro te spodnie tak mu się podobały.
Ujawnienie, że to miała być randka, mogłoby zabić to, cokolwiek się między nimi działo, czy to przyjaźń, czy braterstwo. Ku swemu zaskoczeniu Dean naprawdę polubił Casa, nie tylko jego głos; nie chciał stracić tego, co dziś zbudowali. Jeśli Cas chciał, by byli tylko przyjaciółmi, to tylko tym będą.
Będzie sobie musiał w domu obciągać po tym, jak spędzą ze sobą trochę czasu, ale niezależnie od wszystkiego zostaną „tylko przyjaciółmi”.
Jakiś głosik w głowie przypomniał mu o tych wszystkich spojrzeniach, jakie Castiel posyłał mu cały wieczór, ale boleśnie łatwo było je zwalić na karb naiwności Casa. W ten sposób mógł albo gapić się na każdego, albo po prostu próbować wymiarkować Deana. Nie miało to nic wspólnego z pragnieniem, by zaciągnąć Deana do łóżka.
Cholera.
- Czy coś nie tak, Dean? – zapytał Castiel. Dean oderwał wzrok od stołu i zmusił się do kolejnego uśmiechu.
- Nie, nic z tych rzeczy – odparł. – Wszystko jest po prostu pięknie.
Castiel powoli pokiwał głową, przekrzywiając ją lekko, jakby nie był pewien, czy potraktować słowa Deana poważnie. Najwyraźniej Cas nie tylko był naiwny, ale też nie rozumiał sarkazmu.
Chastity wróciła z rachunkami. Deana kusiło, by poprosić ją jeszcze o dopisanie tam kieliszka whisky, ale musiał jechać do domu, a rachunek już był przyniesiony. Musiał znieść swój niski poziom upojenia, dopóki nie wróciłby do swego mieszkania. Wtedy, oczywiście, wszelkie hamulce mu puszczą i będzie mógł się krzywić nad swoim gównianym szczęściem przy Jacku Danielsie.
Przyszło mu do głowy, aby ruszyć do Sidetrack i spróbować kogoś poderwać, ale wątpił, czy byłby w stanie. Ta randka, zbaczając tak mocno z kursu zwarzyła mu nastrój za bardzo, aby mógł być odpowiednio czarującym, i miał przeczucie, że każdego, kogo sprowadziłby dziś do domu, porównywałby ze swoimi fantazjami o Castielu. Byłby kiepski w łóżku i byłoby to nie fair w stosunku do każdego, kto okazałby się wystarczająco głupi na to, by iść z nim do domu, kiedy Dean wyraźnie był rozproszony.
Westchnął i wyjął z portfela trochę gotówki, wystarczająco, by zapłacić za kolację, drinki i zostawić napiwek. Kątem oka zobaczył, że Castiel podał kartę kredytową. Dean zagapił się na blat stołu i podważył paznokciem małą zadrę w drewnie; nogi aż mu chodziły, tak pragnął wyjść.
- Na pewno nic ci nie jest? – zapytał Castiel. Dean potaknął, nie podnosząc wzroku znad stołu.
- Tak, wszystko w porządku – powiedział. Nie było to naprawdę kłamstwo. Zamierzał wrócić do domu, włączyć swoją ulubioną Casa Erotica, wypić trochę whisky, zająć się czule Deanem Juniorem i zakończyć wieczór. Pozbędzie się tej obsesji na punkcie głosu Castiela i wszystko znowu będzie ślicznie.
Jednak z tej nie-randki wynosił przyjaźń Castiela, więc może naprawdę wszystko się dobrze ułoży. Dean miał niewielu przyjaciół i następny by mu nie zaszkodził. Mógł sobie wyobrazić, że Castiel staje się dla niego drugim Samem, trzecim bratem celem zaokrąglenia rodziny Winchesterów, choć Sammy w oczach Deana zawsze miałby pierwszeństwo. Wciąż mógłby być blisko Casa, nawet, jeśli nie tak, jak tego pragnął albo sobie wizualizował.
Spojrzał w górę i tym razem zdołał naprawdę uśmiechnąć się do Castiela.
- Naprawdę nic mi nie jest. Dobrze się dziś bawiłem – Dean zachichotał nieco. Taka to była hollywoodzka kwestia na koniec pierwszej randki. – Powinniśmy się wkrótce znowu spotkać. Oglądasz sport? Moglibyśmy spotkać się w Roadhouse i w niedzielę obejrzeć mecz.
Castiel przechylił głowę, zastanawiając się.
- W niedzielę zamykamy sklep – powiedział powoli. – Zazwyczaj chodzę na poranną mszę, więc wieczorem będę wolny.
- Czy to znaczy „tak”? – zapytał Dean półżartem. Brzmiało to tak, jakby Cas regularnie chodził do kościoła, najprawdopodobniej w każdą niedzielę. Prawdopodobieństwo, że był faktycznie hetero, właśnie wzrosło. Dean wiedział, że nie było to nic pewnego, ale większość ludzi, których znał, a którzy regularnie chodzili do kościoła, zazwyczaj była hetero.
Dziwiło, że facet w wolnym czasie pisał gej-porno, ale może była to jakaś praca? Powiedział, że pisanie było jego hobby i że mu za to nie płacono, ale z drugiej strony nie powiedział ani słowa na temat swojego konta Jimmy`ego Novaka.
Castiel poważnie pokiwał głową.
- Tak, Dean. Chciałbym się z tobą zobaczyć w niedzielę na meczu.
- Świetnie. To jest ran-… - Dean pokręcił głową i odchrząknął. – Będzie fajnie. Zobaczymy się w niedzielę w Roadhouse. Pasuje ci 17.00? – Mecz zaczynał się o 19.00, ale stoliki zapełniały się szybko, a Ellen nie mogła odmówić tym, którzy płacili.
- Będzie dobrze – powiedział Cas. Dean zauważył Chastity wracającą z kartą Castiela i jego rachunkami. Skoro to nie była randka, nie miał w obowiązku zostać, podczas gdy Castiel płacił za siebie. Nie musiał odprowadzać drugiego mężczyzny do jego samochodu czy poprowadzić go do Impali i zawieźć do swego mieszkania, po czym zapewnić mu krótki obchód i zaprowadzić do sypialni, a następnie położyć na…
Dean wypędził tę myśl z głowy, zanim zdążyła się zakorzenić. Mógł się zabawiać tymi fantazjami, kiedy wróci do mieszkania, nie teraz.
- Świetnie, wobec tego do zobaczenia – powiedział, zsuwając się z ławki po swojej stronie loży, gdy tylko Chastity odeszła. Skinął jej uprzejmie głową, a ona w odpowiedzi uśmiechnęła się współczująco.
- Miłego wieczoru – powiedziała mu.
- Dzięki, tobie również – odparł. Chastity zwróciła się do Castiela i podała mu rachunki, wskazując, który miał zatrzymać, a który podpisać. Castiel zdawał się nie zwracać uwago. Jego wzrok skupiał się na Deanie.
- Do widzenia, Dean. Zobaczymy się w niedzielę – powiedział. Dean kiwnął głową, złapany w kontakt wzrokowy z Castielem. Nie umiał się zmusić do tego, by to przerwać.
- Tak… zdecydowanie – usłyszał sam siebie. Castiel wreszcie spojrzał na rachunki wręczone mu przez kelnerkę i Dean był wolny. Odwrócił się i poszedł do drzwi, dławiąc się mentalnie. Musiał mieć to pod kontrolą do niedzieli. Jeśli chciał być w stanie zadowolić się przyjaźnią Castiela, to im szybciej zdławi tę obsesję w zarodku, tym lepiej.


- Sam? – zawołał Dean, kiedy wszedł do mieszkania. Zapalił światła, oświetlając salon/kuchnię/jadalnię, tworzące główną część ich dwupokojowego mieszkania. Zobaczył na stole niewielki liścik i ruszył w tamtą stronę.
„U Jessiki na noc”, widniało tam napisane pismem Sama. Dean przypomniał sobie, że Sammy wspominał coś o nocowaniu u dziewczyny. Ulżyło mu; skoro Sam zszedł mu z drogi, mógł w spokoju oglądać Casa Erotica i nie martwić się, że Sam będzie się krzywił za oglądanie tego w salonie. W końcu Dean nie miał własnego laptopa czy telewizora u siebie, na którym mógł oglądać swoje taśmy.
Dean zgniótł liścik i rzucił do kuchennego śmietnika po drodze do siebie celem wybrania czegoś do oglądania. Słuchanie Castiela cały wieczór uniewrażliwiło go trochę na potęgę głosu mężczyzny, ale pod skórą wciąż czuł solidne drgania podniecenia. Nie byłoby trzeba dużo, aby mu stanął.
Dean przeszedł do siebie i przestąpił przez góry brudnych ciuchów. Ukląkł przed łóżkiem i sięgnął pod nie, po pudełko, w którym trzymał niektóre ze swoich taśm Casa Erotica. Dla tej jednej serii przeznaczył przynajmniej trzy pudełka, ale wszystkie odcinki były dobre. Po prostu zamierzał wziąć ulubioną z dowolnego pudełka, które wybrałby jako pierwsze.
Natrafił na karton i wyciągnął go, szczerząc się, gdy zobaczył, który to był. Pomarańczowe pudełko Nike było tym, w którym trzymał swoje absolutnie ulubione odcinki. Był to niewielki łut szczęścia, ale jednak coś. Dean zrzucił pokrywę i zamyślił się na krótko, po czym wyciągnął Casa Erotica 12. Schował pudełko z powrotem pod łóżko i wziął z szuflady stolika nocnego na pół zużytą butelkę lubrykantu, po czym wrócił do salonu i telewizora. Włożył kasetę do odtwarzacza i ustawił lubrykant obok swojego miejsca na kanapie, a następnie udał się do łazienki po pudełko chusteczek. Sammy krzywiłby się jak cholera, gdyby Dean zaplamił kanapę.
Dean usadowił się na swoim miejscu i wziął pilota z poręczy. Przewinął kasetę do naprawdę dobrych rzeczy, a gdy nacisnął „start”, na twarzy pojawił mu się lubieżny wyszczerz.
Ta niewielka ilość fabuły, jaka istniała na kasecie, odnosiła się głównie do księdza Christophera kwestionującego swą wiarę w Boga. Dean nie był tego całkowicie pewny, ponieważ tylko raz widział te dwie minuty. Oczywiście, pojawiła się diablica, by kusić kapłana, a skoro to było porno, kusiła go swym ciałem. Dean był zdania, że każdy Bóg, który nie pozwalał facetowi zboczyć z kursu, kiedy stawał przed nim ktoś, kto wyglądał w taki sposób – długie ciemne włosy, pełne usta, wspaniałe krągłości – był całkowitym dupkiem.
Dean pogłaskał się przez dżinsy, słuchając, jak protesty księdza Christophera przeszły w jęki, gdy diablica klęknęła przed nim i rozpięła mu spodnie. Kapłan opuścił ręce na jej głowę, wplatając je w jej włosy i zachęcając ją, by wzięła go głębiej.
Dean stęknął jednocześnie z księdzem Christopherem, a w spodniach zrobiło mu się niewygodnie ciasno. Rozpiął sobie pasek i rozporek, po czym zsunął sobie spodnie i bieliznę do połowy ud. Usiadł z powrotem na kanapie, dygocząc nieco, gdy zużyty materiał zetknął się z jego ciałem. Otwarł butelkę z lubrykantem i wycisnął trochę na dłoń, po czym powiódł dłonią po swej na pół sztywnej erekcji, wyobrażając sobie siebie na miejscu księdza. Wyobraził sobie, że stał przyciśnięty plecami do ściany, jakiejkolwiek, z dłońmi zanurzonymi w miękkich, ciemnych włosach. Pełne usta otaczały jego erekcję, szeroko rozciągnięte, a język obrabiał go fachowo, podczas gdy zaciemnione pożądaniem niebieskie oczy gapiły się na niego i widziały w nim WSZYSTKO…
Dean otwarł oczy, gwałtownie wychodząc z fantazji i próbując pozbyć się z głowy obrazu klęczącego Castiela. Fantazjowanie o Casie nie pomoże mu przestać fantazjować o Casie.
Musiał tylko zobaczyć więcej z taśmy. To wypędzi drugiego mężczyznę z jego głowy. Najlepsze miało się dopiero zacząć.
Dean patrzył, jak na ekranie pojawił się anioł, nosząc suknię, która byłaby skromna, gdyby była nieprzezroczysta i nie miała rozcięć sięgających bioder. Diablica i anielica „walczyły” o księdza, głównie atakując się nawzajem ustami, zębami i językami.
Dean pochylił się do przodu, pocierając się nawilżoną dłonią, jednocześnie zaś przywarł oczami do ekranu. Dotykał się delikatnie, jeszcze nie pragnąc ulgi. Diablica przejęła kontrolę i rozbierała anielicę, podczas gdy ksiądz Christopher szarpał diablicę za ubranie.
Nie było nic nie-gorącego w dwóch prawie nagich, całujących się kobietach. Dean patrzył, jak anielica zdołała zdominować diablicę i posłała ją na ołtarz. Na koniec każdego potarcia zaczął lekko skręcać nadgarstek, a ciało płonęło mu żarem. Diablica skinęła na księdza, zachęcając go do podejścia, a on się zbliżył i stanął tuż za anielicą, gdy ta się pochyliła.
Dean stęknął i rozparł się na kanapie, szerzej rozsuwając nogi, by lepiej pomieścić rękę, podczas gdy na ekranie anielica stanęła szerzej, aby zmieścić księdza. Zaczął się pocierać mocniej i szybciej, co jakiś czas gładząc kciukiem cieknący już czubek.
Wolną ręką złapał za pudełko chusteczek i wziął jedną, trzymając ją w gotowości. Zamknął oczy i pozwolił sobie fantazjować o tym, że był księdzem z kasety, tkwiącym po jaja głęboko w pięknym aniele. Rzucał biodrami do ruchów swojej dłoni, a nisko w brzuchu narastało mu napięcie, podczas gdy fantazja zaczynała go pochłaniać. Anielica otaczała go ciasnym gorącem, śliska w środku, i błagała o to.
„PROSZĘ…” CICHE KWILENIE, CIAŁO KOŁYSZĄCE SIĘ POD NIM. „CHCĘ CIĘ POCZUĆ W SOBIE. POTRZEBUJĘ TEGO, PROSZĘ, DEAN…”
Jej głos w jego umyśle zmienił się, na początku był lekki i kobiecy, ale na końcu już głęboki i schrypnięty, i przyprawiał Deana o ciarki.
Nie, nie… myślał o lasce na filmie. Nie wyobrażał sobie ciała z twardymi płaszczyznami, tylko takie z miękkimi krągłościami; długie blond włosy ze śladami skrętów, nie trochę stojące, krótkie ciemne włosy o długości idealnej do tego, by wpleść w nie palce. Nie był pewien koloru oczu anioła na filmie, ale zaryzykowałby brązowe, zielone, a nawet czerwone, wszystkie, tylko nie niebieskie.
Dean usłyszał, jak anielica na ekranie krzyknęła ze zdziwienia i rozkoszy. Mógł sobie wyobrazić tę scenę, widział ją tyle razy, że nie musiał otwierać oczu. Anielica znajdowała się teraz na kolanach księdza na ołtarzu, ksiądz obejmował ją w talii, a jego fiut tkwił w jej tyłku. Diablica była już całkowicie naga i tkwiła pomiędzy nogami anielicy, otwierając ją językiem i trzema palcami, podczas gdy ksiądz Christopher wbijał się w nią od tyłu.
Dean wyobraził sobie, że rżnie Castiela w kościele, przypierając go do ołtarza i pchając w niego, jedną ręką pocierając mu fiuta, a drugą trzymając go za biodro. Castiel wyglądałby błogo, a z jego ust padałyby te same jęki i krzyki, które Dean zapamiętał z nagrań.
„DEAN…” I ten dźwięk, dźwięk głosu Casa wołającego jego imię. Jeszcze nigdy nie słyszał go wypowiadanego takim tonem, ale mógł sobie wyobrazić, jak by brzmiało, gdyby Castiel je wykrzyczał dochodząc na szczyt.
- Cas… - jęknął Dean, próbując utrzymać równe tempo ruchów dłoni, podczas gdy rozkosz groziła zalaniem mu ciała. Bezradnie rzucał biodrami do przodu i czuł, jak jaja mu się napięły w obliczu bliskiej ulgi.
Z telewizora wydobywały się wysokie, kobiece okrzyki rozkoszy, ale Dean ich już nie słyszał. Słyszał jedynie głębokie stękania i zdyszane, ochrypłe błagania, gdy Castiel poruszał się pod nim, biorąc Deana głębiej w siebie. Zanurzony w swej fantazji Dean nie czuł już wokół siebie swojej dłoni: jej gorąco było gorącem ciała Castiela. Jego palce były wnętrzem Castiela, zaś lubrykant na nich był tym, czego użył, aby łagodnie rozluźnić mięśnie, rozciągając i przygotowując Castiela, dopóki ten nie odprężył się na tyle, aby wpuścić Deana do środka, i nie zaczął błagać, by Dean go wypełnił.
„ACH, DEAN…!”
Dean doszedł, krzycząc zduszonym głosem imię Castiela, a w oczach mu pobielało.
Odetchnął głęboko i powoli wrócił do rzeczywistości; ciało wciąż mu dygotało z rozkoszy. Zmiął zużytą chusteczkę i wziął kolejną, by wytrzeć tę odrobinę, która dostała mu się na dłoń i brzuch. Dean uniósł biodra i z powrotem naciągnął sobie bieliznę i spodnie, z powrotem się zapiął i drżącymi dłońmi zapiął też pasek.
Na ekranie diablica i anielica sprzymierzyły się i teraz dominowały nad księdzem. Dean zatrzymał kasetę i nacisnął „cofnij”, po czym podniósł się z kanapy. Nogi trochę się pod nim uginały, ale do czasu, gdy doszedł do kuchni, już odzyskały stabilność. Po orgazmie czuł się nieco ospały, ale odprężenie nie ostało się na długo.
Westchnął i zajrzał do szafki po resztkę swojej butelki Jacka.
Upora się z tym do niedzieli. Musi.


Następnego dnia Sam spojrzał na niego raz i zaczął się podśmiechiwać. Dean spojrzał na niego ostro znad swoich płatków w polewie, nie mówiąc ani słowa, gdy Sam rzucił torbę obok krzesła i wszedł do kuchni.
- Uznaję, że odrzucił cię każdy, kogo próbowałeś poderwać? Urok Winchestera już nie działa na twoją korzyść, Dean? – zapytał Sam, biorąc z szafki swoje zdrowe, bazujące na otrębach płatki. Dean wyzywająco wziął kolejnego kęsa swoich.
- Wciąż działa nieźle, tylko nie znalazłem nikogo godnego starania – odparł. Sam westchnął. Dean słyszał szczękanie naczyń, kiedy Sam wyjął miseczkę z szafki.
- Wiesz, że jestem szczęśliwy z Jessiką – powiedział zwyczajnie Sam. Dean zesztywniał. Rozpoznał ten ton. – Naprawdę nigdy nie myślałeś…
- Nie – odpowiedział krótko Dean. Nie był typem, który by się ustatkował, prosto i zwyczajnie. Najdłuższy związek, w jakim był, przetrwał dwa tygodnie, zanim Cassie nie zdołała dłużej znosić jego „niezdrowej obsesji na punkcie brata”, ponieważ nikt nie był ważniejszy od Sama. Od tamtego czasu zadowalał się jedno lub dwunocnymi przygodami; do diabła, CIESZYŁ się swoim stylem życia. – Wcinaj swoje królicze żarcie. Zobaczymy się po pracy.
- Dean… - zaczął Sam, ale Dean zostawił swoją miseczkę na stole, wziął kurtkę i wyszedł z domu.


Wreszcie nadeszła niedziela, a Dean wciąż nie zdołał tego stłumić. Wieczór wcześniej udał się do Sidetrack, mając nadzieję na znalezienie kogoś, z kim mógłby sobie trochę ulżyć, ale był tam zaledwie pół godziny, kiedy zdał sobie sprawę, że każdego obecnego tam faceta porównywał z Castielem. Wewnętrznie odrzucił każdego z nich jako potencjalnego partnera do łóżka, ponieważ byli zbyt blond, mieli zbyt długie włosy albo zbyt krótkie, oczy mieli zbyt zielone albo zbyt brązowe, byli zbyt opaleni albo zbyt bladzi. Gdy tylko sobie uświadomił, że po prostu szukał zastępstwa za Castiela, wyszedł.
Wciąż miał czas. Jak długo Castiel nie miał pojęcia, że Dean go pragnął, Dean mógł swobodnie o nim fantazjować i poszukiwać jego przyjaźni. Był jak najbardziej w stanie rozdzielać te dwie sprawy. Biorąc pod uwagę, jaki Cas był naiwny, było mało prawdopodobne, że w najbliższym czasie zorientowałby się w uczuciach Deana.
Dean zastanawiał się przelotnie, czy robiło z niego dupka to, ze szukał przyjaźni Casa publicznie i obciągał sobie myśląc o nim za zamkniętymi drzwiami, czy też najżałośniejszego bydlaka na powierzchni ziemi, że chciał na wieku pozostać w „strefie przyjacielskiej” innego mężczyzny. Uznał, że mu to nie przeszkadzało, skoro nie mógł zmienić swoich uczuć, nieważne, jak bardzo się starał.
Podjechał pod Roadhouse o 16.50, zauważając z lekkim zaskoczeniem, że srebrny samochód Castiela już stał zaparkowany. Miał nadzieję mieć okazję pogadać z Ellen i Jo, zanim Cas by przyjechał. Jo wiedziała już, że Dean był nieco elastyczny w kwestii partnerów seksualnych, a on nie chciał, by wygadała się Casowi, że celem Deana przy zdobywaniu jego numeru była randka. Ellen prawdopodobne zawsze miała swoje podejrzenia w sprawie seksualności Deana, a jeśli Jo wspomniała jej o czymkolwiek, to Ellen z pewnością w którymś punkcie wieczoru zamierzała się wtrącić.
Miał nadzieję, że żadna nie powiedziała Castielowi niczego głupiego.
Dean pospiesznie zamknął Impalę i ruszył do Roadhouse. Sądząc po pełnym parkingu mógł stwierdzić, że interes musiał iść całkiem nieźle, jak zwykle w czasie meczu.
Otwarł drzwi i usłyszał znajomy dzwonek. Ellen nigdzie nie było widać, ale zamiast niej to Ash stał za barem i podawał drinki. Jo była dziś hostessą i uśmiechnęła się, gdy go zauważyła.
- Hej, Jo – przywitał się Dean, gdy podeszła.
- Ty też hej – odparła. – Ledwo kilka minut temu posadziłam pana Collinsa i jego przyjaciela. Powiedzieli, że cię oczekują.
- Przyjaciela? – powtórzył Dean czując, że opadł mu żołądek. Pewnie, to nie była randka, ale czekał z niecierpliwością, aby spędzić trochę więcej czasu z Casem. Czy Castiel uznał, że potrzebował trzeciej osoby jako ochrony lub bufora?
Jo wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Pan Collins nazywał go „Gabriel”, jak sądzę.
Dean westchnął ciężko, na równie z ulgą i rezygnacją. Lepszy brat niż przyjaciel, ale byłoby najlepiej, gdyby Cas nikogo nie przyprowadził.
- Powiedział, że ma brata o tym imieniu – powiedział. – Sądzę, że Cas musiał go wziąć ze sobą na oglądanie meczu.
Jo uniosła brew.
- „Cas”, co? – stwierdziła kpiąco. – A on już przedstawia cię swojej rodzinie. Czy ty zazwyczaj nie wiejesz, zanim do tego dojdzie? – Dean skrzywił się. Jo wyglądała na zaskoczoną, a potem jej wyraz twarzy przeszedł w po równo zatroskanie i żal. – Dean?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, Jo – powiedział. Pokręcił głową i zaśmiał się niewesoło. – Myślał, że poprosiłem go o numer, abyśmy mogli się spotykać jako najlepsi kumple. Co niby miałem mu powiedzieć?
- Prawdę? – podpowiedziała Jo. Dean posłał jej Spojrzenie. Jo skrzywiła się współczująco. – Proszę, tu masz drinka i prowadzę cię do stołu. Pierwsze piwo na koszt firmy.
- Dzięki – odparł Dean. Poszedł za nią do baru i wycofał się o kilka stóp, podczas gdy ona gadała z Ashem. Ash wyszczerzył się do niego i kiwnął głową na powitanie, co Dean odwzajemnił. Ash szybko napełnił szklankę piwem z kija i wręczył ją Jo, która ją zabrała i gestem nakazała Deanowi iść za sobą. Tak też zrobił, krocząc za nią przez niewielki labirynt stolików, z których już połowa była zajęta w całości, zanim Jo nie zatrzymała się wreszcie przy jednej z kilku lóż w Roadhouse. Cas siedział już z innym mężczyzną obok siebie – Gabrielem, jak przypuszczał Dean. Przyjrzał mu się. Gabriel był niski, a długością włosów mógł niemal rywalizować z Samem, choć jego baczki były mniej ekstremalne. Nos miał trochę szpiczasty, a usta zdawały mu się zastygnąć w permanentnym uśmieszku, który na widok Deana się poszerzył.
- Ty musisz być Dean – powiedział. Castiel podniósł wzrok znad stolika, gdy Dean wsunął się na ławkę naprzeciwko niego. Jo postawiła przed nim piwo, a on wziął je, zanim odpowiedział. Jo odmaszerowała z powrotem na front.
- Zgaduję, że ty jesteś Gabriel? – powiedział. Nie zaczekał na jego odpowiedź, tylko spojrzał na Casa i uśmiechnął się. – Hej, Castiel. Cieszę się, że dojechałeś. – Łyknął sobie piwa.
- Przepraszam, że cię nie ostrzegłem, iż mój brat przyjdzie – powiedział Cas. – Dowiedział się, gdzie się wybierałem, i chciał mi towarzyszyć.
Dean już otwarł usta, by powiedzieć Casowi, że to nie był kłopot, żaden, absolutnie, ale Gabriel go ubiegł.
- Oczywiście, że mu nie przeszkadza, braciszku! – rzekł Gabriel. – Poza tym, po tym wszystkim, co mi o nim powiedziałeś, oczywiście, że musiałem…
- Gabriel – powiedział ostrzegawczo Castiel, spoglądając srogo na starszego brata. Gabriel zamknął się i udał, że zamyka usta na zamek, a potem na klucz, który następnie wyrzucił. Dean obserwował ich pytająco, zastanawiając się, co dokładnie Cas powiedział o nim swemu bratu. Czy jakaś część mózgu Casa zajarzyła fakt, że Dean chciał go dopaść w pozycji horyzontalnej? Nawet jeśli sam Cas sobie tego nie uświadomił, to, jeśli wspomniał o czymś Gabrielowi, a ten postanowił mu towarzyszyć, aby bronić cnoty młodszego brata…
Dean parsknął i potrząsnął głową. To już była z jego strony głupota.
- Więc wspomniał o mnie? – zapytał Dean, bardziej niż trochę ciekawy. Gabriel uniósł brwi i entuzjastycznie pokiwał głową. Castiel spojrzał prosto przed siebie, nie na Deana, ale raczej na jakiś punkt za jego prawym uchem. Wydawał się spięty i Dean zmarszczył się. Już miał zapytać go, co było nie tak, kiedy Cas przemówił.
- Powiedziałem, że naprawiłeś mi samochód i że poszliśmy razem na drinka – odrzekł krótko, wyraźnie zamierzając na tym zakończyć rozmowę. – Gabriel zawsze jest zainteresowany spotykaniem moich nowych przyjaciół.
Dean skinął głową, odpuszczając temat. Nie zamierzał wściubiać nosa tam, gdzie wyraźnie nie był mile widziany.
- Więc, wy chłopaki już zamówiliście? – zapytał Dean zauważając brak menu na stole. Castiel i Gabriel razem pokręcili głowami.
- Nie, czekaliśmy na ciebie – powiedział Gabriel. – Teraz, gdy już tu jesteś… Pójdę i poproszę o nie hostessę – sugestywnie ruszył brwiami. – Życzcie mi szczęścia.
Gabriel zsunął się z ławki i przedefilował na front Roadhouse, gdzie stała Jo, czekając na nieunikniony napływ gości przed meczem. Dean obserwował go ostrożnie, zmrużywszy opiekuńczo oczy, chociaż wiedział, że Jo mogła się obronić przed każdymi niepożądanymi zalotami. Jego instynkt starszego brata dawał o sobie znać. Nieważne, że Gabriel był spokrewniony z Castielem, Dean ledwo gościa znał.
- Nie zamierzasz go powstrzymać? – zapytał miękko Cas. Dean spojrzał na niego zdumiony.
- Powstrzymać go? – spytał. Potem zaskoczył. – Och, że niby przed uderzaniem do Jo?
Castiel skinął głową, przechylając ją i uważnie obserwując Deana. Dean zachichotał i zaprzeczył.
- Nie. Jo sama da sobie radę. – Bobby upewnił się co do tego. Ellen trochę podszkoliła córkę, zanim jeszcze w ogóle spotkała Bobby`ego, ale Bobby postanowił mieć pewność, że jego pasierbica byłaby w stanie poradzić sobie z każdym dupkiem, który wszedłby jej w drogę. Jeśli jej ostry język by nie wystarczył, to już dobrze wymierzony kopniak na pewno by zaradził.
Cas powoli pokiwał głową, a oczach zalśniło mu zrozumienie.
- Musisz w nią bardzo wierzyć – powiedział. Dean zmarszczył się i już otwierał usta, by spytać, co Cas przez to rozumiał, gdy przerwał mu znajomy głos.
- Proszę, proszę, witaj, nieznajomy.
Dean odwrócił się już z wyszczerzem na twarzy. Przy krańcu stołu stała Ellen, podpierając się pod boki i unosząc brew.
- Nie zamierzałeś zjeść tu i nie przywitać się ze mną, prawda, Deanie Winchester? – spytała dobitnie.
- Ellen, świetnie cię widzieć – odparł. – Oczywiście, że nie zamierzałem wyjść bez przywitania się. – Wolałby porozmawiać z nią na osobności, w razie, gdyby Jo wspomniała coś o jego „randce”, ale teraz było już za późno.
- Nie rozumiem – powiedział nagle Cas. Dean i Ellen spojrzeli na niego, Cas miał na twarzy nierozumiejący grymas. – Czemu nazwała cię nieznajomym? Myślałem, że powiedziałeś, że jest przyjacielem rodziny?
Dean skrzywił się, mając nadzieję, że Ellen nie weźmie za obrazę tego, jak ją opisał Casowi. Ku jego zaskoczeniu Ellen się po prostu roześmiała.
- „Przyjaciel rodziny”, co? – zapytała przeciągle, spoglądając na Deana. – Lubię o sobie myśleć bardziej jak o ciotce lub o drugiej matce dla Deana i Sama. – Jej głos ucichł, zanim kontynuowała, zabrzmiały w nim współczucie i żal. – Chociaż nigdy nie będę w stanie zastąpić ich prawdziwej mamy. – Nastąpiła chwila ciężkiej ciszy, w czasie której Dean gapił się w stół, a potem Ellen zmieniła temat.
- Więc, jak ci na imię? Nie sądzę, byśmy się sobie przedstawili, kiedy tu ostatnio byłeś – powiedziała, patrząc ponownie na Casa. Dean kaszlnął, z powrotem kierując na siebie uwagę.
- Ellen, to jest Castiel. Cas, to jest Ellen – powiedział, po kolei kiwając do nich głową.
- Dobrze cię poznać – powiedziała Ellen, wyciągając do Castiela rękę.
- Podobnie – odparł Cas, ujmując jej dłoń i potrząsając nią dwukrotnie, stanowczo, zanim się odsunął.
- Zgaduję, chłopcy, że przyszliście tu na mecz. Złóżcie zamówienie tak szybko, jak możecie, inaczej trochę potrwa, zanim dostaniecie jedzenie. Zaczynamy się zapełniać – powiedziała Ellen, rozglądając się po Roadhouse. Dean i Castiel podążyli za jej spojrzeniem. Zdawało się być już mniej pustych stolików, głównie na bokach sali, gdzie trudniej było zobaczyć telewizor. – Muszę wracać za bar, ale, Dean, nie chcę, by minął kolejny miesiąc, zanim cię znowu tu zobaczę. Chcę wiedzieć, co u ciebie, bezpośrednio, nie z ust Bobby`ego czy Jo. Zrozumiano?
Dean pokiwał głową.
- Tak, rozumiem – powiedział. Ellen posłała mu półuśmiech i wyszła. Nastąpiło kilka chwil ciszy i Castiel się odezwał.
- Nazwałeś mnie Cas – powiedział z zastanowieniem. Dean podrapał się po karku.
- Przepraszam? – powiedział. – Jeśli ci się to nie podoba, to mogę po prostu nazywać cię „Castiel”. – Jednak podobała mu się krótsza wersja imienia Casa. Łatwiej spływała mu z języka.
- Nie, w porządku. Podoba mi się – odparł Cas. Dean odprężył się. Castiel zmarszczył się ponownie. – Ale wciąż nie rozumiem, czemu Ellen nazwała cię nieznajomym.
- Chłopie, naprawdę nie wiesz, jak rozpoznawać żarty, kiedy je słyszysz? – zapytał Dean chichocząc. Łyknął piwa. – Ona sobie ze mnie kpiła.
- Gabriel twierdzi, że jestem niezdolny do wyłapywania sarkazmu czy kpin – przyznał Castiel, spoglądając na stół. Dean wyszczerzył się lekko.
- No dobra, to będę cię musiał nauczyć to rozpoznawać – powiedział z leciutką nutą pytania w głosie. To była propozycja, nie rozkaz. Cas spojrzał w górę i uśmiechnął się słabo, choć w oczach widać mu było trochę frustracji.
- Gabriel też tak mówi. Już od lat próbuje mnie nauczyć to rozpoznawać, ale wciąż mi powtarza, że jestem beznadziejny – odparł.
- Cóż, pobądź ze mną trochę więcej – rzekł Dean, na samą myśl o tym czując podekscytowanie. Próbował to trzymać z dala od swego głosu. – Płynnie operuję sarkazmem. Wkrótce nauczysz się go rozpoznawać.
Z oczu Castiela zniknęło nieco frustracji i mężczyzna wygiął usta w pełnym uśmiechu.
- Bardzo bym chciał – powiedział. Dean poczuł w piersi trzepotanie gorąca i ścisnął je bezlitośnie, ale nie mógł odwrócić wzroku od oczu Castiela. Przez chwilę, gapiąc się w tę niebieskość, poczuł pragnienie, by po prostu pochylić się nad stołem i…
Chwila minęła, gdy przybył Gabriel. Rzucił dwa menu na stół, hałasem wyrywając Deana z transu, i wsunął się na ławkę obok Casa z trzecim w ręce. Drugą ręką pocierał sobie policzek, na którym widniał słaby czerwony ślad.
- Cóż, wszyscy są tu TACY przyjaźni – powiedział Gabriel, krzywiąc się teatralnie. Dean zaśmiał się, a kawałki układanki wskoczyły na miejsce. Byłby się gotów założyć, że ten czerwony ślad miał dokładnie kształt i rozmiar dłoni Jo.
- Widzisz to? – zapytał Castiela, wskazując na Gabriela. – To był sarkazm. – Łyknął ponownie piwa i zwrócił się do Gabriela. – Nie bierz tego do siebie, chłopie. Nie jesteś w jej typie.
- Och, czyżby? – zapytał Gabriel z nieoczekiwanie intensywnym spojrzeniem. – Jaki więc dokładnie jest jej „typ”… ty? – Jego głos nie brzmiał nawet w najmniejszym stopniu oskarżycielsko, ale poszukująco. Czego, Dean nie miał pojęcia. Gabriel swoim pytaniem chciał coś udowodnić, choć Dean nie wiedział, co i komu.
- Ja? – zapytał, rozpierając się na ławce i posyłając Gabrielowi swój najbardziej bezczelny uśmieszek. – Ja jestem w typie każdego. – Nie miał pojęcia, do czego zmierzał Gabriel, ale lepiej było zagrywać bezpiecznie, zwyczajnie w razie, gdyby coś poszło źle. Gdyby Castiel odkrył, że Dean go pragnął, i to by mu jakoś przeszkadzało, gdyby poczuł obrzydzenie lub złość, Dean zawsze mógł stwierdzić, że się z kimś umawiał. Jo prawdopodobnie weszłaby do gry, gdyby ją zapytał.
Przypuszczał, oczywiście, że jego pociąg do Casa przetrwa na tyle długo, wystarczająco, by stało się to problemem. A tak nie będzie. Zdecydowanie nie.
Wziął długi łyk piwa.
- Mówiłem ci, byś tego nie robił – wymamrotał Castiel do Gabriela. Gabriel wzruszył ramionami i otwarł swoje menu.
- Musiałem spróbować, braciszku – powiedział. – Nigdy nie wiesz, dopóki nie spróbujesz. – Słowa Gabriela zdawały się mieć dla Castiela jakieś drugie znaczenie, bo odsunął się od brata jak porażony prądem. Dean popatrywał to na jednego, to na drugiego, przelotnie żałując, że nie zabrał ze sobą Sama. Wtedy mógłby odbywać supertajną półrozmowę ze SWOIM bratem, z której jego współbiesiadnicy nie rozumieliby nic. Do diabła, Sam był bystry, prawdopodobnie byłby w stanie przetłumaczyć tę pogawędkę, jaką prowadzili Gabriel i Cas.
Ale po zastanowieniu, Sam był bystry i mógłby się zorientować, że Dean czuł pociąg do Casa. Lepiej, że Sam został w domu. Dean nie potrzebował, żeby ktoś mu coś wygadywał, albo Sama zachęcającego go do spróbowania. Nie był pewien, co byłoby gorsze.
Castiel rozłożył swoje menu, zdecydowanie nie patrząc na Gabriela.
- Mówiłeś, że mają tu dobre cheeseburgery? – spytał Cas bardziej dla potwierdzenia, niż z ciekawości. Nie spojrzał na Deana, więc jego potaknięcie przeszło niezauważone.
- Tak, są wspaniałe – powiedział Dean. Bawił się krawędzią menu, które wręczył mu Gabriel, już gotów zamawiać. Nie byłby zdziwiony, gdyby Jo poleciła kucharzowi przygotować jego posiłek, gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, że przychodzi.
- Nie zamierzasz spojrzeć na menu? – zapytał Gabriel, spoglądając ponad krawędzią swojego. – Aż tak dobrze je znasz, co?
- Wiem, co lubię – odparł Dean, wzruszając ramionami. – Jo już prawdopodobnie powiedziała kucharzowi, że tu jestem.
- Ona dla ciebie zamawia, czy to… - zaczął Gabriel, unosząc brew.
- Dean zazwyczaj zamawia określone rzeczy, kiedy tu coś je – wtrącił się Castiel. – W ten sposób zdołałem wybrać to, co mu przyniosłem, kiedy pracował nad moim samochodem.
Bracia przez chwilę gapili się na siebie. Dean gapił się na nich, a wkurzenie i frustracja walczyły w nim z nierozumieniem. Wreszcie Gabriel przerwał ten konkurs.
- Cóż – odwrócił się od Casa, zamknął menu i odłożył je. – Wiem, co zamawiam. Mam nadzieję, że mają tu dobre steki.
- Tutaj wszystko jest dobre – powiedział mu Dean nieco obronnym tonem. Gabriel odprawił go machnięciem dłoni.
- Nie trzeba brać tego osobiście. Nic przez to nie miałem na myśli. – Zwrócił się do Castiela. – Wiesz już, czego chcesz?
Castiel potaknął i również złożył swoje menu. Jakby na jakiś znak u krańca stołu pojawiła się ich kelnerka.
- Witam, mam na imię Stephanie i będę was dziś obsługiwać – powiedziała, biorąc z kieszeni fartucha długopis i notatnik. Odrzuciła sobie brązowe, splecione włosy na ramię i uśmiechnęła się przepraszająco. – Przepraszam, że musieliście czekać. Co mogę wam podać?
- Poproszę margaritę truskawkową – odparł Gabriel. – Do jedzenia poproszę stek z kością, do tego pieczone słodkie ziemniaki, miodowy sos barbeque, i czy mógłbym dostać do steku trochę karmelizowanej cebuli?
- Oczywiście, da się zrobić – powiedziała Stephanie, zapisując zamówienie. – Jak wysmażony ma być pański stek i jakie dodatki mają być do ziemniaków?
- Średnio. Do ziemniaków poproszę brązowy cukier i kwaśną śmietanę – powiedział Gabriel. – Na deser poproszę sundae z lodami, z dużą ilością karmelu i bitej śmietany. Czy mógłbym to dostać razem z obiadem?
- Z obiadem? – powtórzyła zaskoczona kelnerka. Otrząsnęła się szybko. – Jasne. A dla pana? – zwróciła się do Castiela.
- Poproszę firmowego burgera – odparł Cas. – Bez pikli. A do tego mrożoną herbatę.
- Mam – kolejna notatka. – Do tego podajemy frytki oraz do wyboru pieczone jabłka lub coleslaw.
- Colesl…
- On weźmie jabłka – wtrącił się Gabriel z wyszczerzem. Dean skrzywił się do niego.
- Hej, to nie twój obiad – powiedział. – Niech Cas weźmie coleslaw, jeśli chce.
- „Cas”? – powtórzył Gabriel unosząc brew. Z uśmieszkiem odwrócił się do Castiela. – Aj, Cassie, on już ci wymyślił zdrobnienie! I taki jest opiekuńczy…
Cas zesztywniał i spojrzał na stół. Dean popatrzył na niego płonącym wzrokiem.
- Co to miało znaczyć? – zażądał odpowiedzi, czując dreszcze na plecach. Gabriel nie wiedział, co czuł Dean, prawda? Czy Cas naprawdę coś zauważył i wspomniał o tym bratu nie zdając sobie sprawy z tego, co to oznaczało? Czy może Dean był okropnie przezroczysty?
A może Gabriel po prostu próbował niewinnie pożartować, a Dean zwyczajnie wpadał w paranoję?
Gabriel spojrzał na niego przez chwilę tym samym intensywnym wzrokiem, który Dean zauważył wcześniej, a potem uśmiechnął się triumfująco. Deanowi opadł żołądek.
- Po prostu myślę, że to słodziutkie, to zadurzenie… - zaczął mówić Gabriel, a Deanowi przyspieszyło tętno. Ten zadowolony z siebie bydlak WIEDZIAŁ, Bóg wie, skąd.
- On weźmie coleslaw – powiedział głośno Dean, usiłując zagłuszyć Gabriela.
- Wezmę jabłka – rzekł Castiel, w tym samym czasie i równie głośno, co Dean. Dean i Cas przez chwilę gapili się na siebie.
- Jabłka… - zaczął Cas.
- Coleslaw… - powiedział Dean jednocześnie. Gabriel roześmiał się.
- Moglibyście bardziej przypominać MAŁŻEŃSTWO czy jak? – zapytał. Dean i Castiel spojrzeli na niego jednocześnie i to wzbudziło w Gabrielu kolejną falę histerii. Dean potrząsnął głową, czując, jak wali mu serce, a ze zdenerwowania pocą się dłonie. Miał nadzieję, że Cas po prostu zignoruje Gabriela i że sekret Deana mógłby pozostać sekretem jeszcze trochę dłużej. Jak ten niski pojeb zorientował się w tym tak szybko, Dean nie był w stanie odgadnąć.
Machnął ręką z grubsza w stronę Castiela, ustępując pola i pozwalając mu zamówić. Castiel kiwnął głową i spojrzał na kelnerkę, która gapiła się na nich wszystkich z nieznacznie rozbawioną miną.
- Poproszę jabłka – powiedział Cas. Stephanie potaknęła i zapisała to.
- Jeśli jest pan pewien… - powiedziała powoli, czekając na skinienie Castiela, po czym zwróciła się do Deana. – Dean, to co zwykle?
- Jak zawsze – potwierdził, zmuszając się do uśmiechu. – Jakie macie dzisiaj ciasto?
- Truskawkowo-rabarbarowe – odparła Stephanie. Uśmiech Deana przestał być taki wymuszony, a stał się prawdziwszy.
- Brzmi nieźle – powiedział. Kelnerka odwzajemniła uśmiech, kiwnęła głową i pozbierała menu, zanim odeszła. Dean wziął swoje piwo i pociągnął kolejnego długiego łyka, rzucając zmartwione spojrzenie na Casa oraz dobitnie gapiąc się na Gabriela. W odpowiedzi Gabriel posłał mu uśmieszek.
- Zatem, gdy już mamy zamówione – powiedział – co wy na to, byśmy się nawzajem nieco lepiej poznali? - zachichotał i odchylił się na ławce, sięgnął do kieszeni i z roztargnieniem wyjął z niej landrynkę. – Dobra, Dean i ja musimy się poznać. Wiem, że wy dwaj już SPORO gadaliście na waszej randce parę dni temu.
Dean walnął piwem o stół, gotów powiedzieć Gabrielowi, by tamten się zamknął, ale Cas był szybszy.
- Gabriel – powiedział ostrzegawczo. – Mieliśmy umowę.
Gabriel zamknął się, ale wciąż się kpiąco uśmiechał.
- Umowę? – zapytał Dean, patrząc na Casa. Im dłużej toczył się wieczór, tym bardziej Dean był przekonany, że Cas musiał być hetero. Z jakiego innego powodu tak by się wkurzył na brata za nazywanie ich spotkań przy drinkach „randkami”? Pewnie, to nie były randki, ale zważywszy na to, jak toczyły się kpiny, nazywanie ich randkami było całkiem nieszkodliwe. Jedynym powodem, zdaniem Deana, dla którego Cas tak się zdenerwował, było to, że jako heteryk usiłował bronić swojej męskości. Biorąc pod uwagę, że Gabriel nazwał go Cassie, była to prawdopodobnie z góry przegrana bitwa.
Albo Cas, podobnie jak Dean, żałował, że to nie była randka, i wkurzył się, że Gabriel mu to wypomniał. Ale Dean nie miał nawet w przybliżeniu takiego szczęścia.
Castiel spojrzał przelotnie na Deana, a potem na stół. Gabriel rozwinął landrynkę i wsadził ją sobie do ust.
- Mój brat lubi sobie żartować z ludzi – powiedział Cas. – Proszę, nie zwracaj na niego uwagi. Obiecał mi, że będzie się zachowywał, jeśli pozwolę mu ze sobą iść.
Przynajmniej wydawało się, że Castiel nie przywiązywał żadnej wagi do słów Gabriela. Dean odetchnął nieco łatwiej.
- Nie ma sprawy. Jestem pewien, że nie miał nic przez to na myśli – powiedział, kolejny raz łykając piwa. Nie był choćby w przybliżeniu wystarczająco pijany na to, jak się teraz czuł. – I słuchaj, już robisz postępy. Potrafisz rozpoznać kpinę, kiedy ją słyszysz.
Castiel uniósł kąciki ust w uśmiechu, a Dean nie mógł się nie wyszczerzyć w odpowiedzi.
- Wy dwaj… - powiedział Gabriel, kręcąc głową z czułym poirytowaniem. Zmiażdżył cukierka zębami, przeżuł i przełknął. – Ach, jakie to SŁODKIE.
Niepewny, czy Gabriel odnosił się do smaku cukierka, czy też znowu kpił sobie z Deana pomimo dopiero co otrzymanego ostrzeżenia, aby tego nie robić, Dean postanowił puścić to mimo uszu.
Stephanie wróciła i podała drinki przy milczącym stoliku. Dean uniósł swoje piwo, prosząc o dolewkę, zaś Stephanie wzięła ją bez słowa.
- A więc, Dean, Cas mówi mi, że jesteś mechanikiem – powiedział Gabriel, po czym łyknął swojej margarity. – Jakieś inne hobby?
Dean spojrzał na niego ostrożnie. Gabriel odwzajemnił się spojrzeniem urażonej niewinności.
- Co? To już nawet pogadać nie można?
Jeśli tym kimś gadającym był Gabriel, to nie, nie mógł, pomyślał Dean prywatnie. Kątem oka zauważył, że Castiel znowu patrzył tak intensywnie, w ten sięgający duszy sposób. Ostatnim razem nie doszli do pogawędki o hobby, więc Dean westchnął ciężko i uznał, że mógł odpowiedzieć. Nie, żeby zaspokoić ciekawość Gabriela, ale Casa.
- Nie mam zbyt wielu zainteresowań – powiedział. Nigdy nie miał na nie czasu. – Oglądam mecze, kiedy mam okazję. Czasami w weekendy poluję. Jeżdżę z bratem na kampingi. Naprawiam stare samochody, kiedy mam czas i pieniądze.
- Ach, zatem prawdziwy miłośnik świeżego powietrza. Polowanie, kampingi… naprawdę męskie zainteresowania. Naprawianie samochodów i inne takie – powiedział Gabriel. – Dokładne przeciwieństwo mojego brata, jak Yin i Yang.
- Doprawdy – powiedział Dean bezbarwnym tonem, zdecydowanie odwracając się do Castiela. – Więc, Cas, co robisz dla zabawy?
- Lubię czytać – powiedział Cas, bawiąc się słomką. – Jak już wspomniałem na naszym ostatnim spotkaniu, również piszę. To mi zajmuje większość czasu, gdy nie jestem w sklepie – wzruszył ramionami. – Przy dobrej pogodzie lubię puszczać latawce.
- Puszczać latawce, co? – zapytał Dean, uśmiechając się odrobinę. Mógł wyobrazić sobie Casa, pełnego powagi w swym garniturze, gapiącego się bez wyrazu na leżący na ziemi latawiec i proszącego go, by poleciał. Zachichotał na to wyobrażenie. – Brzmi zabawnie.
- Lubi też kolacje przy świecach i długie spacery – wtrącił się Gabriel. Cas spiął się, a Dean zwrócił się do Gabriela, aż parskając ze złości. Wiedział, że Cas zaprosił tego gościa i że był to jego brat, ale jeśli on zaraz tego nie przerwie…
Cóż, Dean nie był do końca pewien, co by zrobił, ale Gabrielowi by się to nie spodobało. Prawdopodobnie byłyby w to zamieszane zakrwawione knykcie i złamany nos. Jedna rzecz, jeśli tylko na Deanie się wyżywał, ale on wyraźnie starał się wpędzić Casa w zakłopotanie.
Gabriel jednak zdawał się nie zwracać na Deana żadnej uwagi. Spojrzał na brata i z zaciekawieniem uniósł brew.
- Powiedziałeś Deanowi, że piszesz? A powiedziałeś mu, CO piszesz? – podpowiedział. Cas nie spojrzał Gabrielowi w oczy i niższy mężczyzna westchnął. – Cassie…
- Słuchaj, powiedział mi dosyć – rzucił Dean. – Czemu się nie odwalisz?
Był doskonale świadom tego, co napisał Cas, choć ani Cas, ani Gabriel tego nie wiedzieli.
- Och? Naprawdę? – spytał Gabriel, odwracając się do Deana. – Czytałeś z tego cokolwiek?
- Gabriel, to wystarczy – powiedział Cas, mrużąc oczy. Gabriel go zignorował.
- A SŁUCHAŁEŚ…
- Niczego jeszcze nie czytałem, ale to dlatego, że gówno wiem o FictionPress – powiedział Dean, ucinając mu w pół zdania. – Jeśli Cas mi powie, jak go tam znaleźć, to poczytam.
Gabriel w niedowierzaniu szerzej otwarł oczy. Odwrócił się znowu do Castiela.
- FictionPress? Powiedziałeś mu o swoim koncie na FICTIONPRESS?
Tym razem to Castiel zignorował brata. Gapił się zaskoczony na Deana, niemożliwie szeroko otwierając niebieskie oczy i rozchylając usta.
- Naprawdę? – spytał Deana. – Nie wspominałeś czytania jako jednego ze swoich zainteresowań… - urwał niepewnie, ale oczy wciąż szeroko otwierał. Dean nie był w stanie odmówić takim oczom.
- Podejmę się – obiecał. Skrzywił się wewnętrznie, zastanawiając się, jak uda mu się ukryć nowe hobby przed Samem, ale wtedy Cas obdarzył go niewielkim uśmiechem i Dean nie mógł żałować, że obiecał.
- Słuchaj, Dean – powiedział Gabriel, z powrotem wdzierając się w rozmowę. – Jeśli naprawdę chcesz zobaczyć najlepsze prace mojego brata, poszukaj Jimmy`ego No…
- Mój brat i ja przepraszamy cię na chwilkę – powiedział pospiesznie Cas, spychając Gabriela z ławki tak szybko, że tamten niemal wylądował twarzą na podłodze.
- Hej, o co chodzi? Ja tylko próbowałem pomóc – odezwał się oburzony Gabriel, z głową zwróconą w stronę Castiela i gapiący się na niego z irytacją, podczas gdy Cas wypychał go na front Roadhouse.
- Ty NIE pomagasz… - powiedział Cas ledwo słyszalnie, odpychając brata coraz dalej od stołu. Dean patrzył na nich nic nie rozumiejąc.
W czym, na wszystkich świętych, Gabriel próbował pomóc Casowi, co wymagało poinformowania Deana o jego koncie Jimmy`ego Novaka?
Cas wypchnął Gabriela na zewnątrz i poszedł za nim. Drzwi miały szklane panele na tyle duże, że Dean mógł widzieć, co się działo, chociaż nie słyszał ani słowa z powodu odległości oraz hałasu w tle, pochodzącego z zapchanej teraz restauracji. Gabriel i Cas stali o parę stóp od siebie, najwyraźniej w trakcie jakiejś kłótni. Gabriel zdawał się próbować przekonać Casa do czegoś; wciąż pokazywał w stronę drzwi i próbował do niego podejść, wyciągając jedno ramię, jakby chcąc je zachęcająco położyć mu na ramieniu. Cas wciąż się od niego odsuwał, trzymając ramiona sztywno przy sobie. Na prawie monolog Gabriela odpowiadał krótko i zdawkowo, o ile Dean był w stanie stwierdzić, a Gabriel robił się coraz bardziej sfrustrowany.
Stephanie powróciła z jego drugim piwem i Dean z zamyśleniem skinął jej w podziękowaniu głową, nawet, gdy podświadomie się przesunął, aby mieć braci na widoku.
Wreszcie zirytowany Gabriel uniósł ręce. Cas zadał mu pytanie, na które tamten pokręcił głową, po czym Gabriel odsunął się, uściskał brata przeciągle, po czym odszedł.
Cas zesztywniał, wyraźnie nie spodziewając się objęcia, ale stał przez chwilę na zewnątrz i patrzył na odchodzącego brata. Potem ramiona mu opadły, odwrócił się i wrócił do restauracji.
Dean natychmiast odwrócił wzrok od drzwi i podniósł sobie piwo do ust, mając nadzieję, że Cas nie przyłapał go na patrzeniu.
Cas wsunął się na miejsce naprzeciwko Deana, usta miał zaciśnięte. Dean rozejrzał się wokół z przesadną normalnością.
- Gdzie jest Gabriel? – zapytał. Castiel spojrzał przelotnie na Deana, po czym wziął swą mrożoną herbatę i krótko pociągnął przez słomkę. Dean bezskutecznie próbował zignorować to, jak nieco zapadły mu się policzki.
- Mój brat nie zje z nami – powiedział Cas, puszczając słomkę. – Przepraszam za to, że go tu przyprowadziłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że będzie taki uparty.
- Hej, chłopie, nic się nie stało – powiedział swobodnie Dean, robiąc gest zmiatania czegoś ze stołu, jakby celem zignorowania tamtej części wieczoru. Cas uśmiechnął się nieznacznie, z wdzięcznością. Dean odszczerzył się, czując się bardziej odprężonym z chwilą, gdy ten cholerny kurdupel ze zbyt przenikliwym wzrokiem wyszedł.


Obiad udał się dobrze, ale mecz wypadł tragicznie. Osy koniec końców przegrały z Harpiami 21:10, choć Dean bawił się nieźle utyskując na sędziego oraz na nowego zawodnika Os. Mężczyzna trzy razy pod rząd został podcięty, a dwukrotnie mu przerwano. Cas kiwał głową razem z Deanem i czasami wygłaszał ostrożną opinię, choć wydawał się być zadowolony, że to Dean gadał większość czasu.
Jedzenie Gabriela dostali zapakowane w pudełka, a Cas przelał drinka brata do dwóch dziecięcych rozmiarów kubków na wynos, które Ellen znalazła na zapleczu.
Koniec końców wieczór był udany i choć rozmowa toczyła się głównie wokół meczu, kiedy ten trwał, to Dean i Cas mieli mnóstwo okazji porozmawiać przy deserze. Dean wcinał swoje ciasto, podczas gdy Cas zjadł sundae początkowo zamówione przez Gabriela. Stephanie była na tyle miła, że przyniosła je dopiero po posiłku, gdy tylko zauważyła, że mężczyzna, który je zamówił, odszedł. W większości rozmawiali niezobowiązująco o swojej pracy i zainteresowaniach, ale po niej zostało Deanowi przyjemnie ciepłe uczucie w piersi. Zupełnie, jakby miękkie, puchate zwierzę zwinęło mu się w kłębek pomiędzy płucami.
Kłopoty zaczęły się, kiedy przyszedł czas się zbierać. Dean nawet nie mrugnął, kiedy przyszło do dzielenia rachunku, choć sam prawie zdołał zapomnieć, że to nie była randka, ale gdy tylko zapłacili za jedzenie i wyszli na parking, odkryli, że poza rachunkiem Gabriel zostawił im jeszcze jeden prezent. Czy może raczej zabrał coś i zostawił w miejsce tego wielką, kłopotliwą dziurę.
Inni ludzie, którzy przyszli do Roadhouse na mecz, już wyszli do czasu, kiedy Dean i Cas skończyli deser, więc było boleśnie oczywiście widać, że na parkingu brakowało srebrnego samochodu. Cas rozejrzał się dokoła, oszołomiony, i jedną ręką obmacał kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Drugą trzymał resztki z obiadu.
- Gabriel musiał je zabrać, kiedy mnie uściskał – powiedział niezadowolony Cas, wyjmując pustą rękę z kieszeni. – Myślałem, że to było dziwne… - westchnął i odwrócił się do Deana. – Znasz tu w okolicy jakąś solidną firmę taksówkarską?
- Co, nie możesz zadzwonić do Gabriela i kazać mu po siebie przyjechać? Udupił cię tutaj zostawił z rachunkiem, można by pomyśleć, że chociaż tyle powinien zrobić – odrzekł Dean z oburzeniem. Nawet, gdyby Gabriel odmówił przybycia, to nie było mowy, aby Dean zostawił Casa tutaj i kazał mu łapać taksówkę. Firma, którą zazwyczaj brała Ellen do odwożenia pijaków, była dobra, ale nie było po temu potrzeby, skoro Cas miał tu absolutnie chętnego i zdolnego szofera.
- Mój brat i ja… pokłóciliśmy się, zanim odszedł. Nie mam wątpliwości, że zachęciłby mnie do znalezienia innego transportu, jeśli bym zadzwonił – powiedział Cas, przelotnie spoglądając na ziemię.
A zatem zostało postanowione.
- No chodź – powiedział Dean, rzucając głową w stronę swojej ukochanej Impali. – Odwiozę cię.
Cas szeroko otwartymi oczami spojrzał na twarz Deana.
- Nie, nie mogę cię o to prosić – odparł. – Starczy mi pieniędzy na taksówkę, a to jest ci bardzo nie po drodze.
- Cas, ty nie prosiłeś. Ja ci proponuję.
Castiel poruszył się w miejscu. Po chwili wahania powoli pokiwał głową.
- Wobec tego przyjmuję. Dziękuję, Dean.
- Hej, od czego są przyjaciele? – spytał Dean przyklejając sobie uśmiech do twarzy. Przyjaciele, zepchnięty do strefy przyjacielskiej potencjalny kochanek, tak naprawdę to jeden czort. Dean pomyślał, że twarz Castiela zachmurzyła się przelotnie po słowie „przyjaciel”, ale wrażenie zniknęło natychmiast i Dean zgonił to na pobożne życzenie.
Podeszli do Impali, Dean otwarł drzwi kierowcy, a potem, gdy już usiadł za kierownicą, pochylił się i otwarł drzwi pasażera. Castiel usiadł ostrożnie w środku, jakby samochód mógł zniknąć w każdej chwili. Trzymał na kolanach torbę z resztkami Gabriela, kiedy zapinał pasy, wyszło to trochę niezręcznie, ponieważ usiłował utrzymać torbę w równowadze. Dean odpalił samochód i włączył światła, po czym ostrożnie wyjechał z parkingu.
- Więc, Cas, dokąd cię zabieram? – spytał Dean zdejmując jedną rękę z kierownicy, by włączyć radio.
- Do Heaven – odparł Castiel, kiedy w samochodzie rozległy się pierwsze akordy piosenki Led Zeppelin. Dean prawie się udławił, ponieważ brzmiało to aż nazbyt jak kiepski tekst na podryw, który przysłużył mu się parę razy. Ten dźwięk musiał zabrzmieć dociekliwie, ponieważ Castiel odchrząknął i kontynuował. – Heaven Lane w Rockport.
- Och – odparł Dean. To rzeczywiście było w inną stronę, może 40 minut podróży. Castiel spojrzał na niego przepraszająco.
- Mówiłem ci, że to nie po drodze – powiedział. – Nie odjechaliśmy jeszcze zbyt daleko od Roadhouse. Jeśli mnie tam odwieziesz…
- Cas, w porządku – powiedział Dean, uśmiechając się do niego pospiesznie. – Trochę to daleko, racja, ale to w porządku. Nie przeszkadza mi to. – Naprawdę nie przeszkadzało. Co prawda jakiś cichy głosik przypomniał mu, że jeszcze nigdy nie jechał po randce tak daleko, jeśli wiedział, że wieczór nie skończy się w łóżku, ale odsunął tę myśl od siebie.
- Jeszcze raz ci dziękuję, Dean – powiedział Cas, moszcząc się wygodniej w fotelu. Zmarszczył się nieco w stronę radia. Dean na zmianę popatrywał na prawie pustą drogę i na wyraz twarzy Casa.
- O co chodzi? – spytał po kilku taktach wyłącznie muzyki.
- Co to za piosenka? – zapytał Castiel, nieznacznie przechylając głowę na bok.
- Nie podoba ci się? – dociekał Dean. Gdyby z przodu siedział Sammy, to byłby mu przypomniał, że to kierowca wybiera muzykę, ale to był Cas.
- Nie znam jej – wyjaśnił Castiel – nie to, że mi się nie podoba. – Twarz mu się rozjaśniła, została na niej jedynie ostrożna ocena. – Chciałbym usłyszeć więcej.
- Koleś, ty nigdy nie słyszałeś STAIRWAY TO HEAVEN? – spytał Dean z niedowierzaniem. – Każdy ją zna. To klasyk!
- Tytuł brzmi znajomo, ale sama piosenka…
Dean lekceważąco machnął ręką.
- Po prostu do naszego planu zajęć dodamy trochę uznania dla muzyki – powiedział, tylko połowicznie żartując. Cas uśmiechnął się do niego słabo i Dean poczuł niewielki rozbłysk czegoś ciepłego w piersi. Ostatnio doświadczał wielu takich rozbłysków. Może powinien iść do lekarza.
- Brzmi nieźle – powiedział Castiel. – Chciałbym usłyszeć więcej twojej muzyki, Dean.
Niech będzie, że „zdecydowanie musi iść do lekarza”.


- Skręć tutaj – powiedział Castiel. Dean skręcił Impalą na podjazd przy przeciętnych rozmiarów białym domu z dobudowanym garażem. Drzwi garażu były zamknięte, bez wątpienia skrywając srebrny samochód przed światem. Frontowy trawnik, z tego, co Dean zdołał dojrzeć w mroku, wyglądał na zadbany. Dean podejrzewał, że albo Cas, albo jego brat mieli pieniądze, zważywszy na to, jakim samochodem Cas jeździł, ale to wyglądało całkiem jak potwierdzenie. Wewnątrz paliło się światło, ale dom wyglądał na całkiem uśpiony. Najprawdopodobniej zostało włączone z grzeczności wobec Castiela, tak, aby nie musiał po powrocie do domu szukać kluczy po omacku.
- Ładne miejsce – skomentował Dean, zerkając na Casa. Castiel kiwnął głową, wypinając się z pasa.
- To jest dom – odparł. Otwarł drzwi samochodu, a potem się zawahał. Spojrzał na Deana z niepewnym wyrazem twarzy. – Chciałbyś wejść na drinka?
Gdyby to była randka, Dean byłby się uśmiechnął i poszedł za Castielem do jego domu, gdzie całkiem pominęliby kuchnię i ruszyli prosto do sypialni. Niestety, w tym przypadku propozycja drinka naprawdę była tylko propozycją drinka, nie zaś zawoalowaną prośbą, by Dean rozebrał Casa do naga i wbił go w materac.
Dean odchrząknął, ignorując nagłe pulsowanie PRAGNIENIA w żyłach.
- Nie, powinienem się chyba zbierać – powiedział. – Ale dzięki. – Za bardzo pragnął Casa, by ryzykować pozostanie. Poddałby się.
- Wobec tego innym razem – powiedział Castiel. Zawahał się znowu. – Podobał mi się dzisiejszy wieczór.
- Mnie również – odparł Dean z uśmiechem. – Zadzwonię do ciebie jutro i wybierzemy kolejny dzień na spotkanie, dobra?
Castiel wreszcie odwzajemnił uśmiech, ledwo-ledwo unosząc kąciki ust.
- Zatem jutro – odparł, otwierając drzwi. – Dobranoc, Dean, i jedź bezpiecznie.
- Dobranoc, Cas – odrzekł Dean. Patrzył, jak Cas wysiadł z samochodu i zamknął drzwi, zanim ruszył w stronę domu. Zaczekał, dopóki Cas nie znalazł się bezpiecznie w środku, po czym wycofał się z podjazdu i ruszył do domu z uśmiechem na twarzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 21:08, 07 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:16, 07 Lip 2013    Temat postu:

Wah, przerwa na słodycz, fluff i cudowność...! Moje nerwy są Ci wdzięczne, Pat @.@ Tym bardziej, że Meg właśnie spoliczkowała Casa, pierwszy jej taki wybryk a ja już życzę jej syfilisu z przerzutami na płuca. Z drugiej strony
“Love is letting someone be happy.”
“You let me be happy,” Castiel said
Dx


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:30, 07 Lip 2013    Temat postu:

Syfilis z przerzutami na płuca to będzie pikuś przy jej następnych wybrykach... Postaraj się znaleźć coś cięższego kalibru. I baw się dobrze przy czytaniu fluffu :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:48, 07 Lip 2013    Temat postu:

Spoliczkowanie Casa to zaiste pieszczoty przy tym, co jeszcze Meg chowa w rękawie. Mówiłam Lin, pokochasz ją tak samo, a może nawet bardziej, niż papcia Winchestera XD

Lin napisał:
Z drugiej strony
“Love is letting someone be happy.”
“You let me be happy,” Castiel said
Dx

Yep. Angelhawke ma takie fragmenty, które robią człowiekowi jebut w jestestwo i nawet nie wiesz, co cię walnęło :3

A teraz idę czytać fluff @_@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:00, 07 Lip 2013    Temat postu:

Coś mi się widzi, że się wyrobię w werbalnej lumperce jak zacznie dokazywać ._.
Cały czas mnie męczy PO KIEGO ona go tam trzyma. W niewoli. Suka. Oby jej się matka puściła z orkiem.

Fluff :D Jezu, jak DOBRZE xD Dzięki Ci Pat za dzisiejszą wrzutę :3 Za Casa "jesteśmy przyjaciółmi?" Bogowie, małe naiwnięcie xD Wbijam kły dalej @.@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:05, 07 Lip 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Cały czas mnie męczy PO KIEGO ona go tam trzyma. W niewoli. Suka. Oby jej się matka puściła z orkiem.


Wyjaśni się :)
Lin, ze stadem orków wymieszanych z innym najgorszym tałatajstwem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:59, 07 Lip 2013    Temat postu:

Obejrzałam wczoraj w całości przegadane "Przed Wschodem Słońca" i "Przed Zachodem Słońca" z Ethanem Hawke i Julie Delpy (wybieramy się z moją na "Przed Północą", ale to nieważne XD). Nie wiem, czy widziałyście, ale oba filmy są fantastyczne i takie autentyczne, i takie ciepłe, i takie romantyczne, i uwielbiam je okropnie <3 i stwierdziłam, że gdybym miała pisać fika, to oparłabym go na tych filmach, bo cholernie mi do Casa i Deana pasują XD Szkoda tylko, że tak ładnie mówić nie potrafię, żeby ineligentnie i zabawnie prowadzić rozmowę, inaczej już bym pisała XD

Ale. Prank :3 Dygresja na temat powyższego była dlatego, że mi się scena w barze skojarzyła XD

...ał. Ałć. Dean, to musiało boleć XD Taka piękna randka, szkoda tylko, że Cas nie zdawał sobie sprawy, że to randka XD Sorry, chcę się zakopać w poduszki, bo mi wstyd w imieniu Deana XD
Okej, picie podczas czytania tego fika nie jest wskazane, bo może pójść nie tam gdzie trzeba XD
Naiwność Casa jest wprost wspaniała, oż w mordę XD

"Zamierzał wrócić do domu, włączyć swoją ulubioną Casa Erotica, wypić trochę whisky, zająć się czule Deanem Juniorem i zakończyć wieczór."
"zająć się czule Deanem Juniorem".
"Deanem Juniorem".
BŁAHAHAHAHAHAJAIJFLKSJSJKNKJSHDHAA~! Co to było!? Jezuie, co to było!? XDDD

Intryguje mnie, co z tym Casem czytującym gej-porno? Co z tym Casem? Co z nim? Rozdwojenie jaźni? Schizofrenia!? Brat-bliźniak!?!? @_@ Zwłaszcza, że ten Cas jest taki naiwny, że aż boli ^^;

I jeszcze Chastity uśmiecha się współczująco. Oj. Ojojojojjjj... to musi Deana boleć w ego ^^;

Próby Deana nie fantazjowania o Casie podczas fantazjowania o Casie są super XD

Gabe!! JUż się niecierpliwię, co tam braciszek z piekła rodem nagada :3 Och, czyzby Cas myślał, że Dean z Jo kręci? :3 Ach, just Gabe being Gabe :D Niaf, niaf, niaf, "Aj, Cassie, on już ci wymyślił zdrobnienie! I taki jest opiekuńczy…" - you have nooooo idea :D
E-ej, dziewczyny, czemu nie ostrzegałyście, że to najbardziej niezręczne spotkanie na linii Cas-Dean-Gabe w histori niezręcznych spotkań na linii Cas-Dean-Gabe? XD I już kapuję dokładnie, o co chodzi z tą komedią omyłek XD

Aww, po wyjściu Gabe'a było już tylko uroczo i słodziutko <3 I jakiż Dean szarmancki, że zaczekał, aż Cas wejdzie do domu XD

Fantastyczny fik, setnie się uśmiałam :D Patuuuuuś~! You made my day, wiesz o tym? :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:07, 07 Lip 2013    Temat postu:

Proszę bardzo i się cieszę :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:57, 08 Lip 2013    Temat postu:

Nie wiem, czy bardziej rozkłada mnie na łopatki Gabe, fakt, ze Dean myśli, że Gabe domyślił się jego zauroczenia Casem, czy DEAN JUNIOR. To jest naprawdę fajna scena, hot, bo to jednak Dean Winchester z opuszczonymi portkami, ważna dla, um, fabuły, bo tak uroczo broni się przed przywoływaniem obrazu Casa w swoich erotycznych fantazjach, ale co z tego, skoro człowiek czyta a w głowie wisi mu wielki neon Dean Junior. Cudowny fic, nic a nic a nic nie boli :'D Ciekawe, czy gdyby Dean przyjął jednak to zaproszenie na drinka coś by się wcześniej wykluło :X Wah. Tak czy inaczej, podleczyłam sobie nim zszargane nerwy :D
Aaantique, z gejporno w tym ficzku jeszcze sie nie pożegnałyśmy, będzie... BĘDZIE! Cudowności będą. Bosh, kocham takie słodziątka. No kocham.
Z innej beczki- biedny, biedny Dean, który obudził się w łóżku Castiela, nagi, obok równie nagiego Castiela, z poranną stójką i usiłuje sobie to wszystko OGARNĄĆ i Cas który życzliwie informuje go, że jemu też zdarza się rano mieć stójkę. I łazi sobie goły po pokoju. I 'ojej, czy ty czujesz się przeze mnie niekomfortowo...?' *czysta nieskalana niewinność w niebieskich ślepkach* Bogowie...

//Kupidyn...! :hamster_beautiful:
Gordon :hamster_surprised:
Castiel w tawernie :hamster_moe:

//Dean chce postawić Casowi panienkę. Nie czuję się na siłach czytać dalej. Zdechnę marnie Dx

//gvnsfngujbuoajhedsnehgbuhthiojwsiopjwgiouajhhguoihshikgbuoshuyjwshtoilyiahfhiyksjvfswb

//"So your own hand will satisfy you for a while longer, then" Cas, baby...

//Dean, jeszcze raz poinformujesz Casa, ze jest facetem, to się do ciebie przejdę. On WIE, słonko. Tylko ma to GDZIEŚ. Ale łapiesz plus za wybranie nagiej kąpieli z Casem miast biuściatej blondyny. My boy.

//Podoba mi się, jak na każdym kroku Cas podkreśla istnienie związków męsko męskich (czy kiedy mówi, ze nie będzie spał z dziewczyną) i wkurza mnie, jak na każdym kroku Dean albo to olewa, albo neguje. Jak w opowieści o Księżniczce i złodzieju, kiedy Cas chciał, żeby obaj byli mężczyznami. Man up, Winchester. Może nie za szybko, bo to w sumie fajne jak niby nienienie Cas, faceci takich rzeczy nie robią, ale jeśli przytulisz się do mnie śpiąc, to cię nie odepchnę, bo nie.
Also- na Meg czuć perfumy Casa, coraz bardziej niepokoi mnie rodzaj więzi, jaka ich łączy. I łamie mi się serduszko kiedy Cas mówi, ze ja kocha. Ona cię krzywdzi Dx

//"I'm imagining them both as princes in my head." To mój najbardziej ukochany Castiel ze wszystkich ficowych Casów.

//"Cas, you know guys don't kiss in real life?" Winchester... >.>

//Duchy @.@


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 14:59, 08 Lip 2013, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:50, 08 Lip 2013    Temat postu:

Na usprawiedliwienie Casa i jego głupiutkiego "kocham Priestess Meg": ten aniołek nie był w czepku urodzony. Znaczy pecha miał jak upadał. Znaczy szczęście, ale i pecha. Zobaczysz. W każdym razie. Meg od początku trzymała go w zamknięciu, bez kontaktu z innymi, a Meg to socjopatka z wyższej półki, z przerośniętym ego i kompleksem boga. Nie poddała Casa prawidłowemu procesowi socjalizacji. Więc skąd miał biedaczek wiedzieć, że to miłość nie jest, skoro nikt wcześniej mu nie pokazał, jak wygląda miłość? Ach, już Dean mu wszyyyystko pokaże :3
Ale prawda, prawda? Ten naiwny, słodki Cas z tym jego "I'm imagining them both as princes in my head" jest po prostu stworzony do kochania. To jedna z moich ulubionych charakteryzacji Casa spośród wszystkich fików, jakie czytałam :3 Dean z resztą też, chociaż na początku wkurza XD
Ale, kochanie, zapewniam Cię, Dean Ci potem te nerwy wynagrodzi z nawiązką :D

A w kwestii Meg i perfum Casa~ :hamster_wryyy:

Z innej beczki. Zaczęłam czytać Boys Helping Boys :D Me like it :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:13, 08 Lip 2013    Temat postu:

Boys... To naprawdę słodkie ficzątko :) A jak z SHELTER? Przekonasz się wreszcie do tego?
Linuś, czytaj dalej, bo teraz zaczyna się robić ciekawie :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:14, 08 Lip 2013    Temat postu:

antique napisał:
Nie poddała Casa prawidłowemu procesowi socjalizacji. Więc skąd miał biedaczek wiedzieć, że to miłość nie jest, skoro nikt wcześniej mu nie pokazał, jak wygląda miłość? Ach, już Dean mu wszyyyystko pokaże :3

Mwyyyh, lepiej mi :3 Swoją drogą już mu pokazuje- obaj sobie pokazują znaczy. Bo Dean uczy go, kiedy męski uścisk dłoni a kiedy pocałowanie w rękę i pić piwo i w ogóle, a Cas pokazuje mu te wszystkie piękne rzeczy, jak z błyskawicą na dachu i kąpiele nago i ach, kocham ich tak bardzo Dx Z pięciu części fica, plus minus równych, skończyłam jedną i zabrałam się za drugą. Przede mną jeszcze TYLE. Nawet mamrotanie 'będzie happy end, będzie happy end' przestało pomagać.

antique napisał:
Ale, kochanie, zapewniam Cię, Dean Ci potem te nerwy wynagrodzi z nawiązką :D

Ja już widzę, po sposobie, w jaki on mówi do tego sokoła, kiedy fic wraca do teraźniejszości, serce mi się kraje w plastereczki.

antique napisał:
A w kwestii Meg i perfum Casa~ :hamster_wryyy:

Jezu Chryste Wszechmogący... Chcę wiedzieć...? To jeden z niewielu ficów, jeśli nie jedyny, gdzie naprawdę nie chcę sobie spojlerować, ale...

antique napisał:
Z innej beczki. Zaczęłam czytać Boys Helping Boys :D Me like it :3

Kolejna słodycz :D Fic z gatunku tych, jakimi podładuję akumulatory po Angelhawke, przed kolejnym tasiemcem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 17:15, 08 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:03, 08 Lip 2013    Temat postu:

Czy mówiłam już, jak Ci strasznie zazdroszczę, że czytasz to pierwszy raz? @_@ Nie psuj sobie zabawy spojlerami, proszę, ta historia zdecydowanie nie jest tego warta. Ciesz się tymi wszystkimi pierwszymi razami, drobiazgami, perełkami, rozmowami, akcjami i bohaterami, nawet jeśli coś doprowadza Cię do wściekłości :3

Jestem w połowie Boys. Aww, uroczy fik, ale zrobiło mi się jakoś melancholijnie ^^;

A i Shelter czeka na swoją kolej, Pat. Już od dłuższego czasu. Tylko moja moc przerobowa nie daje rady przetrawić kilku fików na raz XD Ale w takim razie, wezmę się za to po Boysach :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 394, 395, 396 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 395 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin