|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:20, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
A przy okazji zaspojlerowałam ci to i owo :DDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:27, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo...! Ja nie powiem, co zostało mi poczynione w zwoje, ale nigdy już nie powrócą do poprzedniego stanu :D
Ale owszem, osobiście bawiłam się bosko!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Czw 23:28, 27 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:42, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
JA też, możesz być pewna :D I koniecznie trzeba to będzie powtórzyć :D
Tłumaczę sobie rozdział 4 i zastanawiam się - jeśli dojdę dziś do połowy, mam to wrzucić od razu, a resztę jutro, czy też nie przysparzać wam cierpień i całość od razu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:51, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Cholercia, przyznaję się nieśmiało, że z lekka Wam zazdroszczę :P
OJEZU, pat, zdradziłaś Lin, że Cas robił to, a potem to? XD
Um, ja dziś głosowałabym za całym rozdziałem na raz, ale tylko dlatego, że się rozłożyłam i nie myślę. Ale nie chcę Lin zabierać zabawy z powodu przeziębienia, przez które mózg mi nosem wycieka O_O
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:55, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | OJEZU, pat, zdradziłaś Lin, że Cas robił to, a potem to? XD |
Nie, to pozostało słodką tajemnica, którą ujawnię jutro :D Zaspojlerowałam jej co nieco z Morning Teach.
Współczuję z powodu przeziębienia, kuruj się, bidulko :D A następnym razem skombinuj transport do Poznania, to się zobaczymy we trojkę. I będzie jeszcze fajniej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:59, 27 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
pat napisał: | JA też, możesz być pewna :D I koniecznie trzeba to będzie powtórzyć :D |
Powtarzać! Koniecznie :D
pat napisał: | Tłumaczę sobie rozdział 4 i zastanawiam się - jeśli dojdę dziś do połowy, mam to wrzucić od razu, a resztę jutro, czy też nie przysparzać wam cierpień i całość od razu? |
TwardabądźLin, twardabądź... Może faktycznie cały na raz...? ._.
antique napisał: | OJEZU, pat, zdradziłaś Lin, że Cas robił to, a potem to? XD |
Nie tylko...! Ale w jaki perfidny sposób, nieludzko współgrający z moim nietrzymaniem emocji na wodzy xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pią 0:00, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:04, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Lin, nie wydziwiaj. O TYM nie wspominałam z premedytacją :D Trochę cię zaskoczyć trzeba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:11, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
TO jest o wiele lepsze, niż cokolwiek, co Pat zdradziła. O Morning Teach (które, swoją drogą, się czyta. Powoli, bo powoli, ale się czyta i się podoba XD).
JUTROOOOO! Ale fajnie! :D
Pat napisał: | A następnym razem skombinuj transport do Poznania, to się zobaczymy we trojkę. I będzie jeszcze fajniej |
I będę Waszym trzecim kołem? (bądź piątym, zależy której wersji zawierzyć XD) @_@ Które, jak wiadomo, "dodaje przyczepności i stabilności" XD
Wiecie, jak kiedyś Wasze drogi przebiegną przez stolycę, będę bardziej niż szczęśliwa móc Wam potowarzyszyć :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:18, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Trzecie czy piąte - who cares? Im więcej nas, tym lepiej :DD Aha, dostałam od Linusi zawieszki z Coltem i skrzydełkiem *zaciesza*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:26, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Right :D
Zazdroszczem zawieszki@_@
A mnie się aukcja skończyła z naszyjnikiem! Ale po nowym roku powinna się rozpocząć nowa i od razu zamawiam. Can't wait! @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:29, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Powodzenia zatem :)))
BARDZO PÓŹNY EDYCIK: nie wytrzymałam. Ten kawałek podoba mi się tak bardzo, że wrzucam go teraz, reszta przyjdzie póżniej, jak nieco odeśpię. Smacznego! Przed wami pierwsza część CZWARTEGO rozdziału.
4. Splamiona doskonałość
Dean miał dużo doświadczenia z krwią. Demony, potwory, ludzie... Mowiąc krótko, można się było przyzwyczaić. Ale w przypadku połączenia CASA i krwi Dean odczuwał spory dyskomfort. Chociaż poleciał wręcz na główkę w to, co go teraz łączyło z aniołem, czerwone rozbryzgi na skórze anioła zawsze przyprawiały go o ciarki. Przypuszczał, że działo się tak z powodu tego, jaki Cas był; lub tego, jakim miał być - potężnym, niezłomnym. Każdy dowód na coś dokładnie przeciwnego wstrząsał Deanem i powodował, że jego świat zaczynał się lekko chwiać.
Właśnie to uczucie, uczucie, że coś było NIE TAK, zastało go przy obecnej czynności - podwinął rękawy, zmarszczył brwi i, najdelikatniej jak mógł, obmył wilgotną szmatką zakrwawioną szczękę Castiela.
Minęły dwie godziny od chwili, gdy Rafał, z twarzą równie kwaśną co zwykle, umiejscowił Deana i wciąż nieprzytomnego, ale na szczęście już nie krwawiącego Casa z powrotem w domu w Cicero. Sam zaofiarowal się skoczyć do ich motelu i zabrać cały ich bagaż i Impalę po drodze do domu, co, oprócz usadowienia go na mur na szczycie Deanowej listy niesamowitych braci, zostawiło Wielką Stopę o 9 godzin jazdy w tyle. Nie byloby to takie najgorsze, tyle że Dean został sam z rannym Casem i ze zdecydowanie zbyt dużą ilością czasu na myślenie. A myśli wciąż powracały do wszystkiego, co powiedzieli Baltazar i Rafał...
STWORZYŁEM JE Z PODSTAWOWYCH SKŁADNIKÓW FIZYCZNEGO CIAŁA JIMMY`EGO.
Z pewnością to wtedy Deana zszokowało, ale nie naciskał, nie pomyślał o tym, do cholery.
TO BYŁO WBREW ZASADOM.
A TERAZ?
TERAZ ZASADY TO JA.
Dean sapnął, gdy cofnął się myślą do słów Casa. Ponieważ, kurwa, powinien był to zobaczyć. Bóg wiedział, że Dean sam umiał jak cholera unikać bezpośrednich odpowiedzi. Z pewnością istniał powód, dla którego branie pustego naczynia było wbrew zasadom; powód, dla którego anioły nie powinny tego, do cholery, robić; powód, dla którego CAS nie powinien był... Dean po prostu był zbyt cholernie ślepy, by zapytać.
Prawdę mówiąc, był slepy praktycznie na wszystko.
Ostatnie tygodnie od powrotu Sama były - nawet jesli brzmiało to jak epilog jakiejś jebanej komedii romantycznej - absolutnie doskonałe. Światu już nie groziła apokalipsa; on i jego brat nie tylko przetrwali wszystko nie idąc do piekła, ale zyskali za swe czyny aprobatę samego Boga. A żeby dołożyć więcej frajdy do pieprzonego radosnego obrazka, Dean... kurwa, nie wiedział dokładnie, co go łączy z Casem, ale nie mógł zaprzeczyc, że bardzo mu to odpowiadało.
Pierwszy raz od tak dawna, że zdawało się to wiecznością Dean poczuł... ciepło, zadowolenie ze swego losu w sposób, jakiego nie odczuwał od czasu, gdy demon i płomienie zniszczyły mu rodzinę.
Więc, tak, zamknął oczy, zatkał uszy i podśpiewywał kurewski hymn narodowy, próbując zignorować wszystko i wszystkich, którzy mogli przerwać ten pokój. Patrząc wstecz, mógł byl pomysleć o zastosowaniu tego podejścia do Sama i jego przeklętego drygu do wynajdowania nowych zadań.
Dean parsknął lekko na myśl o tym, płucząc szmatkę w misce ciepłej wody stojącej na bocznym stoliku.
Prawdę mówiąc nie mógł naprawdę winić Sammy`ego. Choć czasami jego brat był idiotą, był również łowcą, tak jak Dean; i Dean nauczył się przynajmniej tego w ciągu ostatnich paru lat. Chociaż ostatnie tygodnie odpoczynku były dobre, zawsze istniała niemówiona zgoda co do powrotu do polowań. Dean tylko żałował, że ten powrót nie zawierał więcej soli i płomieni, a trochę mniej zmieniających wszystko, anielskich rewelacji.
A trochę mniej prawie umierającego Casa byłoby również dużym plusem.
Wspomnienie nie było przyjemne, widzieć Casa w takim stanie - krwawiącego w każdy możliwy sposób. Ta wizja nie dręczyła Deana tak bardzo, jak to, co się działo w przerwach i uderzało go prosto w pierś. Jedyne inne wspomnienie, które wywierało na nim obecnie podobne wrażenie, było wspomnienie Sama na Cmentarzu Stull, zamykającego oczy i upadającego... i tak, Dean skłamałby, gdyby powiedział, że to podobieństwo nie przerażało go jak diabli. Jedną rzeczą było wiedzieć, że zależało mu na Casie, ale to... to był ten poziom oddania, który zawsze łączył się tylko z rodziną.
To była...
- Dean?
Dean drgnął tak silnie, że uderzył o stolik, wychlapując na niego wodę. Ale niewiele go to obeszło, nie, kiedy Cas byl przytomny i spoglądał na niego oczami lekko tylko zaspanymi, marszcząc się nieco.
- Cas! - Tak, w każdym innym przyppadku byłby nieco zakłopotany tonem cholernie epickiej ulgi w głosie, ale jebać to. - Jak się czujesz? Coś cię boli? - Nie daj Bóg, żeby Rafał zostawil choć jedną pękniętą żylkę...
- Nic mi nie jest - powiedział Cas tonem wyrażającym lekkie zaskoczenie, gdy póbował usiąść na lóżku. Dean ledwo się powstrzymał, by nie pchnąć cholernego anioła z powrotem na poduszki - zmartwienie to jedno, ale zachowywanie się jak przerośnięta dziewuszka to drugie. Nie ułatwiał sytuacji fakt, że Cas zdziwił się wyraźnie, iż nie jest tylko krwawą plamą na podłodze. Była to bardzo dobitna wskazówka, jak niewiele do tego brakowało.
- Co się stało? - zapytał Cas, zerkając na poplamioną krwią szmatkę, której Dean jeszcze nie wypuścił. A niech go pozwą - mial do wyboru trzymać szmatkę lub złapać coś nieco bardziej aniołokształtnego i prawdopodobnie nigdy, kurwa, nie puścić.
Dean wypłukał nieco szmatkę.
- Rafał cię połatał - wyjaśnił, patrząc, jak Cas zauważył swoją krew rozchlapaną na koszuli, po czym dostrzegł wreszcie, w jakim był stanie.
Deana jakoś nie zdziwiło, że sekundę później, gdy Cas znowu podniósł wzrok, znowu wyglądał jak zwykle - nieco wymietoszony, ale zdecydowanie nie jak po krwawej łaźni. Dean nie mógł zdecydowac, czy poczuł ulgę, czy się wkurzył. Z jednej strony - hurra, nie ma krwi; z drugiej... nie było mowy, by pozwolił Casowi zamieść TĘ sprawę pod cholerny dywan.
- Rafał? - zapytał niepewnie Cas. Dean nie mógł go za to winić. - Dlaczego...
- Sam - przerwał Dean, a kąciki ust zadrgały mu na wspomnienie tego. - Wielka Stopa podszedł go jak zawodowiec.
Cas pokiwał głową, wracając wzrokiem do dloni Deana i kurwa, ale Dean pożałował, że anioł to zrobił. Nie marszczyłby się tak na widok własnej krwi na dłoniach Deana, zupełnie jakby ten obrazek wzburzał go tak bardzo, jak Deana.
Pytanie padło nie zadamawiając się w ogóle w mózgu łowcy.
- Cas, co się stało? - Cas zamarl po tych słowach, a Dean przełknął ciężko. - Niemal umarłeś. - I, kurwa, to stwierdzenie było 10 razy gorsze, kiedy wychodziło z jego ust. - Dlaczego nie zwiałes z tego cholernego naczynia? - DLACZEGO SIĘ NIE RATOWAŁEŚ przeszło niewymówione.
Dean zobaczył, jak Cas zwiesił ramiona, a jego oczy przybrały wyraz najbardziej zbliżony do zakłopotania.
- Nie mogłem.
Dean ściągnął brwi.
- Nie mogłeś czy nie chcialeś?
Cas zmierzył go wtedy własnym, szczerym i bardzo niebieskim spojrzeniem.
- Może po trochu z obu powodów.
Dean niemal parsknął. Cas był jedyną znaną mu osobą, która szczerością mogła tak mocno namieszać.
- Baltazar powiedział, że wziąłeś sobie puste naczynie - podpowiedział Dean, nie trudząc się wspominaniem, że ten dupek wspomniał o tym w sposób, jakby mówil o kimś, kto poszedł pływać w betonowej kamizelce ratunkowej.
Cas sztywno skinął głową.
- Wiedziałeś o tym.
Dean zmarszczył się.
- Tak, ale nie wydaje mi się, abyś dokładnie wyjaśnił, co to oznacza - kontynuował i zauważył, że Cas znowu odwrócił wzrok. Kurwa. - Cas?
Cas nieco zesztywniał, zupełnie jakby jego kolejne słowa miały paść na nich z jakiejś cholernej wysokości.
- Aniołom nie wolno brać pustych naczyń, częściowo dlatego, że jest to marnowanie - Dean parsknął na myśl o aniołach dbających o coś tak trywialnego, jak ludzkie istnienia, ale Cas kontynuował, ignorując go - ale w większości dlatego, że jesli anioł spędzi za dużo czasu w pustym naczyniu, ono go złapie.
Brzmiało to bardzo kurewsko niedobrze, Dean aż się skrzywił.
- Złapie?
- Anioł nie będzie mógł opuścić naczynia z wlasnej woli - wyjaśnił Cas. - Niektore ludzkie atrybuty zaczną go przenikać - węch, słuch, dotyk...
- Ból? - zapytał Dean i bardzo mu się nie spodobało, gdy Cas skinął glową. Dean jakby nieco mocniej wykręcił szmatkę. - Więc nie możesz wrócić do nieba?
Cas potrząsnął przecząco głową.
- Nie w czasie życia tego naczynia.
- A co się stanie, jeśli jakiś palant wpadnie na to, co zrobił Baltazar dzisiaj? - zapytał Dean. - Co się stanie, jeśli naczynie zostanie zniszczone?
Wiedział, że dotknął okropnego, mrocznego sedna problemu w chwili, gdy Cas drgnął lekko. Było to, cholera, najbliższe wierceniu się w wykonaniu anioła.
- Im więcej czasu spędzonego w naczyniu, tym bardziej anioł się pogrąża - wyjaśnił Cas głosem zdecydowanie zbyt ostrożnym, jak na zdrowe zmysły Deana; zupełnie jakby wyciągał słowa z wiadra z żyletkami. - Baltazar próbował zerwać moje połączenie z tym ciałem, zanim będzie za późno.
Bingo.
- Za późno na co? - zapytał Dean, próbując bezskutecznie usunąć nutę pośpiechu z glosu. Cas przerwał na chwilę, a Dean zwęził oczy. - Cas? Za późno na co?
Cas westchnął, wyglądał przy tym jak przekłuty balonik.
- Abym wyrwał się z naczynia z nietkniętą łaską.
Kurwa, kurwa, KURWA...
- Abyś nie umarł, kiedy umrze naczynie - powiedział cicho Dean, nazywając po imieniu to, czego się obawiał od chwili, gdy zaczęli tę cholerną rozmowę.
Cas skinął głową, spoglądając na dłonie Deana, który praktycznie rozszarpał przekletą szmatkę na strzępy.
- Jest... taka możliwość... tak.
Była taka możliwość. Przejebana MOŻLIWOŚĆ. Dean nie wiedział, czy ma Casowi przywalić, czy złapać go i nigdy nie puścić. Panika uderzyła go w znajomy sposób i nim się zorientował, Dean zerwał się na nogi, a wilgotna, poplamiona krwią szmatka klasnęła mokro o ścianę.
Zostaną plamy.
Śmiesznie było koncentrować się akurat na tym, ale wciąż było to lepsze od tego, co kołatało mu w głowie. Jak na przykład bardzo to było złe - jak Cas naraził się na ryzyko; na NIEBEZPIECZEŃSTWO. I po co? Żeby Dean mógł wszystko zjebać w dłuższym okresie czasu? Aby Cas mógł umrzeć, uwięziony w cielesnej powłoce, pełen żalu z powodu tego, że wierzył w to, cokolwiek, kurwa, tu robili? A pożałowałby - Dean był tego równie pewien, jak tego, że potrzebuje jebanego powietrza - bo Cas był aniołem, potężnym, świętym i zbyt cholernie dobrym, by tarzać się w brudzie z resztą ludzkości. I choć Dean perwersyjnie lubił gnieść Casowi skrzydła i wykrzywiać mu aureolę, to nigdy, NIGDY nie chciał tego.
To pogrążało Casa w bagnie, brudząc mu skrzydła błotem, aż cały był nim pokryty. Oto był Dean obserwujący, jak Cas uswiadamia sobie swój epicko kurewski błąd, który popełnił, a potem obserwujący go, jak umiera z tego powodu. Bo Cas by umarł - prawdopodobnie krwawo i gwałtownie - wszystko wokół Deana w końcu umierało, a on nie mógł zrobić nic, by to powstrzymać.
Dean nie zdawał sobie sprawy, jak dalece ześwirował, dopóki nie poczuł szorstkiego uchwytu na ramieniu. Cas zazwyczaj szarpał nim z finezją buldożera i tym razem nie było inaczej. Zanim sobie w pełni uświadomił, że pokój się przechylił, Dean stwierdził, że leży rozwalony płasko na łóżku, a powietrze ucieka mu z płuc, gdy Cas się nad nim pochylił. Dean naprawdę nie wiedział, co go mocniej przyszpilało do łóżka - ciężar Casa czy jego epicko wykrzywiona twarz.
- Zachowujesz się irracjonalnie - zawarczał Cas. - Uspokój się.
Dean wykręcił się i poczuł, że ręce ma związane razem nad głową w silnym uścisku, co powodowało, że mógł się ledwie znikomo poruszać.
- Co ci mówiłem o czytaniu mi w myślach - poskarżył się, bardziej po to, by skupić się na czymś, niż z prawdziwą złością; w głowie nadal za bardzo mu się kręciło.
Cas skrzywił się wręcz niemożliwie bardziej.
- Ledwo musiałem - niemal krzyczałeś.
No pieknie. Dean zacisnął oczy i odwrócił twarz, a jego gardło scisnęło się okropnie.
- Cas, nie możesz...
- Nie.
Słysząc furię w tym jednym słowie Dean wbrew sobie otwarł oczy, ale zanim zdążył zmienić zdanie, uwięził go wzrok Casa. I, do diabła, anioł był WKURZONY.
- Nie podejmiesz tej decyzji za mnie - zagrzmiał Cas, zaciskając palce na nadgarstkach Deana z siłą gwarantującą siniaki. - To wyłącznie mój wybór.
- Cóż, ale cholernie zły! - zawarczał Dean, próbując bezskutecznie wyrwać się z chwytu anioła. Nie miał nadziei na wiele. Nieważne, czy przywiązany do powłoki cielesnej czy nie, Cas z pewnością nie stracił swojej odbierającej rozum siły. - Nie możesz... nie możesz tego zrobić... nie dla mnie.
Dean z rozmysłem zignorował to, jak głos załamał mu się na ostatniej frazie. Zamiast tego skupił się na Casie, ktory nigdy nie wyglądał tak ludzko, jak gdy parsknął z frustracją, siadając Deanowi na biodrach. Sekundę później Dean zorientował się, że ręce ma wciąż związane, najwyraźniej mocą Casa, bo on sam właśnie czochrał swoją i tak potarganą czuprynę. Świadectwem zaufania Deana do anioła bylo to, że czując ograniczenie ruchu jeszcze się nie wściekł. Ale Cas najwyraźniej postanowił wściec się wystarczająco za nich obu.
- Jesteś najbardziej nieznośnym... frustrującym... WKURZAJĄCYM... - Cas nagle stracił zdolność mowy; Dean niemal zapragnął zrobić mu w tej chwili zdjęcie, bo pomimo okoliczności było to coś nowego. - Argh! - Cas opuścił ręce i Dean znowu musiał wytrzymywać jego wzrok. - Co chciałbyś, żebym zrobił, Dean? Wrócił do Nieba? Utrzymywał porządek u boku Rafała?
Dean przełknął ciężko, czując gulę w gardle i odwrócił wzrok od Casa wykręcając się w żalosnej próbie przerwania uścisku na rękach.
- Jeśli chcesz...
- Czego CHCĘ - przerwał Cas, łapiąc Deana za brodę i siłą odwracając mu twarz. Bardzo to nie fair. Szczególnie, że oczy Casa niemal go przepalały; szczerość i determinacja praktycznie, kurwa, w nich LŚNIŁY, zupelnie jakby grali w jakiejś cholernej operze mydlanej czy innym gównie - to być tutaj z tobą, tak jak teraz.
- Nie możesz... - Dean doszedł do wniosku, że z jego strony kłótnia zaczyna brzmieć jak zdarta płyta; mniej więcej w tym samym czasie Castiel się zagotował. Anioł sarknął - naprawdę, kurwa, SARKNĄŁ, a Dean niemal stopił się z cholernym materacem, próbując uciec, nagle postawiony twarzą w twarz z epickim świętym gniewem.
- MO.GĘ - zawarczał Cas, cicho i zdecydowanie; mocy tym słowom dodały nagły grzmot i wybuchająca żarowka. Dean mógłby się z tego melodramatu uśmiać, gdyby nie próbował przełknąć czegoś, co niczym trzy pnie drzewa ściskało mu gardło. - Nie sądź, że możesz mówić mi, co mogę, a czego nie mogę zrobić, Dean - kontynuował anioł, a jego oczy lśniły niemal jak elektryczność w nagle zaciemnionym pokoju. - Dni, kiedy słuchałem innych, minęły już dawno temu i tak pozostanie.
Serce Deana waliło niczym młot, skóra niemal go szczypała z powodu energii niemal migoczącej w powietrzu, a mimo to... nie bał się. Choć prawdopodobnie powinien. Bóg wiedział, że Cas był w stanie rozedrzeć go na strzępy i przepalić od wewnątrz.
Dean przełknął.
- Kurwa, Cas, do diabła... - powiedział słabo. Tak, więc jednak było w nim nieco podziwu - niech go za to zastrzelą.
Ponad nim Cas westchnął, a spojrzenie mu złagodniało, podobnie jak cienie w pokoju.
- Nie pożałuję tego, Dean - zapewnił anioł, udowadniając kolejny raz, że naprawdę znał Deana o wiele za dobrze, aby mogło to znieść NAWET ich połączone zdrowie psychiczne. - Odpuszczam sobie Niebo, nie to, kim jestem.
Dean skrzywił się.
- Niebo to twój dom.
- A Kansas to twój - zripostował Cas. - Twierdzisz, że zniszczyłoby cię to, ze nie możesz tam wrócić? - zapytał. Niech go szlag - nawet Dean, król ślepców, nie mógł zaprzeczyć cholernej anielskiej logice.
Ale wciąż...
- To nie to samo i wiesz o tym - poskarżył się Dean. - Masz rodzinę.
Cas nieco zmienił pozycję nad nim i podniósł brew tak, że nawet CROWLEY byłby z tego, kurwa, dumny.
- Która, jak pokazują to dowody, nie ma też żadnych skrupułów, by się nawzajem atakować - wyjaśnił Cas, a Dean skrzywił się mocniej, ponieważ, niechtokurwaszlag, rozmowa NIE miała toczyć się w ten sposób. Ale dość głupi Dean nie był calkiem pewien, czy go to naprawdę wkurza.
Cas westchnął, nieświadomie wodząc palcami po rąbku koszulki Deana - był to tak ludzki odruch, że zdawał się dodawać ciężaru następnym słowom Casa.
- Dean, ja cieszę się Ziemią; cieszę się czlowieczeństwem. Jest chaotyczne i nieuporządkowane, to prawda, ale jest też w nim piękno; jakaś splamiona doskonałość, której nigdy nie widziano w Niebie. I... - Cas podniósł wzrok, wciągając wzrok Deana w jedno z tych baaardzo długich spojrzeń, które, Dean już nie mógł temu zaprzeczać, przyspieszały mu bicie serca. - I cieszę się tobą.
Dean przełknął. Mocno. Bo, kurwa, Cas powiedział "cieszę się" tak, jakby mógł wymówić inne, nieco krótsze i zdecydowanie bardziej znaczące słowo. Nie, Deana wcale, do cholery, nie skręciło.
- Z powodu mojej splamionej doskonałości, prawda? - zażartował; a jeśli zabrzmiał trochę słabo, to walić to; zirytowane, czułe westchnienie Casa było tego absolutnie warte.
Ustąpiło napięcie, podobnie jak reszta cieni w pokoju, wypełzając z pomieszczenia, a niebo na zewnątrz oczyściło się nienaturalnie szybko, ponownie ukazując lśniącą pełnię. Dean zauważył, że Cas zerknął na wysadzoną lampę na stoliku nocnym, i w nieco lżejszych okolicznościach mógłby się zaśmiać na widok twarzy anioła. Wyglądał jak wyjątkowo wymiętoszony szczeniak spodziewający się cholernej zrolowanej gazety.
- Będziemy musieli zaopatrzyć się w żarówki, jesli zamierzasz tu zostać - powiedział Dean, i chociaż się drażnił, było w tym coś jeszcze - akceptacja. Ponieważ to był wybór Casa, a on wybrał...
Dean musiał sobie nagle przypomnieć o oddychaniu, bo ożkurwamać, naprawdę się to działo. Cas zamierzał zostać, on też, mieli być razem i Jezukurwadodiabła, Boże dopomóż - nie pozwól mu tego schrzanić...
- Dlaczego? - zapytał Cas krzywiąc się kapryśnie i przerywając wewnętrzne wariactwo niczym jakiś jebany profesjonalista (którym był). - Zamierzasz mnie częściej wkurzać?
Dean poczuł, jak w boleśnie znajomy sposón na usta wypływa mu głupi uśmieszek.
- Wiesz o tym.
Cas przewrócił oczami i Dean poczuł się, jakby zdobył złoty medal. Miał niemal ochotę przebiec rundę honorową. I, mimo iż nadal nie czuł się dobrze w calej tej sytuacji, a lęk przed przyszłością wciąż stukał mu w głowie, przynajmniej teraz mógł zaakceptować to... cokolwiek to było, co robili.
I może nawet pewnego dnia zdobyłby się na jebaną odwagę, by nazwać to tym, czym było.
Cisza między nimi przeciągnęła się lekko; było to dziwnie wygodne zważywszy, że Dean nadal miał związane ręce, a palce Casa bawiły się rąbkiem jego koszulki.
- Czy to była kłótnia? - zapytał nagle Cas, a Dean parsknął.
- Tak, Cas, można tak powiedzieć - stwierdził smutno, lekko naciągając mięśnie ramion, by złagodzić nacisk. Właśnie się zastanawiał, czy powinien poprosić Casa o uwolnienie, gdy następne slowa anioła przewrociły tę myśl niczym kostki domina.
- Czy to znaczy, że możemy uprawiać seks na zgodę? - zapytał Cas i chociaż cholerny anioł wypowiedział slowa "seks na zgodę", jakby je przeczytał w jakiejś książce, Dean prawie się nie przejął; nie, kiedy Cas ogólnie sugerował cokolwiek mającego związek z seksem.
Było naprawdę łagodnie powiedziane, że Dean przeszedł do porzadku dziennego nad jakimikolwiek skrupułami dotyczącymi seksu z facetem. Ostatnie tygodnie widziały jego i Casa w praktycznie każdej pozycji znanej człowiekowi - może też w kilku nowych - i choć Dean zawsze był fanem niższych ludzkich instynktów, nie mogło się to równać z niemal obsesją, której doświadczał obserwując, jak Cas drży pod nim; nad nim; kurwa, praktycznie w każdy sposób...
Właśnie ta obsesja spowodowała, że tryby w mózgu Deana zaczęły przeskakiwać tak szybko, że niemal zawirowały.
- Kurwa, tak.
Cas wydal z siebie cichy, pełen zadowolenia dźwięk i ponownie sięgnął po koszulkę Deana, wodząc palcami po tkaninie, po czym drażniaco przesunął paznokciami po kawałku skóry tuż powyżej paska. Dean wrażenia aż zassał powietrze, zginając się lekko przy niewidzialnych więzach, które wciąż go mocno krępowały. I - może była jakaś pozycja, ktorej jeszcze nie wypróbowali.
- Puścisz mnie? - zapytał nie do końca pewien, jakiej odpowiedzi chce. Przynajmniej dopóty, dopóki oczy Casa nie powędrowały do jego związanych rąk, po czym powróciły do jego twarzy, a na ustach pojawił się lekki uśmieszek, gdy uśiwadomił sobie to samo, co Dean przed chwilą.
- Nie - powiedział Cas, a puls Deana przyspieszył wręcz niemożliwie, gdy anioł pogładził go po brzuchu, przy okazji podnosząc mu koszulkę. - Myslę, że trzeba ci przypomnieć o pozytywach ludzkich doznań.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 3:29, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:22, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Kyaaa, jest, bogowie, bogowie, jest...! *^* Jaki duży fragment *.* Huff, huff, dobra, najpierw najważniejsze sprawy... W telegraficznym skrócie. Usiłowałam wczoraj pół nocy napisać posta i cały czas wywalało mi net.
antique napisał: | I będę Waszym trzecim kołem? (bądź piątym, zależy której wersji zawierzyć XD) @_@ Które, jak wiadomo, "dodaje przyczepności i stabilności" XD
Wiecie, jak kiedyś Wasze drogi przebiegną przez stolycę, będę bardziej niż szczęśliwa móc Wam potowarzyszyć :D |
Ja wciąż twardo optuję za wspólnym spotkaniem i trójkowogrupowym piszczeniem do 1) serialu jako takiego 2) dzieł Pat 3) Jensena i Mishy. Amen.
pat napisał: | Trzecie czy piąte - who cares? Im więcej nas, tym lepiej :DD Aha, dostałam od Linusi zawieszki z Coltem i skrzydełkiem *zaciesza* |
To jest nic- dostałam najpiękniejsze kryształy jakie w życiu widziałam. W szkatułce. Wyglądają po prostu magicznie i równocześnie są absolutnie pierwszą rzeczą skompletowaną do mojego supernaturalowego pokoju. Wylądują na toaletce i będą robiły tyle klimatu, że będzie lepiej niż na planie @.@ Są przecudne.
//Edit:
*płynie, cieknie, roztapia* Widzicie tego zamyślonego Deana, jak wyciera castielowy pyszczek z krwi? Ja widzę. I moje jajniki widzą...
"A niech go pozwą - mial do wyboru trzymać szmatkę lub złapać coś nieco bardziej aniołokształtnego i prawdopodobnie nigdy, kurwa, nie puścić." Mam w oczach już nie gwiazdki, a pieprzoną VY Canis Majoris *.*
"Abyś nie umarł, kiedy umrze naczynie" Ożeszkurwajapierdolę O.O
Jessu, Jessu, WKURZONY Cas, Jessu, Dean UNIERUCHOMIONY na łóżku, mam krwotok wewnętrzny, nie wiedziałam, ze krwotoki mogą być takie dobre ._.
"Dni, kiedy słuchałem innych, minęły już dawno temu i tak pozostanie." Powiem tylko jedno. Trzeci rozdział Mojżesza czytałam w pociągu i narobiłam sobie tym dzikiej obory przed trzema obcymi mężczyznami. Dzisiaj patrzę na to inaczej- szczęście, ze to nie był ten fragment.
"Czy to znaczy, że możemy uprawiać seks na zgodę?" Jezusmariakurwachryste, coś mi właśnie pękło w mózgu. Możliwe, ze mózg. Jezu, Pat... Pat! Dx Wiedziałam, że czwórka będzie dobra, ale~!!! Boleśnie uświadamiam sobie chyba jakieś swoje braki w elementarnej edukacji, brak słów staje się u mnie stanem permanentnym.
To ja sobie może pójdę chlapnąć twarz zimną wodą, czy coś... Nie mam nic przeciwko dostaniu na głowę ze szczęścia, ale nie przed resztą rozdziału xDDD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pią 10:25, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:42, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Się szykujcie na resztę za jakieś 1.5 godziny. Może szybciej, jesli się wreszcie porządnie skoncentruję, bo to, co tłumaczę, przyprawia mnie o drżenie kończyn...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 11:21, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Lin napisał: | Ja wciąż twardo optuję za wspólnym spotkaniem i trójkowogrupowym piszczeniem do 1) serialu jako takiego 2) dzieł Pat 3) Jensena i Mishy. Amen. |
Hell yeah! Szkoda jeno, że tak daleko do Poznania ^^;
Cieszę się niezmiernie, że się Wam spotkanie udało :D
Lin napisał: | Powiem tylko jedno. Trzeci rozdział Mojżesza czytałam w pociągu i narobiłam sobie tym dzikiej obory przed trzema obcymi mężczyznami. Dzisiaj patrzę na to inaczej- szczęście, ze to nie był ten fragment. |
Lin, kochanie moje, Ty się nie ciesz, że tej połówki nie czytałaś w pociągu. Ty się módl, żeby ciągu dalszego nie czytać w pobliżu jakichkolwiek istot posiadających uszy i oczy, bo wierz mi, na samą myśl o tym, co będzie działo się dalej cała drżę, a co dopiero, jak zobaczę to na własne oczy. Z Tobą inaczej nie będzie. Będzie absolutnie, totalnie epicko. Ta część przebije wszystko, co kiedykolwiek czytałyśmy. A jeszcze w interpretacji Pat... chyba zaparzę sobie meliski @_@
Okej, a teraz odnośnie rozdziału: jak zwykle, nie pozostaje mi powiedzieć nic więcej ponad to, że podpisuję się pod każdym Linowym zdaniem. Każdusieńkim. Bo to było wspaniałe. Cas to chodzący kłębek sprzeczności: tu boski gniew i wybuchające żarówki, a tutaj seks na zgodę~ o boziu, moje jajniki to krwawa miazga! I Dean z tą swoją wspaniałą rozkminą na temat Casa, jakie to urocze~! W ogóle, ach~! Zgram to sobie na komóreczkę i będę się zachwycać w pociągu, w drodze do Warszawy @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 13:43, 28 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
A teeeraaaazzzz trzymajcie się mocno, bo przed wami część druga rozdziału CZWARTEGO Mojżesza. Smacznego!
Dean otwarł usta do odpowiedzi, ale wyszedł z nich jedynie zduszony jęk, gdy Cas zastąpił swoje dłonie ustami, przysysając się do biodra Deana. Jego dłonie zaś zabrały się szybko za sprzączkę Deanowego paska. Anioł przeszedł długą drogę opanowując sztukę rozpinania sprzączek, zacisków i haczyków w ciągu ostatnich kilku tygodni - w końcu ćwiczenie czyniło mistrza - ale na guzikach wciąż zdawał się jakby potykać. Jakby słysząc wskazówkę palce Casa zachwiały się lekko na rozporku dżinsów i Dean zdusił wyszczerz, gwałtownie NIE uważając całej akcji za wzbudzającej sympatię. WCALE. Do cholery.
W kłopotach czy nie, Cas był szaleńczo zdeterminowany. Guzik się wreszcie poddał, a Cas prawdopodobnie uznał tę drobną przeszkodę za osobistą obrazę, bo Dean nie sądził, aby kiedykolwiek wcześniej tak szybko stracił portki. Ledwie zarejstrował ciężki huk dżinsów o podłogę, gdy Cas znowu był na nim, w znajomy sposób łapiąc go gorącymi dłońmi za biodra i przyciskając do materaca, gdy - o SłodkikurwaBoże - przeciągnał gorącym językiem wdłuż Deanowego fiuta.
- Cas... - wydyszał Dean, podnosząc głowę w samą porę, by złapać błysk żywego błękitu, zanim anioł objał ustami główkę gwałtownie twardniejącego fiuta Deana i wsunął go glębiej jednym długim, gladkim ruchem. Dean runął z powrotem na poduszki - ciężko - a ramiona napięły mu się, gdy zdusił jęk.
Cas nie zrobił tego po raz pierwszy - JAK BYŁO, KURWA, WIDAĆ - ale samo doznanie; gorące, śliskie wnętrze jego ust, uczucie bycia pchniętym w dół i wzietym było czymś, z czym Dean nie do końca mógł sobie poradzić, nieważne, ile wcześniej otrzymał ostrzeżeń. A teraz nie dostał praktycznie żadnego.
Dean drgnął bezowocnie - ręce Casa ze stalową siłą ściskające mu biodra dalej przyszpilały go do materaca z łatwościa, która podkręcała libido Deana jeszcze bardziej.
Tego się nigdy nie spodziewał - że polubi bycie szarpanym, przyszpilanym i po prostu, kurwa, BRANYM. Miewał w przeszłości dziewczyny, które lubiły przejmować kontrolę, a Dean w imię przygody radośnie im na to pozwalał, ale nigdy nie czuł się tak, jak teraz. To była moc i zdolność do dominacji ponad wszystko, czego Dean na własne życzenie szukał; to była świadomość, że Cas mógłby go z łatwością uszkodzić.Ale, co ważniejsze, to był Dean ufający, że Cas tego nie zrobi.
Wiedza ta była nieco przerażająca, ale zarazem szaleńczo, kurewsko podniecająca w tym samym czasie. Bóg jeden wiedział, jak Dean sobie z TYM radził.
Cas wybrał tę chwilę, aby podkreślić myśli Deana takim ruchem języka, który był zwyczajnie, kurwa, zbrodniczy, a Dean aż zadygotał z wrażenia; dech zamarł mu w gardle, a jego związane ręce na próżno próbowały złapać zaglówek.
Wtedy Cas wydał ten dźwięk, rozpuszczający mózg cichy jęk gdzieś z głębi gardła i Dean zaklął głośno, zaciskając oczy i wyprężając szyję, a jego puls przyspieszył jeszcze bardziej. Bo jedyną rzeczą lepszą od Casa dobierającego się do niego, jak Dean odkrył, był Cas ROBIĄCY SOBIE DOBRZE w trakcie dobierania się do niego. Co też robił, jak odkryli, wręcz spektakularnie. Cas robił loda tak, jakby wszystkim, czego w życiu potrzebował, było wziąć Deana Winchestera głęboko do gardła, po czym umarłby szczęśliwy, co zawsze wywracało Deana na drugą stronę.
Tak, jak teraz. Następny jęk Casa odezwał się Deanowi głęboko w kościach i Dean praktycznie się szarpnął, ponieważ, ożkurwawmordę, nie mógł sobie poradzić nawet z tym.
- Cas... proszę...
Taaa - zatem błaganie stało się częścią programu. Jego eksmisja z rodzaju męskiego miała się lada moment uprawomocnić.
Cas powędrował w górę równie gładko, jak przedtem w dół - można było zaufać, że anioł będzie z wdziękiem robił nawet loda, do kurwy nędzy - a Dean zdusił jęk protestu, zanim zauważył Casa wspinającego się na niego. Poprawka - NAGIEGO Casa wspinającego się na niego.
Dean jęknął, gdy Cas wślizgnął mu się do ust. To było kurewskie oszustwo, choć w najlepszy mozliwy sposób.
- Myślalem, że mialeś używać swoich mocy w słusznej sprawie - drażnil się Dean z zapartym tchem, gdy Cas oderwał się od niego, by zaczerpnąć tchu.
Cas usmiechnął się w ten głupi, irytujący, podniecający sposób i spojrzał na niego tak, jak Deanowi nigdy nie miało się znudzić. NIGDY.
- A to nie jest? - zapytał, podkreślając pytanie bardzo przemyślanym ruchem bioder i Deanowi znowu zaparło dech.
- Niech to, kurwa, diabli, stworzylem potwora - jęknął Dean, nawet nie próbując udawać, że nie szczerzy się jak jakiś pierdolony wariat. Ponieważ, Jezu, kurwa, tak bardzo przepadł w tym, cokolwiek to było między nim i Casem. I choc go to przerażało, choć wymykało mu się to spod kontroli, było to również całkowicie kurewsko ekscytujące.
Dean został nagrodzony kolejnym sięgającym kości pocalunkiem, po czym Cas gwałtownie usiadł okrakiem na udach Deana. Ale, chociaż widok był kurewsko niesamowity, wciąż nie było to miejsce, w którym Dean NAPRAWDĘ go chciał. Dean uniósł biodra w próbie przysunięcia się bliżej i zyskał sobie miażdżące spojrzenie, zanim Cas ruszył lekko dlonią i trzymał w niej nagle nieopisaną butelkę lubrykantu.
Czy Dean wspominał, że seks z aniołem był niesamowity? Bo naprawdę, NAPRAWDĘ był.
Dean patrzyl, jak Cas opróżnił butelkę na dłonie, serce biło mu podwójnie szybko, a oczekiwanie ściskalo go w dołku. Rok temu, gdyby ktos powiedział Deanowi, że będzie chętnie leżał pod aniołem Pana, z chujem wystarczająco twardym, by przełamać betonową ścianę na myśl o sliskich od lubrykantu palcach wzmiankowanego anioła w sobie, sięgnałby po jakiś cholerny egzorcyzm. Ale to było wtedy. A teraz...
Teraz Dean zobaczył, jak Cas naawilżył palce, a skóra mu wręcz, kurwa, śpiewała z niecierpliwości. Dlatego prawdopodobnie zatkało go na chwilę, kiedy zamiast zmienić pozycję i sięgnąć w dół i do przodu, Cas wygiął się w tył, sięgając za siebie, by... OŚWIĘTAMATKOKURWABOŻE.
Dean wręcz zapomniał oddychać, gdy patrzył, jak Cas opuścił oczy; pierś anioła drgała, a jego rozchylone usta sapnęły szorstko.
- Och... - szepnął Cas schylając kark i kręcąc biodrami, a Dean prawie, kurwa, umierał, bo Cas zabawiał sie swoimi palcami tak, jakby nie mial tego dość, a Dean nigdy w swoim cholernym życiu nie widział nic równie kurewsko podniecającego. Niemal wyrwał sobie ramiona ze stawów w próbie uwolnienia się. Pragnienie dotyku przepalało mu skórę, a temperatura skakała mu coraz wyżej z każdym jękiem Casa.
Wtedy anioł zrobił coś lepszego.
- DEAN... - Cas praktycznie, kurwa, zapłonął i Dean niemal doszedł tam na miejscu. W jego tonie była szzczerość, naga, niezmącona prawda. W przypadku innej osoby Dean pomyślałby, że ten ktoś zwyczajnie udaje, ale nie w przypadku Casa. Anioł może i podłapał kilka ludzkich dziwactw, ale wciąż był boleśnie szczery - we wszystkim. Co, najwyraźniej, obejmowało rżnięcie się wlasnymi palcami i dyszenie imię Deana w tym samym czasie. Dean był dość pewny, że mózg wycieka mu na ten widok uszami.
- Cas... kurwa, jesteś... - niesamowity, niewiarygodny, KIEDYŚ MNIE, KURWA, ZABIJESZ - Dean mógł powiedzieć wiele, ale nigdy nie dostał tej szansy, bo Cas nagle się przesunął, jego oczy spoglądały intensywnie i były niemal czarne; po czym śliskie palce znalazły fiuta Deana. Dean jęknął w sposób, który był niemal, kurwa, zawstydzający, ale żałować tego nie byl w stanie, nie, kiedy dłoń Casa robiła mu tak dobrze, palcami pewnymi, wilgotnymi i TYMI, CHOLERA, SAMYMI, KTÓRE ZNAJDOWAŁY SIĘ WEWNĄTRZ CASA DOSŁOWNIE KILKA CHWIL TEMU.
Nerwy Deana wyostrzyły się jak żyletki i zapłonęły, gdy Cas się podniósł i odpowiednio ustawił. A potem była już tylko ciasność i żar i - okurwadodiabła - Cas jęczący chrapliwie, gdy jednym gładkim, cudownym ruchem wziął go w siebie.
Dean zajęczał, a dźwięk przewalił mu się przez pierś, gdy usiłował leżeć spokojnie i pozwolić się Casowi dopasować wystarczająco na...
- Czy ty wiesz, co mi ROBISZ? - przemówił nagle Cas głosem szorstkim i zniszczonym, gdy zaczął się kołysać; nie dokładnie odsuwać, ale PORUSZAC, ustalając rytm góra/dół, który zdecydowanie miał doprowadzić Deana do całkowitego kurewskiego szaleństwa przed końcem. Oczywiście, gdyby głos Casa nie wykonał cholernego zadania szybciej.
- Jesteś najbardziej upartym, przekornym, WKURZAJĄCYM...
Poważnie, Dean nigdy nie miał się dowiedzieć, jakim sposobem nie skojarzył głosu Casa z seksem w chwili, kiedy anioł pierwszy raz otwarł cholerne usta w tamtym magazynie lata temu.
- Już wcześniej mówiłeś "wkurzający" - jęknął Dean, jakoś niezbyt zdziwiony, kiedy wypowiedź przyniosła mu nagłe, cudowne kręcenie biodrami, tak, że pod powiekami niemal stanęły mu gwiazdy. Ale nie tylko na niego mialo to wpływ, jesli można było coś wnioskować z tego, jak Cas tracił dech.
Dean wykorzystał możliwość, by oprzeć się na piętach, dziękując Bogu, że łowy utrzymywały go w dobrej formie, i pchnął w gorę, na co Cas sapnął zszokowany. Biodra anioła zadygotały lekko, po czym podjęły rytm - mocniej, niż poprzednio, wystarczająco, by po kolejnym pchnięciu Cas odrzucil głowę do tyłu, odsłaniając gardło, i zajęczał niemal boleśnie, a Dean był gotów niemal tam, kurwa, umrzeć. Poważnie.
- Kurwa, Cas, dalej... - zachęcił go Dean cichym i zszarganym głosem, co słysząc Cas zajeczał ponownie, a jego ruchy stały się silniejsze i bardziej instynktowne. Dean zaklął, nagle pragnąc, by w pokoju było jaśniej, bo z tego, co MÓGŁ widzieć, Cas wyglądał kurewsko SPEKTAKULARNIE zatracając się w taki sposób...
- Dean... - wydyszał Cas głosem łamiącym się od pośpiechu, co oznaczało, że był blisko - znajdował się na krawędzi orgazmu. Dean szarpnął się ponownie w swoich więzach, a fala żądzy i frustracji przelała się przez niego, gdy zauwazył, jak mocno trzymają. Kurwa. KURWA.
- Cas, Cas, proszę... - poprosił Dean ponownie, nie wiedząc za bardzo, o co prosi, a potem, chwilę później, już w ogóle, kurwa, o to nie dbając. Nie, kiedy Cas nieoczekiwanie sięgnął nad nim, dochodząc mocno ze złamanym sapnięciem - było to tak niewiarygodne, że Dean sam poczuł, że przekracza granicę. Właśnie wtedy, kurwa WTEDY, uświadomił sobie, że ma wolne ręce, po czym zadziałał nie myśląc wcześniej, przetaczając Casa pod siebie i, kurwa WRESZCIE, dotykając jego skóry. Złapał biodra Casa tak, że mógł zostawić siniaki i pchając raz, a potem drugi, sam wreszcie doszedł ze zduszonym jękiem, ukrywając twarz w szyi Casa, a gorące i zbyt cholernie wspaniałe dłonie anioła chwyciły go za ramiona...
Dean wrócił do zmysłów czując, jak palce Casa przeczesują mu włosy; jego całe, cholerne ciepłe cialo, wręcz bezksztaltne,udrapowało się wokół mniejszego ciała Casa w sposób, który byłby cholernie niewygodny dla każdego, kto nie był aniołem. Cas zdawał się jednak całkowicie szczęśliwy będąc tam, gdzie był, mrucząc lekko, gdy Dean ułożył się nico wygodniej, choć nadal w większości na nim, i podjął pieszczoty na nowo. Ale Dean nigdy tego tak nie nazywał. Nigdy. Tak jak z pewnością nie wygiął się w stronę dłoni Casa jak jakiś olbrzymi cholerny kot. Niech to cholera.
Gdzieś w trakcie tej szarpaniny Cas cudownie ściągnął Deanowi koszulkę i łowca nie mógł nie ruszać się, nie ocierać skórą o skórę i po prostu cieszyć się tym uczuciem, gdy Cas gładził go po ramionach. Oczywiście prędzej by się chyba zabił, niż przyznał to głośno, ale Dean nie mógł zaprzeczyć, że cieszyły go te chwile. Zawsze lubił być dotykany, a dotyk był pragnieniem, nad którym nigdy nie zdołał zapanować. Większośc jego kontaktów seksualnych z przeszłości nie zaspokajała tej potrzeby - chodziło w nich bardziej o wspólne kotłowanie się niż o DOTYK. Ale Cas... Kurwa, Dean mógłby zapomnieć o calym cholernym świecie i spędzić w lóżku z Casem cały dzień, gdy on go tak dotykał.
Dean ruszył się, przypominając sobie nagle o czymś, co Cas powiedział wcześniej.
- Czy to wielka rożnica? Być w pustym naczyniu?
Dloń Casa zamarła na moment na lopatce Deana, po czym podjęła wędrowkę na nowo.
- Pewne zmysły przeważają - wyjaśnił. - Przypomina to stan, w ktorym byłem, gdy moja łaska przygasła.
Dean chrząknął, gładząc dłonią żebra Casa.
- Cas, to mnie za bardzo nie uspokaja.
Cas zamruczał i przesunął się w stronę gładzącej go dłoni, sugerując, że być może Dean nie był jedyną osobą spragnioną dotyku.
- Dean, moja laska jest nietknięta, zatem moje moce się nie zmniejszą.
Dean parsknął.
- Sądzę, że to dobrze; co zamierzasz zrobić z tym dupkiem Baltazarem? - I niech to diabli, ale uczucie dyskomfortu z TEGO powodu własnie podniosło głowę i ugryzło go w dupę.
Dean poczuł, jak Cas wzdycha, i zmusił się do słów, które, o czym obaj wiedzieli, musiały paść.
- Wiem, że musisz zrobić to na wlasną rękę - powiedział Dean i walić to, jeśli nie był w stanie utrzymać pewnego tonu. To był Cas ścigający tego popierdoleńca, który go dziś niemal zabił - Dean miał prawo, do cholery, być nieco wytrąconym z równowagi. - Tylko... - Dean przelknął, ciesząc się, że trzyma głowę pochyloną i uchem słucha bicia Casa; jego dłonie mimowolnie zacisnęły się mocniej na biodrach anioła. - Tylko bądź, kurwa, ostrożny, dobra?
Cas znalazł czuly punkt Deana na karku i zaczął go gładzić próbując zlagodzić napięcie, ktorego Dean nie bylby w stanie ukryć, nawet gdyby starał się jak cholera.
- Będę ostrożny - zapewnił.
Dean niósł się na łokciu, tak, że mógl wreszcie popatrzeć w dół na Casa - Casa, który zamrugał i popatrzył na niego, jakby był cholerną odpowiedzią na wszystkie zyciowe pytania - jak zawsze, kurwa, byl. Może pewnego dnia Dean wreszcie się do tego przyzwyczai.
- I dasz znać, jeśli będzie ci potrzebna pomoc - rozkazał Dean. - I przytargasz tu swój pierzasty tyłek co jakiś czas, żebyśmy mogli uprawiać wyuzdany, odlotowy seks...
Cas przerwał mu przetaczając się na niego ze zbyt wielką łatwością, jak dla męskości Deana, po czym pocałował go głęboko, gorąco i całkowicie, kurwa, wspaniale.
- Będę wracał tak często, jak to możliwe - zapewnił Cas długie chwile poźniej, muskając ciepłym oddechem usta Deana.
- Wrócisz - powtorzył Dean, wplatając dłonie we wlosy Casa, nie do końca pewien, kogo próbował właściwie uspokoić.
Cas zamruczał i rozciągnął się w sposób, który obiecywał długą, niesamowitą noc.
- Z powodu twojej splamionej doskonalości - stwierdził z kamienną twarzą; efektu nie zepsuł nawet błysk w oku.
Dean nieoczekiwanie glośno i ostro się zaśmiał - dokładnie tego, kurwa, potrzebował.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|