Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 487, 488, 489 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:00, 20 Lis 2013    Temat postu:

O kurwa. O kurwa. O kurwa. O kurwa. O kurwa. Ożeszkurwajegomaćjapierdolę. To, co dzieje się teraz w fiku podsumować mogę tylko w jeden sposób:



Nie wiem, nie wiem, zaraz wyjdę z siebie i stanę obok *hiperwentyluje*

Ach Patuś, robisz się sławna! :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:02, 20 Lis 2013    Temat postu:

Yyy, daj potem znać, jak się skończy (mam nadzieję, że szczęśliwie, inaczej nie przeczytam).
Sławna to nie, ale z pewnością nie tego się spodziewałam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:01, 20 Lis 2013    Temat postu:

KJxdzkflsakdfnxcvjklsadfoiwejksadjfahsdfo;iaes~!!!
Znaczy no, wiedziałam, że to ten przebrzydły skurwiel. Ale uśpił moją czujność ładnymi słówkami i zmianą nastawienia. A powinnam była wiedzieć, od pierwszej chwili, tylko jakoś nie zanotowałam, że to~ och, Misha TT_TT oberwał rykoszetem, gdyż ponieważ socjopaci nie potrzebują za dużo logiki w swoim życiu. A teraz jest emocjonalna drama i cierpię, i tylko myśl o happy endzie (który występuje) trzyma mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Zamelduje się, jak skończę. Czyli niedługo.

Ano, korzyść jest tu obopólna, rzekłabym :D (nie mówiąc o tym, że skoro Twoje fiki są na AO3, mogę je ściągnąć w epubie, młahahaha!)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:13, 20 Lis 2013    Temat postu:

Wszystkich tam nie znajdziesz (a ja na serio zastanawiam sie nad czystką na blogu - nie chcę, żeby się ktoś przyczepił, że tłumaczę bez pozwolenia) :D
Dobra, podziel się koniecznie wrażeniami finalnymi, a potem zajrzyj na mojego tumblera - znalazłam tak cudne arty z potomstwem Destiela i Sabriela, że aż płaczę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:54, 20 Lis 2013    Temat postu:

Wiem, że wszystkich nie znajdę, ale biorę co mogę :D Może to nie taki głupi pomysł, oszczędziłabyś sobie ewentualnych nieprzyjemności ^^;

Ach, z totalnego dna rozpaczy zostałam wyniesiona na sam szczyt czystej szczęśliwości. Ten fik jest ABSOLUTNIE FANTASTYCZNY. Serio, bez wstydu można go przyrównać do PP. A w niektórych kwestiach jest od niego nawet lepszy. Bo serio, ten plot? Główna menda? Motywacje? Wykonanie? Osadzenie w realiach pracy policyjnej/FBI? Charakteryzacja postaci? I to nie tylko tych głównych: każda z pojawiających się w tle osób ma swój własny charakterek. A Misha jest tak fantastycznie napisany, że klękajcie narody. Nie mogę się doczekać kolejnej części @_@

Widziaaaaaałam~! Boskie są @_@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:59, 20 Lis 2013    Temat postu:

To będzie kontynuacja... Hm, coś mi się tłucze, że widziałam. Ale to wszystko, co pamiętam...
Autorkę tych artów dodałam sobie do obserwowanych. Poza tym na jej tumblerze są linki do fanfików z tymi dwoma :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:14, 21 Lis 2013    Temat postu:

Yep, yep, White Collar ma się nazywać o ile dobrze pamiętam, ma w niej być Mark Pellegrino i Matt Cohen, i na pewno będzie świetna (jeśli pierwsza część jest czegokolwiek wyznacznikiem), i będzie Misha z PTSD i jakoś tak ciekawa jestem jak temat pociągnie autorka. Bo że plot A będzie brutalny, krwawy i niełatwy nie mam wątpliwości @_@

Fiki z tą dwójką... mrau! :3

//Dziewczęta, chcę sobie założyć konto na AO3. Zdziwiłam się, że można się zalogować tylko przez zaproszenia, ale w sumie nigdy nie sprawdzałam, więc duh. Jak długo czekałyście, aż zaproszą Was do grona użytkowników? :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Czw 11:35, 21 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:31, 21 Lis 2013    Temat postu:

Ja tego samego dnia dostałam potwierdzenia.
A arty są przepiękne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:01, 21 Lis 2013    Temat postu:

124 osoby w kolejce... XD słońca, może będzie szybciej jak któraś z Was wyśle mi zaproszenie, co? :3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:57, 21 Lis 2013    Temat postu:

Zaproszenie wyślę ci po powrocie do domu. Ja na swoje czekałam parę godzin.
Zastanawiam się, czy nie poprosić the_diggler o pozwolenie na tłumaczenie cyklu HALLOWEEN IN BONDAGE. Byłoby to moje pierwsze podejście do tematyki BDSM... Co wy na to?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:34, 21 Lis 2013    Temat postu:

Okej, najpierw informacje - dostałam wreszcie odpowiedź od hatteress i triedunture - mogę tłumaczyć!!! Hurra! Akurat wczoraj wieczorem zrobiłam czystkę na blogu, a dzisiaj odkryłam, że mam pozwolenie :) Idealna wiadomość na koniec długiego dnia.
Na razie pierwsza część rozdziału 2 :)

Rozdział 2

Jak długo zazwyczaj ludzie czegoś żałowali? Dean miał praktycznie pewność, iż nie było to coś, czego miał żałować przez całe życie, ale z pewnością nie rozpłynęło się w nicość, kiedy się obudził następnego ranka.
Reszta tygodnia minęła i za każdym razem, kiedy Dean nie oceniał prac domowych, nie zajmował się posiniaczonymi kolanami dzieci czy nie próbował zapłacić swoich cholernych rachunków (pierdolona robota papierkowa, chłopie) – jego umysł udawał się do swego rodzaju czyśćca.
Zazwyczaj, kiedy już na pół spał, zapętlał sobie klasyczne rockowe kawałki, dopóki nie zaczynał ich podśpiewywać, lub żartobliwie rozmyślał o rozmaitych sposobach, na jakie Dr Sexy mógł infiltrować jego życie… albo spodnie.
Ale w tym tygodniu stwierdził, że oglądał powtórki DR SEXY bez najmniejszego zainteresowania czymkolwiek poza kowbojkami. Czy oglądał niebieskie kubki w supermarkecie i zdawał sobie sprawę z tego, że jeden kupił, dopiero wtedy, kiedy przyniósł torbę do domu.
Tak, był pełen żalu.
Powinien był przynajmniej wyciągnąć od niego numer.
Ponieważ Dean WIEDZIAŁ, co źle zrobił. Powinien był zostać. Powinien był powiedzieć mu, że było wspaniale. Powiedzieć, że chciałby to jeszcze kiedyś zrobić, gdyby tamten chciał.
Dean próbował nie myśleć o jego imieniu.
Po wszystkim tym Dean nie znał nawet nazwiska bibliotekarza. Wiedział, gdzie go mógł znaleźć, wiedział, że mógł zjawić się w bibliotece, kiedy tylko chciał, i powiedzieć to wszystko, czego nie powiedział wcześniej.
W głowie odegrał chyba ze 20 różnych sposobów, na jakie mógł był to zrobić. Za każdym razem po takiej fantazji uśmiechał się w poduszkę, leżąc w ciemności, ponieważ wydawało się czymś DOBRYM być w stanie ujrzeć wersję rzeczywistości, w której coś poszło właściwie, nawet, jeśli była to fikcja. Lubił tę wersję, w której mówił to, co naprawdę chciał powiedzieć, nieważne, jakie idiotyczne myśli początkowo go przed tym powstrzymały.
Weekend minął nie dając mu żadnej okazji do relaksu, a poniedziałek zapoczątkował kolejny tydzień, który Dean przysiągł sobie przetrwać, podchodząc do każdego dnia osobno, ciesząc się tym, co było dobre, i po cichu wściekając na to złe.
Wtorek Z Nowościami wydawał się po prostu kpiną w porównaniu z zeszłym tygodniem. Tym razem nie było wyprawy do biblioteki, wyłącznie zestaw projektów plastycznych. Dean uwielbiał rzemiosło i sztukę jak każdy (dobra, może trochę bardziej), ale dopiero w połowie popołudnia porządnie się w to wczuł i zaczął zapominać.
Nie umiał jednak zapomnieć, jak to było czuć w dłoni fiuta innego mężczyzny czy też piżmowy zapach wypełniający mu głowę. Nieważne, tego nigdy nie zamierzał żałować. Ta noc stała się dla Deana czymś w rodzaju nowo odkrytej wolności.
Napięcie zniknęło, a on mógł usiąść i po prostu cieszyć się tym, iż PASOWAŁ mu fakt lubienia mężczyzn. Miał dość jaj, aby wyjść i zdobyć to, czego chciał, a chociaż nie skończyło się tak, jak przypuszczał, że skończy, to czuł się z tego powodu dobrze.
Drugi tydzień był łatwiejszy. W czasie ferii wielkanocnych prawie o niczym za dużo nie myślał. Wszystko było NORMALNE.
W trzecim tygodniu, kiedy nadeszła środa, Dean szykował się na wycieczkę klasową, na którą wybierali się od rana. Wszystkie dzieciaki przyniosły podpisane formularze, miały w plecakach spakowane kurtki przeciwdeszczowe i szczelne pojemniki z lunchami.
Dean próbował ich uspokoić, kiedy dzieciaki wybiegły z klasy i zebrały się na zewnątrz przy wieszakach. Ale niezbyt się tym przejął; dzieciarnia była podekscytowana, on też. Była to wreszcie okazja, aby wyrwać się z budynku i chociaż raz zrobić coś na zewnątrz.
- Charlie… pani Bradbury – zawołał Dean, machając ręką ponad głowami dzieci, aby zwrócić uwagę towarzyszącej mu nauczycielki trzecioklasistów. Miała spięte wysoko rude włosy, przygotowana na nadchodzący dzień, i machnęła mu przez szatnię, przedzierając się przez liczącą dwudziestu pięciu małych ludzi gromadę, aby do niego podejść.
- Gdzie u licha jest zastępczy? – Dean rozdzielił Anil i Lydię, próbując je powstrzymać przed sprzeczką. – Rachel zadzwoniła, że jest chora, powiedziałem w biurze, że potrzebny mi ktoś na zastępstwo!
Charlie westchnęła, ale nadal się uśmiechała.
- Agencja wysłała Meg. Jest w drodze, po prostu WYLUZUJ. Wynajem minibusów wypuści samochody trochę później, niż się spodziewano, ale dotrzemy tam na czas.
- Tak, tak. Okej – Dean wyprostował się, ściągając swój granatowy, wodoodporny anorak w dół po bokach. Był to najbrzydszy płaszcz, jaki miał, ale gdy przychodziło do biegania wokół w błocie i mżawce z grupką dzieciaków pod opieką, to nie był najlepszy czas o zamartwianie się brudzeniem skórzanej kurtki.
W sąsiedniej sali rozległ się gwizdek i Dean z Charlie natychmiast rozpoznali to jako polecenie zwrócenia uwagi od Missouri Moseley. Pospiesznie unieśli ręce – kamień, papier, NOŻYCZKI-
Dean przegrał. Jak zawsze. Charlie mrugnęła, a Dean przewrócił oczami i ruszył korytarzem, by sprawdzić, czego Missouri chciała.
Jej szeroka postać napotkała Deana, kiedy mężczyzna skręcił za róg, po czym Dean zasalutował jej dwoma palcami.
- Co jest, szefie?
- Zmiana planów – powiedziała, na powitanie klepiąc go po ramieniu. – Cóż, zmiana zastępczego.
- Świetnie. Kiedy nowy tu dotrze?
- Już tu jestem – dobiegł głos.
TEN głos.
Dean spojrzał w górę, ponad Missouri, lądując wzrokiem na mężczyźnie kroczącym przez wyłożony terakotowymi płytkami korytarz. Zamienił kamizelkę na sweter z golfem, rękawy okrywał mu płaszcz przeciwdeszczowy niemal identyczny, jak u Deana. Kowbojki zastąpiły rozsądne buty trekingowe, znowu bardzo podobne do butów Deana.
Nie wyglądał na zaskoczonego. Wiedział, że Dean tu będzie.
Dean zamrugał parokrotnie, nieznacznie oszołomiony tym, w jaki przyjemny sposób słońce oświetlało twarz Castiela przez ciemne okna. Mężczyzna podszedł prosto do Deana i podał mu rękę.
- Nazywam się Castiel Godson. Jestem dziś pańskim pomocnikiem.
Dean bez patrzenia ujął jego rękę i pozwolił, by Castiel nią potrząsnął, skoro on sam zajął się gapieniem na jego twarz.
Castiel wydawał się odległy, miał uniesione brwi, a w oczach brakowało mu błysku, jaki Dean łączył tylko z nim. Był obojętny. Rozgniewany.
- Jestem Dean – nauczyciel przełknął ślinę. – Dean Winchester.
- Świetnie! – powiedziała Missouri, swoimi ciemnymi dłońmi klepiąc obu mężczyzn po ramionach, od czego wodoodporne rękawy zapiszczały potwornie. – Zostawiam was z tym wszystkim. Autobusy czekają na zewnątrz, pani Blake dołączy do pani Bradbury; ich autobus jest trochę większy.
Dean kiwnął głową, zaciskając pustą dłoń u boku. Uścisk dłoni w niczym nie przypominał tych dwóch, jakie poprzednio wymienił z Castielem.
- Panie Winchester, proszę dzwonić, jeśli stanie się coś okropnego, ma mnie pan na szybkim wybieraniu.
- Tak, proszę pani – Dean kiwnął głową. Uśmiechnął się do Missouri, kiedy odwróciła się, by odejść, machając do nich.
- Zatem bezpiecznej podróży! Spodziewam się, że wrócicie o czasie!
Dean mrugając spojrzał na Castiela i odetchnął pospiesznie.
- No dobra – powiedział. – Znasz podstawy, tak?
- Jak zwykle przeszedłem przez szkolenie z zakresu bezpieczeństwa z panią Moseley. Zostałem również poinformowany, że to ty jesteś szefem wycieczki.
- Tak. Sądzę, że pojedziesz w moim minibusie.
Dean odwrócił się, aby pójść do dzieci; wiedział, że Castiel za nim pójdzie.
Dean naprawdę oddałby wszystko, aby nie mieć Castiela ze sobą. Chodziło wyłącznie o kwalifikacje; Dean i Charlie jako jedyni posiadali certyfikaty głoszące, iż wolno im było przewozić dzieci, ale biorąc pod uwagę, iż Dean nie mógł jeździć większym pojazdem, Charlie i Sarah miały wspólnie jechać większym busem. Dean nie miał pojęcia o kwalifikacjach Castiela, ale skoro Missouri spiknęła ich razem, nie zamierzał zadawać pytań.
Cholera, to było naprawdę, kurwa, niedogodne.
Dean poruszał się prawie w milczeniu, pomagając innym nauczycielom zagonić dzieci do autobusów, przy okazji wchodząc w kałuże i obchodząc je.
Nie kłopotał się przeklinaniem wszechświata za takie, a nie inne ułożenie ich losów. Castiel był nauczycielem zastępczym, a ta szkoła korzystała z pomocy agencji w zatrudnianiu takich; został wezwany nagle, a faktem oczywistym pozostawało, że mieszkał na tym terenie. Nie doszło tu do żadnej boskiej interwencji, wyłącznie głupi zbieg okoliczności.
Dean westchnął i zagonił resztę swojej klasy do swego małego busa. Miał dziesięcioro dzieci, Charlie i Sarah piętnaście. Było to do zrobienia. Miał pewność, że Castiel w razie potrzeby mu pomoże, choć dziś zachowywał się tak odlegle.
- No dobra, wszyscy się zapięli?
- Taaaak, panie Winchester.
- Nie wierzę wam. Niech każdy odwróci się do osoby siedzącej obok i sprawdzi zapięcie pasa. Poruszajcie nim trochę- Damien, siadaj!
Castiel siedział z dzieciakami w pierwszym rzędzie, najbliżej drzwi. Obrócił się na siedzeniu i spojrzał na Damiena, który wsiąkł w swój fotel. Dean obserwował scenkę z siedzenia kierowcy i uśmiechnął się.
Nachylił się, by sprawdzić pas Castiela, kiedy tamten się do niego odwrócił.
- Dean, co ty wyprawiasz? – spytał bezbarwnie Castiel.
Dean pociągnął za pas.
- Ty też. Bezpieczeństwo przede wszystkim, panie Godson. Nie pozwolę, by mój zastępczy wyleciał przez przed nią szybę, albo firma wynajmująca każe mi zjeść buty.
Castiel parsknął miękkim śmiechem. Potem Dean usiadł nieruchomo, a on sprawdził również jego pas. Próbował się do niego nie uśmiechać, ale ciężko mu było się powstrzymywać.
Castiel ujrzał uśmiech, ale nic nie powiedział. Usta też mu nie drgnęły, za to Dean dojrzał BŁYSK.
Och, to było dobre.
Dean podkręcił silnik, kazał wszystkim się trzymać, po czym wyjechał tyłem z parkingu. Prowadził dwupojazdowy konwój, upewniając się, aby jechać wystarczająco wolno, by większy i cięższy bus Charlie mógł za nimi nadążyć.
Kiedy już od pięciu minut jechali autostradą, a trajkotanie szczęśliwych dzieci zaczęło się rozpływać w tle świadomości Deana, nauczyciel sięgnął po swoją torbę i podał ją Castielowi.
- Hej, Cas, wyciągnij mi stamtąd kasetę. Boczna kieszeń.
Castiel wziął torbę. Dean nie usłyszał żadnego grzebania, ale dotarło do niego wyciąganie futerału.
- ACDC, Best Of Queen-
- To pierwsze! Tak, do licha, tego mi potrzeba – Dean na ślepo machał za sobą ręką, dopóki nie poczuł ciepłej dłoni i zimnej kasety w palcach, i ledwo spojrzał na tablicę rozdzielczą, wsuwając kasetę do odtwarzacza. Mógł to zrobić z zamkniętymi oczami, nieważne, w jakim samochodzie siedział.
Pierwsze nuty BACK IN BLACK uderzyły w ściany niczym burza, zaś niektóre dzieci najpierw wrzasnęły, a potem zaczęły się śmiać. Dean zaczął kiwać głową do muzyki, szczerząc się w stronę drogi. Trasa zawsze wydawała się bardziej spoko, jeśli towarzyszył jej dobry rytm oraz ciężkie gitarowe brzmienie buchające z kiepskich głośniczków.
Dean wycharkiwał piosenkę, kiedy jechali, nie wiedząc i nie troszcząc się o to, czy dzieci lub Castiel go słyszeli. ACDC to była jego muzyka.
Przesłuchali całą stronę A kasety – zdawało się, że każdy dzieciak w autobusie znał refren HIGHWAY TO HELL, a Dean przypisywał to wyłącznie swojemu wpływowi. Wyłapał nawet w tylnym lusterku uśmiechającego się Castiela.
Ale kiedy zmienili taśmę i WE WILL ROCK YOU od Queen zaczęło grzechotać szybami, Dean wykrzykiwał słowa refrenu trochę ciszej, tak, aby móc słyszeć, jak jego klasa doceniała dobrą muzykę, i żeby móc słyszeć Castiela.
Fakt, że Castiel znał zwrotki na równi z refrenem? Cóż, dla Deana była to prawdziwa kopalnia złota.
Serce uderzało mu w rytm perkusji, w rytm uderzeń małych dłoni o kolana i o oparcia foteli. Już od miesięcy nie czuł się tak podekscytowany.
Przyjechali do lasu z dudnieniem w głowach i uśmiechami szerszymi niż droga, którą podróżowali. Dean przybił piątkę z każdym dzieciakiem, kiedy wyskakiwały z busa.
Castiel wyskoczył ostatni z takim wyszczerzem na twarzy, który Dean po prostu pragnął całować, dopóki słońce by nie zaszło.
- Do dzieła, Cas – podpowiedział, unosząc płaską dłoń do ostatniej piątki.
Castiel w nią nie klasnął. Złożył ich dłonie razem i splótł palce z palcami Deana, a nauczyciel automatycznie zrobił to samo. Ścisnęli ręce, patrząc na siebie promiennie.
Ze świstem opuścili dłonie i Dean odwrócił się na mokrym żwirze, aby sprawdzić drugą grupę dzieci.
Czwórka dorosłych zebrała się razem i poinformowała dzieciaki – mieli się podzielić na cztery grupy i z tego też powodu pierwszą część dnia stanowiło przedłużone poszukiwanie skarbów/wojna o flagę, choć Dean nie miał pojęcia, jaka była prawidłowa nazwa zabawy.
Charlie zasugerowała, żeby nazwać ją Ziemniak, a ponieważ była to grupa 25 ośmiolatków, nazwa się przyjęła.
Przewodnikiem był niski, pulchny mężczyzna, który się sporo uśmiechał, i dzieciaki okrążały go w podskokach, zanim w ogóle zaczęli się bawić.
Zrobili sobie długą, niezorganizowaną przerwę na skorzystanie z toalety; wkrótce potem Deanowi przypisano jego drużynę i ni stąd, ni zowąd miał dla siebie przez cały dzień siedem potworów.
Dean był tylko NIEZNACZNIE rozczarowany tym, iż drużyny nie były większe, tak, aby on i Castiel mogli zająć się tą samą. Ale nie, każdy dorosły miał swoją. Dean i Charlie mieli po siedmioro dzieci, Sarah sześcioro, zaś Castiel tylko piątkę. Grupa Castiela bardzo się na to uskarżała, idąc na linię startową, ponieważ byli najmniej liczebni, a zatem działało to na ich niekorzyść. Jak to im Dean wyjaśnił (zwłaszcza Marvinowi, rozczarowanemu tym, iż nie znalazł się w drużynie pana Winchestera):
- Pan Godson nie ma takiej praktyki w wyprawach w teren, jak reszta z nas, odpowiedzialnych dorosłych. Musicie się nim zająć. Jest was tylko pięcioro, więc okażcie mu trochę więcej miłości, dobra?
Marvin nadąsał się, ale kiwnął głową.
- Idźcie przybić mu piątkę ode mnie, okej?
Marvin odbiegł i podał lepką dłoń Castielowi. Dean roześmiał się głośno, ujrzawszy zastanowienie Castiela, zanim mężczyzna powoli dotknął dłoni chłopczyka. Castiel podniósł wzrok, słysząc rechot Deana, a Dean mrugnął do niego. Bibliotekarz dramatycznie potrząsnął głową. Deanowi się to spodobało i miał wrażenie, jakby lekko mrowił do czasu, aż gwizdek oznajmił początek ich przygód.
Rozdzielili się i wszystkie cztery drużyny powędrowały do lasu, tracąc się nawzajem z oczu. Dean był wdzięczny za krótkofalówki, ale meldował się ledwo co pół godziny, celem oszczędzania baterii.
Las był głęboki i gęsty, ale ścieżki rysowały się wyraźnie, a oni nie zamierzali z nich schodzić. Dean był w stanie dostrzec tu wszelkie możliwe do zaistnienia horrory; bez potworów, za to z ludźmi. Zgubienie dziecka na tym zadeszczonym pustkowiu było strachem, który nawiedzał Deana dużo bardziej, niż myśli o jakimkolwiek długozębym paskudztwie, jakie mogło czaić się między paprociami.
Wojna o flagę była tak podstawowa, jak tylko możliwe. Chociaż raz nie chodziło tu o flagę, szukanie wskazówek czy zagadek. Chodziło tylko o to, by się STĄD wydostać, by nauczyć się cieszyć zielonością.
Dean uwielbiał spędzać czas poza domem. Kiedy maszerowali, śpiewał ze swoją grupą tradycyjne pieśni biwakowe, szedł powoli i hamował się, skoro dzieci zdawały się mieć krótsze nogi, niż się spodziewał. Machali ramionami i czas upływał, a Dean cicho żałował, że Sammy nie mógł z nimi być. W tej chwili było zupełnie tak, jak kiedy byli młodsi, wędrując z jednego obozowiska do drugiego w nadziei, że znajdą gdzieś nieużywany pokój, za który nikt by nigdy nie zapłacił. W życiu Deana był to samotny i głodny okres, ale, jak zawsze, muzyka czyniła go lepszym, podobnie, jak towarzystwo.
I Bogu dzięki również za toalety przy ścieżkach.
Kiedy doszli do następnego postoju, łącząc się z pozostałymi na czas lunchu, Dean był prawie pewien, że jego grupa rozminęła się z celem tego ćwiczenia. Wszystkie pozostałe dzieci miały policzone plastikowe stożki i wręczały je przewodnikowi, który jakoś dotarł na miejsce na długo przed wszystkimi innymi.
- Nie widziałem żadnych stożków, a wy? – zapytał Dean ubraną na różowo Sandy, która szczypnęła jeden ze stożków dzieciaków Castiela, aby mu się przyjrzeć.
- Nie – oznajmiła jednogłośnie jego grupa.
Dean ściągnął brwi, gapiąc się na pozostałych nauczycieli. Charlie i Sarah patrzyły na niego i śmiały się, więc Dean tylko się skrzywił.
Castiel podszedł bliżej, uśmiechając się w taki sam sposób, jak pozostali nauczyciele. Dean był zdecydowanie obiektem tego żartu.
- Co, co się dzieje, co przegapiłem? – spytał, krzywiąc się do Castiela, który skrzyżował ramiona. Jego ciemne włosy opadały mu na czoło, zmoczone lekkim deszczem.
- Miałeś wziąć stożki i ukrywać je po drodze, pozwalając dzieciom je znaleźć.
Dean ściągnął twarz.
- Jak to się miało udać? Musiałbym ruszać naprzód i kazać im się odwracać i wracać po coś.
Castiel wzruszył ramionami, marszcząc swoją brzydką kurtkę.
- Nam się udało.
- Ha – Dean odwrócił się z powrotem do dzieci, uśmiechając się niezręcznie i przepraszająco. – Przykro mi, ludziska, pan Winchester pokpił sprawę. Ale przynajmniej jest pora na lunch!
Grupa Winchester zaczęła wiwatować, po czym podreptała do ławek, ledwie osłoniętych pod ociekającymi deszczem jodłami.
Dean potrząsnął do siebie głową, patrząc, jak zmagali się ze śniadaniówkami.
- Idiota.
- To nic wielkiego – powiedział uprzejmie Castiel. – W każdym razie dobrze radzisz sobie z dziećmi.
Dean opuścił głowę, gapiąc się na błotniste podłoże.
- Ha.
- Nie, mówię poważnie. Oni cię uwielbiają. Marvin przez prawie godzinę skarżył się, że nie pachnę jak pan Winchester, że nie przybijam piątki jak on, że nie śpiewam tak, jak ty.
- To dlatego, że śpiewając nie brzmisz jak rozdeptany przez kozę – przyznał Dean. Zerknął na Castiela, przechylając głowę i przyglądając się jego jasnej skórze. W szarym, padającym z góry świetle mężczyzna wydawał się bledszy. – Chłopie, ty całkiem nieźle śpiewasz.
Castiel miał spuszczony wzrok, ale na skutek uśmiechu kąciki oczu mu się zmarszczyły i zaznaczyły się kurze łapki przy ustach.
Nie podziękował za komplement głośno, ale Dean nawet o tym nie pomyślał aż do pięć minut później, kiedy wgryzał się w swoją kanapkę z salami i obserwował, jak Castiel pochłaniał swoją schludnie pokrojoną kanapkę z rukwią wodną.
Naprawdę, uśmiech mówił wszystko i może Castiel o tym wiedział.

Druga połowa popołudnia była bardziej zorganizowana; mieli dwie godziny, w czasie których czekały ich wycieczki z przewodnikiem po lesie, ale w tym celu postanowili zebrać się razem. Wycieczki miały ich zaprowadzić do miejsca, z którego wystartowali, a potem pojechaliby do domu.
Zaczęło się od ścianki do wspinania po linie, wcale nie tak bardzo różnej od tej obecnej na szkolnym placu zabaw, ale pod tą znajdowały się płaty kory, a powietrze nie pachniało dymem papierosowym ani silnikami samochodowymi. Dean wciągnął bogaty aromat olejku sosnowego, czując, jak wakacyjne odprężenie zagnieżdżało mu się w mięśniach.
Trzymał mocno malutki metalowy kubeczek z kawą, próbując się nią delektować, skoro miał to być jedyny kubek, jaki mógł dostać. Charlie rozsądnie przyniosła ze sobą butelkę i w gronie czterech nauczycieli i przewodnika naprawdę uczyli się znaczenia racjonowania.
- W kawie bez mleka jest coś bardzo czystego – powiedział Castiel, stając przy Deanie, podczas gdy dzieci szalały na ściance. – Praktycznie pierwotnego, prawie jak las.
Dean zarechotał w swój kubek, próbując się nie udławić, kiedy gorący płyn spłynął mu w gardło, zanim zdołał go posmakować.
- Cas, to jakieś głębokie przemyślenia.
Castiel zagapił się na niego, zaś Den usiłował nie patrzeć na niego bezpośrednio.
- To kawa – oznajmił bibliotekarz. – Kawa napędza ludzką rasę na tym samym podstawowym poziomie i uważam, że jest bardzo ważna.
Dean uśmiechnął się, gładząc kciukiem metalowy uchwyt kubka. W tym właśnie momencie zaczął kwestionować normalność tego dnia. Jedną rzeczą było znaleźć się w parze z jedynym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek przeleciał, ale drugą ujrzeć go po trzech tygodniach niezręcznej ciszy w eterze tylko po to, by rozmawiać o kawie.
Z drugiej strony za pierwszym razem spotkali się przy kawie. Może w ten sposób Castiel próbował na nowo rozniecić to, co między nimi było.
Ponieważ coś było zdecydowanie. Dean to czuł i wiedział, że Castiel poczuł również, inaczej nigdy nie byłby zdenerwowany jego odejściem.
Dean przesunął wzrokiem na drugiego mężczyznę. Bibliotekarza. Mężczyznę w swetrze, o niebieskich oczach, pachnącego sosną i mirrą i mokrym plastikiem. Emanował ciepłem, nawet przez Deanowy płaszcz przeciwdeszczowy i oddzielającą ich przestrzeń.
Dean musiał tylko przeprosić. Wiedział o tym. Castiel był człowiekiem racjonalnym i wyraźnie nie chciał niszczyć tego, co zostało. Gdyby Dean przeprosił za odejście, byłoby między nimi spoko. Nie wiedział, gdzie by ich to zaprowadziło, może spróbowaliby ponownie. Zaczęli tam, gdzie skończyli.
Musiał jedynie przeprosić.
Miał słowa na końcu języka i nie było lepszej okazji po temu, by je powiedzieć, niż teraz, kiedy kobiety rozmawiały z przewodnikiem, a dzieci miały zajęcie. Byli tylko on i Castiel, stojąc w ciszy i pijąc podstawowe paliwo ludzkiej rasy.
Fakt kolejny: Dean był tchórzem, jeśli chodziło o mężczyzn. I swoje uczucia. I Castiela.
- Będę z innymi, zawołaj mnie w razie potrzeby – powiedział. Poszedł podyskutować o planach na resztę popołudnia i żałował każdego jednego kroku, który robił w tamtą stronę, każdego stąpnięcia po korze, każdego wdechu i wydechu, zapachu sosny, kawy, błota i deszczu.
Po prostu nie mógł przestać iść.

Ostatnią zabawą na dzień była rywalizacja drużyn ze sobą. Grupa Winchester (z dodatkiem Marvina), grupa Bradbury-Ziemniak, grupa Blake oraz grupa Godson.
Baldachim drzew w pełni ich tu osłaniał, a znajdowali się zaledwie pięć minut drogi od autobusów. Kory nigdzie nie było widać, zamiast tego widniało zagłębienie w ziemi, otoczone lasem. Dziura miała jakieś osiem stóp wzdłuż i wszerz, a nad nią wisiała pojedyncza kłoda. Nie taka ze zwalonego drzewa, ale porządnie wycięty słup, gruby jak udo Deana, zawieszony stopę ponad dziurą z każdej strony.
W dziurze było pełno błota.
- Z tego, co rozumiem – powiedział Castiel, krzyżując ramiona, czemu towarzyszyło skrzypienie kurtki – celem zabawy jest zachować równowagę, dopóki nie dotrze się na drugą stronę.
- Brzmi dość łatwo.
„Brzmi” było odpowiednim słowem. Połowa dzieciaków skończyła po kolana w błocie, a Charlie przypomniała wszystkim, iż istniał dobry powód po temu, że A) zabrali ze sobą ubrania na zmianę, B) zostawili tę grę na sam koniec.
Wciąż jednak było niewiarygodnie zabawnie – nawet Dean przyłapał się na wywrzaskiwaniu zachęt swojej grupie, klaskaniu i zginaniu kolan w próbie przekrzyczenia innych dzieciaków, wiwatujących niczym tłum malutkich fanów futbolu.
Nawet Castiel całkiem się w to wkręcił, co doprowadziło Deana do śmiechu. Sprawiało mu radość widzieć go, mężczyznę, którego uważał za powściągliwego, miotającego fałszywe groźby pod adresem ludzi niemal trzydzieści lat młodszych od nich obu. Castiel śmiał się i uśmiechał, klepiąc członków swojej grupy po plecach.
Istniał powód, dla którego Castiel był nauczycielem, pomyślał Dean. On sam uważał go za BIBLIOTEKARZA, ale Castiel porozumiewał się z dziećmi w sposób, w jaki mógł tylko dobry nauczyciel. Dzieciaki w miarę upływu czasu zdawały się lubić go coraz bardziej, a Dean nawet przyłapał Marvina zmierzającego po gratulacyjny uścisk, kiedy chłopczyk wypełzł z błota, klejąc się bardziej, niż nauczyciel w życiu widział.
Ostatnia porcja dzieciaków otrząsnęła się z błota, nie przejmując się dłużej tym, by pozwolić pani Blake wytrzeć je cienkim ręcznikiem. Wszystkie były wyczerpane i rozradowane, a ich rozjaśnione twarze sprawiły, że Dean szczerzył się jak dureń.
- Panie Winchester, zamierza pan spróbować? – spytał Travis, ciągnąc Deana za róg płaszcza.
Dean uśmiechnął się do niego, potrząsając głową.
- Nie ma MOWY, dzieciaku. Naprawdę chcesz widzieć, jak się paskudzę? Nie, dziękuję.
Cóż, najwyraźniej była to nieprawidłowa odpowiedź.
Z dziećmi było tak, że jeśli jedno z nich miało doskonały pomysł (szczególnie zaś, jeśli to Dean był obiektem tego pomysłu), to w chwili, gdy ów pomysł wygłaszano publicznie, inne podchwytywały go dość szybko.
Zaledwie w minutę wszystkie dzieci wrzeszczały, że WSZYSCY chcieli zobaczyć, jak Dean próbuje przejść po słupie, ponieważ, jeśli oni byli ubłoceni, to on też powinien.
Dean błagalnie popatrzył na innych nauczycieli. Nie dbał za bardzo o ten płaszcz, ale o dżinsy już zdecydowanie tak, a to o idealnej konsystencji, brązowo-czerwone błoto nie było czymś, co z radością by z nich spierał.
I nie tylko to. Miał wrażenie, że spadłby celowo, aby tylko dzieci miały o czym opowiadać.
Wygłosił w myślach wszystkie znane sobie przekleństwa, kiedy pozostali nauczyciele tylko uśmiechnęli się szeroko i zasugerowali, by brał się do roboty, a potem mogliby wracać do domu.
- Dobra – wypluł z siebie Dean, przewracając oczami w rytm kołyszących się liści. – Ale zabieram was wszystkich ze sobą.
- O nie – powiedziała Charlie. – Tylko jedną osobę.
Dean spojrzał na nią krzywo, po czym na twarzy pojawił mu się okrutny uśmieszek. Sarah właśnie wypchnęła Castiela naprzód i mężczyzna zamrugał zdezorientowany, kiedy rój dzieci podbiegł do niego, ciągnąc go i pchając, dopóki nie stanął na krawędzi dziury obok Deana.
Charlie podeszła i wzięła ich telefony na przechowanie.
- Nie puszczę moich ludzi bez broni – oznajmił przewodnik, rozciągając usta w pełnym zębów uśmiechu. – Weźcie to, może wam uratować życie.
Dean poczuł się cokolwiek oszołomiony, kiedy wepchnięto mu w rękę wielkie plastikowe wiosło, podobnie jak Castielowi. Wiosła były lekkie, ale solidne, i świszczały po każdym machnięciu, jakie Dean wypróbował.
- Nie łapię – powiedział.
- Ja tak – Castiel przeniósł uwagę z wiosła na Deana. – Chcą, żebyśmy się nawzajem zepchnęli – powiedział poprzez hałas wywoływany przez podekscytowanych widzów.
Dean otwarł usta. NIEdobrze.
- Właźcie tam! – zawołał przewodnik, a tłum oszalał.
Dean czuł się jak w pułapce. Zrobił, jak przewodnik powiedział – jakkolwiek mu było na imię – i pierwszy wlazł na słup.
Wiosło pomagało mu zachowywać równowagę, kiedy po nim szedł; musiał dojść na drugą stronę i odwrócić się, aby stawić czoła Castielowi.
To była zdecydowanie najbardziej nieudana rzecz, jaka się przez cały dzień przydarzyła.
Stąd widok był zupełnie inny; Dean widział niepewną minę Castiela, machającego swoim wiosłem i próbującego odpowiednio je złapać. Za nim stało dwadzieścia pięć dzieci oraz troje innych dorosłych. Charlie miała kamerę, w której świeciło się czerwone światełko nagrywania.
Okej, nieudane nawet nie zaczynało tego w pełni obejmować.
- Na miejsca! – zawołał przewodnik.
Cholera.
- Gotowi!
Castiel spojrzał Deanowi w oczy, mając na zarośniętej szczęce śladową ilość błota. Wydawał się zdeterminowany i właśnie w tej chwili Dean sobie uświadomił, że nie wyjdzie z tego zwycięsko. Jasne, był prawdopodobnie szybszy od Castiela, ale nie był biegaczem. Nie był taki gibki, jak tamten, a możliwe, iż Castiel był nieco cięższy.
A poza tym Dean naprawdę nie odnosił wrażenia, że byłoby z jego strony czymś właściwym wygrać. Miał kompleks przegrywającego, jak już tak o tym pomyślał.
- Start!
Castiel uderzył Deana w barki, a Dean ledwo miał czas zrobić unik, zanim nadeszło kolejne uderzenie. Cholerny bibliotekarz machał wiosłem jak wiatrakiem i oba końce uderzyły Deana prosto w łopatki.
W czasie robienia uniku Dean wykorzystał okazję, próbując z całych sił ignorować trzeci cios w barki i dosięgnąć nóg Castiela, aby podciąć mu kolana. Dzieci wrzeszczały jak dzikie zwierzęta, skrzeczały jak syreny alarmowe.
- AUU! – krzyknął Dean, czując uderzenie na karku. Uszy go zapiekły, ale usłyszał, jak Castiel wymamrotał przeprosiny.
Kolejny cios w nogi Castiela, który mężczyzna odkopał, stając na jednej.
Dean wyprostował się i cofnął się jednym butem przez błoto na słupie, próbując stanąć stabilniej. Castiel zmierzył go wzrokiem i Dean szczerze nie wiedział, czy to było przyglądanie się, czy też przygotowywanie się do kolejnego ciosu.
Okazało się, że to drugie. Dean stęknął, gdy wiosło walnęło go w pierś, na chwilę pozbawiając go tchu. Cios nie bolał, tylko dekoncentrował; cholernie trudno było się ruszyć, aby samemu zacząć atakować.
- Nie wyjdziesz z tego żywy – warknął Dean z szerokim uśmiechem. – Idziesz na dno, chłopcze.
- Chcę zobaczyć, jak mnie zrzucasz – odciął się Castiel, a oczy lśniły mu pod wpływem zabawy. – Nie dorównujesz mi.
- Och, tak? – Dean machnął wiosłem przez bark Castiela i uderzył go w plecy, kiedy tamten się uchylił. – Mam cię!
Nauczyciel popełnił ten sam błąd, co Castiel wcześniej, pozwalając wystawić swoje nogi na wiosło. Castiel dopadł mu tyłu kolana i pociągnął go w dół, jakby używał haka.
Dean upuścił wiosło, aby złapać się słupa – Boże, śliski był – jedno kolano ześlizgnęło się i teraz czubkami palców dosięgał powierzchni błota, nawet przez but czując zimno. Przez chwilę dyszał, mając nadzieję, że Castiel pozwoli mu wstać z powrotem, ale nie dostał takiej możliwości.
Poczuł na plecach kolejny cios i stęknął, odsuwając wiosło – ale potem nadeszło następne uderzenie, i następne, potem przerwa i jeszcze jedno.
Dean był okładany na drewnianej kłodzie, z całych sił trzymając ją rękami, aby nie spaść. Jedna noga wciąż mu zwisała, druga pozostawała w podkurczonej pozycji. Mógł się podciągnąć, jeśli by chciał, odepchnąć wiosło, jakie ponownie na niego spadło, uderzając go w żebra, ale został w dole, praktycznie nie walcząc.
Castiel nie próbował zrzucić go ze słupa. Wyładowywał swoją frustrację, a Dean mu po prostu pozwolił.
- No dalej, Cas, zniosę to – powiedział na tyle głośno, aby Castiel go usłyszał. – Dalej, uderz mnie, uderz-
- Ty… - rzucił Castiel, gniewnie waląc jedną stroną wiosła w udo Deana. – Ty po prostu… BOŻE-
- Masz mnie, no dalej, Cas. Po prostu to zrób, zrzuć mnie, zrzuć mn-
Castiel podszedł krok bliżej, a Dean trzymał głowę nisko, ujrzawszy zabłocony but przy twarzy, poruszający się cień wiosła i usłyszał je świszczące w powietrzu ponad wrzaskami dzieci.
- Dalej – szepnął Dean. Zamknął oczy.
Noga szturchnęła go w głowę; otwarł oczy i spojrzał w górę. Spojrzał w twarz Castiela, który oddychał ciężko, a nozdrza mu falowały. Włosy miał rozczochrane i mocno ściskał wiosło.
Dean odpełzł tak, że teraz klęczał, nie przestając patrzeć na Castiela.
- Przepraszam. Przepraszam, że odszedłem. Żałowałem tego od tamtej chwili – przełknął z drżeniem powietrze, nawet się nie krzywiąc, gdy Castiel uniósł wiosło, gotów znowu go uderzyć. – Cas, zniosę to. Zrób to.
Castiel mocniej zacisnął szczękę, tak, że mięsień zaczął drgać.
Ale potem płomień w jego oczach wydawał się przygasnąć i zanim Dean się zorientował, patrzył wyłącznie na błysk. TEN błysk. A z tego, co wiedział, właśnie na to patrzył cały czas.
Castiel kolanem zepchnął go ze słupa. Dean zachwiał się rozpaczliwie i poczuł, że spadał. Usłyszał własny krzyk zaskoczenia, potem ciężkie chlupnięcie, a potem zimno zaczęło mu przesiąkać do kości przez każdą sztukę ubrania. Uniósł głowę, słysząc wyjący śmiech bardzo zadowolonej publiczności.
Dean zamrugał, patrząc na mężczyznę stojącego jakieś siedem stóp nad nim i wciąż trzymającego wiosło. Jakby on zamierzał mu na to pozwolić.
Dean kopnął w kłodę, sprawiając, że zadygotała wzdłuż osi. Castiel spłoszył się i instynktownie rozłożył szeroko ramiona, ale wtedy Dean kopnął jeszcze raz i Castiel się stoczył.
Dean śmiał się, jakby to była najzabawniejsza rzecz na ziemi, kiedy Castiel wyszedł z błota, zaskoczony zmianą otoczenia. Przepełzł przez półstopowe błoto i pod słupem, śmiejąc się razem z dzieciakami, dopóki nie znalazł się z Castielem na odległość dotyku. Castiel tylko zamrugał z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Dean nie mógł się powstrzymać. Walnął dłonią w powierzchnię błota i posłał je w stronę Castiela. Castiel zrobił dokładnie to samo i w tym samym czasie.
Och, zaczęło się.
Castiel dosłownie podskoczył. Znaczy się zerwał się ze swojego miejsca i całym ciałem wylądował na Deanie. Jego wilgotny, kapiący anorak bił nauczyciela po twarzy, a Dean chrząknął, sięgając do talii mężczyzny, by ponownie się z nim mocować.
Castiel parsknął śmiechem, kiedy Dean podciągnął mu golf i wcisnął mu garść zimnego, rzadkiego błota pod koszulkę.
- Nigdy nie lubiłem golfów – oznajmił nauczyciel, ciągnąc Castiela w dół za ramiona.
Castiel prychnął i bardzo brudną dłonią przejechał Deanowi po gardle, a potem po twarzy. Mężczyzna usłyszał drapanie zarostu, kiedy błoto osiadło mu na szczęce. Mógł się jedynie zszokowany gapić w niebo, kiedy odkrył, iż w jego nosie tkwił zabłocony palec.
- Fuuj… - Dean odtrącił ramię Castiela, łapiąc go za nadgarstki i więżąc je pod powierzchnią gęstej brązowej mazi. Kręcił głową na wszystkie strony, próbując unikać czoła Castiela, który usiłował mu przywalić.
- Złaź ze mnie – warknął Castiel, szczerząc się jak wariat, kiedy Dean bardzo subtelnie pozwolił mu przejąć kontrolę.
Turlali się w błocie, słysząc, jak skrzypiało im pod ubraniami, czując, jak jego obrzydliwa mokrość pełzała im po skórze. Dean praktycznie zachichotał, kiedy Castiel klapnął na niego, przywierając do niego piersią, i kiedy jedno z jego ud wylądowało mu między nogami.
- Hej, hej, tylko cenzuralnie – wykrztusił Dean, odkopując udo Castiela, zanim mogło go szturchnąć trochę za mocno. – Dzieciaki patrzą.
W oczach Castiela pojawił się złowrogi blask-
…O, cholera.
Castiel trzymał w każdej ręce garść błota i mierzył nim prosto w głowę Deana.
- O nie… nie, nie, NIE! – zaskrzeczał Dean, usiłując się cofnąć, ale skończył śmiejąc się, kiedy lodowaty rozbryzg trafił go we włosy. Castiel zgarnął wszystko w dół, aż wreszcie błoto zaczęło skapywać nauczycielowi za kołnierzyk. – FUUUj, KU- Cas, ty bydlaku – syknął pod nosem tak, żeby nikt inny tego nie słyszał.
Castiel zarechotał.
- Mam cię dość – zaśmiał się Dean, próbując tyłem wyjść z błota i wrócić do miejsca, gdzie Sarah machała ręcznikiem niczym znakiem pokoju.
- Mam nadzieję, że tym razem nie mówisz poważnie – wydyszał Castiel, kiedy pomagali sobie nawzajem wstać.
Dean spojrzał mu porządnie w oczy i ujrzał w nich coś prawdziwszego niż jakiekolwiek szaleństwo, w jakim właśnie wzięli udział.
- Nie, nie mówię poważnie – odparł z uśmiechem. – Ale miałem na myśli to, co powiedziałem na tej durnej kłodzie. Ja… - Dean kaszlnął i zasłonił twarz pięścią, kiedy zaczął do niego docierać zapach błota. – Przepraszam.
Castiel posłał mu uśmieszek.
- Wiem.
Dean patrzył, jak drugi mężczyzna powlókł się z powrotem na brzeg, patrzył, jak został owinięty ręcznikiem i jak świętował jako bohater drużyny Godson. Uśmiechnął się.
Hej. I co z tego, że to było tandetne? Castiel był też jego bohaterem.
Charlie rozłożyła na siedzeniach Deana i Castiela w minibusie plastikowe worki na śmieci. Dean podziękował jej za to i powiedział, że byłby absolutnie wdzięczny, gdyby się na chwilę zajęła jego dzieciakami, podczas gdy on udałby się do łazienki wymyć błoto z oczu. Przewróciła oczami, ale oczywiście zgodziła się.
Łazienka była szara i obskurna, powietrze pachniało sosnami i zastałym moczem oraz bleachem. Dean zawlókł się do lustra, zamierzając umyć sobie twarz, i czekał, by zwolniła się jedyna kabina.
Toaleta w środku spłynęła wodą i Dean podniósł wzrok, ujrzawszy zmierzającego w jego stronę Castiela, uśmiechającego się, gdy odkręcił kurek tuż obok.
Castiel wyglądał, jakby zanurkował w czekoladzie, a potem ktoś wylizał mu twarz do czysta. Dean parsknął, patrząc na ich wspólne odbicie, ponieważ wyglądał mniej więcej tak samo.
- Co za dzień, prawda? – wymamrotał Dean, pochylając się, aby ochlapać sobie twarz zimną wodą. Gorącej tu nie było, a w zimnej zdawał się być żwir. Skrzywił się, kiedy oczy go zapiekły, i miał nadzieję, że nie zapuchną, skoro musiał prowadzić.
- Faktycznie.
Castiel zamrugał, patrząc na swoje odbicie, kiedy mył ręce, po czym uniósł złożone dłonie, aby polać sobie wodą głowę.
- W szkole mają dobre prysznice – podpowiedział Dean, patrząc, jak Castiel usiłował zeskrobać brązowe błoto ze swoich zazwyczaj nastroszonych włosów. – Ciśnienie wody jest cudowne i temperatura się nie zmienia. Są świetne, nawet wcześnie rano.
- Wydajesz się sporo o nich wiedzieć. Często grzebiesz w błocie? – Castiel uśmiechał się złośliwie i zamykał jedno oko, aby nie dostał się do niego strumyczek wodnistego brudu.
Dean zachichotał i wytarł ręce, a potem twarz, w papierowy ręcznik.
- Nie mogę sobie naprawdę pozwolić na gorące prysznice tak często, jak potrzebuję. Przynajmniej w szkole są za darmo. Tylko musisz sprzątnąć z odpływu swoje włosy łonowe, inaczej woźny się tobą zajmie. Doświadczyłem tego na własnej skórze.
Castiel roześmiał się w ręcznik, którym wycierał sobie twarz, po czym zerknął na Deana, wyrzucając zgnieciony papier do śmieci.
- Przykro mi jednak, że nie możesz sobie na to pozwolić. U mnie tak samo. Chociaż – powiedział, ze wzruszeniem ramion kiwając głową – faktycznie mam tendencję do robienia zakupów na całe życie. Szerokoekranowy telewizor. Fortepian.
- Grasz? – podsunął Dean, gestem wskazując Castielowi otwarte drzwi łazienki.
- Hobbystycznie. Nie jestem za dobry. Umiem zagrać „Pałeczki” oraz motyw przewodni z SIMPSONÓW.
Deanowi zmiękły nieco kolana, kiedy się roześmiał. Castiel również zachichotał, ale Dean ledwo to usłyszał poprzez zatykające mu uszy błoto i przez echo swojego śmiechu. Oparł się o framugę drzwi i po prostu uśmiechnął do drugiego mężczyzny.
- Hej, Cas, poczekasz w minibusie? – zasugerował, machnąwszy pospiesznie przechodzącej Sarah.
- Nic ci nie jest?
Dean zamrugał.
- Co? Och, nie. Nie, ja tylko… uch. Wstydzę się sikać.
Castiel skrzywił usta, jakby próbując powstrzymać się od śmiechu, ale nie zdołał i roześmiał się nauczycielowi w twarz.
- Nie żartuję, to prawda! – odciął się Dean, przewracając oczami, kiedy Castiel klepnął go w ramię. Na szczęście jednak bibliotekarz wyszedł, a Dean stał tam przez chwilę, niezdolny przestać się uśmiechać.
Castiel był naprawdę dobry w rozśmieszaniu go i to również było faktem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:35, 21 Lis 2013    Temat postu:

I część druga :D

Podróż powrotna upływała w ciszy. Dean nie ośmielił się włączyć żadnej muzyki i zamiast tego słuchał tylko pomruków wielkiego silnika, kiedy wiózł wszystkich z powrotem do szkoły.
Każde jedno dziecko było wyczerpane i po kilku minutach wszystkie ucichły, gapiąc się bezmyślnie przez okna lub po kolei zasypiając.
Dean przypuszczał, że leżało to w naturze dzieci, ale rzut oka we wsteczne lusterko uświadomił mu, że Castiel również rozłożył się na siedzeniu, zamknąwszy oczy i otwarłszy usta.
CÓŻ, JAKI Z NIEGO MAŁY ANIOŁEK, pomyślał sobie Dean, zachwycony tym, na jak odprężonego Castiel wyglądał. Dean wiedział, że było to w pewnym sensie gwarantowane, ale czuł się dumny z faktu, iż Castiel na tyle ufał jego umiejętnościom, by móc drzemać.
Wrócili do szkoły szybciej, niż Dean się spodziewał, i mężczyzna uznał, że każda podróż powrotna wydawała się krótsza.
Walnął dłonią w sufit busa, budząc pasażerów, i wyszczerzył się, gdy Castiel, parskając, podniósł się i wytarł sobie usta wierzchem dłoni.
- Pobudka, śpiochy, rodzice czekają.
Dean jako pierwszy wyskoczył z vana i, tak samo, jak rano, przybił piątkę wszystkim dzieciakom, kiedy zwlekały się z najniższego schodka na parking.
- Wszyscy się dziś dobrze bawili? – zawołał do nich, kiedy dzieci zebrały się nieporządnie, z plecakami na pół zwisającymi im z ramion i pocierając zaspane oczy.
- Tak, panie Winchester…
- A, i sądzę, że musimy komuś bardzo podziękować, prawda? – podpowiedział Dean, uśmiechając się na widok tego, jak Castiel szurnął nogami i oparł się o busa.
- Dziękujemy, panie Godson – zabrzęczały dzieci.
Dean zadowolił się tym, zadowolony, że jego klasa wciąż trzymała się w pobliżu, choć tłum rodziców już czekał na drugim krańcu parkingu.
- Dobra. Upewnijcie się, że opowiecie rodzicom o wszystkich spoko rzeczach, jakie dzisiaj robiliście. I… - dzieci zaczęły się rozpraszać, pędząc do machających dorosłych. – I jeśli wasi rodzice tam nie czekają, to wracajcie tu natychmiast, słyszeliście?!
Castiel mruknął coś ze śmiechem, kiedy Dean zwiesił ramiona, ponieważ wszystkie dzieci były już poza zasięgiem słuchu. Byłby poszedł spotkać się z rodzicami, ale zważywszy na to, że od stóp do głów był pokryty błotem, nie sądził, że zrobiłby odpowiednie wrażenie. Większość błota już zaschła i czuł się CHRUPKI.
- Wasza podróż w porządku? – zapytała Charlie, podchodząc do Deana. Prześcignęła go w połowie autostrady i wyglądało na to, iż jej grupa już się rozeszła.
- Tak, było dobrze. Obecny tu pan Godson zasnął – wyszczerzył się Dean, pokazując kciukiem przez ramię.
- Ajjj – Charlie uśmiechała się radośnie, nijak nie subtelnie podnosząc aparat i robiąc ubłoconym nauczycielom zdjęcie.
Dean zamrugał, widząc jasne światło, po czym odwrócił się do Castiela, który posłał mu rozbawione spojrzenie.
- Panie Godson, miał pan zamknięte oczy – powiedziała Charlie, chichocząc. – Jeszcze raz.
Castiel westchnął, odepchnął się od autobusu i podszedł do Deana.
- Nie jestem najfotogeniczniejszym z ludzi.
Kolejny błysk; tym razem na skutek światła Dean skrzywił się i stęknął.
- Jakie są szanse… - Charlie potrząsnęła głową, patrząc na wyświetlacz z tyłu aparatu. – Dean, z tobą jest dobrze; praktycznie jesteś modelem. Bóg jeden wie, jak to robisz, skoro wyglądasz dosłownie jak gówno.
Castiel roześmiał się, a zmarszczki przy oczach mu pociemniały, kiedy zaschnięte błoto wbiło mu się w skórę.
- Chodź tu – wymamrotał Dean, zarzucając ramię na talię Castiela. Uśmiechnął się, kiedy Castiel zamrugał i odwrócił się, by na niego spojrzeć z czymś zbliżonym do zaskoczenia w oczach. – Cas, zamknij oczy i otwórz je na trzy. A Charlie będzie mogła pstryknąć.
Castiel zacisnął usta, patrząc obojętnie w obiektyw.
- Dobra.
- Zamknij – poinstruował Dean. Castiel zamknął oczy.
Dean miał patrzeć w aparat, ale przez sekundę czy ileś mógł jedynie patrzeć na to, jak twarz Castiela całkowicie pozbyła się stresu, i zauważył, iż Castiel oparł się o jego ramię, które go podtrzymywało.
- Trzy, dwa, otwórz-
Po błysku Dean stęknął, odsuwając ramię od Castiela i zamykając sobie powieki. Castiel zaśmiał się miękko, kładąc rękę na ramieniu Deana. Dean automatycznie przysunął się bliżej; otwarł oczy i ujrzał uśmiechającego się Castiela, niebieskie oczy otoczone brązowymi zaciekami.
- Idealnie – ogłosiła Charlie, wyłączając aparat. – Sarah już sobie poszła, ja idę w tę samą stronę. Powieźć któregoś? – spojrzała dobitnie na Castiela, wiedząc doskonale, że Dean nigdzie się nie ruszy bez swojej Impali, chyba, że jeździł wynajętym na potrzeby szkoły samochodem. Dean uśmiechnął się, kiedy Castiel uprzejmie jej odmówił.
- Obawiam się, że mam inne zajęcie – powiedział.
TAK, pomyślał Dean. ZAJĘCIE. JAK SPRAWDZANIE ZE MNĄ PRYSZNICÓW.
- To źle. Wobec tego może jeszcze się kiedyś zobaczymy? – Charlie podała Castielowi rękę i uścisnęli je sobie nawzajem, uśmiechając się szeroko. – Miło było pana poznać, panie Godson.
- Proszę – powiedział Castiel, opuszczając ręce. – Nazywaj mnie… - zerknął na Deana i Dean ujrzał Ten Błysk. – Nazywaj mnie Cas.
Charlie kiwnęła głową.
- Wobec tego, Cas, miłego dnia. Na razie, Dean. Daj mi znać, czy dzisiejszy odcinek ci się spodoba, co?
- Jasne.
Dean patrzył, jak Charlie odwróciła się i poszła za resztą rodziców, którzy udawali się do swoich samochodów.
- Czy ona mówiła o DR SEXY? – zapytał Castiel, zerkając na Deana, który próbował robić coś ze swoją swędzącą głową.
- Tak, oboje to uwielbiamy – potwierdził Dean, ruchem głowy każąc Castielowi iść za sobą. – Widziałeś wszystkie odcinki, tak?
Castiel wzruszył ramionami, kiedy szli, kołysząc wiszącym mu na ramieniu plecakiem.
- Oglądam serial może od roku czy jakoś. Powtórki nie lecą chronologicznie, a ja… cóż, wolę oglądać po kolei.
- Jak rozumiem, nie masz zestawu płyt.
Uśmieszek Castiela powrócił, sięgając kruszącego się błota wokół jego oczu.
- Jak rozumiem, ty masz?
- Wszystkie sześć sezonów – oznajmił Dean z dumą. Skierował ich do drzwi sekretariatu szkoły i puścił Castiela przodem.
Sekretarka, Jill, pomachała Deanowi w przelocie, a on w pozdrowieniu machnął jej palcami. Zazwyczaj lubił z nią flirtować, ale dziś jego uwaga kierowała się gdzie indziej. A może już od trzech minionych tygodni. Dean zastanowił się, czy zauważyła.
- Te sześć sezonów brzmią całkiem imponująco, zważywszy na to, że nie masz pieniędzy.
- I kto to mówi, panie Telewizor Szerokoekranowy i Fortepian.
Castiel przewrócił oczami.
- Nie mam odtwarzacza DVD, więc zestaw płyt byłby raczej bezużyteczny.
- Ja mam.
- Gratuluję – oznajmił sucho Castiel. Dean po prostu się do niego uśmiechnął, po czym pchnął go lekko, aby wskazać mu drogę do szatni mężczyzn.
Szkoła wyglądała inaczej, gdy nie przebywały w niej dzieci. Po tym, jak nauczyciele poszli do domu, jak sprzątaczki zrobiły swoje i woźny pozamykał wszystko poza wyjściami ewakuacyjnymi, na korytarzach pojawiało się coś czarodziejskiego.
W każdym razie Dean tak to postrzegał.
- Cas?
- Hm?
- Wiesz, kiedy jako ostatni opuszczasz szkołę wieczorem, po ocenianiu prac czy cokolwiek… kiedy wciąż palą się światła na korytarzu i wszystko odbija się echem… - Dean wciągnął powietrze, wiedząc, że Castiel na niego patrzył, ale nie odwracając się, by to zobaczyć - …to jest nawet niezłe, prawda? Że wolno ci tu być, ponieważ nie jesteś dzieciakiem… nie jesteś, haha, nie jesteś kimś małym. Zarządzasz tym miejscem – Dean spuścił głowę i popatrzył, dokąd szli, wciąż przemierzając korytarze. Na tablicach po jednej stronie wisiały prace dzieci, po drugiej korespondencja rodziców z nauczycielami, ale Dean mijając to ledwo na nie spojrzał. – Nie wiem – kontynuował, wzruszając lekko ramionami. – To całkowita kontrola, jasne? To jest mój świat. Uczenie dzieci. Bycie w tym otoczeniu, to jest… bezpieczne, wiesz?
- Tak – powiedział Castiel bardzo, bardzo cicho. – Tak samo myślę o bibliotece. Dlatego zostaję tam do późna i pozwalam, aby wszyscy jako pierwsi szli do domu.
Wtedy Dean spojrzał na niego, patrząc, jak zestaw szafek rozmazał się w drodze, podczas gdy on skupił się na zabłoconej twarzy bibliotekarza.
Castiel przełknął i Dean zdał sobie sprawę, iż zrobił to celem ukrycia emocji, nie zaś dlatego, że musiał.
- Ja nie… - westchnął Castiel, na chwilę odwracając wzrok, kiedy Dean skręcił za róg i podłoga zmieniła się z wyłożonej dywanem na płytki terakotowe. – Nie było mi łatwo, kiedy dorastałem. Nie miałem miejsca, w którym byłoby… cicho. Lub samotnie.
Dean sapnął bez rozbawienia.
- Tak samo tutaj.
Castiel podniósł wzrok i spojrzeli sobie w oczy.
- Wychowałem się w rodzinie zastępczej wraz z sześciorgiem innych dzieci. Żadne z nas nie miało nic wspólnego z innym, i, mówiąc oględnie, nikt nie szanował moich rzeczy. Kiedy mam możliwość zatroszczyć się o… książki albo dzieci…
- Wiele sobie wynagradzasz – Dean uśmiechnął się do niego smutno, choć raz będąc w stanie powiedzieć, iż wiedział, jak to było. – Nigdy nie zostałem adoptowany. Ja i Sammy uciekliśmy, zanim skończyłem 18 lat, i przemieszczaliśmy się z miejsca do miejsca, aby nikt nas nie złapał. Rozdzieliliby nas, a-
- A ty byś tego nie chciał – Castiel kiwnął głową. – Rozumiem.
Obaj nieświadomie zwolnili kroku, a Dean spojrzał na niego, mrugając.
- Tak.
Usta Castiela drgnęły w uśmiechu, który Dean powtórzył.
- Sądzisz, że kiedyś będziesz miał własne dzieci? – spytał nauczyciel, unosząc brwi. – Pytam tylko z ciekawości.
Castiel roześmiał się cicho, zerkając na dłoń Deana i mocniej chwytając pasek plecaka.
- Myślę, że chciałbym adoptować.
- Jasne – powiedział Dean. – Znaczy się… z kimś czy… po prostu samemu?
Castiel spojrzał mu w oczy, a Dean ujrzał w nich błysk, ale nie taki sam, jak zwykle. Nie był smutny ani pełen nadziei. Po prostu TAM był.
Bibliotekarz nawet mu nie odpowiedział.
- Przypuszczam, że tu się kierujemy – powiedział już zwyczajnie głośno, zmierzając do drzwi do męskiej szatni.
- Tak – potwierdził Dean, pozwalając Castielowi iść przodem. – To niewiele, ale i tak lepiej, niż w domu.
Castiel poszedł prosto do pustych ławek usytuowanych pomiędzy dwoma rzędami szafek i postawił tam swoją torbę.
Po prawej stronie szatni wystawały ze ściany trzy główki prysznica, oddzielone od siebie wysokimi do ramion ściankami w kolorze kasztanowym. Całe pomieszczenie było wyłożone kremowobiałymi płytkami, a w najdalszej ścianie widniała para szerokich, nieprzezroczystych okien, idealnie wpuszczających do środka popołudniowe światło słońca i wypełniających pustą przestrzeń ciepłym światłem. Nie trzeba było włączać lamp, więc Dean wchodząc nawet nie starał się wymacać sznurka.
Castiel już zdzierał sobie z ramion swój paskudny anorak, kiedy Dean stanął naprzeciw niego, odkładając swoją torbę obok jego torby.
- Przez tydzień będę cuchnął błotem – poskarżył się i skrzywił, kiedy zdjął płaszcz, a wraz z nim prawdopodobnie warstwę skóry.
- Masz mydło?
Dean mruknął coś w zamyśleniu, rozglądając się po szatni.
- Któregoś dnia zostawiłem tu szampon. Coś z orzechami włoskimi albo jakoś tak.
- Tam – wskazał Castiel, a Dean podążył za jego gestem, zauważając wreszcie trzy butelki stojące w kącie jednej z kabin prysznicowych. Westchnął.
- Woźny znowu je przestawił.
Rozproszył się na chwilę – dobra, na DŁUGĄ chwilę, kiedy Castiel poruszył ramionami i przeciągnął sobie swój golf przez głowę, naruszając garście błota, jakie nauczyciel wepchnął mu pod ubranie. Miał na sobie również koszulkę, ale przykleiła mu się do wnętrza swetra i Castiel ściągnął obie rzeczy razem.
Dean stał tam, trzymając się za brzeg swojej koszulki i jeszcze jej nie zdejmując.
Castiel miał przekłuty sutek.
Castiel na niego nie patrzył, więc nie zauważył jego gapienia się i dalej się rozbierał, przechodząc od butów prosto do oblepionych błotem spodni.
Dean mrugając wrócił do świadomości i pospiesznie zaczął szarpać swoje rzeczy, wrzucając swoją zniszczoną koszulkę do plastikowej torby, którą przyniósł na wypadek takich właśnie nagłych wypadków. Za tym poszły jego spodnie i, Boże, Dean prawie nie mógł myśleć o niczym innym poza PRZEKŁUTYM SUTKIEM.
Nie był to pierścień ani pętla. Był to taki rodzaj z kulistą srebrną główką po każdej stronie, prosty półcalowy pręcik przechodzący PRZEZ sutek.
Dean wyobraził sobie to coś, siadając, by rozwiązać sobie buty, ponieważ w przeciwnym razie nie przecisnąłby dżinsów przez kostki.
Sutki Castiela były bardzo ciemne i wyróżniały się na tle jego naturalnie opalonego odcienia skóry. Kiedy Dean je zobaczył, zdążyły już lekko zesztywnieć na skutek chłodu w pomieszczeniu, całkiem, jak jego własne. Castiel miał szeroką pierś i ramiona, a jego kolorowy tatuaż w połowie pokrywało błoto.
Dean uśmiechnął się do siebie, skopując dżinsy na chropowate płytki podłogowe, po czym włożył poplamione spodnie do torby razem z resztą swoich ubrań.
Castiel był, kurwa, całkiem gorący, nie można było temu zaprzeczać. Dean nigdy nie okazywał zainteresowania piercingami, ale teraz?
Tak, kurwa.
Odwrócił się, kiedy usłyszał syczenie wody. Dech mu zaparło, kiedy ujrzał Castiela przed sobą w środkowej kabinie, twarzą do ściany i z gołym tyłkiem w pełni na widoku.
Dean zazwyczaj nie reagował rwącym się oddechem na widok ludzkich zadków, ale ten jeden należał do gościa, którego on DOPROWADZIŁ DO ORGAZMU. To było… Jezu, to było wariactwo, ale uwielbiał to.
Tyłek był niezły.
Dean wstał, ignorując lekkie zesztywnienie, po którym w jego bokserkach zrobiło mu się trochę za ciasno. Wsadził ręce pod gumkę i ściągnął je na podłogę, po czym wrzucił do torby. Udał się do kabiny na lewo od Castiela, nie spuszczając wzroku z mięśni okrągłego, pełnego tyłka Castiela.
Butelki żelu do mycia stały równym rządkiem pod ścianką działową, a Castiel odwrócił głowę i uśmiechnął się do Deana, gdy mężczyzna zmierzał pod własny prysznic.
- Miło, że do mnie dołączyłeś – powiedział Castiel. Jego rzęsy pod prysznicem pociemniały, a Dean ujrzał przyklejone do nich kropelki wody, podobne maleńkim gwiazdkom.
- Miło, że zaklepałeś mi miejsce – odparł Dean, unosząc brodę i przekręcając srebrną dźwignię, by woda popłynęła. Strumień rozbryzgnął mu się prosto na piersi i mężczyzna westchnął, zamykając oczy. – Każdy inny mężczyzna oczekiwałby, iż zajmę miejsce o kabinę dalej od ciebie, ale ty wziąłeś środkową z trzech.
Castiel wyszczerzył się pod strumieniem wody spadającym mu na twarz i prychnął, po czym potrząsnął głową jak pies i posłał kropelki błotnistej wody na twarz Deana.
- Żaden inny mężczyzna nie potrzebowałby szamponu aż tak bardzo – odparł bibliotekarz zgryźliwie. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że musimy podzielić się mydłem, prawda?
Dean zachichotał, zanurzając głowę pod strumień i wypuszczając powietrze, kiedy na pół wyschnięta warstwa błota zaczęła mu spływać z włosów.
- Tak, chłopie, wiem. Tylko się wygłupiam.
Castiel uśmiechnął się do niego, po czym znowu odwrócił się twarzą do wody.
Przez jakiś czas myli się w ciszy. Okazało się, iż błoto było niewiarygodne odporne. Nawet po dwóch porządnych porcjach mydła dłonie Deana wciąż robiły się brązowe, gdy przeciągał sobie palcami po łydkach.
- Dzięki Bogu, że byliśmy ubrani, co? – wymamrotał Dean, słysząc własny głos odbijający się słabym echem od wyłożonych płytkami ścian. – Gdybyśmy byli nago, czekałoby nas ow wiele więcej syfu do zmycia.
Castiel parsknął, częściowo rozbawiony.
- Muszę ci podziękować za to ekstra błoto, jakie twoim zdaniem pasowało mi do brzucha.
- Taaak – zarechotał głośno Dean, mrugając do Castiela ponad ścianką. – Przepraszam za to.
- W ogóle nie jest ci przykro.
- Ach, tu mnie masz.
Castiel schylił się, by nabrać sobie więcej szamponu, i wysunął głowę spod wody, by ją namydlić. W trakcie tej czynności miał zamknięte oczy i Dean zdołał się powstrzymać tylko na jakieś pięć sekund, po czym przysunął się o kilka cali bliżej do ścianki.
Te cale wystarczyły mu, aby ujrzeć cholerny przekłuty sutek, i po prostu stał tam, podczas gdy Castiel spłukiwał sobie włosy. Dean przylgnął wzrokiem do jego ciała. Mydło spływało bibliotekarzowi po sutku, a metal zmieniał kierunek spływu, sprawiając, że ściekało wokół.
Dean dotknął swoich sutków i zadumał się nad tym, czy kiedykolwiek zdołałby znieść ból przepychania przez nie metalowego pręta. Uwielbiał się tam dotykać – do licha, jego własne namydlone palce sprawiały, że trochę bardziej twardniał na dole, nawet teraz – ale wrażenie musiało być lepsze z kolcem w środku, prawda?
- Cas, mogę cię o coś zapytać?
Castiel otwarł jedno oko, krzywiąc twarz i próbując patrzeć na Deana, podczas gdy jednocześnie usiłował utrzymywać mydło z dala od oczu.
- Oczywiście.
- Uch. Przekłuty sutek?
Castiel ściągnął brwi, po czym spojrzał w dół. Dean oparł się ramieniem o ściankę tak, aby móc widzieć Castiela przyglądającego się sobie, ponieważ coś w nim patrzącym na siebie było… uch, to było dobre. Castiel zawsze zdawał się być zaskoczony, kiedy Dean coś zauważał, i tym razem nie było inaczej.
- Ach, to. Tak – spojrzał na Deana, a Dean rzucił wzrokiem z powrotem na jego twarz, próbując udawać, że właśnie nie zastanawiał się nad tym, jak by to było patrzeć na Castiela dotykającego piercingu. Bibliotekarz wzruszył ramionami. – To tylko trochę zabawy.
- Powiedziałbym – wyszczerzył się Dean, ponownie się prostując i trąc sobie brud między palcami.
Znowu umilkli, a Dean dokonał przełomu w kwestii błota na swoich nogach, nie musząc dłużej skrobać sobie skóry paznokciami, zanim dłonie nie zrobiły mu się czyste. Potem musiał się zająć swoimi włosami, wyciskając więcej szamponu, niż kiedykolwiek wcześniej zużył jednorazowo – przynajmniej celowo.
Dopiero, kiedy zadowolił się faktem, iż włosy mu piszczały, kiedy za nie ciągnął, to usłyszał coś zupełnie innego od normalnych rozbryzgów wody i uderzeń łokciami w ściankę, które słyszał przez cały ten czas.
Dean spojrzał na Castiela i ujrzał, iż mężczyzna patrzył w dół, i początkowo zastanowił się, czy bibliotekarz nie bawił się swoim sutkiem, ale wtedy… Castiel przygryzł sobie dolną wargę i puścił ją, by pospiesznie wypuścić powietrze, sapiąc potem cicho.
Dean usłyszał klaskanie ciała o ciało, zauważył poruszające się ramię Castiela.
- Cas, czy ty sobie walisz? – zapytał z absolutnym niedowierzaniem.
- Ciiii – powiedział Castiel. – To był długi dzień.
Dean zaczął się szeroko uśmiechać, zanim jeszcze Castiel zdążył to powiedzieć.
Woda spływała Castielowi po policzkach, spychając jego prawie czarne włosy na jedno miejsce na czole. Strumyczki ściekały po jego czystych ramionach, a na bicepsach zebrała się woda, ponieważ od jakiegoś czasu znajdowały się poza strumieniem wody.
Dean był zdecydowanie twardy; nie musiał nawet patrzeć w dół, by to sprawdzić. Po prostu gapił się na drugiego mężczyznę. A potem przysunął się bliżej, rozchylając usta.
Oparł się całym prawym bokiem o zimny plastik ścianki działowej, opuszczając wzrok z parujących włosów Castiela na poruszające się mięśnie jego lewego ramienia. Potem położył brodę na ściance i zerknął jeszcze niżej.
Sutek. Brzuch. Pozbawione błota włosy łonowe. FIUT.
Dean wessał sobie wargę między zęby i złapał się za swojego fiuta, aby go jeden raz i boleśnie powoli pociągnąć. Woda rozgrzała mu skórę, a móc czuć siebie pod pomarszczonymi opuszkami było czymś wariacko dobrym.
Castiel nie oddychał ciężko, ale lekko, prawie hiperwentylował. Oczy miał wciąż zamknięte, czubek języka spoczywał mu na dolnej wardze. Wyglądał pięknie. Skórę miał zaczerwienioną i obolałą od szorowania i wydawał się lśnić od środka rozkoszą, jaką odczuwał.
- Dean, czy ty mnie obserwujesz? – kącik ust Castiela uniósł się do góry w uśmieszku.
- Nie – odparł Dean, wracając pod swój prysznic i czując, jak jego ciepło ponownie go ogarnęło, mocząc mu wyziębioną skórę.
Castiel zachichotał, a jego głęboki, niski śmiech odbił się od ceramicznych ścianek. Nie odpowiedział, ale otwarł odrobinę oczy, by zlokalizować kurek prysznica. Dean usłyszał pisk, a potem woda przestała Castielowi lecieć na głowę i dźwięk jego oddechu stał się dużo bardziej słyszalny.
Dean gapił się dalej przez lśniącą mgiełkę wody spływającą mu na głowę. Próbował ukryć twarz, ale nie potrzebował więcej, jak paru sekund, by sobie uświadomić, że Castiel doskonale wiedział, iż był obserwowany. I że go to NIE OBCHODZIŁO.
Dean zamrugał, zakręcając swój kurek. Odetchnął, po czym wyjął sobie rękę spomiędzy nóg, aby przetrzeć oczy. Zaraz potem wrócił do dotykania, ponieważ teraz sapanie Castiela było tak oczywiste, że jego podniecone wydechy niczym odurzające opary unosiły się w powietrzu.
Castiel stęknął cicho i gardłowo, unosząc brodę i wyciągając szyję. Dean bardzo wyraźnie słyszał jego pracującą dłoń; mokra skóra, mokra ręka, może odrobina żelu do pomocy…
Castiel na chwilę przestał dyszeć, wciągając sobie wargę między zęby i zamiast tego ciężko oddychając przez nos. Dean usłyszał, jak jego dłoń nabierała tempa; również jego ciało kołysało się nieco bardziej, rozkołysane ruchem ramienia.
Dean uznał… cóż.
Cas i on już się przelecieli. Widzieli się nawzajem nago i w stanie gotowości. Doprowadzili się do obopólnych orgazmów. Mieli swoje wpadki, ale teraz było między nimi spoko, o ile Dean mógł stwierdzić. Jakie niebezpieczeństwo tkwiło w… najściu…?
Dean zakręcił się wokół ścianki działowej i powoli ruszył do sąsiedniej kabiny, wodząc wzrokiem po wyraźnych liniach i pięknym kolorze wyrzeźbionych pleców Castiela. Ten okrągły, męski tyłek. Niech to szlag, Dean po prostu chciał go UGRYŹĆ.
Zbliżył się powoli, podkurczając palce na ciepłych płytkach. Pod stopami wydawały się szorstkie, zarówno z powodu zwyczajowych krawędzi antypoślizgowych, jak i z powodu spłukanego błota, które Castiel rozniósł dokoła.
Bibliotekarz jęknął i opuścił odrobinę ramiona, kiedy coś w nim się odprężyło i zaczęło rozwijać.
Cas miał słuszność, pomyślał Dean. Walenie sobie było dobrym sposobem na ulżenie sobie na koniec długiego dnia. Ale walenie przy obserwowaniu, jak inny gościu sobie walił…?
Dean położył Castielowi dłoń na krzyżu. Mężczyzna zamruczał i odwrócił się, opierając się o prawą ściankę tak, by Dean mógł stanąć przy lewej. Dean uśmiechnął się do niego i stanął plecami do ścianki, przez którą zaglądał zaledwie minutę wcześniej.
Następnie przeniósł wzrok z twarzy Castiela, pominąwszy przekłuty sutek, prosto na jego fiuta. Mężczyzna ściskał go mocno, rozsuwając nogi i odchylając się do tyłu. Dean zaczął sobie obciągać szybciej, ponieważ w głowie dudniło mu szybciej, a z podniecenia serce biło mu mocno.
Nie było tak, jak za pierwszym razem. Nie było to coś NOWEGO tak, jak trzy tygodnie temu, kiedy Dean pierwszy raz posmakował wilgoci innego mężczyzny albo kiedy poczuł, jak to było mieć w dłoni dwa fiuty zamiast tylko jednego. Tym razem nie chodziło o Deana wypróbowującego coś niesprawdzonego. To nie był Wtorek Z Nowościami, nie dzisiaj. Tym razem chodziło wyłącznie o Castiela.
Chodziło o to, jak pociemniały mu oczy, ponieważ robił sobie dobrze patrząc, jak Dean również się dotykał. Chodziło o to, jak Castiel oparł prawą nogę o rurę w ścianie, ponieważ chciał, aby Dean miał dokładny widok na to, jak jego woreczek, słodki i zaokrąglony, uniósł się w górę.
Dean widział, jak wielką przyjemność sprawiało to Castielowi. Jego fiut połyskiwał płynem i nie była to ani woda, ani żel pod prysznic. Płyn rozchodził mu się po ręce, kiedy przesuwał pięścią w dół, a potem w górę, ciągnąc za czubek tak, że napletek zasłaniał mu dziurkę, po czym zsuwał rękę do podstawy, przerywając na chwilę lub dwie, by pomasować sobie mosznę.
Oddychali nierówno, Dean wciągał powietrze, kiedy Castiel wydawał cichutki dźwięk, a potem odwrotnie. Dean odchylił się do tyłu, stając stabilnie na podłodze, i zwyczajnie się wszystkim delektował.
To nie było porno na żywo. Nie robił sobie do tego dobrze dlatego, że wreszcie to inny mężczyzna był twardy i czuł rozkosz, ponieważ Dean również był nagi. Dean to lubił, ponieważ to był CASTIEL.
Mężczyzna nie był zwykłym bibliotekarzem. Stanowił odpowiedź na przeszłość Deana, a Dean miał naprawdę nadzieję, że miał się znaleźć również w jego przyszłości. Nauczyciel jeszcze nigdy nie spotkał innej osoby, z którą mógł się z taką łatwością widywać oko w oko. Nikt inny nie wiedział, co to znaczyło, że pozwolił pokonać się w walce; Castiel to wiedział. Castiel wiedział, że Deanowi było przykro, zanim on to w ogóle powiedział.
Nikt inny w dorosłym życiu Deana nie wiedział, jak kiepskie były rodziny zastępcze. Lub wiedział, co to znaczyło kochać coś, a potem to stracić.
Dean nie wiedział, co się stało z rodzicami Castiela, ale fakt, że trafił do systemu, był historią samą w sobie. Oznaczało to, że był sam. Tak, jak Dean.
Ale on miał przynajmniej Sammy’ego.
Castiel szepnął coś złamanym głosem, przymykając oczy i rozchylając wilgotne wargi. W odpowiedzi Dean westchnął i szeroko otwarł usta, aby móc zrobić przedstawienie z gładkiego wodzenia językiem od jednego kącika do drugiego. Castiel ujrzał to i stęknął, odchylając głowę. Prawą nogę wciąż opierał o rurę, trzymając się mocno jedną ręką tak, by się nie poślizgnąć. Dean jeszcze nie spotkał osoby, która by tak stała i wyglądała dobrze, ale, kurwa, Castielowi wychodziło to całkiem nieźle.
Wtedy Castiel zamknął usta i opuścił nogę na posadzkę. Dean spojrzał na niego pytająco i podszedł krok bliżej, ale Castiel tylko się uśmiechnął i sięgnął do kurka. Podniósł dźwignię i pozwolił, by nowy strumień wody spłynął między nimi jak iskry.
Dean poczuł jego gorąco na nogach, po czym wyprostował się, w ciasnej przestrzeni dotykając ramieniem ramienia Castiela. Bibliotekarz swoją ciepłą, mokrą dłonią przesunął nauczycielowi po przedramieniu, przyciągając go bliżej. Dean poszedł chętnie, nie czując nawet zdziwienia, kiedy wargi Castiela bez trudu znalazły jego usta.
To było takie GORĄCE.
Woda uderzyła ich w policzki, gdy zwrócili się twarzami do siebie, a ich wargi poruszały się powoli o wdzięcznie; dźwięki mlaszczących ust i języków zaginęły w dudnieniu wody, która niczym wodospad spływała Deanowi po twarzy.
Promienie słońca wpadające do szatni barwiły wnętrze powiek Deana na ciepłą czerwień, a ostre kropelki wody uderzające w nie od zewnątrz wywoływały w jego polu widzenia jasne kropki.
Castiel stęknął mu w policzek, wysuwając język, kiedy ich głowy przechyliły się na inne strony; żaden z nich nie musiał patrzeć.
Dean znalazł dłonią główkę fiuta Castiela, szturchającą jego własną, i automatycznie przeniósł się do niego, łapiąc pięść Castiela, kiedy obciągali mu wspólnie. Castiel rozchylił usta, wzdychając z rozkoszy. Potem przysunął się bliżej, po kolejny burzliwy pocałunek, i puścił, w zamian przesuwając dłoń na członek Deana.
Dean podszedł bliżej. Zderzyli się biodrami, gorąco między nimi rozchlapywało się im na skórze, ich poruszające się dłonie posyłały kropelki wody na wszystkie strony.
Dean jęknął długo i nieustępliwie, uchylając powieki, aby ujrzeć rumieniec na policzkach Castiela nawet przez wodną mgiełkę.
Wtedy Castiel westchnął przez nos i przerwał pocałunek, by zakręcić wodę. Przez chwilę umysł Deana pełen był odgłosu kapania, po czym uderzyło w niego zimne powietrze, a jego natychmiastową reakcją było stanąć bliżej Castiela. Mężczyzna był niczym pełen żaru kaganek, promieniując erotycznym ciepłem i zaproszeniem, tak samo, jak jego pocałunki.
Ale bibliotekarz wytarł sobie oczy i zerknął Deanowi w twarz. Błysk w jego oczach był teraz tak stały, że Dean ledwo go zauważył.
Castiel PCHNĄŁ go na ściankę działową. Dean uderzył plecami o plastik tak mocno, że ścianka zadygotała i skrzypnęła; góra uderzyła go w łopatki i mężczyzna krzyknął z bólu, ale Castiel nie przeprosił. Gwałtownie nakrył usta Deana swoimi, pracując nad nim szybko i mocno swoją dłonią, swymi wargami. Pod Deanem ugięły się kolana i poczuł się bezradny, podczas gdy Castiel napierał na niego, kołysząc się przy nim tak blisko, że musiał wyjąć spomiędzy nich swoją rękę.
Tymi rękami złapał Deana za nadgarstki, niczym kajdanami przytrzymując je przy ściance i jednocześnie pocałunkami wprawiając go w szaleństwo, pragnąc, pragnąc, sięgając po więcej.
Dean stękał cicho, mruganiem odganiając kropelki wody wciąż wiszące mu na rzęsach. Castiel nie wydał żadnego dźwięku, jedynie naparł na niego; ich fiuty rozpaczliwie tarły o siebie, biodra Castiela nie tyle poruszały się w górę i w dół, co wbijały w niego, pchając go do tyłu. Woda sprawiła, że obaj byli trochę śliscy i że jedwabiście miękka skóra ich członków marszczyła się, kiedy poruszały się przy sobie.
Dean poczuł przypływ rozkoszy i zanim pomyślał, przyłapał Castiela na nieuwadze, chwytając w zamian jego nadgarstki i rzucając go na kolejną ściankę. Pocałował go równie namiętnie, pragnąc przygryźć mu usta, ale wiedząc po ostatnim razie, że mężczyzna tego nie lubił. Castiel ponownie ucichł… dopóki Dean nie opuścił głowy, całując go po gardle.
Bibliotekarz pozwolił odchylić sobie głowę, pozwolił Deanowi trzymać sobie nadgarstki w dole. Ale gdy tylko nauczyciel opuścił głowę na jego obojczyk i zaczął pocałunkami schodzić w dół… i w dół… Castiel otwarł usta i jęknął tak dziko, że Dean podniósł głowę, by sprawdzić, czy wszystko z nim było w porządku. Castiel patrzył na niego oczami tak ciemnymi, że prawie nie zostało w nich niebieskiego.
- I-idź dalej – szepnął Castiel, a gardło miał tak ściśnięte, że słowa przychodziły mu z wysiłkiem. – Proszę, m-mój sutek…
Dean musiał się szybko złapać za fiuta i powstrzymać orgazm, który zagroził mu nadejściem, zanim poczuł się gotowy. JezukurwaChryste, CHOLERNY PRZEKŁUTY SUTEK.
Dean zniżył wzrok do wzmiankowanego miejsca. Cal powyżej widniał brązowy pieprzyk, a na skutek braku wody skórę wokół pokrywała gęsia skórka; sutek połyskiwał od maleńkich kropelek, a mięsień wyglądał na tak delikatny, że Dean nie mógł się do niego nie nachylić.
Wysunął czubek języka, dotknął srebrnego dodatku i zwyczajnie go SZTURCHNĄŁ.
Castiel złapał go za barki, silnie wbijając mu paznokcie w skórę. Zaczął hiperwentylować, a oczy wyglądały już tylko jak ciemne szparki, obserwujące Deana patrzącego na tę reakcję.
- Nie przerywaj, Dean, proszę… jeszcze raz.
Dean dalej patrzył Castielowi w oczy, otaczając otwartymi, delikatnymi i mokrymi ustami cały sutek. Polizał go, smakując wyłącznie ludzką skórę, może z minimalną domieszką szamponu orzechowego, ale z trudem mógł się skupić, aby dojść do takich wniosków. Castiel drżał nie z zimna, ale z potwornej rozkoszy, oddychał chrapliwie i nierówno nawet wtedy, gdy kwilił.
- Dean… och, De… - Dean zaczął ssać. – Dean… Dean, kurwa… o nie, nie, nie mogę… Proszę, PROSZĘ… och, więcej…
Dean posłuchał, pochylając głowę i zmieniając ustawienie języka, liżąc nim i wiercąc, sprawiając, że metal przechylał się. Nauczyciel wyczuł pod językiem, jak sutek zesztywniał, poczuł, jak zmarszczone ciało sklęsło, po czym zesztywniało ponownie; skóra Castiela zapłonęła gorącem i stawała się coraz gorętsza w miarę, jak mężczyzna całkowicie stracił kontrolę nad sobą.
- O Boże. O Boże, Dean, kurwa…. Chryste, nie wytrzymam. Dean, nie wytrzymam, ja zaraz, ja zaraz-
W jednej chwili Dean przeniósł wargi z sutka Castiela na jego usta, zagarniając je w najwrażliwszym pocałunku, jaki kiedykolwiek ze sobą dzielili; nauczyciela bolały usta, a język mu mrowił od dotyku metalu pod nim. Usta dawały inne wrażenia, niemal obce, i Dean całował, jakby to była dla niego nowość, jakby pierwszy raz poczuł czyjś język na swoim. Jakby nigdy nie miał otarcia po zaroście na opuchniętych wargach. Jakby nigdy wcześniej nie kochał się z Castielem.
Dean przerwał pocałunek, oddychając miękko, a dźwięk rozdzielających się ust sam zabrzmiał jak pieszczota.
- Jeszcze nie dochodź – szepnął Dean, szturchając Castiela nosem w policzek. Potem zrobił to ponownie, uśmiechając się, kiedy ciało ustąpiło i kiedy Castiel odwzajemnił mu się tym samym. Przez moment ocierali się o siebie twarzami jak koty, Castiel wysunął język, by posmakować skóry drugiego mężczyzny.
- Przez ciebie cały jestem śliski – poskarżył się Castiel wyraźnie żartobliwym tonem, ale zdecydowanie zakrytym tą szorstką, niską nutą w głosie. Nurzał się w żądzy i to tak bardzo wpływało na jego głos, iż od tego głębokiego dźwięku Deanowi drgnął fiut. Czuł cichy jęk Castiela w sercu przez klatkę piersiową.
Castiel, mrugając, zyskał nieco na aktywności, po czym ponownie zwrócił się do prysznica, pozwalając, by łagodny strumień spłynął Deanowi po plecach.
- Ty pierwszy – powiedział, popychając Deana w stronę wody.
Nauczyciel wszedł pod strumień, wzdychając, gdy jego zimną skórę po raz kolejny zalało gorąco. Po chwili Castiel wypchnął go spod wody, a Dean patrzył, jak bibliotekarz potarł sobie sutek; ujrzał, jak zaczął rwać mu się oddech i jak jego wolna ręka zsunęła się na jego erekcję, wciąż wystającą mu spomiędzy nóg.
- Myślę, że zużyliśmy dość wody – wymamrotał Dean, spuszczając dźwignię i sprawiając, że Castiel sapnął z irytacją. – Chodź tu, chcę sobie wreszcie ulżyć.
- Myślałem, że chciałbyś się podrażnić – odparł Castiel, uśmiechając się, gdy Dean objął mu biodra i przyciągnął go bliżej, zaczynając się lekko kołysać tak, że ich członki tarły o siebie.
- Drażnienie się to jedno, ale przeciąganie to co innego. Kurwa… Cas, ja po prostu chcę zobaczyć, jak już dochodzisz, naprawdę możesz mnie winić?
- Jak wygląda moja twarz, kiedy dochodzę? – wymamrotał mu Castiel w ucho, całując go tam delikatnie.
Dean uśmiechnął się lekko. Chociaż obraz pierwszego orgazmu, do jakiego doprowadził Castiela, wciąż miał wypalony na siatkówce, to chciał to zrobić ponownie.
- Zobaczmy, dobra?
Castiel posłał mu uśmieszek i pozwolił Deanowi na rozdzielenie ich ciał, po czym nawzajem złapali się za fiuty. Dean zaczął powoli, ale Castiel spuścił wzrok, patrząc na swoją szybszą rękę, poruszającą się pomiędzy główką penisa Deana a jego moszną.
Dean zamknął usta i jęknął, kołysząc się, ogarnięty uczuciami, jakie wypełniały go od stóp do głów, które skakały mu we krwi i za oczami niczym prawdziwe iskry.
- Jesteś blisko? – spytał cicho Castiel, całując Deana jeden raz.
- Aha – odparł Dean, całując Castiela w dokładnie taki sam sposób.
Castiel jęknął przeciągle, rzęsami łaskocząc mężczyznę w szczękę.
- Dean, kiedy dochodzisz, wydajesz się taki zaskoczony. Jakbyś się nie spodziewał, że to będzie-
- Takie dobre – dokończył Dean. – Kiedy to ostatnio zrobiliśmy? Tak. Wszedłem w to… kurwa… nie oczekując nic poza… ACH!... tylko pocałunkiem, a dostałem ciebie? Nie będę kłamał, byłem zaskoczony. Wc-wciąż jestem.
- Ciągle to powtarzasz – powiedział Castiel lekko pytającym tonem. – Wciąż powtarzasz, że mnie masz – bibliotekarz przełknął i przerwał na chwilę. Dean usłyszał jego wydech, poczuł oddech na swoim nagim ramieniu. – Dean, co przez to rozumiesz?
Dean ruszył głową tak, by móc długo i słodko całować Castiela. Bez języka, bez ruchu, wyłącznie usta przy ustach. A Castiel nie próbował tego zmieniać.
- To znaczy… - Dean spuścił wzrok, rozchylając usta, ale pozwalając ich wargom nadal się dotykać. – To znaczy to, co mówię. Mam cię. Ja nie… Uch, CAS.
To oznaczało, że nie zamierzał sobie odpuszczać. Miał tu coś dobrego i już poczuł, jak to było to stracić. Dean nie zamierzał stracić go ponownie.
Fakt następny: gdy przychodziło do miłości, Dean był tchórzem.
- Myślę, że wiem – szepnął Castiel, otwierając oczy. – Dean, w porządku.
Dean pokręcił głową. Nie był w stanie powiedzieć ani słowa, nie o tym.
- Cas, ja zaraz dojdę. Zaraz d… - wciągnął ostro powietrze, kiedy poczuł przepływający przez siebie orgazm, zbierający mu się w biodrach; napięcie u podstawy kręgosłupa strzeliło mu w całym ciele. Krzyknął, zamykając oczy i bez wysiłku odnajdując ustami usta Castiela.
Castiel całował go w trakcie, wodząc ustami i szukając językiem jego warg w taki sam sposób, w jaki to robił w czasie ich pierwszego pocałunku. Jakby był w stanie znaleźć w środku sekrety Deana.
Dean zadygotał, przerywając pocałunek; wypuścił powietrze przez swoje śliskie wargi i poczuł, jak powietrze omiotło mu ciało.
- Teraz ty – powiedział, szturchając nosem gardło Castiela. – No dalej, mam cię.
Castiel zachichotał, jego śmiech drgał Deanowi przy piersi.
- Znowu to samo.
- Poważnie mówię. Mam cię. Możesz dojść, Cas. Jestem tuż obok.
Castiel szepnął coś bez sensu w ucho nauczyciela, którego wilgotne, zimne włosy zatrzepotały pod wpływem jego oddechu.
- Możesz szybciej?
Dean zaczął szybciej poruszać ręką, tak, jak Castiel chciał. Wilgoć pokrywała mu połowę dłoni, a on skręcił pięścią tak, by rozsmarować ją dalej, by ręka ślizgała się łatwiej, zmniejszając ilość poruszanej skóry Castiela.
- Cas, masz takiego ślicznego fiuta – wymamrotał Dean, oblizując się. Przesunął wzrokiem od podkurczonych na podłodze palców Casa do idealnego V jego umięśnionych bioder, a potem do zaczerwienionego, twardego jak skała fiuta, który wypełniał mu dłoń.
- Mmm… dzię… ki… - Dean uśmiechnął się złośliwie widząc niepozbieraną minę Castiela i rozczochrane, lśniące włosy. - Och, Dean, właśnie tak.
Dean gładził właśnie główkę jego fiuta i poczuł zadowolenie z faktu, że Castielowi się to podobało, Jego szparka wciąż wydzielała gorący płyn na dłoń Deana i mężczyzna wmasowywał go w nią, pokrywając cieczą różowe ciało pod napletkiem. Wiedział, że musiało to być rozkoszne uczucie, skoro Castiel, w przeciwieństwie do niego, był nieobrzezany. Dean żałował, że nie wiedział, jakie to mogło być dobre, móc czuć męską dłoń na najwrażliwszej, podstawowej części swojego ciała.
Castiel z pewnością się tym cieszył.
- Deaa…n… Mmm, tak… tak… - Castiel coraz mocniej ściskał ramiona Deana płaskimi, napiętymi dłońmi, robiąc mu palcami wgłębienia w skórze. Dean czuł drżenie mężczyzny, powodowane nie tylko zimnem. Przyszło mu coś do głowy i uśmiechnął się do siebie. Pochyliwszy głowę, uniósł brodę i objął zębami przekłuty sutek Castiela, po czym pociągnął – zaledwie odrobinę.
Castiel otwarł usta i warknął tak prymitywnie, że Dean wyszczerzył się, zachwycony tym, jak bardzo bibliotekarzowi się to podobało. Poczuł ciepło na dłoni w chwili, w której spojrzał w dół. Castiel dochodził, krzycząc; strugi bieli rozlewały się Deanowi na pięści, ciekły mu po skórze i skapywały na płytki poniżej. Płyn był rzadszy, niż u Deana, oraz bardziej przezroczysty, ale rozlał się równie gwałtownie, a Dean oddychał spokojnie patrząc, jak orgazm mężczyzny trwał dalej.
Wreszcie Castiel umilkł, a Dean obciągał dalej, sciskając coraz mocniej, aż wreszcie popłynęła ostatnia kropelka.
- Oooch… - jęknął Castiel, kiedy ugięły się pod nim kolana. Dean objął go w talii i przytrzymał.
- Proszę – powiedział z teatralną ulgą. – Jak już mówiłem, mam cię.
- Mmm, Dean…
Dean zachichotał, całując go, po czym na ślepo włączył wodę. Prysznic ożył z chlupotem, a oni obaj po prostu stali przez chwilę pod jego ciepłem, wzdychając sobie w usta i przechylając głowy na boki.
Dean uwielbiał pocałunki Castiela. I to bardzo.
Wreszcie bibliotekarz się wyprostował, trochę się pozbierawszy. Uśmiechnęli się do siebie poprzez spadającą wodę, po czym szybko się obmyli, musząc się jedynie opłukać. Castiel ostatecznie zakręcił prysznic, a na jego twarzy widniał zdecydowanie zadowolony uśmiech, kiedy odwrócił się od Deana i pomaszerował do ławki, na której zostawili swoje plecaki i brudne ubrania.
Dean stał przez kilka sekund w ciszy, nie spiesząc się z myśleniem i skupianiem na fakcie, że właśnie teraz był szczęśliwy. Odpowiednio, naprawdę… SZCZĘŚLIWY.
Poszedł za Castielem i za jego przykładem wykopał z torby swoje czyste ubrania na zmianę. Oprócz ubrań każdy miał również ręcznik; jego przyniesienie było objawem zdrowego rozsądku.
Dean jako pierwsze wytarł włosy, myśląc o tym, że w domu powinien sobie nałożyć na nie odżywkę, inaczej wyschłyby mu w zabawne kształty i już prawdopodobnie nigdy nie wyglądałyby tak samo.
Naprzeciwko niego stał nagi Castiel, a Dean mógł na niego patrzeć, mógł mu błądzić wzrokiem po sutkach, podziwiać ostro zarysowane biodra i silne uda i WIEDZIEĆ, iż Castiel wiedział o tej obserwacji, nie musząc się martwić, że będzie osądzany.
Dean przez lata trzymał to w tajemnicy, ze strachu nigdy nie szukając innego mężczyzny… Ale ta chwila teraz sprawiała, że było warto. Ponieważ odnalazł człowieka, na którego MOŻNA było patrzeć. Można było dotykać. Całować, lizać, ssać.
Odnalazł Castiela i to było coś dobrego. Następny fakt.
Założyli czyste skarpetki i uśmiechnęli się do siebie, jednocześnie wyciągając z toreb swoje zwykłe buty. Castiel miał swoje kowbojki (Dean nie miał pojęcia, jak tamten zmieścił je do torby razem ze wszystkim innym), zaś Dean swoje zwykłe robocze buciory: zaufane, nie do zdarcia skórzaki.
Dean odwrócił się, usiadł i zawiązał sznurowadła. Robiąc to zastanawiał się, czy powinien poprosić Castiela o dołączenie do niego na wieczorny seans DR SEXY. Ale to BYŁABY randka. Obaj wiedzieliby to na pewno. Dean nie sądził, aby jemu i Castielowi pasowało po prostu usiąść i MIEĆ RANDKĘ. Nie było to w stylu żadnego z nich. A przynajmniej nie w stylu Deana.
Jeśli Dean związałby się z kimś, kiedy akurat zdobył przyjaciela na całe życie, to nie poprzez randkę. Na co mu były randki, skoro w jego życiu było tak wiele zdarzeń na skalę kosmiczną? Randki wydawały się za proste. Zbyt normalne.
Castiel i on nie byli normalnymi, zwyczajnymi ludźmi. Tak, była to egoistyczna myśl, ale jeśli w Deanie było kiedykolwiek coś szczególnego, to wiedział, iż chodziło o jego zdolność do prawdziwego kochania ludzi, na których mu zależało. Odnaleźć dziś tak wiele podobnej miłości w Castielu, jednocześnie przeżywając przygody, a potem usiąść i mieć randkę? Nie tędy droga.
Dean nie wiedział, w którą stronę teraz iść.
Ale wydawało się, że Castiel wiedział.
- Dean, mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy – powiedział cicho spoza miejsca, w którym siedział Dean i gapił się w przestrzeń.
- Co? Wychodzisz?
Uśmiech Castiela potrwał jedynie sekundę.
- Nie zamierzam robić powtórki z ostatniego razu, ale tak. Moja rodzina jest, jak byś mógł powiedzieć, katastrofą; zazwyczaj pełnię rolę mediatora. Akurat teraz między dwoma z moich braci toczy się sprawa sądowa; muszę wrócić do radzenia sobie z tym.
- Sprawa sądowa?
- Och – wyszczerzył się Castiel. – To nic poważnego. Jeden z nich zaparkował na terenie drugiego.
Dean zbladł.
- Uch.
Castiel cofnął się o krok, ciągnąc za sobą swoje torby.
- Tak, jak mówiłem. Katastrofa – wzruszył ramionami, wciąż się wycofując. – Ale w każdym razie, jutro wieczorem nadgonię DR SEXY. Być może moglibyśmy… znaleźć czas, by o tym podyskutować.
Dean parsknął, wstając i rozprostowując sobie zapasowe dżinsy na udach.
- Jasne.
- Dobranoc, panie Winchester. Ja… dobrze się dziś bawiłem.
- Ja też.
Spojrzeli sobie w oczy, Castiel był już prawie przy drzwiach.
- Dobranoc, Cas.
Castiel uśmiechnął się a Dean nie widział, by ten uśmiech zniknął, zanim drzwi się między nimi nie zamknęły.
On również się uśmiechał i ten uśmiech zdecydowanie nie zniknął mu z twarzy do czasu, aż nie zasnął tej nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:18, 21 Lis 2013    Temat postu:

Wah. Mam wrazenie, że to taki Epokowy Projekt jest :D Jak Ci sie tłumaczy tego ficzka, Pat? Bo czyta się go bardzo płynnie, a nie wygląda na 'łatwy'. Ciekawa jestem.
Ok. Dzieciaki są w tym ficu przesłodkie, co jest wielkim wyczynem, biorąc pod uwagę, że są całą hordą. Tego Castiela kocham! Dean jest uroczy. Szczególnie w błotku. Wszystko jest piękne. Ale
- Cas, czy ty sobie walisz? – zapytał z absolutnym niedowierzaniem.
- Ciiii – powiedział Castiel. – To był długi dzień.
Wygrywa wszystko, wszędzie i już zawsze. Słodki Jezu :'D
Brak słów, żeby napisać, jak gorąca była scena pod prysznicem. I jak cudne pojednianie :3
Nie umiem opisać jak strasznie bardzo mocno dobrze zrobiła mi ta MEGA wrzuta i jak bardzo jej potrzebowałam i jak mi teraz lepiej xD. Aplikuję sobie powtórke zanim rzucę się z drugą falą zachwytów. Przy odrobinie szczęścia bardziej gramatyczną. I w ogóle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:26, 21 Lis 2013    Temat postu:

Ficzek idzie mi dość opornie, dlatego wrzuty są tak oddalone w czasie. Autorka ma dość rozwlekły styl i preferuje zupełnie inne słownictwo, poza tym rozdziały są horrendalnie długie. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że odbiera się to płynnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:25, 22 Lis 2013    Temat postu:

Patuś, przy czytaniu wcale nie czuć, że ciężko idzie Ci tłumaczenie. Bo tekst jest tak leciutki i aż płynie z ekranu. Coś wspaniałego <3 z resztą cały rozdział to jedna wielka wspaniałość. No bo oni tak się bawią jak dzieci w tym błocie i to jest takie aww, że masakra :3 a akcja pod prysznicem jest tak fenomenalna, że słów brak. A i tekst zacytowany przez Lin powalił mnie na ziemię XD Naprawdę Pat, zasłużyłaś na 6+ za to tłumaczenie :3

I fantastycznie, że dostałaś pozwolenia od dziewczyn :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 487, 488, 489 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 488 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin